18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

Mini kompendium spaleń na stosie

RoxiHeart • 2013-01-21, 20:11
21
Spalenie na stosie




Jest to metoda ukarania winnego, będąca rzec jasna karą śmierci. Polega ona na przywiązaniu skazańca do słupa, ułożeniu stosu drewna, obsypania go chrustem i na koniec podpaleniu go. Skazanymi byli głównie innowiercy, chrześcijanie, heretycy, czarownice. Przy czym palono też przegranych oskarżycieli i zwykłych przestępców np. oszustów. Tak jak już napisałam palenie na stosie było formą kary i nie miało związku z przypalaniem, które było praktykowane jako forma tortury. Ciekawostką jest, iż skazaniec w trakcie palenia umierał najczęściej od zatrucia czadem, a nie od samego ognia. Palenie na stosie zakończyło się pod koniec XVIII wieku, niemniej jednak zdarzały przypadki paleń nawet w XX wieku. Obserwując pobudki paleń na stosie, są to w większości pobudki w wynikające z batalii o wartości chrześcijańskie. Osoby niewierzące uznawano za czarownice i posądzano o konszachty z diabłem. Dla przykładu w 1562 roku w mieście Wiesenteig położonym w południowych Niemczech za czary spalono 63 kobiety, a w latach 1586-1588 w kantonie Obermarchtal stracono 43 kobiety i 11 mężczyzn. Innym przykładem jest historia miasteczka Zugarramurdi (Hiszpania), które stało się sławne z powodu procesu Świętej Inkwizycji z 1610 r., kiedy 53 osoby oskarżono tu o czary, które miały się odbywać w piątki w jaskiniach na obrzeżach miasteczka. Większość z oskarżonych nie doczekała procesu. Zmarła w więzieniu lub w drodze do Logrono, gdzie 7 listopada miało miejsce auto-da-fé (akt wiary), czyli ostatni etap procesu inkwizycyjnego. 11 osób skazano na spalenie na stosie, 21 - na więzienie, konfiskatę dóbr i wygnanie, 21 uniewinniono. Kolejnego dnia spłonęło na stosach sześcioro skazańców (tylu przetrwało do procesu), a zamiast pozostałych pięciorga spalono drewniane figury. Na ogłoszenie i wykonanie wyroku przybyło 20 tys. ludzi z całego kraju.
Mieszkańcy Zugarramurdi nie pragnęli tak głośnego procesu. Uważali, że sami dadzą sobie radę z problemem czarów. Do pierwszych oskarżeń doszło tam w grudniu 1608 r. gdzie 20-letnia Maria de Ximildegui wyznała podczas spowiedzi w kościele Naszej Pani Wniebowziętej, że brała udział w sabatach. Prosząc o rozgrzeszenie, wskazała kilka innych osób. Wszystkie przyznały się do winy i przeprosiły społeczność miasteczka na placu przed kościołem. Ktoś jednak doniósł o tym inkwizycji, a ta przyjrzała się sprawie dokładniej. Torturami wymusiła oskarżenie kolejnych osób o czary. Tropienie czarownic trwało dwa lata i odbiło się głośnym echem w całej Hiszpanii.

Wybrane osoby skazane na spalenie na stosie i przyczyny tej decyzji:


Barbara Zdunk (1769-1811)


Podobno ostatnia osoba w Europie spalona na stosie. Została oskarżona o wywołanie za pomocą czarów pożaru w Reszlu z dnia 16 na 17 września 1807 roku. Aby oszczędzić jej cierpień Zdunk została najpierw uduszona przez kata zanim podpalił stos.

Katarzyna Weiglowa (ok. 1460 – 1539)


Spalona na stosie w Krakowie pod zarzutem apostazji, po tym jak przeszła na judaizm. Przyznała się do wyznawania jedności Boga i odrzucania pojęcia Trójca Święta. W więzieniu spędziła 10 lat, zanim ostatecznie została spalona żywcem na stosie na Małym Rynku w wieku 80 lat. Podobno nawet na stosie odmówiła wyrzeczenia się swojej wiary, którą głośno wyznawała do końca.

Katarzyna Funck


84 letnia mieszkanka Łężyc oskarżona o odebranie krowom mleka i sprowadzenie chorób oraz burzy na wieś. Kara: spalenie na stosie.

Trina Papisten


Była zielarką oskarżoną o czary, prawdopodobnie dlatego, że jej mieszanki ziołowe sprzedawały się lepiej niż leki w miejscowej aptece. Skazana i spalona na stosie została w Słupsku przy Baszcie Czarownic po wielu dniach tortur w 1701 roku.

Zofia Marchewka


W 1771 roku została oskarżona o rzucenie uroku na żonę mieszkańca Brześcia – Kwiatkowskiego . Po aresztowaniu i nie przyznaniu się do winy została poddana torturom, po których rzecz jasna „przyznała się” do tego, iż jest czarownicą, bierze udział w sabatach i obcuje z diabłem. Gdy zakończono tortury wycofała zeznanie, za co poddano ją kolejnym torturom i ostatecznie spalono na stosie.

Barbara Królka


Kolejna nieszczęsna ofiara bezpodstawnych oskarżeń. Barbara Królka była oskarżona o rzucanie czarów na poborcę ziemi wiskiej – Wacława Jeziorkowskiego wraz z jego rodziną. Dodatkowo przypisywano jej : oczarowanie Zygmunta Augusta, spowodowanie śmierci królowych: Elżbiety Habsburżanki oraz Barbary Radziwiłłówny, a także przyniesienie zarazy morowej do Łomży, która w przeciągu dwóch miesięcy spowodowała śmierć ok. 5000 mieszkańców.

Irena z Tesaloniki (zm. ok. 294 roku)


Siostra św. Agape oraz św. Chioni. Złamała edykt wydany przez Dioklecjana przechowując chrześcijańskie książki. Za karę miała odbyć pobyt w domu publicznym, jednak nie molestowana odmówiła oddania ksiąg, za co spalono ją w końcu na stosie. Irena Tesaloniki jest teraz patronką przeciw burzom i pożarom.

Challcuchima (zm.ok. 1533 roku)


Był inkaskim dowódcą wojskowym znanym ze swojego okrucieństwa. Podobno kazał zrobić sobie czarę na chichę z czaszki jednego z pokonanych wodzów Huascara, któremu wymordował prawie cała rodzinę. Skazany na spalenie na stosie przez Hiszpanów za rzekome planowanie buntu.

Hatuey (XVI wiek)


Wódz Indian Taino mieszkających na Haiti oraz Dominikanie. Hatuey wraz z około 400 Indianami szukając ucieczki przed kolonizacją przypłynął na Kubę. Tam ostrzegając mieszkańców przed kolonizacją spotkał się z niedowierzeniem. W końcu wódz został pojmany przez Hiszpan, a namawiany do nawrócenia na chrześcijaństwo by mógł pójść do nieba odmówił i został żywcem spalony 2 lutego 1512 roku. Podobno odmawiając nawrócenia stwierdził, że jeżeli w niebie tacy są chrześcijanie jak konkwistadorzy , to nie chce mieć do czynienia z Bogiem , który pozwala na czynienie takiego okrucieństwa w jego imieniu. Hatuey jest określany jako pierwszy kubański bohater narodowy.

Giordano Bruno (1548-1600)


Włoski filozof hermetyczny i okultysta. Skazany na spalenie na stosie jako heretyk. Podczas przesłuchiwań zarzucano mu, że mówił :wielkim bluźnierstwem jest ze strony katolików twierdzić, jakoby chleb przemieniał się w ciało; że jest nieprzyjacielem mszy św., że nie podoba mu się żadna religia, że Chrystus był nieszczęśnikiem i że czynił nieszczęsne dzieła, oczarowując ludy, (...) że Bóg stwarza ciągle nowe światy, że Chrystus czynił pozorne cuda i że był magiem, podobnie jak apostołowie; iż Jezus umierał bardzo niechętnie i gdyby mógł, to uciekłby z miejsca kaźni; że nie ma kary za grzechy, (...) Okazał chęć stworzenia nowej sekty pod egidą nowej filozofii; powiedział, że Dziewica nie mogła porodzić, i że nasza wiara katolicka jest pełna bluźnierstw obrażający Boży majestat; że trzeba zabronić wstępowania do zakonów, ponieważ zanieczyszczają świat. Chrystus jest niegodnym psem, że nie ma piekła i nikt nie jest skazany na karę wieczną, ale że w swoim czasie każdy się zbawi (...) że jeśli będzie zmuszony wrócić do zakonu dominikańskiego, wysadzi w powietrze klasztor, w którym każą mu przebywać a potem chce jak najszybciej wrócić do Niemiec czy Anglii, do heretyków, aby żyć tam w wolności i na swój sposób. Na nieszczęście 16 z 23 oskarżeń zostało potwierdzone przez więcej niż jednego świadka. Zanim jednak trafił na stos spędził 6 lat w więzieniu będąc namawiany do odwołania swoich bluźnierczych teorii. W ostatecznym akcie łaski dano osiem dni na odwołanie nauk i powrót do stanu duchowego w celu uniknięcia kary. Giordano Bruno nie skorzystał ztej propozycji i został spalony 17 lutego 1600 roku.

Joanna D’arc (1412-1431)


Zwana Dziewicą Orleańską, której nie trzeba przedstawiać. Wplątana w intrygi z otoczenia królewskiego stanęła przed sądem za herezje. Proces w tej sprawie toczył się od grudnia 1430 roku do maja 1431. Oskarżono ją w 12 punktach za: czary, rozpustę ( wynikającą rzekomo z krótkich włosów i męskiego ubioru), pychę ponieważ czuła się bardziej odpowiedzialna przed Bogiem niż Kościołem. Aktu spalenia dokonano 30 maja 1431 roku w Rouen na Rynku w obecności tłumów między godziną 10 a 11 przed południem, gdzie odczytano ostateczny wyrok: ”ogłaszamy, że jesteś wtórną heretyczką(…)potępiamy Cię jako zepsutego członka oraz abyś nie skaziła innych, jako usunięta z jedności Kościoła, odłączoną od jego Ciała, oddaną do dyspozycji władzy świeckiej, jako, że istotnie poprzez tu obecnych usuwamy, odłączmy i oddajemy Cię – zwracając się do tejże władzy świeckiej, odnośnie, spraw dotyczących śmierci i kaleczenia ciała, by okazała ona powściągliwość w swych zamiarach wobec Ciebie oraz, w razie okazania przez Ciebie szczerych oznak skruchy, by zezwoliła na udzielenie Tobie sakramentu pokuty”.

