18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Kazimierz Ratoń - Poeta wyklęty

Bituminiorz • 2013-05-23, 17:16
19
Witam.
Widzę że pojawiło się sporo wpisów o polskich poetach dlatego chciałbym przybliżyć nieco jednego z najbardziej niedocenianych współczesnych poetów.

Czasie mego życia i czasie mej śmierci. Słońce, słońce, ubóstwiam cię bardziej niż ciemności, choć znam twe iluzje i twą nędzę. O pustynie, na które uciekałem, by zginąć lub skonać. I nie umrzeć przy tym. Oto ucieczka w wolność straszliwą i złowieszczą. Potem nieubłagane powroty, ciężar czasu i nowych podróży. Życie, życie, które jesteś nieustającą, potworną agonią i płomiennymi urodzinami. Ten wielki , długi szok, wstręt i zachwyt, który stawal się moim grobem, krzyżem i nadzieją...Czyż wszelkie nadzieje bywają tylko złudzeniem i są daremne?... Nie! nie! Trwam dzieki nim i miłościom. O serce moje, które zmienne jesteś ; tak różne jak moich kilka twarzy. Mam dla was czułość i nienawiść palącą jak ogień. O istoty ludzkie, mogę was znieść, lecz trudno mi czasami znieść wasze życie. O poezjo i sztuko, które ocalacie byt i nadajecie mu sens. Święta naiwności... Osiągałem pustkę, aby stawać się później po stokroć pełniejszym. O poezjo i sztuko, mój drogi okręcie, mój orle szalony. I ty mój losie trwożliwy, przeklinany tylekroć , nieubłagany. Floro, fauno, wszystkie zwierzęta- wzywam was oto- otoczcie moje wiary, zwątpienia i wszelkie cmentarze boskim natchnieniem. Lecz może Stwórca...
Dość!... Dość! Nie sięgam dziś nieba, by je obalać lub utrwalać. Stałem się zbyt smutnym, o jakże okropnym dla siebie nawet. Więc dość!...Spokój i cisza opanowują ziemię. By potem!...lecz dość! Zbyt wiele potu, rozpaczy, łez i krwi.




Kazmierz Ratoń (1942-1983) urodził sie w Sosnowcu. Jego poezja jest dość hermetyczna i nieprzenikalna, nie do zrozumienia dla ludzi młodych i zdrowych, dla których ból i cierpienie są rzeczami abstrakcyjnymi znanymi jedynie z literatury czy filmów. Ratoń chorował na gruźlicę mózgu, najcięższą postać gruźlicy pozapłucnej, która nieleczona lub niedostatecznie wcześnie wykryta powoduje nieodwracalne uszkodzenia neurologiczne, psychiczne i charakterologiczne. Załatwiano mu szpitale, sanatoria, lecz ten nie potrafił poddać się reżimom szpitalnej terapii, zwłaszcza, że chciano go wyleczyć później także z alkoholizmu.

Zacząłem kochać tylko siebie
I tylko siebie nienawidzieć.
Żyłem już tylko sobą -
I tak zacząłem umierać.


Za życia wydał jeden tomik Gdziekolwiek pójdę, doceniony zresztą i nagrodzony w roku 1974 nagrodą Roberta Gravesa przyznaną przez Zarząd Główny Polskiego Pen-Clubu. Kazimierz Ratoń nazywany jest „poetą cierpienia prawdziwego” gdyż doskonale wiedział, czym jest prawdziwe cierpienie i obłęd spowodowany wyniszczającą chorobą. Chory od jedenastego roku życia najpierw na gruźlicę płuc, a później na gruźlicę kości i mózgu – najcięższą odmianę gruźlicy pozapłucnej umierał żywcem, bez znieczulenia. Całe jego życie było codzienną walką z cierpieniem, walką ze spoglądaniem na swoje ciało, które uważał za rozpadająca się padlinę toczoną przez robactwo.

Chory
Z wyjętymi wnętrznościami
Z wyjętym sercem
Z wyjętym mózgiem
Gnijący szkielet
Gnijące mięso
Gnijący grób
Zmurszały krzyż


Trudno wyobrazić sobie żeby miłość była dostępna dla człowieka tak zniszczonego cierpieniami fizycznymi połączonymi z cierpieniami duszy. Z wypowiedzi ludzi, którzy znali Ratonia wynika, że poeta nie poznał nigdy kobiet, a równocześnie sprawiły mu one wielki ból. Jan Marx przytacza cytat, który doskonale obrazuje gorycz niespełnienia w miłości, cytat ten pochodzi z dziennika poety: „Kobiety nie będą mnie sądzić”. Mimo wszystko poeta często przytacza w swojej twórczości obraz dam, nie jest to jednak obraz zbyt piękny i z całą pewnością niewiast Ratoń nie ubóstwia, często jest to wizerunek kobiety gwałconej lub rozpustnicy:

Kobieta
części ciała zespolone stawami
wnętrzności wzmocnione biodrami
serce oddychające sutkami

Kobieta
strzępy mięsa uformowane w rzeźby
gładkie i wilgotne w zakończeniach
rzeźby miękkie i cuchnące


Poeta sprowadza do poziomu rynsztoka zarówno miłość jak i jej symbol- kobietę. Bulwersuje przekonaniem, że wszystkie są k***ami, a ich mężczyźni jedynie klientami: na tym polega – zdaniem poety- miłość. To bardziej wysublimowane, lepsze i spełnione uczucie, może pojawić się jedynie w śnie. Kobieta z krwi i kości utożsamiona zostaje z rozczarowaniem i destrukcją, fizjologią i marzeniem – dającym złudną nadzieję i codzienne umieranie nadziei : ” Kobieta/ brzuch i uda rozdzielone kroczem/ kroczem o oddechu agonii/ Kobieta jest śmiercią/ długą i bolesną śmiercią” ( “Nie ruszaj się” )..



Kazimierz Ratoń w tym czasie żył już tylko samym sobą i umieraniem. Nie zdecydował się- jak inni “poeci przeklęci- na samobójstwo, bo wciąż “żył z kobietami, które nie istnieją i nie żył z kobietami innymi”. Czuł obrzydzenie do trywialnej rzeczywistości lecz nie ulegał mirażom rezygnacji i apatii. Tylko marzenia na jawie i w śnie pozwalały mu dalej trwać. Tylko tęsknota.

Jego wiersze są może obsesyjne, ale wolne od stylizacji, pisane ze środka cierpienia, swoista "agonia oddychającego jeszcze mięsa". Ratoń umierał żywcem, bez znieczulenia, przez wiele lat. Snuł się po Warszawie coraz bardziej umarły, widmowy, odrażający fizycznie. Oglądał świat przez pryzmat śmierci. Sam był personifikacją umierania, stał się człowiekiem widmem, żywym trupem odczuwającym rzeczywistość jak cmentarzysko. Choroba wyniszczała jego organizm, tak jak leki psychotropowe popijane denaturatem lub wodą brzozową, bowiem na piwo czy wódkę nie było go stać. Był nędzarzem, jednak nie dało mu się w żaden sposób pomóc, należał do tego typu ludzi, wobec których bezsilna jest jakakolwiek filantropia czy pomoc społeczna. Nieszczęśliwy człowiek pokrzywdzony przez los i życie.

