18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Richard "Dick" Marcinko

Dz...........ak • 2013-04-04, 07:48
13

Richard "Dick" Marcinko (ur. 21 listopada 1940 roku) – emerytowany komandor United States Navy oraz były operator Navy SEAL. Był pierwszym dowódcą oddziałów SEAL Team Six oraz Red Cell. Po odejściu z marynarki wojennej został pisarzem (książka "Komandos" i 18 innych książek, nie wydanych w języku polskim), gospodarzem radiowych talk-show, konsultantem militarnym oraz mówcą motywacyjnym.






Marcince przypisano wiele pseudonimów, m.in. "Rogue Warrior", "Demo Dick", "Shark Man of the Delta" oraz "The Geek".



W środowisku komandosów SEAL jest postacią kontrowersyjną - chwaloną za utworzenie elitarnego SEAL Team Six, ale krytykowaną za traktowanie z pogardą żołnierzy spoza jednostki i wychowywanie w tym duchu swoich podwładnych. Został skazany za przywłaszczenie sobie państwowych pieniędzy i malwersacje finansowe przy tworzeniu SEAL Team Six. Jego postawa zepsuła renomę i dobry wizerunek oddziałów SEAL wśród innych żołnierzy.
Razem z firmą Bethesda Softworks wyprodukował grę "Rogue Warrior"












Cytat:







Źródła:
pl.wikipedia.org,
lubimyczytać.pl,
znak.com.pl,
youtube.com

Johann Strauss

Dz...........ak • 2013-04-03, 22:38
8
Temat przybliżający sylwetkę Johanna Straussa. Sadoli uczulonych na muzykę klasyczną uprasza się o użycie scrolla. ;-)











Słynna sekwencja z Odysei Kubricka:













1. An der schönen blauen Donau op. 314 (0:00)
2. Rosen aus dem Süden op. 388 (9:33)
3. Wiener blut op. 354 (17:27)
4. Frühlingsstimmen op. 410 (24:45)
5. Künstlerleben op. 316 (30:37)
6. G'schichten aus dem Wienerwald op. 325 (38:36)
7. Kaiserwalzer op. 437 (49:38)

Satelita Voyager opuszcza układ słoneczny !!!

matcin1212 • 2013-04-03, 17:49
81
Ciekawy artykuł o bez załogowym statku Voyager 1.

Ułomy mające problem z przeczytaniem więcej niz 2 zdania , skrolować dalej .


Żegnaj Voyager !
Voyager 1, statek skierowany do gwiazd, opuszcza Układ Słoneczny. Dzieło ludzkich rąk wydostanie się z matczynego systemu gwiazdowego i odleci na zawsze, stając się wkrótce martwym emisariuszem naszego gatunku, przemierzającym czarną, lodowatą pustkę przez miliardy lat.

Dziś przyjrzymy się mu bliżej.



Wyjątkowość

Ten ważący 772 kilogramy robot badawczy, od 35 lat przemierza kosmos zbliżając się coraz bardziej do ostatniej granicy dzielącej go od przeraźliwie pustej i zimnej przestrzeni międzygwiazdowej. Opuszczenie tej granicy nie było jednak jedynym celem Voyagera. Statek w roku 1980 dotarł do Saturna, wykonując pierwsze szczegółowe zdjęcia tych planet, które znalazły się następnie we wszystkich astro książkach popularnonaukowych i podręcznikach na całym świecie.

Podczas swojego ostatniego przelotu obok Saturna, Voyager żegnając się z nami prawdopodobnie na zawsze, wykonał to oto, zwalające z nóg zdjęcie. To co widzicie poniżej to pierścienie Saturna z bliska. Po prawej stronie przebija przez nie malutki błękitny punkcik. Ziemia.



Wszystko czym jesteśmy, cała nasza historia i dziedzictwo nasze i wszystkich istot żyjących na tej planecie, zawiera się w punkciku, który można pomylić z badpixelem na monitorze. Każda ideologia, każda myśl, każde dzieło, każda zbrodnia i chwalebny czyn, każda wojna i każde zjednoczenie miało tam miejsce. Każdy człowiek i każde stworzenie od początków biogenezy, przez miliardy lat toczyły swoje krótkie żywoty w tym właśnie punkciku. Oceany ludzkiej krwi były przelewane, aby wyrwać innym, równie nieznaczącym istotom, maleńki fragmencik tego punkciku i ogłosić go swoim własnym, na geologiczną sekundę istnienia.

