18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Wywiad z Krzyszofem Oliwą

Ezoteryk • 2013-05-06, 15:32
10
Wywiad z Krzysztofem Oliwą dla nie wiedzących kto to jest odsyłam do linków http://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Oliwa
http://www.sporty-walki.org/content/2009/12/18/223339/index.jsp

Czy to boli, jak się trafi pięścią w kask zamiast w gębę?

O yeah, na pewno. Zobaczcie (pokazuje mały palec)…

Nie możesz go wyprostować?

Nie mogę. Miałem bójkę przeciwko Darren Langdon. Ja mu już raz wpieprzyłem w Calgary. Powiedzieli, że rozciąłem mu czoło z kija i zawiesili mnie na 2 czy 3 mecze. Ale to było normalnie – z pięści. Potem graliśmy w Montrealu i straciłem 20 tysięcy dolarów przez niego…

Czekaj, czekaj…dokładnie straciłeś 18.292 dolary.

(Śmiech) Zrobiliście dobry research. Anyway, ja się z nim znowu napie**alałem – przepraszam za język – no i wtedy to się stało. Mogłem albo iść na operację, albo dalej grać w play offie. Wolałem grać. Palec daleko od serca, nie umrę z jego powodu. Jak się moja kariera skończy, mogę go sobie zawsze naprawić. A teraz Darren Langdon jest w New Jersey Devils i będziemy kolegami (śmiech).

Ale na treningach też ci się zdarzało prać z chłopakami z tego samego klubu.

A, to naprawdę rzadko. Z każdym chłopakiem, z którym miałem okazję zatańczyć tango na lodzie, po pracy jesteśmy kolegami. Co się dzieje na lodzie, zostaje na lodzie.

W NHL był lock out. Mogłeś sobie spokojnie zoperować palec.

Nie chciałem ryzykować. Nie wiadomo, jak przebiegnie rehabilitacja. W dłoni masz bardzo mało mięśni, same ścięgna, to się długo goi. A ja muszę być gotowy, muszę móc złapać za koszulkę albo za kij. Nie mogę brać takiego ryzyka, że w pierwszej bójce coś się mi stanie.

Masz dużo blizn na palcach, ale dłonie raczej delikatne.

No, nie mam wielkich pięści. Ale to bez znaczenia. Wiecie, ja regularnie trenuję boks, mam ponad 110 kilo wagi. Dołóżcie do tego szybkość, balans i macie twardego zawodnika.


Hokeiści, którzy odgrywają – podobną do twojej – rolę w swoich drużynach, też trenują boks?

Nie wiem. Nie interesuje mnie to. Prawdopodobnie trenują. A teraz ja mam taką świadomość, że ktoś tam ciężko ćwiczy, a ja siedzę w Polsce i nic nie robię. To mnie gryzie. Oni trenują z myślą o mnie.


Słyszeliśmy, że boksować uczył cię Gołota.

Andrzej? Nie. Ja znam Andrzeja. On jest… on jest (uśmiech)… fajny kolega. Haruje, próbuje jak najlepiej, naprawdę. Z daleka łatwo krytykować, ale tam każdy cios może cię powalić na deski. Tak to jest.

Wiesz coś o tym? Byłeś znokautowany?

Tak, żeby leżeć bez przytomności, to nie. Ale dwa razy w życiu dostałem takie bomby, że nogi mi się ugięły i zastanawiałem się, gdzie jestem. Wiecie, ja miałem ponad 160 bójek i tylko dwa razy źle przegrałem. Mogę śmiało powiedzieć, że 80 procent walk mam wygranych, tak na czysto.

Nie chcesz zamienić kariery hokeisty na karierę boksera?

Wiecie, ja marzę o momencie, kiedy w końcu przestanę się bić. Naprawdę dużo już dostałem ciosów w głowę. I to bez rękawic. To żadna przyjemność, jak następnego dnia nie możesz wcisnąć kasku na łeb.


A skąd wzięła się duża blizna na prawym bicepsie?

Na samym początku pierwszej tercji gościu mnie podciął i na pełnej prędkości leciałem głową na bandę. W ostatniej chwili zasłoniłem się ręką. Złamała się na pół. Nie tam, że pękła. Normalnie się złamała na pół. Od łokcia do ramienia wsadzili mi sześć metalowych płyt i sześć śrub. Rok 2000 to pasmo kontuzji. Trzeba się było z tym pogodzić.

Twoje najlepsze cechy w walce to…

Warunki fizyczne, przygotowanie psychiczne, nikogo się nie boję, nie pytam siebie czy dam radę temu facetowi, wiem, że jestem w stanie wygrać z każdym. Ale wiecie, ja nie tylko się biję. Strzelam też piękne bramki. Oczywiście to nie jest moje zadanie, jak strzelę to jest dobrze, jak nie, to nikt nie ma pretensji.


A nad czym musisz jeszcze popracować?

Nad wszystkim. Tutaj w NHL jesteś taki dobry, jak twój ostatni mecz. Dlatego podczas przerwy w sezonie koncentruję się nad siłą, boksem i kondycją.

Czy wielu zawodników z NHL jest na ciebie wściekłych? Masz zażartych wrogów?

Jody Shelley. Co mecz się bijemy, od czterech lat. Jest różnie. Nie zawsze wygrywam. Raz czy dwa przegrałem. Ale zwykle po meczu zostajemy w mieście i idziemy razem na piwo. Śmiejemy się, kto komu wpieprzył. Jasne, że to jest trochę sztuczne, jak to w Ameryce, ale trzeba jakoś rozgraniczać koleżeństwo z pracą.

Masz czarną listę Oliwy? Ile tam jest nazwisk chłopaków z NHL?

Są wszyscy. Każdy ma swoje miejsce (śmiech). Oprócz bramkarzy.

A kto jest na pierwszym miejscu?

Wade Brookbank. Zlekceważyłem go, zrobiłem głupi błąd. Chciałem zmienić ręce, ale za wolno, no i dostałem w szczękę. Potem w drugiej tercji wpieprzyłem mu do lodu. Ale on nie chciał mi dać tego rewanżu. Dlatego może być pewny, że będzie druga runda. Raz mu się udało i od razu zaczął w telewizji gadać, w gazetach, na Internecie. Możesz wygrać, możesz przegrać każdej nocy, ale potem nie rzucasz nazwiskami zawodników po całym Internecie. Tego się nie robi i ja mu tego nie zapomnę. Ma łomot jak w banku. Nie ma wyboru. Jak nie będzie chciał zrzucić rękawic, to zobaczymy, czy będzie się w stanie wybronić.


To prawda, że Rosjanie i Czesi unikają walk i próbują grać „tylko” w hokeja? Są za miękcy?

To jest nieprawda, oni także od czasu do czasu się potłuczą. Jednym z moich rywali jest gość z Rosji – Andriej Nazarov. Musiałem się z nim bić już z 10 razy. To taka walka o Eastern Block Belt (śmiech). Bardzo twardy gościu, nikogo się nie boi.

Stresujesz się przed meczami?

Biorąc pod uwagę, że milion ludzi ogląda mecz, 20 tysięcy siedzi na arenie, a tobie ktoś co wieczór chce głowę urwać, to chyba ciężko się nie denerwować. W żołądku masz motylki. Nigdy nie wiesz, czy to właśnie jest ten dzień, kiedy w końcu przegrasz walkę. Wiecie, każdego trzeba docenić. Nie ważne czy mały, czy duży chłopak. Czarny czy żółty. Kolor skóry nie liczy się na lodowisku. Ważne, że ty jesteś najtwardszym zawodnikiem w lidze, a jeśli w to nie wierzysz, to nie masz tam prawa bytu. To samo powie czołówka zawodników, którzy pełnią taką rolę jak ja.

W każdej drużynie jest ochroniarz, od brudnej roboty?

Dwóch, albo nawet trzech. Wszyscy są dobrzy. A ja muszę być najlepszy. Chcę skończyć karierę zanim zacznę przegrywać walki. Odejść jako zwycięzca.

A jak długo jeszcze chcesz być najlepszy?

Może cztery, może pięć lat. Dlatego muszę non stop harować, ćwiczyć. Hokej to nie szachy.

A kiedy wychodzisz na lód, to trener mówi, z kim masz się bić?

Nie. Ja robię swoją robotę, gram i ochraniam drużynę. Kiedy sprawy idą nie tak jak trzeba, to sam wiem co robić. Jak masz w drużynie dobrych zawodników, to przeciwnik musi grać ostro, bo inaczej oni zrobią z nich głupców na lodzie. Ja mam im nie pozwolić na taką grę. Jak trzeba ściągam rękawice i zaczyna się tango. Taka praca.

A jak nie trzeba, to też czasem ściągasz?

No tak. To jest mój problem. Często się nie mogę doczekać. Przez 8 lat gry w NHL mam najwięcej bójek na koncie. Mam też rekord w minutach karnych. Prawda, czasem przegnę pałę. Ale to też procentuje. Inni się boją. Nie wiedzą czego po mnie oczekiwać, bo jestem nieobliczalny. Czują respekt. A to jest cenne dla mojej drużyny.

Ile kasy straciłeś przez swoje bójki? Było warto?

Pewnie, że tak. Nasza drużyna doszła do finału Pucharu Stanleya! W ostatnim sezonie straciłem około 30 tysięcy dolarów. Rok wcześniej ponad 20 tysięcy.

A zęby też straciłeś?

Na temat zębów próbuję nie rozmawiać. Nigdy nic nie wiadomo. Dzisiaj je masz, jutro nie masz.

Czy kiedyś było ci żal pobitego przeciwnika?

Nigdy.

Na co dzień jesteś agresywny?

Czasami. Ale staram się nad tym panować.

A dużo jest takich, którzy chcą się z tobą spróbować?

O, bardzo dużo. W barach w Stanach, w Kanadzie. Wszyscy piją, patrzą na Karenę, a ona jest za piękna. No i zaczynają się problemy. Zawsze daję ręce do tyłu i mówię: „słuchaj, ty masz bardzo ładny nos. Ciekawe ile razy był złamany? Bo mój wiele razy. A jak masz problem, to możemy go rozwiązać inaczej”. Zwykle pomaga.

A jak jest w Polsce?

Zaliczyłem kilka dyskotek. Było OK. Żadnych problemów.

Jak oceniasz swoją próbę powrotu do polskiej ligi?

Chciałem wykorzystać, że w NHL był lock out i pograć znowu w Polsce. Było fajnie. Szkoda, że złapałem kontuzję pachwiny w pierwszym meczu. Bardzo dobrze wspominam współpracę z panem Wojasem w Podhalu Nowy Targ, ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że trzeba wracać do rzeczywistości, jechać do Stanów i pilnować swoich spraw.

Co zrobiłeś z policyjną pałką, którą zdobyłeś na meczu Podhala Nowy Targ i Cracovii? Podobno kibice cię mocno przerazili?

Trochę byłem w szoku, widząc policjantów i kibiców spadających z trybun. Mamy, dzieci – wszyscy od początku meczu musieli wysłuchiwać „k***”. Wcale się nie dziwię, że ludzie boją się chodzić na mecze. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś wyskoczył do policjanta w NHL czy na jakiejkolwiek innej arenie na przykład NFL, czy NBA. Wierzcie mi, za coś takiego ty nie idziesz za kratki na dzień tylko na parę miesięcy albo więcej. Co do tej pały, to powieszę ją jako pamiątkę nad barkiem w domu (śmiech).

Co się dzieje z polskim hokejem?

Nie mam nic przeciwko panu Hajdudze (prezes PZHL – przyp. aut.) i Polskiemu Związkowi Hokeja na Lodzie, ale ci faceci powinni w końcu spojrzeć w lustro i powiedzieć: „o kurczę, my jesteśmy nieprzydatni”. Każdy wie, że chcą doczekać spokojnie do emerytury, ale jakim kosztem! Zobaczcie, teraz numerem jeden w telewizji jest siatkówka. Kiedyś nikt jej nie oglądał. Ale znaleźli się jacyś mądrzy ludzie, zrobili marketing, znaleźli sponsorów, jest dużo szumu. Świetnie. A w hokeju? Nie chodzi tylko o wyniki. Powiedzcie mi, jaka jest prezentacja tego produktu? Żadna. Miałem okazję widzieć, jak się rządzi polski hokej. Spytajcie Hajdugi, jak widzi przyszłość polskiego hokeja na lodzie. W pierwszym zdaniu usłyszycie: „nie mamy pieniędzy, próbowaliśmy wysyłać listy do różnych zakładów, ale nikt nas nie wsparł”. Jakby przyszedł facet do mojego biura i powiedział, że to jest jego marketing campaing, to kazałbym mu się obrócić na pięcie i wyjść.

