18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Akcja "Za Kotarą"

Brzydkii • 2013-04-14, 19:08
31
Warszawa. ul. Poznańska, 19 sierpnia 1943 roku, godzina 18:00.
Letni upał nieco zelżał i zaczął wiać chłodniejszy wietrzyk. Mężczyzna stojący na chodniku rzucił na ziemię niedopałek papierosa, przydepnął go i zerknął na zegarek.
„Już powinien tu być” – pomyślał.
Nieznacznie rozejrzał się dookoła. Sześciu żołnierzy Polski Podziemnej – jego podwładnych zajęło stanowiska zgodnie z planem. Czterech czekało ukrytych w bramach, piąty udawał, że czyta plakaty nalepione na słupie ogłoszeniowym, a szósty oparty o ścianę kamienicy udawał zatopionego w lekturze „Nowego Kuriera Warszawskiego”.
Pozostaje tylko czekać na sygnał.
Porucznik Wojciech Lilienstern ps. „Wiktor” zaczął się przyglądać twarzom przechodniów próbując odgadnąć, który z nich jest zdrajcą i celem zamachu. Nie znał bowiem jego twarzy. Cel miał wskazać jego zastępca – „Aston”, który lada chwila nadjedzie rikszą. Ujrzawszy agenta ukłoni mu się, a wówczas grupa likwidacyjna przystąpi do akcji.
A oto i on.
Od strony Alei Jerozolimskich (obecnie Reichstrasse) nadjechała riksza, w której siedział człowiek o bardzo semickich rysach twarzy. To „Aston” – oficer AK i zastępca ‚Wiktora” w Wojskach Łączności Komendy Głównej Armii Krajowej. Za chwilę ukłoni się jednemu z przechodniów i wtedy „Wiktor” pozna cel ataku.
Pasażer rikszy siedział zrelaksowany, kiedy nagle uniósł się z siedzenia i sięgnął ręką do kapelusza kłaniając się… „Wiktorowi”!
Ten ledwo zdążył pomyśleć „Co ten idiota robi???!!!”, kiedy tuż przed nim z piskiem opon zahamował czarny Opel, z którego wnętrza wyskoczyło dwóch cywili. Rzucili się na „Wiktora” zanim zdążył sięgnąć po broń, obezwładnili i wepchnęli do samochodu.
Grupa konspiratorów otrząsnęła się ze zdumienia i ulica rozbrzmiała kakofonią wystrzałów. Jeden z gestapowców aresztujących „Wiktora” z grymasem bólu chwycił się za ramię. Nie był jednak sam. Na ulicy znajdowało się kilku gestapowców w cywilu i ci natychmiast otworzyli ogień do AK-owców zabijając dwóch z nich.
Zdrada zebrała śmiertelne żniwo.