Lecz oto żyjesz jeszcze nie żyjąc
Błazeński grymas wstrząsa twoim ciałem
Jest jedynym objawem istnienia

Lecz oto żyjesz jeszcze udając życie
Bełkotliwe strugi modlitw i przekleństw
Pozostawiasz za umęczonym ciałem

Lecz oto żyjesz jeszcze w ostatnich godzinach
Z twego ciała wypływa niemy jęk
Jęk zabijanego zwierzęcia

Dlaczego nie przestaniesz żyć


"Umarł w styczniu 1983 roku. Trudno jednak dokładnie określić dzień śmierci. Podaje się, iż stało się to 14 stycznia, ale równie dobrze mogła nastapić trzy lub dwa dni wcześniej. Niektórzy mówią nawet o grudniu. Umierał samotnie, w samym centrum Warszawy, wśród butelek po wodzie brzozowej, odoru denaturatu, na posłanym szmatami tapczaniku. Poeta Kazimierz Ratoń." (B. Bocheński "Kloszard z Emilii Plater", Nowa Trybuna Opolska 1994 nr 12 s 11)

Pochowała go opieka społeczna na dalekim Żoliborzu, w Wólce Węglowej.


Muzyczna interpretacja jednego z Jego wierszy wykonana przez Black Metalowy zespół "Non Opus Dei"
70
Dlaczego chcę napisać coś o Piaseckim ?

Bo wiele osób w ogóle o nim nie słyszało a jest on autorem „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy”, bez wątpienia jednej z najwybitniejszych książek w literaturze polskiej. Długo zakazanej w Polsce !

Nie było w historii Polski takiego kozaka jak Piasecki ! James Bond nie sięgał jemu do pięt . Taki Bond mógłby mu jedynie prać skarpetki !
Wódka ,kobiety ,broń, szpiegostwo , honor , przemyt, świat przestępczy .. i jeszcze raz wódka ! To jest właśnie Piasecki !
"Król granicy i bóg nocy, który się stoczył do poziomu literata polskiego"
„Żyliśmy jak królowie. Wódkę piliśmy szklankami. Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Płaciliśmy złotem, srebrem i dolarami. Płaciliśmy za wszystko: za wódkę i za muzykę. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść. Lubiłem swych kolegów, bo nigdy mnie nie zawodzili. Byli to prości, niewykształceni ludzie. Lecz czasem byli tak wspaniali, że stawałem zdumiony”

Taka książka jak „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy” powinna być lekturą obowiązkową w szkołach .

Polecam również przeczytać trylogię złodziejską .
„W świecie złodziejskim jak i w świecie więziennym nie można polityką zdobyć stanowiska i respektu. Tam każdy członek zajmuje takie miejsce, jakie mu się należy według jego zalet duchowych. W świecie ludzi uczciwych brudna szmata i nędzarz duchowy szwindlem i podłością może zdobyć władzę nad ludźmi i autorytet. W świecie podziemnym jest to niemożliwe.”

Dla tych co nie potrafią czytać : /watch?v=6JSF7rEEtnc



Sergiusz Piasecki (ur. 1 kwietnia 1901 (sam podawał rok 1899) w
Lachowiczach koło Baranowicz, zm. 12 września 1964 w Londynie)

Biografia

Był nieślubnym dzieckiem zubożałego i zrusyfikowanego szlachcica
Michała Piaseckiego i białoruskiej wieśniaczki Kławdii Kułakowicz. W
dzieciństwie wychowywała go konkubina ojca Filomena Gruszewska, która
maltretowała go fizycznie i psychicznie; ojciec niewiele się nim
interesował.

Jako kilkunastoletni chłopak trafił do więzienia z powodu bójki w
szkole. Uciekł z niego i trafił do Moskwy, gdzie był świadkiem
wydarzeń rewolucyjnych i śmierci swoich przyjaciół. Nabrał wtedy
odrazy do ideologii bolszewików. W trakcie rewolucji przyjechał do
Mińska, gdzie związał się z lokalnym światem przestępczym.

Po odejściu z armii Sergiusz Piasecki był człowiekiem bez żadnych
perspektyw. Nie miał żadnego wykształcenia, a majątek ojca pozostał za
granicą. Tułał się po Wileńszczyźnie imając się najróżniejszych
zajęć, by wymienić tylko szulerkę, fałszowanie czeków czy
uczestnictwo w produkcji pornografii

Piasecki postanowił nawiązać współpracę z II Oddziałem Sztabu
Generalnego, czyli polskim wywiadem. Dobra znajomość realiów Kresów
oraz języka rosyjskiego wraz z lokalnymi dialektami uczyniły z niego
świetnego wywiadowcę. W pracy po obu stronach granicy przydawała mu się
też szaleńcza odwaga i spryt nabyty wśród mińskich złodziei. Za
granicą obsługiwał wiele placówek wywiadowczych, powierzano mu
przekazywanie pieniędzy na działalność agentów na Wschodzie. Jednak
sam wywiad płacił mało i Piasecki zajął się przemytem przynoszącym
dużo większe dochody. Bywało, że w ciągu miesiąca granicę
przekraczał 30 razy (oczywiście nielegalnie). Sam podawał, że tylko w
ciągu lata 1925 roku przeszedł ponad 8 tysięcy kilometrów. Za ucieczkę
z pułapki zastawionej przez OGPU i uratowanie kolegi, awansował do
stopnia podporucznika. Utrzymywał kontakty z sowieckimi oficerami i
często, aby ich pozyskać używał kokainy. Zarabiał też na przemycie
narkotyków. Wpadł w narkomanię i został zwolniony z wywiadu.
Przyczyniły się do tego również konflikty z przełożonymi i
awanturnicze wyczyny nielicujące z oficerskim stopniem.

Ponownie stał się człowiekiem bez zajęcia. Próbował bez powodzenia
wstąpić do Legii Cudzoziemskiej. Będąc pod wpływem narkotyków napadł
pod Grodnem z rewolwerem na dwóch żydowskich kupców. Później wraz z
kolegą napadł na pasażerów kolejki wąskotorowej. Policja dzięki
denuncjacji kochanki jego wspólnika, aresztowała ich w Wilnie, a sąd
skazał (w 1926 r.) na karę śmierci - na Wileńszczyźnie sądziły
wówczas sądy doraźne (stąd wymiar kary). Awanturników uratowała
wywiadowcza przeszłość Piaseckiego - prezydent zamienił wyrok na 15 lat
więzienia.

