18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Dzieci pamiętają poprzednie wcielenia.

Junki3 • 2013-08-23, 00:34
18
Witam. Jest to mój pierwszy temat dość nietypowy i zapewne spotka się tutaj z wyśmianiem przez większość użytkowników ale dla kilku osób warto to dodać.

Na pewnym forum znalazłem oto taki artykuł:

Trzyletni weteran
Ian Stevenson, profesor psychiatrii Uniwersytetu Wirginia, zebrał i udokumentował przeszło 2 tys. Przypadków dzieci z doznaniami typu reinkarnacyjnego. Każdy dokładnie analizował, a następnie badał sprawę w „terenie”, przesłuch*jąc świadków, studiując istniejąca dokumentację czy rozmawiając z historykami.
Wiele opisanych przez niego dzieci wykazywało znajomość języków obcych, której wcześniej nie mogły słyszeć. Maluchy te zazwyczaj dwu-piecio letnie, znały specyficzne i bardzo szczegółowe fakty, dotyczące krajów, miast i swych poprzednich rodzin, od których dzieliły ich nawet tysiące kilometrów. Znały też wydarzenia, które zaszły kilka, kilkanaście lub kilkaset lat wcześniej.
Inny badacz reinkarnacji, dr.Brian Weiss, spisał z kolei setki zadziwiających wspomnień, których doświadczyli jego pacjenci podczas sesji hipnoteraputycznych. Dzieci jednak nie trzeba wprowadzać w stan hipnozy, by sięgały pamięcią przed swoja narodziny. Opowiadają historie zupełnie spontanicznie, a rodzice bywają zaskoczeni.
Pewną czteroletnia dziewczynkę jej matka, prawniczka, chciała umieścić w szpitalu psychiatrycznym po takim zdarzeniu:, gdy razem oglądały kupione właśnie przez matkę antyczne monety, mała złapała nagle jedną z nich i krzyknęła: „Znam ją! Pamiętasz mamusiu, jak ja byłam duża, a ty byłaś chłopcem, to mieliśmy taka monetę? Mieliśmy ich całe mnóstwo!”. Od tamtej pory dziecko zaczęło wspominać inne czas i sypiać z monetą w rączce, jak z najdroższym skarbem. Obawy matki znikneły dopiero po rozmowie z dr.Weissem, a dziewczynka z czasem powróciła do zwykłego zachowania. Zdumienie w rodzinie wywołał również trzy letni chłopiec, gdy nagle zaczął mówić pełnymi zdaniami po francusku. Jego amerykańscy rodzice sądzili, że to jakiś rodzaj genetycznej pamięci, bo przodkowie jednego nich pochodzili z Francji. Sami jednak nie mówili w tym języku, nie robił tego również nikt z ich znajomych, przyjaciół, sąsiadów ani krewnych dziecka. Dr.Weiss uważa, że jest to język któregoś z poprzednich wcieleń chłopca. Inny trzylatek opowiadał, że pilotował samoloty podczas II wojny światowej. Świetnie znał ich typy, uzbrojenie i szczegóły techniczne.

Sklepy z ciastkami i śmierć w wannie
Jednym z najciekawszych przypadków opisanych przez Iana Stevenson była historia trzyletniego chłopca, Parmoda Sharmy, urodzonego w 1944 roku w rodzinie pewnego profesora z Utrat Pradesh w Indiach. Gdy miał dwa i pół roku kazał matce przestać gotować, twierdząc ze ma żonę w Moradabad, która robi to lepiej. Po ukończeniu trzech lat zaczął wspominać duży sklep z ciastkami w Moradabad. Spytał czy może tam jechać, bo jest jednym z braci Mohan, właścicieli sklepu. Twierdził też, że ma jeszcze jeden sklep w Saharanpur. Mówił, że w poprzednim życiu rozchorował się po zjedzeniu twarogu i „umarł w wannie”.
Po rozmowach dzieckiem i jego rodzicami, Stevenson pojechał do Moradabad i do Saharanpur, gdzie odnalazł opisane przez małego sklepy z ciastkami. Bracia pogan jeszcze żyli, opowiedzieli mu, że mieli młodszego brata, który zmarł na chorobę przewodu pokarmowego tuz po serii kąpieli homeopatycznych….

Zabawy-scenariusze
D.Weiss radzi: „Zapytaj swoje trzyletnie dziecko, czy pamięta czasy, kiedy było duże”. Dlaczego akurat trzyletnie? Bo jest już na tyle dojrzałe , by wyrazić swoje myśli i jeszcze na tyle małe, by pamiętać poprzednie życie. Badacze zaobserwowali, że z wiekiem ta pamięć blednie i w końcu zanika zupełnie. Najlepszy wiek do takich rozmów to od dwóch do siedmiu lat.
Lea Sansders, amerykańska uzdrowicielka, jasnowidz i znawczyni aury, która widzi od dziecka twierdzi: „ Wcześniejsze istnienia są lepiej dostrzegalne, gdy dziecko pochłonięte jest zabawą. Myślę, że jako dzieci powtarzamy sceny z poprzednich żywotów. Dzieci różnie wykorzystują wiedzę, jaką przynoszą na świat z wcześniejszych wcieleń”.

Zapraszam do dyskusji czy jest to kolejne hipisowskie pier**lenie czy może na prawdę takie rzeczy się dzieją ale nasze ograniczone umysły nie dopuszczają tego do świadomości ? :)
masz dziecko w tym wieku ? pewnie jak to na sadola przystało chcesz wiedzieć kim było Twoje dziecko zanim :dead:
tutaj masz plan w jakich okolicznościach najlepiej rozmawiać o tym z dzieckiem:
1.Zaobserwuj, jak i w co najbardziej lubi się bawić twoje dziecko: jakich zwrotów używa, odgrywając scenki, kim SA jego wyobrażeni przyjaciele zabaw.?
2.Czm szczególnie się interesuje? Jakie ma pasje, co kolekcjonuje, jakie przejawia talenty, czego szybko się uczy?
3.Jakie przedmioty, kolory, wnętrza, potraw lubi, a jakich nie?
4.Czego się boi, jakie ma koszmary senne , lęki, fobie?
5.Zapytaj dziecko, czy pamięta, kim było, jaka miało płeć, kolor włosów, skóry ubrania. Kiedy „było duże”? Poproś, by opisało swój dom, rodzinę, krajobraz. Zapytaj, czy ty lub jakiś inny członek rodziny byliście tam razem z nim, kim byliście dla siebie, jak wyglądaliście, co robiliście?
6.Wprowadz zwyczaj opowiadania przy śniadaniu snów, poproś dziecko o ich namalowanie.
7.Obejrzyj rysunki, może noszą ślady „innego życia”?
8.Poproś, by wieczorem to ono Tobie opowiedziało bajkę o tym jak żyło „ dawno, dawno temu”.
9.Przeczytaj mu listę uniwersalnych słów, a może wspomnienia napłyną same?
10.Nigdy nie krytykuj ani nie wyśmiewaj dziecka za „ dziwaczne opowieści”: bez względu na to, o czym one są, dziecko ma prawo do fantazjowania- w ten sposób się rozwija.


zerżnięte z: www.katalogi.pl

IPN zidentyfikował szczątki ofiar komunizmu

Brzydkii • 2013-08-22, 21:31
126


Na terenie Cmentarza Wojskowego na Powązkach, gdzie w latach 1948-1956 komunistyczne władze ukryły zwłoki kilkuset ofiar zamordowanych przez funkcjonariuszy UB, wydobyto od 2012 r. szczątki ok. 200 osób. Dziś IPN opublikował nazwiska 9 zidentyfikowanych ofiar. Wśród nich znaleźli się m.in. Hieronim Dekutowski "Zapora" i mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".
- Za sprawą identyfikacji ofiar komunizmu ci, których chciano wymazać z polskiej historii, powracają do naszej świadomości - powiedział prezes IPN Łukasz Kamiński. Według szefa ROPWiM Andrzeja Kunerta prawda o Żołnierzach Wyklętych powoli przebijała się do przestrzeni publicznej.