A przecież Voyager był wtedy dopiero przy orbicie Saturna i mając za sobą zaledwie 3-letnią podróż, wciąż tkwił wewnątrz jednego z setek miliardów układów gwiazdowych, w tej jednej z setek miliardów galaktyk.



Wiadomość do NICH

Ale Voyager miał lecieć jeszcze dalej. I leciał, przez kolejne 32 lata pokonując dystans 120 odległości Ziemi od Słońca, coraz bardziej zbliżając się do granic. Międzygwiazdowy charakter misji Voyagerów, rozpalał wyobraźnię na tyle, że poczyniono bezprecedensowe kroki ku uczynieniu ze statku naszej wizytówki. LUDZKIEJ wizytówki na wypadek przechwycenia go gdzieś, kiedyś, przez obcą cywilizację kosmiczną. Zgadza się, amerykańska rządowa agencja kosmiczna NASA wyposażyła swój statek w cały zestaw identyfikatorów i powitań od rasy ludzkiej, do nieznanego odbiorcy. I mimo, że miało to raczej charakter symboliczny, bardziej romantyczny niż pragmatyczny, bo prawdopodobieństwo przechwycenia tak mikroskopijnego obiektu w przestrzeni międzygwiazdowej, w dodatku obiektu nie emitującego żadnego promieniowania, przez cywilizację która akurat w danym czasie i obszarze się rozwinie jest praktycznie zerowe, to pewnym optymizmem może napawać fakt, że jednak to zrobiliśmy, że wysłaliśmy swoją butelkę z wiadomością, wiedząc jakie to beznadziejne.

Komu powierzylibyście stworzenie wiadomości od ludzkości do obcej cywilizacji ? NASA dokonała prawdopodobnie najlepszego wyboru jaki istniał. Wiadomość ułożył zespół pod kierunkiem Carla Sagana, naukowca, pisarza, wizjonera i publicysty, który przez dekady ispirował swoją twórczością (cykl programów Cosmos, powieść "Kontakt").

Wiadomość jest opatrzona następującym wstępem, napisanym przez prezydenta Jimmy'ego Cartera :

"Oto prezent z małego, odległego świata, nasze dźwięki, nasza nauka, nasze obrazy, nasza muzyka, nasze myśli i nasze uczucia. Próbujemy przetrwać nasze czasy, aby móc żyć w waszych."

Wiadomość zawiera zakodowane 116 obrazów z Ziemi, dźwięki natury oraz muzykę. Dodatkowo są również próbki 55 języków i nagrane w nich powitania. Jest również próbka języka polskiego. Znajdziecie ją w 2:22

Problem z uploadem filmu , na yt bez problemu możnago znaleźdź

Oto niektóre zdjęcia zakodowane we wiadomości :




Bardzo sprytnie zrealizowano ukazanie położenia Układu Słonecznego. Jako punkty odniesienia posłużyło 14 pulsarów i binarne przedstawienie ich częstotliwości pulsowania (okresowych i wyjątkowych dla danego pulsara, impulsów promieniowania wysyłanych przez te gwiazdy). Cywilizacja która przechwyci sondę, bez trudu odnajdzie przez to nasz system, bo taka konfiguracja, dokładnie takich pulsarów jest praktycznie niemożliwa do pomylenia.

Co więcej, płytka została pokryta izotopem Uranu-238, o czasie połowicznego rozpadu wynoszącym 4,5 miliarda lat. Pozwoli to na precyzyjne określenie wieku sondy. Dzięki temu istoty, które przechwycą sondę za np. 2 miliardy lat, określą jej wiek a następnie będą szukać w galaktyce takiego ustawienia pulsarów, które 2 miliardy lat wcześniej odpowiadało konfiguracji pokazanej na płytce.



Kontakt

Jeśli mieliście kiedykolwiek dziecięcą przyjemność zabawy z krótkofalówkami, pamiętacie zapewne, że wystarczyło odejść zbyt daleko, by powoli tracić sygnał. Winę ponosił oczywiście słaby sygnał nadawczy i ograniczone możliwości jego odbioru.

