18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Napęd wysokociśnieniowy V-3

Jagzzie • 2013-07-22, 15:04
20
V3 – jedna z trzech niemieckich broni odwetowych (niem. Vergeltungswaffe), zaprojektowanych podobnie jak latająca bomba V-1 i rakieta V-2 w okresie II wojny światowej, jednakże w odróżnieniu od V-1 i V-2, V-3 nie była rodzajem pocisku kierowanego, lecz działem, w którym prędkość pociskowi nadawały eksplozje, wywoływane kolejno w miarę poruszania się ładunku wewnątrz lufy.
Niekiedy mianem V-3 określane są błędnie pociski Wasserfall lub nigdy nie ukończone kontynuacje projektu V-2

Wyrzutnia w 1942 roku

Prace rozpoczęto w 1943 roku w Hillersleben koło Magdeburga oraz w Zalesiu na południe od Międzyzdrojów na wyspie Wolin, gdzie zainstalowano trzy działa V-3.
na wyspie Wolin pozostały betonowe konstrukcje, stanowiące podpory dział, oraz bunkry. Wewnątrz składu rakiet urządzone zostało muzeum broni V-3.






Technologiczną innowacją było zastosowanie wielu ładunków napędzających, rozmieszczonych wzdłuż lufy, które eksplodując zaraz po minięciu ich przez pocisk zapewniały dodatkowe przyspieszenie. Z uwagi na dogodność i łatwość użycia, zamiast materiałów wybuchowych wykorzystano silniczki rakietowe, rozmieszczone symetrycznie parami, pod niskim kątem (poniżej 30°) względem lufy. Z takim układem urządzenia wiążą się niemieckie kryptonimy Hochdruckpumpe (Pompa Wysokociśnieniowa) i Tausendfüßler (Stonoga).


Budowa Baterii


Prędkość wylotowa pocisku miała wynosić 1 500 m/s przy zasięgu 165 km. Bateria 25 dział miała być w stanie oddać 300 strzałów na godzinę.

Przekrój bunkra w którym zandjowały sie wyrzutnie


Docelowa bateria została zlokalizowana w dużym podziemnym kompleksie w Mimoyecques, niedaleko Calais we Francji. W skład kompleksu V-3 w Mimoyecques miały wchodzić dwa bunkry, z 25 działami 150 mm każdy, pogrupowanymi w 5 szybach po 5. Masa pocisku wynosiła 140 kg. Z powodu braków zaopatrzeniowych zawieszono jednak budowę jednego z bunkrów.
Kompleks został zniszczony 6 lipca 1944 roku.



Program V-3 kontynuowano przy pomocy dwóch mniejszych (długość lufy 45 m) dział zlokalizowanych w Lampaden, 13 km na południowy wschód od Trewiru w Niemczech. Od 30 grudnia 1944 do 22 lutego 1945 wystrzelono około 183 pocisków w kierunku Luksemburga (odległość 43 km), przy bardzo niewielkiej skuteczności: śmierć poniosło 10 cywilów, a 35 zostało rannych. Wkrótce po wystrzeleniu ostatniego pocisku zdemontowana broń wraz ze stanowiskiem strzelniczym wpadła w ręce Amerykanów, którzy po wywiezieniu jej do USA przeprowadzali testy i oceniali skuteczność na poligonie Aberdeen. Zezłomowana w 1948.

Detroit: lewicowa utopia

Sylarr • 2013-07-21, 17:13
24


Nie tak dawno temu było o tym w tym temacie.
http://www.sadistic.pl/detroit-czarne-miasto-upadlo-vt215920.htm

Ludzie u władzy ciągle chcą wszystkim sterować najczęściej z takim rezultatem jak na tym filmie. Niestety bywa też gorzej. W innych częściach świata miliony ludzi zostało wymordowanych w imię budowy lepszego świata i niestety nic nie zapowiada by w przyszłości nie miało więcej osób zginąć. Warto wspomnieć ze za tymi rzeziami stoją ludzie o ideologii ateistycznej. Detroit jest kompromitującym przykładem ingerencji państwa mimo tych faktów lewacy żądają jeszcze większej władzy by móc sterować życiem każdej rodziny i każdego człowieka. Mamy coraz mniej praw a coraz więcej podatków i zakazów.

Pretorianie

Pan_Marszałek • 2013-07-21, 13:05
39
Ciąg dalszy artykułu o pretorianach. Poprzedni temat: http://www.sadistic.pl/pretorianie-vt216268.htm . Miłej lektury :-D

Pretorianie w Wiecznym Mieście

August utworzył dziewięć kohort liczących początkowo ok. 5000 żołnierzy, ich liczba jednak szybko dwukrotnie wzrosła, by osiągnąć z czasem poziom kilkunastu tysięcy. Wojownicy ci podlegali surowym regulaminom. Z przyczyn bezpieczeństwa w samym Wielkim Mieście nie wolno było przebywać żadnemu uzbrojonemu żołnierzowi, ale dla swojej straży przybocznej cesarz August wystarał się o specjalne pozwolenie, dzięki któremu w Rzymie mogło znajdować się maksymalnie 1500 pretorianów jednocześnie. Warunek: nie wolno im było nosić zbroi ani pokazywać się w dużych grypach.


100- procentowa osłona
Rzymianie opracowali formacje bojowe, które uczyniły z ich wojska najskuteczniejszą armię ówczesnego świata. Na zdjęciu widać testudo (żółwia) - wszystkich (najczęściej 27) legionistów przed strzałami i oszczepami chroniły uniesione tarcze.

Tajne służby Rzymu

Do śmierci Augusta to właśnie te reguły pozwalały utrzymać gwardię pretoriańską w ryzach - a jednocześnie stwarzał jej okazję do tworzenia w spokoju rozległej tajnej siatki. Jako jedyna formacja zbrojna w Rzymie pretorianie mieli swobodny dostęp do pałacu cesarza - towarzyszyli władcy na każdym kroku, byli obecni podczas pertraktacji, wiedzieli, kiedy, gdzie i z kim się spotyka. W ciągu kilku lat struktura gwardii zaczęła przypominać siatkę znanych nam współcześnie agencji wywiadowczych. Pretorianie rekrutowali z własnych szeregów całe zastępy szpiegów i nic, co działo się w Rzymie, nie było dla nich tajemnicą. Znali najmroczniejsze sekrety każdego, kto był aktywny politycznie lub miał powiązania z wojskiem. Zdobyte informacje spływały do prefekta pretorianów, przywódcy gwardii. Zdarzało się, że prefektów było dwóch, a nawet trzech, aby również po zamachu na dowódcę zapewnić realizację swych planów. Gwardia szybko bowiem przestała jedynie stać na straży interesów cesarza. Dążyła do osiągnięcia własnego celu: sprawowania kontroli nad władcami imperium. Umiejętnie wykorzystywała przy tym swoją wiedzę i pozycje. Za pomocą gróźb, szantażu, zniesławienia oraz skrytobójstwa (brzmi znajomo :roll: ) forsowała polityczne decyzje, które gwarantowały jej coraz większą swobodę.