- Kiedy niemal 20 lat temu mogłem opublikować takie kalendarium zbrodni, gdzie pokazywaliśmy kilkadziesiąt sylwetek tych najbardziej zasłużonych, którzy ponieśli śmierć z rąk komunistycznych po wojnie, zastanawiałem się, czy jest cień szansy, że kiedykolwiek będę mógł być świadkiem odnalezienia i zidentyfikowania szczątków czy gen. "Nila", czy mjr. "Żmudzina", czy rtm. Pileckiego czy "Zapory" Dekutowskiego czy innych podobnych im". "Jest dla mnie czymś nieprawdopodobnym i niezwykłym, że po 20 latach mogę nie tylko być świadkiem, ale w tym uczestniczyć, co uważam za rzecz najważniejszą w swoim życiu - mówił zduszonym głosem Andrzej Krzysztof Kunert prezes Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa...

Szukają bohaterów Państwa Podziemnego

Inicjatywa IPN prowadzona wspólnie m.in. z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ma na celu, poza godnym pochowaniem ofiar, przywrócenie pamięci o ludziach, którzy po II wojnie światowej, często z bronią w ręku, opierali się sowietyzacji Polski. Badacze, w tym specjaliści genetycy, poszukują bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego, powstańców warszawskich, żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego, m.in. gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila", rtm. Witolda Pileckiego i ppłk. Łukasza Cieplińskiego "Pługa" - przywódcy Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".

Do tej pory wśród ofiar komunizmu ekshumowanych na Powązkach znaleźli się mjr Hieronim Dekutowski "Zapora", mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", Zygfryd Kuliński ps. Albin, Józef Łukaszewicz ps. Walek, Henryk Pawłowski ps. Długi, Władysław Borowiec ps. Żbik, Henryk Borowy-Borowski ps. Trzmiel, Wacław Walicki oraz Ryszard Widelski

Wybitni dowódcy i żołnierze oddziałów partyzanckich

Mjr Hieronim Dekutowski ps. Zapora był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnym, wybitnym dowódcą oddziałów partyzanckich AK i WiN. Wyrok śmierci na Dekutowskim władze komunistyczne wykonały 7 marca 1949 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie.

Mjr Zygmunt Szendzielarz ps. Łupaszka był symbolem niezłomnej walki o niepodległą Polskę, jaką toczyli "żołnierze wyklęci". Był dowódcą V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. 2 listopada 1950 r. skazany został przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na karę śmierci. Wyrok wykonany został 8 lutego 1952 r. w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Wyrok wykonano 8 lutego 1952 r. w warszawskim więzieniu na Mokotowie.

Zygfryd Kuliński, ps. Albin był rolnikiem i żołnierzem Ruchu Oporu Armii Krajowej oraz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Do konspiracyjnych struktur wstąpił po zakończeniu okupacji niemieckiej; służył w oddziale porucznika Franciszka Majewskiego "Słonego". Został zamordowany 29 marca 1950 roku w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie wraz z innymi partyzantami z oddziału "Cacki".

Józef Łukaszewicz, ps. Walek, Kruk, uczeń gimnazjum i liceum im. Leopolda Lisa-Kuli na warszawskiej Pradze, gdzie w grudniu 1947 r. był współzałożycielem antykomunistycznej organizacji młodzieżowej. Od marca 1949 r. Łukaszewicz był także żołnierzem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w oddziałach Zygmunta Rzeźkiewicza "Grota" oraz Zygmunta Jezierskiego "Orła". Zatrzymany został w czerwcu 1948 r. w Grodzisku, wyrokiem z 28 lutego 1949 roku, skazany przez Rejonowy Sąd Wojskowy w Warszawie na karę śmierci. Łukaszewicz został zamordowany 14 maja 1949 roku w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, wraz z dwoma innymi żołnierzami oddziału "Orła".

Henryk Pawłowski ps. Henryk Orłowski, Długi w czasie wojny żołnierz 26. pułku piechoty AK, dowódca drużyny w stopniu plutonowego podchorążego. W lipcu 1944 r. przymusowo wcielony do Armii Czerwonej, następnie skierowany do szkoły wojskowej w Kraśniku. W listopadzie 1944 r. zesłany został do kopalni węgla za szerzenie antysowieckiej propagandy w szeregach wojska. Został zamordowany 3 lutego 1949 r. w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.

Władysław Borowiec ps. Żbik był żołnierzem Armii Krajowej, księgowym, brał udział w wojnie obronnej Polski 1939 roku w stopniu plutonowego podchorążego walczył w obronie stolicy następnie na wschodzie. Aktywnie uczestniczył w konspiracji. Zamordowany 25 września 1948 w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.

Henryk Borowy-Borowski ps. Trzmiel, porucznik, oficer Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, prawnik, konspiracyjne nazwisko Henryk Syczyński. Absolwent kursu podchorążych rezerwy w Grodnie. Uczestnik wojny obronnej Polski z 1939 r. w stopniu plutonowego podchorążego. W latach 1942-1944 żołnierz Okręgu Wileńskiego AK, w ramach, którego służył w grupie wywiadowczej, zorganizowanej do walki z sowietyzacją ziem polskich, o kryptonimie "Cecylia". Zamordowany 8 lutego 1951 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Henryk Borowy-Borowski ps. TrzmielWacław Walicki ps. 111, Druh Michał, Pan Michał, Tesarro, porucznik, oficer Komendy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, nauczyciel, w konspiracji używał nazwiska Wacław Lurdecki. Do ZWZ/AK wstąpił w 1939 roku. Początkowo był oficerem wywiadu konspiracyjnego Garnizonu miasta Wilna, następnie działał w sztabie Inspektoratu "A" i zgrupowaniu partyzanckim ppłk. Antoniego Olechnowicza "Pohoreckiego". Zabity został 22 grudnia 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Ryszard Widelski (1913-1949), ps. Irydion, Wiara, Wiesia, Władysław, Żbik, żołnierz Armii Krajowej oraz Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". Wielecki podczas okupacji był w strukturach AK dowódcą plutonu w warszawskim Obwodzie Praga. W 1945 r. ujawnił się przed UB, po czym ponownie włączył się w nurt działalności konspiracyjnej. Warszawie. 27 października 1948 Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na karę śmierci, wyrok wykonano 28 stycznia 1949 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.



Źródło

Czy chrześcijaństwo może być plagiatem?

dN...........N! • 2013-08-22, 17:28
22

Malowidła sprzed 3500 lat przed nasza erą na ścianach Świątyni Luxoru w Egipcie, to obrazy wprowadzające koncepcję niepokalanego poczęcia, narodzin i uwielbienie Horusa.
Obrazy zaczynają się od TOTa zwiastującego dziewicy, że powije Horusa potem NEF - Duch Święty zapładnia dziewicę, która rodzi uwielbianego.
To jest dokładna historia cudu narodzin Jezusa.
W istocie podobieństwa pomiędzy religią Egipską i Chrześcijaństwem są uderzające.

Im bardziej zastanawiasz się nad tym, co wiemy o naszym pochodzeniu i tym co tu robimy, tym bardziej zaczynasz widzieć, że nie byliśmy dostatecznie informowani w tych kwestiach.

Aby rzucić na to więcej światła, spróbujmy sięgnąć w czasy bardzo odległe i dokonać pewnych porównań.

I tak:
Oto Słońce.
Od 10 tysięcy lat przed naszą erą, historia obfituje w rzeźby i rysunki wyrażające dla niego szacunek i uwielbienie. I łatwo zrozumieć dlaczego; skoro każdego ranka Słońce wschodzi przynosząc światło, ciepło i bezpieczeństwo, chroniąc człowieka od zimna i ataków drapieżników ukrytych w ciemności. Kultury rozumiały, że bez Słońca, zboże nie wyrośnie, a życie na ziemi nie przetrwa.