Voyager jest oddalony od Ziemi o 18 miliardów kilometrów. Jego nadajnik natomiast, posiada moc... 20 wat. Mała pauza w tym miejscu. Nasze ziemskie radiostacje, transmitujące sygnały na kilkaset kilometrów, mają moc np. 100 tysięcy wat. Statek kosmiczny znajdujący na obrzeżu Układu Słonecznego, 18 miliardów km stąd i pędzący ku gwiazdom, tak daleko że Słońce widzi jako kropeczkę nie różniącą się od innych gwiazd, ten właśnie statek kosmiczny porozumiewa się z nami, za pomocą nadajnika o mocy takiej, jaką ma żaróweczka w Waszej lodówce.

Jakim więc cudem udaje nam się go słyszeć ? Jest to możliwe dzięki sieci ogromnych i niezwykle czułych odbiorników, zlokalizowanych w kilku miejscach na Ziemi, pod nazwą "Deep Space Network". Odbiorniki te umieszczone są w Hiszpanii, Australii, oraz w Kalifornii i dzięki temu pozwalają na nieustanny kontakt z sondami dalekiego zasięgu, niezależnie od przeszkód wynikających z ruchu obrotowego Ziemi.

Prędkość transmisji danych wynosi... 160 bitów na sekundę. BITÓW, czyli w ciągu sekundy statek przesyła 160 jednostek informacji o wartości 0 lub 1. Gdybyście na Voyagerze umieścili serwer plików i chcieli ściągnąć stamtąd film, zajęłoby to... 621 dni. Ponieważ transmisja trwa niemal non stop, udaje się na bieżąco przekazywać wszystkie dane z komputera sondy (komputera o mocy kalkulatora w zegarku z lat 80-tych).



Jak długo pociągnie ?

Generator RTG Voyagera 1
Ponieważ źródłem energii Voyagera jest radioizotopowy generator termoelektryczny, bardzo łatwo przewidzieć na jak długo starczy jeszcze energii, jeśli nic się nie zepsuje. Co 88 lat generator ten wytwarza o połowę mniej ciepła i energii, stąd wiadomo że statek straci większość funkcji w okolicach roku 2020, natomiast ostatnie urządzenie na jego pokładzie zostanie zdalnie wyłączone około roku 2025, czyli 48 lat po starcie misji.

Przez kolejne lata generator nadal będzie wytwarzał ciepło, ale już zbyt mało, aby generować wystarczającą ilość energii dla statku. Sonda będzie coraz zimniejsza, aż w końcu przestanie generować jakiekolwiek ciepło i w takim stanie pozostanie do końca swych dni, nieustannie oddalając się od naszego systemu gwiezdnego.



Dokąd zmierzasz ?

Voyager 1 nie zmierza ku żadnej konkretnej gwieździe, choć w roku 40272 powinien minąć gwiazdę AC+79 3888 w odległości niecałych 2 lat świetlnych. Nawet jeśli WTEDY będzie ten system zamieszkiwać inteligentna cywilizacja, to szansa na dostrzeżenie tak mikroskopijnego, ciemnego i odległego paprocha, jest niemal żadna. Pamiętamy widok ziemi z perspektywy pierścieni Saturna powyżej... a tu mówimy o kawałeczku ciemnego żelastwa i odległości 2 lat świetlnych.



Odległa przyszłość - Scenariusze

Jeśli nic nie zatrzyma Voyagera, będzie on krążył w galaktycznym dysku przez miliardy lat. Samotny i opuszczony, będzie mknął przez otchłań przestrzeni międzygwiazdowej na zapomnianej antycznej misji, zapomnianego gatunku, zapomnianej planety, zapomnianej gwiazdy, która dawno już wyczerpała swoje paliwo i pochłonęła świat owych istot puchnąc i wchłaniając go do swego wnętrza, grzebiąc ostatnie ślady prowadzące do źródła pochodzenia zagadkowego statku.

Wszechświat ma jednak to do siebie, że jest przepastny nie tylko przestrzennie, ale i czasowo. Niezwykle rzadkie zjawiska występują w nim co chwile i nieustannie. Miliardy lat to okres, w którym wiele może się wydarzyć i wiele może spotkać samego Voyagera. Generalnie możemy to podzielić na dwie kategorie wydarzeń w jego podróży - ruch oraz spotkania.