Do ataku, marsz!
Klin był jedną z najczęściej stosowanych formacji ofensywnych: grupa ustawiona w kształt trójkąta z jednym żołnierzem na przodzie nacierała na linię nieprzyjaciela, przełamywała jego szyki i utrudniała mu walkę wręcz.


Wróg u bram

Swoje pierwsze wielkie zwycięstwo pretorianie odnieśli w 14 roku n.e., krótko po śmierci twórcy oddziału i pierwszego cesarza, Augusta. Jego następca, Tyberiusz, pod ogromną presją prefekta gwardii zarządził utworzenie tylko jednego dużego obozu - Castra Praetoria - tuż u bram Rzymu. Tym samym ziścił się największy koszmar Augusta: z dnia na dzień władca imperium okazał się zdany na łaskę elitarnej formacji wojskowej, która odtąd miała niemal nieograniczony wstęp w mury miasta. A pretorianie nie marnowali czasu: już cztery lata później Sejan wykorzystał wyjazd cesarza na Capri i przejął wszystkie sprawy państwowe. Dzień swych urodzin ustanowił świętem i pozwalał się czcić publicznie jako faktyczny władca. Makron, następca Sejana, wymusił na senacie ogłoszenie cesarze opowiadającego się za militaryzmem Kaliguli i tym sposobem podarował imperium jedne z najokrutniejszych rządów wszech czasów. Po czterech latach pretorianie zamordowali Kaligulę, a jego stryja Klaudiusza - wyjątkowo hojnie zarządzającego finansami - zmusili do wstąpienia na tron. Szczyt swoich możliwości gwardia pretoriańska osiągnęła za rządów Nerona . Najpierw obowiązki głowy państwa przez wiele lat sprawował prefekt Sekstus Afraniusz Burrus, później jego następca, Ofoniusz Tygellinus ,zaczął nakłaniać szalonego władcę do szerzenia przemocy. Historycy szacują, że ponad połowa zabójstw, do których doszło z rozkazu Nerona, dokonano z woli dowódcy pretorianów. Neronowi jednak również nie udało się pozostać w łaskach gwardii. Gdy oczywisty stał się jego polityczny koniec, spowodowany coraz bardziej „ekscentrycznym” zachowaniem, prefekt Tygellinus uknuł zamach. Za jego sprawą na tron wyniesiono Galbę, po którego rocznym panowaniu w cesarską purpurę przyodział się Oton (zmusił Tygellinusa do popełnienia samobójstwa), a w korowodzie morderstw i intryg przewijali się coraz to nowi „chwilowi” cesarze oraz dowódcy ich gwardii.


Uzbrojenie:
Podczas pełnienie służby w pałacu cesarskim pretorianom nie wolno było nosić zbroi, a do Rzymu mogli wejść ubrani tylko w togę i płaszcz, który zakrywał broń. Pełen rynsztunek dozwolony był jedynie na polu walki.Porównanie


Hełmy były wykonane z lekkiego brązu. Ich wnętrze snanowiła natomiast wytrzymała na uderzenia osłona z żelaza, którą można regulować odpowiednio do rozmiaru głowy.

Broń pretorianów to przede wszystkim gladius,miecz przeznaczony do kłucia, sztylet oraz pilum - oszczep wyposażony w żelazny grot i długie drzewce, którym można zadawać ciosy.

Zbroja nie mogła być ciężka, aby nie ograniczać wojownikom swobody ruchów. Tradycyjną kolczugę zastępowano więc lżejszym pancerzem z metalowych pasów (lorica segmetata) lub łusek (lorica squamata)

Tarcze pretorianów (scutum) były prostokątne i owalne jak u legionistów. Wytwarzano je ze sklejonych warstw drewna, na które nakładano skórę.

Dlaczego tylko martwy cesarz to dobry cesarz?


- Istnieją dowody na to, że pretorianie zamordowali w sumie ośmiu cesarzy. Dwa inne zamach nie powiodły się, a można przypuszczać, że prawdziwe liczy są o wiele większe - mówi Sara Bingham. - Pretorianie również ośmiokrotnie mianowali nowych cesarzy, a trzej prefekci nawet sam ogłosili się władcami Rzymu.

Gwardia często pragnęła tylko jednego: szybkiej zmiany u sterów imperium, ponieważ obejmujący władzę nowy cesarz musiał najpierw za duże pieniądze kupić jej lojalność. Żołd tej elitarnej jednostki wzrósł od początku jej istnienia sześciokrotnie, a dodatkowe premie osiągnęły rekordowe poziomy - na każdego żołnierz przypadało w przeliczeniu 13 tysięcy złotych, a w Imperium Rzymskim był to majątek. Dla porównania: zwykły legionista zarabiał ok. 1000 złotych rocznie.

Wielomilionowa suma, którą w 193 roku Didiusz Julianus ostatecznie zapłacił za cesarską purpurę, wcale nie była czymś wyjątkowym i a dłuższą metę nie gwarantowała mu pozostania przy życiu. Prawo do tronu rościło sobie wówczas również trzech namiestników. Stanowili oni zagrożenie, na które świeżo upieczony władca zareagował podjętymi w przypływie paniki przedsięwzięciami budowlanymi. Cesarz chciał zamienić cały Rzym w twierdzę nie do zdobycia: kazał podwyższyć mury, pogłębić fosy, a do obrony miasta zaangażował nawet cyrkowe słonie. Realizację planów obronnych władca powierzył właśnie pretorianom i... był to fatalny błąd. Elitarni wojownicy dawno bowiem odwykli od pracy fizycznej, a poza tym każda wymówka była dla nich dobra, by uniknąć wykonania zadania. Prac budowlanych nigdy nie ukończono. I właśnie tak miało być, gdyż gwardia cesarska miała swoje plany: wkrótce przyłączyła się do największego rywala cesarza oraz zadbała o to, by niecałe dwa miesiące po objęciu urzędu Julianus padł ofiarą zamachu...