Ta świadomość sprawiła, iż Słońce stało się najbardziej adorowanym obiektem wszechczasów. Ludzie byli również bardzo świadomi gwiazd. Śledzenie gwiazd pozwalało rozpoznawać i przewidywać wydarzenia, które mają miejsce w dłuższych cyklach czasu, takich jak zaćmienia czy pełnie księżyca.

Skatalogowali grupy gwiazd w to, co dziś nazywamy konstelacjami. Oto Krzyż Zodiakalny, jeden z najstarszych konceptualnych obrazów w ludzkiej historii. Przedstawia Słońce i drogę jaką przebywa ono w ciągu roku przez 12 najważniejszych konstelacji. Odzwierciedla też 12 miesięcy, 4 pory roku, przesilenia i równonoce.

Termin Zodiak odnosi sie do faktu nadania konstelacjom ludzkich kształtów, personifikacji: postaci i zwierząt. Inaczej mówiąc, wczesne cywilizacje nie tylko podążały za słońcem i gwiazdami ale personifikowały je, tworząc mity na podstawie ich wyglądu, ruchu i położenia względem siebie. Dające życie i ochronę Słońce, stało się uosobieniem niewidzialnego stwórcy albo Boga. Było znane jako "Bóg Słońce", światło świata, zbawca ludzkości.

Podobnie 12 konstelacji reprezentujących trasę wędrówki Boga Słońca otrzymało nazwy, zazwyczaj związane z elementami natury jakie występują w okresach, gdy przechodzi przez nie Słońce.

Na przykład - Wodnik - niosący wodę, który przynosi wiosenne deszcze.


Horus przed Ozyrysem, płaskorzeźba z sarkofagu kapłana Taho, IV w. p.n.e. Luwr, Paryż.'


"Horus" - 3000 lat przed naszą erą był Bogiem Słońca w Egipcie. Jest on uczłowieczeniem Słońca, a jego życie to seria alegorii związanych z ruchem Słońca po niebie. Z hieroglifów wiemy dużo o tym słonecznym mesjaszu. Na przykład HORUS będąc słońcem, światłem, miał wroga zwanego SET - będącego uosobieniem ciemności czy nocy. I mówiąc metaforycznie - każdego ranka HORUS wygrywał walkę z SETEM a kiedy nastawał wieczór, SET wygrywał walkę i wysyłał HORUSA do świata podziemi.

Warto odnotować, że Ciemność i Światło, czy Dobro i Zło - to jedne z najważniejszych mitologicznych dualizmów, obecnych i wyrażanych na wielu płaszczyznach po dziś dzień. Najogólniej mówiąc, historia Horusa jest następująca: Horus narodził się z dziewicy (Isis-Marii) 25-go grudnia Jego narodzinom towarzyszyła gwiazda na wschodzie za wskazaniem której szło 3 królów by oddać cześć nowo narodzonemu zbawcy.

W wieku 12 lat był nauczycielem syna marnotrawnego, a w wieku lat 30 został ochrzczony przez postać zwaną ANUP i tak zaczął się jego stan duchowny. Horus miał 12 uczniów, z którymi podróżował, czyniąc cuda takie jak uzdrawianie i chodzenie po wodzie. Horus był znany pod wieloma imionami: Prawda, Światło, Pomazaniec Boży, Dobry Pasterz, Baranek Boży i wiele innych.

Po tym jak został zdradzony przez TYPHONA, Horus został ukrzyżowany, pochowany na 3 dni, a potem zmartwychwstał. Te atrybuty Horusa, oryginalne czy nie, wydają się przenikać wiele światowych kultur, a dla wielu innych bogów mitologiczna struktura jest taka sama. ATTIS z Frygii - urodzony 25 grudnia przez dziewicę NANA; ukrzyżowany; złożony w grobie, po 3 dniach zmartwychwstał.

KRISZNA z Indii, urodzony przez dziewicę Devaki; z gwiazdą na wschodzie zapowiadającą jego nadejście; czynił cuda; a po śmierci zmartwychwstał.

Grecki Dionizos, syn dziewicy; urodzony 25 grudnia; był podróżującym nauczycielem który czynił cuda np. zamieniał wodę w wino; nazywany był "Królem Królów", "Synem Bożym", "Alfą i Omegą" itd; a po śmierci, zmartwychwstał.

MITHRA z Persji, syn dziewicy; urodzony 25 grudnia; miał 12 uczniów; czynił cuda; a po śmierci został pochowany na 3 dni a potem zmartwychwstał. Był też nazywany "Prawdą", "Światłem" i wiele innych.

Interesujące, że dniem świętym dla Mithry była niedziela. Faktem jest, że istnieje szereg zbawicieli, z różnych okresów, z całego świata, którzy pasują do tej samej charakterystyki.

Pozostaje pytanie: dlaczego takie atrybuty? Dlaczego dziewica rodziła ich 25 grudnia; dlaczego śmierć na 3 dni, a potem zmartwychwstanie; dlaczego 12 uczniów? Aby się tego dowiedzieć, zbadajmy historię najmłodszego solarnego mesjasza.

JEZUS CHRYSTUS, był synem dziewicy Marji urodzonym 25 grudnia w Betlejem. Jego narodziny zapowiedziała gwiazda na wschodzie, za którą podążali trzej królowie/magowie by uczcić nowego zbawcę. Nauczał jako dwunastoletnie dziecko. W wieku 30 lat przyjął chrzest i tak zaczął się jego stan duchowny. Jezus miał 12 uczniów z którymi podróżował i czynił cuda - jak uzdrawianie chorych, chodzenie po wodzie, wskrzeszanie zmarłych; był znany jako "Król Królów", "Syn Boży", "Światło świata", "Alfa i Omega", "Baranek Boży" i wiele innych. Gdy został zdradzony przez swego ucznia Judasza, sprzedany za 30 srebrników, został ukrzyżowany złożony w grobowcu i po 3 dniach zmartwychwstał i wstąpił do nieba.

Przede wszystkim sekwencja narodzin jest czysto astrologiczna. Gwiazda na wschodzie to Syriusz, najjaśniejsza gwiazda na niebie, która 24 grudnia leży w jednej linii z trzema jasnymi gwiazdami z Pasa Oriona.

Te 3 gwiazdy nazywane są dziś, tak jak w starożytności: TRZEJ KRÓLOWIE. Trzej Królowie i najjaśniejsza gwiazda - Syriusz wskazują miejsce wschodu słońca 25 grudnia. Oto dlaczego Trzej Królowie podążają za gwiazdą na wschodzie aby odnaleźć miejsce wschodu - narodzin słońca. Dziewica Maria, jest konstelacją Panny, znaną także jako Dziewica Panna. "Virgo" (Panna) po łacinie znaczy "Dziewica". Starożytny symbol Panny to przerobione "M".

Oto dlaczego Maria, i inne matki dziewice jak matka Adonisa - Myrra, albo matka Buddy - Maya zaczynają się na "M". Panna odnosiła się także do "Domu Chleba". I reprezentacją Panny jest dziewica trzymająca kłos pszenicy.

Dom Chleba i symboliczny kłos pszenicy oznacza sierpień i wrzesień - czas żniw. Słowo "BETLEJEM" w istocie przetłumaczyć można jako "dom chleba". Betlejem odnosi się więc do konstelacji Panny, miejsca na niebie, nie na ziemi.

Jest też inne ciekawe zjawisko zachodzące 25 grudnia, w dniu przesilenia zimowego. Od przesilenia letniego do zimowego, dni stają się krótsze i chłodniejsze. Z perspektywy północnej półkuli Słońce wędruje na południe, staje się mniejsze i wydaje się oddalać. Skracanie się dni, dojrzewanie zbóż, gdy zbliża się zimowe przesilenie symbolizował dla starożytnych proces śmierci.

To była śmierć Słońca. Do 22 grudnia proces umierania Słońca się dopełniał. Słońce poruszając się na południe przez 6 miesięcy, osiąga najniższy punkt na niebie. I tu ciekawostka - Słońce wstrzymuje swą wędrówkę na 3 dni. Przez te 3 dni pauzy Słońce przebywa w sąsiedztwie konstelacji Południowego Krzyża (Crux). Po tym czasie, 25 grudnia, Słońce podnosi się o 1 stopień, tym razem na północ, zapowiadając dłuższe dni, ciepło i wiosnę. I dlatego się mówi: Syn (Słońce) umarł na krzyżu, był martwy 3 dni po to by zmartwychwstać, czy narodzić się ponownie.

