18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

Seks w obozach koncentracyjnych.

ddobry10 • 2013-01-24, 23:17
51
Dwie reichsmarki – tyle kosztowała wizyta w domu publicznych, zlokalizowanym w jednym z dziesięciu obozów koncentracyjnych. Naziści wpadli na perfidny pomysł, że właśnie w ten sposób zmobilizują więźniów do wydajniejszej pracy.



Temat domów publicznych, zwanych potocznie puffami, organizowanych w nazistowskich obozach koncentracyjnych przez dziesięciolecia był konsekwentnie pomijany przez historyków, a zajmowanie się nim traktowano często jako mało poważne. Z prostej przyczyny. Seks i prostytucja miały niejako uwłaczać powadze zagłady. Tymczasem domy publiczne dla więźniów wpisane były w tragedię tamtych dni tak samo jak każdy inny aspekt życia obozowego. Ludzkie słabości, naiwność, a także chciwość i chęć przeżycia za wszelką cenę, stanowiły tu swoistą mozaikę ludzkich zachowań.

Historyczne tabu

Jedna z nielicznych relacji, jaka przebiła się szerzej do naszej świadomości, a która dotyczy bezpośrednio opisu domu publicznego w Auschwitz, zachowała się w opowiadaniach Tadeusza Borowskiego. Nie bez znaczenia jest fakt, że od lat są one na liście lektur szkolnych. Autor opisuje w jednym z nich zainteresowanie, jakim, pomimo koszmarnej rzeczywistości, cieszył się dom uciech.

"Naokoło puffu stoi tłum prominencji lagrowej. Jeśli Julii jest dziesięć, to Romeów (i to nie byle jakich) z tysiąc. Stąd przy każdej Julii tłok i konkurencja. Romeowie stoją w oknach przeciwległych bloków, krzyczą, sygnalizują rękoma, wabią. Jest lageraltester i lagerkapo, są lekarze ze szpitala i kapowie z komand. Niejedna z Julii ma stałego adoratora i obok zapewnień o wiecznej miłości, o szczęśliwym wspólnym życiu po obozie, obok wyrzutów i przekomarzań się słychać bardziej konkretne dane dotyczące mydła, perfum, jedwabnych majtek i papierosów. Jest wśród ludzi duże koleżeństwo: nie konkurują nielojalnie. Kobiety z okien są bardzo czułe i ponętne, ale jak złote ryby w akwarium niedosiężne. Tak wygląda puff z zewnątrz. Do środka można się dostać jedynie przez szrajbsztubę za karteczką, która stanowi nagrodę za dobrą i pilną pracę" (fragment opowiadania "U nas w Auschwitzu...").

Poza Borowskim ze świecą szukać publikacji na ten temat, co nie oznacza, że nie było żadnych innych wspomnień. Były, najczęściej w dokumentacjach muzeów obozowych i tylko czekały aż ktoś się nimi zainteresuje. W Polsce pionierką badań na temat obozowych domów publicznych jest Agnieszka Weseli, historyczka seksualności, która od 2002 r. zebrała ok. 3 tys. relacji z Archiwum Państwowego Muzeum Oświęcimskiego. Także w Europie tematem zajęto się stosunkowo późno, bo pierwsze publikacje pojawiły się na początku lat 90. (m.in. prace Christi Paul i Reinhilda Kassinga). Co się więc zmieniło? Przede wszystkim nasza mentalność.

Więźniarki, które pracowały w obozowych domach publicznych najczęściej traktowano jak sprawczynie, a nie ofiary. Żadna z nich po wojnie raczej się nie chwaliła, jaką rolę odgrywała w obozowej strukturze. Przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy ma wymiar czysto emocjonalny (wstyd), drugi praktyczny – żaden kraj nie uznał obozowej prostytucji za przymusową, a co się w tym wiąże, nie wypłacał z tego tytułu odszkodowań. Przyznanie się więc do bycia prostytutką w obozie, było jednoznaczne z zamknięciem sobie drogi do ubiegania się o jakiekolwiek zadośćuczynienie.

Kobiety na zachętę

Skupmy się na tym co wiemy na temat tego typu przybytków. Obozowe domy publiczne zwane oficjalnie Sonderbau (w samym obozach nie mówiło się o nich inaczej niż puffy), były pomysłem Heinricha Himmlera, który w 1942 r. szukał nowych rozwiązań, które motywowałyby pracowników do wydajniejszej pracy. Zaangażowanie Niemców na froncie wschodnim zwiększało zapotrzebowanie na materiały i broń produkowane przez przymusowych pracowników. W efekcie już w 1943 r. utworzono 10 domów publicznych w dziesięciu obozach koncentracyjnych.

System premii, który miał zwiększyć wydajność więźniów, obejmował oprócz domów publicznych, także dodatkowe racje żywności, papierosy, możliwość napisania listu do domy, a nawet zwolnienie z obozu (tylko w przypadku więźniów narodowości niemieckiej). Najbardziej pracowitym osadzonym przysługiwał bon na jednorazową wizytę o wartości 2 reichsmarek (tyle mniej więcej kosztowała paczka papierosów).

W Auschwitz utworzono dwa puffy (w Auschwitz I w bloku 24a oraz w Auschwitz III-Monowitz, w bloku 10). Jednak w przeciwieństwie do dokumentacji obozowej np. z Buchenwaldu czy z Ravensbrueck, oświęcimskie dokumenty są szczątkowe (większość z nich została zniszczona przez wycofujących się Niemców). Nie zachowała się również żadna relacja kobiety, która w pracowała w puffie w Auschwitz, a te istniejące pochodzą od współwięźniów i esesmanów.

Instrukcja obsługi burdelu

Dom publiczny dla więźniów czynny był tylko wieczorami. Wedle różnych relacji dwie lub trzy godziny dziennie (różnice mogły występować na terenie różnych obozów lub nawet dni tygodnia). Służyły w nim przede wszystkim Polki, Rosjanki i Niemki. Co ciekawe tam również przestrzegano czystości rasowej i zakazywano obcowania Polakom z Niemkami i odwrotnie. W praktyce jednak więźniowie często wymieniali się przydziałami i numerkami. Także Niemcy, pomimo oficjalnego zakazu, korzystali niekiedy z przybytku. Zasadą, której nigdy nie złamano był absolutny zakaz wstępu dla Żydów.

Każdy więzień wchodząc na blok podlegał pobieżnej dezynfekcji (przed i po opuszczeniu pokoju), a następnie dostawał od dyżurującego esesmana karteczkę z numerem pokoju, po czym udawał się na piętro. Oczywiście czas był ściśle ograniczony. 15-20 minut (na temat jego długości, również są rozbieżne relacje w zależności od obozu), po czym rozlegał się dzwonek i więzień musiał opuścić pokój.

Nie chodziło przecież o to, by sprawiać więźniowi przyjemność, a jedynie o zaspokojenie zwierzęcego popędu, który zintensyfikuje jego pracę. Niemcy dbali także o to, by więźniowie nie trafiali do tych samych kobiet, aby przypadkiem nie zawiązało się między nimi jakieś uczucie, a także, by nie mieli możliwości przekazywania sobie jakichkolwiek wiadomości (istnieje jednak relacja kobiety z Buchenwaldu, wedle której więzień mógł sam wybrać sobie panią do towarzystwa).

Skradzione Kosovo

fe...........he • 2013-01-24, 22:53
13
Geneza i przebieg konfliktu zbrojnego w Serbskim Kosovie.
UWAGA! Materiał zawiera drastyczne sceny.
Napisy działają poprzez player youtube [cc] (niestety nie da się wyłączyć czeskich napisów w tle).
Każdy powinien wyrobić sobie własną opinię dot. postawy USA oraz NATO niekoniecznie w oparciu tylko o to źródło.

Dowiadujcie się, uzupełniajcie wiedzę o dokumentach, które was interesują.
Wszakże, kto kończy pić po pierwszym kieliszku ;)










w poście 2x zamieściłem part.2


PART.3

http://www.youtube.com/watch?v=UtEDsVLLSY8

Operacja "Szpon Orła"

SoapGG • 2013-01-24, 19:48
9
Operacja "Szpon Orła"

Kryptonimem "Szpon Orła" określa się operację podjętą przez oddziały SFOD-D US Army w kwietniu 1980 roku. Miała ona na celu uwolnienie zakładników przetrzymywanych przez Pasdarani (Strażników Rewolucji) w ambasadzie USA w Teheranie.


Mapa z trasami przelotu


Aby zrozumieć, dlaczego USA zdecydowały się na taki krok należy cofnąć się do roku 1973. Wtedy to cena ropy naftowej na świecie podrożała czterokrotnie. Szach Iranu Mohammed Reza Pahlawi wyczuł, iż niedługo dzięki petrodolarom jego kraj może stać się jednym ze światowych mocarstw - pod ziemią znajdowały się złoża prawie 60 miliardów baryłek ropy, co w przeliczeniu na ówczesną cenę 20 dolarów za baryłkę dawało niewyobrażalny zysk. Już w 1975 Pahlawi zawarł z USA umowę handlową na kwotę 15 miliardów dolarów. W ciągu następnych 5 lat Iran miał nabyć 8 elektrowni atomowych (jednostkowa cena reaktora szacowana była na 6,5 mld dolarów), 20 fabryk domów, wyposażenie 5 szpitali, zakłady elektroniczne oraz kompletne wyposażenie portu morskiego.


Szach Mohammed Reza Pahlawi


Jednakże już w roku 1977 zaczynało się źle dziać. Najpierw kraj dotknęły przerwy w dostawach prądu. Fabryki stawały, produkcja zaczęła spadać. Potem okazało się, że kupionych na zachodzie maszyn nikt nie umie obsługiwać. Wiele stało wciąż zapakowanych w kontenery portach, skąd nikt nie mógł ich wywieźć ze względu na brak dróg i linii kolejowych. Do tego zaczęły sie niepokoje społeczne - Irańczykom nie spodobały się wzorce zachodnie, na siłę wciskane im przez szacha. Jednak na razie sam władca nie musiał się martwić - opór rozbijała tajna policja SAVAK, stosując często tortury (takie jak wyrywanie panzokci, rażenie prądem w jądra, wlewanie wrzątku do odbytu, bicie pałkami i kijami czy podtapianie). Jednak za sprawą przebywającego na wygnaniu Ajatollacha Chomeiniego opór tężał - zwłaszcza po zawiązaniu przymierza mułłów i bazaru (czyli syndyku kupców). A, jak w Iranie wiadomo "gdy Bazar i Meczet mówią jednym głosem, to drżą posady Pawiego Tronu".


Protesty w Teheranie w roku 1978


W roku 1978 przez kraj przetaczały się fale protestów przeciwko władzy oraz jej wydatkom (szach planował kupno m.in myśliwców F-16 i samolotów AWACS za ponad 8 mld dolarów). Protestujący osiągnęli cel - szach abdykował i 16 stycznia 1979 odleciał do Egiptu, a następnie do USA, gdzie miał się poddać leczeniu nowotworu. 1 lutego 1979 do kraju powrócił Chomeini i proklamował Iran Republiką Islamską (co potwierdziło referendum z 30 marca). Następnym celem mieli się stać przebywający w Iranie Amerykanie - drudzy po szachu najwięksi wrogowie Chomeiniego.


Amerykańscy zakładnicy


4 listopada 1979 studenci szkół koranicznych wtargnęli na teren Ambasady USA w Teheranie. Łącznie po opanowaniu budynków 90 pracowników ambasady stało się ich zakładnikami. Poddali się bez oporu - wiedzieli, iż jakikolwiek akt agresji wobec tłumu może zakończyć się rzezią. W Waszyngtonie prezydent Jimmy Carter nakazał natychmiastowe opracowanie planu uwolnienia zakładników. Zaczęła działać CIA - ich agenci "Bob" oraz przeciwny Chomeiniemu Irańczyk rozpoczęli rekonesans - Irańczykowi udało się kupić także ciężarówki i mikrobusy mogące przewieźć komandosów na miejsce. Wśród "zwiadowców" znalazł się także major Richard Meadows - weteran wojen w Korei i Wietnamie, jeden z twórców "Zielonych Beretów" oraz doradca jednostki Delta. To właśnie on wskazał dwa lądowiska, na których mieli zatrzymać się komandosi. Wtedy to też wyklarował się plan Operacji, której nadano kryptonim "Szpon Orła".


Szkic"Desert One"


Wyglądał on następująco - z Egiptu miało wystartować 6 transportowych samolotów C-130 Hercules z komandosami na pokładzie. W tym samym czasie z lotniskowca USS "Nimitz" miało wyruszyć 8 śmigłowców RH-53 Sea Stallion. Miały spotkać się na pierwszym lądowisku, oznaczonym jako "Desert One". Następnie śmigłowce miały przewieźć komandosów na drugie lądowisko, oznaczone jako "Desert Two". Tam komandosi mieli przesiąść się do ciężarówek, którymi dotarliby do ambasady. Tam, po uwolnieniu zakładników mieli wycofać się na stadion sportowy, skąd zostaliby zabrani śmigłowcami na lotnisko Manzarieh. Tam miały czekać samoloty C-141, które przetransportowałyby zakładników i żołnierzy do baz w Egipcie. Śmigłowce miały zostać zniszczone. Na wypadek silnego oporu, komandosi mogliby poprosić o wsparcie samoloty z lotniskowca "Nimitz" lub latające kanonierki AC130 "Spectre" (które po ewakuacji komandosów miały zrównać z ziemią budynki ambasady).