Podczas swej podróży Voyager może o coś się rozbić. Medium międzygwiazdowe jest zasadniczo puste, lecz mogą się w nim trafić obiekty wyrzucone z układów gwiezdnych. Np. samotne planety. Tor ruchu Voyagera może również zostać zakrzywiony w kierunku kolizyjnym z jakimś obiektem gwiazdowym, np. w wyniku długotrwałego przelotu przez jakiegoś rodzaju kierunkowy strumień cząstek, choćby z supernowej. Statek może również zostać przechwycony grawitacyjnie przez jakiś obiekt, stając się jego satelitą. Im dłużej Voyager będzie leciał tym większe będzie prawdopodobieństwo, że w ciągu całej podróży coś takiego mu się przytrafi. Niemniej prawdopodobieństwo to najprawdopodobniej zawsze pozostanie niewielkie i sonda będzie po prostu okrążać galaktykę przez miliardy lat lub do zderzenia z Andromedą.

http://3.bp.blogspot.com/-JvgwApiKpcU/UGW5DeKVzbI/AAAAAAAAAGo/qOge-adbvLI/s1600/interstellar_2.gif

I wreszcie scenariusze spotkań. Pierwszym i jak na razie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jaki należy wziąć pod uwagę, jest przechwycenie statku przez przyszłe, bardzo odległe pokolenia ludzi. W tej chwili liczba znanych nam inteligentnych cywilizacji zamieszkujących Wszechświat, wynosi 1, zatem jeśli przetrwamy ten newralgiczny okres zamieszkiwania tylko jednej planety i wkroczymy w dalsze etapy rozwoju, możemy kiedyś odnaleźć Voyagera. Pamiętajmy jednak, że np. za 50 tysięcy lat, ludzkość będzie inna. I to diametralnie inna. Jeśli nawet przetrwają ten okres jakieś antyczne zapiski o istnieniu niegdyś jakiegoś dużego państwa na tamtej III-ciej planecie w systemie Sol, skąd prawdopodobnie pochodzi ludzkość, to informacje o szczegółach misji Voyager, mogą zostać zatarte przez czas i wówczas nawet my sami nie odnajdziemy wysłanych przez naszych praojców sond kosmicznych. Załóżmy jednak że taka informacja przetrwa. Wówczas statek może zostać wytropiony i odnaleziony. Archeolodzy przyszłych czasów zapewne przechwycą go, czyniąc obiektem muzealnym, nie mogąc wyjść z podziwu jakież to prymitywne ustrojstwo wysyłano niegdyś w przestrzeń kosmiczną. Voyager wróci wtedy do domu.

Jeśli z jakichś powodów ludzkość nie osiągnie takiej fazy rozwoju, by móc sprawnie pokonywać odległości międzygwiazdowe, to sonda zniknie nam z pola widzenia na zawsze. Nie oznacza to jednak, że nie może zostać przechwycona przez inną cywilizację. Szansa na to jest mała. Znikoma. Wręcz żadna. Ale jednak jest. I jeśli to kiedyś nastąpi, będzie to zbyt późno spełnione marzenie ludzkości o spotkaniu innych istot, które wylęgły się z atomów tego rejonu Wszechświata. Jakakolwiek istota dotknie kiedyś sondy, za miliard lat przesuwając po Voyagerze swoją dłonią, macką, czy czymkolwiek co wystaje z ciała, ta istota dotknie naszego dzieła. Dotknie dzieła ludzkiego umysłu.

Nie tylko Voyagery miały swoje płytki z wiadomością do gwiazd. Posiadały je również sondy Pioneer 10 i 11, choć znacznie uboższe i zawierające wyłącznie wizualną informację na płytce.






Płytki również zaprojektował Carl Sagan. Mają one jednak dwa elementy, źle odbierane przez specjalistów lub opinię publiczną. Pierwszym elementem jest strzałka, pokazująca że sonda wyleciała z III-ciej planety od Słońca. Dla nas jest to natychmiastowo zrozumiałe. Jednakże symbol strzałki jest głęboko osadzony w kulturze ludzkiej, gdzie pochodzi od strzały lub włóczni rzucanej w danym kierunku, w celu zdobycia pożywienia lub zabicia wroga. Kultura oparta na diametralnie innych podstawach, może tego symbolu zwyczajnie nie zrozumieć. Drugim elementem jest wizerunek nagich ludzi, który najwyraźniej tak gorszył pruderyjnych decydentów, że Sagan dostał zalecenie, aby w ogóle nie umieszczać go na płytkach Voyagera. Tak oto światły i sięgający myślą miliardy lat naprzód projekt, został zmieniony przez ciasny światopogląd ludzi, którzy obawiali się niechętnego pokazywania płytki przez media. No chyba że wstydzili się przed obcymi, którzy być może będą to oglądać za 10 miliardów lat.


