budzisz się w szufladzie w kostnicy, zimno jak sk***ysyn, zamarzasz... resztkami sił napie**alasz w ściany żeby ktoś cię wypuścił. Dwóch głupawych ochroniarzy wprawdzie cię usłyszy, ale na wszelki wypadek żeby uniknąć ataku zombie zwali na otwartą szafkę hydrantową, coraz zimniej, nie masz już sił, dobranoc...
Fejk jak ch*j, najpierw mruga światło, w pewnej chwili przestaje, po czym gaśnie. W tym momencie człowiek, który walił sp***ala chichocząć jacy to ludzie będą obsrani jak ławka w parku.