Początkowo karę odbywał w Lidzie, później trafił do najsroższego
więzienia II Rzeczypospolitej - na Łysej Górze. Był niepokornym
więźniem i często zamykano go w izolatce; ogółem spędził w niej 2
lata. Zapadł na gruźlicę. W więzieniu czytał Biblię i tygodnik
"Wiadomości Literackie". Dopiero wtedy nauczył się literackiego języka
polskiego. Przełomem w jego życiu był moment, kiedy zauważył
ogłoszenie o konkursie literackim co spowodowało, że zaczął spisywać
swoje dotychczasowe przygody na pograniczu. Pisał w niewielkim brulionie,
który zapełniał wielokrotnie z braku miejsca pisząc poziomo i
następnie pionowo. Pierwsze dwie książki dotyczące wywiadu zatrzymała
cenzura więzienna. Dopiero trzecia - Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy -
mogła wydostać się ze Świętego Krzyża. Zdobyła ona olbrzymią
popularność i została przetłumaczona na wiele języków obcych. O
uwolnienie Piaseckiego zaczął zabiegać cały panteon polskich pisarzy z
Melchiorem Wańkowiczem na czele. W 1937 prezydent Ignacy Mościcki
ułaskawił pisarza.


Po wybuchu II wojny światowej do Piaseckiego z prośbą o współpracę
zgłosił się wileński oddział Związku Walki Zbrojnej. Zaproponowano mu
dowodzenie plutonem egzekucyjnym wykonującym wyroki śmierci wydane przez
podziemny sąd. Zgodził się na współpracę, jednak odmówił
wygłoszenia przysięgi tłumacząc się swoim indywidualizmem.
Wiele jego akcji było niezwykle brawurowych. Najsłynniejszą jego akcją było przeprowadzone osobiście 13 czerwca 1943 włamanie do ochranianego przez Gestapo urzędu. Udało mu się wynieść dokumenty obciążające Zygmunta Andruszkiewicza, wileńskiego działacza Armii Krajowej, którego Niemcy schwytali kilka dni wcześniej. Wśród wykradzionych papierów znajdowało się też archiwum dokumentujące zbrodnię katyńską sporządzone przez Józefa Mackiewicza.
Za wyczyn ten Piaseckiego uhonorowano Brązowym Krzyżem Zasługi z
Mieczami. Poza tym Piasecki wykonał 16 marca 1943 wyrok na Czesławie
Ancerewiczu, redaktorze gadzinowego "Gońca Codziennego".

Później jeszcze raz uratował życie Józefowi Mackiewiczowi odmawiając
wykonania na nim wyroku śmierci. Po wojnie wyrok ten został uchylony i
okazało się, że był wydany bezpodstawnie.

Po wyzwoleniu Kresów Wschodnich Piasecki przez rok przebywał w Polsce
ukrywając się przed Urzędem Bezpieczeństwa, który szukał go po
liście, w którym bardzo krytycznie opisał sytuację w jakiej znalazła
się Polska po 1945 roku. W 1946 wraz ze złożoną z polskich żołnierzy
w ubraniach cywilnych obsadą konwoju UNRRA wyjechał przez Cieszyn do
Włoch gdzie utrzymywał się z prac fizycznych. Próbował też z mizernym
skutkiem uzyskać tantiemy z wydanych za granicą swoich książek. Znowu
pomógł mu Melchior Wańkowicz, który poprosił gen. Andersa by przyjęto
Piaseckiego do II Korpusu, dzięki czemu wraz z wojskiem dostał się do
Anglii. Na emigracji dużo pisał, m.in. odtworzył swoje więzienne
książki zatrzymane przez cenzurę. Zajmował się też publicystyką
polityczną. Był bezkompromisowym wrogiem ustroju komunistycznego i jego
współpracowników. Dał temu wyraz m.in. krytycznie oceniając Czesława
Miłosza w pamflecie Były poputczik Miłosz. Tekst ten rozpętał burzę
na łamach paryskiej Kultury. Niejednokrotnie surowo oceniał łagodną
wobec ZSRR politykę państw Zachodu. W Wielkiej Brytanii żył w niezwykle
skromnych warunkach. Zmarł na raka w 1964.


Postu nie wrzuciłem do Dokumentów i Historii bo tam mało kto zagląda a sława i chwała Piaseckiemu się należą !!

Temple of the Fullmoon

Bituminiorz • 2013-05-23, 08:49
9
Witam.
Dzisiaj przedstawię historię polskiej organizacji promującej satanizm oraz black metal (coś jak Black Metal Circle w Norwegii)

W 1992 roku została powołana przez Venoma z Xantotol bardzo hermetyczna organizacja - "Fullmoon". Organizacja ta nawiązała współpracę z czołowymi organizacjami satanistycznymi funkcjonującymi na świecie, np. "Order of Nine Angel" z Anglii, "Luciferian Light Group" z USA, a także z takimi autorytetami jak Alberto Vorkt. Xantotol zdecydowanie najściślej powiązany był z nowozelandzkim Collegium Satans - "Order of the Left Hand Path". Na mocy porozumienia pomiędzy "Fullmoon" a OLHP na terenie Polski kolportowane były materiały dydaktyczne i literatura przygotowywana przez OLHP. W tamtym czasie było to praktycznie jedyne źródło pragmatycznej wiedzy z zakresu 'Satan Cult' na terenie Polski. "To był taki mój wkład w prostowanie ścieżki lewej ręki na terenie naszego kraju. Taka praca od podstaw mająca na celu zmianę obowiązujących stereotypów w temacie, którego dotyczyła." Pisze Venom w jednym z wywiadów
Taki stan rzeczy utrzymywał się dłuższy czas, jednak kiedy zapotrzebowanie na materiały przekraczały możliwości dystrybucji, zapadła decyzja o poszerzeniu struktury "Fullmoon" o kolejnych członków. Schemat ten sprawdzał się początkowo bez zarzutu, jednak z czasem z uwagi na niekompetencje niektórych członków organizacja wymknęła się spod kontroli, przestała być organizacją hermetyczną i stała się powszechnie dostępną. Z czasem "Fullmoon" stała się forum dla tworzenia i promowania określonych osób kosztem jakości oferowanych przez tą organizację wartości. Z uwagi na powyższe Xantotol odcina się od "Fullmoon", a wkrótce po tym organizacja przeradza się w "Temple of Fullmoon", która z kolei przeradza się w przytułek dla awanturników, karierowiczów i demagogów odgrywając rolę czegoś w rodzaju agencji reklamowej dla "gwiazd" Black Metalu. Los, który z czasem spotkał "Temple of Fullmonn" był do przewidzenia. TOF pochłonął chaos oraz walka o "władzę" wewnątrz organizacji. W okolicach 1994 roku owa Temple of the Fullmoon (Czyli pierwotnie Fullmoon ale już bez filozofii), zrzeszała głównie zarówno nazi metali jak i skinów o poglądach prawicowo - antychrześcijańskich. Wszyscy bardzo nienawidzili Behemotha (uznali że się sprzedał ponieważ odpuścił sobie po tym jak zobaczył co się dzieje) Spłonęło kilka kościołów, jednak Urząd Ochrony Państwa bardzo szybko natrafił na ślad organizacji i po aresztowaniach podczas demonstracji w Szklarskiej Porębie uległa rozwiązaniu. Jeden kościół spalił również muzyk Thunderbolt - Uldor, po czym został aresztowany i zamknięty w więzieniu.
Również i w Polsce, podobnie jak w Norwegii doszło do podziałów na scenie. Muzyk Graveland, Darken, podzielił ją na tych, których uważał za prawdziwych i resztę. W ten sposób powstała przepaść pomiędzy NSBM a resztą black metalu, i podział ten trwa właściwie do dziś...