Oto dlaczego Jezus i inne Solarne bóstwa łączy koncepcja ukrzyżowania, i zmartwychwstania po 3 dniach. Jest to okres zmiany kierunku poruszania się Słońca do kierunku północnej półkuli co przynosi wiosnę i zbawienie. Ale nie czczono zmartwychwstania Słońca aż do wiosennej równonocy lub Wielkanocy. A to dlatego, że z wiosenną równonocą, Słońce przezwycięża ciemność, dzień staje się dłuższy niż noc, i zaczyna się wiosenny rozkwit. Chyba najbardziej oczywistym ze wszystkich astrologicznych symboli dotyczących Jezusa jest 12 apostołów.

Są zwyczajnie 12 znakami Zodiaku, z Jezusem - jako Słońcem, który porusza się między nimi. Liczba 12 powtarza się ciągle w Biblii. Ten tekst ma więcej wspólnego z astrologią niż z czymkolwiek innym. Wracając do krzyża Zodiakalanego, ukazującego życie Słońca, Nie jest to tylko artystyczna koncepcja, czy narzędzie śledzenia ścieżki Słońca. Był to także symbol Pogański. A więc nie jest symbol Chrześcijaństwa. Poza tym prawie wszystkie insygnia chrześcijańskie zostały wzięte z pogańskich kultur: ornat, tiarę, stułę i wiele innych.

To pogańska adaptacja Krzyża Zodiakalnego. Układ gwiazdozbiorów, jeszcze z czasów poprzedzających nastanie wielkich cywilizacji Egiptu i Sumeru. Oto dlaczego Jezus we wczesnych malowidłach zawsze ma głowę na tle krzyża.
Bo Jezus jest Słońcem, Synem Bożym Światłem Świata, Zmartwychwstałym Zbawcą. który "przyjdzie ponownie", jak to robi każdego ranka. Chwała Boga, który przeciwstawia się ciemności, jako iż "rodzi się ponownie", każdego ranka.

I może być widziany jak chodzi pomiędzy chmurami "wysoko w Niebie", w koronie cierniowej albo koronie z promieni Słońca. Pośród wielu astronomicznych i astrologicznych metafor w Biblii, jedna z najistotniejszych dotyczy Wieków (Er).

W całym tekście jest wiele odniesień do "Wieku" (Ery).

Aby to zrozumieć, musimy zaznajomić się ze zjawiskiem zwanym ruchem precesyjnym Ziemi. Starożytni Egipcjanie oraz wcześniejsze kultury odkryły, że co około 2150 lat wschód słońca o poranku w dniu przesilenia wiosennego występuje w innym miejscu w Zodiaku. Wynika to z powolnej zmiany kąta nachylenia Ziemi względem własnej osi. Zwie się to ruchem precesyjnym, bo obserwowane konstelacje cofają się w stosunku do ich normalnego cyklu rocznego. Czas potrzebny na precesyjne przejście poprzez wszystkie 12 znaków wynosi 25.765 lat. Jest to tak zwany "Wielki Rok", a starożytni byli go bardzo świadomi.

Każdy okres 2150 lat zwali "Erą". Od 4300 przed naszą erą do 2150 przed naszą erą trwała Era Byka. Od 2150 przed naszą erą do 1 n.e. Era Barana. I od 1 n.e. do 2150 n.e. do dziś trwająca Era Ryb. W roku 2150 wkroczymy w nową Erę. Erę Wodnika.

Biblia generalnie odzwierciedla symboliczną wędrówkę poprzez 3 Ery zapowiadając czwartą. W Starym Testamencie, kiedy Mojżesz schodzi z Góry Synaj z 10 przykazaniami jest bardzo zły widząc ludzi oddających cześć Złotemu Cielcowi.

Rozbija więc kamienne tablice i nakazuje swojemu ludowi wzajemnie się pozabijać - by się oczyścić. Większość badaczy biblijnych łączy ten gniew z faktem uwielbienia przez Izraelitów fałszywego bożka. W rzeczywistości złoty byk jest astrologicznym Bykiem, a Mojżesz reprezentuje nową Erę - Barana. Dlatego Żydzi do dziś nadal trąbią w barani róg. Mojżesz reprezentuje nową Erę Barana, a w tej erze każdy musi porzucić poprzednią.

Inne Bóstwa także wskazują to przejście np. Mithra, przedchrześcijański Bóg, który zabił byka w tej samej symbolice. Jezus jest postacią przewodnią następnej po Baranie ery.

Ery Ryb. Symbolika Ryb pojawia się bardzo często w Nowym Testamencie. Jezus nakarmił 5000 osób chlebem i dwiema rybami. Kiedy rozpoczął nauczanie w Galilei, spotkał 2 rybaków, którzy za nim poszli. I myślę, że wszyscy widzieli znak ryby Jezusa naklejany na samochody, nie wiedząc co tak naprawdę znaczy.

To pogański symbol astrologiczny Solarnego Królestwa Ery Ryb. Poza tym dzień narodzin Jezusa stał się początkiem tej Ery. Św. Łukasz: 22:10 - gdy uczniowie spytali Jezusa gdzie będzie następna pascha gdy jego już nie będzie. Odparł: "Kiedy wejdziecie do miasta, ujrzycie człowieka niosącego dzban z wodą. Idźcie za nim do Domu, do którego wejdzie".

Ten fragment jest jednym z najlepiej odkrywających wszystkie astrologiczne konotacje. Człowiek niosący dzban z wodą to Wodnik. Zawsze przedstawiany jako człowiek niosący wodę. Reprezentuje Erę nastającą po Erze Ryb i kiedy Słońce (Syn Boży) opuszcza Erę Ryb (Jezus), wejdzie do Domu Wodnika. Jako że Wodnik następuje po Rybach w ruchu precesyjnym. Jezus mówi więc, że po Erze Ryb nastąpi Era Wodnika.

Słyszeliśmy już o czasach ostatecznych i końcu świata. W oderwaniu od obrazków z Księgi Objawienia, główne źródło tej idei pochodzi z Ks. Mateusza 28:20, gdzie Jezus mówi: "Będę z wami nawet do końca świata". W wersji Biblii "Króla Jamesa", "świat" jest złym tłumaczeniem, wśród wielu innych. Właściwym słowem powinno być "AEON" co znaczy "ERA".

"Będę z wami nawet do końca Ery" Co jest prawdą, bo Jezus, Solarne uosobienie Ery Ryb skończy się gdy Słońce wejdzie w Erę Wodnika. Cały pomysł końca świata jest złym rozumieniem astrologicznych alegorii.

Więcej - postać Jezusa - będącego dosłownie astrologiczną hybrydą, jest wyraźnym plagiatem egipskiego boga Słońca - HORUSA. Dla przykładu, malowidła sprzed 3500 lat na ścianach Świątyni Luxoru w Egipcie to obrazy wprowadzające koncepcję niepokalanego poczęcia, narodzin i uwielbienie Horusa. Obrazy zaczynają się od TOTa zwiastującego dziewicy, że powije Horusa potem NEF - Duch Święty zapładnia dziewicę, która rodzi uwielbianego.

To jest dokładna historia cudu narodzin Jezusa. W istocie podobieństwa pomiędzy religią Egipską i Chrześcijaństwem są uderzające. Plagiat ma swą kontynuację.

Historię NOEGO i jego arki wzięto bezpośrednio z tradycji.

Koncept wielkiej powodzi jest wszechobecny w starożytnym świecie, z ponad 200 przykładami z różnych okresów i czasów. Ale na przedchrześcijańskie źródło najlepiej wygląda epos Gilgamesz, napisany 2600 przed naszą erą. Historia opowiada o wielkiej powodzi zesłanej przez Boga, Arce ratującej zwierzęta, a nawet uwolnieniu i powrocie gołębia, wszystko tak samo jak w biblijnej historii, obok listy wielu innych podobieństw.