Współcześnie też ludzi za karę spalą:


Polska


7 listopada 1938 roku – W Łodzi dokonano strasznej, czasy średniowieczne przypominającej, zbrodni na młodej kobiecie. Komisariat II P.P. zaalarmowany został w nocy przez lokatorki domu przy ul. Brzezińskiej 147, które zeznały, że na podwóże domu przybyła jakaś kobieta w spalonej odzieży i strasznie poparzona. Nieszczęśliwą przewieziono do szpitala w Radogoszczu, gdzie wkrótce w strasznych męczarniach zmarła. Tożsamości zmarłej nie ustalono. Wszczęte dochodzenia ustaliły, że nieszczęśliwą jacyć bestialscy osobnicy związali, oblali płynem łatwopalnym i rzucili na płonący stos w polu.

Świat


Kenia- palenie na stosie jest tutaj normalnością. We wsi Kagaya zginęło około 1000 osób uznawanych za czarownice. Dodatkowo mówię tu już o XXI wieku, ponieważ ostanie jakie znalazłam oskarżenie dotyczy właśnie spalenia 11 kobiet posądzonych o czary z maja 2008 roku przez rozwścieczony tłum. Około 100 osób we wsi Nyakeo, zróbiło obchód po wsi w celu znalezienia „czarowników” Schytanych skrępowano, a potem podpalono. Wszystkie osoby były w podeszłym wieku - miały od 70 do 90 lat.

Papua Nowa Gwinea- może i jest zagłębiem epidemii AIDS . Ale żeby od razu osądzać za zarażenie wirusem czarownice?A ludzie jednak faktycznie o śmierć zarażonych chętniej niż wirus oskarżają czarownice. Dwudziestoletnią kobietę rozebrano do naga, oblano benzyną a następnie podpalono w okolicach miejscowości Mount Hagen w rejonie prowincji Western Highlands. Żeby się biedna nie darła włożono jej materiał do ust. Prawdopodobnie w roku 2008 w prowincji Western i Eastern Highlands śmierć za podobne czary poniosło blisko 50 osób. Szczególnie głośna stała się sprawa, gdy ciężarna kobieta urodziła dziecko niemal "na stosie" - próbując się uwolnić z krępujących ją więzów. Kobieta została oskarżona o czary po tym, jak nieoczekiwanie zmarł jej sąsiad.


Podsumowując Francisco Goya powiedział " Gdy rozum śpi, budzą się demony" i zdecydowanie się z nim zgadzam.

Sztyletnicy

nuker92 • 2013-01-20, 12:45
71
Sztyletnicy- zbrojna i dywersyjna organizacja, powstała w okresie powstania styczniowego

Rankiem 27 czerwca 1862 r. w Ogrodzie Saskim w Warszawie doszło do zamachu na carskiego namiestnika Królestwa Polskiego hrabiego Aleksandra Nikołajewicza von Lüdersa. Zamachowiec, oficer pochodzenia ukraińskiego, Andriej Potebnia wypalił mu w kark z pistoletu i szybko się oddalił. Namiestnik, choć ciężko ranny przeżył.

Andriej Potebnia



Zamach ten zapoczątkował serię ataków na funkcjonariuszy władz carskich, których wykonawcami w większości było tzw. bractwo sztyletników, tajnych egzekutorów działających na zlecenie Komitetu Centralnego Narodowego, który z chwilą wybuchu Powstania Styczniowego przekształcił się w Tymczasowy Rząd Narodowy.


Do kolejnego zamachu doszło już tydzień później. 2 lipca 1862 roku do Warszawy przybył nowy namiestnik, brat cara Aleksandra II, Wielki Książę Konstanty Nikołajewicz Romanow w towarzystwie ciężarnej małżonki Wielkiej Księżnej Aleksandry Josifowny. Fakt że trzymał pod rękę ciężarną żonę uratował mu życie, gdyż wśród witających na dworcu czekał zamachowiec, czeladnik krawiecki, Ludwik Jaroszyński, jeden z ludzi Jarosława Dąbrowskiego. Widząc ciężarną kobietę nie zdecydował się strzelać. Zrobił to na drugi dzień w Teatrze Wielkim, niestety kula utkwiła w szlifach munduru i Konstanty przeżył, Jaroszyńskiego zaś ujęto i stracono na stokach Cytadeli Warszawskiej 21 sierpnia 1862 r.

Ludwik Jaroszyński



Nie tylko Rosjanie mogli obawiać się o swoje bezpieczeństwo, również Polacy współpracujący z zaborcą narażeni byli na stratę życia. Przekonał się o tym margrabia Aleksander Wielopolski, naczelnik zależnego od Rosji cywilnego rządu Królestwa Polskiego. Uznany za zdrajcę sprawy narodowej miał zostać zabity przez dwóch konspiratorów Jana Rzońcę i Ludwika Rylla. Mimo dwóch prób zamachu, 7 i 15 sierpnia 1862 r., akcja się nie powiodła a obydwu zamachowców ujęto, przy Ryllu znaleziono sztylet którego ostrze, wg policji carskiej, pokryte było strychniną. Rzońca i Ryll zostali straceni 26 sierpnia 1862 r. na stokach Cytadeli Warszawskiej w publicznej egzekucji. Publicznie – ku przestrodze, chociaż efekt był całkiem odwrotny, chętnych do walki było coraz więcej i coraz większa nienawiść była do zaborcy. Potiebnia, Jaroszyński, Ryll i Rzońca mieli godnych naśladowców.


Sztyletnicy działali od stycznia 1863 r. w strukturze Policji Narodowej, jako oddział wydzielony Żandarmerii Narodowej – tzw. Straż Przyboczna. Do ich zadań należała ochrona członków władzy powstańczej oraz egzekwowanie wyroków na zdrajcach i wrogach państwa polskiego. Dowódcą Straży był Paweł Landowski, a po jego rezygnacji i przejściu do partyzantki Emanuel Szafarczyk. Nie wiadomo jaka była liczebność oddziału sztyletników. Żandarmów w Warszawie było 200-250 z tego prawdopodobnie około 100 zaangażowanych było w działalność odwetową. Członkowie oddziału rekrutowali się głównie z niższych warstw społecznych. Za swoją służbę otrzymywali żołd, zwrot wydatków służbowych oraz premię za wykonane wyroki. Te z kolei wykonywane były na podstawie orzeczeń Sądu Powstańczego (przekształconego potem w Trybunał Rewolucyjny). Choć oskarżeni siłą rzeczy nie uczestniczyli w posiedzeniach sądu i wyroki były wydawane oczywiście zaocznie to zdarzało się iż docierały one opatrzone odpowiednimi pieczęciami do adresata, tak się stało np. w przypadku majora Wasyla von Rothkircha, wicedyrektora Kancelarii Specjalnej od spraw Stanu Wojennego. Zamach się nie powiódł, oficer ów został ranny.


Pierwszą ofiarą sztyletników w Warszawie był naczelnik kancelarii tajnej policji Paweł Felkner, były inspektor szkolny. Usunięty ze stanowiska przez Wielopolskiego wstąpił do carskiej policji i został szefem komórki zajmującej się inwigilacją spiskowców. Został zasztyletowany w bramie własnego domu przy ulicy Twardej 8 listopada 1862 r. Akcji przewodził młody 22-letni konspirator Władysław Kotkowski, wśród zamachowców znaleźli się także urzędnik Józef Marcinkiewicz, rzemieślnicy Romuald Dzwonkowski i Marceli Szulc oraz gimnazjalista Stanisław Rabiński. Felknerowi zabrano dokumenty i odcięto ucho na znak że egzekucję wykonano.


Bardzo głośne było zabójstwo publicysty rządowego „Dziennika Powszechnego” Józefa Aleksandra Miniszewskiego, piszącego kąśliwe artykuły na temat manifestacji, ruchu spiskowego i powstania. Został zasztyletowany 2 maja 1863 r. na werandzie własnego domu przy ulicy Rymarskiej.


Również we własnym domu został zabity Aleksander Mirza Tuhan-Baranowski, wysoki funkcjonariusz carskiej policji odpowiedzialny za represje wobec mieszkańców Warszawy. Zginął mimo tego ze miał przydzielona osobista ochronę.


Zdarzały się niestety też sytuacje kiedy celami były niewinne osoby, tak się stało w przypadku doktora Messerschmidta (został ranny), lub decyzja o wykonaniu wyroku była podejmowana samorzutnie bez wiedzy i decyzji Rządu Narodowego.


Do najbardziej spektakularnej akcji z udziałem sztyletników doszło 19 września 1863 r. Celem był nowy namiestnik Królestwa Polskiego hrabia Fiodor Fiodorowicz Berg. Inicjatorem zamachu był Ignacy Chmieleński. Niespokojny duch, zawodowy konspirator, co ciekawe, syn generała-major wojsk carskich. To on był jednym z organizatorów nieudanego zamachu na Wielkiego Księcia Konstantego. Zyskał przydomek „małego Robespierra”. Gdy przybył do Warszawy, zjednał sobie sztyletników i z ich pomocą, dzięki rozmaitym knowaniom i intrygom, został szefem Rządu Narodowego i wojskowym naczelnikiem miasta stołecznego Warszawy. Widząc że powstanie przygasza zapragnął sukcesu, dzięki któremu mógłby ponownie porwać ludzi do walki. Tym sukcesem miało być zabicie Berga.


Zamach planowano niezwykle starannie. Z obserwacji Berga wynikało że prowadzi on niezwykle regularny tryb życia. Poruszając się po mieście jego powóz jeździł ciągle tymi samymi ulicami i często o tych samych godzinach. To znakomicie ułatwiało zadanie. Dowódcą oddziału mającego dokonać zamachu był Paweł Landowski, naczelnik Żandarmerii Narodowej. To on dokonał wyboru miejsca akcji. Był nim Pałac Zamoyskich, stojący do dziś u zbiegu Nowego Światu i Świętokrzyskiej.


Gdy 19 września około godziny 17 powóz hrabiego Berga przejeżdżał koło kamienicy, z trzeciego piętra budynku, z mieszkania pod numerem 6 posypały się bomby wypełnione siekańcami i butelki z płynem zapalającym. Namiestnik cudem ocalał. Jego powóz został przebity odłamkami w 17 miejscach, raniono 5 koni i 3 kozaków eskorty. Sam hrabia nawet nie został ranny, miał tylko przebity kołnierz płaszcza.