Masz receptę?

O tak. Prosta rzecz. Zwolnić tych, co trzymają się krzesełek. Zatrudnić młodych, z wykształceniem, z wizją i wiarą w sukces. Oni szybko zarobią pieniądze dla hokeja. Problem taki, że łatwiej jest się utrzymać na krzesełku, niż je ustąpić. Ja rozumiem, że panowie z PZHL mają dzieci, wnuczki. Ale zawodnicy też mają dzieci i to małe dzieci. A za pieniądze za jakie oni teraz grają, nie sposób się utrzymać. Żeby to się zmieniło, musi być marketing. Wiecie, telewizja, newspapers, reklamy, spotkania z publicznością, darmowe pokazy, odwiedziny zawodników na przykład w domach dziecka, w szkołach. Zwyczajna promocja tej gry. To nie są żadne magiczne sztuczki. Żadna tajemna wiedza.


Jak poznałeś Karenę?

To była wcześniej dziewczyna mojego kolegi. Zerwała z nim i powiedziała, że chce być ze mną do końca życia. Ale ja miałem swoją dziewczynę. Nie mogłem tak sobie z dnia na dzień jej zostawić. To nie jest fair. Ale z czasem sprawy się popsuły między mną i Jenny. Rozstaliśmy się. Zadzwoniłem do Kareny. Zaczęliśmy rozmawiać, spotykać się. Później jej były chłopak włamał się do jej domu, jak ja tam byłem. Rozstali się rok wcześniej, a on zrobił wielką awanturę. Duży błąd. Trafił na złą osobę.

Pobiliście się?

No, doszło do takiej małej konfrontacji…

A to jakiś duży facet był?

Przypakowany. Uderzył mnie kilka razy, ale mu nie oddałem. Mówiłem tylko, że robi duży błąd i żeby wyszedł z domu zanim policja przyjedzie. Ręce trzymałem cały czas do tyłu. Ale jak zaczął gonić po domu Karenę, to impreza była skończona, dostał po gębie parę razy. Nieprzyjemna sprawa, w końcu to był mój kolega. Wylądował w więzieniu na kilka dni. Skończyło się w sądzie, ale wycofałem wszystkie oskarżenia, nie chciałem mu robić problemów w życiu.

Jak Karena dogaduje się z twoją córką?

Świetnie. Skylar ma 9 lat, Karena to dla niej duża siostra.

A mama Skylar?

Dawn to inna sprawa. To była naprawdę dobra dziewczyna dla mnie. Ale przez ten hokej, przez to podróżowanie, ciągle mnie nie było w domu. Ludzie w pewnym momencie przyzwyczajają się być osobno. Uczucie wygasa. Rozwiedliśmy się nie z nienawiści. Teraz jest wszystko OK. Z Kareną ja się nie mam nawet o co pokłócić. Rano wstaję, mam kawę, śniadanie, moje odżywki zrobione, ręczniki poukładane, odzież. Nigdy takich rzeczy nie widziałem. Taka piękna dziewczyna, do tego cały dzień pracuje i jeszcze ma czas, żeby prowadzić dom. Nie mogę narzekać. Kolega z Polski mi powiedział, że powinienem odwalić na kolanach pielgrzymkę do Częstochowy i z powrotem (śmiech).

Słyszeliśmy, że lubisz z córką siedzieć po nocach przy teleskopie.

To było kiedyś moje hobby. Wracałem w nocy i nie mogłem spać. Masz bójkę, dwie, wygrałeś albo przegrałeś mecz, lecisz samolotem i o drugiej w nocy lądujesz. Ja nie chodziłem wtedy z chłopakami po barach. Z lotniska jechałem prosto do domu, do rodziny. Ale ostatnia rzecz jaką chcesz wtedy robić, to spać. Dlatego kupiłem teleskop i trochę książek. Patrzysz w niebo i zapominasz o rzeczywistości. Z czasem Skylar zaczęła do mnie przychodzić i razem patrzyliśmy na universe. Przyjemna rzecz. Tym bardziej, jeśli musisz rano wstać i znowu komuś przypieprzyć na lodowisku.

Czy nadal tak głośno chrapiesz? Narzeczona nie narzeka?

Karena mówi, że w ogóle tego nie słyszy. Moja była żona przez 10 lat zmieniała pokoje, żeby czasami się wyspać. Raz podczas play offu kolega nie wytrzymał i przeniósł mnie do innego pokoju. Teraz jak podróżujemy z drużyną, to przeważnie śpię sam.

Pamiętasz pierwsze kroki w Kanadzie?

Nie miałem gdzie spać. Przygarnął mnie polski ksiądz. Przez pierwsze dwa tygodnie spałem w tej… jak to się mówi… kaplicy. Nie, nie, pomyłka (śmiech)! Na plebanii, oczywiście. Było super, pełna lodówa jedzenia. Wiecie, wczoraj oglądałem z rodzicami tape, który mama nagrała dzień przed moim wyjazdem. Trochę się wzruszyłem. Mam 40 dolarów w kieszeni i przestraszoną minę, mama płacze i nie wiem, co jej powiedzieć. Ciągle się waham, lecieć czy nie lecieć? W końcu pojechałem do Warszawy sporo wcześniej, bo panicznie bałem się spóźnić na samolot. Na Okęciu byłem o 9 wieczorem, a wylot miałem o 7.30 rano. Zlany potem, wystrojony w garnitur, przesiedziałem całą noc na lotnisku.

Słyszysz, że zmienił ci się akcent?

No, na pewno. Przez 10 lat z żoną mówiłem tylko po angielsku. Wyjechałem jak miałem 19 lat. Nie miałem wielu kontaktów z Polakami, byłem zagoniony. Nie chodziłem po polskich knajpach. Kiedy miałem 23 lata urodziła się Skylar. Ciężko pracowałem, żeby utrzymać rodzinę, nie było czasu na social life. Normalna rzecz, że zmienił mi się akcent. Im więcej mówię po polsku, tym mi lepiej idzie i na odwrót.


Pierwsze łyżwy dostałeś od dziadka, masz je jeszcze?

Niestety nie. Dziadek dał mi łyżwy jak miałem 9 lat. Ja wtedy głównie ganiałem za piłką i chciałem być piłkarzem. Ale okazało się, że hokej mnie bardziej wciąga. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że będę grał w NHL. Chodziłem od technikum górniczego i trzy razy w tygodniu pracowałem na kopalni. Przyszłość nie była świecąca.

Straciłeś kogoś bliskiego w kopalni?


Nie, ale jeden z sąsiadów z pierwszego piętra zginął. Mój ojciec też miał wypadek.

Jaka będzie twoja przyszłość, po skończeniu kariery?

Przede wszystkim chcę ściągnąć do mnie rodziców. Mam obywatelstwo amerykańskie, więc to nie będzie trudne. A jak skończę grać, zajmę się biznesem. Założyłem niedawno firmę odzieżową, mam świetnego wspólnika w Nowym Jorku, fachowca od mody, zatrudniliśmy najlepszych projektantów i niedługo zaczniemy promować markę „Lanista”. To będą ubrania bardzo trendy, w stylu go young. Niedługo ruszamy w Stanach z dużą kampanią promocyjną, a w przyszłym roku chciałbym już otworzyć pierwszy sklep w Warszawie. Kto wie, może to będzie duży sukces. Może „Lanista” będzie najbardziej trendy marką na świecie. Jak w coś wierzysz, wszystko jest możliwe.

Ale to już trzecia taka twoja firma. Miałeś wcześniej marki „KO-Gear” i „Polish Hammer”. Co się z nimi stało?

To jest drażliwy temat. Zarejestrowałem nazwy, wyprodukowałem ubrania, poszło w to dużo pieniędzy. No, ale przez rozwód z Dawn musiałem zawiesić działalność. Nie chcę wchodzić w szczegóły. W każdym razie interes rozkręcał się całkiem nieźle. Ciuchy typowo sportowe, niektóre miały emblemat z moim numerem w NHL. „KO-Gear” zrobiłem w stylu hip-hop. To była fajna gra słów: „KO” jak moje inicjały i jak Knock Out. No, a teraz będzie „Lanista”.

Masz powodzenie wśród kobiet?

Czy ja wiem. Dziewczyny mnie rozpoznają. Ale wiecie, jak widzą Karenę, to wiedzą, że nie mają szans. Czują się przy niej bardzo niepewnie (śmiech).

Męczy cię popularność?

Teraz już mniej, ale bywało gorzej. Wszystko co robiłem od razu szło do Internetu. Wyszedłem z jakąś koleżanką do restauracji i zanim skończyliśmy jeść już było o tym w Internecie. I ludzie dyskutują: a ja widziałem Krzysztofa wcześniej z inną dziewczyną, a tamtej dał całusa, ale z tą pokazuje się częściej niż z tamtą, i tak dalej, i tak dalej. Plotka goni plotkę. Ja nie mówię, że to wszystko były kłamstwa. Nikt nie jest święty. Ale jak wstajesz rano i przed treningiem dostajesz od żony dwadzieścia e-mails, że wczoraj spotkałeś się z jakąś dziewczyną, to nie jest przyjemnie. Dawn nie musiała być w Calgary. Całe moje życie było w Internecie.

Płaczesz czasem?

Nie. No, miałem łzy w oczach jak z Calgary Flames przegraliśmy w finale play off. Wiele miesięcy ciężkiej pracy poszło na marne. Chciałem wziąć Puchar Stanleya i przyjechać z nim do Polski. Pokazać go na rynku. Zrobić trochę promocji hokejowi. To jest moje marzenie, przywieźć tu Puchar.

Dostałbyś go?

Każdy zawodnik dostaje Puchar na dwa dni.

Jak to się stało, że zmieniłeś nazwisko z Grabowski na Oliwa?

Moja mama wyszła ponownie za mąż, jak miałem 13 lat. Ojczym mnie zaadoptował i zmieniłem nazwisko. To wszystko.

A jaki masz kontakt z ojcem?

Nie widziałem go od lat. On się mnie wyrzekł. Pewnie teraz żałuje. Ostatnia rzecz, jaką można zrobić, to zrzec się własnego syna. Może być coś gorszego dla dziecka? Ja się wtedy zmieniłem. Zrobiłem się twardy psychicznie, zdeterminowany. Bardzo chciałem udowodnić wszystkim, że do czegoś dojdę. Ojciec zrobił duży błąd. Życzę mu wszystkiego najlepszego.

Lubisz oliwę?

Nie jem oliwy. Zapomnijcie o tym! Unikam oleju, pasty, chleba i masła. Wszystko musi być diet light z wysoką zawartością białka, za to niską zawartością tłuszczu i cukru.

Na koniec jego wizytówka :)
38
Chrystus rozmnożył chleb i wino. Skala tego cudu zamykała się w kilku tysiącach bochenków i kilkuset litrach wina. Polski rząd cudownie mnoży urzędników i ich zarobki, które podobno wstrzymał..

W ubiegłym roku płace w administracji wzrosły o 800 złotych - mimo, że formalnie piąty rok z rzędu są zamrożone.

Powodem są nagrody, które w samych ministerstwach są czterokrotnie wyższe niż wymagany limit. Padł też kolejny rekord w wydawaniu budżetowych pieniędzy na bonusy. W 2012 roku wydano na nie o 14 milionów złotych więcej niż rok wcześniej. Łącznie to już suma blisko 600 milionów.

W Polsce mamy ok. 400 tys. urzędników samorządowych i 120 tysięcy etatów w administracji rządowej. Urzędników mamy ponad pięć razy więcej niż wojska. A ich liczba wciąż rośnie. Im większe nakłady na informatyzację i cyfryzację tym więcej urzędników. Ilość urzędników na początku transformacji ustrojowej w roku 1990 była na poziomie poniżej 200 tysięcy.

Jak to działa?

Weźmy pod lupę moloch zwany ZUS-em. Dotychczasowe nakłady na informatyzację to około 3 miliardy złotych. Dla porównania całkowite koszty wysłania sondy Pathfinder na Marsa oddalonego o 670 mln km - to 7.5 miliarda złotych. Wydatki związane z obsługą informatyczną tego przedsięwzięcia wyniosły ok. 1 mld zł - to największe, najbardziej skomplikowane i najcenniejsze zlecenie informatyczne na świecie.