W filmie Powrót do przyszłości, występuje scena, w której Marty McFly, jako przybysz z przyszłości wchodzi na scenę, aby pokazać ludziom z przeszłości utwór z przyszłych czasów. Odwrotna sytuacja może mieć miejsce, gdy np. za tysiąc lat ludzie odnajdą Voyagera i odtworzą zawartą tam muzykę. W obydwu przypadkach, występuje ten sam utwór - Chuck Berry - Johhny B. Goode.

[size=18]
[/size]

Skala wszechświata

Bezkarny • 2013-04-03, 17:37
35
Znalezione na YouTube, nie ma co tu pisać oglądajcie : ) :hurra:

Podatek od przeżycia Holokaustu

Prometheus_Coprophagus • 2013-04-03, 13:03
10
Władze Amsterdamu chciały nałożyć grzywnę na Żydów, którzy podczas wojny nie płacili podatków. Chodzi o setki osób, które przetrwały Holocaust w ukryciu lub trafiły do obozów koncentracyjnych. Nieznany fakt z historii Holandii odkryła 23-letnia studentka Charlotte van den Berg - informuje serwis Timesofisrael.com

Amsterdam zaczął ścigać Żydów, którzy - zdaniem władz - zalegali z podatkami w 1947 roku. Chodzi o niezapłacone w czasie II wojny światowej podatki mieszkaniowe osób, które ukrywały się przed nazistami lub trafiły do obozów koncentracyjnych. Wiele z tych mieszkań było wówczas zajętych przez członków partii holenderskich nazistów - informuje serwis Timesofisrael.com. Po wojnie Holendrzy próbowali ściągnąć z lokatorów "zaległy" podatek.

Do dokumentów potwierdzających prowadzenie przez Amsterdam takich działań dotarła przypadkiem 23-letnia studentka Charlotte van den Berg. Natrafiła na nie prowadząc badania na temat Żydów mieszkających w tym mieście.

Rzecznik władz Amsterdamu zapowiedział, że miasto zajmie się tą sprawą. Zadeklarował, że specjaliści postarają się sprawdzić, czy i jak dużo pieniędzy Amsterdam odebrał Żydom, którzy przetrwali Holocaust.

Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13669366,Amsterdam_chcial_sciagac_zalegle_podatki_od_Zydow_.html
http://www.timesofisrael.com/amsterdam-fined-taxed-holocaust-survivors-in-hiding/


Napinaczom i wielbicielom Hitlera przypominam, że w obozach zginęło także ok. 3 mln obywateli naszego kraju (na ok. 5.6 mln Polaków, którzy stracili życie podczas drugiej wojny światowej).

Centrum pomocy leniwcom

Dz...........ak • 2013-04-03, 12:29
6
W Kostaryce.




O sytuacji w Syrii w australijskim programie

Hauer88 • 2013-04-02, 16:05
28
Wspaniały akt obywatelskiej odwagi ze strony dwóch mężnych kobiet z Syrii - katoliczki Hadani Assoud i sunnitki - Mimi al-Laham. Rozmowa odbyła się w australijskim programie "Insight", w listopadzie 2012 roku.


Aleja MIG-ów

borisklinga • 2013-04-02, 14:51
10
5-odcinkowy dokument o jednych z najbardzej znanych i przełomowych samolotach ostatniego stulecia. Mowa o amerykańskim F86 Sabre i radzieckim MiG-15. Historia opowiedziana w tym filmie działa się podczas Wojny w Korei.

Ciekawie zrobiona animacja, komentarz weteranów latających na tych maszynach. Delikatnie wieje amerykanską propagandą, tak czy inaczej materiał uważam za ciekawy.



Pozdrawiam wszystkich fanów awiacji ;)
9
Jak komuniści fałszowali historię

Mieszkańcy Raciborza, zajęci pracą przy odbudowie wandalsko zniszczonego miasta, nie zapomnieli o obowiązku społecznym w stosunku do potrzeb Stolicy naszego Państwa Ludowego - Warszawy - pisano w 1949 r. Nie wspomniano, że wandalami byli komuniści, a przez Warszawę zniknęły piękne kamienice
Stolica - Warszawski Tygodnik Ilustrowany z 9 października 1949 r. zamieścił artykuł pt. Racibórz dźwiga się z gruzów i pomaga Warszawie. Porównaj to, co pisała ówczesna propaganda, a jak było naprawdę. Jakie koszty poniósł Racibórz żeby szybko podnieść z gruzów stolicę.