Śmigłowce RH-53 "Sea Stallion"


24 kwietnia 1980 roku operacja rozpoczęła się. Samoloty C130 bez problemów przeleciały z Egiptu do Iranu i niewykryte przez radary wylądowały na "Desert One". Gorzej było ze śmigłowcami. Zaraz po dotarciu do granicy Iranu, w jednym z nich pękła łopata wirnika. Śmigłowiec bezpiecznie wylądował na pustyni i po przeładowaniu zaopatrzenia 7 maszyn wyruszyło w dalszą drogę. Po kilkunastu minutach jednak wpadły w burzę piaskową. Ryzyko było tym większe, że ze śmigłowców zdemontowano osłony przeciwpyłowe w celu zwiększenia zasięgu. Wtedy w jednej z maszyn zepsuł się żyrokompas i nie chcąc ryzykować katastrofy, pilot zawrócił. Łącznie na "Desert One" dotarło więc 6 maszyn - absolutne minimum umożliwiające wykonanie zadania. Na samym lądowisku doszlo do dwóch incydentów - komandosi zniszczyli przebijającą się przez blokady cysternę z kradzionym paliwem, a także zatrzymali autobus wypełniony cywilami. Ostatecznie śmigłowce dotarły na lądowisko o 1:40. Wtedy odkryto nową awarię - w jednym ze śmigłowców przeciekał zapasowy system hydrauliczny. Stojąc przed wizją ataku bez jakiejkolwiek rezerwy na kompletnie obcym i wrogim terenie, dowodzący "Deltą" pułkownik Charles Beckwith zdecydował się na przerwanie operacji i powrót do bazy. Nie wiedział jednak, czym skończy się ten rozkaz...
O 2:52 śmigłowiec nr 3 pilotowany przez majora Schaeffera wystartował, by zatankować paliwo z jednego z transportowców. Pilot pochylił dziób i wtedy łopaty wirnika zahaczyły o stojącego przed nim innego "Herculesa". Śmigłowiec runął na ziemię i eksplodował, po czym ogniem zajął się także transportowiec. Wybuchła panika - wszyscy starali się jak najszybciej zająć miejsca w pozostałych C-130. W kokpitach helikopterów pozostały mapy z zaznaczonymi pozycjami "Desert Two" (gdzie czekał major Meadows) oraz inne tajne dokumenty. W końcu o godzinie 3:22 ostatni C-130 oderwał się z "Desert One". Na pustyni oprócz wraków śmigłowca Schaeffera i C-130 pozostało jeszcze 5 nietkniętych RH-53 oraz 8 zabitych - 3-osobowa załoga śmigłowca i 5 członków załogi C-130.





Fiasko operacji stało się gwoździem do trumny prezydenta Jimmiego Cartera - w wyborach roku 1980 został on pokonany przez Ronalda Reagana. Carterowi zagrali na nosie nawet sami Irańczycy - zwolnili oni zakładników zaraz po zaprzysiężeniu nowego prezydenta 20 stycznia 1981 roku...

Bibliografia:
Bogusław Wołoszański "Straceńcy"
Bogusław Wołoszański "Sensacje XX Wieku - Operacja Miska Ryżu"

Polskie superbronie przyszłości

Pasikoniol • 2013-01-24, 14:00
26

Zintegrowany przeciwlotniczy zestaw artyleryjski LOARA (fot. Bumar)

Największy polski producent uzbrojenia - grupa Bumar, skupiająca ponad 20 spółek, wraz ze zmianą zarządu zapowiedziała również nowe kierunki rozwoju. Polacy stawiają na dostawy dla rodzimej armii i innowacyjne technologie - prawdziwe superbronie, które przyciągną zainteresowanie potencjalnych klientów zagranicznych.

Nowym prezesem Bumaru został Krzysztof Krystowski, który zapowiedział, że pierwszymi jego zmianami będzie wykreślenie zapisów o misji ocalenia polskiego przemysłu zbrojeniowego przez Bumar. Grupa obronna ma być prężnie rozwijającą się korporacją, nastawioną na potrzeby klienta i zdolną do konkurowania na zagranicznych rynkach.

Powyższe założenia brzmią bardzo obiecująco, ale na początku nowy zarząd spółki będzie musiał zmierzyć się z dużo mniej optymistycznie wyglądającą rzeczywistością. Przychody Bumaru w roku 2011 zmalały o niemal 25 proc. w stosunku do wyniku z 2010 roku (2,3 mld zł w 2011 do 3 mld zł w 2010 r.). Kolejne kłopoty związane są dwoma dużymi kontraktami eksportowymi. Pierwszym jest zamówienie na dostawę kilkuset wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3 do Indii. Rzadko widuje się transakcje na dostawę tak dużej ilości ciężkiego sprzętu. Niestety już wiadomo, że kontrakt ten trzeba będzie renegocjować. Drugim dużym zleceniem był kontrakt na dostawę do Peru wyrzutni przeciwlotniczych Grom/Poprad o łącznej wartości ok. 30 mln dolarów. Niedawno dowiedzieliśmy się, że ta transakcja nie dojdzie do skutku.

Odpowiedzią nowego zarządu na problemy z jakimi boryka się dzisiaj Bumar ma być zmiana polityki firmy oraz położenie nacisku na nowe, innowacyjne technologie. Jeszcze w zeszłym roku spółka została dokapitalizowana przez rząd kwotą 378,5 mln zł, która ma być przeznaczona na rozwój najnowszych systemów uzbrojenia m. in.: zdalnie sterowanej wieży bojowej dla pojazdów pancernych, przeciwlotniczej baterii 35 mm, systemu elektronicznego zarządzania polem walki i radaru do zestawów rakietowych, kilku rodzajów precyzyjnej amunicji i nowych systemów broni strzeleckiej. W ciągu kilku najbliższych lat Bumar będzie musiał się rozliczyć z otrzymanego dofinansowania.

Bumar realizuje w tej chwili 4 projekty strategiczne: Tarcza Polski, Anders, MRTT (Multi Role Tanker Transport), Polski żołnierz przyszłości. Mają one unowocześnić armię i stanowić przyszłościowe rozwiązania, pozwalające bez wstydu konkurować z zagranicznymi dostawcami broni w walce o najbardziej opłacalne kontrakty.

Tarcza Polski - polskie niebo chronione przez polski system

Grupa Bumar we współpracy z innymi firmami z sektora obronnego, jak MBDA, PIT czy RADWAR, w oparciu o wieloletnie doświadczenia polskich konstruktorów w dziedzinie radiolokacji, systemów dowodzenia i produkcji rakiet, chce budować kompleksowy polski system osłony przeciwlotniczej integrujący obronę przeciwlotniczą, przeciwrakietową, przeciwko obiektom - Tarczę Polski. System jest otwarty i zapewnia współdziałanie z innymi systemami obrony balistycznej. Polski przemysł zbrojeniowy deklaruje, że obecnie posiadane rozwiązania w 60 proc. realizują założenia projektu. Jednak by Polska mogła posiadać system obrony przeciwlotniczej z prawdziwego zdarzenia potrzeba ogromnych wydatków z budżetu państwa – Bumar wyliczał, że niezbędna kwota to 15 mld zł. Niestety środki zarezerwowane na ten cel są za małe. Nie ma więc pewności, że w ciągu najbliższych lat doczekamy się w pełni gotowego systemu "Tarcza Polski".


Anders - polska platforma bojowa XXI wieku

Wóz bojowy Anders - jeden ze strategicznych projektów grupy Bumar (fot. Bumar)

Anders to nowoczesny, polski wóz bojowy tworzony w dwóch wersjach: jako wóz wsparcia ogniowego (tzw. "lekki czołg") oraz jako bojowy wóz piechoty (BWP). Pierwsza wersja została opracowana przez Ośrodek Badawczo Rozwojowy OBRUM sp. z o.o., a za produkcję mają odpowiadać Zakłady Mechaniczne "BUMAR-ŁABĘDY" SA Z Gliwic. Niska masa bojowa oraz osiągnięty wysoki poziom osłonności balistycznej oraz wymiary gabarytowe umożliwiające transport lotniczy predysponują wykorzystanie tego pojazdu w misjach interwencyjnych lub stabilizacyjnych. Polska platforma może być wykorzystywana na terenach zurbanizowanych i górzystych w dowolnych miejscach na świecie. Podwozie Andersa o budowie modułowej platformy wielozadaniowej umożliwia zabudowanie różnego rodzaju wyposażenia specjalistycznego (osprzęt saperski, systemy rozpoznania, wyposażenie medyczne, radiolokacyjne, medyczne i inne) - w ten sposób platforma Anders pozwala na uzyskanie pojazdów do wyspecjalizowanych zadań pola walki.

Przeprowadzone przez OBRUM próby strzelania z zabudowanej na demonstratorze technologii Anders armaty czołgowej typu CTG 120 mm firmy RUAG pociskami HE-TP oraz APFSDS-T-TP okazały się pozytywne i potwierdziły zdolność bojową wozu. W obecnej fazie rozwoju konstrukcji gąsienicowej można zamiennie montować na niej: wieżę z armatą 30 mm - wersja bojowego wozu piechoty; wieżę załogową z armatą 105 mm - wersja wozu wsparcia ogniowego; wieżę załogową z armatą 120 mm - wersja wozu wsparcia ogniowego. W wersji BWP Anders może przewozić 3 członków załogi oraz 8 żołnierzy desantu. Maksymalna prędkość pojazdu to 72 km/h.|



Projekt MRTT - polski samolot transportowy


O tym pomyśle wiadomo na razie stosunkowo niewiele. Multi Role Tanker Transport to projekt, który zakłada wprowadzenie najnowocześniejszych rozwiązań w zakresie transportu powietrznego zarówno militarnego, jak i cywilnego. Celem projektu jest zapewnienie zdolności realizacji zadań lotniczego transportu strategicznego żołnierzy i funkcjonariuszy państwowych, towarów, a także tankowania w powietrzu samolotów będących na uzbrojeniu krajów NATO i UE. Możliwość wykorzystywania proponowanych przez Bumar rozwiązań w zakresie np. tankowania w powietrzu samolotów bojowych Sił Powietrznych Polski i NATO wpłynie pozytywnie na zwiększenie zasięgu działalności polskich Sił Zbrojnych.



Polski żołnierz przyszłości - projekt Tytan



Pierwszym projektem budowy cyfrowego systemu walki był amerykański Land Warrior rozpoczęty w 1991 roku. W Polsce wraz z profesjonalizacją armii zaczęto myśleć o programie modernizacji indywidualnego wyposażenia żołnierza tak, aby spełniało wymagania współczesnego pola walki zgodne z koncepcjami NATO. W roku 2007 wystartował program Tytan. Jego celem jest modernizacja wyposażenia indywidualnego żołnierzy, w tym przygotowanie nowego wzoru kamuflażu i nowej generacji mundurów bojowych oraz oporządzenia taktycznego, prace z zakresu elektroniki i optoelektroniki indywidualnej, opracowanie nowej generacji osłon balistycznych oraz systemu łączności.

W latach 2007-2008 Departament Polityki Zbrojeniowej MON koordynował powstanie koncepcji i studium wykonalności Indywidualnych Systemów Walki (ISW). W tym czasie analizowano potrzeby i doświadczenia żołnierzy z misji, obserwowano przebieg programów w krajach NATO, zawłaszcza USA. Polski Przemysł Obronny angażował się w te prace i przy pomocy naukowców przygotowywał się do opracowania koncepcji systemu oraz jego elementów. W roku 2008 propozycja Grupy Bumar - zestaw Ułan XXI- został zaprezentowany na targach „Future Soldier” 2008 w Pradze.

W roku 2009 Departament Polityki Zbrojeniowej MON ogłosił przetarg na realizację pierwszego Etapu projektu Tytan. Przetarg wygrało konsorcjum przemysłowo-naukowe złożone z 13 przedsiębiorstw i instytutów naukowych. Kolejny etap projektowania obejmuje wykonanie prototypu systemu Tytan i przeprowadzenie jego badań kwalifikacyjnych.

Polski system "żołnierz przyszłości" ma konstrukcję modułową i składa się ze zbioru kompatybilnych elementów, z których żołnierz komponuje sobie system w zależności od realizowanego zadania. Nie jest to jeden system na każdą okazję, jest to system, który można na każdą okazję przygotować. Obniży to znacznie wagę dźwiganego przez żołnierza ekwipunku. Zakłada się, że waga podstawowego zestawu - uzbrojenie, system ochrony balistycznej, systemy C4IRS oraz pakiety podstawowe, takie jak medyczny i żywnościowy z wodą, nie powinien przekraczać 23 kg. Przewidywane są pakiety dodatkowe, których waga zależy od konfiguracji i przeznaczenia.

System będzie zintegrowany, co oznacza, że żołnierz nie będzie go widział jako zestawu kilkunastu niezależnych elementów, lecz jako system kilku typowych elementów, które będą pełnić różnorakie funkcje. I tak, kamizelka ochrony balistycznej, oprócz funkcji podstawowej, będzie pełnić rolę nośnika systemów C4I, systemu łączności zapewniającego przepływ sygnałów. Wszystkie elementy będą przebadane pod kątem ergonomii indywidualnie i w całości systemu. Każdy z elementów będzie projektowany wspólnie przez specjalistów z różnych dziedzin tak, aby nie tylko miał odpowiednie parametry techniczne, ale również funkcjonalne w szerokim tego słowa znaczeniu, tzn. funkcjonalności i łatwości użycia.