Po zamachu na rozkaz Berga wojsko otoczyło budynek, mieszkania splądrowano a wszystkie meble i większe przedmioty wyrzucono na ulicę. Wszystko to spalono, wśród tych rzeczy znajdował się fortepian Fryderyka Chopina, przechowywany w jednym z mieszkań. Wszystkich mężczyzn aresztowanych w kamienicy, wśród nich hrabiego Stanisława Zamoyskiego, uwięziono w Cytadeli. Zamach skutkował także drastycznymi represjami wobec społeczeństwa, zaczęto przeprowadzać publiczne egzekucje schwytanych powstańców. Rozpoczęto poszukiwania zamachowców. Większości z nich udało się uciec. Chmieleński wyjechał z kraju już 1 października, także Landowskiemu udało się uniknąć aresztowania.

Ignacy Chmieleński


Ostatnim dowódcą warszawskich sztyletników był Emanuel Szafarczyk. Młody, 25-letni, pochodzący ze Śląska, syn stolarza, pozbawiony władzy w prawej ręce, zyskał sławę dzięki udanym zamachom na wspomnianego już Aleksandra Mirzę Tuhan-Baranowskiego i szpiega carskiego Bertholda Hermaniego. Kolejne akcje: zamach na majora von Rothkircha czy generał-policmajstra Fiodora Trepowa sprawiły że był on szczególnie poszukiwany przez carską policję. Wpadł we wrześniu 1864 roku zdradzony przez przyjaciela, którego zaborca przekupił koncesją na prowadzenie gospody. Mimo iż mógł uciec z kraju to jednak pozostał. Został powieszony w Cytadeli 17 lutego 1865 roku w raz z ostatnim Naczelnikiem Warszawy Aleksandrem Waszkowskim. Była to ostatnia publiczna egzekucja uczestników powstania.


Ogółem w ciągu roku, między styczniem 1863 r. a styczniem 1864 r. dokonano w Warszawie 47 zamachów w których zginęły 24 osoby a 23 zostały ranne. Według generał-policmajstra Trepowa w całym Królestwie w wyniku skrytobójczych ataków na przedstawicieli rosyjskiej administracji i sympatyków cara zginęło około tysiąca osób. Aż tyle, ponieważ prowincja też miała swoich sztyletników- byli to tzw. „żandarmi wieszający” działający we wsiach i małych miasteczkach.


W kontekście Powstania Styczniowego rzadko się wspomina sztyletnikach. Wynika to nie tylko z głębokiej konspiracji oddziału i co za tym idzie szczupłości materiału archiwalnego na ich temat. Sztyletnik po prostu nie pasuje do etosu powstańca- bohatera walczącego oko w oko z śmiertelnym wrogiem. Sposób ich działania może budzić niechęć i odrazę czemu dawała wyraz ówczesna rosyjska prasa nazywając ich terrorystami i nawet dziś w krajowych publikacjach na ich temat tak są określani. Ale czy można nazwać terrorystą bojownika walczącego z okupantem o wolność swojego Narodu na Ojczystej Ziemii?



źródło:
historia.org.pl

tragedia Górnośląska

trucker80 • 2013-01-18, 22:37
43
wiem ze w ch*j dlugie ale kto lubi takie tematy ten poczyta


Tragedia Górnośląska 1945-48
Tragedia Górnośląska obejmowała szereg działań o charakterze zbrodniczym wobec cywilnych mieszkańców Górnego Śląska. Rozpoczęła się wraz z wkroczeniem wojsk radzieckich i polskich pod koniec stycznia 1945 r. na terytorium ówczesnej Prowincji Górnośląskiej. Wiązała się z masowymi mordami, gwałtami, grabieżami i dewastacją materialnego dziedzictwa, tworzeniem przyzakładowych obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych, a także z deportacjami do Związku Radzieckiego oraz wysiedleniami Ślązaków zweryfikowanych jako Niemcy. Tym działaniom towarzyszyły nadużycia o charakterze materialnym oraz nieuzasadnione aresztowania. Równolegle z wydarzeniami odbywała się skomplikowana akcja osadnicza -określanych eufemistycznie- repatriantów, którzy zostali wypędzeni z Kresów Wschodnich. Górnośląska Tragedia kończy się w 1948 r., kiedy zrealizowano plan wysiedleń oraz zwolniono ostatnich więźniów z obozów będących pod zarządem radzieckim.
Tragedia Górnośląska wpisuje się w szerszy kontekst budowy państwa jednonarodowego, państwa jednolitego etnicznie. Projekt przedwojennej endecji został przejęty przez polskich komunistów i wdrożony tuż po zakończeniu wojny. Prowadził do eliminacji całych grup narodowościowych i etnicznych uznanych za “element niepewny”. Jego bezpośrednimi ofiarami byli Ślązacy, Mazurzy, Słowińcy, Warmiacy, Kaszubi, Niemcy, Ukraińcy czy Łemkowie.

Masakry dokonywane przez Armię Czerwoną
Wydarzenia związane z bezpośrednim przejściem frontu wschodniego otwierają krwawe karty historii Tragedii Górnośląskiej. Mordy dokonywane na ludności cywilnej Śląska były przez dziesięciolecia pomijane w historiografii peerelowskiej. Przykładem ukrywanej prawdy była masakra w Miechowicach. Zbadaniem tej sprawy zajął się dopiero III RP Instytut Pamięci Narodowej. 27 stycznia 1945 r. po zajęciu miejscowości przez żołnierzy 309 pułku 291 Dywizji Piechoty Armii Czerwonej rozpoczął się krwawy odwet. W dokumentach USC podano godziny śmierci między 5.00 a 18.00 200 osób. Z domów i piwnic wyciągano mężczyzn i na miejscu lub pod lasem, gdzie ich odprowadzano, strzelano do nich lub czasami mordowano, bijąc ich po całym ciele kolbami karabinów. Ponadto wiele rannych osób zmarło wskutek obrażeń kilka dni później. Zginęło wielu inwalidów, bo żołnierze zakładali, iż kalectwa nabawili się na wojnie, choć wielu z nich było rencistami kopalnianymi. Dopiero po tygodniu, 3 lutego, sytuacja się na tyle unormowała, że mieszkańcy przestali obwiać się wychodzić z domów. Zaczęli poszukiwać ciał bliskich i zajmować się pochówkiem ofiar. Przyjmuje się, że w miejscowości zostało zamordowanych ponad 240 osób. Wiele kobiet, w tym kobiet w ciąży, zostało zgwałconych. Dokładna liczba i rozmiar nie zostaną już nigdy wyjaśnione. (Koj, 2012: 74-78). Zbadane w miarę szczegółowo wydarzenia z Miechowic miały miejsce w wielu górnośląskich miastach i wsiach.


Polityka weryfikacji mieszkańców Górnego Śląska
Ustawa z 6 maja 1945 r. o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów objęła swym obowiązywaniem również terytorium Województwa śląsko-dąbrowskiego. Jej założenia stały w sprzeczności z sytuacją społeczną Górnego Śląska, gdyż przyjmowały dychotomiczny podział na Niemców i Polaków. Absurdalną praktyką było opierania weryfikacji na niemieckiej liście narodowej (Deutsche Volksliste-DVL) oraz kryterium znajomości języka polskiego. Warto przypomnieć, że na Górnym Śląsku wpis do DVL był obowiązkowy w przeciwieństwie do terenów Generalnej Guberni, gdzie miał charakter fakultatywny. Ponadto sam Rząd Polski na Uchodźstwie nalegał by, w celu uniknięcia represji Górnoślązacy podpisywali volkslistę.
Zweryfikowana jako Niemcy ludność Górnego Śląska miała zostać osadzona w obozach, a następnie przewieziona no radzieckiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej. Zarządzenie Wojewody śląsko-dąbrowskiego z 10 lipca 1945 r. zintensyfikowało akcję weryfikacyjną poprzez powołanie oprócz gminnych, miejskich i powiatowych komisji weryfikacyjnych. W toku weryfikacji dochodziło ze strony funkcjonariuszy MO i UB do łamania prawa, nadużyć o charakterze materialnym (zabieranie mienia osobistego, żywności) oraz nieuzasadnionych aresztowań i osadzania w obozach pracy.

Deportacje
Zatrzymywanie i wywózki górników rozpoczęły się już na początku lutego 1945 r. Na terenie miast i wsi Górnego Śląska rozplakatowano ogłoszenia wzywające do zgłaszania się do pofrontowych prac porządkowych. Sugerowano w nich zabranie ze sobą koców, przyborów toaletowych, sztućców i żywności na kilka dni. W przypadku nie zgłoszenia się do punktu zbiorczego groził sąd wojskowy. Do niewolniczej pracy w ZSRR ściągano często z ulicznych łapanek lub wyciągano z domu. Zdarzały się zatrzymywania całych zmian górniczych wyjeżdżających na powierzchnię, jak miało to miejsce w kopalni „Bobrek” w Bytomiu.
Ujętych przewożono do podobozów w Nowym Bytomiu, Pszczynie, Sosnowcu-Radoszcze, Cieszynie, Giszowcu, Chorzowie, Knurowie, Szopienicach, Mysłowicach, Kończycach Wielkich, Siemianowicach, Świętochłowicach, Katowicach-Ligocie, Czeladzi, Bielsku, Wojkowicach, Blachowni, Kędzierzynie, Kluczborku. Zatrzymanych później kierowano do większych obozów (np. w Łabędach k. Gliwic na 5 tyś. osób), skąd od końca marca zaczęto ich deportować w bydlęcych wagonach do ZSRR. Wielu nie przeżyło samej podróży wskutek dramatycznych warunków sanitarnym i braku żywności. Górnoślązacy pracowali w kopalniach, fabrykach zbrojeniowych lub kołchozach w przede wszystkim w Zagłębiu Donieckim, Syberii i Kazachstanie. Tylko nie wielu wróciło po latach do swoich rodzin. Przytoczmy relację syna jednego z deportowanych.

