Sądząc po obecności strażaków jakaś popie**olona akcja. Zawsze zjawi się jakiś Mirek, jednosekundowy zakochaniec, który po alko rozkminia sens życia przez pryzmat tej jedynej itp porzygowych, słodkopierdzących ch*joz. Potem pójdzie na parapet, bo uroi sobie, że Julka gada z innym, to na pewno go nie chce i ch*j. Nie tylko cały wieczór zj***ny, ale też zaraża tym zj***nym truizmem obecnych na imprezie, skazując ich na niego do reszty życia.
Być może się mylę i ci strażacy zdejmowali tylko kota z drzewa.