A potem pojawia się splagiatowana historia Mojżesza. Kiedy Mojżesz się urodził, miał zostać włożony do kosza i puszczony na rzekę, by uniknąć dzieciobójstwa. Został uratowany przez córkę króla i wychowany na księcia. Ta historia została zaczerpnięta z mitu o SARGONIE z Akkad, około 2250 przed naszą erą Sargon po narodzinach by uniknąć śmierci został włożony do kosza i spuszczony rzeką.

Został uratowany i wychowany na księcia przez królewnę AKKI. Poza tym Mojżesz jest znany jako Dawca Prawa, który dał 10 Przykazań. Ale idea dawania prorokowi przez Boga prawa na górze jest także starszym motywem. Mojżesz jest tylko kolejnym prawodawcą w długiej linii sukcesji takich postaci w chronologii.

W Indiach - MANU był wielkim dawcą prawa.

Na Krecie - MINOS - zstąpił z Góry Dicta, gdzie ZEUS dał mu święte prawa.

W Egipcie był MISES, który zniósł kamienne tablice ze spisanym prawem.

MANU, MINOS, MISES, MOSES (Mojżesz) Nawet 10 przykazań, zaczerpnięto bezpośrednio z egipskiej Księgi Zmarłych.

Co w Księdze Zmarłych napisano jako "Nie ukradłem" stało się "Nie kradnij," "Nie zabiłem" - "Nie zabijaj," "Nie skłamałem" - "Nie dawaj fałszywego świadectwa", itd.

Faktycznie religia egipska jest podstawą całej Judeochrześcijańskiej teologii.

Chrzest, życie po życiu, sąd ostateczny, dziewico-rództwo, wskrzeszenie, ukrzyżowanie, arka zbawienia, obrzezanie, zbawiciele, święta komunia, wielka powódź, Wielkanoc, Boże Narodzenie, Pascha i wiele wiele innych, to cechy koncepcji egipskich długo wyprzedzających Chrześcijaństwo i Judaizm.

Św. Justyn Męczennik, jeden z pierwszych chrześcijańskich historyków napisał: "Kiedy mówimy, że Jezus, nasz nauczyciel został poczęty bez seksu, umarł ukrzyżowany zmartwychwstał i wstąpił do Nieba, nie mówimy o niczym innym niż ci, którzy oddają cześć bogu Jowiszowi.

" W innym tekście, Justyn powiada: "Był zrodzony z dziewicy, zaakceptuj to jako podobieństwo z twą wiarą w Perseusza". To oczywiste, że Justyn i inni wcześni Chrześcijanie wiedzieli jak bardzo podobne do religii pogańskich było Chrześcijaństwo. Justyn miał na to radę. Im bardziej go to niepokoiło, była to wina Diabła. Diabeł mógł przewidzieć co Chrystus zrobi, mógł więc stworzyć takie podobne mity w świecie Pogan.

Biblia jest tylko astro-teologiczną literacką hybrydą, jak prawie wszystkie religijne mity przed nią. Aspekt przeniesienia jednej postaci i jej atrybutów do nowej można znaleźć w samej Biblii.

W Starym Testamencie jest historia Józefa.

Józef był prototypem Jezusa. Narodziny Józefa były cudem - Jezusa narodziny także. Józef miał 12 braci - Jezus miał 12 uczniów. Józef został sprzedany za 20 srebrników - Jezus za 30. Brat "Juda" dokonuje zdrady Józefa - uczeń "Judasz" dokonuje zdrady Jezusa. Józef zaczyna pracę w wieku 30 lat - Jezus także. Lista podobieństw jest długa.

"Religia Chrześcijańska jest w jakimś sensie kopia kultu Solarnego, w której postawiono osobę Chrystusa w miejsce Słońca i oddaje się mu cześć pierwotnie oddawaną Słońcu. Chrześcijaństwo nie opiera się na prawdzie do końca na prawdzie. Chrześcijaństwo jest jedynie Rzymską historią rozkręconą politycznie. Prawda jest taka, że Jezus był Bóstwem Solarnym gnostyckiej sekty Chrześcijan.

To było polityczne zagranie, by wykorzystując Jezusa zyskać kontrolę nad społeczeństwem.

W 325 r.n.e. cesarz Rzymu Konstantyn zwołał Radę Nicei. Podczas tego spotkania polityczna doktryna chrześcijańska została zatwierdzona. I tak zaczęła się długa historia Chrześcijaństwa, przesiąknięta krwią i duchowymi kłamstwami. A przez następne 1600 lat Watykan trzymał polityczną władzę nad całą Europą. Doprowadzając do okresów zwanych "Ciemnymi Wiekami", podczas których zaistniały Krucjaty czy Inkwizycja. Chrześcijaństwo, razem ze wszystkimi innymi teistycznymi systemami, do pewnego stopnia jest oszustwem wieku. Służyło oderwaniu gatunków od naturalnego świata, i od siebie samych. Polega ono głównie na ślepym słuchaniu autorytetów.

Redukuje ludzką odpowiedzialność za sprawą "Boga" kontrolującego wszystko, a w efekcie okrutne zbrodnie są usprawiedliwiane w imię Boskiej Sprawy. I najważniejsze: daje władzę tym, którzy znają prawdę, ale używa mitu by manipulować i kontrolować społeczeństwem. Mit religijny jest najpotężniejszym orężem kiedykolwiek stworzonym i służy za psychologiczny grunt na którym mogą kwitnąć inne mity.

Mit jest ideą polegającą na błędnej wierze w niego szerokiej rzeszy ludzi. W głębszym sensie, w sensie religijnym mit służy jako historia organizująca i mobilizująca ludzi. Sens nie polega na opowiadaniu historii w odniesieniu do rzeczywistości ale na jej funkcji. Historia nie może spełniać swej funkcji, dopóki w społeczeństwie nie jest traktowana jako prawda.

Niektórzy ludzie mają czelność zadawać pytania o prawdę dotyczącą świętej historii, ale strażnicy wiary nie wchodzą z nimi w dyskusję. Ignorują ich, albo wyzywają od bluźnierców, którzy służą szatanowi.


Świątynia Horusa


Sprawa Horusa to problem niezwykle złożony. Przede wszystkim należy spojrzeć na niego z szerszej perspektywy. Chodzi tu przede wszystkim o spojrzenie historyczno-mitologiczne. Horus był jednym z najpopularniejszych bóstw w starożytnym Egipcie. Nie można mówić o tej postaci w oderwaniu od tej tradycji. Podstawa, na jakiej został zbudowany Horus w Świecie Mroku, jest jego antagonizm z Setem. W Egipcie antagonizm miedzy tymi bogami był wieloznaczny i toczył się na wielu płaszczyznach. Był na przykład wyrazem sprzeczności tkwiących w samej przyrodzie. I tak Horus symbolizował niebo i światło, a Set zaś ziemie, burze, ciemność. Ponadto antagonizm pogłębiały jeszcze stosunki Ozyrysa (uznanego za ojca Horusa) z Setem. Otóż Set był bogiem pustyń, a Ozyrys symbolizował witalne siły przyrody. Trzeba tez spojrzeć na ten konflikt z punktu widzenia tradycji politycznej. Pierwotnie Horus stanowił bowiem główne bóstwo Egiptu Dolnego, a Set Górnego. Początkowy antagonizm miedzy tymi ośrodkami władzy został przeniesiony na płaszczyznę mitologiczną. W tym świetle konflikt Horus - Set jawi się nie jako konflikt dwóch konkurentów o władze, ale o coś znacznie bardziej pierwotnego, mianowicie jako jedno z odbić odwiecznego konfliktu Światła i Ciemności, co zresztą zostało w pewien sposób podkreślone w Świecie Mroku.