Poniżej fragment artykułu Prawda o latach 1945-50

Zachowały się wzmianki o rozbiórkach obiektów prowadzonych już przez władze polskie. Świadczą one: po pierwsze, że w celu wsparcia odbudowy Warszawy intensywnie pozyskiwano cegły z zachowanej zabudowy Raciborza i to w sposób przynoszący więcej strat niż korzyści, po drugie niszczono przez to wiele obiektów, które bez większych nakładów można było zachować. Wniosek: władze polskie w sposób systematyczny i zaplanowany zniszczyły część zabudowy, zaś “owoce” tych działań wliczono do ogółu strat powstałych w wyniku wojny, przez co sięgały nawet 80-85 proc. w śródmieściu.

6 lutego 1947 r. F. Godula, p.o. kierownika Referatu Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego, pisał do Referatu Ogólnego, iż na sesji Miejskiej Rady Narodowej radny Majka zaproponował remont sali przy byłym klasztorze sióstr urszulanek przy ówczesnej ul. Marszałka Stalina (obecnie Wojska Polskiego) z przeznaczeniem pomieszczenia na przedstawienia teatralne. Radny miał argumentować, że remontu można dokonać "szybko i małym kosztem". Referat uznał jednak, że obiekt jest zbyt mocno zniszczony, dodając jednocześnie: ponieważ chodzi o własność kościelną nasuwa się pytanie, czy jest zasadne przeprowadzenie inwestycji kosztem miasta w obcym budynku.

Ostatecznie w części klasztoru, w tej właśnie sali, umieszczono później hurtownię Arged. Została ona zlikwidowana w związku z budową Międzyszkolnego Ośrodka Sportu (Sokoła), który stanął na starych murach klasztornych. Niestety znaczną część kompleksu urszulanek, jednego z najciekawszych architektonicznie obiektów przedwojennego Raciborza, rozebrano zaraz po wojnie.

12 stycznia 1948 r. konserwator Józef Kluss w imieniu wojewody śląsko-dąbrowskiego pisał do Zarządu Miejskiego w Raciborzu: Urząd Wojewódzki otrzymał wiadomość, iż przy rozbiórce spalonych domów przy kościele NMP używa się materiałów wybuchowych. W myśl okólnika Urząd Wojewódzki zabrania używania materiałów wybuchowych do rozsadzania murów obok obiektów zabytkowych ze względu na możliwość uszkodzenia zabytków.

Wsparcie odbudowy stolicy było niewielkie, a straty w Raciborzu ogromne i to w sytuacji, gdy miejscowe cegielnie nie miały jeszcze pełnych zdolności produkcyjnych. Analiza dokumentów, przekonuje, że odzysk był marny, a prace prowadzono w ślimaczym tempie. 27 marca 1950 r. Referat Odgruzowania Zarządu Miejskiego w Raciborzu pisał do Miejskiej Rady Narodowej, iż z powodu lutowych mrozów cegła w murach popękała, przez co odzyskiwano maksymalnie 10 proc. całych cegieł. Dodano, iż domy w Raciborzu były zbudowane ze słabej cegły, “wypalonej w piecach polowych”, co miało usprawiedliwić tak duże straty. Referat skarżył się także na brak rusztowań, przez co powyżej pierwszej kondygnacji używano lin. Nieprzydatny gruz wywożono nad Odrę przy ul. 1 Maja, gdzie zasypywano nim koryto powodziowe Odry.

Sugestia władz, iż cegły, z których zbudowano raciborskie kamienice była słabej jakości przekonuje o nieudolności i hipokryzji decydentów, bo skoro rzekomo tak było, to po co rozbierano budynek za budynkiem i używano do tego materiałów wybuchowych? Nie potwierdza też tego współczesna literatura, w której podkreśla się, że cegły produkowane w Raciborzu były dobrym materiałem budowlanym, a to za sprawą korzystania ze znajdujących się w tym terenie glin żelazistych "doskonale nadających się do produkcji dobrego materiału ceglarskiego". Zajmowały się tym cegielnie usytuowane na Ostrogu, gdzie też znajdowały się złoża gliny.