Program Żołnierza Przyszłości integruje przemysł z nauką. Powstają nowe urządzenia optoelektroniczne, które odpowiadają najnowszym trendom technologicznym na świecie. Program obejmuje również rozwój urządzeń i technologii biomedycznych, pozwalających na monitorowanie stanu zdrowia żołnierza. Na potrzeby Żołnierza Przyszłości realizowany jest projekt modułowej broni strzeleckiej. Modułowa broń strzelecka pozwala na komponowanie różnych karabinków na bazie podobnych elementów, nawet przez żołnierza przygotowującego się do realizacji zadania. Specjaliści od systemów treningowych już wymyślają gry zespołowe, które będą rozwijały u żołnierzy pewne cechy przydatne w walce.


Pierwszy dynamiczny pokaz isw Tytan + pare fotek.
52
Łatwiej poznać wszechświat, w którym żyjemy, jeśli mamy konkretne przykłady na podstawie których pojmujemy pewne niesamowite fakty. W trzecim punkcie opisałem, co się może stać z człowiekiem bez skafandra ochronnego w kosmosie. Istna gratka dla sadystów :)

Faktami, jeśli chodzi o kosmos, są niewątpliwie ogromne odległości jakie dzielą poszczególne obiekty, ogromne obiekty, których wielkość trzeba wyrażać na jakimś przykładzie bo bezsensem jest pisać 30,40-cyfrowe liczby. Ekstremalnie wysokie i niskie temperatury, zabójcze ciśnienie, które setki, tysiące razy przekracza ziemskie. Spójrzmy na parę ciekawych faktów i zdjęć:

1. Nasza planeta o średnicy (równikowej) 12 756 km (przy założeniu że mamy około 1,8 m wzrostu, jest 7 000 000 razy większa od nas).Nasz Układ Słoneczny ma średnicę około 12 miliardów kilometrów. Gdyby Ziemia była wielkości ziarnka soli, to Układ Słoneczny miałby średnicę stadionu.Jowisz ze swoją średnicą 142 984 km jest 11 razy większy od Ziemi. Chociaż masa Jowisza stanowi zaledwie tysięczną część masy Słońca, jest 318 razy większa od masy Ziemi i jest 2,5 razy cięższy niż wszystkie inne planety układu słonecznego.Najbardziej charakterystycznym tworem powierzchni Jowisza jest tzw. Wielka Czerwona Plama, będąca prawdopodobnie gigantycznym huraganem o średnicy 20 000 na 12 000 km czyli jest ona większa od całej naszej planety.Słońce ze swoją średnicą 1 392 000 km jest 10 razy większe od Jowisza i 109 razy większe od Ziemi. Ale słońce wcale nie należy do dużych gwiazd...

2. Największa znana gwiazda to VY Canis Majoris (VY CMa) – czerwony hiperolbrzym. Znajduje się w konstelacji Wielkiego Psa w odległości około 1500 parseków, czyli około 4900 lat świetlnych od Ziemi. Jej masa stanowi około 30-40 mas Słońca. Jest sklasyfikowana jako gwiazda zmienna półregularna i ma szacunkowy okres około 2000 dni. Jej średnia gęstość wynosi od 5 do 10 mg/m³. Umieszczona w środku Układu Słonecznego gwiazda swoją powierzchnią przecięłaby orbitę Saturna.

2 poniższe zdjęcia może nieco wam pomogą wyobrazić sobie, jak wielkim skurczybykiem ta gwiazda jest:




A tutaj słynne w internecie porównanie wielkości różnych ciał niebieskich:


3. Obiecana sadystyczna część. Co się stanie z człowiekiem, który wyjdzie sobie, powiedzmy z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, polatać bez skafandra w zwykłym ubraniu, albo nago co nie ma żadnego znaczenia jeśli się nie posiada skafandra. A więc:

Na podstawie teoretycznych symulacji i doświadczeń na zwierzętach wiadomo, że organizm będący wystawiony na działanie odkrytego kosmosu nie dozna natychmiastowych obrażeń i nie eksploduje, a krew nie będzie wrzeć i natychmiast nie straci się przytomności.
Mogą zaistnieć zjawiska o drugorzędnym znaczeniu, jak oparzenie słoneczne, opuchlizna skóry, nabrzmienie tkanek, które pojawią się po około 10 sekundach lub później. Mniej więcej w tym samym czasie człowiek zaczyna powoli tracić przytomność z powodu braku tlenu i różne obrażenia wewnętrzne poczynają się kumulować. Śmierć następuje dopiero po około minucie lub dwóch.

Co na ten temat ma do powiedzenia wiki:

Przyczyną śmierci organizmu wystawionego na działanie próżni jest całkowity ubytek tlenu z organizmu, a co za tym idzie ustanie akcji serca. Człowiek nie zamarza gwałtownie, nie zagotowuje mu się krew ani nie wybucha.

Zakłada się, iż człowiek wystawiony na działanie próżni kosmicznej straci przytomność w ciągu 9-11 sekund z powodu gwałtownego ubytku tlenu z organizmu. Wstrzymywanie oddechu przyniesie jednak bardziej katastrofalne skutki w postaci rozerwania płuc i dostania się pęcherzyków gazu do opłucnej. Na skutek zmiany ciśnienia w jamie brzusznej w pierwszych kilku sekundach możliwe jest nastąpienie zapaści sercowo-naczyniowej, również prowadzącej do utraty przytomności. Gwałtowny ubytek gazów z żołądka może upośledzić ruchy oddechowe. Występuje również gwałtowne pocenie. Woda na powierzchni jamy ustnej i spoconych częściach ciała zagotuje się. Eksperymenty na zwierzętach wykazały, że w ciągu minuty może nastąpić migotanie komór serca, jednak w większości wypadków praca serca ustawała po 90 sekundach. Po zatrzymaniu akcji serca próby reanimacji nie przyniosły rezultatu. Śmierć mózgowa następuje po 2 minutach.


Scena z filmu ,,Misja na Marsa" Briana de Palmy, w 9:00 Tim Robbins zdejmuje hełm od skafandra:



4. Ile kosztuje misja wahadłowca? Mniej ciekawe, chyba, że ktoś nie znosi amerykańców, to ma okazję zauważyć, że tyle na kosmosy wydają, a kryzysy u nich szaleją:

NASA nie podaje dokladnie tego, ale można to wyliczyć, dzieląc ogólną roczną kwotę z budżetu NASA przeznaczoną na misje wahadłowców przez liczbę startów rocznie. Tak uzyskana kwota zawiera się w przedziale 400..500 mln $. Jest to kwota brutto, zawierająca wszystkie koszty, zawiera ona w sobie wszystkie czynności związane z obsługa wahadłowców na ziemi i w kosmosie, włącznie z treningiem astronautów.

5. Znowu nas trochę pomniejszymy:

Gdybyśmy pomniejszyli nasz układ słoneczny 100 milionów razy to Ziemia skurczyła by się do wielkości pomarańczy o średnicy 12 cm. Najwyższy szczyt świata Mount Ewerest miałby wtedy wysokość 0.08 mm. Moglibyśmy może go wyczuć wrażliwą opuszką palca jako nieznaczną szorstkość.
Księżyc w tej samej skali musielibyśmy sobie wyobrazić jako kulę średnicy 3,5cm okrążającą Ziemię w odległości 3,8 m. Słońce znajdowałoby się w odległości 1,5km i miałoby średnicę 14m. Mars o średnicy liczącej 7cm przy najbliższym zbliżeniu z Ziemią odległy byłby o mniej więcej 500m. Loty załogowe po orbicie Ziemi wynosiłyby 5mm. Najbliższa gwiazda w tej skali znajdowałaby się 380 tysięcy kilometrów (prawdziwa odległość Księżyca od Ziemi). Jest to gwiazda Proxima Centauri świecąca 2000 razy słabiej od naszego słońca.
Gdyby rozmiary Układu Słonecznego zmniejszyć na tyle, że Słońce miałoby wielkość kuli bilardowej, Ziemia byłaby ziarenkiem maku oddalonym o 7,5m. Orbita Plutona byłaby już w odległości 300m. W tej samej skali najbliższa gwiazda Proxima Centauri położona byłaby o 2000km. Najbliższa nam galaktyka Andromeda znajdowałaby się w odległości około 200 milionów km.

Tylko 5 punktów. Jak się spodoba to wrzucę kolejne w komentarzu.

Źródło: wiki, fobicy.pl, google

Bitwa pod Lenino 12 – 13 X 1943 roku

ddobry10 • 2013-01-24, 10:54
5
W dniach 12 – 13 października 1943 roku 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki stoczyła bitwę pod Lenino. Była ona pierwszym starciem zbrojnym przeprowadzonym, przez polską jednostkę na froncie wschodnim w czasie II wojny światowej. Do dzisiaj jest ona jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń w najnowszej historii Polski. Do 1989 roku jej rocznica była obchodzona uroczyście jako Dzień Ludowego Wojska Polskiego. Po przełomie politycznym jaki nastąpił w naszym kraju poczęto negować sens oraz znaczenie tej bitwy dla losów Polski.



Po przełomowych dla losów wojny zwycięstwach Armii Czerwonej pod Stalingradem i Kurskiem w 1943 roku, Stalin zdawał sobie sprawę, że pozycja Związku Radzieckiego wśród koalicji antyhitlerowskiej znacznie się wzmocniła. Dlatego też mógł wreszcie się zdecydować na zorganizowanie spotkania przywódców trzech głównych mocarstw. Ponadto zdawał sobie sprawę z tego, że podjęte decyzje i ustalenia będą miały zasadnicze znaczenie dla powojennych losów świata. Po przygotowaniach prowadzonych przez wszystkie zainteresowane strony ustalono, że spotkanie odbędzie się w Teheranie na przełomie listopada i grudnia. Radziecki dyktator w czasie spotkania miał zamiar rozstrzygnąć wiele kwestii, dotyczących również spraw polskich. W związku z tym zamierzał zdyskredytować rząd polski w Londynie, a także wyeliminować go z wpływu na dalsze losy Polski. Równocześnie pragnął przedstawić siłę i wpływy posłusznej mu lewicy polskiej w ZSRR1. Za najlepszy sposób zaprezentowania istnienia siły lewicy, Stalin uznał obecność 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki na froncie w jakimś spektakularnym starciu.


Przejazd do strefy przyfrontowej



Zgodnie z przyjętym programem 1. DP im. Tadeusza Kościuszki powinna ukończyć szkolenie bojowe 15 września 1943 roku. Wymarsz na front w takiej sytuacji mógłby się zbiec w czasie z czwartą rocznicą napaści radzieckiej na Polskę. Aby tego uniknąć Wasilewska i Berling wystosowali list do Naczelnego Wodza Armii Czerwonej w którym pisali „W związku, że 1 IX przypada rocznica napaści hitlerowskiej na Polskę , gorąco prosimy o umożliwienie 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki wyruszenie w tym dniu na front.” 2. Stalin oczywiście zgodził się na tą propozycję.

Zgodnie z prośbą 1 września 1943 roku „kościuszkowcy” wyruszyli na front pomimo nie zakończenia szkolenia bojowego. Trasa ich przejazdu łącznie liczyła 400 km i biegła przez Kołomnę, Moskwę, Możajsk, Gżack, Wiaźmę zaś po minięciu tej miejscowości transporty z polskimi żołnierzami zostały rozlokowane na terenie byłego niemieckiego obozu w rejonie Stiepankowa, Jurkinowa, Siemlewa, Sieliwanowa i Bogdanowki3.

W nowym leżącym około 100 km od linii frontu rejonie dywizja została podporządkowana operacyjnie dowódcy Frontu Zachodniego, gen. płk. Wasilijowi Daniłiczowi Sokołowskiemu4. W nowym rejonie ześrodkowania żołnierze musieli dokończyć rozpoczęte w obozie sieleckim szkolenie; zostali także zapoznani z nowymi zasadami taktyki i prowadzenia działań bojowych. Współczesne reguły walki opracowane były przez Armię Radziecką dzięki doświadczeniom zdobytym w pierwszej połowie 1943 roku, a także w czasie bitwy na Łuku Kurskim. Podstawą nowych zasad było m.in. zaniechanie jedno rzutowych, płytkich ugrupowań bojowych, zmniejszenie pasów natarcia dywizji do około 1,5 km (zamiast wcześniejszych 3 – 4 km, wprowadzenie drugich rzutów na poziomie dywizji zaś w pułkach organizowanie ugrupowań trzy rzutowych. Nową metodą, którą należało wdrożyć w cykl szkolenia było również natarcie piechoty bezpośrednio za przygotowanym przez artylerię tzw. wałem ogniowym5.

23 września 1943 roku 1. DP im. T. Kościuszki rozpoczęła marsz w kierunku zachodnim tzw. szosą warszawską. Przegrupowanie odbywało się w trudnych warunkach atmosferycznych, wyłącznie nocami po błotnistych zatłoczonych i zniszczonych drogach. Trasa wiodła przez Kubino, Safonowo, Jarosław, Smoleńsk, Krasne, a jej łączna długość wynosiła 250 km 6. Pod koniec września 1943 roku do dywizji dołączył 1 pułk czołgów, który 22 września wyruszył z obozu w Biełoomucie i transportem kolejowym przybył w celu wzmocnienia dywizji.