Domek z kart


Koniec pretorianów nastąpił dopiero po 300 latach rządów terroru. A doszło do tego wyłącznie dlatego, że snujący swoje intrygi wojskowi pierwszy raz się przeliczyli. Po śmierci cesarza Chlorusa w roku 306 gwardziści postawili na Maksencjusza. Niedoświadczony władca miał być marionetką w ich rękach, więc pretorianie jak jeden mąż dołączyli do jego oddziałów. Nie spodziewali się tylko, że na horyzoncie nagle pojawi się nowy potężny przeciwnik: syn Chlorusa, Konstantyn nazwany później Wielkim, który okrzyknięty przez swoje legiony cesarzem przygotował się do inwazji na Italię. Maksencjusz zmuszony był stanąć do decydującej bitwy przy Moście Mulwijskim . Konstantyn rozgromił jego pretoriańskie oddziały i jeszcze w tym samym roku rozwiązał gwardię. Dawnych żołnierzy elitarnej jednostki rozesłał do wszystkich zakątków Imperium Rzymskiego, zniszczył obóz u bram Rzymu i... utworzył własną gwardię przyboczną. Ta składała się wyłącznie z Germanów, Galów oraz Turków - mężczyzn, którzy byli obcymi w nieznanym sobie kraju. Z pewnością jednak wiedzieli jedno: lojalność nie jest na sprzedaż.

Jeśli dotrwaliście do końca, to gratuluje. Artykuł przepisywany ręcznie więc mogły się pojawić wszelakie błędy(za które przepraszam).

+ Bonusik w komentarzach :emo:

Wspomniany wcześniej bonusik dotyczący pretorianów:

Pretorianie XX i XXI wieku


Także współcześni władcy zatrudniają straż przyboczną - jest ona wyposażona lepiej niż zwykłe oddziały wojskowe. Poniżej prezentujemy współczesnych pretorianów z pięciu krajów (jeden dodany przeze mnie).

Amazonki Dyktatora - Libia




Libijski dyktator Muammar Kaddafi ochraniany był przez jedyną na świecie żeńską gwardię. To na tych wojowniczkach wzorowali się twórcy filmów o Bondzie, tworząc postacie kobiet świetnie walczących wręcz i za pomocą bronie palnej (wyposażone były w arsenał wystarczający do przeprowadzenia małej wojny). Podczas rewolucji w Libii „amazonki Kaddafiego” nie były jednak w stanie uratować mu życia - despota został zabity przez rebeliantów w październiku 2011 roku

Gwardia Szwajcarska - Watykan




Najmniejsza armia świata od 1506 roku nie tylko zabezpiecza wszystkie drogi prowadzące do Watykanu, ale zapewnia również osobistą ochronę papieżom. Poprzednikami gwardzistów byli waleczni szwajcarscy najemnicy, których obawiano się w całej Europie. Ich „reputacja” w 1506 roku skłonił papieża Juliusza II do zatrudnienia ich w charakterze straży przybocznej i pałacowej - dzisiaj nazwanej Gwardią Szwajcarską.

Gwardia Republikańska - Demokratyczna Republika Konga




Josepha Kabilę, obecnego szefa państwa w Demokratycznej Republice Kong, ochrania tzw. Gwardia Republikańska. Formacja ta jest lepiej wyposażona niż większość oddziałów armii - jej granatniki przeciwpancerne, pociski przeciwlotnicze oraz karabiny maszynowe nie mogą być starsze niż rok. Jednostka skład się z 10-15 tysięcy żołnierzy i podlega nie armii, lecz osobiście prezydentowi. Źródła donoszą o przeprowadzonych przez jej członków napadach i gwałtach.

Kawalerzyści nie tylko od parady - Wlk. Brytania



Brytyjska Kawaleria Królewska składa się z dwóch szwadronów: „niebieskich” oraz „czerwonych” - nazywanych tak od koloru ich mundurów. Jednostka istnieje od 150 lat i składa się z żołnierzy, którzy nie tylko dobrze wyglądają w siodle, ale mają za sobą walki w Iraku i Afganistanie. Oba szwadrony na zmianę pełnią swoją służbę przy rodzinie królewskiej, a barwnych jeźdźców mogliśmy podziwiać np. podczas zaślubin księcia Williama i Kate Middleton.

Leibstandarte SS Adolf Hitler - Nazistowskie Niemcy





1 Dywizja Pancerna SS "Leibstandarte SS Adolf Hitler" (Leibstandarte SS Adolf Hitler – Gwardia Przyboczna Adolfa Hitlera, w skrócie: LSSAH) – najbardziej elitarna spośród dywizji Waffen-SS, wyrosła z oddziału straży przybocznej Hitlera; przyjmowano do niej jedynie ochotników i to po starannej selekcji. Hasłem dywizji było "Meine Ehre heisst Treue" – Mój honor nazywa się wierność.

Dywizja wywodziła się z około 120 osobowego oddziału straży przybocznej Adolfa Hitlera SS-Stabswache Berlin, utworzonego w marcu 1933 roku przez Josefa "Seppa" Dietricha, w celu zastąpieniu oddziałów SA stanowiących dotychczasową ochronę Hitlera. W listopadzie tego samego roku liczącą już 835 "ochroniarzy" jednostkę przemianowano na Leibstandarte Adolf Hitler – LAH ("SS" dodano później).


398

Opisana w poprzednim odcinku budowla , stanowiąca grobowiec dla szczątków reaktora nr 4 w Czarnobylu, powoli chyli się ku ruinie. Jej zawalenie jest jednoznaczne z powtórnym skażeniem terenu wokół miejsca katastrofy i nie tylko. Radioaktywny pył może zawędrować w każdy zakamarek Europy. Na szczęście zamiennik właśnie jest konstruowany. Nazywa się NSC (New Safe Confinement).

To, co widzicie na zdjęciu otwierającym ten artykuł, to jedynie część wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest ostateczne pogrzebanie radioaktywnych szczątków reaktora nr 4 czarnobylskiej elektrowni atomowej. O skali projektu nie wiedziano praktycznie nic do momentu podjęcia wstępnych rozmów o nowym sarkofagu. Rozmowy zaczęły się bardzo późno,
co wynikało z dużej niechęci finansowego angażowania się w problem Ukrainy i Rosji
.

Fundacja z problemami


Czarnobyl to gorący kartofel przerzucany z ręki do ręki. Postawa taka nie powinna jednak dziwić. Po pierwsze będą to pieniądze bezpowrotnie stracone. Stracone, bo nikt nie patrzy na ów projekt jak na inwestycję, choćby w przyszłe bezpieczeństwo.

Wielu ekspertów twierdzi, że nowy sarkofag wcale nie jest potrzebny, a zgliszcza można stopniowo przykrywać betonem. Inni z kolei alarmują, że nowe zabezpieczenie musi powstać i że nie należy patrzeć na koszty. Kilka miesięcy temu okazało się, że ci drudzy mają rację. Na zdjęciu poniżej widać efekty zawalenia się dużego fragmentu dachu!

