Kraków zaraz po wejściu do unii stał się mekką dla binge drinkers (jak by to ładnie przetłumaczyć na polski - obszczymurów

. Za ta sama cene za którą w Anglii możesz co najwyżej wejśc do kilku klubów i wpić parę tanich drinów; w Krakowie mogłeś urżnąć się do upadłego czystą wódką i tanim piwem a kasy zostawało jeszcze na hotelik i przelot tanią linią. Wylatywałeś w piątek wieczorem, w sobotę impreza, w niedzielę powrót i w poniedziałek jakby nigdy nic mogłeś zasuwać do roboty, ale za to jakie wrażenia! Dziewczyny tysiąc razy lepsze niż te spasione lochy w angielskich klubach no i stanowczo bardziej "dostępne" - wystarczyło poświecić trochę funciakami, pościemniać o ciężkiej pracy biznesmena w City i już lądowały w twoim łóżku. Nie było to trudne bo dzięki niskim płacom i różnicy kursowej, nawet śmieciarz, magazynier czy budowlaniec miał 3 razy więcej hajsu niż przeciętny student. Niestety Krakowianki szybko wyrobiły sobie swoisy "ściemokompas" bo za często okazywało się, że wielki angielski biznesmen który wieczorem mamił je perspektywą zabrania do swojej ojczyzny prywatnym odrzutowcem; miał rano odlot tanimi liniami do swojej c🤬jowej roboty za minimalną krajową - ale spokojnie panowie obcokrajowcy, napływowe słoiki można dalej tak robić w c🤬ja - materiału do r🤬ania wam nie zabraknie, przynajmniej tak długo jak istnieją prywatne uczelnie i kierunki takie jak: psychologia, zarządzanie, socjologia, europeistyka!
A polskim panom którym marzy się żona, słowo porady: zapomnijcie o tych, które "studiowały" w Krakowie - nie, nie, nie po prostu NIE!