Podczas marszu dowództwo otrzymało 1 października rozkaz, w którym dywizja została podporządkowana dowódcy 10. Armii gwardii gen. lejtn. Kuźmie Trubnikowowi7. W składzie tej armii dywizja miała uczestniczyć w operacji orszańskiej, a dokładnie musiała zlikwidować niemiecki punkt oporu w miejscowości Lady. Jednak decyzja została wkrótce zmieniona i Polacy zostali przekazani pod rozkazy dowódcy 33 Armii gen. płk. Wasilija Nikołajewicza Gordowa. Konsekwencją tej decyzji było przesunięcie 1. DP ze składu 10. Armii, działającej na głównym kierunku działań toteż dodatkowo wzmocnionej w skład 33. Armii osłabionej oddaniem części sił, działającej na kierunku pomocniczym. Na obszarze działania 33. Armii dowództwo Frontu Zachodniego ponadto nie planowało natarcia zaś jedynym zadaniem miało być wiązanie sił nieprzyjaciela poprzez pozorowanie natarcia, po to by przeciwnik nie mógł wykorzystać wojska na zagrożonych kierunkach. Nie była to sytuacja wyjątkowa w czasie drugiej wojny światowej, lecz zastanawiające jest dlaczego ten fakt zatajono przed dowódcą polskiej dywizji8.


Sytuacja na centralnym odcinku frontu wschodniego jesienią 1943 roku



Jesienią 1943 roku najważniejszym celem strategicznym na froncie wschodnim był Dniepr, ponieważ obie walczące strony wiązały z tą rzeką dalsze plany wojenne. Jako jedna z najdłuższych i najszerszych rzek w Europie, Dniepr stał się dla wojsk niemieckich dobrą rubieżą obronną, dzięki której mogły zmienić swoją dotychczasową strategię wojny zaczepnej na obronną.

Dowództwo wojsk niemieckich wykorzystując zachodni wyższy brzeg rzeki, a także jej liczne dopływy, zorganizowało głęboko urzutowaną obronę nad Dnieprem i jego wschodnich przedpolach, opierając ją m.in. o rzekę Soż, Miereję i Pronię oraz linię kolejową Witebsk – Orsza – Mohylew. Tak zorganizowany system obronny dowództwo Wermachtu określiło mianem „Wału Wschodniego”. Głównym zadaniem tego przedsięwzięcia miało być zatrzymanie trwającej od początku sierpnia 1943 roku ofensywy Armii Czerwonej, a następnie wykonanie przeciw natarcia na wyczerpane i osłabione forsowaniem przeszkód wodnych wojska radzieckie9.

Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Armii Radzieckiej, opracowała plan ofensywy jesiennej, według którego zamierzała wyzwolić znaczne obszary Białorusi i Ukrainy. 9 września wydała dyrektywę, w której nakazywała w sposób szybki i zdecydowany, nawet z marszu pokonywać wszystkie przeszkody wodne w tym również Dniepr. W ten sposób w wyniku zderzenia dwóch odmiennych koncepcji walki rozpoczęła się bitwa o Dniepr, jedna z najtrudniejszych i najbardziej złożonych operacji II wojny światowej. Front Zachodni, w ramach którego miała przejść swój chrzest bojowy 1. DP im. T. Kościuszki wykonywał ważną rolę w bitwie o Dniepr. Jego wojska prowadziły natarcie nieprzerwanie od 7 sierpnia, wyzwalając m.in. Jelenią (30 VIII) i Jarcewo (19 IX), a także bardzo ważny ośrodek obrony niemieckiej – Smoleńsk (25 IX). „Do 2 października wojska Frontu Zachodniego wyszły na linię Rudnia – Lady – Lenino – Gorki – Czausy”. Granicę niemieckiego przedmościa na wschód od Dniepru wyznaczały miejscowości Lady oraz Łojewo i dlatego głównym celem strategicznym wojsk Frontu Zachodniego na początku października była jego likwidacja. Naczelne dowództwo oczekiwało od dowództwa Frontu Zachodniego likwidacji niemieckiego oporu w rejonie tak zwanej „bramy smoleńskiej”. Dzięki temu możliwe byłoby rozwinięcie ofensywy w kierunku Wilna i Mińska. Wobec tego wojska radzieckie musiały wyzwolić dwa bardzo silnie bronione ośrodki niemieckie Mohylew i Orszę10.

30 września rada wojenna Frontu Zachodniego przedstawiła Kwaterze Głównej plan dalszego natarcia. W dokumencie tym podkreślano iż nieprzyjaciel prowadzi intensywną pracę w celu powstrzymania natarcia radzieckiego. Dowództwo Frontu planowało przerwać opór niemiecki na rubieżach rzek Mierei i Proni do wieczora 1 października, zaś do połowy tego miesiąca sforsować Dniepr. Wobec tego proszono o przydział niezbędnych uzupełnień, jednak prośba ta została zrealizowana tylko częściowo11.

3 października główne zgrupowanie w składzie 10 Armii gwardii, 21 i 33 Armii, rozpoczęło natarcie, jednak załamało się wobec silnego oporu Niemców na linii Pantery12. Wobec takiego położenia Stawka nakazała główny wysiłek natarcia przenieść z centrum na prawe skrzydło na północ od Dniepru. Dzięki temu w razie powodzenia wojska nie musiały by ponownie forsować Dniepru, zaś Orszę zdobyły by atakiem z północnego wschodu. 21 i 33 Armie działające dotychczas w centrum frontu zostały osłabione wskutek oddania części swych sił do dyspozycji wyższych dowódców13.


Charakterystyka terenu i sił nieprzyjaciela



Teren w jakim miała działać 33 Armia, a w ramach niej 1. DP był bardzo niedogodny do natarcia. Między podstawą wyjściową do natarcia polskich oddziałów, a pozycjami niemieckimi rozpościerała się kilkusetmetrowa dolina, której środkiem płynęła rzeka Miereja. Była ona stosunkowo wąska jej szerokość wahała się od 3 do 5 metrów, zaś głębokość również była niewielka. Największą przeszkodę dla wojska tworzyła w warunkach jesiennych dolina rzeki, która stawała się miękkim torfowiskiem niemożliwym dla pokonania przez czołgi i ciężki sprzęt bez odpowiedniego przygotowania inżynierskiego14.

Po zachodniej stronie rzeki (tam znajdowały się wojska niemieckie) wznosiły się dwa wzgórza 217,6 oraz 215,5 przez zbocza których przebiegał przedni skraj obronny niemieckiej. Zapewniały one przeciwnikowi dobry wgląd w pozycje polskiej dywizji nawet na głębokość 4 – 5 kilometrów. Znajdujące się na zachód od Mierei miejscowości Połzuchy, Trygubowa, Puniszcze bardzo łatwo mogły zostać przekształcone w punkty oporu i utworzyć dogodny teren obrony15.

Obszar po wschodniej stronie Mierei, gdzie rozmieszczone były siły 1. DP, był równinny, nie zadrzewiony i odkryty. Jedynie w odległości około 2 – 3 kilometrów od rzeki znajdowały się zarośla, jary i młode lasy umożliwiające ukrycie sprzętu i ugrupowań drugorzutowych. W rejonie gdzie ugrupowane była polska jednostka znajdowało się na szczęście wzgórze pozwalające na dokładną obserwację pozycji niemieckich na głębokości około 3 - 4 kilometrów16.

Ogólnie teren sprzyjał organizowaniu obrony, dlatego też strona prowadząca działania zaczepne znajdowała się w trudnej sytuacji. Na kierunku działania 33 Armii, bronił się 39 Korpus Pancerny, dowodzony przez gen. Roberta Martinka. Wojska te wchodziły w skład 4 Armii polowej z Grupy Armii „Środek”. Jednostka ta składała się z jednej dywizji szturmowej, trzech dywizji piechoty, jednej dywizji grenadierów pancernych oraz oddziału SS. Generał Martinek posiadał również wsparcie artylerii, broni pancernej oraz lotnictwa17.

W pasie natarcia 1. DP im. T. Kościuszki broniły się pododdziały 337 DP gen. leutn. Ottona Schonemanna. Niemiecka dywizja na początku października 1943 roku przeszła reorganizację wchłaniając pozostałości 113 DP. Po tych zmianach w jej skład wchodziły: „dowództwo 337 DP i pododdziały obsługi;313 i 688 pułk grenadierów; 113 dywizyjna grupa bojowa;337 zmot. Dywizjon art. Ppanc.;337 p.art.;337 batalion fizylierów; 337 bsap.;337 błącz.;337 batalion zapasowy; dywizyjne pododdziały zabezpieczenia i obsługi.” Dywizja ta posiadała ponadto w swoim wyposażeniu: 595 karabinów maszynowych 76 ciężkich i lekkich moździerzy, 137 różnego rodzaju dział oraz 18 miotaczy ognia. Dywizja ta po zmianach została uzupełniona do pełnych stanów etatowych zarówno w ludziach jak i w sprzęcie, dlatego też w przededniu bitwy pod Lenino „była pełnowartościowym związkiem taktycznym” 18.

Obrona niemiecka składała się z dwóch pozycji. Pierwsza pozycja znajdująca się na wzgórzach 217,6 oraz 215,5 i posiadała trzy transzeję. Druga zaś mieściła się na wysokości wsi Puniszcze i składała się z dwóch transzei. Ogólnie siły niemieckie posiadały dobrze rozbudowaną pod względem inżynieryjnym obronę będącą częścią pasa umocnień zwanego linią Pantery. Ponadto siły niemieckie w pasie natarcia 33 Armii liczyły około 20 tysięcy żołnierzy, których pokonanie siłami osłabionej armii radzieckiej było zadaniem niezwykle trudnym19.


Zadania 1. DP na tle zadań armii



7 października 1943 roku gen. Berling wraz z ppłk. Sokorskim udali się na odprawę do miejsca dowodzenia gen. Gordowa. Zadaniem 33 Armii było przełamanie obrony niemieckiego 39 Korpusu Pancernego na pięciokilometrowym odcinku od Sukino do chutoru Romanowo, następnie wyjście nad Dniepr, uchwycenie przeprawy i opanowanie przeciwległego brzegu rzeki na południe od Orszy. Operację tą dowództwo zamierzało przeprowadzić mając w swoim składzie: dziesięć dywizji piechoty, jeden korpus zmechanizowany, jedną samodzielną brygadę pancerną, trzy pułki artylerii pancernej, siedem brygad artylerii, trzy pułki artylerii, jeden pułk moździerzy, jeden pułk rozpoznawczy, pięć batalionów saperów, trzy bataliony pontonowo – mostowe20.

1. Dywizja Piechoty miała operować w pierwszym rzucie w centrum zgrupowania uderzeniowego 33 armii. Dywizji przydzielono dwa pułki artylerii lekkiej ze składu 144 i 164 dywizji, 538 pułk moździerzy, 67 brygadę haubic i 298 batalion saperów. Jej zadaniem było przełamanie obrony nieprzyjaciela na dwukilometrowym odcinku pomiędzy Połzuchami, a wzgórzem 215,5, następnie miała nacierać w kierunku zachodnim w celu osiągnięcia rubieży rzeki Pniewki, aby później prowadzić natarcie w kierunku Łosiewa i Czuriłowa. 42. dywizja gen. mjr Nikołaja Multana znajdująca się po prawej stronie polskiej dywizji, a także lewy sąsiad Polaków 290. dywizja gen. mjr Izaaka Gasparina, otrzymały analogiczne rozkazy miały nacierać w swoich pasach działania równolegle z polską jednostką21.

9 października po osiągnięciu przez dywizję nowego rejonu ześrodkowania w okolicach miejscowości: Ladiszcze, Zachwidowo, Budy, Pańkowo gen. Berling postanowił przeprowadzić rekonesans. Rozpoznania terenu nie udało się jednak dokończyć, ponieważ Niemcy otworzyli ogień artyleryjski, dlatego też nie rozpoznano dokładnie doliny Mierei. Następnego dnia dowódca dywizji przedłożył gen. Gordowowi swoją decyzję do natarcia, również tego samego dnia postawił zadania podległym oddziałom22.

Polska dywizja do swojej pierwszej bitwy przystępowała w pełnym składzie etatowym wzmocniona ponadto 1 pułkiem czołgów średnich, 1 kompanią rusznic przeciwpancernych, 1 kompanią fizylierek 1 batalionu kobiecego, oraz kompanią karną. „Ogólny stan osobowy dywizji wraz z 1 pułkiem czołgów 11 października wynosił 12 683 żołnierzy, w tym 994 oficerów, 2560 podoficerów i 9129 szeregowców”. Mimo iż ogólna liczba żołnierzy przekraczała etat to w dywizji brakowało 100 oficerów i 918 podoficerów. Dywizja posiadała na swoim wyposażeniu m.in. 41 czołgów, 335 rusznic przeciwpancernych, 391 dział różnego typu, 1724 pistolety maszynowe, 673 karabiny maszynowe23.

Stan osobowy dywizji oraz jej uzbrojenie przed bitwą w porównaniu z sąsiednimi radzieckimi dywizjami ( 42. i 290.), które posiadały odpowiednio 4646 i 4345 żołnierzy, pozwala stwierdzić że jednostka polska była wyborową. Dywizję przed bitwą ugrupowano zgodnie z najnowszymi zasadami pola walki. Na prawym skrzydle nacierać miał 2. pp. ppłk. Gwidona Czerwińskiego, na lewym zaś 1 pp. ppłk. Franciszka Derksa, drugi rzut tworzył 3 pp. ppłk. Tadeusza Piotrowskiego. Główne uderzenie dywizja musiała przeprowadzić na prawym skrzydle. Głębokość zadań bliższych dla pierwszorzutowych pułków wynosiła 1,5 kilometrów, głębokość do następnych rubieży, stanowiąca zadanie dalsze wynosiła 7 kilometrów24.