Trudna sytuacja decyzyjna nie rokowała najlepiej, więc powołano fundację CSF (Chernobyl Shelter Fund), która miała zająć się zbiórką pieniędzy oraz projektowaniem nowego rozwiązania. Wnioski z pierwszych spotkań pojawiły się dosyć szybko. Ulepszanie oraz całościowa rozbiórka starego sarkofagu nie wchodzą w grę. Struktura jest obecnie nie do ruszenia ze względów bezpieczeństwa. W 1992 r. ogłoszono budżet oraz konkurs na wykonawcę nowego sarkofagu.
Zgłoszono aż 394 projekty, do finału przeszły trzy.

Wygrał projekt łukowy, który jest konstruowany przez francuskie konsorcjum Novarka. Koszt całości przekroczył już półtora miliarda euro i prawdopodobnie jeszcze wzrośnie.

Widoczna po lewej struktura jest budowana w dużej odległości od reaktora. Po zakończeniu konstrukcji zostanie ona przetoczona po szynach nad reaktor i osadzona nad starym sarkofagiem. Decyzja o przeprowadzeniu prac z dala od miejsca katastrofy była dość oczywista. Robotnicy nie mogą pracować bezpośrednio przy reaktorze ze względu na promieniowanie. Ewentualny błąd podczas działań “na miejscu” mógłby spowodować zawalenie starej konstrukcji i kolejną tragedię.

Zadaniem nowego sarkofagu jest zapobieżenie wędrówce skażenia poza obręb reaktora i jego otaczającej infrastruktury. Pośrednim efektem jest zatrzymanie korozji obecnego sarkofagu i zmniejszenie ryzyka wynikłego
z ewentualnego zawalenia się starej konstrukcji.

Zakłada się także usunięcie starego dachu za pomocą zdalnie sterowanych maszyn w celu dalszej minimalizacji ryzyka.

Konstrukcja będzie wysoka na 92 metry i będzie mieć aż 150 metrów długości. Składać się będzie z 13 łuków tworzących 12 przedziałów. Skala przedsięwzięcia jest widoczna na zdjęciu poniżej. Ukazuje ono początkowe stadium konstrukcji, gdy zadaszenie nie było jeszcze podniesione.

Oba końce nowego sarkofagu zostaną zasłonięte ścianą zwisającą, tak aby żaden z elementów nie spoczywał na starej konstrukcji reaktora. Całość zostanie pokryta Lexanem, czyli tworzywem zapobiegającym akumulacji radioaktywnych materiałów na elementach NSC. Wszystkie komponenty są prefabrykatami dostarczanymi na miejsce z hut. Na miejscu dokonuje się jedynie montażu, co dodatkowo skraca czas przebywania pracowników na terenie niebezpiecznym.

Każdy z robotników ma ze sobą dwa dozymetry, które informują o przyjętej dawce promieniowania i alarmują
o przekroczeniu dziennej normy.

Dużym problemem było położenie fundamentów pod miejsce montażu oraz torowisko. Gleba jest silnie skażona, więc głębsze wykopy nie wchodziły w grę. Konieczne wykopy do trzech metrów przeprowadza się za pomocą koparek linowych, co pozwala oddalić operatora maszyny na znaczną odległość od urobku. Głębsze wykopy przeprowadza się za pomocą urządzeń hydraulicznych z osłoną bentonitową.

Zakończenie konstrukcji oraz przetoczenie NSC na miejsce rozpocznie się najwcześniej za dwa lata. Proces przetoczenia zajmie pełne 24 godziny (lub dłużej) i odbędzie się za pomocą stalowych lin ciągniętych przez siłowniki. Po umiejscowieniu nowego sarkofagu nad starym i opuszczeniu ścian zamykających rozpocznie się proces dekonstrukcji niestabilnych elementów starego sarkofagu, czyli przede wszystkim dachu. Tuż pod najwyższym punktem łuku nowego sarkofagu zamontowane są dwa dźwigi wędrujące po wspólnym wyciągu. To właśnie one będą kontynuować prace wewnątrz struktury.

Co dalej?

Po zdemontowaniu starych elementów sarkofagu zostaną one pocięte na mniejsze kawałki i poddane dekontaminacji. Ostateczne metody pozbycia się tych elementów nie zostały jeszcze opracowane. W pobliżu powstaje centrum składowania odpadów radioaktywnych Vektor, w którego skład wchodzi niemiecka placówka ICSRM do utylizacji odpadów. Tam prawdopodobnie spoczną najbardziej niebezpieczne elementy. Betonowe pojemniki są już gotowe i można je obejrzeć na zdjęciu poniżej.

Budowa nowego sarkofagu nie toczy się po myśli władz Ukrainy. Projekt miał być gotowy już w 2005 r. Datę zakończenia prac przesunięto początkowo na 2008 r., później zmienioną ją na 2012 r. Obecny termin oddania to lato 2015. Więcej szczegółów i ostateczny wygląd nowego sarkofagu obejrzycie na filmie poniżej. Miejmy nadzieję, że Novarka zdąży
z pracami przed ewentualną katastrofą...

Kod:
/watch?v=F9URUQvGE9g#at=113

(uploader nie chce wgrać filmiku bo już jest on na sadisticu, lecz nie ma żadnego odnośnika czy cuś by go skopiować,
za dużo "waży" by go wgrać)


Cytat:

Daję temat tu, gdyż zapaleńcy ciekawostek o Czarnobylu jak i zwykli ciekawscy częściej przeglądają "Główną" niż "Dokumentalne". Także celowy błąd z mojej strony dla dobra innych. Pozdrawiam.



Autorem jest jakiś kolo z http://gadzetomania.pl

Sarkofag reaktora nr 4 [cz. 1] - Czarnobyl(Ukraina)

buciah5n1 • 2013-07-21, 02:20
588

Betonowa, rozsypująca się klatka skrywa w sobie wciąż agresywnego potwora – 200 ton radioaktywnej lawy (Korium),
30 ton lotnego, radioaktywnego pyłu oraz 16 ton uranu i plutonu. Budowa konstrukcji kolosa trwała jedynie 5 miesięcy.
W 1996 r. stwierdzono, że naprawa jest całkowicie niemożliwa. W jakim stanie jest stary sarkofag i jak wygląda budowla nowego?

Schronienie nr 4

Powyższa nazwa sarkofagu skrywającego ruiny po czarnobylskiej katastrofie pochodzi z zapisów wojskowych. Podobnie jak katastrofa, budowa sarkofagu była wydarzeniem, którego szczegóły starano się utajnić. Stare nawyki generałów kazały zapewniać o doskonałych środkach zabezpieczających, jakie były stosowane, i nie wdawać się w dyskusje o technologii i jakości konstrukcji.

Wciąż niejasne szczegóły prawdy o początkowych etapach budowy sarkofagu mówią o koszmarze robotników zwanych “likwidatorami”. Po oczyszczeniu okolicy i dachu elektrowni do grona tych bohaterskich straceńców dołączyli górnicy. Bo choć sarkofag kojarzy się nam z wysokimi dźwigami, to prace nad jego konstrukcją zaczęły się pod ziemią, ze śmiertelnym niebezpieczeństwem wiszącym tuż nad głową.