Garść piosenek z tamtego okresu.
Fullmoon i źli groźni blackmetalowcy :D (W tle słychać kolabo z Darkenem)

Xantotol (jeden z pierwszych zespołów Black Metalowych no i laska na wokalu) i naprawdę zajebisty zespół.

Graveland mój ich ulubiony album.

Jak działa broń palna

iron.the.great • 2013-05-23, 01:36
27
Sadole mam dla was dziś 3 filmiki (pierwszy w 2 częściach), które w 40 minut opowiadają jak działa karabin i jakie są jego rodzaje. Pomimo tego, ze pochodzą one z 1945 roku nie tracą nic na merytoryce. Zrobiono je na potrzeby szkoleniowe armii USA. Wytłumaczono w nich bardzo prosto i obrazowo działanie broni palnej.

Angielski wymagany.

część 1: Cycle of operation




Część 2: Types od operation



Część 3: Semiauto and auto fire



Jak się spodoba to wrzucę więcej tego typu filmików.

Cud nad Wisłą

mat632 • 2013-05-22, 21:39
14
Dzień dobry, hej i czołem.
Zamieszczam poniżej filmik związany z bitwą warszawską mojego autorstwa.

Bitwa warszawska nie jest wolna od wielu stereotypów urastających do miana legend. Najważniejsze z z nich to wyznaczenie daty 15 sierpnia jako dnia przełomowego w bitwie - faktycznie miał miejsce dzień później - i czczenia jej jako święta narodowego w tym właśnie dniu.


Operacja "Samum". Jak było naprawdę

Pan_Generał • 2013-05-22, 17:13
50
Zajebisty artykuł o naszych szpiegach, który uratowali amerykanów z Iraku. Często nazywa się ją operacją Samum.


O tej operacji mówi się w Polsce od lat, rzadko jednak prawdę. „Samum" to nazwa nadana tej akcji w fikcyjnym filmie Władysława Pasikowskiego z 1999 r. W mediach opowiada o niej jeden człowiek – gen. Gromosław Czempiński. Były szef wywiadu III RP do dziś chroni jednak metody pracy wywiadu, bo krążące o tej operacji opowieści to w dużej mierze po prostu nieprawda. Lub – w najlepszym razie – niecała prawda.

Dziś głos zabiera drugi jej uczestnik – emerytowany pułkownik polskiego wywiadu Andrzej Maronde. Po raz pierwszy opowiada o tym, jak naprawdę wyglądała, jak była dramatyczna i jak tuż przed jej zakończeniem blisko fiaska była akcja, która dała początek niezwykłemu sojuszowi oraz w dużym stopniu zmieniła bieg historii Polski.

Po raz pierwszy piszemy też o tym, że to polski wywiad dowiedział się o użyciu przez Saddama żywych tarcz w obawie przed amerykańskim odwetem. Ujawniamy też, jak polski wywiad zdobył kluczową dla skuteczności zachodnich nalotów tajną mapę Bagdadu.

1.

Pułkownik Andrzej Maronde przyjechał do Iraku w lutym 1990 r. Oficjalnie był radcą i kierownikiem wydziału konsularnego ambasady, nieoficjalnie – nowym rezydentem wywiadu polskiego.

Wcześniej pracował w Kairze, Kopenhadze i Nowym Jorku. Po 36 latach w służbie miała to być jego ostatnia placówka. Pułkownik Maronde dobijał do sześćdziesiątki, nie oczekiwał, że będzie rezydentem jeszcze gdziekolwiek.

W Warszawie działały wciąż stare struktury wywiadu, jego oficerowie czekali na zmiany, na weryfikację, na nowe państwo. Maronde jechał do Bagdadu z innymi zadaniami niż jego poprzednicy w Iraku i w Kuwejcie (który podlegał ambasadzie w Bagdadzie). Zmieniał się świat i wszystko stawało na głowie – dawni sojusznicy okazywali się wrogami, ale dawni wrogowie jeszcze nie byli sojusznikami.

W kwietniu, w czasie świąt Wielkiej Nocy, jeden z informatorów polskiego wywiadu w Kuwejcie doniósł, że pracownicy tamtejszych zachodnich koncernów wyjeżdżają do domu w większej niż zwykle liczbie. Sam w sobie ten sygnał nie musiał oznaczać niczego specjalnego, ale wkrótce okazało się, że również Rosjanie zmieniają stare przyzwyczajenia – zamiast sprowadzać na wakacje rodziny ze Związku Radzieckiego, raczej sami wyjeżdżają do domu. Liczba zagranicznych pracowników w Iraku i Kuwejcie zaczęła spadać. Czy Rosjanie wiedzieli o czymś, o czym nie wiedzieli Polacy?

Zanim raport o tych dziwnych zdarzeniach dotarł do centrali, w Warszawie był już maj – trwały reorganizacja i budowa służb specjalnych nowej Polski. Nikt nie miał głowy do analizowania sygnałów z Iraku. Raport przepadł w jakiejś szufladzie.

W lipcu 1990 r. prawie pół irackiej armii znalazło się, pułk po pułku, w południowej części kraju. Dyplomaci w Bagdadzie zaczęli plotkować, że Saddam Husajn przygotowuje jakąś awanturę. Przebywający w stolicy Iraku od wielu lat dyplomaci państw arabskich lekceważyli jednak sprawę – Saddam regularnie urządzał pokazy siły, by zmusić władze Kuwejtu, sztucznie oddzielanego przez Europejczyków od Iraku, do przekazania mu części wpływów z produkcji ropy. Kończyło się zawsze na niczym, wojny nikt się nie spodziewał.

Na dodatek pod koniec lipca ambasador USA w Iraku April Glaspie spotkała się z Saddamem, który zapewnił ją, że ruchy wojsk nie oznaczają niczego poza właśnie pokazem siły. Glaspie pojechała na urlop do USA, a uspokojeni dyplomaci zaczęli planować wakacje. Polska ambasada w Bagdadzie też zapadła w letni sen – miesiąc wcześniej ostatni PRL-owski ambasador wrócił do kraju, na czele ambasady stał Maronde jako chargé d'affaires. Nowy ambasador miał dopiero przylecieć.

Tydzień później iracka armia zaatakowała Kuwejt i zajęła ten kraj w ciągu kilkunastu godzin. W nocy z 1 na 2 sierpnia Marondego obudził telefon od pracownika jednej z polskich firm w Basrze: – Ruszyli! Pojechali do Kuwejtu!