Wsypa na ulicy Poznańskiej zaowocowała nie tylko stratą trzech doświadczonych konspiratorów – była plamą na honorze kontrwywiadu Armii Krajowej, dowodem na jego niekompetencję i łatwowierność. Oto jego struktury z łatwością przeniknął agent Gestapo, wobec którego już wcześniej były niepokojące podejrzenia zignorowane przez dowództwo.
Józef Staszauer ps. „Aston” był oficerem Oddziału V Komendy Głównej AK, który przez długi czas współpracował z okupantem i wydał w ręce Gestapo wielu żołnierzy Podziemia. Fakt, że kontrwywiad AK nie potrafił go zawczasu zidentyfikować i zlikwidować stanowi zmazę na jego honorze. Trzeba było potężnej wpadki okupionej śmiercią trzech żołnierzy, by rozpoznać zdrajcę i wydać na niego wyrok. A można to było zrobić znacznie wcześniej…
Józef Staszauer był Żydem o bardzo wyraźnych, semickich rysach twarzy. W czasie, gdy setki tysięcy jego pobratymców umierało w piekle getta on prowadził knajpę o nazwie „Za Kotarą”, która była jednym z ulubionych miejsc funkcjonariuszy warszawskiego Gestapo. Już sam ten fakt powinien był zwrócić na niego uwagę oficerów kontrwywiadu.
Kilkakrotnie widziano go pijącego w towarzystwie gestapowców. Kiedy pewnego dnia został zaszantażowany przez dwóch osobników, którzy zażądali od niego pieniędzy grożąc, że w razie odmowy wydadzą go Gestapo, w jego lokalu natychmiast pojawiło się kilku agentów wspomnianej służby, którzy… natychmiast aresztowali szmalcowników. Staszauer był wyraźnie chroniony przez Niemców.
Miarka przebrała się w sierpniu 1943 roku. Oddział pod dowództwem porucznika Wojciecha Liliensterna „Wiktora” miał zlikwidować na ulicy Poznańskiej konfidenta Gestapo pracującego na Poczcie Głównej. Cel zamachu miał wskazać właśnie Józef Staszauer „Aston”, który jadąc rikszą ukłoniłby się konfidentowi wskazując go w ten sposób AK-owcom. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, z tym, że jadący rikszą „Aston” ukłonił się… „Wiktorowi” wskazując go gestapowcom, którzy natychmiast wciągnęli go do samochodu. W strzelaninie, która się wówczas wywiązała zginęło dwóch żołnierzy Podziemia. Aresztowany „Wiktor” przeszedł ciężkie śledztwo i po wielokrotnych torturach został rozstrzelany dwa miesiące później.
Konspiracyjna machina sądownicza zadziałała bardzo sprawnie i wobec niezbitych dowodów zdrady Wojskowy Sąd Specjalny wydał na Józefa Staszauera wyrok śmierci.
Łatwiej go było jednak wydać, niż wykonać…
„Aston” nie rozstawał się z bronią i większość dnia przesiadywał w swojej knajpie, która położona na rogu Mazowieckiej i Świętokrzyskiej była istnym gniazdem os – gestapowcy tam pili, urządzali libacje i spotykali się ze swoimi agentami. Na dodatek w najbliższej okolicy tego przybytku znajdowało się kilka budynków obsadzonych przez Niemców.
Stało się jasne, że przeprowadzenie zamachu będzie wymagało użycia licznego i silnie uzbrojonego oddziału.
Rozkaz likwidacji zdrajcy otrzymał Oddział Bojowy Kontrwywiadu II Oddziału Komendy Głównej AK znany pod kryptonimem 993/W. Była to grupa doświadczonych egzekutorów Armii Krajowej mająca na koncie wielu zlikwidowanych gestapowców, konfidentów i szmalcowników. Na dowódcę akcji wyznaczono podporucznika Stefana Matuszczyka ps. „Porawa”.