Celem długiego na 168 metrów wykopu było dostanie się pod reaktor w celu zalania nowo powstałej przestrzeni betonem. Miał on zapobiec ucieczce materiałów radioaktywnych do gleby i skażenia wód gruntowych, które mogłyby rozprzestrzenić skażenie w sposób niekontrolowany. Prace górnicze rozpoczęto 24 czerwca 1986 r.

Prace na powierzchni prowadzono z zastosowaniem potężnych dźwigów oraz pojazdów z długimi wysięgnikami (betoniarki). Starano się ograniczyć czynnik ludzki podczas kilku stadiów konstrukcji. Pierwszym z nich było wylanie betonu naokoło pozostałości po reaktorze tak, aby przygotować fundamenty pod sarkofag. Wstępne prace betoniarek widać na zdjęciu poniżej. Zwróćcie uwagę, jak blisko musiały podjechać i jak bardzo narażeni na promieniowanie byli ich kierowcy. Jest to obszar bezpośrednio przylegający do reaktora. Elewacja widoczna po prawej stronie znalazła się pod sarkofagiem.

Następnie wzniesiono zbrojone, betonowe ściany wokół uszkodzonego reaktora. Ze względu na skalę zniszczeń konstrukcja ma charakter kaskadowy, co widoczne jest na zdjęciu poniżej, gdzie w ten sposób zakryto halę turbin.
Po skonstruowaniu systemu przyporowego (także widocznego na zdjęciu w formie dłuższych i krótszych pionowych, pochyłych wsporników będących częścią ściany) zamontowano zadaszenie oraz urządzenia wentylacyjne.







Warto wspomnieć, że zarzuty o pozostawienie sporych dziur w sarkofagu są tylko częściowo słuszne. Konstrukcja ma około 60 otworów obserwacyjnych, które służą także jako konieczna wentylacja. Na unikalnym zdjęciu poniżej
(wnętrze sarkofagu) widoczne jest światło, które przez nie wpada.

Film przedstawia z kolei wyprawę szaleńców do środka konstrukcji. W 1:17 widać grafitowe osłony prętów uranowych. Tylko ktoś niespełna rozumu mógł podejść tak blisko. Pojedynczy fragment może emitować promieniowanie o sile 1000 R,
co oznacza zgon po godzinie przebywania w pobliżu. Zamontowany system spryskiwaczy dba o utrzymanie pyłu w ryzach, co jednak wyraźnie nie wystarcza.



W sumie wylano około 400 000 m3 betonu i wykorzystano 7300 ton stali. Te dość imponujące liczby nie robią jednak wrażenia, gdy popatrzy się na obecny stan budowli. Fundamenty kruszeją, ściany mają coraz więcej nieplanowanych otworów, a wady konstrukcyjne zaczynają zagrażać budowli.

Pierwszym i naczelnym zmartwieniem są dwie potężne belki, które podtrzymują dach sarkofagu. Spoczywają one na elementach starej konstrukcji (między innymi zachodnia część widoczna w głębi na zdjęciu poniżej), które powoli kruszeją
i mogą nie utrzymać góry sarkofagu.

Widoczna na kolejnym zdjęciu instalacja z żółtymi elementami została wzniesiona kilka lat temu w celu stabilizacji sarkofagu. Jest to DSSS (Designed Stabilisation Steel Structure). Wsporniki przechodzą przez jedną ze ścian i podtrzymują strukturę także od środka. Dzięki temu udało się nieco odciążyć wspomniane wyżej wsporniki belek o całe 400 ton.

Innym zmartwieniem jest pokrywa UBS leżąca bezpośrednio na reaktorze (to ten przekrzywiony, “włochaty” element na zdjęciu przekroju elektrowni poniżej). W tej chwili jest on podtrzymywany tylko przez gruz, więc ryzyko jego zawalenia się do środka reaktora jest bardzo duże. Po wypadku płyta ta nazywana jest przez pracowników “Eleną”. Te sterczące włosy to obecnie “włosy Eleny”, czyli powyginane pręty paliwowe. To obecnie najbardziej niebezpieczny i newralgiczny element gruzowiska.



Z kolejnej części dowiecie się, w jaki sposób powstaje nowy sarkofag i jaką rolę będzie odgrywał w przyszłości.

Cytat:

Daję temat tu, gdyż zapaleńcy ciekawostek o Czarnobylu jak i zwykli ciekawscy częściej przeglądają "Główną" niż "Dokumentalne". Także celowy błąd z mojej strony dla dobra innych. Pozdrawiam.



Zapożyczone z http://gadzetomania.pl

Mieli rozmach sk***ysyny

Kostek-Biernacki • 2013-07-21, 01:27
29
Co by nie mówić o komuchach to o wojsko dbali lepiej niż rudy ch...j i jego banda. Czego dowodem poniższy materiał. Chruszczow otwierający swą kacapską mordę ze zdziwienia że Polacy potrafią coś takiego to naprawdę miły widok. Niestety, organizator defilady lotniczej, gen. Frey-Bielecki, został wyj***ny z LWP przez trio Spychalski-Bordziłowski-Jaruzelski za forsowanie modelu lotnictwa nie podobającego się ruskim. Swoją drogą, ciekawa postać z tego generała - za Bieruta ubek, po Październiku rzecznik usamodzielniania się wojska od sowietów.
38
Ból jest nieprzyjemny i zawsze ma jakąś przyczynę. Medycyna zna około stu przypadków osób ze skazą genetyczną, zwaną analgezją kongenitalną – polegającą na nieodczuwaniu bólu. Ludzie ci muszą przez całe życie uważać, by nie zrobić niczego, co mogłoby się skończyć uszkodzeniem ciała, gdyż nie potrafią stwierdzić, czy rzeczywiście się zranili. Chorzy są zdolni do odbioru bodźców pozabólowych: dotyku, ciepła, zimna, łaskotania. Nie odczuwają jednak żadnych czynników bólowych.

Niezdolność do odczuwania bólu po pęknięciu wyrostka robaczkowego, któremu zwykle towarzyszy silny ból brzucha, u jednego takiego mężczyzny niemalże doprowadziła do śmierci. Innymężczyzna chodził z pękniętą kością nogi tak długo, aż uległa ona zupełnemu złamaniu.

Przypadek Panny C.