„Z opowiadań ojca (Karola B.) wiem, że pracował w nieludzkich warunkach w kopalni węgla w Donbasie. Obóz, w którym przebywał, był silnie strzeżony. Wokół znajdowały się wieże obserwacyjne i druty kolczaste. Strażnicy byli wyposażeni w broń oraz towarzyszyły im psy. Ucieczki kolegów z reguły kończyły się niepowodzeniem. Po schwytaniu uciekinierów sprowadzano ich z powrotem do łagru. Następnie na oczach kolegów, dla odstraszenia nieludzko torturowano ich. Pokład, w którym pracował ojciec, miał 60 cm wysokości. Głód i choroby wykańczały internowanych. Z wywiezionych do ZSRR współtowarzyszy kopalni »Bytom« prawie nikt nie ocalał. Do 1947 r. ojciec był świadkiem ich śmierci. Brał udział w ich »pogrzebie«. Ofiary represji zostały ulokowane w bunkrze pełnym wody. Gdy nastąpił rozkład ciał, kazano mojemu ojcu usunąć zmarłych. Musiał to robić gołymi rękami. Trupy zostały załadowane na wóz i następnie wrzucone do wykopanego dołu”.
(List R. Piecki, Śląska tragedia, „Górnik” 1992, nr 14 z 4 kwietnia.)

“Szacuje się, że można mówić o liczbie około 150 do 200 tysięcy osób wywiezionych z całego obszaru Górnego Śląska w głąb Związku Sowieckiego. Ludzie ci byli traktowani gorzej nawet od niemieckich jenców wojennych, którzy -aczkolwiek Związek Radziecki nie podpisał porozumienia w tym względzie- teoretycznie mogli powoływać się na Konwencję Genewską.” – prof. Roman Kochnowski


Obozy
Obozy represji, do których kierowano ludność autochtoniczną Górnego Śląska, można podzielić na dwie kategorie: 1. będące pod zarządem NKWD – powstawały tuż po zajęciu przez Armię Czerwoną Górnego Śląska, osadzano w nich jeńców wojennych, a także więźniów osadzonych bez nakazów prokuratorskich, ludność cywilną zatrzymaną z różnych powodów. Usytuowane m. in. w Blachowni, Zdzieszowicach, Kędzierzynie, Oświęcimiu, Gliwicach, Łabędach, Mysłowicach, Jaworznie działały do połowy 1948 r. 2. obozy koncentracyjne, obozy przejściowe, w których gromadzono ludność rodzimą – mające różne eufemistyczne określenia (obozy dla wysiedlonych Niemców, izolacyjne lub odosobnienia, obozy pracy); zarządzane przez polski aparat bezpieczeństwa i stworzone na potrzeby akcji weryfikacyjnej. Kierowano do nich ludność autochtoniczną uznaną za niemiecką celem przesiedlenia do radzieckiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej, Ślązaków powracających z ewakuacji, żołnierzy Wermachtu pochodzących z Górnego Śląska zatrzymani przez UB i MO, a także funkcjonariusze NSDAP i innych formacji paramilitarnych. W obozach znalazł się również znaczny odsetek Ślązaków zweryfikowanych jako Polacy (w Gliwicach stanowili 70%, a w powiecie opolskim 90%).
Obozy drugiej kategorii były tworzone na mocy zarządzeń Wojewody śląsko-dąbrowskiego z 18 czerwca i 2 lipca. Aby uszczegółowić kontekst przybliżmy funkcjonowanie jednego z nich, obozu w Łambinowicach. Powstał on na mocy decyzji starosty niemodlińskiego, Władysława Wędzicha. Poniżej poufny protokół z zebrania organizacyjnego (oryginalna pisownia):

Zebrani postanowili na podstawie danych przedstawicieli Starostwa Powiatowego, Zarządu m. Niemodlina, Komendy Powiatowej, Milicji Obywatelskiej, Komisariatu M.O. w Niemodlinie, Powiatowej Komendy U.B.P.,Sekretariatu powiatowego kom.P.P.R. oraz Państwowego Urzędu Repatriacyjnego, w obliczu niemożliwości rozwiązania innymi drogami problemu osiedlenia na terenie naszego powiatu — stworzenie obozu koncentracyjnego dla niemców.
Obrano były karny obóz jeńców wojennych w Łambinowicach, mogący pomieścić bez trudności ok. 20 000 ludzi.
Komendantem obozu zaproponowano ob. członka M.O. Gemborskiego Czesława.
Postanowiono:Komenda Powiatowa M.O. zawiadomi natychmiast Wojewódzką Komendę Milicji o powziętym kroku i poprosi o odpowiednią pomoc i instrukcje. Komenda Powiatowa M.O. zwróci się do Wojewódzkiego Wydziału Więzieńnictwa przy Wojewódzkiej Komendzie U.B.P. w Katowicach o bezzwłoczne przesłanie wyszkolonej kadry więzienników w liczbie 50 osób, dla prowadzenia obozu.
Komenda Powiatowa U.B.P. zawiadomi odnośne władze o powziętym kroku i poczyni starania o przysłanie instrukcji i pomocy w tej materii.
Sekretariat Powiatowej Kom. P.P.R. wyśle pismo zawiadamiające Wojew. Kom. P.P.R. o powziętej decyzji z prośbą o poczynienie kroków w celu uzyskania broni i pomocy w postaci instrukcji i interwencji u innych władz.
Obóz będzie zdolny do przyjęcia pierwszych oddziałów więźniów najdalej 25 lipca 1945.
W Niemodlinie stworzono pomocniczy dobrze wyposażony obóz (na 500 osób), który posłuży jako punkt przejściowy z obozu łambinowickiego.
Prace w celu zorganizowania i przeprowadzenia wyżej wymienionych zamierzeń zaczyna się od dnia dzisiejszego (14 lipca 45)
Opieramy się o instrukcje Wojewody Śląsko- Dąbrowskiego Nr 88 Ldz. Nr. W-P-r-10-2/45 z dnia 18-6-45.
Szczegóły przeprowadzenia akcji zostaną ujęte w dokładne instrukcje i opracowane przez przedstawicieli wyżej wymienionych władz.
[Za: Nowak: 1991,64]

Obóz rozpoczął funkcjonowanie końca lipca 1945 r. Pierwszym komendantem został Czesław Gęborski, który przekształcił go na obóz represji. Trafiali do niego mieszkańcy z okolicznych wiosek: Kuźnia Ligocka, Lipowa, Jaczowice, Grodziec, Ligota Tułowicka, Wierzbie, Przechód, Szydłów, Magnuszowice Wielkie, Jakubowice, Klucznik, Przędza, Oldzydowice, Łambinowice, Wesele, Szczepanowice. O akcji przesiedleńczej ludność wspomnianych miejscowości była informowana na kilka godzin przed. Pozwalano jej zabrać niewiele rzeczy osobistych, które zresztą konfiskowano po osadzeniu w obozie. Poniżej przedstawiamy dwie relacje opisujące wspomniane wydarzenia:

28 września 1945 r. wieś Ligota Tułowicką została otoczona przez MO i UB. Rozkazano nam wszystkim zebrać się na pastwisku. Ponieważ nie byliśmy uprzedzeni o wysiedleniu, zdążyliśmy zabrać tylko odzież i trochę żywności. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, jednak wszyscy spodziewali się, że wywiozą nas z wioski. Osadnicy czekali już na gospodarstwa i mieszkania. Pytano się, kto jest Polakiem. Matka zgłosiła się, że potrafi mówić po polsku. Ponieważ reszta rodziny nie potrafiła, wszystkich nas zabrano do obozu. Mężczyźni szli pieszo. Kobiety z dziećmi jechały na samochodach
(Łucja Kurian z Ligoty Tułowickiej, za: Nowak, 1991: 81-82)

W dniu 30 lub 31 sierpnia 1945 r. mieszkańcy wsi Kuźnica Ligocka, a w tej liczbie i ja — zostali wysiedleni przymusowo i umieszczeni w obozie w Łambinowicach, pow. Niemodlin. Akcja wysiedleńcza wyglądała następująco: o świcie do naszej wsi przyjechały samochody ciężarowe w liczbie około pięciu, z wojskiem i osobami cywilnymi. Wśród nich rozpoznałem wówczas ówczesnego wicestarostę z Niemodlina — Stani¬sława Nowaka i szefa PUBP — Filipka [...]. Wojsko i cywile w sposób brutalny wypędzali ludzi z mieszkań, a następnie grupowali ich w ogrodzie Jana Lisonia. Widziałem osobiście, że podczas tej akcji żołnierze i cywile bili miejscową ludność oraz rabowali ubrania, obrączki i inne wartościowe przedmioty. Do wspomnianego ogrodu spędzeni zostali wszyscy mieszkańcy wsi Kuźnicy Ligockiej, w tej liczbie również kobiety, starcy, dzieci. Następnie zebrano nas na podwórku przedszkola, skąd pieszo wyruszyliśmy do Łambinowic odległych o 12 km. W czasie drogi żołnierze i cywile bili tych ludzi, którzy nie mogli iść lub wychodzili z kolumny. W czasie drogi do Łambinowic śpiewaliśmy po polsku pieśń kościelną Pod Twoją obronę. Po przybyciu na teren obozu w Łambinowicach zostaliśmy dotkliwie pobici przez strażników tegoż obozu, po czym umieszczono nas w barakach
(Jan Staisz, sołtys wsi Kuźnica Ligocka, za: Nowak, 1991: 82-83)

Obóz składał się z 6-8 baraków mieszkalnych (każdy o pojemności ok. 1000 osób). Barak złożony był z izb, w których umieszczono piętrowe prycze. Każdy internowany dostawał dwa koce i siennik. Początkowo osadzeni byli rozdzielani na podstawie miejsca zamieszkanie, jednak wkrótce dokonano selekcji wg płci i wieku. Poszczególne baraki zajmowali mężczyźni, kobiety z dziećmi, dziewczęta i chłopcy powyżej 14 lat.
Dla zatrzymanych uruchomiono warsztaty pracy oraz urządzenia sanitarne. Obóz zabezpieczony był drutem kolczastymi i kilkoma wieżami wartowniczymi wyposażonymi w broń maszynową.

W obozie w Łambinowicach dochodziło do przypadków śmierci w wyniku słabego odżywiania lub epidemii tyfusu. Natomiast często (zwłaszcza w pierwszym okresie istnienia obozu) miało miejsce brutalne traktowanie, bicie oraz znęcanie prowadzące do śmierci. Nie ulega wątpliwości, iż dochodziło tu również do morderstw. Dokonywano również gwałtów na kobietach i dziewczętach. Najtragiczniejszym wydarzeniem był pożar z początku października 1945 r. W trakcie jego gaszenia w nieuzasadniony sposób strażnicy otwarli w kierunku internowanych ogień.
Obóz został zlikwidowany w październiku 1946 r
Innym przykładem podobnego obozu represji był obiekt w Świętochłowicach-Zgodzie. Miał on prawdopodobnie najbardziej zbrodniczy charakter. Działał od lutego do listopada 1945 r. Jego komendantem został mianowany Salamon Morel, Polak żydowskiego pochodzenia. Traumatyczne wydarzenia opisał Gerhard Gruschka, który jako czternastoletni chłopak został bezpodstawnie internowany.