Zatrudnienie w ZUS - 48 tys. urzędników, średnia płaca w centrali to 5 075 zł, w terenie 3 519, rocznie pensje i premie to 2 miliardy zł.

Centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych stanęła w jednej z bardziej prestiżowych dzielnic stolicy, na warszawskim Żoliborzu i kosztowała... 189 mln zł.

Liczba emerytów i rencistów to około 7 mln 360 tys. osób. Jeden urzędnik wyposażony w sprzęt komputerowy i nowoczesne oprogramowanie obsługuje średnio 153 emerytów i rencistów miesięcznie, siedmiu dziennie. Z ołówkiem kopiowym, liczydłem i gumką też dałby radę.

To nic jednak w porównaniu z zarządem OFE. W zarządach towarzystw emerytalnych zasiada ok. 40 osób, które zarobiły 24,5 mln zł. Przeciętnie dostali też po 6 tys. zł podwyżki.

Tak wynika ze sprawozdań przesyłanych do Komisji Nadzoru Finansowego. To zbiorcze informacje z tych dokumentów. Według zbiorczych informacji KNF członek zarządu OFE zarobił w 2012 r. średnio 636 tys. zł. Oficjalnie nie można tych danych potwierdzić, bo wynagrodzenia szefów OFE nie są jawne. Na tę sumę składają się nie tylko pensje, ale też premie roczne i inne świadczenia - średnio 53 tys. zł miesięcznie. W 2011 r. było to 47 tys. zł, czyli wzrost wyniósł 13 proc. Efekty działalności OFE delikatnie mówiąc są dość mizerne.


Najbardziej hojne jest Ministerstwo Rolnictwa ze średnią 7 409 zł miesięcznie
Najbardziej oszczędne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego - ok. 4 000 zł

Podwyższenie stawki VAT dało dodatkowe wpływy do budżetu w kwocie 5 miliardów złotych. I wszystko jasne:

Podwyżka 800 zł x 12 miesięcy x 520 000 urzędników = 4 992 000 000 zł.

Z utęsknieniem czekamy na kolejne tak potrzebne państwu podwyżki VAT-u. Jak widać "klasa" polityczna i urzędnicza potrafi zadbać o swoje interesy. W sytuacji rosnącego bezrobocia takie działania to arogancja i bezczelność. Nic dziwnego, że znaczna część społeczeństwa radykalizuje swoje postawy.

Orwellowskie świnie są zadowolone i uśmiechnięte, merdają ogonkami. Reszta hołoty spoza koryta niech pomarzy sobie o średniej krajowej 3 870 zł i pokornie płaci coraz wyższy haracz.

http://www.eioba.pl/a/48ls/kolejny-cud-nad-wisla

Osobiście mam już dość tego syfu.

Ten, który oddał

freebogdan • 2013-05-05, 15:54
3
Jest to następna część historii o Al-Kaidzie. Odpowiada na pytania: kogo nazywano "tym, który oddał", dlaczego ludzie przestali ufać władzy i ku komu się zwrócili, czym się zajmowali przyszli przywódcy i jak doszli na stanowisko dowódców.



”Ten, który oddał”



W tym czasie, gdy na szczytach władzy toczyła się ta ideologiczna walka, Ayman al-Zawahiri był jeszcze nastolatkiem. Urodził się w Egipcie, w dzielnicy Maadi na przedmieściach Kairu. W młodości słuchał opowieści swojego wujka, który był bliskim przyjacielem Qutba. Opowiadał mu on o „wielkim Sayyidzie” i o tym, jak po odwiedzeniu go w szpitalu więziennym tuż przed jego egzekucją, dostał od niego jego osobistą księgę Koranu, która od tej pory była ich „największą relikwią po męczenniku”. Samo Maadi nosiło duże znamiona „zachodniego stylu życia”, w czasach kolonialnych była to bowiem dzielnica, w której mieszkało wielu Brytyjczyków, istniała tu także brytyjska szkoła i angielski klub, na podwórzu którego młody Ayman oglądał wieczorami filmy wyświetlane w kinie pod gołym niebem.

Wpływ wujka Aymana na niego był znaczący. Raz nawet zdarzyło się, że vice prezydent Egiptu, Hussein al-Shafei zatrzymał się przy idących drogą chłopcach – Aymanie i jego bracie i zaoferował im podwiezienie ich swoją limuzyną. Ayman spojrzał na niego i odrzekł, że „nie będą jechać tym samym samochodem, w którym jedzie ktoś współwinny zabójstwa prawdziwych muzułmanów (czyli Qutba)”. Już to wskazywało na wyjątkową determinację chłopca i mogło dawać wskazówki co do jego burzliwej przyszłości i do celu, jak wkrótce sobie wyznaczył: do zrealizowania niespełnionej wizji Sayyida Qutba.

Sam Zawahiri później wspominał: „Reżim Nassera myślał, że zadał śmiertelny cios ruchowi islamskiemu zabijając Qutba i jego towarzyszy”. W istocie to jeszcze w tym samym roku, w którym Sayyid Qutb został powieszony, młody Ayman pomógł w utworzeniu podziemnej komórki, której celem było obalenie rządu i utworzenie państwa islamskiego. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat.

Wszyscy ci spiskowcy początkowo pochodzili ze szkoły w Maadi. Była to grupka pięciu studentów, która z czasem zaczęła się powoli rozrastać. Spotkania organizowano głównie w domach, jednak pomimo wielkich aspiracji każdy wiedział, jak niewiele może na razie zdziałać. W tym czasie w całym kraju zaczęły powstawać podobne tajne zgromadzenia, jednak były one zbyt zdezorganizowane, aby cokolwiek zdziałać ani też nie miały często pojęcia o sobie nawzajem, więc nie mogły dokonać niczego skoordynowanego. Wówczas nadeszła kolejna wojna z Izraelem. Był rok 1967.

Po wielu latach antyizraelskiej retoryki, Nasser w końcu zażądał wycofania wojsk ONZ z terenów Synaju. Zablokował również cieśninę Tirańską, aby powstrzymać dostawy do Izraela. Żydzi wówczas odpowiedzieli atakiem prewencyjnym, niszcząc w ciągu dwóch godzin całe egipskie siły powietrzne. Kiedy Jordania i Syria przystąpiły do wojny z Izraelem po stronie Egiptu, ich siły powietrzne również zostały zniszczone jeszcze tego samego popołudnia. W ciągu następnych paru dni Żydzi zajęli cały półwysep Synaj, Jerozolimę, Zachodni Brzeg Jordanu oraz wzgórza Golan całkowicie pokonując wojska państw arabskich. Był to psychologiczny moment przełomowy dla mieszkańców państw Bliskiego Wschodu. Szybkość i siła wojsk izraelskich ponownie upokorzyła Arabów, którzy byli pewni tego, że bóg jest po ich stronie. Klęska ta nie tylko pozbawiła ich części ich terytoriów i wojska, ale i wiary w swoich przywódców, w swoje państwa i w samych siebie. W wielu miejscach ponoszono krzyki, że przegrana w wojnie z tak malutkim krajem jak Izrael to wynik odwrócenia się Allacha od nich i że jedynym sposobem na przywrócenie tej łaski jest usunięcie świeckości i utworzenie państwa islamskiego.
Po raz kolejny Arabowie byli pewni, że odzyskać swoją świetność i przewodnictwo nad innymi narodami mogą jedynie przez całkowite oddanie się bogu. Zatem celem numer jeden stał się dla nich świecki rząd Gamala Nassera. W ten sposób pokonany zostałby „bliski wróg” – czyli świeckość wśród społeczności muzułmańskiej, podczas gdy „daleki wróg”, czyli zachód a w domyśle USA, mógłby poczekać w kolejce na swoją kolej w wojnie o dominację islamu.

Nasser jednak zmarł nagle w 1970 roku na atak serca. Jego następca, Anwar Sadat, szybko postanowił zawrzeć pokój z muzułmańskimi radykałami aby umocnić swoją władzę. Często nazywał się „wierzącym prezydentem”, chcąc w ten sposób uniknąć gniewu radykałów.
Zaoferował nawet układ – pozwoli wszelkim członkom stowarzyszeń nauczać w meczetach tak długo, jak długo będą się wyrzekać przemocy, w zamian prosząc o wsparcie w walce ze zwolennikami polityki zmarłego prezydenta i lewicą. Wypuścił nawet wielu radykałów z więzień, jednak był to straszliwy błąd, gdyż wielu z nich nienawidziło reżim Sadata tak samo, jak i reżim Nassera.

W październiku 1973 roku Egipt i Syria jednocześnie uderzyły na Izrael. Jednak wojska syryjskie zostały ponownie zniszczone, a Egipcjanie zdołali wycofać się tylko dzięki ochronie wojsk ONZ. Mimo wszystko Sadat uważał to za swoje zwycięstwo.

W tym samym czasie komórka Aymana al-Zawahiriego stale rosła i liczyła już około 40 młodych muzułmanów. W tym okresie również poszczególne tajne studenckie stowarzyszenia zaczęły nawzajem zdawać sobie sprawę o swoim istnieniu. W Kairze było pięć lub sześć takich stowarzyszeń, z czego prawie wszystkie miały mniej jak dziesięciu członków. Cztery z nich, w tym grupa Aymana, która była największa, połączyły się tworząc Jamaat al-Jihad, czyli Grupę Jihad, albo po prostu Al-Jihad. W tym więc okresie istniało „Bractwo muzułmańskie” i Al-Jihad, jednak mimo, iż cele obu tych organizacji były takie same, czyli utworzenie państwa w pełni muzułmańskiego, różniły ich metody dotarcia do tegoż celu, Bractwo uważało, że należy tego dokonać za pomocą dyplomacji i polityki. Al-Jihad, że taka droga nie jest drogą prawdziwego, czystego islamu, wszak oni chcieli oczyścić państwo z jakiejkolwiek świeckiej dyplomacji i polityki. Zawahiri również nie popierał skłonności Bractwa do kompromisu z władzą.

W lutym 1978roku Ayman poślubił Azzę Nowair, córkę starego przyjaciela rodziny Zawaririch. Ujęła ona Aynama swoją pobożnością – pewnego dnia w młodości zaczęła całymi dniami czytać Koran i dużo się modlić. Powoli, ale nieuchronnie, podporządkowywała się coraz bardziej zasadom Koranu ażw końcu uznała, że chce założyć niqab – chustę zasłaniającą twarz (do dzisiaj zakładanie takiej chusty w większości krajów arabskich to nie nakaz, ale niewymuszony wybór samych dziewczyn). Według jej brata potrafiła przesiedzieć czasami całą noc czytając świętą księgę islamu, gdy zaś zachodził do jej pokoju następnego dnia rano widywał ją śpiącą na siedząco, z Koranem w ręku, na specjalnym dywaniku do modlitw. Ayman szukał właśnie kogoś takiego. Zgodnie ze zwyczajem, podczas pierwszego spotkania, Azza uchyliła chustę na kilka minut. Spotkali się później jeszcze raz aby przez chwilę porozmiawiać ze sobą, lecz Zawahiri nie zobaczył ponownie twarzy swojej przyszłej żony aż do chwili ślubu. Azza szybko zaakceptowała to, że jej mąż działał w podziemnym ruchu, a pewnego dnia wyznała nawet swemu przyjacielowi, że jej największym marzeniem jest... zostać męczenniczką.

„Moja przygoda z Afganistanem zaczęła się w lecie roku 1980, dzięki zrządzeniu losu” – twierdził później al-Zawahiri. On sam był wtedy z zawodu lekarzem i gdy pracował w jednej z klinik, zastępując jednego z lekarzy należących do Bractwa, jego przełożony spytał go, czy nie zechciałby pojechać z nim do Pakistanu, aby pomóc w leczeniu uchodźców z ogarniętego wojną Afganistanu. Wkrótce Ayman i dwóch innych lekarzy pojechali do Peshawaru z ramienia Czerwonego Półksiężyca – muzułmańskiego odpowiednika Czerwonego Krzyża. „Peshawar” wywodzi się z sanskrytu i oznacza „miasto kwiatów”. Lecz te czasy dawno minęły i obecny Peshawar robił raczej przygnębiające wrażenie. Całe miasto było wręcz zalane uchodźcami z Afganistanu – w 1980 roku było ich tam około 1,4 miliona, w następnym roku ta liczba uległa jeszcze podwojeniu. Ludzie ci błąkali się szukając drogi do obozów dla uchodźców, a wielu z nich było ofiarami wybuchów radzieckich min lub bombardowań, więc bardzo często potrzebowała natychmiastowej opieki lekarskiej.

