k***a! A pod koniec 80’ człowiek oglądał „To Live and Die in L.A.” Williama Friedkina i myślał sobie; Bożesztymój gdzie my jesteśmy? 100 lat za mudżynami. Wszystko z przyk***istym rozmachem Pościgi Fordem Crown Victoria i Chevy Caprice w kanałach burzowych. Źli bandyci walą z UZI. Dobrzy gliniarze w oczojebnie błękitnych Levi’sach posuwają gorące laski (przepiękna, i niestety już nie żyjąca Darlanne Fluegel). Finezyjne intrygi, koks, podrabiane dolary i Willem Dafoe popie**alający w mokasynach z cienkiej skóry. A nad tym wszystkim, klimatyczna muzyka Wang Chung. Po prostu sama esencja, późniejszego stylu „Miami Vice”. Minęło 40 lat i co? Bród, smród, komuna i ubóstwo…