Ogólna koncepcja natarcia zarówno 1 pp. jak i 2 pp., przewidywała przełamanie obrony nieprzyjaciela siłami jednego batalionu, a następnie wprowadzanie kolejnych batalionów i zajmowanie nakazanych rubieży. Głównym celem 2 pp. były wsie Połozuchy i Puniszcze, zaś 1 pp. wzgórze 215,5. Ważne zadanie w nadchodzącej bitwie miało przypaść czołgom. 1 pułku czołgów, podzielony na kompanie miał zadanie wspierania piechoty podczas walki25.

Termin gotowości bojowej gen. Gordow wyznaczył na godzinę 20.00, 11 października. Natarcie miało zostać poprzedzone nawałą artyleryjską trwającą sto minut. W nocy z 9 na 10 października 1943 roku 1 batalion 1 pp. mjr. Bronisława Lachowicza zluzował radziecki 459. pp. 42 DP, zaś 1 batalion 2 pp. kpt. Sławińskiego zajął swój odcinek frontu dobę później. W nocy 10 na 11 października zgodnie z rozkazem dowódcy armii, przeprowadzono rozpoznanie walką skraju obrony niemieckiej. Dzięki temu udało się ustalić schemat umocnień niemieckich, lecz również zdemaskowano obecność oddziałów polskich w tym rejonie. Wieczorem 11 października gen. Berling otrzymał rozkaz od dowódcy armii nakazujący ponowne przeprowadzenie rozpoznania walką dnia 12 października o godzinie 6.00 tym razem jednym batalionem piechoty wspartym dywizjonem artylerii. Zabiegi polskiego dowódcy w sztabie armii u gen. Stiepana Kinosjana, aby rozpoznanie przeprowadzić patrolami nie przyniosło żadnych skutków. Poinformowano go zaś, że rozpoznanie może przekształcić się w ogólne natarcie dywizji26.

Ciekawym faktem jest to, że przed bitwą na stronę niemiecką przeszło od kilku do kilkunastu żołnierzy 1. DP. Poinformowali oni Niemców o przyszłym natarciu wojsk radzieckich, wskazali też miejsce postoju sztabu 33 Armii. Niemcy wiedząc, że do natarcia szykuje się polska dywizja rozpoczęli nadawanie audycji propagandowych. W ich czasie puszczali melodią Mazurka Dąbrowskiego oraz wzywali do przechodzenia na stronę niemiecką, a także rozprawienia się z komunistami, żydami, i komisarzami politycznymi27.


12 października 1943 roku - pierwszy dzień bitwy



12 października 1943 roku, zgodnie z rozkazem dowódcy armii o godzinie 5.55 rozpoczęła się pięciominutowa nawła ogniowa po której1 batalion 1 pp. mjr. Lachowicza rozpoczął natarcie. Nie uzyskał on jednak większego powodzenia wobec silnego oporu nieprzyjaciela. Wobec dużych strat batalion zaległ u podnóża wzgórza 215,5, okopał się i oczekiwał na główne natarcie28.

Zgodnie z przyjętym planem artyleryjskie przygotowanie natarcia powinno rozpocząć się o godz.8.20 i trwać 100 minut. Jednak z powodu gęstej mgły unoszącej się nad doliną Mierei, utrudniającej widoczność jego początek przesunięto na godz.9.20. O tej właśnie godzinie rozpoczęła je salwa artylerii jednak po zaledwie 40 minutach gen. Gordow po uzgodnieniach z dowódcą artylerii gen. lejtn. Bodrowem postanowił przerwać ogień i nakazał rozpocząć atak piechoty. Równocześnie dowódca armii nakazał przejście do wykonywania ograniczonego wału ogniowego29.

O godz. 10.30 na sygnał zielonych rakiet 1. oraz 2. pp. rozpoczęły natarcie na pozycje niemieckie. Atak Polaków był bardzo imponujący, wyrównane tyraliery dwóch pierwszorzutowych batalionów zdecydowanie ruszyły na nieprzyjacielskie transzeje zaś do historii przeszedł okrzyk podziwu jednego z obserwatorów radzieckich: „Mołodocy Polaki, na wies' rost idut !” 30. Około 11.00 bataliony pierwszorzutowe zdobyły pierwszy skraj obrony niemieckiej. Sąsiednie dywizje radzieckie natomiast nie odniosły większych sukcesów natarcie 42. DP zaległa u podnóża wzgórza 217,6 zaś 290. DP 200 metrów przed przednim skrajem pozycji nieprzyjaciela.

Po zdobyciu pierwszego skraju obrony niemieckiej, przed polskimi pułkami zarysowały się punkty które musiały zdobyć. 1. pp. skupić musiał się na opanowaniu Trygubowej, a 2. pp. Połzuch. Trygubowa była ważnym punktem w systemie niemieckiej obrony, dlatego też opanowanie jej zapewniało dalszy sukces 1. pp. Pierwszy natarcie na tę pozycję prowadził batalion mjr. Lachowicza, sam dowódca zginął w czasie ataku, poległ również zastępujący go por. Paziński. Batalion jednak nadal atakował i dzięki temu opanował pozycję ryglową łączącą wieś ze wzgórzem 215,5. Niemcy musieli wycofać się do wsi, skąd próbowali wykonać kontratak na lewe skrzydło 1 batalionu, zostali jednak odparci dzięki wprowadzeniu do walki 2 batalionu por. Wiszniewskiego. Przez pewien czas wojska polskie wdarły się do Trygubowej, wobec czego niektóre części miejscowości przechodziły z rąk do rąk, jednak wobec braku wsparcia ze strony radzieckiego 855 pułku z 290. DP, a także wyczerpania amunicji, musieli wycofać się do wschodniego odcinka wsi. Około 14.00 wobec kolejnych ataków niemieckich doszło do wymieszania batalionów 1. pp. Przejęcie dowodzenia przez płk Kieniewicza uchroniło pułk przed rozbiciem. Wobec dużych strat szczególnie w kadrze dowódczej zajął obronę na zboczu wzgórza 215,531.

W pasie natarcia 2 pułku główną rolę odgrywały Połzuchy, ich zdobycie warunkowało dalsze powodzenie natarcia i wykonania zadań postawionych przed dywizją. 1 batalion kpt. Sławińskiego szybko opanował drugi okop niemiecki, a następnie pozycje wroga znajdujące się na bezimiennym wzgórzu. Prawoskrzydłowe kompanie podeszły pod Połzuchy zaś inne oddziały znalazły się w okolicach Puniszcz. W tym czasie wróg próbował wykonać podstępny fortel, polegający na poddawaniu się Niemców przy jednoczesnym atakowaniu Polaków, przez ukryte grupy niemieckiej piechoty. Ten plan jednak nie udał się przeciwnikowi dzięki właściwej reakcji polskich żołnierzy. Wobec zaistniałej sytuacji ppłk. Czerwiński postanowił zaatakować miejscowość z trzech kierunków. 2 batalion por. Jakimionka nacierał na miejscowość ze wschodu,3 kpt. Karpowicza atakował z głębokiego obejścia i miał uderzyć z południowego zachodu, 1 kpt. Sławińskiego atakować miał od południa. Podobnie jak o Trygubową walki o tę miejscowość miały bardzo zacięty charakter, jednak do godz. 14.00 batalion por. Jakimionka zdobył ten punkt oporu32.

Około południa kiedy pogoda się znacznie poprawiła, na niebie pojawiły się niemieckie Ju – 88 i Ju – 87, które rozpoczęły ataki na polską piechotę pozbawioną artylerii przeciwlotniczej nadlatując grupami od 12 do 24 maszyn, celem lotnictwa niemieckiego stały się również przeprawy przez Miereję. Od godz. 11.00 rozpoczęto wprowadzać do walki czołgi. Jako pierwsza na przeprawę ruszyła 2 kompania czołgów ppor. Jana Kalinina jednak wobec źle przygotowanego przejścia 5 czołgów ugrzęzło w dolinie rzeki, zaś dwa zostały unieruchomione, pozostałe trzy czołgi skierowano na przeprawę znajdującą się nieopodal Lenino33. Godzinę później niż 2 kompania przeprawę rozpoczęła 4 kompania czołgów T – 70, jednak tu też nie udało się wprowadzić całej grupy, a jedynie dwa czołgi.

O 12.10 do przeprawy podeszły czołgi 1 kompanii por. Pawła Miszury, jednak wobec problemów z przeprawą musieli udać się na mostek przygotowany przez saperów dla 5 korpusu zmechanizowanego. Od 15.00 udało się przedostać na zachodni brzeg Mierei 5 czołgom. W sumie 1. pułk czołgów zdołał przerzucić do wieczora 12 października na zachodnią stronę Mierei prawie połowę swoich czołgów, a 5 stracił. Wobec tego można stwierdzić, że w skutek zaniedbania nie wykorzystano całkowicie broni pancernej. Zabrakło jej szczególnie w ważnych momentach34. Po godzinie 14.00 natarcie polskich pułków zostało zatrzymane i rozpoczęła się walka o utrzymanie zdobytych pozycji. Na lewym skrzydle rozpoczęły się znów ciężkie walki o Trygubową . Niemcy dzięki ściągnięciu znacznych sił ponawiali ciągłe ataki na pozycje polskie, udało się je odeprzeć dzięki bardzo dobrej postawie artylerii kierowanej przez płk W. Bewziuka. Zdaniem Berlinga: „Bewziuk ogniem swych dział karał – jak dobry woźnica krnąbrne zaprzęgi – niemieckie próby kąsania aż do wieczora. Rzucał pociski jak żongler piłki, po mistrzowsku, zawsze na czas, na każde żądanie i zawsze tam, gdzie były najbardziej potrzebne" 35.

Niemcy wyprowadzając atak z rejonu wzgórza 217,6 wspierany z powietrza wyparli w godzinach popołudniowych 2. pp. z Połzuch. Wieczorem gen. Berling nakazał ponowne zdobycie wsi. Zaś na lewym skrzydle za namową płk B. Kieniewicza postanowił przenieść wykrwawiony 1. pp. do drugiego rzutu zaś na jego miejsce wprowadzić 3. pp. ppłk Tadeusza Piotrowskiego. Żołnierze tego pułku podjęli działania zaczepne, w wyniku których opanowali wzgórze 215,5 oraz wzgórze bezimienne36. Zgodnie z rozkazem dowódcy dywizji 2. i 3. pp. wspierane 3 kompaniami czołgów (16 czołgów) przeprowadziły nocne natarcie. Jednak nie osiągnęło ono żadnych większych korzyści, ponieważ nieprzyjaciel również pragnął poprawić swoje położenie, poprzez wprowadzanie nowych jednostek w zagrożony teren. W trakcie nocy dokonano uporządkowania szyków, ewakuacji rannych, uzupełnienia zapasów amunicji i żywności.

Po pierwszym dniu bitwy gen. Berling oceniał sytuację jaka zaistniała w pułkach jako bardzo ciężką. We wspomnieniach podaje, że uważał bitwę 33 Armii za przegraną w pierwszej fazie. Zaś powtórzenie jej w dniu następnym przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi. Aby osiągnąć jakiś sukces należało wprowadzić konieczne zmiany37. Pomimo strat jakie dywizja odniosła pierwszego dnia bitwy gen. Gordow wieczorem 12 października wydał rozkaz, w którym nakazywał kontynuowanie natarcia następnego dnia. Miała je poprzedzić 20 – minutowa nawała artyleryjska. Rozkaz ten Berling skomentował następująco: „Gordow, bez względu na motywy swego postępowania, bez względu na to, czy jest głupcem, czy szaleńcem – jest zbrodniarzem” 38.


13 października – drugi dzień bitwy



Zgodnie z ogólnym planem zadania bojowe dla 1. DP na dzień 13 października 1943 roku nie zmieniły się. 3. pp. miał nacierać w kierunku zachodnim na chutor Jurkowo i Mały Diatiel, a 2. pp. po opanowaniu Połzuch powinien prowadzić natarcie na Puniszcze. W godzinach porannych 13 października, po zarządzeniu gen. Bodrowa dywizje pierwszorzutowe w tym i 1. DP otrzymały brakującą amunicję od radzieckich dywizji, które nie brały udziału w walce39.

O 8.00 po zaledwie 15 – minutowym przygotowaniu artyleryjskim, rozpoczęło się natarcie w całym pasie działania 33 Armii. 2. pp. o 8.00 rozpoczął natarcie na Połzuchy, jednak o 10.30 wobec silnego i zdecydowanego oporu nieprzyjaciela, a także pojawienia się niemieckiego lotnictwa, które wykonało „23 naloty w ciągu dnia w grupach od 5 do 50 maszyn”, zmuszony był do przejścia do obrony. Także 3. pp. nie był w stanie podjąć działań zaczepnych40.