Tam Zawahiri zanotował następujące spostrzeżenie, że nie można prowadzić wojny partyzanckiej w Egipcie – tam jest bowiem tylko rzeka Nil i rozległe, płaskie pustkowia pustyni. Natomiast góry Pakistanu i Afganistanu wydawały mu się idealne do tego typu walki – rozległe, rzadko zaludnione i niedostępne. To spostrzeżenie stanie się niejako zapowiedzią jego przyszłych losów. Zawahiri, dzięki nabytym znajomościom z lokalnymi przywódcami plemiennymi, parę razy przekraczał granicę i zapuszczał się na teren Afganistanu i był jednym z pierwszych cudzoziemców, którzy zobaczyli odwagę „mudżahedinów” – „świętych wojowników”, którzy walczyli z sowieckim najeźdźcą. Jesienią tego roku Ayman powrócił do Egiptu, gdzie szybko zaczął rozgłaszać cuda, jakich dokonywali prości wojownicy dzięki łasce Allacha. W tym też czasie Zawahiri oddalił się od swojego byłego przyjaciela, Amerykanina będącego muzułmaninem, po rozmowie na temat Ameryki:

„-Ameryka to nasz wróg i z czasem czeka nas konfrontacja.
- Nie rozumiem. Właśnie wróciłeś z Afganistanu, gdzie wspomagali was Amerykanie i teraz mówisz, że to nasi wrogowie?
- Oczywiście, przyjmujemy pomoc Ameryki w walce z Rosjanami, ale Ameryka jest równie zła jak ZSRR.
- Jak możesz mówić coś podobnego? W Ameryce można swobodnie wyznawać Islam podczas gdy w ZSRR zamknięto ponad 50 000 meczetów!
- Nie widzisz tego, bo sam jesteś Amerykaninem.”

Ayman al-Zawahiri wrócił na trzy miesiące do Peshawaru w marcu 1981 r.

Z czasem jednak sytuacja w Egipcie zaczęła się znowu zaogniać. Muzułmanie byli i tak już rozwścieczeni podpisaniem przez prezydenta upokarzającego pokoju z Izraelem, a teraz żona Sadata proponowała wprowadzenie prawa kobiet do żądania rozwodu, co dla radykalnych muzułmanów było nie do pomyślenia, gdyż Koran nic na ten temat nie mówił. Na dodatek Sadat zaczął drwić z tradycyjnego ubioru kobiet muzułmańskich nazywając go „namiotem” Krajem wstrząsnęły demonstracje, radykałowie zaczęli nazywać prezydenta „niewiernym”, a w odpowiedzi Sadat zdelegalizował wszelkie stowarzyszenia studenckie i skonfiskował ich majątek. Nadchodziły czasy bezwzględnej walki, tym bardziej, że Sadat ogłosił „zero polityki w religii, zero religii w polityce”.

Zawahiri czekał w ukryciu, wciąż powoli nabierając sił. Miał zamiar uderzyć, gdy tylko uzna, że ma wystarczającą liczbę ludzi i broni do swojej dyspozycji. Jego główny strateg, Aboud al-Zumar planował zabicie prezydenta, obalenie rządu, zajęcie głównych sztabów wojska i służb państwowych, głównej centrali telefonicznej i siedziby radia i telewizji. Inny wysoki rangą członek Al-Jihadu, Essam al-Qamari (ten człowiek powiedział kiedyś Zawahiriemu: „jeżeli będziesz członkiem jakiejś grupy, nie możesz być jej liderem”, gdyż brakowało Aymanowi zdolności przywódczych), dowódca czołgu w armii, nadzorował gromadzenie broni. Cała akcja zakończyła się jednak fiaskiem, gdy policja aresztowała jednego z tragarzy i gdy w jego worku znalazła broń, biuletyny rewolucyjne i mapy z położeniem wojsk pancernych w kraju. Al-Qamari wycofał się w cień a plan spalił na panewce. W wyniku tej wpadki aresztowano wielu członków tej organizacji.

Jednak inny członek Al-Jihadu, porucznik Khaled Islambouli, już planował zaatakowanie Sadata podczas parady wojskowej jaka miała się odbyć w następnym miesiącu...



Khaled Islambouli



Podczas parady, 6 października 1981 roku, Sadat jak przystało na głowę państwa stał na trybunie i salutował przejeżdżającym przed nią wojskom. Obok niego stali zaproszeni goście, w tym kilku amerykańskich dyplomatów i Boutros Boutros-Ghali, przyszły Sekretarz Generalny ONZ. Nagle z jednej z ciężarówek wyskoczyło trzech zamachowców. Islambouli rzucił w stronę prezydenta granaty i wykrzyknął „Zabiłem faraona!” po wystrzeleniu całego magazynka ze swojego karabinu w stronę prezydenta. Sadat zginął na miejscu.







Po tym wydarzeniu miało miejsce spotkanie konspiratorów, którzy proponowali wykorzystanie pogrzebu Sadata do zamordowania całej śmietanki władzy, lecz plan ten również spalił na panewce, gdyż po zamachu zaczęły się masowe aresztowania członków Al-Jihadu. Zawahiri nie robił nic aż do 23 października. Wtedy wreszcie spakował się i postanowił ruszyć do Peshawaru po raz kolejny. W drodze na lotnisko jego samochód zatrzymała policja. Aresztowano go, a kiedy jeden z policjantów uderzył go w twarz, Ayman mu oddał.
Od tej pory był znany w więzieniu jako „ten, który oddał”.

Wszystkich więźniów, po przybyciu do więzienia, rozbierano do naga i bito. Więzienie, w których ich trzymano, wybudowano jeszcze za czasów Saladyna wykorzystując do pracy pojmanych krzyżowców. Zawahiriego, z racji jego pozycji w Al-Jihadzie, torturowano najmocniej, głównie wypytując o Al-Qamariego, który wciąż wymykał się policji i był wówczas najbardziej poszukiwanym człowiekiem w kraju. Policja wciąż czekała w domu Aymana, mając nadzieję, że Qamari w końcu do niego zadzwoni. Nie mylili się, wkrótce zadzwonił ktoś podający się za „dr Essama”, prosząc o spotkanie. Qamari nie wiedział, że Zawahiri został złapany, gdyż specjalnie było to trzymane w ścisłej tajemnicy. Torturami zmuszono Zawahiriego do pójścia na to spotkanie, do jednego z meczetów. Tam wydał on swego przyjaciela a później zeznawał przeciwko wielu swoim kolegom.

Qamariego zastrzelono w 1988 roku podczas jego próby ucieczki z więzienia.

302 członków Al-Jihadu postawiono przed sądem, a podczas procesu trzymano ich w wielkich klatkach. Wtedy to, wśród okrzyków więźniów „nie ma boga prócz Alacha”, „nie wstydzimy się tego, co zrobiliśmy dla naszej religii” i „nie poświęcimy krwi muzułmanów za Żydów i Amerykanów!” Ayman, jako najlepiej wykształcony z całej grupy, występował jako rzecznik wszystkich skazańców.



Ayman al-Zawahiri podczas procesu, wygłaszający mowę zza krat


Więźniowie pewnego razu przed kamerami zaczęli zdejmować swe ubrania i pokazywać ślady tortur. Krzyczeli „gdzie jest ta demokracja? Patrzcie, co z nami robią! Armia Mahometa powróci i pokona Żydów!”
To sprawiło, że Al-Jihad, dotychczas grupa mało znana, zyskała wielką popularność.
Proces ciągnął się przed długie trzy lata.
W tym czasie Zawahiri poznał Szejka Omara Abdula Rahmana – najsławniejszego wówczas znawcę prawa islamu w Egipcie. Szejk Omar, choć był ślepy od dzieciństwa, również został wtrącony do więzienia, ponieważ oskarżono go o współudział w zamachu na Sadata. Wcześniej Szejk Omar przewodniczył konkurencyjnemu tajnemu ugrupowaniu islamskiemu – Islamic Group, której członkowie często napadali na chrześcijan żyjących w Egipcie (stanowiących około 10 % obywateli) kradnąc wszelkie dobra i tym samym zbieając środki na swojąwalkę. Omar ogłosił nawet, że napadanie na chrześcijan jest obowiązkiem, ponieważ „islam i chrześcijaństwo są w stanie wojny”. Od tego czasu powzechne stawały się przypadki, gdy uzbrojeni członkowie Islamic Group napadali na chrześcijańskie wesela i okradali wszystkich gości.

Chociaż liderzy Islamic Group i Al-Jihadu mieli podobne cele – obalenie rządów świeckich i ustanowienie państwa wyznaniowego, różniły ich poglądy na dojście do celu. Omar uważał, że cała ludzkość powinna przyjąć islam i wolał rozgłaszać swoje poglądy. Zawahiri zaś wolał czekać w ukryciu na odpowiednią chwilę, a potem uderzyć i za jednym zamachem szybko przejąć władzę, by wprowadzić w państwie ustrój podobny do totalitaryzmu.
W więzieniu obaj ci ludzie dyskutowali zawzięcie na ten temat. Jedną z najważniejszych kwestii była sprawa kto powinien przewodniczyć zjednoczonym siłom Islamic Group i Al-Jihadu. Zawahiri otwarcie mówiło islamskim przepisie, że emir nie może być ślepcem. Omar odpowiadał, że tak samo nie może być więźniem ani ex-więźniem.
Ostatecznie współpraca między tymi obiema organizacjami została zerwana, a Zawahiri i Szejk Omar stali się swoimi wrogami.

Zawahiriego skazano w końcu na 3 lata więzienia, więc po ogłoszeniu wyroku wypuszczono go na wolność, gdyż odsiedział już dokładnie tyle podczas postępowania sądowego. Dr Ayman al-Zawahiri wyjechał wówczas do miasta Jeddah (lub też Jiddah, Dżudda w jęz. polskim) w Arabii Saudyjskiej.


Mapa Arabii Saudyjskiej. Jeddah znajduje się tuż obok Mekki, nad brzegiem Morza Czerwonego.



Jak twierdził, wyjechał z kraju bo nie mógł znieść ciężaru własnej zdrady.






treść skopiowana z: paranormalne.pl
28
Po GMO Kolejna absurdalna ustawa UE: Nasiona nielegalne!

Ilu z Was wie, że Unia Europejska przygotowuje ustawę (głosowanie 6 maja!), która sprawi, że obrót i wykorzystanie nasion nie będących na liście nasion zatwierdzonych stanie się nielegalne? Lista ta, która na chwilę obecną zdominowana jest przez wielkie korporacje jak Monsanto, czy Bayer zwiera głównie hybrydy, co oznacza tyle, że farmer czy ogrodnik nie będzie mógł zachować nasion z tego co wyhoduje.

Co więcej, nasiona nie będące na liście, nie będą mogły być nie tylko sprzedawane ale również uprawiane. Wymiana nasion między ogrodnikami i farmerami stanie się czynnością kryminalną. To oznacza, że ludzie będą mieć jeszcze mniejszy wpływ na to co jedzą – skoro nie będą mogli zdecydować nawet to co się uprawia.

O czym konkretnie mówi wspomniane prawo?
Ostatni zarys ustawy przedstawiony publicznie mówił, że żadne nasiona nie mogą być sprzedawane, ani nawet ofiarowane za darmo na terenie UE jeżeli są zatwierdzone i zarejestrowane na liście roślin UE.

Dlaczego jest to zła ustawa?
W celu rejestracji każda odmiana musi zostać poddana testom, by zweryfikować czy spełnia ustalone odgórnie kryteria.Te kryteria zostały stworzone w głównej mierze na potrzeby przemysłowego rolnictwa i nasion hybrydowych i mówiąc ogólnie, tylko takie nasiona taki test zdadzą.

Wiele cennych odmian, używanych obecnie wśród ogrodników i lokalnych farmerów nie spełni wymagań i zwyczajnie nie zostanie zarejestrowana, co automatycznie uczyni je nielegalnymi w sprzedaży i uprawie.