Horus nie był jedynym bóstwem, o jasno określonych atrybutach i cechach. Cala mitologia egipska ma to do siebie, że przez cały okres trwania Egiptu ulegała częstym przemianom. Ponadto istniało kilka odrębnych ośrodków, które kształtowały swoje odrębne tradycje mitologiczne. Samego Horusa przedstawiano pod postacią sokola, dysku słonecznego z sokolimi skrzydłami lub mężczyzny z głową sokola. Ale jego wcieleń było znacznie więcej.

Dzięki temu, że jego kult stał się bardzo popularny, poczęły się tworzyć lokalne odmiany Horusa w wyniku połączeń z rozmaitymi bogami lokalnymi. Z tych postaci co najmniej kilka było bardzo znanych (np. Horus syn Izydy - Harsiese, Horus - Słonce - Harpre, Horus - Dziecko - Harpokrates, Horus w Horyzoncie - Hor - Achte, Horus, który Jednoczy Oba Kraje - Harsomtus, Horus z Behedety, etc.) oraz istniało wiele innych, o charakterze bardziej lokalnym. Te postacie mają rożne cechy i atrybuty, ba, bywa że są ze sobą sprzeczne. Najpopularniejszym jednak obrazem Horusa, była jego wizja jako symbolu władzy królewskiej. Był on gwarantem boskiego charakteru władzy królewskiej, król stanowił żywe wcielenie tego boga. Jego ojciec natomiast, Ozyrys, był symbolem faraona po śmierci (tak jak Horus za życia).

Widać więc, że tło jest tu bardzo skomplikowane. Patrząc na Horusa przez pryzmat tradycji i Świata Mroku rzucają się w oczy przede wszystkim następujące dwie sprawy: wspomniany już konflikt z Setem i jego olbrzymi wpływ na Egipt. Zajmijmy się najpierw tym drugim problemem. Tak wielokrotne odbicia Horusa w tradycji i wierzeniach Egiptu świadczą o tym, że jego wpływ na Egipt Starożytny był wielokrotnie silniejszy, niż to się pozornie wydaje. Wygląda na to, ze świat wierzeń był w dużej części kontrolowany przez Horusa i jego sługi. Niewiele się miniemy z prawdą, gdy stwierdzimy, że właściwie cały Egipt był państwem zbudowanym pod znakiem Horusa.

Jaką rolę miął on w zjednoczeniu tego państwa i jego późniejszych przewagach i sukcesach? Możemy tego się tylko domyślać, ale niewątpliwie okresy stabilnej i silnej władzy w Egipcie, sprawowanej przez władców miejscowych, to okresy, gdy wpływy Horusa były najsilniejsze. I odwrotnie, okresy przejściowe, problemy dynastyczne, czy takie czasy, jak panowanie Hyksosów, to oczywiście efekt wpływów Seta. Władza Horusa na poziomie wierzeń była jeszcze silniejsza, co możemy stwierdzić na podstawie jego licznych wcieleń. Niewątpliwie także on popierał rozwój kultów słonecznych, takich jak kulty potężnych bogów Ra i Amona, a także nieustanne wsparcie dla kultu Izydy.

Widocznie jednak wpływy Horusa słabły. W okresie hellenistycznym stare kulty odchodziły w przeszłość, a okres rzymski, zakończony chrześcijaństwem, oznacza upadek religii egipskiej w ogóle. Jednocześnie Horus zaczął postrzegać siły stojące poza Egiptem. Wydaje się, że jego zamkniecie się w sprawach egipskich odbiło się niekorzystnie na jego wpływach w tym kraju. Póki Egipt był izolowany lub niezależny, wpływy Horusa były duże, gdy zjawili się tu ludzie z innych stron świata (najpierw Persowie, tu mała dygresja - Persowie ograniczyli się do wpływów na niwie politycznej, religijnie pozostawiając całkowitą swobodę Egipcjanom, ba nawet sami początkowo uczestniczyli w ich religii, co rzuca pytanie o stosunek Mithrasa do Horusa, jeśli rzeczywiście przypiszemy powstanie Imperium Perskiego temu matuzalemowi Ventrue; potem już Grecy i Rzymianie, na końcu Arabowie - reprezentujący kolejne wpływy istot Świata Mroku). Stąd na dłuższą metę egiptocentryzm Horusa okazał się zgubny dla jego własnej ojczyzny. Co objawiło się tym, że dzisiejszy Egipt zupełnie nie przypomina tego ze starożytności. A i wpływy Horusa są w nim chyba tylko symboliczne.

W Świecie Mroku Horus reprezentuje stronę boga Ra, który w tej wizji jest kimś na kształt demiurga, Boga Wszechmogącego i jednocześnie symbolu Słońca i światła. Ra jest również patronem poczynań Izydy i Ozyrysa. Głównymi adwersarzami według Mumii są Ra i Apopis . W tej walce Horus jest 'czarnym koniem' boga Ra. Konflikt Ra i Apopisa ma wyraźnie charakter konfliktu Światła i Ciemności, jest odpowiednikiem Judeo-chrześcijańskiego konfliktu Dobra ze Złem. Stad Horus, niezależnie od jego oceny obiektywnej, jest bojownikiem o 'słuszną sprawę'. Cokolwiek bowiem mu zarzucić, to jest on jednym z niewielu, którzy walczą jeszcze z Siłami Mroku.

Horus jest niemalże bogiem? Nie, jest bogiem rzeczywiście. Co czyni kogoś bogiem? Nieśmiertelność. Nadnaturalne moce. Wyznawcy. Wszystkie te cechy Horus spełnia. Nie możemy się tu zamykać w sztywnych statystykach Mumii. Bo Horus nie jest tylko potężna Mumią, która mistrzowsko opanowała sztukę Hekau. Nie, on jest bogiem naprawdę. Możemy rożnie oceniać jego czyny (tak jak innych politeistycznych bogów Starożytności, których czyny wcale nie jawią się nam jednoznacznie), ale jest on bogiem niewątpliwie.

Idźmy o krok dalej. Otóż jeśli Ra i nasz Bóg to to samo (prosta identyfikacja, jak naszego Boga z Jahwe czy Allachem, według założenia, że wszyscy oni to odbicie tego samego wszechpotężnego demiurga), to Horus jest jednym z jego aniołów. Jest sługą Ra, którego prawdziwa istota jest natury duchowej, a Horus to powłoka ziemska, awatar potężnego bytu.

Horus narodził się jak człowiek, ale dusze miał boską, czy jak kto woli, anielską. Czy Horus potrafi wybawić świat? Tak, potrafi, ale nie zrobi tego sam. Scenariusz będzie wyglądał jak w Apokalipsie. Najpierw wygra Set, on zapanuje nad światem (a właściwie zapanuje Apopis i jego słudzy). Wtedy Horus stoczy pojedynek z Setem, tak jak archanioł Michał stoczy swój z Szatanem, Ormuzd z Arymanem, etc. Pamiętajmy jednak, że to jest Świat Mroku. Stąd pytanie 'Kto wygra?' nie ma tu odpowiedzi jednoznacznej. Ja bym stawiał odwrotnie, niż to ma miejsce w naszym świecie. Stad uważam, że Horus przegra. A wiec Horus jest postacią tragiczną. Całe życie poświęcił walce z jednym tylko wrogiem. Dąży do finałowej walki, która jest sensem jego istnienia. Poświęcił się walce ze Złem, reprezentowanym w jego przekonaniu przez Seta. Ale tępi także inne przejawy działań Apopisa, jak Upośledzonych, Kainitów, Infernalistów, etc.

Niedługo nastąpi rozstrzygnięcie. Czas ostateczny się zbliża, gdy siły Światła staną do walki z siłami Ciemności. Wojna Synów Światłości z Synami Ciemności. Siły Światła mają wielu wodzów, jednym z nich jest właśnie Horus. Możesz mieć o nim rożne zdanie, ale on widzi realne zagrożenie i postępuje stosownie do swojej wiedzy o nim. Przeznaczeniem Horusa jest Set. Tak jak wielu Synów Światłości będzie walczył ze swoim wrogiem pośród Synów Ciemności.