Akcję przygotowano bardzo starannie. Jako miejsce zamachu wybrano knajpę, której właścicielem był zdrajca – było to miejsce, gdzie „Aston” spędzał większość dnia. Była to jednak jedyna zaleta tej lokalizacji…
Jak wspomniałem wyżej, było to miejsce bardzo chętnie odwiedzane przez gestapowców i ich agentów, na dodatek znajdujące się w okolicy zdominowanej przez okupanta. Należało zakładać, że w momencie zamachu część klientów przybytku będzie uzbrojona. Sam „Aston” również stale nosił przy sobie pistolet.
Plan opracowany przez „Porawę” zakładał, że najpierw do lokalu wejdzie grupa żołnierzy, zajmą jeden ze stolików i we właściwym momencie powiadomią oddział uderzeniowy, który wpadnie do knajpy. Sterroryzują gości, każą im podnieść ręce do góry, po czym ich zrewidują. Następnie zastrzelą „Astona” oraz zidentyfikowanych gestapowców i natychmiast się ewakuują.
To w teorii. W praktyce jednak rzadko która akcja Podziemia przebiegała zgodnie z planem…
„Porawa” zaangażował do akcji niezwykle silny oddział ubezpieczający liczący aż 14 ludzi. Rozstawieni w okolicy baru mieli czuwać, by podczas wykonywania wyroku nikt nie zbliżył się do drzwi.
Jest piątek 8 października 1943 roku, godzina 18:00. Do baru „Za Kotarą” wchodzi czwórka młodych ludzi – to Danuta Hubner „Nina”, Zofia Rusecka „Zofia”, Tadeusz Towarnicki „Naprawa” oraz nieznany z nazwiska wywiadowca o pseudonimie „Ryś”. Udają dwie zakochane pary i zajmują stolik w rogu.
Bar nie jest duży – stoi w nim zaledwie dziewięć stolików. Sześć z nich stoi w większej sali z barkiem, do której wchodzi się z ulicy. W głębi lokalu, na niewielkim podeście znajduje się mniejsza salka z trzema stolikami. Obie sale są czasem przedzielane grubą, czerwoną kotarą – stąd nazwa przybytku.
Tego dnia kotara jest odsunięta. Wywiadowcy siedzący w rogu większej sali mają więc oba pomieszczenia w zasięgu wzroku. Po przeciwnej stronie większej sali, przy telefonie siedzi Józef Staszauer „Aston” – cel zamachu. Razem z nim siedzą dwie kobiety i kilku mężczyzn. Pozostałe stoliki też są zajęte – w końcu to piątkowy wieczór…
Do stolika konspiratorów podchodzi kelnerka. Jeden z mężczyzn składa obfite zamówienie – butelka wódki i najdroższe zakąski, jakie bar ma w ofercie.
AK-owcy postanowili sobie zaszaleć. Wiedzą bowiem, że nie będą płacić…
Pół godziny później „Zosia” wychodzi z baru i informuje dowodzącego akcją „Porawę”, że cel jest w środku.
Ten jednak przed chwilą zauważył coś niepokojącego. Na ulicy pojawiają się jacyś dziwni ludzie w cywilu. Niby nie robią nic niepokojącego, ale „Porawa” – doświadczony konspirator od razu wyczuwa, że to szpicle. Po co się tam kręcą? Czyżby w lokalu odbywało się spotkanie jakiegoś gestapowskiego agenta z oficerem prowadzącym?
Bar „Za Kotarą” był znany jako miejsce, gdzie często dochodziło do takich spotkań.
A może… ich akcja została zdekonspirowana?!
Obok kryjącego się w bramie „Porawy” przechodzi jakiś nieznajomy mężczyzna i rzuca szeptem:
„Wsypa! Odwołaj akcję!”
Nerwy dowódcy są napięte do granic. Co robić? Jeśli to wsypa, to trójka jego ludzi, którzy zostali w środku jest już stracona. Czeka ich aresztowanie, ciężkie śledztwo, tortury, a potem nieuchronna śmierć. Czy ma prawo skazywać ich na taki los? Jak zareaguje na to dowództwo AK? Powierzenie mu dowodzenia arcytrudną akcją było dowodem najwyższego zaufania ze strony zwierzchników. Oddziałem 993/W dowodził przecież zaledwie od dwóch miesięcy…
„Porawa” podejmuje decyzję. Daje znak grupie uderzeniowej, że mają wkraczać do lokalu.
Do baru wchodzi pięciu zamachowców. Trzej z nich to bracia – Bolesław Bąk „Szlak”, Stanisław Bąk „Burza” i Leon Bąk „Doktur”*. Pozostali żołnierze zespołu likwidacyjnego to Andrzej Zawadzki „Andrzejewski” i Zbigniew Szumański „Clive”.
„Doktur” odsłania poły płaszcza i odbezpiecza stena. Pozostali zamachowcy trzymają w rękach pistolety vis i parabellum. Na ten widok ze stolika w rogu podrywa się trójka konspiratorów. Też trzymają w rękach pistolety. Krzyczą „Ręce do góry!” i „Hande hoch!”. Słucha ich jednak tylko dwóch mężczyzn przy jednym ze stolików – posłusznie unoszą ramiona w górę.
„Aston” i jego towarzysze sięgają do kieszeni. „Doktur” długą serią ze stena rozwala towarzystwo, aż krew bryzga na ściany. Potem przenosi ogień na tych, którzy na wezwanie nie podnieśli rąk.
Obecni w lokalu gestapowcy nie pozostają dłużni i odpowiadają strzałami z pistoletów. Obydwa pomieszczenia wypełniają się dymem prochowym, hukiem wystrzałów i jękami rannych. Na ziemię padają kolejne ofiary. Cel ataku – „Aston” ginie już w pierwszych sekundach akcji. Teraz leży w kałuży krwi w rogu większej sali. „Doktur” ze swoim stenem sieje szczególne spustoszenie. Pozostali zamachowcy też nie pudłują.