Co gorsza, wystąpienie z wnioskiem o umieszczenie na liście nasion rejestrowanych i związanych z tymi testami kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Nawet jeśli nasiono spełni kryteria i zostanie zapisane na listę nasion zatwierdzonych, to wciąż należy płacić coroczną opłatę. Jeśli któregoś roku, opłata nie zostanie uiszczona, nasiono automatycznie wypada z listy i staje się nielegalnym.

Następują dwie kwestie. Po pierwsze – w związku z wysokim kosztem (tysiące euro dla jednej odmiany) opłacać się będzie rejestrować tylko te odmiany, które sprzedadzą się w dużych ilościach w rolnictwie przemysłowym. Warzywa, uprawiane przez lokalnych rolników, czy w przydomowym ogródku na potrzeby rodziny staną się nielegalne i wyginą. W przyszłości nie będziemy mogli odzyskać tych nasion bo przepadną bezpowrotnie.

Po drugie – to jawna prywatyzacja ogólnoludzkiego dobra jakim są rośliny i odmiany hodowane przez naszych przodków. To ludzie są spadkobiercami nasion, uprawianych ponad 11 tys lat, nierzadko przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Dlatego też nie mogą one być opatentowane przez koncerny nasienne. Więc skąd nagle pomysł by płacić coroczną opłatę dla EU by dalej móc je swobodnie uprawiać?

CO MOŻEMY ZROBIĆ?

Możemy napisać wiadomość do członków Komisji EU. Tu lista: http://ec.europa.eu/commi...14/index_en.htm

Polskę reprezentować będzie Janusz Lewandowski http://ec.europa.eu/commission_2010-2014…dex_en.htm

Podpisać petycje! Największa jest tu http://bit.ly/12Xe1PI (już prawie 200 tys. osób podpisało!) i kolejna http://bit.ly/18pgz9Z

Raport ABW za 2012 rok – analiza

AHAHAHA_NO • 2013-05-05, 13:22
7
ABW jak co roku opublikowała Raport ze swojej działalności. Dokument dotyczący 2012 r., choć ze zrozumiałych względów o dość ogólnym charakterze, zawiera szereg bardzo interesujących informacji i obala kilka mitów.



ABW nie informuje?

W ubiegłym roku ABW sporządziła ponad 200 dokumentów o charakterze analityczno – informacyjnym, przeznaczonych dla uprawnionych odbiorców a więc przede wszystkim Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta oraz członków Rady Ministrów.

Wśród poruszanych tematów przeważały te, dotyczące: energetyki, terroryzmu, (również w ujęciu nowych trendów w terroryzmie islamskim), ale także działalności grup ekstremistycznych, przestępczości zorganizowanej i zjawisk związanych z korupcją osób sprawujących funkcje publiczne. Szczególnie interesująco brzmi ten ostatni punkt. Najwyraźniej Agencja informowała liderów koalicji o groźnych zjawiskach, które mogły przyczynić się do zachowań o charakterze korupcyjnym lub korupcjogennym. Niestety, brak konkretnych przykładów czy liczb nie pozwala ocenić skali tego zjawiska. Jednak z tekstu wynika wyraźnie, że skoro ABW informowała liderów politycznych o tym problemie, to takie sytuacje miały miejsce.


Oczywiście pośród informacji przekazywanych przez ABW istotną rolę odgrywają również te, mówiące o istniejących i prognozowanych zagrożeniach związanych z bezpieczeństwem konstytucyjnym, a wynikających z polityki zagranicznej państw trzecich, których cele strategiczne mogą kolidować z naszymi. Czytaj: rosyjska aktywność (przede wszystkim ekonomiczna, często o charakterze wywiadowczym) na terytorium RP.

Z kolei CAT ABW (Centrum Antyterrorystyczne ABW) opracowuje tygodniowe zestawienie informacji z monitoringu islamskich i kaukaskich środków masowego przekazu.

Podsumowując, nie można pozwolić sobie na stwierdzenie, że ABW nie informuje rządzących o zagrożeniach, tych realnych i potencjalnych. Być może natomiast wybrana forma informowania nie jest na tyle optymalna, aby odbiorca zechciał się z nią zapoznać? Choć w ostatnim czasie widać szereg pozytywnych zmian – także personalnych – świadczących o rosnącej trosce premiera o kwestie związane z bezpieczeństwem wewnętrznym, także w jego ekonomicznym wydaniu.



Raport opisuje także pewne zmiany o charakterze organizacyjnym, to jest połączenie trzech jednostek organizacyjnych w jeden Departament Kontrwywiadu. Chodzi o departamenty: kontrwywiadu, bezpieczeństwa ekonomicznego państwa oraz zwalczania terroryzmu. Takie ujęcie, w jedne ramy organizacyjne, szczególnie kwestii bezpieczeństwa ekonomicznego i kontrwywiadu dość jasno precyzują nie tylko kierunki, ale i obszary zagrożeń.

Działania kontrwywiadowcze

Zresztą w odniesieniu do działań Kontrwywiadu widać wzrastającą aktywność – adekwatną do działań podejmowanych przez służby wywiadowcze innych państw. Nowością jest jednak wyraźne wskazanie obszarów ekonomicznej aktywności jako formy działalności wywiadowczej, szczególnie w strategicznych sektorach gospodarki takich jak energetyka.

Autorzy Raportu chyba po raz pierwszy w historii w tak precyzyjny sposób wskazali bezpośredni związek pomiędzy kształtowaniem pozycji międzynarodowej Federacji Rosyjskiej a zainteresowaniem służb tego państwa polskim sektorem energetycznym – tak w sferze wytwarzania jak i dystrybucji. Rosyjska aktywność wywiadowcza koncentrowała się także na tych działaniach polskiego rządu oraz naszych służb, które dotyczyły krzewienia postaw demokratycznych w krajach byłego ZSRR. Innymi słowy, wedle Rosjan miały znamiona działań wrogich, w bezpośredniej strefie rosyjskich wpływów politycznych.



Wracając do zagadnień kontrwywiadowczych – ABW organizowała także szkolenia dla urzędników państwowych a także przedstawicieli strategicznych spółek Skarbu Państwa, które miały na celu uczulenie szkolonych na zachowania charakterystyczne dla działań wywiadowczych. Dużą uwagę przywiązywano do tych obszarów gospodarki, które są regulowane lub wymagają specjalnych zezwoleń czy koncesji. Jednym z takich przypadków były szkolenia dla pracowników nadzoru bankowego w kontekście możliwości pojawienia się prób wejścia na polski rynek podmiotów, których aktywność biznesowa wykracza znacznie poza komercyjną działalność bankową.

Agencja prowadziła także weryfikację podmiotów ubiegających się o zakup aktywów energetycznych.



ABW wydawała w 2012 roku szereg opinii (po wcześniejszej procedurze sprawdzającej) dotyczących osób powoływanych do władz spółek Skarbu Państwa lub na wyższe stanowiska w administracji publicznej. Łącznie było ich 180.

Mówiąc o opiniach nie można nie wspomnieć o procesie, którego intensywność w ostatnich latach mocno wzrasta, a w którym ABW odgrywa istotną rolę. Chodzi o liczbę cudzoziemców chcących legalizować swój pobyt w Polsce. W 2012 roku było ich ponad 54 tysiące. Prawdziwy skok nastąpił w tym zakresie na przełomie 2009/2010 z 17 do 45 tysięcy rocznie. ABW zajmowała się także monitoringiem efektów wprowadzenia tzw. małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim. Niestety, wnioski, choć zapewne niezwykle interesujące, nie mają charakteru jawnego.

Wracając do kwestii czysto organizacyjnych, ale nie mniej istotnych, analiza Raportu ujawnia też sferę, która stanowi ewidentny problem. Chodzi o zatrudnienie i odejścia ze służby, w kontekście budżetu. Otóż autorzy nie tylko nie wskazują liczby zatrudnionych na etatach jawnych w ABW, ale także nie odnoszą się do problemu fali odejść ze służby. Fali, która rzutuje na kondycję finansową służby. Przypomnijmy, że budżet ABW na 2012 rok wynosił 500,8 mln zł. Nie przewidziano w nim pozycji związanej z odprawami dla odchodzących funkcjonariuszy.

Według raportu ABW sytuacja na świecie nie uległa znaczącej poprawie jeśli chodzi o zagrożenie terroryzmem. Natomiast w Polsce w 2012 roku było ono wyższe niż w 2011 roku.


Szczególne wyzwania stworzyła abolicja dla osób przebywających w Polsce nielegalnie. Okres nałożenia się decyzji o wprowadzeniu abolicji z „Arabską Wiosną" wymusił wzmożone działania Agencji w tym obszarze. Organizacje terrorystyczne wykorzystywały ten czas do przegrupowywania sił i środków. W zainteresowaniu największej polskiej służby specjalnej pozostawały przede wszystkim grupy islamskie oraz inne grupy ekstremistyczne działające niezgodnie z polskim prawem. W ciągu ostatnich dwóch lat wyraźnie wzrosła liczba raportów operacyjnych CAT ABW w 2009 – 142, 2010 – 247, 2012 – 367 raportów, 2011 – 406. Z drugiej strony spadła liczba raportów sytuacyjnych- w 2009- 74, 2010- 47, 2011- 38, 2012- 21.



Euro 2012

Prawdziwym wyzwaniem tak z punktu widzenia operacyjno – rozpoznawczego jak i czysto analitycznego były przygotowania do Euro 2012. W marcu i w maju 2012 powstały dwie kompleksowe analizy dotyczące oceny skali potencjalnych zagrożeń, możliwych celów oraz źródeł zagrożeń. Opracowano także szczegółowy plan operacyjny ABW określający nie tylko obszary aktywności służby, ale również procedury i możliwe scenariusze rozwoju sytuacji w przypadku wystąpienia aktów terrorystycznych. Co ciekawe w toku prac przed i w trakcie mistrzostw przeanalizowano 1300 meldunków i informacji (w tym pochodzących od służb państw trzecich) dotyczących potencjalnych zagrożeń.

Brunon K. i Artur Ł., czyli terroryzm po polsku

Autorzy Raportu ABW za 2012 rok bardzo dużo miejsca (wręcz zaskakująco dużo) poświęcają sprawie zatrzymania Brununa K. uznając to wydarzenie za jeden z większych sukcesów Agencji. Poruszono także kwestię Artura Ł. zatrzymanego za rozpowszechnianie w internecie treści popierających ideę zamachów z września 2011 roku oraz ułatwiających podejmowanie aktywności terrorystycznej. Konkluzja jest jednak dość kuriozalna – zatrzymany przebywa obecnie w szpitalu dla osób mających problemy psychiczne.

Afgańczycy i Czeczeni

Ciekawie wygląda natomiast sprawa zatrzymania obywateli Afganistanu przebywających w Warszawie po uprzednim przechwyceniu barki przemierzającej rzekę Bug na granicy z Białorusią. W barce znajdowała się paczka zawierająca 400 gram trotylu oraz elementy wskazujące, że przeznaczeniem ładunku może być Warszawa (mapa miasta, telefon komórkowy ze zdjęciami obiektów w stolicy).

Inna sprawa – niezwiązana już z EURO 2012, dotyczyła próby przemytu przez Polskę znacznej ilości amunicji oraz zapalników i broni snajperskiej przez obywatela jednego z państw UE (pochodzenia czeczeńskiego). Ładunek miał trafić do Rosji, zakupu dokonano zaś w jednym z państw Europy Zachodniej.

Kwestia irańskiego programu jądrowego

Ostatnia z opisywanych spraw to próba wysłania z Ukrainy przez Polskę do Iranu elementów turbin gazowych, które są definiowane jako towar podwójnego zastosowania. Zamawiający – irańska firma Mapna International F.Z.E. wielokrotnie występował w informacjach innych służb jako podmiot próbujący nabywać tego typu towary w celu wykorzystania ich do realizacji militarnej części programu jądrowego. Działania były realizowane we współpracy z ukraińską SBU.