"Żołnierze wyklęci"

cz...........00 • 2013-08-22, 16:42
6
Tak zwani żołnierze wyklęci - gdy już nie byli w stanie kolaborować z hitlerowcami w zwalczaniu ruchu komunistycznego - zaczęli robić to samodzielnie, poświęcając się bez reszty terroryzmowi, zamachom i bestialskim poczynaniom.

Ich ofiarą padali nie tylko członkowie PPR, żołnierze Wojska Polskiego i Armii Czerwonej, milicjanci, funkcjonariusze bezpieczeństwa, ale także ci, którzy choćby przyjęli ziemię w ramach reformy rolnej lub byli podejrzani o sympatię do władzy ludowej. Z zimną krwią "żołnierze wyklęci" mordowali nawet partyzantów z byłej Armii Krajowej! Ginęli działacze bynajmniej nie komunistycznych partii politycznych - PPS, PSL, ZSL, SD. Ginęli weterani walki z faszyzmem. Ginęli - po bestialskich torturach - krewni "bolszewików", także ich matki, żony i dzieci.

Antykomunistyczne zbrojne bandy wyczekiwały z utęsknieniem wraz z tzw. rządem emigracyjnym nowej wojny światowej. Marzyli by po trupach milionów Polaków dorwać się do władzy i stać się znów panami, którzy będą mogli czerpać zyski z cudzej pracy, po szlachecku bić "chamów" na odlew i stręczyć swe rodaczki na ruinach stolicy amerykańskim żołdakom.

Warto przybliżyć czytelnikom sylwetkę jednego z najbardziej czczonych przez obecny reżim "bojowników o wolność" - Józefa Kurasia, pseudonim Ogień. Tygodnik "Przegląd" w najnowszym numerze przedstawił szczegóły wykaz zbrodni, których dopuściła się banda Kurasia. Na stronie internetowej czasopisma można również znaleźć pochodzący sprzed 8 lat list otwarty kombatantów AL i LWP, w którym czytamy:

"Jego biografia pełna jest zbrodni, zdrady i rabunków. "Ogień" i jego ludzie mordowali i torturowali nie tylko żołnierzy Wojska Polskiego, funkcjonariuszy UB i MO, ale też bezbronne osoby cywilne, kobiety i dzieci oraz Żydów, do których również pałał nienawiścią. Już w przeszłości, w maju i czerwcu 1996 r. w audycji "Rewizja nadzwyczajna" w TVP usiłowano przedstawić "Ognia" jako bohatera i patriotę. Wyróżnili się w tym Dariusz Baliszewski, dr Andrzej Kunert oraz prof. Paweł Wieczorkiewicz. Gloryfikując zbrodnie popełnione przez "Ognia" i jego bojówki, nie wzięli w ogóle pod uwagę opinii występujących w programie żołnierzy Armii Krajowej ani nie wspomnieli o zbrodniczych zapiskach w notatniku "Ognia". Nowotarski Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej odżegnał się od zbrodni Kurasia i stanowczo je potępił, podając, że 430 osób było ofiarami "Ognia". Na podstawie różnych publikacji (literatury faktu i prasy) stwierdzono, że w okresie od 17 kwietnia 1945 r. do końca marca 1947 r. z rąk "Ognia" i jego bojówek zginęło co najmniej 306 osób, w tym żołnierze WP, KBW, funkcjonariusze UB i MO, członkowie PPR i ZWM, pracownicy administracji, kobiety i dzieci, Żydzi niezwiązani z władzą, turyści i inne osoby bezbronne. Oprócz wyżej wymienionych morderstw bojówki "Ognia" dokonały 295 napadów terrorystyczno-rabunkowych (w tym koni i bydła) i nałożyły 120 indywidualnych kontrybucji na sumę kilku milionów złotych. Prezydium Zarządu Głównego Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II Wojnie Światowej wydało 26 czerwca 1996 r. oświadczenie, potępiając fakt gloryfikowania zbrodni "Ognia".

Przegląd Tygodniowy z 11.12.1996 zamieścił zaś fragmenty z notatnika samego Kurasia. Zobaczmy, co nasz "rycerz bez skazy i zmazy" miał do powiedzenia:

1945

28 sierpnia - Wykonano egzekucję na 4 Żydach w Maniowcach. Zdobyto 5 par butów.

6 października - Szaflary, sołtys Chudoba. Zabrane dary UNRRA. Sklep na Obidowej. Papierosy.

15 października - Polska Tymanowa. Ziemianka. Szczecina na twarzach. Czterech Słowaków, nie dali okupu. W łeb. Za "Zbója". Ciasno. Sześćdziesięciu. Tu grób, belki, glina.

10 grudnia - Sowińska, Nowy Targ, PPR. Śmierć. Buła, Krościenko, śmierć. Katarzyna. Waksmund, śmierć. Podejrzana. Brzuch jak stołek. Dwojaczki? Ludzie ślimaki. Lepiej niech niewinny zginie, a obóz nie może być zdradzony. Sumienie? Wolność. Nie dałem się sumieniu. Katarzyna na słupie telegraficznym. Lew nie chciał wykonać. Kulka. Baba spotkała mnie na ulicy. "Kaś mojego Jaśka zabił?". Głupia. Będziesz się żeniła drugi raz.

1946

1 lutego - Akcja za granicę. Słowacja. Krowy "Chrobry". Rozbity posterunek słowacki.

10 marca - Pozwoliłem na likwidację magistra z Magistratu Rabka. Kot ręczy, że pracuje na dwie strony. Kubuś, Śmigły, Roch. Stąd poszli do magistra wychowania fizycznego. Misiak. Nie chciał otworzyć. Zmuszono sąsiadkę, żeby wołała swoi: Wybiegł do drzwi na korytarz, przez szybę seria. Uciekł na górę, kule w piersiach. Wyłamano drzwi, dokończono na kanapie.

25 marca - Na Orawie 3 napady na pepeerowców. Skonfiskowano świnie, krowy. Płaczą za późno, ze Słowakami za pan brat. (...)

28 lipca - "Rybka" zlikwidował w Zakopanem 3 ZWM-owców. I 1 studenta w szpitalu. Ulżyli mu. Dwóch oficerów, Poświst zatrzymał kolejkę na Gubałówkę.

3 czerwca - Dyplomaci angielscy. Obidowa. Zegarki, 60 000, koce, legitymacje. Lalusie zgniłe. Podpisałem: UB. (...)

7 września - Matka i siostra Oszewki przychodzą do Pośwista. Grożą, jeśli Oszewka zabity. Co robić? Całą rodzinę.

4 grudnia - Kontrybucja. Haburowa Katarzyna 500 000. Most, Giżycka Maria 500 000. Niedzica 100 000. 24.XI. zlikwidowano, Kamin... 150 000. 24.XI.

1947

20 stycznia - Wybory zasrane. Nic nie jest prawdą. Wszystko mi wolno. Wszystko moim wolno. Trzeba było lepiej przyciskać. I inni gdzie indziej też. Byłby większy posłuch. Miesiąc temu konferencja z kapitanem KBW, wywąchałem zasadzkę, a kapitanowi tylko chlusnąłem spirytusem w oczy. Zasrana wspaniałomyślność. Albo dlaczego Poświst nie zakropił dwóch ZMW-owców na Starej Robocie? Zanim przyszedł wyrok z podpisem, dał się rozbić. Niech robią teraz, co chcą. I jeszcze większe kontrybucje.

15 lutego - Wypoczynek. Waksmund, Ostrowsko. Dekret o ujawnieniu. Nie. Dać się prowadzić na sznurku? Będę dalej król Podhala.

Warto dodać, że wszystko to zostało potwierdzone pod przysięgą 16.03.1990 przez ośmiu wysokich rangą byłych żołnierzy AK w Nowym Targu przed obliczem proboszcza Franciszka Juraszka. Nie mogą oni zapomnieć Kurasiowi, że przez pewien czas ten dezerter z AK wkręcił się do aparatu władzy ludowej i póki nie został przez tę władzę zdemaskowany, zdążył jako szef MO i UB w Nowym Targu wyłapać i zniszczyć wielu swych byłych towarzyszy broni.