Często też Morel i jego przyboczni z milicji lub UB znajdywali powody, aby urozmaicić sobie życie kosztem więźniów bloku 7. Na przykład w dniu kapitulacji Niemiec, w nocy, grupa milicjantów uderzeniami pałek i pejczami przegoniła więźniów w poprzek ulicy obozowej do umywalni. Tam odkręcono całkowicie kurki pryszniców, a następnie przegoniono nas mokrych i zziębniętych na plac apelowy. Jeden z milicjantów ryczał „padnij”, a cała ich grupa przebiegła po naszych ciałach. Kto z nas nie leżał dość płasko na ziemi, był deptany brutalnie butami po pośladkach, plecach lub głowie. Następnie rozległo się „powstań”, ponownie załomotały razy i jeszcze raz przepędzono nas do baraku – umywalni.
(Gruschka, 1998: 45)

W ciepłych tygodniach lata niezliczone ilości much składały jaja w otwartych ranach torturowanych więźniów. Po jakimś czasie wykluwały się z nich małe, białe robaki, które wywoływały u więźniów groźne powikłania i straszliwe męczarnie. Dla tych więźniów, za wskazaniem lekarza obozowego, gotowaliśmy regularnie wywar z ziół pozostawionych jeszcze w ambulatorium przez Niemców, który to wywar rozpylany był na ropiejącą ranę. Wskutek tego robaki wychodziły na powierzchnię rany, a następnie odpadały z niej lub były ostrożnie zeskrobywane z ran.
(Gruschka, 1998: 50)

Nad obozem rozszerzała się szczególna, niesamowita atmosfera powściągliwości i grozy. Gdy w dzień przechodziło się przez baraki, nie widziało się już ani jednej pryczy bez leżącego tam więźnia chorego na tyfus. Na podłodze również leżeli wycieńczeni więźniowie. Ich jęki i skomlenia były nie do zniesienia, tak samo jako silny smród uryny i kału. Nikt już nie był w stanie uciec przez chmarami wszy, które mnożyły się wszędzie bardzo obficie oraz nocą przed pluskwami, które spadały na więźniów z sufitu baraku lub górnych pięter prycz, atakując ich znanym sposobem
(Gruschka, 1998: 51)

Obozy koncentracyjne nie zostały zlikwidowane, lecz przejęte przez nowych właścicieli. Najczęściej kierowane są przez polską milicję. W Świętochłowicach (Górny Śląsk) ci jeńcy, którzy nie zginęli jeszcze z głodu lub nie zostali pobici na śmierć, muszą noc w noc stać po szyję zanurzeni w wodzie, dopóki nie umrą.
(Raport R.W.F. Bashford do Brytyjskiego Foreign Office z 1945, za: Gruschka, 1998: 72)

Że na co dzień widziało się u nas zmarłych, to była rzecz zupełnie naturalna… Umierali oni wszędzie, w umywalni, w toalecie, oraz obok pryczy…, a gdy chciało się pójść do toalety, to krążyło się pomiędzy trupami, tak jakby to była najnormalniejsza sprawa.
(Eric von Calsteren, za: Gruschka, 1998: 73-74

Nie było żadnej zasadniczej różnicy pomiędzy tym, co przeżył więzień w niewoli i torturach zadawanych pod symbolem trupiej czaszki SS czy polskiego orła. Wszystkim, którzy przeżyli, pozostały nadal w psychice: bezsenne noce z ich straszliwymi i niezapomnianymi obrazami, niebezpieczeństwo emigracji wewnętrznej, a w ogólności nadmierna wrażliwośći na duchowe i nerwowe bodźce, niezależnie od tego czy ich moment aresztowania zakończył się w maju 1945 roku lub później”.
(więzień obozu ZGODA, za: Gruschka, 1998: 75)

O obozie w Świętochłowicach-Zgodzie pisał również John Sack w publikacji „Oko za oko”, gdzie przedstawia sylwetki Żydów pracujących dla Urzędu Bezpieczeństwa.

Liczba ciał była ogromna, ale Szlomo nie zapominał o tym, że wciąż jeszcze żyje sześciuset mężczyzn z brunatnego baraku, oraz tysiąc ośmiuset “kolaborantów” i sześćset “kolaborantek”. On sam nic tknął ich jeszcze (osobiście zajmował się tylko mieszkańcami z brunatnego baraku), ale strażnicy zaczęli bić wszystkich: jeżeli nie salutowali, jeżeli nic mówili po polsku “Tak, proszę pana”, jeżeli nic pozbierali swoich włosów w zakładzie fryzjerskim, jeżeli nie zlizywali własnej krwi. Zapędzali Niemców do psich bud i bili ich, jeśli ci nie chcieli szczekać. Zmuszali Niemców do bicia siebie nawzajem: do skakania sobie na plecy, do walenia się po nosach, a jeśli jakiś więzień markował swoje ciosy, strażnicy mówili: – Pokażę ci jak się to robi – i walili tak mocno, że kiedyś jednemu uderzonemu wyleciało szklane oko. Gwałcili Niemki -jedna trzynastolatka zaszła w ciążę – i szkolili swe psy w ten sposób, że na komendę “Sic!” gryzły Niemców w genitalia. A i tak pozostało jeszcze trzy tysiące więźniów, i Szlomo nienawidził ich bardziej niż w lutym, nienawidził ich za to że nie chcieli usłużnie umierać.
(Sack, 1995: 178)





Mogiła zbiorowa ofiar masakry sowieckiej w Miechowicach 25-27 stycznia 1945 r., fotografia z 1968 r


Jedno z nielicznych fotografii przedstawiających więźniów obozu w Łambinowicach. Górnoślązaczki dokonują ekshumacji ciał jeńców wojennych



Akt zgonu podpisany przez Komendanta obozu Salomona Morela



Szkic obozu w Świętochłowicach-Zgodzie

II wojna oczami Wehrmachtu

Alien_12 • 2013-01-14, 17:07
78
Teledysk ,,Wehrmachtu" zespołu Sabaton, znaleziony na YT, autorstwa renauda raymaekersa. Jeżeli ktoś nie lubi metalu, niech wyciszy i włączy sobie swój hip-hop/pop/dubstep/ch*j wie co i podziwia piękno wojny w kolorze :hitler:

W oryginale na YouTube w 720p - /watch?v=rfo2XeD4RMs
Wiem, wiem, cicho trochę, szkoda, ale macie pokrętło na głośnikach/słuchawkach jakby co.

Kamuflaż wojskowy - wz. 93 ''Pantera''(PL)

Ranger • 2013-01-10, 14:29
171
Witam.
Jako, że tematy militarne są dość dobrze przyjmowane na tym forum to wrzucę coś od siebie.
Jeżeli temat się spodoba to zrobię opracowania innych popularnych kamuflaży.

Na początek - żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie będę używał terminu ''moro'' ponieważ jest on błędny. ''Moro'' to nazwa kamuflażu, który funkcjonował w Polskich Siłach Zbrojnych oraz w siłach MSWiA(Policja, Straż Pożarna, Straż Więzienna) w latach '70-tych. Obecnie korzysta z niego już tylko Straż Więzienna.

Kamuflaż ''Moro wz. 68'' LWP:


Historia kamuflażu wz. 93 ''Pantera''.
Kamuflaż ten powstał specjalnie dla powstającej wtedy jednostki GROM na początku lat '90-tych. Wdrożenie wzoru maskującego poszło sprawnie i uznano go za wielki sukces, więc Ministerstwo Obrony Narodowej postanowiło uznać ''Panterę'' za obowiązujący wzór maskujący we wszystkich rodzajach sił zbrojnych RP, co nastąpiło w roku 1993.
Wz. 93 wyparł dopiero, co wdrożony w siłach zbrojnych kamuflaż wz. 89 ''Żaba'', który okazał się niewypałem ze względu na kiepskie właściwości kamuflujące(z kilku metrów mundur w tym kamuflażu wydawał się być w pełni zielony).

wz. 89 ''Żaba''


wz. 93 ''Pantera''


Opis kamuflażu
''Pantera'' należy do wzorów leśnych oraz pustynnych ponieważ w czasie jej powstawania nikt nie myślał jeszcze o tzw. kamuflażach uniwersalnych. Wzór ten zaprojektowano specjalnie dla naszej strefy klimatycznej, a jego zadaniem jest rozbicie sylwetki żołnierza w warunkach wykonywania działań z zakresu taktyki zielonej. Rozbicie sylwetki na tle środowiska utrudnia wykrycie swojej obecności za pomocą oka nieuzbrojonego oraz uzbrojonego(noktowizory, lunety, kolimatory) pod warunkiem zastosowania odpowiednich barwników, które pochłaniają światło podczerwone(w przeciwnym wypadku mundur i oporządzenie charakterystycznie świecą w noktowizji).

Kamuflaż ''Pantera'' składa się z 4 podstawowych barw - czarnej, brązowej, jasnozielonej i ciemnozielonej. Podstawową wadą tego kamuflażu jest brak widocznego ''mikrowzoru'' i powtarzalność plam, co ok. 12,5 cm. Wady te powodują problemy z rozbiciem sylwetki na małych oraz dużych odległościach.
Wadą jest również obecność barwy czarnej, która nie występuje zbyt często w naturalnym środowisku więc oko podświadomie rejestruje ''jaskrawość'' tej barwy na tle środowiska.