Na zewnątrz baru do działania przystępuje zespół ubezpieczający. Jak tylko za ostatnim z zamachowców zamykają się drzwi knajpy Bronisław Gwiaździński „Sokół” z grupy ubezpieczającej długą serią ze stena gasi najbliższą latarnię. Otoczenie baru pogrąża się w mroku. „Sokół” krótkimi, dwu-, trzystrzałowymi seriami szach*je kryjących się w bramach gestapowskich szpicli. Jego ogień jest bardzo skuteczny. Żaden z nich nie śmie wychylić nosa zza murów. Odpowiadają rzadkim i niecelnym ogniem z pistoletów, jednak nawet nie próbują się zbliżyć do drzwi knajpy, zza których dochodzą odgłosy gwałtownej strzelaniny.
Kanonada w środku trwa kilkadziesiąt sekund. Kiedy się kończy, na kamiennej podłodze baru leży kilkanaście ciał. Na szczęście nie ma wśród nich AK-owców.
Oni jednak też nie wyszli z tego zupełnie bez szwanku. Ciężko ranna została „Nina”, lżejszą ranę odniósł „Naprawa”.
Czas na odskok. Zamachowcy wybiegają z lokalu i uciekają ulicą Mazowiecką. Dowódca akcji ładuje rannego „Naprawę” na dorożkę i odwozi do mieszkania „Zosi”. Ciężko ranną „Ninę” prowadzą „Doktur” i „Szlak”. Na placu Napoleona znajdują porzuconą rikszę, wsadzają do niej ranną i wiozą na plac Mirowski. Kiedy wchodzą z nią do bramy w ciemności rozlega się zapijaczony głos:
„Ruki w wierch!”
W głębi bramy stoi jakiś kolaborant z Ostlegionu. Jest kompletnie pijany i ledwo trzyma w dłoni pistolet. „Doktur” bez słowa podchodzi do niego i strzela mu w głowę. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale rannej „Niny” nie można tu zostawić. Jadą z nią do konspiracyjnego mieszkania na ulicy Ogrodowej.
„Nina” wyzdrowieje i za kilka miesięcy wróci do oddziału.
W barze „Za Kotarą” zginęło czternaście osób, wśród których byli oprócz „Astona” – celu ataku także jego żona, szwagier, szwagierka, kilku agentów Gestapo i volksdeutschów. Niestety, kule dosięgły także kilku niewinnych osób,w tym kelnerkę Marię Malanowicz-Niedzielską.
Komendant Główny Armii Krajowej generał Tadeusz „Bór” Komorowski bardzo wysoko ocenił akcję „Pod Kotarą” nadając „Porawie” i „Ninie” ordery Virtuti Militari, a pozostałym uczestnikom zamachu Krzyże Walecznych.
———————————
* Nieortograficzną pisownię swojego pseudonimu Leon Bąk uzasadniał mawiając: „Doktór jest od leczenia, a Doktur od zabijania.”




Zjechane z http://blogbiszopa.pl/

Historia Husarii i Szabli Polskiej

Squbany • 2013-04-14, 10:52
88
Historia Husarii i Szabli Polskiej przedstawiona przez Ród Szlachecki (z Wodzisławia Śląskiego) w Cieszynie 11.12.2012



Z zwiazkiem z liczymi pytaniami o Polską szable(filmik tłumaczy wszelkie nieścisłości),reszte naprawde gorąco POLECAM poczytać. Rozsławiana Japońska Katana przy naszej broni to nóż do masła.

O pedalstwie słów kilka

hooyoo • 2013-04-14, 00:37
35
Nie jestem jakiś mocno wierzący, ale dla religii jako takiej zachowuję szacunek, choćby ze względu na polską tradycję. Ten artykulik zainteresował mnie ze względu na ciekawą statystykę, którą w nim przedstawiono. Jeśli to prawda, to jakby wspomniano o tym w popularniejszych mediach choćby słowem to jeden z głównych argumentów lewaków przeciwko kościołowi (ksiądz jebie ministrantów bla bla bla) poszedłby w p*zdu.

Głos oddaję księdzu Oko.

Cytat:

Znikoma mniejszość chce zdominować większość, geje terroryzują całe społeczeństwa - mówił 13 kwietnia w Warszawie ks. dr hab. Dariusz Oko.

Jest on jednym ze współautorów książki pt. "Bóg kocha homoseksualistów", prezentowanej podczas XIX Targów Wydawców Katolickich. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa AGAPE.
Ks. Oko określił jako gigantyczne kłamstwo i gigantyczną manipulację mediów, które skupiają się na mówieniu o pedofilii wśród księży, podczas gdy na tysiąc pedofilów 400 to geje, a tylko jeden ksiądz. Jego zdaniem o pedofilii wśród gejów należałoby mówić 400 razy więcej.