Wobec takiej sytuacji gen. Berling nakazał obu pułkom umocnić się na zajmowanych pozycjach i ruszać do przodu tylko na wyraźny rozkaz. „Postanowiłem czekać na sąsiadów. To była nie ulegająca wątpliwości niesubordynacja. Toteż kiedy przekazywałem mój rozkaz osobiście Kieniewiczowi, był zaskoczony i kierowany zapewne życzliwością zwrócił mi uwagę, że to co zarządziłem, jest zabronione i grozi za to sąd.” Następnie płk Kieniewicz poinformował sztab armii o decyzjach jakie podejmuje dowódca 1. DP. W wyniku tego Berlinga wezwano do sztabu armii w celu złożenia wyjaśnień gdzie doszło do ostrej wymiany zdań z gen. Gordowem41.

13 Października 1943 roku o godz.17.00 polski dowódca otrzymał radiogram z dowództwa 33 Armii w którym poinformowano go iż 1. DP zostanie zluzowana w nocy z 13 na 14 października zluzowana przez radziecką 164. DP. Ostatnim sukcesem w pierwszej bitwie kościuszkowców było opanowanie przez 2. pp. Połzuch w godzinach wieczornych 13 października42. Nie do końca jest wiadomo z czyjej inicjatywy wycofano 1. DP z frontu. Stanisław Jaczyński w swoich pracach43 przypisuje to dowódcy 33 Armii gen. Gordowi, zaś inna część autorów w swoich publikacjach44 podaje, że stało się to na wniosek Wandy Wasilewskiej podczas rozmowy telefonicznej ze Stalinem.

14 października zgodnie z rozkazem gen. Gordowa 1. DP została zluzowana przez oddziały 164. radzieckiej DP. Do 18 października dywizja przeszła do drugiego rzutu 33. Armii i osiągnęła rejon ześrodkowania: Nikołajewka, Słobodka, Zachwidowo, Borsuki. Walki na odcinku na którym walczyła 33 Armia a wśród jej szeregów 1. DP, trwały do 18 października 1943 roku następnie zaś wygasły. Niemcy utrzymali zaś tą ważną rubież obronną do czerwca 1944 roku, kiedy to wojska radzieckie przełamały ją w ramach operacji „Bagration”.



Ocena udziału 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki w bitwie pod Lenino w dniach 12 – 13 października 1943 roku jest rzeczą niezwykle złożoną i trudną. Analizę bitwy należy przedstawić w kilku aspektach. 1. Dywizja Piechoty im. T. Kościuszki w dwudniowej bitwie straciła ponad 3 tysiące żołnierzy. Poległo, zmarło z ran lub chorób 510 żołnierzy (w tym 51 oficerów, 116 podoficerów, 343 szeregowców). Rannych zostało 1776 żołnierzy, zaginęło bez wieści 652 osób, do niewoli zostało wziętych 11645.

Straty polskiej dywizji wynosiły 23,7 % ogólnego stanu osobowego dywizji i przewyższały procentowo straty II korpusu w walkach pod Monte Cassino. Jednak z radzieckiego punktu widzenia były one w ówczesnych warunkach wojennych normalne jak je określił W. Mołotow w telefonicznej rozmowie z Wandą Wasilewską46.

Tak duże straty dywizji (z polskiego punktu widzenia), spowodowane były nieudolnością gen. Gordowa, jak i jego sztabu. Objawiało się to m.in. tym, że nadużywał sposobu rozpoznania walką jako elementu bitwy doprowadzając swoimi decyzjami do likwidacji 1 batalionu 1. pp. Kolejnym rażącym błędem dowódcy 33. Armii było skrócenie artyleryjskiego przygotowania o 60 minut i rozkaz wykonywania ograniczonego wału ogniowego, spowodowało to zupełną dezorganizację ataku. Radziecki dowódca ponosi także częściową winę za nieprzygotowanie przepraw w dolinie Mierei.

Dwudniowe walki na froncie wykazały znaczące braki w dowodzeniu, pracy sztabów i łączności. Także współdziałanie piechoty z innymi rodzajami wojsk budziło wiele zastrzeżeń. Bardzo źle działała ewakuacja rannych z pola bitwy, służby kwatermistrzowskie praktycznie nie pracowały47. Dywizja w swoim dwudniowym boju zadała spore straty nieprzyjacielowi, poległo około 1500 Niemców, do niewoli zaś zostało wziętych 326. Nieprzyjaciel poniósł również pewne straty w sprzęcie tracąc m.in. 42 moździerze i działa, 2 czołgi oraz pięć samolotów48.

Oceniając bitwę z wojskowego punktu widzenia podkreślić należ, iż oddziały polskie odniosły pewien sukces. Dywizji udało się przełamać pierwszą pozycję obrony niemieckiej, a także stworzyć warunki do wprowadzenia do boju 5. Korpusu zmechanizowanego. Ponadto dla większości Polaków były to pierwsze doświadczenia bojowe. Spisali się dobrze na tle doświadczonego i dobrze uzbrojonego przeciwnika, którego obowiązywał „zakaz odwrotu”. Osiągnięcia polskiej jednostki z powodu niezdolności do walki sąsiednich dywizji radzieckich nie przerodziły się w jakikolwiek sukces operacyjny. Dlatego też z militarnego punktu widzenia bitwy tej nie można w żadnym wypadku nazwać klęską, lecz niepowodzeniem taktycznym, bardzo często zdarzającym się w czasie II wojny światowej na wszystkich frontach.

Ważniejszy wydźwięk miał wymiar polityczny bitwy. Stalin wykorzystał pierwszą bitwę kościuszkowców, a szczególnie straty poniesione przez dywizję do nadania jej dużego rozgłosu. Udział dywizji na froncie wzmocnił rolę ZPP, a równocześnie osłabił pozycję rządu Rzeczpospolitej w Londynie. Dzięki temu radziecki dyktator ukazał politykom zachodnim w perspektywie konferencji w Teheranie iż na terenie ZSRR, istnieją polskie siły dysponujące wojskiem mogącym walczyć o wyzwolenie kraju. Oceniając bitwę w tym wymiarze była ona w oczach Stalina i tzw. lewicy polskiej w ZSRR wielkim sukcesem.

Bitwa posiadała jeszcze zasięg propagandowy. Narodził się po niej mit „polsko – radzieckiego braterstwa broni”. Ponadto pod Lenino rozpoczął się szlak bojowy ludowego Wojska Polskiego zakończony w Berlinie.
16
Dosyć ciekawy wywiad, polecam przeczytać, jeśli ktoś zainteresowany w tematyce.

Wywiad z pracownikiem stanowiska dowodzenia międzykontynentalnych pocisków balistycznych.


- Czy jesteście na okrągło pod nadzorem kamer? Czy ktoś podgląda co robicie tam na dole?

- Nie, nie jesteśmy. Jesteśmy oficerami, mamy nadzór nad rakietami i zespołami zabezpieczenia. A zabezpieczenia mamy świetne! W czasie trzęsienia ziemi na Haiti byliśmy postawieni w stan alarmu i wiedzieliśmy o wszystkim na bieżąco. Nasze detektory ruchu są na tyle czułe, że wykryły to trzęsienie ziemi i wysłały alarm, że ktoś może drążyć tunel do silosów rakietowych.

- Czy taki podkop to realne zagrożenie?

- Oczywiście! Jeśli ktoś kopie długi tunel przez zamarzniętą tundrę, żeby dostać się do głowic nuklearnych to "na pewno nie ma dobrych zamiarów", jak mawiała moja babcia.

* * * * *

- Czy wiecie co się dzieje w świecie zewnętrznym? Czy jesteście kompletnie odizolowani i dostajecie rozkazy przez "czerwony telefon"?

- Wiemy. Nie ma czerwonego telefonu, to legenda. Wszystkie rozkazy przychodzą zaszyfrowane przez kilka różnych systemów satelitarnych. Wiemy co się dzieje u góry. Ostatnio nawet zainstalowali nam internet (nie, nie w bunkrze). Mamy też telewizję satelitarną i odtwarzacz DVD.

* * * * *

- Jak wyglądało przejście procedur bezpieczeństwa? Możesz powiedzieć jaki masz poziom dostępu?

- Wszyscy "rakietowcy" muszą mieć dostęp na poziomie Ściśle Tajne NC2. Oznacza to Nuclear Command and Control, czyli, że możemy popatrzeć na kody odpalające.



- Jak dostałeś taką pracę?

- Musisz być oficerem Sił Powietrznych, więc najpierw trzeba skończyć studia. Następnie trzeba dostać przydział na to stanowisko, a to nie jest trudne (większość chce latać). Następnie trzeba się poddać dokładnemu prześwietleniu pod względem bezpieczeństwa, przejść przez rygorystyczne szkolenie w bazie Vandenberg, w Kalifornii (super przydział, kiedy miałem wolne ciągle surfowałem).
Surfing był super, mieliśmy własną plażę, zaraz przy polach silosów. Było świetnie. No, może poza żarłaczami białymi.

* * * * *

- W przypadku Nuklearnego Holokaustu, jak w Falloucie, wasza baza byłaby dobrym schronieniem, czy byłaby ośrodkiem zdziczałej inwazji potworów?

- W czasie Zimnej Wojny Rosjanie natychmiast by odpowiedzieli kontruderzeniem, więc nasze bunkry byłyby NAJGORSZYM możliwym schronieniem. Ale z drugiej strony świetnie by się sprawdziły na wypadek apokalipsy zombie.



- Zawsze mnie zastanawiało co tam na dole można robić? Wiem, że jest konserwacja sprzętu i ćwiczenia, ale poza tym, co robicie?

- Tak jak mówisz, w "kapsule" można mieć bardzo pracowity dzień. Rakiety mają po 40 lat, więc trzeba je stale doglądać. Systemy bezpieczeństwa są tak czułe, że mogą je wzbudzić małe zwierzęta. Od czasu do czasu musimy zmienić punkt wycelowania rakiet, czasami mamy ćwiczenia. Ale czasami, na przykład w nocy, jest bardzo spokojnie. Oglądałem całe sezony seriali telewizyjnych, które przynosili na dół koledzy. I przeczytałem tony książek.

Przy okazji odpowiem na kilka pojawiających się pytań:

Nigdy nie byłem blisko przekręcenia klucza. Tylko na ćwiczeniach. To znaczy, że dobrze wykonujemy swoją robotę.
Nie, nie popieram dalszej redukcji arsenału nuklearnego USA, z wielu powodów. Przede wszystkim uważam, że opuszczenie gardy nie spowoduje, że nikt nas nie uderzy. A jeśli nikt nas nie uderzy, nie będziemy musieli oddawać.
Nie, nigdy UFO nie "wyłączyło" moich rakiet (ludzie, serio?)
Pytanie o seksualne gratyfikacje w "kapsule" zostawię bez odpowiedzi, wyobrażajcie sobie co tylko chcecie :)
Jestem byłym "rakietowcem" - nie mam, nie chcę i nie potrzebuję zgody od USAF na to AMA. Moje odpowiedzi są celowo mało szczegółowe i zawierają tylko informacje odtajnione, a przez to koszerne!
Siły Powietrzne są bardzo nieudolne jeśli chodzi o social media, pewnie gdzieś tam jest teraz jakiś biedny rzecznik prasowy, który dostał rozkaz namierzenia mnie i odkrycia kim jestem. A nawet jeśli im się uda nic mi nie mogą zrobić. Chciałbym, żebyśmy mieli zespół medialny z Marynarki, oni to naprawdę ogarniają!

- Mógłbyś wyjaśnić to "zmienić punkt wycelowania rakiet"?

- Jasne, w różnych sytuacjach trzeba celować w różne miejsca. Rakiety są wycelowane w pewien obszar oceanu. Ziemia przesuwa się o kilka metrów rocznie, więc musimy zmieniać parametry celu.



- Czy kiedykolwiek wpadłeś w panikę lub popełniłeś błąd? Gdzie jest to pole rakietowe? Możesz je pokazać na Google Earth?

- Robiłem masę błędów! Niektóre małe, jak zepsucie toalety (a to powoduje WIELE problemów), jeden czy dwa duże, jak wpisanie złej wartości przy zmianie celu. Na szczęście mamy zabezpieczenie za zabezpieczeniem, zapewniające aby każdy błąd został szybko naprawiony.

- Jak wygląda zabezpieczenie w przypadku zepsutej toalety?

- Procedura zawiera wykonanie telefonu do hydraulika w bazie. A to zajmuje GODZINY!

- Czy hydraulicy musza mieć dopuszczenie do informacji niejawnych, żeby zejść na dół? Czy armia utrzymuje w pogotowiu oddział hydraulików tajnych urządzeń?

- Hydraulicy to żołnierze Sił Powietrznych lub cywilni pracownicy DoD (Department of Defence, odpowiednik MON) z dopuszczeniem do informacji tajnych. Ale i tak nie widzą niczego poza toaletą, a ta wygląda jak zwykłe toalety w samolotach.

* * * * *

- Czy macie tam na dole jakieś luksusy? Jak dobre jedzenie, piwo, albo może McDonald'sa czy inny fast food?

- Dobre pytanie. Mamy szefa kuchni, który znosi nam na dół jedzenie. Mamy też kuchenkę mikrofalową. Jeden z kolegów przynosił kuchenkę gazową i robił steki. Nie ma piwa! Picie w sytuacji alarmu nuklearnego jest... nieciekawym pomysłem :)



- Przede wszystkim dzięki za AMA, czy kiedykolwiek przeprowadzałeś test, nie wiedząc, że to test, tak że dostałeś tylko rozkaz, wykonywałeś procedurę i nie wiedziałeś co się stanie na końcu? Nie wiem czy wiesz o czym mówię, ale na początku filmu Gry Wojenne coś takiego miało miejsce i ludzie przy pulpitach nie wiedzieli, że to tylko symulacja.