Na początku XXI wieku opracowano pustynną wersję kamuflażu, specjalnie na potrzeby zbliżającej się interwencji w Iraku. Poza odwróceniem poszczególnych kolorów na kolory pustynne i nadrukowaniem go na materiale o splocie rip-stop, nic w tym wzorze nie zmieniono. Sam kamuflaż pustynny istnieje w trzech generacjach ponieważ dostosowywano go, aby coraz lepiej sprawdzał się w warunkach pustynnych. Niestety do dzisiaj okazuje się, że leśna wersja spisuje się w zapiaszczonym środowisku lepiej od wersji pustynnej, więc często można spotkać żołnierzy w ''zielonej panterze''.

wz. 93 ''Pantera Pustynna''


Żołnierz GROM w Iraku


Zalety i wady wzoru:
+Dobre maskowanie na średnich dystansach
+Dopasowanie do polskiej strefy klimatycznej
+Jest to całkowicie polski projekt zastrzeżony dla sił zbrojnych RP

-Powtarzalność wzoru, co ok 12,5 cm
-Kiepsko dobrana kolorystka
-Brak mikrowzoru

Użytkownicy kamuflażu:
-Siły Zbrojne RP(wojska lądowe, marynarka wojenna, siły powietrzne, siły specjalne)
-Straż Graniczna
-Policja(SPAP na potrzeby realizacji działań z zakresu taktyki zielonej)

Ciekawostki:
Polska firma odzieżowa ''Arlen'' specjalizująca się w produkcji umundurowania opracowała ''cyfrową'' wersję kamuflażu ''Pantera'' w wersji leśnej i pustynnej. Nie wszedł on jednak do masowej produkcji ponieważ nieregularne kształty plam przy zachowanej kolorystyce oryginału pogarszały już i tak niezbyt dobre właściwości kamuflujące tego wzoru. Jedyną firmą odzieżową, która zdecydowała się wykorzystać ''Cyfrową Panterę'' była firma MIWO. Mundur w zdigitalizowanym wz. 93 można było sporadycznie spotkać wśród żołnierzy PKW Afganistan.

W mundurze wz. 2012, który ma zastąpić przestarzały krój mundurów wz. 127/a i 124/z pamiętający jeszcze lata '70-te zdecydowano pozostać przy kamuflażu wz. 93. Decyzję tą argumentowano ''przywiązaniem'' polskich żołnierzy do tego kamuflażu, cięciami budżetowymi podczas projektowania munduru wz. 2012 oraz łatwą identyfikacją ponieważ ''Pantera'' stała się naszą wizytówką podczas wykonywanych misji międzynarodowych. W przyszłości może go zastąpić kamuflaż ''Mapa'', który jest obecnie w fazie testów.

wz. 93 ''Pantera Cyfrowa''


''Pantera Cyfrowa'' w wersji pustynnej w Afganistanie:


Porównanie z innymi kamuflażami:
Na przedstawionym poniżej zdjęciu możemy porównać właściwości kamuflujące kilku kamuflaży leśnych. Na pierwszy rzut oka widać, że wz. 89 ''Żaba''(ostatni z prawej) oraz francuski CCE(pierwszy z lewej) zupełnie nie radzą sobie w polskich warunkach klimatycznych. Właściwości kamuflujące wz. 93(drugi z lewej) są całkiem niezłe.
Ranger • 2013-01-10, 15:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (17 piw)
Krówka napisał/a:

Nie wiem czemu, interesują mnie militarne tematy, ale ten temat jest za przeproszeniem denny... historia kamuflażu...



Jak na kogoś kto potrafi tylko przekleić zdjęcie albo filmik to masz zajebiście dużo do powiedzenia :amused:

Generał Władysław Anders

Pater patriae • 2013-01-09, 22:11
126


Ostatnio "wrzuciłem" na sadistic postać niestety dość zapomnianą, mianowicie generała Stanisława Sosabowskiego.

Wydaję mi się, że tematyka się niektórym spodobała, więc dzisiaj trochę o człowieku, o którym chyba każdy coś tam słyszał, jest to generał Władysław Anders.


Władysław Anders był prawdziwym żołnierzem z krwi i kości. Udowodnił to już podczas służby w wojsku rosyjskim, a następnie w nowo odrodzonym Wojsku Polskim. Sławę jednak zyskał jako twórca oraz dowódca Polskiej Armii utworzonej w ZSRR w 1941 r., a także zdobywca wzgórza Monte Cassino w maju 1944 r. Po wojnie nazywany był przez władze PRL jednym z przywódców "reakcyjnej emigracji" i mitycznym wyzwolicielem na białym koniu.



Władysław Anders urodził 11 sierpnia 1892 r. w Błoniu koło Kutna w rodzinie agronoma i administratora majątków ziemskich. Jego ojciec, Albert Anders, oraz matka Elżbieta z domu Tauchert byli z pochodzenia Niemcami wyznania ewangelickiego. Władysław miał trzech braci: Tadeusza, Karola i Jerzego oraz siostrę Irenę. Wszyscy trzej bracia w okresie międzywojennym byli oficerami Wojska Polskiego, zasłużonymi podczas wojny polsko-bolszewickiej (dwóch zostało odznaczonych Orderem Virtiti Militari). Siostra natomiast została wydziedziczona z powodu małżeństwa z ubogim mężczyzną.

Młody Władysław edukację podstawową ukończył w warszawskim gimnazjum realnym. We wrześniu 1910 r. zgłosił się na ochotnika na roczną służbę w armii rosyjskiej, którą ukończył w stopniu chorążego. Następnie podjął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki w Rydze, gdzie również zaangażował się w działalność Korporacji Akademickiej Arkonia. Studia przerwał mu wybuch I wojny światowej, gdy jako oficer rezerwy został powołany do armii carskiej i przydzielony do 3. Noworosyjskiego Pułku Dragonów Jej Cesarskiej Mości Wielkiej Księżny Heleny Władimirowny, gdzie w stopniu porucznika dowodził jednym ze szwadronów i został trzykrotnie ranny. W 1917 r. otrzymał dyplom ukończenia kursów carskiej Akademii Sztabu Generalnego w Petersburgu. Po ukończeniu kursów brał udział w formowaniu I Korpusu Polskiego, tworzonego w Rosji przez gen. Dowbor-Muśnickiego. Kiedy oddziały te rozwiązano, wrócił do Warszawy w stopniu podpułkownika i brał udział w rozbrajaniu Niemców w Polsce.

Kiedy Polska tworzyła swe wojsko, Władysław Anders został szefem sztabu Dowództwa Głównego Sił Zbrojnych w byłym zaborze pruskim. Na przełomie 1918, a 1919 r. walczył w powstaniu wielkopolskim jako szef sztabu Armii Wielkopolska. W okresie wojny polsko-bolszewickiej był dowódcą 15. pułku ułanów poznańskich, z którym przeszedł trudny szlak wiodący m.in. przez Mińsk, Bobrujsk oraz Iwachnowicze, gdzie 29 lipca został ranny. Po zakończeniu wojny udał się do Paryża, by ukończyć studia Ecole Superieure de Guerre i praktyki w szkole kawalerii w Saumur. Powrócił do Polski w 1924 r., gdzie otrzymał awans do stopnia pułkownika. Następnie został nominowany na dyrektora nauk na kursie dla wyższych dowódców, potem zaś pracował w sztabie Generalnego Inspektora Kawalerii.

W czasie przewrotu majowego opowiedział się przeciwko Piłsudskiemu i był szefem sztabu dowódcy wojsk rządowych. W okresie od 1928 do 1937 r. dowodził początkowo 5. Brygadą Kawalerii „Brody”, potem Wołyńską Brygadą Kawalerii. W 1934 r. awansował do stopnia generała brygady. W 1937 r. mianowany został dowódcą Nowogrodzkiej Brygady Kawalerii. Przez cały okres II Rzeczpospolitej Władysław Anders kilkakrotnie brał również udział wielu międzynarodowych zawodach jeździeckich, m. in. w Nicei w 1925 r. ekipa jeździecka, którą kierował zdobyła Puchar Narodów.


Święto 15 pułku ułanów poznańskich w Poznaniu, gen. Anders pierwszy z prawej w pierwszym rzędzie


Wielka Rewia Kawalerii w Krakowie w 1933 r., płk Władysław Anders pierwszy z prawej.


Wojna obronna z września 1939 r. zastała gen. Władysława Andersa na stanowisku dowódcy Nowogórdzkiej Brygady Kawalerii, która była podporządkowana Armii "Modlin". W ramach tej armii prowadziła walki na południe od Prus Wschodnich, w rejonie Płocka i Warszawy. W czasie odwrotu spod Mławy nie wykonał rozkazu osłony ruchu 20. Dywizji Piechoty, co stało się jedną z przyczyn jej rozbicia. Następnie gen. Tadeusz Kutrzeba wydaje gen. Andersowi rozkaz obrony fragmentu Puszczy Kampinoskiej, ten jednak odmawia wykonania rozkazu motywując to przewidywanymi zbyt dużymi stratami swojej brygady.

12 września 1939 r. zostaje dowódcą Grupy Operacyjnej Kawalerii swojego imienia, w skład której wchodziły trzy brygady: Nowogródzka Brygada Kawalerii, Wołyńska Brygada Kawalerii oraz Kresowa Brygada Kawalerii. Wycofując się na południe stoczył ciężkie walki przeciwko Niemcom w okolicach Mińska Mazowieckiego oraz Tomaszowa Lubelskiego, w tzw. drugiej bitwie tomaszowskiej. Gdzie po lokalnych sukcesach – zdobyciu Krasnobrodu, samowolnie wycofał się, nie informując dowództwa Frontu Północnego, do Lwowa, w wyniku czego udało mu się przebić na południe. Wobec zajęcia terenów wschodniej Polski przez ZSRR otrzymał rozkaz przebicia się na Węgry lub do Rumunii. Po ciężkich walkach, podczas których został dwukrotnie ranny, 29 września w okolicach Sambora dostał się do niewoli radzieckiej.

Początkowo więziony we Lwowie, a następnie przewieziony przez NKWD do Moskwy i osadzony na Łubiance oraz w Butyrkach. Podczas 22-miesięcznego pobytu w więzieniu był wielokrotnie przesłuchiwany oraz, ze względu za zasługi z I wojny światowej, bezskutecznie namawiany do wstąpienia do Armii Czerwonej. Po ataku III Rzeszy na ZSRR i zawarciu układu Sikorski-Majski w 1941 r. zwolniony z więzienia, żeby objąć dowództwo powstającej tam Armii Polskiej. Tym samym 11 sierpnia 1941 r. został awansowany do stopnia generała dywizji.