Mówca wskazywał, że obecnie jesteśmy poddawani szczególnej presji. Homoseksualiści skarżą się, że są biedną, prześladowaną mniejszością, a tymczasem to oni terroryzują całe społeczeństwa. Ludzie, którzy im się sprzeciwiają, są prześladowani, grozi im się śmiercią. "To oni chcą nas zdominować, chcą nami rządzić i trzeba się przed tym bronić" - mówił wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Zwrócił uwagę, że kiedyś bolszewicy byli mniejszością, a potem zawładnęli Rosją, a banda Hitlera z czasem zdominowała Niemcy. "Często mniejszość pisze historię" - ostrzegał ks. Oko i dodał, że lobby homoseksualne opanowało już wiele organizacji, takich jak Unia Europejska, czy ONZ, które stały się narzędziami propagandy gejowskiej.

[...]

Jego zdaniem obserwujemy w tej sferze silne zderzenie dwóch antropologii - chrześcijańskiej i ateistycznej. W tej pierwszej seksualność jest bardzo ważnym wymiarem, ale nie najważniejszym. Nie istniejmy po to, aby się wyżyć seksualnie, ale żeby być w większej wspólnocie z Bogiem. Natomiast antropologia przeciwna, jak stwierdził ks. Oko, "ucina" wymiar duchowy i bardziej się skupia na tym, co cielesne. Dlatego na stronach gejowskich w centrum jest seksualność, one ociekają seksem, co świadczy o ubóstwie duchowym gejów, "seksnarkomanów", wręcz opętanych seksem. Profesor przytoczył badania, które wykazują, że homoseksualista ma 12 partnerów rocznie, a jeżeli zawiera związek, to ta liczba spada do ośmiu.

Zdaniem ks. Oko jest to zaburzenie, a jako stan nienormalny określił to, że się o tym nie mówi. "Widać z jak wielkim zakłamaniem mamy do czynienia i jak bardzo temu trzeba się przeciwstawić" - stwierdził współautor książki "Bóg kocha homoseksualistów". Jest to bardzo ważne, gdyż homoideologia ma podobne rysy jak ideologia marksistowska, na co zwracał także uwagę prof. Leszek Kołakowski. Zdaniem ks. Oko takie ideologie mają wpisane w siebie tendencje totalitarystyczne. Jak podkreślił, nie można się dać temu zastraszyć, a taka sytuacja wymaga od ludzi Kościoła dużej życzliwości, aby gejom mówić prawdę.

[...]



Pogrubiłem ciekawsze fragmenty. Księciu bądź co bądź jest stronniczy, ale moim zdaniem powiedział dużo prawdy. I co wy na to sadole? :D

Zj***łem przy wyborze tematu. Jakby któryś admin przerzucił do "innych czarności", żeby więcej osób mogło to ocenić to byłbym wdzięczny.

San Pedro Sula

marna • 2013-04-13, 21:13
26
Dziś chcę zaprezentować Wam drugie największe miasto w Hondurasie - San Pedro Sula, które uznano za najbardziej niebezpieczne miasto na świecie. Wskazują na to przerażające statystyki. Na każde 100 000 osób przypada 169 zabójstw rocznie, z czego 83,4% zostają popełnione z broni palnej. Lokalne prawo pozwala obywatelowi posiadać pięć sztuk broni.

Oto zdjęcia przedstawiające klimat tego miejsca.







Źródło

reszta w komentarzu

Karpatia

dzarul • 2013-04-12, 10:49
35
Polak, Węgier dwa bratanki.
Na pohybel czerwonej zarazie !!!!

Prawdziwi bohaterowie

Sanitarjusz • 2013-04-12, 09:01
62
1. Wierny do śmierci



W 2008 roku USA nawiedził pamiętny huragan Sandy, a bezpośrednio po nim miała miejsce powódź, która dopełniła dzieła zniszczenia. 28-letniemu nowojorskiemu policjantowi polskiego pochodzenia, Arturowi Kasprzakowi udało się wyciągnąć z wody i uratować siedmiu członków swojej rodziny. Kiedy Kacprzak zorientował się, że brakuje jeszcze jego ojca, ponownie ruszył na poszukiwania. Niestety, ta próba zakończyła się śmiercią policjanta.