Jednym z pierwszych i najlepiej udokumentowanym ze wszystkich przypadków wrodzonej niewrażliwości na ból jest przypadek Panny C., młodej Kanadyjki, która była studentką McGill University w Montrealu. Jej ojciec, który był lekarzem na zachodzie Kanady, w pełni świadomy jej problemu prosił swoich kolegów z Montrealu, by się nią opiekowali. Ta młoda dziewczyna była bardzo inteligentna i wydawała się normalna pod każdym względem z wyjątkiem tego, że nigdy nie odczuwała bólu. Jako dziecko odgryzła sobie koniuszek języka w czasie jedzenia, a także nabawiła się oparzenia trzeciego stopnia po tym, jak uklękła na gorącym grzejniku, żeby wyjrzeć przez okno.

Podczas badania przez psychologa w laboratorium (McMurray, 1950) mówiła, że nie czuje bólu, gdy podawano jej szkodliwe bodźce. Nie czuła go, kiedy różne części jej ciała były poddawane działaniu silnych bodźców elektrycznych, gorącej wody o temperaturach, przy których zwykle mówi się o bólu palącym, ani przy długotrwałym okładzie z lodu. Równie zadziwiający był fakt, że gdy bodźce te były prezentowane, nie zarejestrowano u niej zmian w ciśnieniu tętniczym krwi, rytmie pracy serca ani oddechu. Co więcej, nie była ona w stanie przypomnieć sobie, aby kiedykolwiek kichała lub kaszlała. Odruch gardłowy wywołać można było tylko z ogromnym wysiłkiem, a odruchy rogówkowe (które chronią oczy) były nieobecne. Szereg innych bodźców, takich jak wsuwanie patyczka przez dziurki od nosa, szczypanie ścięgien lub podskórny zastrzyk histaminy - które normalnie uważane są za rodzaj tortury - także nie zdołały wywołać bólu.

Panna C. miała poważne problemy natury zdrowotnej. Wystąpiły u niej zmiany patologiczne w kolanach, biodrze i kręgosłupie i przeszła ona kilka operacji ortopedycznych. Jej chirurg uznał, że zmiany te powstały, ponieważ stawom brakowało ochrony, jaką normalnie stanowią odczucia bólowe. Najwidoczniej nie przenosiła ona ciężaru ciała podczas wstawania, nie zmieniała pozycji w czasie snu albo unikała tych póz, które normalnie zapobiegają zapaleniu stawów.

Przypadłość stawów, na którą z powodu swej niezdolności do odczuwania bólu cierpiała Panna C., nazywana jest "stawem Charcota". Już od dawna wiadomo, że jeśli brakuje normalnego unerwienia stawu albo nerwy są uszkodzone, to dochodzi do sytuacji, w której zewnętrzna strona stawu jest nadwyrężona i więzadła oraz inne tkanki są zbyt rozciągnięte. Dzieje się tak w szczególności ze stawami, które często są narażone na drobne uszkodzenia podczas codziennego życia - kostki, kolana, nadgarstki, łokcie. Każdy z nas często się potyka, przewraca albo nadwyręża sobie mięśnie podczas zwykłych czynności. Po tych drobnych kontuzjach utykamy trochę lub chronimy staw, aby w czasie procesu regeneracji pozostał on nieobciążony. Odpoczynek nadwyrężonego miejsca jest niezbędną częścią jego regeneracji. Ale ci, którzy nie czują bólu, nadal używają stawu, dodatkowo powiększając uszkodzenie. Najwidoczniej w końcu staje się ono wystarczające do wystąpienia stawu Charcota z charakterystycznymi dla tej przypadłości poważnie uszkodzonymi tkankami. Martwe lub obumierające tkanki są idealnym środowiskiem do rozwoju bakterii, są także miejscem najbardziej sprzyjającym tworzeniu się stanów zapalnych. Ponieważ uszkodzenie powoduje zmniejszenie przepływu krwi, tkanka jest odizolowana od mechanizmów obronnych organizmu. Infekcja rozprzestrzenia się zatem bez przeszkód do pobliskiej kości, a w końcu do szpiku kostnego, powodując zmiękczenie kości tam, gdzie nawet najsilniej działające antybiotyki nie przedostaną się ze strumienia krwi. Takie właśnie okoliczności doprowadziły do śmierci Panny C.

Panna C. zmarła w wieku dwudziestu dziewięciu lat na skutek infekcji uogólnionej, której nie dało się opanować. W ciągu ostatniego miesiąca życia skarżyła się na dyskomfort, nadwrażliwość i ucisk lewego biodra. Nie ma wątpliwości, że jej niezdolność do odczuwania bólu, aż do ostatniego miesiąca jej życia, doprowadziła do "rozległych urazów skóry i kości, które w bezpośredni sposób przyczyniły się do jej śmierci" (Baxter i Olszewski, 1960).

Zdumiewający jest fakt, że badania układu nerwowego Panny C. za pomocą najlepszych dostępnych w tamtym czasie metod nie zdołały wykazać jakichkolwiek nieprawidłowości. Zakończenia nerwowe oraz wyspecjalizowane receptory w jej skórze i stawach wydawały się zupełnie normalne, tak samo jak jej nerwy, rdzeń kręgowy i mózg. Oczywiste jest jednak, że z jej układem nerwowym coś było nie w porządku. Sygnały płynące z uszkodzonej części jej organizmu, które normalnie biegną w górę przez rdzeń kręgowy do mózgu, były gdzieś blokowane, na jednej lub wielu z ogromu stacji przekaźnikowych (synaps), przez które przebiegają.

Inne przypadki

Znaczenie bólu dla przetrwania stanie się oczywiste, kiedy przyjrzymy się temu, co przytrafia się ludziom, którzy są niewrażliwi na ból. Przykładowo, jednakobieta mówiła tylko o "uczuciu ściskania", gdy wystąpiło u niej ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, a przeżyła dzięki temu, że znający jej przypadłość doktor rodzinny podejrzewał najgorsze i przyjął ją do szpitala. Po operacji nie odczuwała bólu, tylko "uczucie ściągania" w okolicy świeżej blizny. Podczas swojego życia kobieta ta doznawała licznych skaleczeń i oparzeń, nie czując bólu. Jej usta były pokryte pęcherzykami w wyniku picia zbyt gorących napojów, a skóra jej rąk była stwardniała od częstych poparzeń. Podczas dwóch ciąży nie mówiła o bólu, tylko "o dziwnych, lekkich doznaniach".

Jej siedmioletnia córka cierpiała na tę samą przypadłość. W wieku lat trzech złamała sobie rękę, a w wieku pięciu lat złamała nos i nie zdarzyło się, aby kiedykolwiek czuła ból. W wieku siedmiu lat po kąpieli "pochyliła się i przycisnęła swoje pośladki do okratowanego piecyka łazienkowego; wypaliło się na nich pięć dużych skrzyżowanych kresek, jednak nie czuła bólu". Co ciekawe, podczas skrupulatnego badania neurologicznego odkryto, że dziewczynka nie czuje bólu przy nakłuwaniu szpilką we wszystkich partiach ciała, z wyjątkiem niewielkiego, kolistego obszaru otaczającego dolny (lędźwiowy) odcinek kręgosłupa. Poza tym testy nie wykazały żadnej innej neurologicznej nieprawidłowości w którymkolwiek obszarze niewrażliwości na ból. Dziewczynka ta miała jednego brata z umiarkowaną formą niewrażliwości na ból oraz dwie siostry normalnie odczuwające ból.