Inwazja na Kuwejt totalnie zaskoczyła Zachód. Od tego momentu wszyscy dyplomaci i oficerowie wywiadów, którzy jeszcze nie zdążyli wyjechać z Iraku i Kuwejtu do domów na wakacje, znaleźli się w środku dramatycznego kryzysu dyplomatycznego i militarnego.


2.

Irakijczycy byli upojeni blitzkriegiem Saddama i prawie bezkrwawym zwycięstwem nad Kuwejtem. – W Iraku, w którym nie było dotąd niczego, nagle w sklepach i na targowiskach pojawiło się wszystko – opowiada żona płk. Marondego.

– Wszystko kradli w Kuwejcie i zwozili do Iraku.

Wróciły tam nawet irackie arbuzy, których najlepsze odmiany były eksportowane właśnie do Kuwejtu.

W pierwszych tygodniach po inwazji najważniejszym zadaniem kilku pozostających w Bagdadzie pracowników polskiej ambasady była ewakuacja 700 pracowników polskich firm i ich rodzin z Kuwejtu. W sumie do września z Iraku i Kuwejtu wyjechało każdą możliwą drogą 3,5 tys. polskich pracowników, ich rodzin oraz Polek i dzieci, które mieszkały z irackimi mężami.

Po pierwszym momencie euforii irackie władze zaczęły przygotowywać się na starcie z Zachodem. ONZ potępił Saddama, Amerykanie grozili użyciem siły. Pod koniec sierpnia dobry znajomy Marondego, wysoki rangą urzędnik rządzącej partii Baas, w rozmowie z nim napomknął, że Saddam nie boi się odwetu militarnego, bo ma żywe tarcze.

– Powiem szczerze, że w pierwszej chwili nie zrozumiałem, jakie żywe tarcze – opowiada pułkownik.

– Nie znasz historii wojen na Bliskim Wschodzie? – zapytał jego rozmówca. – Mamy zakładników, obywateli krajów zachodnich, rozmieszczonych w najważniejszych miejscach. Niech nas bombardują.

Maronde poprosił o informacje polskich pracowników, wspomagających Irakijczyków na niemal każdej z kluczowych budów i w większości strategicznych fabryk, chociażby w bagdadzkiej elektrowni. Przed wojną w Iraku pracowało 5 tys. Polaków, działało kilkadziesiąt firm, m.in. Mostostal, Budimex, Dromex, Naftobudowa, Bumar czy Państwowa Agencja Atomistyki.

Polacy natychmiast donieśli o dziwnych grupach cudzoziemców przetrzymywanych na terenie ich fabryk. Ludzie ci byli więzieni z dala od innych i pilnowani przez wojsko oraz iracką służbę bezpieczeństwa. Co więcej – polscy pracownicy zdołali z nimi nawiązać kontakt, używając metod znanych z najstarszych powieści szpiegowskich, np. zostawiając im informacje w pudełkach od zapałek porzuconych pod drzewem na drodze spacerów zakładników do stołówki.

W ten sposób polski wywiad, jako pierwszy w Iraku, nie tylko dowiedział się o istnieniu żywych tarcz, ale także ustalił ich miejsca przetrzymywania, w dużej części także ich narodowość i nazwiska. Polacy nawet potrafili podtrzymać ich na duchu, przekazując im wiadomości od rodzin na Zachodzie.

Wiadomość o żywych tarczach trafiła do Warszawy, a stamtąd dalej – do nowych sojuszników. Na Irakijczyków spadło powszechne oburzenie, nawet arabskich sąsiadów. Sprawa stała się tak głośna, a nacisk na Saddama tak silny, że wreszcie musiał ich zwolnić. Żywe tarcze nigdy nie odegrały swej roli.


3.

W pierwszej połowie września centrala zapytała rezydenturę w stolicy Iraku, czy mamy jakąkolwiek możliwość dotarcia do mapy Bagdadu.

Nie chodziło o zwykłą mapę, ale o wielopoziomową, supertajną mapę Bagdadu przygotowaną w jednym egzemplarzu dla władz irackich przez grupę polskich kartografów. Zawierała ona wszystko – od kanalizacji po obiekty wojska i tajnych służb. Dla Pentagonu szykującego plany nalotów taka mapa była niezastąpiona.

Pułkownik Maronde spotkał się z szefem polskiego campusu, gdzie akurat kończyli pracę polscy kartografowie. Mapy nie mieli. Posiadali za to 60 kg szkiców i danych, na podstawie których ją przygotowali. Irakijczycy pilnowali jej, by nie wykonywano kopii. Jednak kompletnie zlekceważyli materiały, na podstawie których mapa została wykonana.

Trzy worki, każdy ważący 20 kg, przyjechały do ambasady. Przywiózł je z biura kartografów ppłk Kazimierz Szapował, nieżyjący już oficer wywiadu, który z wykształcenia był arabistą, co bardzo przydało się placówce w następnych tygodniach.

Nie znasz historii wojen na bliskim wschodzie? mamy zakładników, żywe tarcze, rozmieszczone w najważniejszych obiektach. Niech nas bombardują.

Worki wyleciały do Warszawy na pokładzie czarterowego samolotu LOT. Oficjalnie – bo trzeba było wywieźć do kraju grupę chorujących polskich pracowników. Irakijczycy wydali specjalną zgodę na ten lot tylko dlatego, że na pokładzie samolotu znalazło się miejsce dla bliskiego krewnego wicepremiera i szefa irackiej dyplomacji Tariqa Aziza.

Chłopak studiował przed inwazją na uniwersytecie w Krakowie. Do domu wrócił na wakacje i tu zastała go wojna. Uniknął poboru do wojska dzięki swemu krewnemu, ale rodzina chciała go jeszcze na wszelki wypadek wywieźć z kraju. I dzięki niemu mapa Bagdadu trafiła do Polski, a stąd do Amerykanów.

– Gdy w styczniu 1991 r. Amerykanie bombardowali Bagdad, wszystkie bomby spadały precyzyjnie na budynki rządu, wojska i bezpieki – opowiada Maronde. Biskup Marian Oleś, wówczas nuncjusz papieski w Iraku, opowiadał później, że Amerykanie zrównali z ziemią znajdujący się tuż obok nuncjatury budynek wojska. W watykańskiej ambasadzie wypadły tylko szyby z okien.

4.

Amerykańska ambasador w Iraku została zapewniona przez Saddama, że wojny w Iraku nie będzie. Jednak CIA mu nie ufała. Latem 1990 r. w Kuwejcie, w pobliżu granicy z Irakiem, pojawiło się sześciu oficerów CIA oraz dwóch innych służb wywiadowczych USA. Ich zadaniem było śledzenie, przy użyciu nowoczesnego sprzętu nasłuchowego, ruchów wojsk irackich po drugiej stronie granicy.

Gdy Saddam wszedł do Kuwejtu, Amerykanie znaleźli się w pułapce. Irakijczycy na szczęście nie wiedzieli o ich istnieniu. Na własną rękę przedostali się do Bagdadu i tu mieli czekać na nadarzającą się sposobność wyjazdu z Iraku.