Przestępczość gospodarcza

Innym istotnym obszarem aktywności ABW były przestępstwa gospodarcze. Niestety, wiele wskazuje na to, że powrócił problem wyłudzania na wielką skalę VAT, przede wszystkim w obrocie produktami stalowymi oraz złomem. Drugim segmentem jest przestępczość paliwowa, również polegająca na wyłudzaniu podatku VAT. Jednak obydwie procedery łączy wspólny mianownik – to jest – oprócz wyłudzania samego podatku, działanie na szkodę uczciwych przedsiębiorców poprzez wprowadzanie do obrotu towaru tańszego, bo pozbawionego należnej stawki VAT (częściowo). Jednak w dzisiejszych czasach nawet kilka procent różnicy w cenie jest w stanie wpłynąć na decyzję nabywcy. W ten sposób z rynku wypierany jest towar nabyty w uczciwy sposób. Autorzy Raportu podkreślają, że to poważny problem, jednak sukcesy w zwalczaniu tej formy przestępczości pozostawiają wiele do życzenia. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że przyszłoroczny raport będzie znacznie obfitszy w tym zakresie.



ABW a współpraca ze służbami państw trzecich

Z lektury raportu wynika także, że istotnym partnerem w zwalczaniu przestępczości narkotykowej (choć nie tylko) stała się ukraińska SBU. Natomiast w temacie narkotyków – prowadzono 28 postępowań przygotowawczych. Trudno ocenić czy to dużo czy mało bo brak w raporcie odniesienia do lat poprzednich. Jasno widać natomiast, że w tym obszarze kluczową role odgrywa współpraca międzynarodowa, z którą ABW nie ma problemu. To znaczy służba uczestniczy we wszystkich kluczowych formach wymiany informacji. Chodzi zarówno o spotkania bilateralne jak i multilateralne. Wzrosła także ilość umów o współpracy między ABW a innymi służbami.

Zobacz także: Niepokojąca fala odejść z ABW

Amber Gold i WGI

Oczywiście, pisząc o przestępczości ekonomicznej nie można nie wspomnieć
o sprawie budzącej ogromne emocje – także w odniesieniu do ABW. Chodzi
o Amber Gold. ABW w 2012 roku zajmowała się monitorowaniem działalności parabankowej – tak pod kątem pracy operacyjno – rozpoznawczej jak i analitycznej. Trzeba natomiast podkreślić, że w żadnym wypadku działania te nie naraziły skarbu państwa na straty, innymi słowy nie było zagrożone bezpieczeństwo ekonomiczne państwa do którego chronienia (miedzy innymi) jest powołana ABW. Oczywiście zagrożone było bezpieczeństwo ekonomiczne obywateli, ale to obszar kompetencji innych służb, choćby CBŚ.

Jednak skala problemu z jednej strony, a z drugiej wyraźnie akcentowane oczekiwania władz państwowych doprowadziły do aktywniejszego udziału ABW w realizacji zadań związanych z zapobieżeniem przestępczej działalności parabankowej. Sprawa Amber Gold przyczyniła się z pewnością do zwiększenia koordynacji i skali działań poszczególnych służb oraz instytucji państwowych. Wystarczy wspomnieć, że funkcjonariusze gdańskiej delegatury prowadzili czynności procesowe z 7 tysiącami osób. Sprawa bez precedensu? Zapewne. Choć należy pamiętać, co mocno podkreślają autorzy raportu, że w 2012 roku udało się zakończyć śledztwo ws. WGI (Warszawska Grupa Inwestycyjna). Tu wprawdzie poszkodowanych było dużo mniej (1156 osób a szkody 247 mln) jednak zarzuty postawiono trzem członkom zarządu. Niestety, ABW nie wspomina nic o członkach Rady Nadzorczej i ich odpowiedzialności – być może z powodu nazwisk rozpoznawalnych publicznie. Przywoływanie w raporcie sprawy WGI odczytać można jako daleko idącą niekonsekwencję, działającą de facto na szkodę ABW. Powód? Skoro ABW nie powinna zajmować się Amber Gold – z powodu braku uszczerbku majątku skarbu państwa to jakim cudem taki ubytek nastąpił w przypadku WGI?

W mojej ocenie nie nastąpił, innymi słowy ABW nie powinna prowadzić również tego śledztwa. Niezbadane są jednak prokuratorskie decyzje (prokurator swoją decyzją wskazuje służbę realizującą na jego polecenie czynności w sprawie).

Korupcja

Korupcja zagrażająca ekonomicznym interesom państwa to kolejny segment aktywności ABW w 2012 roku. Segment szczególny, bo dotykający zarówno spółek skarbu państwa jak i decydentów politycznych. Raport wspomina o 43 postępowaniach przygotowawczych (poprzedzających śledztwo) i postawieniu zarzutów 141 osobom. W tle przewija się kwota 25 mln zł korzyści majątkowych. To ledwie ułamek kwot wyłudzonych z Amber Gold czy w ramach WGI. Czyżby zatem korupcja była tak znikomych rozmiarów?

ABW kładzie nacisk na dwa typy spraw korupcyjnych zakończonych postawieniem zarzutów – chodzi o spółki węglowe oraz urzędników wydających decyzje o przyznaniu koncesji na poszukiwanie gazu łupkowego. Sukces? Umiarkowany. Sprawa węglowa ciągnie się od 2003 roku, postawiono w niej zarzuty 40 osobom. Nic nowego. Kwestia korupcji w ministerstwie środowiska jest natomiast na tyle interesująca, że powrócę do niej w oddzielnym materiale. Istotne jest bowiem nie to, kto spośród urzędników został zatrzymany, ale bardziej kto oferował korzyści majątkowe. Wnioski są niezwykle interesujące.

Raport nie wspomina ani słowem o niegospodarności czy wręcz praktykach korupcyjnych w innych sektorach – np. w elektroenergetyce. Od kilku lat trwa wielowątkowe śledztwo, w którym czynności realizuje ABW ws. nieprawidłowości w ENEA SA. Podkreślam słowo śledztwo. Inne, niepokojące sygnały były zapewne przedmiotem wzmożonych analiz. Niestety brak danych o ilości postępowań przygotowawczych w rozbiciu na sektory gospodarki. Takie zestawienie byłoby o tyle interesujące, że pokazywałoby realny obraz gdzie i z jakim natężeniem występują czy też wychwytywane są tego typu zjawiska. Brak w Raporcie informacji o tym jak wyglądają zagrożenia korupcyjne w strategicznych sektorach gospodarki powoduje przeświadczenie, że albo ich wychwytywanie jest na bardzo niezadowalającym poziomie, albo z innych przyczyn sygnały płynące z pracy operacyjno – rozpoznawczej nie są właściwie wykorzystywane. Bo o tym, że takowe sygnały występują wiedzą eksperci i część mediów i kierownictwo służby.

Wycofanie wojsk radzieckich - Borne Sulinowo, 1992

Do...........00 • 2013-05-04, 23:56
15
"W trakcie negocjacji polsko-radzieckich uzgodniono likwidację struktur wojskowych Układu Warszawskiego (31 marca 1991 r.), a później jego rozwiązanie (1 lipca 1991 r.).

Rozmowy polsko-radzieckie trwały do jesieni 1991 roku. Ich zwieńczeniem było podpisanie w Moskwie, 26 października 1991 roku, układu o wycofaniu wojsk radzieckich z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie z nim, jednostki bojowe Armii Radzieckiej miały opuścić Polskę do połowy listopada 1992 roku. Dłużej, bo do końca 1993 roku, miały pozostać jednostki pomocnicze, zabezpieczające ewakuację wojsk radzieckich z Niemiec.

21 maja 1992 roku układ ten został uzupełniony o porozumienie pomiędzy prezydentami Polski i Rosji, Lechem Wałęsą i Borysem Jelcynem. W ocenie tej umowy nastąpiły rozbieżności pomiędzy prezydentem Lechem Wałęsą, a premierem Janem Olszewskim. Wg premiera Jana Olszewskiego stanowisko polskie było zbyt ugodowe, a wyznaczone terminy zbyt odległe. Z kolei prezydent Lecha Wałęsa uważał, że bardziej korzystne było szybkie zawarcie umowy i normalizacja stosunków polsko-rosyjskich (Związek Radziecki rozpadł się w grudniu 1991 roku)."

Podobno Rosjanie upominając się o pieniądze za pozostawiony sprzęt usłyszeli od Wałęsy, że nikt ich tu nie zapraszał. Zapraszam do oglądania.


Piosenka zawarta w materiale :wodka: :jezdziec: :pijaki:


Część 1


Część 2
29


Wiosną 1935 r. u mającego od wielu lat kłopoty ze zdrowiem Marszałka stwierdzono raka wątroby. 12 maja 1935 roku Józef Piłsudski umiera. Został pochowany na Wawelu, serce zaś - zgodnie z Jego ostatnią wolą - spoczęło w grobie matki na wileńskim cmentarzu na Rossie.

Nie to jednak mnie zaciekawiło najbardziej, otóż warto dowiedzieć się jakie były reakcje Państw/instytucji.

Biskup kielecki Augustyn Łosiński nie wywiesił flag żałobnych, a tylko flagi państwowe bez oznak żałoby, a także odmówił żądaniu władz bicia w dzwony kościelne. Wówczas członkowie Związku Legionistów i innych organizacji prorządowych weszli samowolnie na dzwonnicę katedry i zaczęli bić w dzwony. Biskup wysłał ludzi, którzy usiłowali temu przeszkodzić, ale bezskutecznie, po czym doszło do zamieszek – podburzony tłum usiłował wedrzeć się do rezydencji biskupa, co zostało udaremnione dzięki interwencji policji.

Gazeta Warszawska – organ Narodowej Demokracji zamieściła informacje o śmierci Marszałka Piłsudskiego jako zwykłą informację wśród wielu innych depesz i nie wydrukowała orędzia prezydenta Mościckiego. W odpowiedzi na to Zarząd Polskiego Związku Wydawców Dzienników i Czasopism 14 maja 1935 wykreślił "GW" z listy członków Związku. Tego samego dnia władze skonfiskowały numer gazety.

NIEMCY

W Niemczech wiadomość o śmierci Marszałka Piłsudskiego, która dotarła do Berlina jeszcze przed północą 12 maja 1935, wywarła wielkie wrażenie. Do polskiej ambasady zaczęły napływać kondolencje od władz niemieckich. Informacje na pierwszych stronach podały gazety (m.in Völkischer Beobachter w którym napisano m.in: "Nowe Niemcy Pochylą swe flagi i sztandary przed trumną tego wielkiego męża stanu, który pierwszy miał odwagę otwartego i pełnego zaufania porozumienia z narodowo-socjalistyczną Rzeszą"). Niemieckie Biuro informacyjne podało, iż wiadomość ta do głębi poruszyła niemieckie społeczeństwo które czuje się szczególnie bliskie polskiemu społeczeństwu zwłaszcza, że samo straciło w 1934 swojego przywódcę - marszałka Hindenburga, Prezydenta Rzeszy[7].
Po śmierci Marszałka Piłsudskiego Kanclerz Adolf Hitler ogłosił w Niemczech żałobę narodową i wysłał telegram z kondolencjami do prezydenta i rządu RP. Pisał w nim: „Głęboko poruszony wiadomością o zgonie Marszałka Piłsudskiego wyrażam Waszej Ekscelencji i rządowi polskiemu najszczersze wyrazy współczucia moje i rządu Rzeszy. Polska traci w powołanym do wieczności Marszałku twórcę swego nowego państwa i swego najwierniejszego Syna. Wraz z narodem polskim również naród niemiecki obchodzi żałobę z powodu śmierci tego wielkiego Patrioty, który przez swą pełną zrozumienia współpracę z Niemcami oddał nie tylko wielką usługę naszym krajom, ale przyczynił się ponadto w sposób jak najbardziej wartościowy do uspokojenia Europy." Do żony Piłsudskiego, Aleksandry Piłsudskiej, Hitler napisał: "Smutna wiadomość o zgonie Pani małżonka, jego ekscelencji Marszałka Piłsudskiego, dotknęła mnie bardzo boleśnie. Wielce szanowna, czcigodna Pani oraz Jej Rodzina zechce przyjąć wyrazy mojego głębokiego współczucia. Postać Zmarłego zachowam w swojej wdzięcznej pamięci."
Hitler uczestniczył również we mszy świętej na cześć Marszałka, jaką odprawiono 18 maja 1935 r. w Katedrze św. Jadwigi w Berlinie przy symbolicznej trumnie Józefa Piłsudskiego. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele III Rzeszy m.in. Joseph Goebbels, Konstantin von Neurath oraz wysocy przedstawiciele NSDAP i Wehrmachtu, a także nuncjusz apostolski w Niemczech Cesare Orsenigo. Po nabożeństwie dwie kompanie Wehrmachtu oddały honory wojskowe.
Po zdobyciu przez wojska niemieckie Krakowa 6 września 1939 r., na rozkaz Hitlera niemiecki dowódca gen. Werner Kienitz udał się na Wawel i złożył wieniec u grobu marszałka Piłsudskiego w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów[8]; zaś przed kryptą została wystawiona niemiecka warta honorowa.