2. Znów woda



W podobny sposób zginął 18-letni Filipińczyk Muelmar Magallanes. W 2009 roku jego kraj dotknęła seria powodzi, podczas jednej z nich chłopak pomógł swoim bliskim przenieść się na dach domu, a następnie pośpieszył na ratunek sąsiadom. Resztkami sił Muelmar uratował matkę z małym dzieckiem, ale była to ostatnia chwila, kiedy widziano go żywego. Dzielnemu nastolatkowi życie zawdzięcza 20 osób.

3. Legendarny maszynista



28 kwietnia 1900 roku 37- letni Casey Jones prowadzący skład z Memphis do Canton rozpędził pociąg do olbrzymiej prędkości, próbującym tym samym nadrobić półtoragodzinne opóźnienie. W pewnym momencie palacz zauważył znajdujące się na ich torze wagony towarowe. Jones kazał palaczowi wyskoczyć z lokomotywy, a sam do ostatniej chwili próbował wyhamować pociąg. Dzięki jego poświęceniu tego dnia zginęła tylko jedna osoba – on sam.

4. Mały anioł



W 2011 roku australijskie Queensland nawiedziła ogromna powódź, która kosztowała życie 38 osób. Wśród nich jest 13-letni Jordan Rice. Kiedy samochód Państwa Rice został unieruchomiony wśród szybko wzbierającej wody, chłopiec, mimo panicznego lęku przed tym żywiołem, poprosił, by zamiast niego najpierw uratować jego młodszego brata. Ratownicy nie zdążyli wrócić po Jordana i jego matkę – zostali porwani przez prąd.

5. Dżentelmen do końca



Alfred Gwynne Vanderbilt był nie tylko niesamowicie wysportowanym człowiekiem, ale także bardzo bajecznie bogatym. W 1915 roku odbywał podróż w interesach na pokładzie liniowca „Lusitania”. Po trafieniu przez niemiecką torpedę, Vanderbilt szybko zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje i włączył się do pomocy przy ewakuacji pasażerów – umieszczał ich w szalupach ratunkowych, pomagał zakładać kamizelki. Swoją, nawiasem mówiąc, oddał nieznanej kobiecie z dzieckiem. Kilka razy odmówił też zajęcia miejsca w szalupie, mimo, że nie umiał pływać

6. Prawdziwi mężczyźni



W 2012 roku, niejaki James Holmes urządził strzelaninę w kinie w stanie Colorado i zabił 12 osób. W momencie kiedy padły pierwsze strzały, trzech młodych mężczyzn instynktownie zasłoniło własnymi ciałami swoje partnerki i uratowało im życie.

7. Oddany studentom do końca



Doktor Liviu Librescu był wykładowcą na Wydziale Nauk Technicznych i Mechaniki w Virginia Tech. W 2007 roku Cho Seung-hui, student tej uczelni, dokonał najbardziej krwawej strzelaniny w dziejach USA – z jego rąk zginęły 32 osoby. 76-letni Librescu blokował drzwi do sali wykładowej, by znajdujący się w niej studenci mogli uciec przed szaleńcem drugim wyjściem. Holmes strzelał przez drzwi, pięć kul trafiło dzielnego wykładowcę.

8. Bohater Federacji Rosyjskiej



W 2002 roku 28-letni funkcjonariusz milicji, Oleg Ochrimienko brał udział w akcji zatrzymania groźnego przestępcy w Omsku. Uzbrojony w pistolet i granat bandyta zorientował się, że jest w pułapce, wziął zakładniczkę, a następnie próbował wejść w tłum na przystanku autobusowym. W pewnym momencie zaczął strzelać do milicjantów. Celny strzał zabił napastnika, ale ten zdążył wyciągnąć zawleczkę granatu, który poturlał się pod nogi zakładniczki. Ochrimienko odepchnął kobietę i własnym ciałem zasłonił granat.

9. Święty z Auschwitz



W 1941 r. polski zakonnik Maksymilian Maria Kolbe został wysłany do obozu w Oświęcimiu. W odpowiedzi na ucieczkę jednego z więźniów, Niemcy wyznaczyli dziesięciu przypadkowych, którzy mieli zostać zagłodzeni na śmierć. Kolbe dobrowolnie zgłosił się za jednego więźnia. Po trzech tygodniach głodzenia zakonnik jeszcze żył, więc dobito go zastrzykiem z fenolu. W 1982 Maksymiliana Kolbe ogłoszono świętym.