Przyjrzyjmy się innej rodzinie, której niektórzy członkowie byli normalni pod każdym względem, z wyjątkiem tego, że nie czuli bólu. Matka raz była bliska śmierci podczas ciąży z powodu poważnych komplikacji (rzucawka), którym normalnie towarzyszą silne bóle głowy i poczucie dyskomfortu. Jej doktor wiedząc, że nie odczuwa ona bólu, zdiagnozował problem na podstawie innych występujących u niej symptomów i uratował jej życie. Z powodu swojej przypadłości kobieta ta była szczególnie wyczulona na oznaki choroby u swoich dzieci. Rzeczywiście, u jednego z dzieci rozwinęło się zapalenie wyrostka robaczkowego oraz zapalenie otrzewnej bez żadnego bólu i zostało one uratowane dzięki natychmiastowej reakcji matki na jego przypadkowe wspomnienie o "twardym brzuchu".

Większość osób niewrażliwych na ból uczy się, chociaż z wysiłkiem, zapobiegać poważnym uszkodzeniom własnego organizmu. Jednakże mogą oni przeżyć, ponieważ dysponują językiem umożliwiającym wyrażanie potencjalnego niebezpieczeństwa i komunikowanie się. Zwierzęta, które nie używają słownej komunikacji, nie przeżyłyby. Jest aż nadto oczywiste, że ból odgrywa ważną rolę dla przetrwania jednostki.

Kilka lat temu naukowcy odkryli też, iż wszyscy ludzie z analgezją wrodzoną, cierpią również na anosmię (całkowitą utratę węchu), dlatego nie potrafią odróżniać zapachów. Sprawia to kolejne problemy, bo nie sa oni w stanie rozpoznać zapachu palonego mięsa czy włosów jeśli zdaży im się na przykład wsadzić rękę w ognisko.

Największy problem jest z dziećmi, które jeszcze nie potrafią wyraźnie się komunikować i są za małe, żeby zrozumieć powagę sytuacji. Jedna dziewczynka w okresie ząbkowania odgryzła sobie język, bo nie zdawała sobie sprawy z tego co robi. Inna tak mocno drapała sobie oczy, że w wieku ok. 4 lat musiano jej usunąć jedno oko które było całkowicie niesprawne i zastąpić implantem. Takie zachowania jak brak uwagi podczas zabawy, skaleczenia, siniaki, zadrapania to norma. Normalne były też pęknięte kości, zwichnięcia, poparzenia (bardzo częste) przy jednoczesnym totalnym braku reakcji ze strony dziecka.

Jedna dziewczynka złapała za gorącą żarówkę lampy, inna położyła rękę na rozgrzanej gofrownicy i nawet o tym nie wiedziała. Rodzice dopiero na drugi dzień zauważyli, że dziecko ma spuchniętą rękę.

Jeden przypadek dziewczynki szczególnie zwrócił uwagę lekarzy. Okazało się, iż dziewczynka chora na analgezję wrodzoną była bita i malteretowana przez kolegów z klasy przez 3 lata, po tym kiedy rozeszło się po szkolena co jest chora. Jej koledzy chcieli sprawdzić czy faktycznie tak jest i regularnie zachowywali się wobec niej w sposób który dla każdej innej osoby byłby bardzo krzywdzący. Kopali ją, przewracali, bili, dźgali, ciągnęli za włosy i robili inne nieprzyjemne rzeczy. I robili to naprawdę, bo dziecko wracało do domu z siniakami i innymi wyraźnymi śladami stosowania przemocy. Jej matka wypowiadała się, że w zasadzie sama nie wie jak to mogło trwać tak długi okres czasu. Gdy w końcu doszło do próby ukarania oprawców - i teraz najważniejsze - dziewczynka nie okazywała wobec nich żadnej zawiści, gniewu, wstydu, strachu, chęci zemsty, ani innych negatywnych emocji jakie normalnie żywiłaby ofiara w stosunku do swoich napastników. Kiedy wskazywała palcem swoich kolegów robiła to obojętnie, nie okazywała negatywnych emocji. Słowem, nie miała do nich żalu. Niestety nie potrafiła powiedzieć dlaczego.


Pojawia się pytanie:

Jak dużą rolę w życiu człowieka odgrywa zwyczajny ból fizyczny?

Jakie ma znaczenie w kształtowaniu ego i negatywnych emocji?

Nie wiem jak zareagowałyby w takiej sytuacji inne dzieci z analgezją wrodzoną. Ale czy nie nasuwa wam się wniosek, że odczuwanie gniewu, strachu, i tym podobnych emocji ma ścisły zwiazek z bólem fizycznym? A przynajmniej jest w ogromnej mierze od niego zależne?


Na zakończenie jeszcze króciutkie filmiki (po angielsku)

o sześcioletniej dziewczynce z analgezja wrodzoną




o panu z analgezja wrodzoną i lekarzu który bada tę chorobę.



źródła:
"Tajemnica bólu" - Ronald Melzack, Patrick D.Wall
http://www.ciekawostki.fotouslugi.net.pl/cialo-czlowieka/jaki-jest-sens-odczuwania-bolu/
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,544,wrodzona-niezdolnosc-do-odczuwania-bolu.html

Treborok i Historia alternatywna

Shaggy93 • 2013-07-20, 23:00
8
Witam wszystkich.

Na wstępie pisze, że jak chcecie hejtować to nawet nie włączajcie i nie komentujcie. zawsze możecie zescrollować w dół.

chciałbym wam dzisiaj przedstawić kanał pewnego Rosjanina dotyczący (wielu uzna to za teorie spiskowe) Słowian i Aryjczyków jako ras dużo wcześniej rozwiniętych cywilizacyjnie niż dzisiaj się powszechnie uważa.
w materiale Używa się słowa Rus jako określenia Słowian (ze starosłowiańskiego) i nie ma na celu ukazania nas jako gorszych albo głupszych od rosjan ale jako braci krwi którymi wszyscy Słowianie są. Miłego oglądania jeśli was zaciekawi mogę podrzucić wam wiele innych źródeł podobnej wiedzy.

Pretorianie

Pan_Marszałek • 2013-07-20, 20:40
37
Artykuł o pretorianach zaczerpnięty z czasopisma: „Świat Wiedzy”(numer z marca, 2013). Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu :-D .