ZSRR


Karol Radek na łamach dziennika Izwiestia opublikował artykuł, w którym napisał m.in. że: "Z marszałkiem Piłsudskim schodzi do grobu postać organizatora niepodległości Państwa Polskiego, który rozumiał, ze polskich ruch niepodległościowy musi zbrojnie wystąpić przeciwko Rosji (...)Pakt o nieagresji nie jest dla ZSRR wyłącznie dokumentem dyplomatycznym, lecz wyrazem głębokiego pragnienia by żyć z Polska w pokoju. Naszą sprawą nad mogiłą człowieka, którego jedyną namiętnością była myśl o niepodległości i wielkości Polski, tak jak On rozumiał, jest wyciągnięcie ręki do narodu polskiego i powiedzenie mu: Nic nie grozi Polsce ze strony ZSRR. Przyjaźń Polski i ZSRR może stać się kamieniem węgielnym pokoju w Europie.

:wtf:

Suchy lód+nóż

pondito • 2013-05-04, 16:33
18
Jak w temacie

Początki Al-Kaidy

freebogdan • 2013-05-04, 13:31
19
Jest to początek historii ugrupowania terrorystycznego jakim jest niewątpliwie Al-Kaida. Chciałbym wam przybliżyć cele i środki jakimi się posługuje Al-Kaida i do czego dąży.




Męczennik



Cała ta historia zaczyna się w 1948 roku. Wtedy to do Ameryki, na pokładzie liniowca, przybył pewien człowiek z Egiptu, Sayyid Qutb.




Sayyid Qutb – z prawej


Był wykształconym Egipcjaninem, pracującym w egipskim ministerstwie edukacji, płynącym za ocean niejako na wygnanie. Nie był specjalnie religijny, w istocie przeżywał wówczas pewien kryzys wiary. Jego książki krytykujące wiele spraw socjalnych zdobyły mu rzesze zwolenników, ale i gniew ówczesnego króla Egiptu – Farouka, który wydał nawet nakaz aresztowania krnąbrnego pisarza - dlatego właśnie jego przyjaciele pospiesznie zorganizowali Sayyidowi ten wyjazd. W tym czasie Egiptem wstrząsały antybrytyjskie nastroje, kraj wciąż pozostawał pod bardzo dużymi wpływami tej byłej kolonialnej potęgi. Jednak nawet sam Qutb był w tym okresie pod znacznym wpływem zachodniej kultury – ubierał się jak mieszkaniec zachodu, kochał muzykę klasyczną, filmy z Hollywood, francuską literaturę, jak również prace Darwina i Einsteina. Jednak pomimo w pewnym stopniu oczarowania zachodem, Qutb, jak wielu współczesnych mu muzułmanów, obawiał się postępującego kulturalnego podboju krajów islamskich przez zachód - zachód, który był dla niego jedną istotą, w jego umyśle nie było różnicy między USA a powiedzmy Francją, wszystko, co nie było islamskie, było dla niego „tym czymś innym – zachodem”. Zachodem, który wg niego, skupiał się jedynie na kolonizacji całego świata.

W czasie, gdy Qutb wyruszał do Ameryki, świat arabski był wstrząśnięty wynikiem wojny z Izraelem, a także zbulwersowany pomocą, jaką państwo Izrael otrzymywało od USA. Arabowie byli wstrząśnięci nie tylko poziomem wyszkolenia i siłą armii izraelskiej, ale także słabością i niekompetencją swych własnych dowódców. To powodowało poczucie poniżenia u muzułmanów – coś, co wkrótce stało się jedną z przyczyn wielu tragicznych wydarzeń.

Sayyid Qutb ciągle w głębi duszy zadawał sobie pytanie – „czy powinienem być kim normalnym, przeciętnym jak reszta, czy kimś wyjątkowym?” W końcu wygrała chęć pozostania kimś ponadprzeciętnym i Sayyid postanowił oddać się w całości bogu.

Qutb przybył do Nowego Jorku – miasta gigantycznego, brudnego, przeludnionego, głośnego i wyzywającego. II wojna światowa, wygrana Ameryki, brak strat własnych na terenie kraju, bogactwo oraz poczucie bycia potęgą zbyt wyraźnie widać było na ulicach. Skromny Egipcjanin źle czuł się w społeczeństwie nastawionym głównie na seks, uciechy i materializm, tym bardziej, ze słabo znał język angielski. Pomimo, że w tym mieście mieszkały tysiące imigrantów z całego świata, Sayyid nie potrafił odnaleźć tu swojego miejsca. Czuł odrazę i do Nowego Jorku, i do Ameryki ogólnie, a także do ludzi, z którymi musiał przebywać. Wciąż był uprzejmy, lecz coraz bardziej zamykał się w sobie i w swej religii. Amerykanów wkrótce zaczął postrzegać jako bestie, skupione tylko na uciechach życia.

Po pewnym czasie Qutb przeniósł się do Waszyngtonu, gdzie zaczął studiować język angielski. W swoim pamiętniku zapisał, że życie w Waszyngtonie nie jest złe, jednak i tutaj ciągle krytykował otaczającą go rzeczywistość – zarówno muzykę jak i styl ubierania się młodych ludzi. Nawet jedzenie było dla niego „dziwne”, a wracając od fryzjera zawsze, jak to pisał w swoim dzienniku, „musiał poprawiać swoją fryzurę własnoręcznie”.

Sayyid jeszcze do 1950 roku pozostawał w USA, jednak wyjazd ten, który wg jego przyjaciół miał przy okazji sprawić, że jego poglądy miały stać się „bardziej liberalne”, przyniósł zupełnie inny skutek. Qutb wrócił do swojej ojczyzny jako jeszcze większy radykalista, niż do tej pory. Uznawał białą rasę (ludzi zachodu) jako tę gorszą. Wg niego „biały człowiek w Europie i Ameryce to nasz wróg numer jeden. Biali ludzie miażdżą nas podczas gdy my uczymy nasze dzieci ich historii, ich kultury i ich ‘wzniosłych’ celów. Napełniamy nasze dzieci podziwem i szacunkiem dla kogoś, kto depcze nasz honor i nas zniewala. Zamiast tego zasadzajmy ziarno nienawiści, zniesmaczenia i żądzy zemsty w duszach naszych dzieci. Uczmy je od dzieciństwa, że biały człowiek jest wrogiem ludzkości i że należy go zniszczyć przy pierwszej sposobności.”

Qutb znienawidził tego, co widział w zachodzie – sekularyzmu, racjonalności, demokracji, indywidualizmu, równouprawnienia, tolerancji i materializmu – czyli tych rzeczy, które częściowo „zainfekowały” już i świat arabski dzięki kolonialnej przeszłości. Wg niego, należało obalić wszelką władzę świecką w krajach muzułmańskich i utworzyć państwa oparte jedynie na Islamie i jego prawie. Qutb wiedział, że Islam i „nowoczesność” nie mogą współistnieć, zatem kraje arabskie muszą wyzbyć się tego, co współczesne i co nosi znamiona zachodu – w tym władzy świeckiej. Wg niego, tylko poprzez całkowite oddanie się bogu, w każdej dziedzinie może doprowadzić do ponownej dominacji muzułmanów nad światem. Taka dominacja, jak i środki do jej osiągnięcia, były wg niego obowiązkiem nie tylko wszystkich muzułmanów wobec swych braci, ale i wobec boga.

W tym czasie Egiptem wciąż wstrząsały niepokoje, Powszechne uczucie poniżenia po przegranej wojnie z Izraelem oraz świadomość ciągłych bardzo silnych wpływów brytyjskich sprzyjało tworzeniu różnych bractw, których zadaniem była „walka o przyszłość Islamu”.
Był to także koniec rządów króla Farouka, ponieważ władzę w kraju przejął Gamal Abdul Nasser, odtąd prezydent Egiptu.



Prezydent Gamal Abdul Nasser


Sayyid Qutb wrócił na swoje dawne stanowisko w ministerstwie edukacji. Wcześniej miał swój skromny udział w rewolucji, która obaliła króla, a jego przemyślenia skłaniały go do tego, że jedyną opcją oczyszczenia kraju z zachodnich pozostałości jest „zwykła dyktatura”. Jednak po pewnym czasie stanowiska Qutba i Nassera zaczęły odbiegać od siebie na tyle, że Nasser w 1954 roku wtrącił Sayyida na trzy miesiące do więzienia. Podczas, gdy prezydent próbował oddzielać władzę od religii, Qutb widział świetlaną przyszłość muzułmanów jedynie w całkowitym podporządkowaniu wszystkiego religii. Ta różnica poglądów dramatycznie zmieniła wzajemne relacje obu tych mężczyzn.

W nocy, 20 października 1954 roku, wojna ideologiczna pomiędzy wizją świeckiego państwa a wizją państwa islamskiego osiągnęła swój zenit. Tej nocy, podczas przemówienia Nassera w Aleksandrii, zamachowiec oddał kilka strzałów ze swojego karabinu w stronę prezydenta. Chybił, a Nasser nawet nie uchylił się przed kulami. Pomimo chaosu, jaki wybuchł, prezydent wciąż stał i krzyczał do mikrofonu „Pozwólcie im zabić Nassera, kim jest Nasser, jak nie jednym z wielu? Żyję! A nawet jakbym zginął, to wy wszyscy jesteście Gamalem Abdulem Nasserem!”.
To był punkt zwrotny w karierze tego człowieka. Jeszcze nigdy nie miał aż takiej popularności wśród swych obywateli.

Po tym zamachu aresztowano Qutba, który był wówczas członkiem „Bractwa Muzułmanów”, organizacji radykalnych rewolucjonistów. Oskarżono go o współudział w planowaniu zamachu. Nasser myślał, że zniszczył raz na zawsze tę organizację.

Wiele mówiono o cierpieniu Sayyida Qutba w więzieniu. Skazano go na dożywocie, lecz z powodu jego słabego zdrowia wyrok skrócono do 15 lat. W istocie, więźniów traktowano straszliwie źle - gdy wielu z nich pewnego razu zwyczajnie odmówiło wyjścia z celi – strażnicy zastrzelili ich.
Wtedy to Qutb doszedł do wniosku, że ci, którzy dopuszczali się takich zbrodni przeciwko muzułmanom, nie są w istocie prawdziwymi wyznawcami Allacha. W swoim umyśle Qutb, wg własnego rozumienia, już dzielił ludzi na tych, którzy byli „prawdziwymi muzułmanami” i tych, którzy nimi nie byli, a jedynie takich udawali. To było coś, co muzułmanie zwą takfir, czyli wykluczaniem kogoś ze społeczności muzułmańskiej.
Sterując ludźmi, nawet z więziennej celi, udało się Qutbowi odtworzyć siatkę Bractwa Muzułmanów, która ucierpiała w wyniku aresztowań po zamachu na prezydenta. Jego wpływ był nawet na tyle silny, że udało mu się, wciąż siedząc w więzieniu, uzyskać poparcie władz Arabii Saudyjskiej w sprawie obalenia Nassera. Zaledwie trzy miesiące po tym, jak Sayyid Qutb wyszedł z więzienia na wolność, ponownie go aresztowano. Pojmano bowiem dwóch członków Bractwa, którzy zeznali o planach obalenia władzy i wymienili jego nazwisko jako jednego z konspiratorów.

Podczas procesu uznano Qutba za winnego i skazano na karę śmierci. Wyrok przyjął on spokojnie, a skwitował słowami „dzięki Bogu. Spełniałem jihad przez piętnaście lat, aż uzyskałem to męczeństwo.”


Sayyid Qutb



Wkrótce jednak Nasser zrozumiał swój błąd, na ulice Kairu bowiem wyległy tysiące zwolenników Qutba, przeciwnych egzekucji. Prezydent wysłał nawet Anwara al-Sadata, swego następcę i vice prezydenta, aby przekazać Qutbowi, że jeśli wystąpi on o łaskę, prezydent mu jej udzieli, a nawet odda mu ministerstwo edukacji. Qutb odmówił. Gdy jego siostra przybyła aby go przebłagać, odparł jej „Moje słowa będą silniejsze, jeśli mnie zabiją”. Qutba wkrótce potem powieszono, a ciała nie wydano rodzinie z obawy, że jego grób stanie się miejscem pielgrzymek jego zwolenników.
Sayyid Qutb jest uznany przez wielu za pierwszego współczesnego męczennika.