Problem w tym, że takich możliwości ambasada USA nie miała. Śledzeni nieustannie przez Irakijczyków dyplomaci nie mogli nawet spotkać się z sześcioma oficerami. Udzielenia im pomocy odmówili kolejno Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Dopiero Polacy się zgodzili.

Kierownictwo UOP w Warszawie słusznie uważało, że ewakuacja Amerykanów otworzy drogę sojuszowi obu służb. Polscy politycy postrzegali to także jako pierwszy krok na drodze naszego kraju do NATO. Chodziło o najlepiej pojęty polski interes stanu.

Placówka polskiego wywiadu w Bagdadzie nie miała jeszcze o tym pojęcia. W drugiej połowie września płk Maronde dostawał coraz więcej próśb z centrali o wyjaśnienie procedur wyjazdowych z Iraku dla cudzoziemców. A Irakijczycy robili już wówczas wszystko, by obcokrajowcy wyjeżdżać nie mogli. – Każdego dnia rosła liczba idiotycznych zarządzeń i rozporządzeń w sprawie procedur wyjazdowych – opowiada były polski rezydent.

Wreszcie, w depeszy skierowanej wyłącznie do rezydenta, centrala ujawniła: trzeba będzie wywieźć kilku oficerów amerykańskiego wywiadu, którzy z Kuwejtu przedostali się do Bagdadu. – Złapałem się za głowę. To wydawało mi się po prostu niewykonalne – opowiada Maronde. – Jeśli będzie wsypa, to co się stanie z moją rodziną, współpracownikami i tysiącem Polaków, którzy nadal mieszkali w Iraku i nadal traktowani byli przez Irakijczyków jako przyjaciele?

Rozkaz był jednak rozkazem. W placówce polskiego wywiadu w Bagdadzie nikt oczywiście nie wiedział, że centrala wierzy, iż udana akcja otworzy nam drogę do sojuszu z Amerykanami, a w dalszej perspektywie – do wejścia do NATO.

Szczegóły akcji po polskiej stronie znał tylko nadzorujący akcję z Warszawy płk Gromosław Czempiński. Pod fałszywym nazwiskiem Czempiński przyleciał LOT-owskim czarterem do Bagdadu 13 października 1990 r. jako nowy pracownik polskiej ambasady. Jan, bo takie miał imię w paszporcie dyplomatycznym, oficjalnie towarzyszył nowemu polskiemu ambasadorowi Krzysztofowi Płomińskiemu.

Tuż po przylocie Czempiński i Maronde poszli na spacer. Ambasada RP była naszpikowana podsłuchami. – Niczego poważnego tam się nie załatwiało – opowiada płk Maronde.

Podczas spaceru Czempiński przedstawił rezydentowi plan ewakuacji. Akcja nigdy nie dostała, przynajmniej na miejscu, w Bagdadzie, żadnego kryptonimu. – Mówiliśmy po prostu o „ewakuacji". Tak jak w przypadku polskich obywateli wyjeżdżających z Iraku.

Czempiński nie pozostawił złudzeń – sprawa była polityczna, w podjęcie decyzji zaangażowane były najwyższe władze państwowe. Akcję po prostu trzeba było przeprowadzić, bez względu na ryzyko.


5.

Dwa dni po przyjeździe, na jednej z ulic Bagdadu, Czempiński spotkał się z jednym z sześciu ukrywających się Amerykanów. Ponieważ w świecie wywiadów cała wiedza jest przekazywana tylko wówczas, gdy jest to niezbędne, ani Czempiński, ani Maronde nie wiedzieli, gdzie ukrywają się Amerykanie lub jak dotarli do Bagdadu.

Prawdopodobnie skorzystali z pomocy irackich współpracowników CIA. Przypuszczalnie mieszkali w prywatnych mieszkaniach Irakijczyków. Nie wiemy, jak kontaktowali się ze swoimi, a musieli to robić, bo ktoś przekazał im informacje o miejscu i czasie spotkania z Czempińskim.

– To miejsce też wyznaczyli świetnie... – śmieje się Maronde. – 300 m w linii prostej od lokalnej siedziby tajnej policji. No, ale pod latarnią jest zawsze najciemniej.

Amerykanie byli w kiepskim stanie – zmęczeni, wystraszeni, wręcz załamani swoją sytuacją. Datę ewakuacji wszystkich sześciu Amerykanów Czempiński i Maronde ustalili więc jak najszybciej, na 25 października.

Do tego czasu trzeba było jednak wykonać ogrom pracy. I nadal nie było jasne, czy ewakuacja w ogóle jest możliwa.

6.

Najważniejsze pytanie: którędy wywieźć Amerykanów? Samolot nie wchodził w grę, bo nie dałoby się wprowadzić na pokład sześciu ludzi bez wiedzy i zgody irackich tajnych służb. Granica z Jordanią też była pilnie strzeżona. Jedyne inne czynne przejście graniczne było z Turcją, na północ od Mosulu. W jedną stronę ponad 500 km, w tym 180 km przez niespokojny iracki Kurdystan.

Czempiński, który nie znał Iraku, potrzebował pomocy. Maronde wskazał mu Gienka z jednej z polskich firm w Bagdadzie. – Ufałem mu stuprocentowo – opowiada Maronde. – Wziąłem go pod rękę i zaprowadziłem na dach ambasady. Tam, obok wylotu powietrza z huczącego klimatyzatora, z dala od irackich mikrofonów, czekał na niego Czempiński.

Razem z nim do Bagdadu przyleciały nowiutkie polskie paszporty dla sześciu Amerykanów (strony dwóch z nich pokazujemy na początku tekstu – przyp. red.). Ku zaskoczeniu polskich oficerów okazało się, że w paszportach nie ma irackich wiz wyjazdowych, bez których Amerykanie nie mogli oficjalnie przejść granicy. – To była katastrofa! – mówi Maronde. – Skąd wziąć te wizy? Bez nich cały plan się sypie!

Irak był wówczas jednym z najlepiej skomputeryzowanych krajów na świecie. Zachodnie koncerny zbudowały tajnej policji sieć, która funkcjonowała na każdym punkcie kontrolnym na autostradach. Te wizy musiały być nie tylko w paszportach, lecz także w systemie komputerowym po to, by przy żadnej kontroli nikt nie nabrał podejrzeń.

I tu przydał się wysoki wzrost Czempińskiego oraz jego zabójczy wąs. – Za Czempińskim Arabki, wstydliwe i skromne, oglądały się na ulicy w Bagdadzie – przyznaje Maronde. – Zwracał uwagę wzrostem, był szarmancki, obyty.

Trzy dni przed planowaną ewakuacją polski wywiad dowiedział się, że jeden z polskich pracowników „ma dobry kontakt" z Irakijką, która albo sama zajmuje wysokie stanowisko w tajnej policji, albo ma tam bardzo bliskiego krewnego. Jej nazwiska ani Maronde, ani Czempiński nie ujawniają do dziś – kobieta być może nadal mieszka w Iraku.