Gen. Władysław Anders dokonuje inspekcji oddziałów Armii Polskiej w ZSRR

Gen. Władysław Anders - dowódca Armii Polskiej w ZSRR i płk. dypl. Leopold Okulicki


Pierwszy rozkaz gen. Andersa o formowaniu polskich sił zbrojnych i apel do obywateli polskich o wstępowanie do wojska wydany został 22 sierpnia 1941 r. Po nim do Armii Polskiej, formującej się okręg Buzułuku, zaczęli napływać głównie jeńcy wojenni oraz Polacy deportowani z terenów okupowanych przez ZSRR. Działo się to w niesłychanie trudnych warunkach, przy niesprzyjającej władzy radzieckiej i utrudnionym zapasach przesyłanych przez Brytyjczyków. Łącznie wcielono do Armii 25 115 osób, w tym 960 oficerów, a oprócz tego wraz z żołnierzami do polskich obozów przybywało wiele tysięcy dzieci, najczęściej skrajnie wynędzniałych, wśród których było bardzo wiele sierot. Żołnierze objęli dzieci troskliwą opieką. Zaczęto od razu organizować dla nich szpitale, sierocińce, szkoły.

Wiosną 1942 r. wobec coraz gorszych przydziałów żywnościowych dla Armii Polskiej oraz żądań Stalina o natychmiastowe wysłanie Polaków na front, gen Władysław Anders, po porozumieniu radziecko-brytyjskim rozpoczął wycofywanie Wojska Polskiego do Pahlavi w Iranie. Ogółem ZSRR opuściło 41 tysięcy wojskowych i 74 tysiące cywili – obywateli polskich. Gen. Anders uważał ewakuację za swój sukces, jednak obecnie wielu historyków uważa, że ewakuacja wojsk polskich z ZSRR z punktu widzenia polskiej racji stanu była błędem.

12 września 1942 r. gen. Władysław Anders został nominowany na dowódcę nowo utworzonej Armii Polskiej na Wschodzie, która została przeniesiona do Iraku oraz zreorganizowana według etatów brytyjskich. W lipcu 1943 r. nastąpiła kolejna reorganizacja armii, z której wyłączono 2. Korpus Polski w celu włączenia go do działań wojennych na froncie włoskim. Dowództwo Korpusu objął gen. Anders i przeniósł się do Palestyny, aby następnie w listopadzie tego samego roku przegrupować się w Egipcie przed transportem na kontynent europejski.


Podróż gen. Władysława Sikorskiego do Armii Polskiej na Bliskim Wschodzie

Wizyta gen. Władysława Andersa w oddziałach Pomocniczej Służby Kobiet 2. Korpusu Polskiego


Na przełomie 1943 i 1944 r. do Włoch został przetransportowany 2. Korpus Polski w skład którego zasadniczy trzon stanowiły: 3. Dywizja Strzelców Karpackich, 5. Kresowa Dywizja Piechoty, 2. Samodzielna Brygada Czołgów, pułk samochodów pancernych oraz armijna grupa artylerii i służby. Łącznie Korpus liczył wówczas ponad 52 tysiące żołnierzy. Po wylądowaniu Polacy zostali podporządkowani rozkazom gen. Oliviera Lee – dowódcy brytyjskiej VIII Armii.

W maju 1944 r. 2. Korpus rozpoczął swój szlak bojowy. 11 maja ruszyło pierwsze polskie natarcie na silnie umocniony masyw Monte Cassino. Drugie natarcie (17 i 18 maja) doprowadziło do zdobycia wzgórza oraz klasztoru Monte Cassino. Polskie walki pod Monte Cassino były niezwykle krwawe, w natarciu zginęło 924 żołnierzy, 2930 zostało rannych, a za zaginionych uznano 345. Poprzez zwycięstwo okupione polską krwią droga na Rzym została otwarta, który został zajęty przez amerykanów 4 czerwca, a więc w dwa tygodnie po bitwie. Warto wspomnieć że wcześniej pod Monte Cassino siły niemieckie wiązały aliantów przez ponad cztery miesiące.

Następnie, w czerwcu, 2. Korpus Polski ponownie wkroczył do akcji, odznaczając się w bitwie o Ankonę, której zdobycie było jedyną operacją Wojska Polskiego na froncie zachodnim, która była czysto polską operacją, a nie jedynie udziałem naszych żołnierzy w alianckiej operacji. Tu dowodzili Polacy. Plan natarcia na Ankonę opracował gen. Władysław Anders i jego sztab, któremu podporządkowane zostały jednostki brytyjskie i Włoski Korpus Wyzwolenia. Po zdobyciu Ankony 2. Korpus walczył o przełamanie linii Gotów, w Apeninach Emiliańskich, aby zakończyć swój szlak bojowy zdobyciem Bolonii w lutym 1945 r.

W czasie gdy 2. Korpus Polski walczył we Włoszech gen. Anders zaczął coraz bardziej interesować się wydarzeniami politycznymi. Staje się zdecydowanym przeciwnikiem polityki lansowanej przez Stanisława Mikołajczyka oraz powstania warszawskiego. Szczególne emocje wzbudza u niego fakt przegrywania sprawy Kresów Wschodnich przez polskich dyplomatów. Zmianę na stanowisku premiera przyjął z zadowoleniem i od tej pory jego krytyka przeniosła się na sojuszników zachodnich. W 1945 roku, po konferencji jałtańskiej, doszło do dramatycznego spotkania między gen. Andersem, a premierem brytyjskim Winstonem Churchillem. Polak ostro skrytykował ustalenia konferencji i wyraził myśl, iż lepiej by było, gdyby w formowanym Rządzie Tymczasowym znaleźli się sami komuniści, ponieważ wtedy świat dowiedziałby się o ich intencjach. Churchill z kolei zaatakował go za jego nieprzejednaną postawę i stwierdził, iż żołnierze 2. Korpusu Polskiego nie są mu już potrzebni. Od 26 lutego do 21 czerwca 1945 roku Anders pełni obowiązki Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Polskich Sił Zbrojnych.

Gen. Anders oraz gen. Bronisław Duch pod Monte Cassino

Narada gen. Oliviera Leese i gen. Władysława Andersa w rejonie rzeki Sangro we Włoszech


Po zakończeniu II wojny światowej większość żołnierzy 2. Korpusu Polskiego, z powodu swych przeżyć w Związku Radzieckim, zdecydowała się nie wracać do Polski. Również gen. Władysław Anders pozostał na emigracji. 26 września 1946 r. uchwałą rady Ministrów PRL pozbawiony został obywatelskiego polskiego. Pozostając na emigracji kontynuował działalność polityczną, ukierunkowaną na zachowaniu ciągłości konstytucyjnej Rządu Emigracyjnego w Londynie. W listopadzie 1946 r. został mianowały Naczelnym Wodzem i Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych, chociaż w tym czasie funkcja ta miała już głównie tytularny charakter. Funkcję tę pełnił do demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Od 1949 roku był przewodniczącym Skarbu Narodowego, a w 1954 roku został członkiem Rady Trzech. 16 maja 1954 r. otrzymał awans do stopnia generała broni. Zmarł 12 maja 1970 r. w Londynie. Zgodnie z ostatnią wolą, został pochowany na Polskim Cmentarzu Wojennym pod Monte Cassino, wśród swoich żołnierzy.

Grób gen. Władysława Andersa na cmentarzu zołnierzy polskich pod Monte Cassino

ps. Jeżeli ktoś ma zamiar narzekać "gdzie tu hard", polecam najpierw zajrzeć do regulaminu.

Getto w Łodzi

Vof • 2013-01-05, 10:29
168
Kolorowe zdjęcia z Getta w Łodzi oraz samo miasto Łódź:




Reszta w Komentarzach
Jerkov • 2013-01-05, 12:15  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (45 piw)

gen. Tokarzewski-Karaszewicz

Hauer88 • 2013-01-05, 08:57
80
5 stycznia 1893 r. we Lwowie urodził się Michał Tadeusz Karaszewicz-Tokarzewski herbu Trąby późniejszy generał broni Wojska Polskiego, wolnomularz, teozof, duchowny Kościoła liberalnokatolickiego. Twórca i dowódca organizacji wojskowej -- Służby Zwycięstwu Polski, która była pierwszą organizacją konspiracyjną w okupowanej Polsce...


Bismarck

Krówka • 2013-01-04, 16:05
37
BISMARCK






Okręt pancerny z II wojny światowej należący do armii niemieckiej. Była to największa jej jednostka. Właściwie pod względem wielkości... ale od początku...


W listopadzie 1937 roku wódz III Rzeszy Adolf Hitler ujawnił szefom swoich służb wojskowych, że ma zamiar w przyszłości rozpocząć wojnę z Wielką Brytanią. Zdawał sobie sprawę, że choć Wehrmacht posiadał ogromną przewagę na lądzie nad armią brytyjską, to bardzo słaba niemiecka marynarka wojenna nie miałaby żadnych szans w starciu z potężną Royal Navy.

Hitler potrzebował potężnej marynarki złożonej z potężnych okrętów. Tak powstał tzw. „plan Z” - plan znacznej rozbudowy marynarki i położenie nacisku na budowę potężnych pancerników i krążowników. Do chwili wybuchu wojny, ledwie rozpoczęto realizację tego nader ambitnego planu. Z zakładanych 10 pancerników, 3 pancerników kieszonkowych, 16 krążowników, 2 lotniskowców i 190 U-bootów niewiele udało się wybudować. Wystarczy przytoczyć, że Wielka Brytania w drugiej połowie 1939 r. miała przewagę nad Niemcami w samych pancernikach w stosunku 7:1.





Budowę okrętu rozpoczęto 1 lipca 1936 roku w stoczni Blohm und Voss w Hamburgu (budowa rozpoczeła się wcześniej niż ujawnienie planu "Z"). Okręt zwodowano w dniu 14 lutego 1939 roku. Pancernik „Bismarck” wszedł do służby w Kriegsmarine 24 sierpnia 1940 roku.

Ponieważ otwarta konfrontacja z okrętami floty brytyjskiej nie wchodziła w grę, naczelne dowództwo Kriegsmarine postawiło na przechwytywanie i niszczenie konwojów alianckich z pomocą dla zagrożonej Wielkiej Brytanii. Logiczne było, że im więcej statków handlowych z zaopatrzeniem niezbędnym dla kontynuowani wojny pójdzie na dno, tym trudniejsza stanie się sytuacja Wysp Brytyjskich. Niszczenie i dezorganizowanie dostaw – to był główny cel, jaki wyznaczono krążownikom, u-bootom i przede wszystkim pancernikom floty niemieckiej. Okazało się to bardzo skutecznym rozwiązaniem. Niemcy byli zachwyceni takim obotem spraw, że postanowili użyć swego asa atutowego. Zdecydowali wypuścić w morze prawdziwego kolosa, który miałby siać zniszczenie na wodach Oceanu Atlantyckiego, niszcząc konwój za konwojem i osłabiać w ten sposób gospodarkę Wielkiej Brytanii. Mowa oczywiście o Bismarcku.





