|
|
|
Jeżeli chodzi o subkultury większości ludzi wydaje się że mamy do czynienia z grupami młodzieżowymi zgromadzonymi wokół danych stylów muzycznych, nie jest to do końca prawdą ponieważ istnieją subkultury skupione wokół danych zainteresowań. Jedna z takich wspólnot młodzieżowych jest szczególnie destrukcyjna i jest symptomem rozkładu Okcydentu, chodzi oczywiście o japofilie
Oczywiście zjawisko to zaczyna się powoli spotykac z napiętnowaniem w postaci takich maksym jak 'jaranie się Japonią to pedalstwo a manga i anime to chuj" Ale jednak następuję to zbyt wolno, dlatego należy raz na zawsze konkretnie wyłożyć dlaczego japofilie należy wyrwać z serc i umysłów a jej największych wyznawców czeka honorowe miejsce podczas dnia sznura.
Głównym problemem japofili nie jest fakt tego że wyglądają chujowo i zachowują sie chujowo, mówia "kawai ^^" "arigato san" i inne zwroty w tym łżejęzyku, to jest de facto pochodną, ich największa winą jest przeszczepianie wszystkich aspektów 'kultury japonskiej' na grunt łaciński, podkreślając przy tym rzekomą wyzszosc kwitnącej wiśni nad kulturą polską, francuską czy też angielską. Samo takie stwierdzenie w starych dobrych czasach zostałoby uznane za powód do społecznego ostracyzmu a nawet wydziedziczenia, ale dzisiaj ? Oj nie kurwa możesz krytykować element każdego kraju na ziemi byleby nie obrazić potomków przybranej rodziny Toma Cruisa, ojebanie ryby na surowo uchodzi za szczyt znajomości kulinariów, origami sprawia że prawie trzy milenia rzeźby europejskiej bledną w zestawieniu z ręcznie złożonym łabądkiem. Przecież to kurwa oczywiste że Pieta, Dawid oraz Panny Mądre i Niemądre muszą w swej chujowości ukorzyć się przed papierowym tentaclem.
Zgnilizna na ogół rozpoczyna się w bardzo młodym wieku, przedszkolnym lub koło zerówki i trwa do wieku licealnego, z jakiejś nie wiadomej przyczyny anime i manga ze zwykłych kreskówek urastają do rangi sztuki, siedzisz w tym ogólniaku i słuchasz pierdolenia swoich kolegów że 'to nie jest zwykła kreska to jest takie dokładne że studenci anatomii sie mogą z tego uczyć' no i wtedy dociera do ciebie że choroba postępuje, potem zaczyna się pierdolenie o tym że koleś interesuje sie bronią białą a tak na prawde gówno o tym wie i twierdzi że broń japonska typu sratana jest lepsza od miecza europejskiego czy tez czarnej szabli, wtedy wiesz że jest jeszcze gorzej. Ani się obejrzysz a ci sami znajomi 10 lat później przebierają się w jakieś gówno i wzorem swoich idolololo z wyspy samurajów fapią do rysunkowych dziewcząt twierdząc że po co im prawdziwa jak doskonalszej nie znajdą bo 'ona pachnie i sie starzeje a ta jest wiecznie młoda' no ja jebe, nie ma sie co dziwic ze swiatowym rekordzistą w waleniu gruchy jest Japończyk, jego młoda żona siedzi szyjąc na maszynie a ten w najlepsze bryndzluje sie 3 metry dalej, zapytana co o tym sądzi odpowiada że 'cieszę się że ma hobby i sie rozwija" cudowna para.