22 października polski pracownik poznał Czempińskiego z ową 30-letnią kobietą na przyjęciu w polskim campusie pod Bagdadem. Wieczorem tego samego dnia Czempiński zabrał z ambasady paszporty – kobieta powiedziała, że załatwi wizy wyjazdowe. Jak Czempiński ją przekonał – tego nie zdradził.

Następnego dnia wizy były już jednak w paszportach. Znalazły się też w systemie komputerowym, więc były absolutnie legalne i bezpieczne. W drodze wyjazdowej z Iraku wizy były sprawdzane na punktach kontrolnych kilka razy i za każdym razem zostały uznane za prawdziwe.

7.

24 października o godz. 19 Czempiński i Kazimierz Szapował dwoma samochodami w umówionym miejscu w Bagdadzie zabrali z ulicy sześciu Amerykanów, którzy zeszli się w jedno miejsce z różnych kryjówek. – To już była gra va banque – przyznaje Maronde.

Trasa – z punktu zbiórki do campusu pod Bagdadem – została ułożona tak, by jadący trzecim autem Maronde mógł sprawdzić, czy ktoś ich śledzi. Nie śledził. Irakijczycy nie mieli pojęcia, co się dzieje pod ich nosem. Amerykanie dojechali do campusu i tam spędzili swą ostatnią noc w Iraku.

Maronde wrócił do ambasady i tu czekało go zaskoczenie – z centrali przyszła depesza zabraniająca Czempińskiemu wzięcia udziału w ewakuacji Amerykanów. Warszawa bała się konsekwencji politycznych wpadki polskiego dyplomaty z oficerami amerykańskiego wywiadu.

Przełożeni Czempińskiego byliby bardziej przerażeni, gdyby wiedzieli, że ten nie zamierza jechać do Turcji z paszportem dyplomatycznym. Dopiero bowiem po przylocie Maronde wyjaśnił mu, że Irakijczycy nie pozwalają dyplomatom opuszczać Bagdadu poza wycieczką do Babilonu, z czego Czempiński skorzystał (zobacz zdjęcie). Paradoksalnie po Iraku można było jeździć na podstawie zwykłego paszportu pracowniczego, nie zaś dyplomatycznego. Czempiński miał więc jechać z prawdziwym paszportem należącym do Polaka pracującego w jednym z zachodnich koncernów w Iraku. Człowiek ów oddał dokument ambasadzie RP z prośbą o jego przedłużenie. Żona rezydenta polskiego wywiadu kobiecym okiem uznała, że Czempiński jest do niego wystarczająco podobny. Człowiek ten do dziś nie wie, do czego została użyta jego tożsamość.

– Było jasne, że jeśli Czempiński nie pojedzie, to nie będzie akcji – mówi Maronde. – Co ty byś zrobił na moim miejscu? – spytał Czempiński. – To ty podejmujesz decyzję, ale ja bym jechał – odparł Maronde.

8.

25 października o godz. 4 rano ruszyli dwoma toyotami polskich firm. Pierwszą prowadził Gienek, drugą Jurek, pracownik polskiej firmy w Iraku, poproszony w ostatniej chwili o pomoc. Z Jurkiem siedział Czempiński. W każdym aucie z tyłu jechało trzech Amerykanów.

Maronde, który kierował ambasadą jako chargé d'affaires, musiał zostać w Bagdadzie. Dopiero o godz. 16 z Warszawy nadeszła depesza gratulacyjna – Amerykanie bezpiecznie przeszli przez most graniczny, po drugiej stronie czekali na nich Polacy, którzy wsadzili ich w samolot do Warszawy.

Amerykanie do ostatniej chwili byli przekonani, że są bliscy wpadki. W polskich mediach regularnie ukazują się doniesienia o tym, że obywatele USA zostali spici alkoholem, bo na przejściu granicznym pracował iracki oficer świetnie znający język polski. – Prawda jest jednak taka, że Amerykanie byli tak zdenerwowani, że alkohol zadziałał dopiero po drugiej stronie granicy – opowiada Maronde.

Przez most mieli przejść spokojnym krokiem, by nie budzić podejrzeń. Tak blisko wolności byli jednak tak przejęci, że „na moście pobili rekord świata w sprincie". Na szczęście bez konsekwencji.

Czempiński, Gienek i Jurek bez problemów wrócili do Bagdadu. Kilkanaście dni później Czempiński, jako Janek, wyleciał z Bagdadu na podstawie paszportu dyplomatycznego.


9.

Działania polskiego wywiadu w Iraku – od informacji o żywych tarczach, przez zdobycie mapy Bagdadu, po wywiezienie Amerykanów – otworzyły Polakom drogę do sojuszu z USA. Ani Pentagon, ani CIA, ani Biały Dom nie zapomniały o długu wdzięczności – rząd USA umorzył Polsce znaczną część długu z czasów PRL.

Jeszcze pod koniec lat 90., w czasie debaty o rozszerzeniu NATO, CIA dziękowała Polakom za pomoc w uratowaniu swych pracowników. Polski wywiad wykonał wówczas jeszcze kilka innych podobnych operacji dla nowych sojuszników, m.in. pomagając w ewakuacji kilku oficerów wywiadu brytyjskiego. Otwierał się nowy świat, który prowadził nas prosto do NATO, a później do Unii Europejskiej.

Irakijczycy nigdy nie wpadli na ślad tej akcji. Rok później informacja o ewakuacji ukazała się jednak w jednej z amerykańskich gazet, a zięć Saddama w maju 1991 r. wspomniał na poufnej naradzie dyrektorów irackich fabryk, że „najbardziej zdradzali nas w czasie wojny przyjaciele, na przykład Polacy, którzy pomagali Amerykanom". Na szczęście ani uczestników tamtej akcji, ani innych Polaków nigdy nie spotkały z tego powodu żadne represje.

http://www.rp.pl/artykul/927349.html

Berlin

Tocha1991 • 2013-05-22, 09:00
22
Oto 5 minutowy filmik zrobiony przez Rosjan pokazujący Berlin tuż po zakończeniu działań wojennych


Uliczni dentyści

LeweOkoSaurona • 2013-05-21, 20:07
15
Jakość usług i estetyka dla Europejskich mieszkańców jest po prostu niewiarygodna. Wykonywane w średniowiecznych warunkach zabiegi nie budzą żadnych wątpliwości wśród niewykształconych mieszkańców Indii, Pakistanu czy Chin. Poddają się oni wszelakim pseudo-lekarzom aby tylko pozbyć się kłopotów związanych z uzębieniem, a przede wszystkim tego jednego z największych bólów - bólu zęba. Uliczni dentyści w krajach gdzie większość społeczeństwa dotknięta jest biedą, są jedynym rozwiązaniem dla cierpiących mieszkańców. Dostęp do opieki medycznej jest bardzo trudny. Np. w Pakistanie, gdzie żyje 155 ml ludzi dentystów jest 6800 - to pięciokrotnie mniej niż w 38 milionowej Polsce. Dla porównania koszt usługi w gabinecie to ok. 20 zł a na ulicy od 20 gr do 8 zł.