Cesarska jednostka specjalna.
Ta elitarna formacja wojskowa została utworzona po to, by zapewnić bezpieczeństwo cesarzom i Rzymowi, a stała się największym przekleństwem Imperium Romanum - przez ponad 300 lat pretorianie sprawowali w nim faktyczną władzę. To oni wybierali cesarzy, obalali ich i systematycznie wystawiali na licytację tron mocarstwa.


Pretorianie (27 p.n.e - 312 n.e)
Określenie „pretorianin” pochodzi od słowa „praetorium”. jak nazywano główny plac w obozie wojskowym. Tam stał namiot generała, który spośród legionistów rekrutował żołnierzy dbających o jego bezpieczeństwo.

„Pretorianie byli tymi, którzy wybierali cesarzy największego imperium na świecie, i tymi, którzy tych cesarzy mordowali”

Aukcja wszech czasów rozpoczęła się od dwóch morderstw - oraz obraźliwie niskiej ceny: 13,5 miliona denarów za tytuł cesarza Imperium Romanum to w przeliczeniu „zaledwie” 28 milionów złotych. Człowiek, który wystawił tron na licytację, nazywał się Kwintus Emiliusz Laetus - i był najpotężniejszą osobą na świecie. To on podejmował najważniejsze decyzje w Rzymie oraz dowodził cesarską gwardią mocarstwa rozciągającego się na trzy kontynenty i obejmującego Galię, Brytanię oraz cały basen Morza Śródziemnego. Laetus miał na swoim koncie nie tylko zlecenie zamachu na życie cesarza Kommodusa cztery miesiące przed wspomnianą licytacją. Gdy władca został zabity, osadził na tronie Perynaksa, którego po upływie zaledwie trzech miesięcy rozkazał z niego siłą usunąć. Następnie Laetus zaproponował cesarską purpurę temu, kto zapłaci najwięcej - i już po kilku dniach jej wartość wzrosła wielokrotnie. 28 marca 193 roku senator Didiusz Julianus złożył ofertę wartości 113 milionów złotych...


Całe mnóstwo przywilejów
Legioniści służyli ok, 20 lat, maszerowali po 30 km dziennie(dźwigając nawet 40 kg bagażu), walczyli w krwawych bataliach.Pretorianom powodziło się lepiej: ich służba trwała tylko 16 lat, nie nosili ciężkiego rynsztunku i rzadko brali udział w bitwach.


„9000 żołnierzy decydowało o tym, kto zostanie najpotężniejszym władcą na świecie”

Pieniądze zostały dobrze zainwestowane - w każdym razie na jakiś czas. Za swoje miliony Didiusz Julianus kupił nie tylko tron cesarski, ale również poparcie najgroźniejszej jednostki specjalnej w historii Rzymu. Kwintus Emiliusz Laetus był bowiem dowódcą pretorianów. Jego bezpośrednim rozkazom podlegało ponad 9000 gwardzistów - i nie byli to zwyczajni żołnierze. W szeregi formacji przyjmowano wyłącznie najlepszych z najlepszych, wyposażano ich w najnowocześniejszą broń i szkolono w tych starożytnych technikach walk, które zapewniały największą przewagę w starciu z przeciwnikiem. Obecnie eksperci uważają , że jedna kohorta pretoriańska, licząca początkowo 500-600, a czasem prawie 1000 żołnierzy, miała wartość bojową trzech kohort legionistów.


Kto zostawał pretorianinem?
Ani pieniądze, ani znajomości nie ułatwiały przyjęcie do tej jednostki specjalnej. W szeregi gwardii przyjmowano tylko najlepszych i najbardziej godnych zaufania legionistów. Żołnierze, którzy w ciągu pierwszych pięciu lat szczególnie się zasłużyli, mogli zostać przeniesienie np. do pretoriańskiej kawalerii. Tak zwani spectaculores Augusti uchodzili za absolutną elitę - tworzyli konną straż cesarza, towarzyszyli władcy w podróży...


„W porównaniu z Pretorianami CIA to gromada przedszkolaków”

Ważna była jednak nie sama waleczność tej elitarnej formacji - większe znaczenie miały jej wpływy polityczne. W pierwotnym zamyśle utworzona została jako straż przyboczna cesarzy, ale z czasem awansował do rangi faktycznej władzy Rzymu.Przez ponad 300 lat losy imperium spoczywały w rękach pretorianów, którzy podejmowali najważniejsze decyzje. To oni osadzali cesarzy na tronie - albo ich obalali.
- Władca utrzymywał się na tronie nie dzięki przychylności senatu, armii czy ludu - mówi dr Sandra Bingham z Uniwersytetu w Edynburgu - ale z woli gwardii pretoriańskiej. Kto nie miał tej formacji po swojej stronie, nie miał niczego. Jej amerykański kolega Walt Bergmann dodaje: - Nawet CIA w porównaniu z pretorianami wydaje się gromadą przedszkolaków. Rządy terroru sprawowane przez gwardię pretoriańską miały decydujący wpływ na losy jednego z największych imperiów świata. Co więcej, ostatecznie doprowadziły do jego upadku.


August (63 p.n.e - 14 n.e)
Następca Juliusza Cezara. był pierwszym cesarzem Rzymu. Dla własnego bezpieczeństwa utworzył stałą gwardię pretoriańską.

Człowiek, który powołał ten zabójczy twór do życia, dobrze wiedział, z jakim zagrożeniem igra. Formując w roku 27 p.n.e stała gwardię pretoriańską (wcześniej była tworzona doraźnie tzw. gwardia pretorska w celu ochrony życia najważniejszych dowódców lub namiestników), pierwszy cesarz imperium, August, powołał do życia elitarną formację wojskową. Podlegała ona tylko i wyłącznie jego rozkazom - a nie, jak to działo się wcześniej, dowódcy wojsk, który mógł nadużyć swojej władzy i doprowadzić do buntu. Zadanie nowej gwardii było proste: miała chronić życie władcy. Cena za jej lojalność jednak od samego początku była niezwykle wysoka: pretorianin otrzymywał żołd trzykrotne wyższy od wynagrodzenia zwykłego legionisty. Do tego dochodziły premie, emerytura oraz darowizny w postaci dóbr ziemskich. Każdy z żołnierzy przyjętych w szeregi gwardii stawał się nagle zamożny. Swoich gwardzistów August rekrutował niezwykle starannie i z polityczna rozwagą. Byli to żołnierze pochodzący z serca imperium: Lacjum, Eturii, Umbrii, a najlepiej z samego Wiecznego Miasta. Zamiarem cesarz było bowiem stworzenie formacji wojskowej, która także z pobudek patriotycznych gotowa była do najwyższych poświęceń

I tutaj bym zamknął pierwszą część artykułu. Ciąg dalszy postaram się wrzucić jutro 8-) .
X