Stoi przed lustrem leciwa kobieta z długotrwałym stażem w małżeństwie. Patrzy się na swoją twarz i mówi:
- Ja pie**olę, bruzda na bruździe, jakby rolnik pole zaorał, czoło całe w zmarszczkach, katastrofa.
Następnie spogląda na włosy:
- Jezu, jakie rzadkie, łysinę widać, no tragedia.
Po chwili ściąga bluzkę, piersi wiszą jej do pępka:
- O Boże, jakie obrzydliwe zwisy pomarszczone!
Patrzy tak na siebie dłuższą chwilę, po czym stwierdza:
- A dobrze tak sk***ysynowi.