- Nigdy! To fajnie wygląda w kinie, ale to bardzo zły pomysł! Co jeśli przeciwnik dowiedziałby się, że 70% ludzi by nie odpaliło rakiet? Jeśli nasi wrogowie podejrzewaliby, że nasze odstraszanie to ściema, to byłoby to słabe odstraszanie.

* * * * *

- Czy jest jakiś film lub serial, który według ciebie dobrze pokazuje jak wygląda życie w bunkrze?

- Jest taki film "First Strike", który został nakręcony przez Siły Powietrzne za czasów Cartera. Pokazuje procedury odpalenia rakiet Minuteman II i całą resztę systemu odstraszającego. Jak na 30-letni film procedury są pokazane dość dokładnie.



- Czy była jakaś sytuacja kryzysowa? Kiedy myślałeś, że faktycznie możecie odpalić rakiety?

- Jak pisałem wcześniej - nigdy. Jak się domyślam gotowość bojowa była podniesiona po atakach na WTC, ale to było najbliżej do odpalenia od czasów Zimnej Wojny.

- Co byłoby celem 11 września?

- To nie jest kwestia celu. Kraj został zaatakowany. To się wydarzyło jedynie kilka razy w historii. Od II wś stworzyliśmy system, który wymusza reakcję wojska na taki atak. Rezerwiści i Gwardia zostają postawieni w stan alarmu, samoloty zaczynają tankować, okręty wychodzą w morze itd. Ta reakcja dotyczy też wojsk rakietowych. Na przykład usuwamy z kapsuły wszystkie nie przymocowane przedmioty. Jeśli zrzucono by na nas atomówkę wstrząs byłby tak duży, że moneta zmieniłaby się w pocisk. Dlatego nasze fotele mają pasy bezpieczeństwa jak w kolejce górskiej i przytwierdzamy fotele do podłogi.

- Wyobrażam sobie, jak ty i drugi oficer stoicie przy pulpicie, z kluczami w rękach, czerwone światełka migają, alarmy wyją, a wszyscy inni biegają wokół z górami kaset i książek, i pospiesznie wyrzucają je przez właz, a za nim powstaje wielka góra wyrzuconych rzeczy.

- Na dole jest nas tylko dwóch, więc jeśli dostalibyśmy informację przed uderzeniem to my byśmy wyrzucali rzeczy przez drzwi, a po otrzymaniu rozkazu odpalilibyśmy rakiety.

* * * * *

- Jak oceniasz wstęp do gry Red Alert 2?

- Uwielbiałem RA2! (Co EA zrobiło z tak wspaniałym pomysłem?!) Niezłe jak na filmik w grze, ale niezbyt realne :)

- A przy okazji, jak tam graliście w gry? Czy mogliście mieć prywatne komputery (oczywiście bez internetu)?

- Świetne pytanie, zasługujące na całą oddzielną rozmowę. Na dole, w kapsule nie można grać. Jakakolwiek elektronika, która nie została zatwierdzona przez speców z Hill AFB może zakłócić działanie naszego sprzętu. Ale ludzie i tak to robią. Nie uważałem, żeby taszczenie tam mojego XBoxa była warte wysiłku, ale pewnie bym go zabrał gdybym miał nową grę, jak Gears of War albo Halo, albo CoD, w której miałbym do przejścia kampanię. Przeszedłem przez GoW2 na jednej zmianie "przy pulpicie". Jeden z naszych podoficerów z góry wykombinował jak grać ze swojego pokoju w World of Warcraft. Do dziś nie wiem jak mu się to udało. W pokoju nie miał internetu i w okolicy nie było zasięgu komórek. Ale mu się udało i to na świetnym łączu. On był moim bohaterem!



- Jak przebiega odpalenie pocisków nuklearnych?
Prezydent wydał rozkaz ataku. Co się dzieje od tej chwili do momentu startu rakiety? Co dokładnie robisz, żeby wystrzelić pocisk? Chyba nie jest duży czerwony przycisk z żółto-czarną klapką?

- Większość z tego jest tajna. W każdym razie, jeśli dostaniemy rozkaz możemy go wykonać dość szybko. Odtajniona wersja wygląda tak, że dostajemy zaszyfrowaną wiadomość przez 5 różnych systemów komunikacyjnych, niektóre z nich przetrwają nawet impuls elektromagnetyczny (EMP). Weryfikujemy czy wiadomość jest poprawna i autoryzujemy ją przy pomocy klucza zamkniętego w sejfie z dwoma zamkami (w ten sposób jedna osoba nie może dostać się do kluczy). Jeśli bunkry zostałyby zniszczone, ale rakiety by przetrwały, specjalny samolot może przelecieć nad polami rakietowymi i zdalnie odpalić rakiety.

- Samolot zdalnie odpala rakiety? To trochę przerażające.

- Pociski muszą przejść w tzw. Tryb Radiowy. Jeśli silos traci kontakt z kapsułą na określony okres czasu ten tryb włącza się automatycznie. W innym przypadku samolot nic nie zrobi.

* * * * *

- Dzięki za ten wątek. Odkąd obejrzałem Gry Wojenne zawsze się zastanawiałem jak to wygląda. Mam kilka pytań:
Czy jesteście uzbrojeni, a jeśli tak, czy macie "zmusić" do działania partnera, który nie chce wykonać rozkazów?
Wspomniałeś o zmianie celów rakiet. Czy wiecie gdzie pociski są wycelowane, czy raczej wpisujecie jakiś kod i komputer sam ustawia cel? (Chyba nie macie mapy świata na ekranie z krzyżykiem sterowanym myszką, ale może znacie współrzędne?)

- Nie ma broni! Mieli ją w czasie Zimnej Wojny, ale nie było jej tam od dawna, już kiedy dostałem przydział. Kody. Nie wiemy gdzie rakiety są wycelowane, ale gdybyśmy chcieli możemy to sprawdzić. Ja nie chciałem. Mógłbym wyobrazić sobie jak wygląda cel i mieć opory przed odpaleniem.

- Jak długo trwa zmiana celu? Czy to skomplikowany proces, czy łatwa i szybka procedura?

- Możemy to zrobić szybko. Zatrważająco szybko.



- Czy to prawda, że kod odpalenia był kiedyś ustawiony na 000000000000?

- Czytałem o tym w prasie. Oczywiście w żaden sposób nie skomentuję tematu kodów.

* * * * *

- Czy odizolowanie w bunkrze w jakikolwiek sposób na ciebie wpłynęło?

- Dla niektórych jest to męczące. Inni lubią ciszę. To jest jak z walką - różnie wpływa, na różnych ludzi.

* * * * *

- Jaki jest rzeczywisty odpowiednik dużego czerwonego przycisku?

- Cztery przełączniki odpalające :)

* * * * *

- Czy mieliście tam chińszczyznę?

- Nie było żadnego jedzenia na zamówienie. Chyba, że ktoś sam sobie przyniósł do odgrzania. Bunkry dowodzenia są bardzo, bardzo odosobnione. Z bazy do naszego posterunku jechało się dwie godziny.



- Czy naprawdę nosicie Snuggies (koce z rękawami)?

- Nie wszyscy! Ale wymogi ubioru są bardzo luźne. Siedzisz za dwoma grubymi, ciężkimi drzwiami bunkra. Twój partner zwykle śpi na pryczy. Więc dres, jeansy, cokolwiek ci pasuje. W czasie jednego z alarmów zepsuło się nam chłodzenie. Temperatura w kapsule osiągnęła ponad 38 stopni C. Ten alarm przesiedziałem z bieliźnie.

- Jest coś bardzo niepokojącego w myśli, że gdzieś pod ziemią siedzi koleś w gaciach i odpala atomówki.

- Mi to mówisz?

* * * * *

- Czy był taki moment, że prawie nacisnąłeś przycisk?

- Ani razu. Dzięki Bogu! Przechodziliśmy w stan podwyższonej gotowości, jeśli zagrożenie jest poważne. Jak się domyślam 11 września jednostki rakietowe były w stanie bardzo wzmożonej czujności. Na co dzień zwykle po prostu pilnujemy, żeby pociski były w stanie gotowym do użycia.

- Czy byłeś na służbie 11 września?

- Wtedy byłem jeszcze na studiach.



- Jeśli musiałbyś wystrzelić rakiety, czy czułbyś się źle będąc odpowiedzialnym za śmierć milionów ludzi? Jak dużo o tym myślałeś?

- Szkolenie jest tak przeprowadzone, żebyś wykonał procedurę startową bez emocji. Nigdy nie musiałem tego wykonać naprawdę, tylko na ćwiczeniach. Myślę, że byłbym bardzo smutny, że wydarzenia tak się rozwinęły, że musiałem wykonać swój obowiązek. Ale myślę, że nie wykonanie go spowodowałoby, że czułbym się jeszcze gorzej. Od 1945 nie użyliśmy broni atomowej. Jeśli dostałbym rozkaz, wszyscy wiemy, że byłaby to dla nas ostateczność.

* * * * *

- Ile osób przebywa w takich bunkrach? Co robiliście dla rozrywki?

- 3 pola rakietowe mają po 150 rakiet w stanie gotowości. Każda eskadra ma 50 pocisków kontrolowanych przez 5 grup po 2 osoby każda. Więc w każdej chwili w gotowości siedzi 90 "rakietowców". W czasie Zimnej Wojny było tego dużo więcej, bo wtedy mieliśmy 9 pól rakietowych.

* * * * *

- Czy to był system z dwoma kluczami, jak w filmach?

- Odpalenie wymaga czterech rąk. Są dwa zestawy przełączników odpalających i każdy z tych przełączników wymaga klucza. Klucze są zamknięte w sejfie z dwoma zamkami, więc do jego otwarcia potrzeba dwóch osób.



- Dla większości osób, nie pracujących w twojej branży, łatwo jest ignorować świadomość ryzyka ataków nuklearnych. Czy pracując tam zdałeś sobie sprawę jak łatwo może dojść do takiego ataku? Czy jest tak źle jak myślimy, czy jesteśmy w stanie sprzątnąć wszystko zanim do nas dotrze? Poza odpaleniem rakiet, jak dobry jest nasz system kontrataku?

- Tak, czasami to jest przerażające. To modne, aby protestować przeciwko broni nuklearnej. Trochę tym ludziom zazdroszczę, bo widzą nasz świat takim, jak my byśmy chcieli żeby był. Pokojowy i bez idiotów gotowych do użycia takiej broni. Moim obowiązkiem było upewnienie się, że NIGDY jej nie użyją, a żeby to osiągnąć musiałem mieć pewność, że moje pociski są sprawne.

* * * * *

- 4 8 15 16 23 42

- lol! Uwielbialiśmy tam Zagubionych!

* * * * *

- Jakie tam są zabezpieczenia przed samodzielnym odpaleniem pocisków przez załogę?

- Cała masa! Jako załoga o wielu z nich nawet nie wiemy, ponieważ są związane z budową pocisku i trzeba być ekspertem w tym temacie (i mieć dostęp na poziomie Q). W czasie alarmu my jesteśmy najważniejszym zabezpieczeniem. Jeśli ktoś przechwyci kody i pocisk zostanie "włączony" inne kapsuły mogą go szybko wyłączyć. Nigdy do tego nie doszło, o ile wiem. Ale każde odpalenie wymaga wielu kodów i chęci wielu osób. To dobry system. Nigdy nie mieliśmy przypadkowego wystrzelenia lub wybuchu.

* * * * *

- Czy są jakieś oficjalne plany co robić po odpaleniu pocisków?

- Tak, jest właz ucieczkowy wypełniony piaskiem. Nim się można kawałek wydostać, dalej trzeba kopać :)

- Dla tych, którzy nie wiedzą to jest najprawdopodobniej (oczywiście nie mam jak tego sprawdzić) system podobny do tego we francuskiej linii Maginota. Szyb dwukrotnie głębszy niż potrzeba, z górną połową wypełniona piaskiem, żwirem czy czymś podobnym, przez co ciężko się przekopać. Kiedy trzeba uciekać otwiera się zapadnia w środku szybu, zrzucając wypełnienie do komory poniżej i otwiera drogę na górę.



- Jaka była najstraszniejsza część bunkra?

- Jest wiele opowieści o "nawiedzonych" bunkrach. Myślę, że to wynika z długich okresów izolacji. Spotkałem kiedyś instruktora, który przysięgał, że kiedy otworzył właz bunkra usłyszał głos śpiewającej małej dziewczynki. Wierzę mu, ale uważam, że to raczej wynika raczej z otępienia zmysłów, niż ze spraw nadprzyrodzonych.

Muszę dodać, że według mojej wiedzy nie było bunkrów budowanych w miejscu indiańskich cmentarzy.

* * * * *

- Ile razy w tygodniu ludzie nakrywali cię na "polerowaniu rakiety"?

- lol. Bez komentarza. Ale sam się możesz domyślić. Jesteś 30 metrów pod ziemią. Samotny. I nie ma wiele do roboty. Nie trzeba być inżynierem rakietowym, że tak powiem :)

* * * * *

- Dzięki za to AMA. Jak sobie dawałeś radę pod ziemią przez tak długi czas, mając świadomość, że masz możliwość zniszczenia całego narodu?