Wielu zastanawia się jaka jest geneza spierdolenia Japończyków, odpowiedź jest złożona, przyczyna jest zarówno biologiczna jak i mentalna, biologiczna jest taka że Japonia jest rajem dla każdego kto wierzy w 'spójny etnicznie naród' 'jedna wyspa jedna podrasa' i inne wykolejenia. Japonczycy z niewiadomych przyczyn zaczeli postrzegac Chinczyków i Koreanczyków (którzy dali im cywilizacje) jako podludzi, w I tysiacleciu n.e wpadli też na genialny pomysł nie mieszania sie z obcymi, mamy wiec 50 pokolen grubego zjebania genetycznego od ktorego bardziej chujowe sa chyba tylko japońskie miecze. Przełożyło sie to też oczywiscie na nienawisc do wszystkiego co obce, mnichów buddyjskich zamykano w piwnicach i ich nauki były pół legalne w czasie szogunatu, chrzescijan krzyżowano na plaży ponieważ nie chceli oddawac boskiej czci cesarzowi, oczywiscie wiadomo cesarz jest bogiem potomkiem Amaterasu która wydźwigneła Japonie z dna morza, tak kurwa było , stad juz tylko blisko do spierdolenia mentalnego. Kiedy dac imbecylowi łyżke to sie pokaleczy, podobnie jest z Japonczykiem i technologią Po otwarciu się na świat Japonia wcieliła w życie swoje założenia o wyższosci dokonując na Chińczykach i Koreańczykach kawaii eksperymentów na żywca oraz pokazując kto tu jest nad-azjatą, jak w Nankinie, no ale przecież wg ministrów japońskich Nankinu nigdy nie było to prawdziwy japofil nie musi w to wierzyć, amerykańska propaganda.
Oczywiście kiedy Enola Nieheteronormatywna przyjebała bombami aby zakończyć wojne zły i podstępny dzikus McArthur w jednym z punktów kapitulacji wymusił na Hiro Hito aby ogłosił że nie jest bogiem, na drugi dzień cysorz musiał to odwołać bo pare tysięcy ludzi na wieść o tym popełniło samobójstwo, reszta jest znana, mieszkańcy wyspy przerzucili swój zapał z podboju na tworzenie samochodów i gadżetów elektronicznych z czym równolegle szedł rozwój ich popkultury, i tak doszliśmy do punktu gdzie w raz z gadżetem otrzymujesz w pakiecie wyżej wymienione chujstwa i musisz patrzeć na to jak fajni j-popu i anime zalewają miasta Okcydentu osrywając swoją kulture. Dwie bomby to jednak za mało/ S
Zygmunt Gołębiowski z podszczecineckiego Turowa zmarł kilka dni temu. Od prawie roku ciężko chorował na nowotwór płuc. – To nie był jeszcze jego czas, choć lekarze od początku uprzedzali nas, żeby przygotować się na najgorsze – mówi przez łzy Kamilla Dobysz, córka pana Zygmunta. – Walczyliśmy o każdy jego dzień, dlatego nie możemy się pogodzić z tym, jak zostaliśmy potraktowani przez lekarza szczecineckiego pogotowia - dodaje.
Wraca do wydarzeń z drugiej połowy września. Ojciec pani Kamilli od miesięcy walczył z rakiem. Wykryto go zbyt późno, aby przeprowadzić operację, stąd lekarze odciągnęli płyn z płuc, zaordynowali radioterapię i chemioterapię. – Choć na chemię ojciec był już zbyt słaby i przeszedł tylko jeden cykl, liczyliśmy, że się wzmocni i będzie można kontynuować leczenie – opowiada córka. Chory od kilku miesięcy przebywał w domu pod opieką rodziny i lekarza rodzinnego. – W maju tata dostał udaru, był częściowo niewładny i udało nam się załatwić aparat tlenowy, bo oddychał z coraz większym trudem – wspominają bliscy. Kryzys przyszedł 18 września.
– Tata czuł się tego dnia fatalnie, był bardzo słaby, nic nie jadł i w pewnym momencie zaczął się dusić – mówi Kamilla Dobysz. – Zadzwoniliśmy po karetkę. Przyjechał doktor S.K. z dwoma ratownikami. - Pan doktor jak usiadł w fotelu, tak wstał z niego dopiero wyjeżdżając – opowiada córka. - Nie podszedł nawet do taty, nie zbadał go, kazał tylko tacie rozpiąć piżamę. Ciśnienie zmierzyli mu ratownicy. Nie wiem, na jakiej podstawie wpisał więc do karty, że tony serca są czyste i głośne, źrenice prawidłowe, a jama brzuszna w normie. Lekarz oświadczył tylko, że aby ściągnąć ojcu płyn z płuc musi być w dobrej formie, że sami powinniśmy się zatroszczyć o transport, a nie wzywać karetkę, bo karetka to nie karuzela. W końcu odjechali bez pacjenta. - Byliśmy w szoku, bo pogotowie wracało do szpitala w Szczecinku, mogli przecież zabrać tatę – mówi pani Kamila.