Znamienny jest trzeci punkt pisma Referatu Odgruzowania do MRN: Zwołana do Raciborza komisja (...) wzięła pod uwagę zabytkowy charakter miasta, jak również znaczną ilość budynków zniszczonych a nadających się do odbudowy, wyraziła zgodę na rozbiórkę jedynie pewnej części budynków, co jednak nie mieści się w rozmiarach zakreślonego planu przez pełnomocnika A.R.R. a mianowicie nie daje możliwości wydobycia 5.000.000 szt. cegieł całych. To dowód, że zabudowę można było uratować, ale nakaz wysyłania cegieł do Warszawy okazał się ważniejszy.

Cegieł szukano więc za wszelką cenę, nie oceniając realnie możliwości jej efektywnego odzysku w trakcie rozbiórek. To sprawiło, że władze decydowały o rozbiórce obiektów początkowo zakwalifikowanych do remontu. Wróciliśmy do miasta z ewakuacji już w maju – pierwszym transportem, który przejechał przez mosty postawione przez Rosjan. Dobrze wiem jak wyglądał Racibórz, przed totalnym zniszczeniem dokonanym przez odgruzowanie, bez względu na to czy budynek nadawał się do szybkiej odbudowy. Cegły potrzebne były do odbudowy stolicy, reszta kraju się nie liczyła – czytamy u B. Wieczorka.

Oczyszczanie głównych ulic z gruzów rozpoczęli już Rosjanie wykorzystując do pracy ludność cywilną oraz więźniów. Dalsze odgruzowywanie prowadziły władze polskie, które również zaangażowały do tego ludność miejscową jak i napływową, ale już jako pracowników najemnych. Szybko pojawiło się hasło "Cały naród buduje swoją stolicę". Cegła z rozbiórek była wywożona do Warszawy. Na ulicach miasta ułożono tory kolejki wąskotorowej, po których kursowały tzw. “lory” ciągnione przez mały parowóz – wspomina H. Swoboda.

W jednym z zachowanych sprawozdań z końca lat. 40, w których procentowo określano zniszczenia czytamy, iż ratusz w Rynku (znajdował się we wschodniej pierzei, na granicy z pl. Dominikańskim) został w 90 proc. zniszczony wskutek działań wojennych. To usprawiedliwiło zapewne jego późniejszą rozbiórkę, choć powojenne zdjęcia przekonują, iż ratusz z całą pewnością nadawał się do odbudowy. W tymże sprawozdaniu nadzwyczaj często zniszczenia zabudowy w zabytkowym śródmieściu określano jako 90-procentowe, choć takie na pewno nie były.

Z protokołu komisyjnych oględzin przeprowadzonych 18 i 19 grudnia 1947 r. wynika, że w tymże śródmieściu wiele kamienic nadawało się nie tylko do odbudowy, ale było zamieszkałych. Tak na przykład zasiedlony był dom przy ul. Odrzańskiej 15 i 17, który zdecydowano zburzyć “celem wyprostowania ulicy Odrzańskiej”. Podzielił los wszystkich budynków w tej części miasta, w tym hotelu pod numerem 16, który początkowo nakazano zabezpieczyć celem dalszej odbudowy. Jako nadające się do odbudowy zakwalifikowano kilkanaście kamienic przy Rynku oraz ul.: Długiej, Nowej, pl. Długosza (dawniej Neumarkt) i Kościuszki. Niektóre z nich i tak później rozebrano. Znamienne jest, że wśród podawanych przyczyn zniszczeń zdecydowanie dominuje słowo "wypalony".

Literatura czasów PRL-u przekonywała tymczasem, że nie tylko nie niszczono bezmyślnie domów, ale w szybkim tempie je odbudowywano. Klasa robotnicza Raciborszczyzny, owiana siłą ideową, jaką wniosła Partia i władza ludowa, nie szczędziła wysiłków i ofiarnie pracowała i budowała . A. Polański kładzie wszystkie zasługi w odbudowie na karb Rady Rozwoju Gospodarczego Ziemi Raciborskiej , która działała w latach 1945-1949, choć dziś trudno się doszukać jakichś rzeczywistych kompetencji tego gremium. Polański pisze: Działalność Rady w dużym stopniu przyczyniła się do wzmożenia tempa odbudowy miasta i powiatu, co z uznaniem podkreślali przedstawiciele władz państwowych (...). Owe wysiłki Rady przypadły na okres intensywnej rozbiórki domów i wysyłania odzyskanych cegieł do Warszawy.

Więcej pod linkiem:
http://www.naszraciborz.pl/site/art/0-/0-/387-prawda-o-latach-1945-1950.html
X