- Właściwie to wielu narodów. Bez problemu mógłbym rozwalić Luksemburg i kilka karaibskich wysp używając tylko 10 rakiet. Ale nikt tam w ten sposób nie myśli. Jesteśmy jedynymi ludźmi w służbie wojskowej, którym się płaci za NIE używanie ich broni.



- Co jest najlepszą stroną twojej pracy? I najgorszą?

- To naprawdę świetne pytanie. Najlepszą chyba jest koleżeństwo. Jest ekipa wspaniałych ludzi po 20-kilka lat, która dzieli ze sobą wiele prób i radości (mniej radości, niestety) na służbie. Wynajmowaliśmy mieszkanie w pobliskim ośrodku narciarskim, braliśmy przepustki i znikaliśmy w górach, kiedy tylko nie było alarmu. Ale służba jest ciężka. Jest wymagająca emocjonalnie oraz wymaga rygorystycznego szkolenia i działania. Ciągle cię kontrolują, co zawsze powoduje stres. Najgorszą rzeczą jest to, że zdajesz sobie sprawę, że w Iraku czy Afganistanie są ludzie, którzy narażają swoje życie, a ty narzekasz na swoją służbę z gorącymi posiłkami i ciepłym łóżkiem. To mnie wykańczało, dlatego odszedłem jak tylko mogłem. Ale cieszę się, że mogłem tego doświadczyć.

* * * * *

- Jak walczyłeś z nudą? Domyślam się, że byliście w dużym stopniu odizolowani od świata zewnętrznego? Mieliście przepustki czy to był przydział długoterminowy?

- Walczyliśmy z nudą na wszystkie sposoby. Czytałem dużo książek i oglądałem filmy. Dostaje się przepustki, ale miesiące są długie. Łącznie z treningami i podróżami z i do pola rakietowego wychodziło 26-27 dni roboczych w miesiącu.

* * * * *

- Miałem kumpla, który pracował w podziemnym bunkrze. Zachorował na raka krtani, a nigdy nie palił.

- Bunkry są STARE. Sam mam problemy z układem oddechowym związane ze służbą tam. Biedny kumpel.



- Czy jest tam jakiś układ samozniszczenia (dla bunkra, rakiet)? Czy odmówiłbyś wykonania rozkazu gdybyś miał odpalić rakiety na przykład na Niemcy, Wielką Brytanię czy Kanadę? Jeśli mógłbyś odpalić jedną rakietę na wybrany przez siebie cel (tylko nie ocean czy pustynię), wiedząc, że nie nie byłoby żadnych skutków w stylu trzeciej wojny światowej, w co byś strzelił?

- lol, nie! Rozkazy przychodzą zaszyfrowane, więc nie wiemy gdzie polecą rakiety. Odpowiedź na trzecie pytanie: Księżyc oczywiście. Musi być zniszczony!

* * * * *

- Co się dzieje w przypadku pożaru w bunkrze? Czy możecie próbować ugasić go samemu, czy musicie uciekać?

- Jest kilka sposobów na ugaszenie ognia, ewakuacja to ostateczne rozwiązanie. Wszystko ma układy zapasowe, więc jeśli to konieczne inny zespół może przejąć kontrolę nad naszymi rakietami.

* * * * *

- Jak głęboko jest położony bunkier?

- Większość znajduje się około 30 metrów pod ziemią.

* * * * *

- Ile zarabiałeś?

- Nieźle. Pensja oficerska jest całkiem niezła, ale w sektorze prywatnym zarobiłbym więcej.



- Jako kontroler punktów dowodzenia jestem trochę zaniepokojony. Nie wiem czy mówisz prawdę. Jestem zdziwiony, że nie macie kuchni, domyślam się, że pracujecie na 12-godzinnych zmianach. Jaki masz stopień i gdzie służysz?

- Mieliśmy kuchnię na górze, i kucharza. A punkt dowodzenia znajdował się w bazie i zajmował się odbieraniem telefonów o kotkach na drzewach, więc nie dziwię się, że brzmi to trochę obco (przepraszam, musiałem). Ale odpowiadając na twoje pytanie, byłem kapitanem, instruktorem w OSS, dowódcą załogi, zastępcą i miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczenia w 3-dniowych alarmach. To powinno wystarczyć, aby zaspokoić twoją ciekawość.

* * * * *

- Czy zajmowałeś się też serwisem rakiet, czy zajmowali się tym technicy?

- Technicy. Oni są niesamowici! Pracują na zewnątrz, czasami do białego rana, w ujemnych temperaturach. My siedzieliśmy w klimatyzowanym bunkrze i doglądaliśmy tego co oni robią, żeby mieć pewność, że nic nie namieszają. Wprowadzaliśmy ich i wyprowadzaliśmy z terenu. Upewnialiśmy się, że właz do bunkra jest zamknięty.

* * * * *

- Mam jedno proste pytanie. Pewnego dnia budzi się prezydent i wydaje rozkaz odpalenia rakiet. Nikt nie wie dlaczego, ale on wielokrotnie powtarza, że chce aby odpalono pociski. Co by się stało?

- Jeśli kody byłyby prawidłowe rakiety by poleciały i bombowce wystartowały. Na szczęście nigdy czegoś takiego nie było.

* * * * *

- Jak fajnie się czujesz, kiedy mówisz komuś o swojej pracy?

- Szczerze mówiąc to jest super! Ludzie są szczerze zainteresowani i to jest wspaniałe uczucie. A ja lubię o tym opowiadać. Ludzie bardzo mało wiedzą o tym jak wygląda praca w jednostce rakietowej. Dlatego zdecydowałem się zrobić to AMA.



- Hipotetyczny scenariusz: Z jakiegokolwiek powodu Rosja i Chiny dokonują pierwszego uderzenia na Amerykę, które wszystkich zaskakuje. Uderzenie unicestwia praktycznie wszystko. Na podstawie zniszczeń wiadomo, że wojna jest przegrana, ale rząd nie chce się jeszcze poddać. Twój bunkier i pociski przetrwały i dostajesz rozkaz odpalenia. Co byś zrobił? Wojna już jest przegrana, a Ameryka zniszczona. Pociski byłyby wystrzelone tylko dla zemsty i żeby zabić jeszcze więcej ludzi w wojnie, która już się skończyła. Co byś zrobił?

- A może chcą zniszczyć pozostałe rakiety Rosji i Chin, żeby dostali na tyle mocno, aby nie mogli dalej zagrażać Stanom? I wtedy będziemy mogli się odbudować. Szkoli się nas tak, abyśmy nie myśleli w ten sposób. To jest problem dla wyższego dowództwa, nie dla tych, którzy pociągają za spust. Tak działa wojsko.

* * * * *

- Jaki jest czas składowania pocisków? Widziałem we wcześniejszej odpowiedzi, że wymagają dużo pracy, bo mają już ponad 40 lat. Jest jakiś czas przydatności do użycia, po którym są złomowane i zastępowane nowymi?

- Ciągle wymieniamy części na nowe, więc dla Sił Powietrznych to są "nowe" rakiety. Ale cała infrastruktura, jak linie przesyłowe, komunikacyjne czy konstrukcja silosów, zużywają się i coś z tym trzeba będzie zrobić. Wydaje nam się, że pociski Minuteman III będą w służbie do 2030.

* * * * *

- Pewnie głupie pytanie, ale zawsze mnie to zastanawiało. Czy przez bliską pracę z rakietami byłeś wystawiony na wyższe niż przeciętnie poziomy promieniowania?

- Bunkier jest dość daleko od rakiet, kilkanaście kilometrów. Z bliska widziałem tylko 3 czy 4 pociski. Nie miałem potrzeby tam chodzić!

* * * * *

- Jaki był twój najbardziej stresujący dzień?

- Tajne, ale nie dlatego, że mieliśmy odpalać rakiety. Miało to związek z zepsutą toaletą.




Kradzione z joemonster.pl

Stefan Karaszewski - Męstwa wzór

WP...........PR • 2013-01-23, 22:08
20




Służbę wojskową Stefan Karaszewski odbywał w 85 Pułku Strzelców Wileńskich w Nowowilejce w II kompani szkolnej karabinów maszynowych. W trakcie odbywania służby, 9 czerwca 1939r. zmarła Stefanowi kilkumiesięczna córka Alicja. Przybyły na pogrzeb córki Stefan, kiedy rozmowa zeszła na temat możliwości bliskiej wojny z Niemcami, wypowiedział słowa: „żywy się w ich ręce nie oddam”.


W związku z wybuchem wojny macierzysty pułk Stefana, którego pod koniec służby awansowano do stopnia kaprala, w składzie 19 Dywizji Piechoty miał przydział mobilizacyjny do Grupy Operacyjnej Kawalerii nr 1 armii „Prusy”. Zmobilizowany systemem alarmowym 24-26 sierpnia. Przywieziony transportem kolejowym do Łowicza, marszem pieszym dotarł do Piotrkowa Trybunalskiego. Walkę z Niemcami rozpoczął 5 września. Pułk zajął pozycję na południowej rubieży lasu między Moszczenicą a Piotrkowem Tryb. Drugi batalion, w którym służył Stefan Karaszewski, otrzymał rozkaz obrony zachodniej rubieży tego lasu.



W dniu 4 września linia frontu zbliżyła się do Moszczenicy. Niemcy pod Piotrkowem przerwali front. 85 pułk stanął w obliczu okrążenia.


W dniu 5 września około 13-tej mieszkaniec Moszczenicy Roman Ciszewski, mieszkający wówczas w budynku znajdującym się naprzeciw dworu, spotkał kaprala, jak się później okazało – Stefana Karaszewskiego, do którego zwrócił się porucznik ze słowami: „kapralu, podejdźcie i zobaczcie, jak tam się przedstawia sytuacja”.


Roman Ciszewski szedł wówczas razem ze Stefanem w stronę przejazdu pod Kosowem. Zauważył, że Stefan miał obandażowaną rękę. Za pasem miał zatknięte granaty z trzonkiem. Był uzbrojony w karabin. Słychać było „romot” czołgów. Stefan poszedł na stanowisko przygotowane widocznie wcześniej, miał tam żelazną skrzynię z granatami.


Sam przebieg walki widział Bogusław Lewicki, mieszkaniec Woli Moszczenicy, który był ukryty w przepuście pod torem kolejowym w odległości kilkudziesięciu metrów od Stefana. Stefan okopał się na łące przyległej do toru po jego zachodniej stronie, w odległości około 80 metrów od toru i ponad 100 metrów od obecnych zabudowań Kosowa. Kilka metrów przed nim teren się podnosił lekko zasłaniając go od strony zachodniej. Cały teren wokół stanowiska i przyległa od północy droga były zaminowane przez Stefana i jego żołnierzy. Według informacji S. Janczaka, po zakończonych walkach rozbrojono na tym terenie ok. 600 min.



Kolumna czołgów niemieckich, która nadciągnęła od zachodu około godz. 14.30 od szosy Piotrków-Łódź liczyła ok. 60 czołgów.Niemcy jechali śmiało, nie widząc oporu. Gdy pierwsze czołgi wpadły na miny, Stefan zaatakował je ze swojego stanowiska. Według informacji Romana Ciszewskiego z walki zostało wyeliminowanych 11 czołgów, w tym 3 zostały zniszczone w bezpośrednim sąsiedztwie Stefana (według informacji S. Janczaka) i 2 dalsze bliżej wsi. 3 czołgi słabiej uszkodzone zaciągnięte zostały po walce do dworu według relacji kilku mieszkańców, m.in. S. Janczaka i Władysława Patały, zamieszkałego w Moszczenicy przy ul. Fabrycznej 32, w 1939r. sąsiada Ciszewskiego.



Przynajmniej 6 zniszczonych czołgów w bliskim sąsiedztwie Kosowa widział Mirosław Ciszewski , który jako 16-letni chłopiec oglądał po walce pobojowisko.


Ta nierówna walka trwała ok. 2 godzin. Zginęło w niej 11-tu Niemców, w tym 2 na motocyklu. Stefan po wyczerpaniu amunicji i granatów, widząc okrążających go od południa Niemców, odbezpieczył ostatni granat, którego wybuch rozszarpał mu dolną część twarzy.


W czasie, gdy Stefan Karaszewski toczył bój z niemieckimi czołgami, zagrożony okrążeniem 85 pułk wycofał się lasami w kierunku wschodnim.


Mieszkańcy Moszczenicy m.in. Janczak oraz Roman Ciszewski twierdzili, że jakiś wyższy dowódca niemiecki w przemówieniu do żołnierzy podał imię Stefana Karaszewskiego jako przykład waleczności. Podobno również informacja na ten temat była w miejscowej prasie niemieckiej.

Mieszkańcy Kosowa i Moszczenicy pochowali Karaszewskiego najpierw w miejscu, w którym zginął, obok przejazdu kolejowego, a później na cmentarzu w Moszczenicy. Drugi pogrzeb miał charakter patriotycznej manifestacji i zebrał około 1000 okolicznych mieszkańców. Trzeci pogrzeb odbył się w Tomaszowie Mazowieckim.




Pamiątkowy pomnik stoi w miejscu jego śmierci we wsi KOSÓW.

Na bocznej stronie głazu widnieje siedem spłaszczonych trójkątów, będących symbolami czołgów niemieckich zniszczonych przez Stefana Karaszewskiego i jedno kółko jako symbol motocykla zniszczonego wraz z 2-osobową załogą.


http://moszczenica.pl/uploadf/turystyka/sz_czarny/karaszewski/karaszewski.html
X