Jeżeli temat się spodoba wstawię następną część.
treść skopiowana z: paranormalne.pl
33
Co to były ciężarówki - komory gazowe? Kiedy i gdzie ich używano?


Były to ciężarówki, służące do zaczadzania. Tlenek węgla wytwarzany przez silniki spalinowe ciężarówek wtłaczany był do hermetycznie zamkniętych komór za pomocą rury wydechowej. Metoda ta była początkowo używana w ramach programu "eutanazji", podczas której Niemcy zabijali upośledzonych fizycznie lub psychicznie Niemców. Później we wrześniu 1941 roku w taki sposób mordowano radzieckich jeńców wojennych, wtłaczając spaliny do szczelnie zamkniętych przyczep ciężarówek, w których znajdowali się jeńcy. Dwa miesiące później zaczęto używać takich ciężarówek na terenie Związku Radzieckiego do mordowania Żydów, wyłapanych przez jednostki Einsatzgruppen. Ciężarówek używano również w Chełmnie, po utworzeniu tam w grudniu 1941 roku obozu zagłady. Zamordowano w nich około 700,000 ludzi w całej zdominowanej przez nazistów Europie.







Stalag 319


Na terenie Chełma i w jego sąsiedztwie w latach drugiej wojny światowej Niemcy założyli obóz jeniecki przeznaczony dla szeregowych i podoficerów: Stalag 319. Obóz powstał po uderzeniu Niemiec na ZSRR w lipcu 1941 roku i funkcjonował do kwietnia 1944 r. Chełm położony przy ówczesnej granicy Generalnej Guberni i ZSRR, posiadający dobre połączenie kolejowe Kowel-Chełm był dogodnym miejscem dla tworzenia obozu. W 1941 przebywali w obozie jedynie jeńcy radzieccy.
Stalag 319 to 3 podobozy miejskie w Chełmie 319A, 319B i 319C oraz podobozy w okolicznych miejscowościach: Żmudzi (do 6.000 jeńców), Włodawie (do 5000 jeńców) i Sawinie (.bd.). Stalag 319 przewidziano i w ewidencji oznaczony był jako obóz przejściowy, w praktyce stał się wręcz obozem koncentracyjnym. Stalag 319A przeznaczony był przede wszystkim dla jeńców rosyjskich - nie oficerów. Na dość dużym oddzielonym siatką i drutami kolczastymi terenie, przebywało tysiące jeńców.


Brak w Stalagu 319A baraków, właściwej higieny, lekarstw i wreszcie pożywienia powodował ogromną śmiertelność, potęgowaną przeprowadzanymi od czasu do czasu egzekucjami. Wg relacji strażników obozu, niemal codziennie dokonywano od kilkudziesięciu do kilkuset egzekucji jeńców rosyjskich pochodzenia żydowskiego. Miejscem tych egzekucji był pobliski las "Borek". W 1942 (ewentualnie 1943) wg zeznań świadków, Niemcy zorganizowali ok. 300 osobową grupę Żydów z chełmskiego getta, którym nakazano ekshumację zwłok zakopanych w "Borku". Żydzi, którzy przeżyli chełmskie getto raportowali o około 30.000 zwłok jeńców, które po ekshumowaniu palono. Po 1942 r. Niemcy kremowali zwłoki jeńców. Najczęściej odbywało się to na platformach od samochodów ciężarowych.


W końcowej fazie II wojny światowej, Niemcy stosowali także w Borku
samochodowe komory gazowe (te informacje występują w większości źródeł opisujących Stalag 319 i las Borek). Na potrzeby obozu, znajdowało się kilka ciężarówek przygotowanych do gazowania spalinami samochodowymi. W okresie okupacji, las "Borek" i las "Kumowa Dolina" (otaczające miasto) były miejscami licznych egzekucji. W Borku pochowano także wielu Żydów po likwidacji chełmskiego getta. W 1944 r. rozstrzelano i pochowano w lesie ok. 100 więźniów chełmskiego więzienia gestapo.
Co do liczby jeńców i ofiar Stalagu 319A - źródła podają różnie. W dokumentach występują liczne wzmianki jednak znacznie różnią się one od siebie. Tak np. 1944 r. wywiad AK donosił, że w Borku znajdują się mogiły około 10.000 jeńców, gdy wg innych relacji taka liczba został już przekroczona w 1941 r. (raport starosty chełmskiego z września 1941 r. mówi o ok. 125 - 130 tyś jeńców).





Stalag 319B przeznaczony był przede wszystkim dla oficerów i podoficerów oraz jeńców różnych narodowości. Przebywali tam jeńcy radzieccy, włoscy, belgijscy, angielscy, francuscy, a także polscy partyzanci (m.in. z 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK). Stalag 319 B różnił się od 319 A. W obozie tym znajdowały się baraki, wykonane co prawda dość skromnie, lecz dające dach nad głową. Z tego obozu zanotowano wiele udanych ucieczek. W końcowym okresie wojny, teren obozu (znajdującego się w pobliżu Dworca PKP) obstawiony był niemiecką artylerią przeciwlotniczą. W 1944 r. radzieckie samoloty bombardując dworzec i infrastrukturę kolejową, przypadkowo zbombardowały także Stalag 319B. Zostało zniszczonych wówczas kilka baraków, a wielu jeńców poniosło śmierć.
Ciężko jest jednoznacznie określić liczbę ofiar chełmskiego obozu jenieckiego, niemiecka dokumentacja została zniszczona, a po 1943 i w 1944 r. praktycznie nie była prowadzona. Uznaje się, że przez chełmski Stalag 319 przeszło ponad 200.000 jeńców z czego blisko połowa (ok. 100.000) najczęściej w skutek chorób lub też egzekucji straciła życie. Obóz chełmski był jednym z największych hitlerowskich miejsc straceń na okupowanych ziemiach polskich.



Walter Burmeister, kierowca samochodu do gazowania w Chełmnie, wspominał, średni ciężkie ciężarówki Renault z Otto-Motor. Komendant obozu Walter Piller opisywał proces zabijania (gazami wytwarzanymi przez silniki benzynowe). Polscy mechanicy, którzy osobiście naprawiali samochody do gazowania precyzyjnie opisują ogromne silniki benzynowe: „Silnik tego samochodu zużywał 75 litrów benzyny na 100 km, czyli dwa razy więcej niż przeciętny silnik”.


Auschwitz-Birkenau


Przenośne komory gazowe [samochody do gazowania i przyczepy] w równym stopniu jak komory stacjonarne były oczyszczane po gazowaniu przez specjalne komanda żydowskie - Sonderkommandos. Ludzie mieli za zadanie wyciąganie ciał, które były mocno splątane i zabrudzone krwią i ekskrementami. W tym celu w zewnętrznych ścianach komór gazowych, służących w Aktion Reinhard zainstalowano większe drzwi (2 metry szerokości, podobne do drzwi garażowych). Podczas gdy drzwi wejściowe, przez które ofiary wchodziły do komór zazwyczaj miały około 1 metra szerokości. Komory gazowe miały podłogi nachylone w stronę dużych drzwi, aby ułatwić I usprawnić usuwanie ciał, gdyż za drzwiami wejściowymi czekały już następne ofiary.




Akcja T4/Aktion T4



To nazwa programu realizowanego w III Rzeszy w latach 1939–1944 polegającego na fizycznej eliminacji ludzi niedorozwiniętych psychicznie, przewlekle chorych psychicznie i neurologicznie (schizofrenia, niektóre postacie padaczki, otępienie, pląsawica Huntingtona, stany po zapaleniu mózgowia, ludzie niepoczytalni, chorzy przebywający w zakładach opiekuńczych ponad 5 lat) oraz z niektórymi wrodzonymi zaburzeniami rozwojowymi (niem. "Vernichtung von lebensunwertem Leben" – "likwidacja życia niewartego życia"). Szacuje się, że w okresie szczytowym tego programu, tj. w latach 1940–1941, zabito w jego ramach 70 273 chorych i niepełnosprawnych, w tym także pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych na terenach okupowanych.






Od kwietnia 1941 r. program ten rozszerzono o "akcję 14f13", obejmującą chorych psychicznie i niepełnosprawnych nieniemieckich więźniów obozów koncentracyjnych, w ramach której wymordowano ok. 20 tys. osób. Aktion T4 była pierwszym masowym mordem ludności dokonywanym przez niemieckie państwo nazistowskie, podczas którego opracowano "technologię" grupowego zabijania, zastosowaną później w niemieckich obozach zagłady. Akcja ta była także nazywana "eutanazją" osób upośledzonych – stąd skrót E-Aktion, natomiast szerzej znany skrót T4 pochodzi od adresu biura tego przedsięwzięcia mieszczącego się w Berlinie przy Tiergartenstraße 4. Akcja T4 była pewnego rodzaju przełamaniem barier etycznych wśród społeczeństwa niemieckiego (miała ona półoficjalny charakter) oraz wśród niemieckich kręgów medycznych. Mimo protestów niektórych grup społecznych (zwłaszcza kościelnych), społeczeństwo niemieckie i niemieccy lekarze zaakceptowali w dużej części masowe zabijanie "ze wskazań społecznych". Stała się ona wstępem do masowych mordów ludności "obcej rasowo" (Holocaust) i umożliwiła opracowanie sprawnej organizacyjnie i "technologicznie" machiny śmierci.




Bełżec



Silniki benzynowe (stwierdzenie Petera Witte'a (niemieckiego historyka):
Rudolf Reder, jedyny znany człowiek, który przeżył obóz zagłady Bełżec, (zgodnie z zeznaniem z 1944, które złożył przed Komisją do Badania Zbrodni Hitlerowskich, po raz pierwszy publikowanymi w Krakowie w 1946) przenosił każdego dnia do pomieszczenia w pobliżu komory gazowej, w którym znajdował się motor 4 - 5 kanistrów benzyny (do napędzania motoru). Jego zeznania zostały potwierdzone przez polskiego elektryka Kazimierza Czerniaka, który pomagał w budowie tego pomieszczenia w 1942; opisywał on silnik benzynowy, o mocy 200 lub więcej koni mechanicznych, z którego spaliny były doprowadzane do komory gazowej rurami naziemnymi. (18 listopada 1945). Nie może być mowy o pomyłce tego silnika z silnikiem Diesla, gdyż w języku polskim paliwo do silnika Diesla określa się terminem olej napędowy.
Teoria o stosowaniu w komorach gazowych w obozie Bełżec silnika Diesla jest oparta na zeznaniach Kurta Gersteina (1945) który (zgodnie ze swoim twierdzeniem) nie widział silnika, lecz tylko go słyszał. Stąd w historiografii obozów śmierci pojawił się wątek o używaniu silnika Diesla (nie pojawiło się więcej sugestii).


Przypadek obozu Sobibór jest jeszcze bardziej poza dyskusją. W tym przypadku nawet trzech byłych Gasmeister (Erich Bauer, Erich Fuchs i Franz Hödl), którzy z musieli znać fakty, jako, że zabijali z wykorzystaniem takiego samego typu silnika potwierdzili w sądzie, że był to z pewnością silnik benzynowy. Bauer i Fuchs, byli z zawodu mechanikami samochodowymi, a podczas procesu spierali się tylko o to czy był to silnik marki Renault, czy też rosyjskiego czołgu (prawdopodobnie silnik czołgu lub traktoru) o mocy przynajmniej 200 koni mechanicznych. Dyskutowali również o metodzie zapłonu – czy był nim rozrusznik, czy induktor),których silnik Diesla oczywiście nie miał, gdyż jest to silnik samozapłonowy (znany rosyjski czołg T-34, początkowo miał silnik benzynowy, wersja z silnikiem Diesla została wprowadzona później diesel była rzadkością).

Wszystkie silniki Diesla w obozach Akcji Reinhard również były używane, ale były znacznie mniejsze (według zeznań: silniki mechanicznych mocy 15 koni mechanicznych / 220 Volt / 20 Amperów) i były używane jako generatory prądu do oświetlenia. Być może ten fakt był źródłem nieporozumień związanych z wyjaśnieniem prawdziwego przeznaczenia silników na benzynę.
X