Takie praktyki budzą grozę wśród organizacji zdrowotnych, które alarmują o zagrożeniach. Dochodzi do częstych zakażeń HIV i wirusowego zapalenia wątroby, gdyż pacjenci leczeni są narzędziami, które "sterylizuje" się przy użycia wiadra z wodą i mydła. Uliczni dentyści twierdzą, że robią swoje a reszta jest w rękach Allacha.













kradzione z hcfor
45
Dawno temu wysmarowałem taki komentarz może kogoś zainteresuje bo ludzie szybko zapominają więc chyba temat wart przypomnienia. :hitler:
==========================================

Nie wierzcie żadnej Korporacji - dla nich liczą się jedynie realizacje planów/kasa a nie człowiek.

Nie zapomnijmy, że firma Bayer:
- jako pierwsza była masowym producentem heroiny , która była używana jako środek przeciwbólowy i lek na kaszel
- w IG Farben (wywodzącej się z firmy Bayer) wytwarzano gaz Cyklon B stosowany w komorach gazowych podczas II Wojny Światowej
- sprawę szczepionek już pominę... chociaż sporo ludzi ucierpiało

Wiele dzisiejszych korporacji w czasach cierpienia Ludzi na Świecie podczas II wojny Światowej budowało swoje kapitały m.in.:

BMW
Pochodzący z Bawarii koncern motoryzacyjny znajduje się dziś w czołówce producentów luksusowych samochodów. W czasie II wojny światowej, BMW zajmowało się produkcją silników dla Luftwaffe, a także wyposażonych w doczepiany kosz motocykli. Do 1940 r. BMW zajmowało się także produkcją wojskowych samochodów.

Przez długi czas, aby podołać zapotrzebowaniu nazistów na sprzęt, bawarskie zakłady zatrudniały także m.in. więźniów z obozów koncentracyjnych oraz pracowników przymusowych.

Bayer
Znane na całym świecie przedsiębiorstwo trudniące się produkcją leków. W 1925 r., dyrektor firmy Bayer, powołał do życia koncern chemiczny IG Farben. Bayer był jednym z podmiotów wchodzących w skład IG Farben.

W czasie II wojny światowej, firma zajmowała się produkcją Cyklonu B - substancji, która w obozach zagłady stosowana była do uśmiercania więźniów.

Ingvar Kamprad - twórca firmy IKEA
Pochodzący ze Szwecji miliarder Ingvar Kamprad znany jest przede wszystkim jako założyciel giganta branży meblarskiej. Ojciec powstałej w 1943 r. firmy, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, kontaktował się z nazistowskim ruchem o nazwie Nysvenska Rďż˝relsen.

Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się także książka, której autorka podjęła się analizy dokumentów szwedzkiej służby bezpieczeństwa. Wynika z niej, że Kamprad należał także do partii nazistowskiej Svensk Socialistisk Samling. Twórca firmy IKEA wielokrotnie podkreślał, że wstydzi się swojej przeszłości, a swoje poczynania z tamtego okresu nazwał "błędem młodości".

General Electric
Jedno z największych przedsiębiorstw na świecie. Działająca od końca XIX wieku firma zajmuje się dziś m.in. produkcją sprzętu AGD, silników lotniczych czy sprzętu medycznego. Prężnie działa także w bankowości. W czasie II wojny światowej, koncern nabył udziały w koncernie Siemens, który wykorzystywał do pracy pracowników przymusowych.

Po zakończeniu II wojny światowej, firma GE została oskarżona o współpracę z firmą Krupp. Oba te koncerny, w czasie, kiedy trwały działania zbrojne, sztucznie zawyżały koszty węgliku wolframu wykorzystywanego do obróbki metali. Praktyka ta znacznie zawyżyła koszty produkcji zbrojeń przez aliantów, co przełożyło się na wzrost środków niezbędnych do pokonania nazistów. W tym samym czasie, GE pomagało Hitlerowi w finansowaniu zbrojeń.

Siemens
Gigant branży telekomunikacyjnej i energetycznej. W czasie II wojny światowej był jednym z kluczowych przedsiębiorstw wykorzystywanych przez nazistów do realizacji zadań około militarnych.

Jednym ze zleceń wykonywanych przez firmę Siemens była budowa pocisków V1 oraz V2. Aby osiągnąć wytyczone przez nazistów cele, koncern na wielką skalę angażował w proces produkcyjny pracowników przymusowych. To właśnie Siemens pracował nad projektami krematoriów, m.in. w obozie Auschwitz Birkenau, i zajmował się montażem urządzeń gazowych.

Hugo Boss
Firma, która w świecie mody jest dziś wyznacznikiem dobrego smaku, w czasie II wojny światowej wykorzystywała pracowników przymusowych do szycia mundurów dla nazistów. Dużą część wykorzystywanej przez koncern siły roboczej, stanowili Polacy i Francuzi.

IBM produkowało maszyny do tatuowania ludzi w Auschwitz http://www.ibmandtheholocaust.com/

ponadto do listy należy dpoisać firmy AGFA(częśc IG Farben), VW i kto tam wie jeszcze.

Dlatego właśnie nie cierpię korporacji jakichkolwiek: Microsoft, Coca-Cola, Wal-Mart, I.G. Farben, BASF, Bayer, Enron, Apple, AIG, Citibank - można wymieniać chyba bez końca. Nie ma między nimi praktycznie żadnej różnicy. Mają jednak jedną wspólną cechę "$ w spojrzeniu".

Linki do wykorzystanych treści:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bayer_AG
http://www.polskapartiana...d=216&Itemid=46
http://niewiarygodne.pl/g...riazdjecie.htmlhttp://www.ibmandtheholocaust.com/
http://www.ibmandtheholocaust.com/





Wiktor Schauberger

Go...........Fr • 2013-05-21, 19:09
9
Wiktor Schauberger – wynalazca technologii implozji, rozwijał własne teorie na bazie "wirów w płynach". W czasie II wojny światowej zatrudniony przez nazistów do budowy maszyn latających. Jakkolwiek kilka z jego prac zostało potwierdzonych przez naukę, większa ich część jest uznawana za pseudonaukę.

Jego niekonwencjonalne pomysły

Patenty

Wszystkie patenty załączone poniżej są austriackie. Schauberger zdobył także ochronę patentową w innych państwach.
113487 – Konstrukcja do tworzenia dzikich strumyków i regulacji przepływu
117749 – Turbina odrzutowa
122144 – Sztuczny kanał dla transportowania
134543 – Warunki wody w przewodnikach i kanałach
136214 – Instalacja i poprawa przepływu w przewodnikach kanałowych
138296 – Warunki wody
142032 – Konstrukcja do fabrykacji wody użytkowej
145141 – Turbina wiatrowa
146141 – Przebieg i sprzęt do atomowej transformacji "Droppable Liquids" lub lotnych substancji
166644 – Pług
196680 – Przewody dla lotnego medium i przepływu
Część wzięta z Wikipedii
Filmy z Youtube (PO NIEMIECKU :piwo: )
X