18 maja 1941 r. Bismarck wypłynął z portu w Gotenhafen (Gdyni), rozpoczynając tym samym Rheinubung - operację ćwiczenia reńskie. W jego zbiornikach, mogących pomieścić ok. 8300 ton paliwa, w wyniku pęknięcia węża do tankowania znalazło się o ok. 200 ton paliwa mniej, co bardzo poważnie zaważyło na dalszych losach okrętu...
Następnego dnia Bismarck spotkał się koło Rugii z Prinz Eugenem i niszczycielami eskortowymi. Zespół skierował się ku Cieśninie Duńskiej. Okazało się to błędem, ponieważ na tym obszarze panował ożywiony ruch wielu statków i przejście dużego zespołu okrętów niemieckich zostało łatwo dostrzeżone. Załoga neutralnego statku szwedzkiego poinformowała o r*chach wrogich okrętów brytyjskiego attache morskiego w Sztokholmie, który szybko skontaktował się z admiralicją w Londynie. 21 maja rano 4 brytyjskie samoloty dostrzegły Bismarcka i Prinz Eugena, a w południe dokładne zdjęcia obu jednostek cumujących w norweskich fiordach koło Bergen wykonał pilot Spitfire’a Michael Suckling. Niemieckie rajdery utraciły istotny element zaskoczenia.

Brytyjczycy nie czekali. Do zniszczenia niemieckiej grupy dowódca Home Fleet admirał sir John Tovey wyznaczył armadę w skład, której wchodziły jednostki : HMS „Prince of Wales”, „King George V”, „Hood”, „Repulse” i „Victorious”.

23 maja wieczorem, Bismarck i Prinz Eugen płynące już bez eskorty niszczycieli, w najwęższym miejscu Cieśniny Duńskiej nawiązały po raz pierwszy walkę. Brytyjski ciężki krążownik Norfolk, od pewnego czasu tropiący oba okręty w wyniku błędu nawigacyjnego i złej pogody podpłynął zbyt blisko obu rajderów i został ostrzelany, na szczęście nie przyjmując żadnego bezpośredniego trafienia. Sam Norfolk jednak nie stanowił zagrożenia dla Bismarcka a co dopiero dla dwóch okrętów niemieckich razem. Bismarck był naprawdę potężnym okrętem, który mógł podejmować równą walkę z każdym nawet najsilniejszym pancernikiem Royal Navy. Na nieszczęście marynarki niemieckiej strzały oddane w kierunku Norfolka nie były zbyt popisowe-nie dość że były niecelne to jeszcze siła wstrząsu podczas oddawania salw uszkodziła dziobową stację radiolokacyjną, co w praktyce oślepiło od przodu Bismarcka i zmusiło Prinz Eugena do wysunięcia się na czoło zespołu.





O godzinie 5.47 rano 24 maja marynarze niemieccy z pokładu Bismarcka dostrzegli dwa wielkie okręty brytyjskie. Byly to statki „Hood” i „Prince of Wales”.

Dwa potężne okręty brytyjskie zaczęły tytaniczną bitwę, jedną z najbardziej znanych w historii bitew morskich II wojny. Ich potężne działa rozpoczęły ogień z 23 kilometrów koncentrując go na... Prinz Eugenie, który z dalekiej odległości był łudząco wręcz podobny do Bismarcka( ten sam profil, układ kominów itp.). Był to bardzo poważny w skutkach błąd, bowiem podczas gwałtownej wymiany ognia między wielkimi jednostkami liczyły się skuteczne i szybko uzyskane trafienia i koncentracja ognia na silniejszym przeciwniku. Żadnego z tych warunków nie udało się w już od początku potyczki uzyskać okrętom brytyjskim. Na domiar złego żadna salwa ich dział nie wyrządziła żadnej krzywdy mniejszemu krążkownikowi niemieckiemu, który wkrótce przyłączył się do wspierania ogniem Bismarcka, skupiającego już ostrzał na groźniejszym Hoodzie. Już trzecia jego salwa celnie nakryła największy okręt Royal Navy. Prinz Eugen także trafił Hooda, wywołując na jego pokładzie pożar. 4 minuty później Potężny pocisk wystrzelony z dział Bismarcka przebił cienko opancerzony pokład okrętu, wpadł do umieszczonego pod pokładem magazynu amunicji przeciwlotniczej kal. 102 mm i rozerwał się tam powodując gigantyczną eksplozję! W jednej chwili wybuchło 100 ton kordytu, a ogień błyskawicznie ogarnął rufę statku. Wybuch był tak potężny, że wręcz rozerwał Hooda na kawałki. Kula ognia –olbrzymi słup dymu i płomieni wzniosła się na 300 metrów wysokości! Siła eksplozji wyrzuciła w górę dwa rufowe 15 calowe działa umierającego krążownika, a dwa przednie działa oddały nagle samoistnie salwę, spowodowaną zapewne zwarciem w obwodach elektrycznych w wieży. W ciągu zaledwie dwóch minut, Hood wraz z 1420 członkami załogi i wiceadmirałem Hollandem zatonął w głębinach. Później udało się uratować tylko 3 osoby...
Teraz na celu był "Prince of Wales". Nie miał szans. Uszkodzony pancernik brytyjski postawił zasłonę dymną i zaczął uciekać, jednak admirał Lutjens bojąc się, że Prince of Wales mógłby naprowadzić jego zespół na pancerniki brytyjskie i ponadto mając mało paliwa pozwolił mu odpłynąć. To posunięcie zostało skrytykowane przez samego Hitlera. Mimo wszystko było to zwycięstwo 2 niemieckich statków. Bismarck jednak ucierpiał w tej bitwie.

24 maja wieczorem osamotniony Bismarck (Prinz Eugen oderwał się i zawrócił do portu w Breście) wziął kurs na port w St. Nazaire. Był to poważny błąd taktyczny Lutjensa-niejedyny zresztą, ale fatalny w skutkach, jak się później okazało. Brytyjczycy zmobilizowali przeciwko niemu ogromne siły, zdecydowani wymazać hańbę, jaką był zatopienie Hooda i unicestwić największy okręt Kriegsmarine. Rozpoczął się największy pościg w historii wojen na morzu.





Mimo tak licznego pościgu 25 maja udało się Bismarckowi wymanewrować okręty brytyjskie i zerwać kontakt z pościgiem. Przez 31 godzin Bismarck płynął niezauważony w kierunku francuskich portów. Dopiero 26 maja o 10:30, kiedy to wysłany z pokładu „Bismarcka” długi sygnał radiowy został namierzony przez załogę latającej łodzi Catalina, a „Sheffield” nawiązał kontakt wzrokowy z niemieckim pancernikiem o godz. 17:40. Admirał Tovey rozkazał samolotom z Ark Royal wykonanie ataku torpedowego. Atak samolotów torpedowych Swordfish okazał się skuteczny; jedna z torped trafiła w stery Bismarcka, który stracił zdolność do manewrowania. Na pomoc Bismarckowi wysłano U-Booty operujące w Zatoce Biskajskiej. Około 22:30 najpierw polski niszczyciel ORP „Piorun”, a potem angielski „Zulu” odkryły Bismarcka. 27 maja o godzinie 08:43 dowódcy „King George V” i „Rodneya” zobaczyli uszkodzony okręt. Do tych okrętów dołączyły jeszcze „Norfolk” i ciężki krążownik HMS „Dorsetshire”. Wywiązała się zażarta bitwa. O godzinie 09:31 ciężka artyleria na Bismarcku zamilkła. Anglicy wstrzymali ogień o 10:16. O godzinie 10:25 ciężki krążownik „Dorsetshire” odpalił w stronę pancernika 2 torpedy, a w chwilę potem trzecią. Dziesięć minut później „Bismarck” zaczął pogrążać się w morzu, po czym przewrócił się do góry stępką i zatonął.

Bismarck, mimo tego iż był już skazany w obliczu tak wielkiej przewagi, walczył i umierał długo. Na dnie wciąż leży wrak.









DANE


Pancernik Bismarck: dane taktyczno - techniczneGłówne parametryWyporność standardowa: 41 700 ton
Wyporność pełna: 50 900 ton
Długość: 251 metrów
Szerokość: 36,2 metra
Maksymalne zanurzenie: 10,2 metra
Prędkość maksymalna: 30,8 węzłaOpancerzenieGłówny pas burtowy: 320 mm
Opancerzenie wież artylerii głównej: 13-360mm
Górny pokład: 50-80 mm
Wieża dowodzenia: 220-350mm
Przedział torpedowy: 45mmUzbrojenieArtyleria główna: 8 dział kal.381 mm (2 działa w 4 wieżach) (960 pocisków o zasięgu do 36,2 km)
Artyleria średnia: 12 dział kal.150 mm (2 działa w 6 wieżach)
Ciężka artyleria przeciwlotnicza: 16 działek kal.105mm (2 działa w 8 wieżach)
Średnia artyleria przeciwlotnicza: 16 działek kal.37 mm (2 działa w 8 wieżach)
Lekka artyleria przeciwlotnicza: 18 działek kal. 20mm (1 działko w 1o wieżach i 4 działka w dwóch wieżach)Załoga2200 osób


Źródła :
wikipedia.pl
konfilkty.pl
historycy.org
"Okręty Drugiej Wojny Światowej"
grafika google

Stalag Luft III-Wielka Ucieczka

orzeszwmorde • 2013-01-03, 17:12
177
W nocy 24 marca 1944 roku, 76 alianckich lotników ucieka z North Compound w Stalag Luft III, obozu jenieckiego znajdującego się na terenie obecnie należącym do zachodniej Polski. Ich Wielka ucieczka to jedna z najbardziej znanych i ekscytujących opowieści wojennych, która została uwieczniona w hollywoodzkiej superprodukcji pod tym samym tytułem w której wystąpił m.in. Steve McQueen. Przez prawie 70 lat tunel, którym alianccy lotnicy wydostali się z niewoli pozostał nienaruszony. Teraz znakomity zespół inżynierów, archeologów i historyków uzyskując pozwolenie na przeprowadzenie wykopalisk archeologicznych w Stalag Luft III i tunelu Harrego opracowują niezwykle ambitny plan, który ma im pozwolić odkryć tajemnice tej niezwykłej ucieczki...

I małe promo.


Może temat mało sadystyczny ale zamieściłem ze względu na to iż położenie historycznego Stalagu Luft III znajduje się w Polsce, niedaleko Żagania.

Źródło.
X