Znałem kiedyś kolesia, Andrzej. Był operatorem dźwiga. Zawsze wysportowany, świetna kondycja, pamiętam jak grał wówczas że swoim kilkuletnim synem w piłkę. Pewnego dnia, podczas wichury wszedł na dźwig żeby włączyć hamulec. Niestety dźwig się przewrócił. Szczęście w nieszczęściu ze po drodze uderzył o dach budynku i to zamortyzowało upadek. W wiadomościach poddali błędnie ze zginął a miał 3 miesiące śpiączki i paraliż od pasa w dół. Z czasem po paru latach rehabilitacji zaczął chodzić powoli o kulach.