Na żywca skopiowane z joemonster.org Materiał zrobił na mnie duże wrażenie

Niszczenie Warszawy 1944/45

kryzcho31 • 2013-04-11, 18:42
48
Archiwalne zdjęcia niszczonej Warszawy.




W kolorze.

Adolf o Piłsudskim.

kustoszpan • 2013-04-11, 13:16
55
Za wikipedią:

W Niemczech wiadomość o śmierci Marszałka Piłsudskiego która dotarła do Berlina jeszcze przed północą 12 maja 1935, wywarła wielkie wrażenie.
Do polskiej ambasady zaczęły napływać kondolencje od władz niemieckich. Informacje na pierwszych stronach podały gazety (m.in Völkischer Beobachter w którym napisano m.in: "Nowe Niemcy Pochylą swe flagi i sztandary przed trumną tego wielkiego męża stanu, który pierwszy miał odwagę otwartego i pełnego zaufania porozumienia z narodowo-socjalistyczną Rzeszą").

Niemieckie Biuro informacyjne podało, iż wiadomość ta do głębi poruszyła niemieckie społeczeństwo które czuje się szczególnie bliskie polskiemu społeczeństwu zwłaszcza że samo straciło w 1934 swojego przywódcę - marszałka Hindenburga, Prezydenta Rzeszy.

Po śmierci Marszałka Piłsudskiego Kanclerz Adolf Hitler ogłosił w Niemczech żałobę narodową i wysłał telegram z kondolencjami do prezydenta i rządu RP.
Pisał w nim: „Głęboko poruszony wiadomością o zgonie Marszałka Piłsudskiego wyrażam Waszej Ekscelencji i rządowi polskiemu najszczersze wyrazy współczucia moje i rządu Rzeszy. Polska traci w powołanym do wieczności Marszałku twórcę swego nowego państwa i swego najwierniejszego Syna. Wraz z narodem polskim również naród niemiecki obchodzi żałobę z powodu śmierci tego wielkiego Patrioty, który przez swą pełną zrozumienia współpracę z Niemcami oddał nie tylko wielką usługę naszym krajom, ale przyczynił się ponadto w sposób jak najbardziej wartościowy do uspokojenia Europy."

Do żony Piłsudskiego, Aleksandry Piłsudskiej, Hitler napisał: "Smutna wiadomość o zgonie Pani małżonka, jego ekscelencji Marszałka Piłsudskiego, dotknęła mnie bardzo boleśnie. Wielce szanowna, czcigodna Pani oraz Jej Rodzina zechce przyjąć wyrazy mojego głębokiego współczucia. Postać Zmarłego zachowam w swojej wdzięcznej pamięci."

Hitler uczestniczył również we mszy świętej na cześć Marszałka, jaką odprawiono 18 maja 1935 r. w Katedrze św. Jadwigi w Berlinie przy symbolicznej trumnie Józefa Piłsudskiego. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele III Rzeszy m.in. Joseph Goebbels, Konstantin von Neurath oraz wysocy przedstawiciele NSDAP i Wehrmachtu a także nuncjusz apostolski w Niemczech Cesare Orsenigo. Po nabożeństwie dwie kompanie Wehrmachtu oddały honory wojskowe.



Po zdobyciu przez wojska niemieckie Krakowa 6 września 1939 r., na rozkaz Hitlera niemiecki dowódca gen. Werner Kienitz udał się na Wawel i złożył wieniec u grobu marszałka Piłsudskiego w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów; zaś przed kryptą została wystawiona niemiecka warta honorowa.
25
Witam

Dzisiaj chciałbym wam przedstawić najlepszą moim zdaniem konfrontację kinową (lepiej lub gorzej znaną) z udziałem Bruce'a Lee i popularnego Carlosa Ray Norris'a znanego szerzej jako Chuck Norris w filmie Droga Smoka (1972); film naprawdę warty obejrzenia ;)









A tutaj sama konfrontacja



Ciekawostki:

Chuck Norris przyjaźnił się z Bruce'em Lee i był także jego uczniem. Wziął u niego lekcje dokładnie w dniach 20 października, 17 i 24 listopada oraz 1 grudnia 1967 roku, a także 5, 19 i 31 stycznia 1968 roku. Jego zdolności w sztukach walki zaowocowały tym, że Bruce zaprosił go do swojej kolejnej produkcji pt. "Droga Smoka"(1972), gdzie w kulminacyjnej scenie filmu stoczyli pojedynek w Rzymskim Koloseum.
X