Teraz staje się jasne, czemu Kuraś cieszy się taką estymą i stawiany jest przez rządzących za wzór kolejnym pokoleniom. Dzieje się tak, gdyż kolejne ekipy począwszy od 1989 r., sprzedajni historycy i inni antykomuniści głęboko utożsamiają się z jego "dokonaniami". Sami bowiem prezentują moralność sadystów i zdrajców. Zresztą Kuraś nie wybijał się zbytnio okrucieństwem na tle innych "żołnierzy wyklętych" czczonych 1 marca przez obecną propagandę.

Wiesz co jesz?

Donaldek • 2013-08-22, 14:44
19
Witam. Chciałbym przedstawić krótki ale jakże treściwy filmik o tym, co codziennie zjadamy nie mając świadomości jak w dzisiejszych czasach powstaje "naturalne mięso". Oto ta różnica, czym się różni kura z naturalnego chowu a takiego jaki jest na filmie i z którego zwierzęta trafiają do lodówek wielkich sieci supermarketów... A więc krótko zwięźle i na temat, endżoj: :ok:


Katastrofa w Neuhammer (Świętoszów)

Dopek • 2013-08-22, 00:12
22
Jest to nie długie opowiadanie o katastrofie lotniczej w dzisiejszym Świętoszowie, które miało miejsce w sierpniu 1939 roku. Może kogoś zainteresuje ;)



Jest to 1 Sturzkampfgeschwader 76 (pułk lotniczy bombowych samolotów nurkujących), nazywany Grazzer Gruppe (Styryjska Grupa), a to ze względu na jego macierzystą, dotychczasową dyslokację w pięknym Steiermarku. W ramach przygotowań wojennych przeciwko Polsce, Grupa została przeniesiona z Austrii na Łużyce i przekazana pod bezpośrednie dowództwo generałmajora Volframa von Richthofena – kuzyna słynnego asa lotnictwa, Czerwonego Barona.

Na poligonie wojskowym w Neuhammer (Świętoszów), położonym na Saganer Heide (Żagańskie Wrzosowiska), na oczach generałów lotnictwa, ma zostać zademonstrowana skuteczność ataku bombowego, przeprowadzonego zwartą formacją samolotów bombowych JU 87B. Amunicją mają być specjalnie przygotowane, betonowe atrapy bomb z zamontowanymi świecami dymnymi.

Dowódca Grupy Hauptmann Walter Sigel przeprowadza ostatnią odprawę z pilotami, między innymi wydaje rozkazy odnośnie charakteru użycia formacji nalotu i kolejności bombardowań. Chwilę później, tuz obok, ląduje eskadra rozpoznania pogodowego, dowódca której melduje- Na terenie akcji występują gęste chmury, zachmurzenie w dwóch trzecich, wysokość chmur 2000 metrów. Wysokość podstawy chmur 900 metrów, poniżej podstawy dobra widoczność. Po otrzymaniu komunikatu pogodowego wszystko stało się jasne. Wzniosą się na wysokość 4000 metrów, następnie w locie nurkowym przebiją się przez grubą warstwę chmur i na wysokości 300-400 metrów wzrokowo zlokalizują wyznaczone cele.

- Jeszcze jakieś pytania?, alles klar!, wobec tego do maszyn i połamania karków!

Minuty później Stukasy kołują na start, kolejno wzbijają się w powietrze i formują się nad lotniskiem w szyku przelotowym.



I tak jak wszystkie eskadry Sztukasów na krótko przed wybuchem wojny zostały przezbrojone w nowe typy Junkersów, tak i I StG 76 ma w swoim stanie posiadania najnowszy typ maszyny Ju 87B. W przeciwieństwie do typu A, który to swój chrzest bojowy, pod dowództwem Volframa von Richtchofena odbył w czasie wojny domowej w Hiszpanii, równając na jego bezpośredni rozkaz Guernicę z ziemią, Ju 87B przede wszystkim posiada dużo mocniejszy silnik – Jumo 211Da, który to ze swoimi 1150kM jest prawie dwukrotnie silniejszy niż jego poprzednik. Po załadowaniu 500 kG bomb, oraz rozwijanej prędkości przelotowej, ponad 300 km/h, Ju 87B jest zdolny operować w promieniu 200 km.

Formacja Stukasów w locie – zdjęcie z sierpnia 1939 roku

Stukas nie mógł jednak prowadzić działań bojowych na zbyt znacznym obszarze, mimo to, posiadał wystarczająco duży zasięg, aby udzielać potężnego wsparcia bojowego jednostkom piechoty i oddziałom zmotoryzowanym.

I po to go właśnie zbudowano.

Wysoko ponad chmurami grupa bojowa I/ StG 76 zbliża się do celu w Neuhammer. Wreszcie nadszedł ten moment, jest kilka minut przed godziną 6.00, rankiem 15 sierpnia 1939 roku, kapitan Sigel wydaje rozkaz sformowania szyku bojowego. On sam wysuwa się na czoło eskadry, na lewo od niego jego adiutant Oberleutnant Eppen, na prawo oficer techniczny Oberleutnant Mueller, który jako ostatni z eskadry rozpocznie szaleńczy lot nurkowy, następnie uderzą 2 i 3 eskadra, a na koniec 1, która chwilę wcześniej przegrupowując się z szyku przelotowego do szyku bojowego, przemieściła się na tył Grupy. Nikt z tej 1 eskadry, a wśród nich jej kapitan, później awansowany do stopnia generała lotnictwa – Oberleutnant Dieter Peltz, nie miał wówczas pojęcia, że to taktyczne przegrupowanie w szyku, wszystkim im później uratuje życie.

Setki razy ćwiczyli i setki razy powtarzali, – dowódca zawsze jako pierwszy przechodzi do lotu nurkowego, on decyduje kiedy i czy aby na pewno – teraz kapitan Siegel gwałtownie odpycha od siebie drążek sterowy …

Klucz za kluczem samoloty zanurzają się w pierzynę chmur, coraz głębiej i głębiej w mlecznobiałe opary, 10 sekund, 15 sekund, tylko ćwierć minuty – powinni byli już się przebić, ale jak długo to jest 15 sekund? Kto w trakcie szaleńczego lotu nurkowego ma poczucie czasu?, kto wówczas, gdy krew odpływa od mózgu, gdy ciało zdaje się ważyć kilka razy więcej, spogląda na wysokościomierz?, Hoehenmesser, który w szaleńczy sposób tańcuje raz w tę, raz w drugą stronę, tam i z powrotem, kto w ogóle myśli o czym innym, niż o tym, że lada moment chmury się skończą, a ty będziesz musiał w ułamkach sekund namierzyć cel i pozbyć się śmiercionośnego ładunku.

Kapitan Sigel poczuł jak gorący pot spływa mu po twarzy, cały czas pikuje w dół, przebijając się przez chmury, nie wie już jak długo, z grozą wpatruje się do przodu. Teraz, w następnym ułamku sekundy musi zobaczyć die verdammte Erde, tę pieprzoną ziemię! Nagle, ta na biało pomalowana pralnia ciemnieje, w ułamku sekundy wszystko staje się oczywiste, – to, tam przed nim, to ciemne, to ziemia! Ma do niej nie więcej niż 100 m.

Hauptmann Sigel leciał, jakby zawiązany w mlecznobiałym worku, wprost w objęcia brązowoczarnej śmierci, a cała Grupa podążała jego śladem. Błyskawicznie wcisnął przycisk automatycznego wyjścia z lotu nurkowego, ściągnął drążek sterowy na siebie, jednocześnie krzycząc w mikrofon

- ciągnąć, pull up, pull up, mgła przy ziemi, ziehen!!

Las pędzi na niego, tam jakaś przesieka, przecinka czy leśny dukt, zanurzył się w nim, z trudem wrócił do żywych, Sigel znów ma Stuke pod kontrolą. Dokładnie dwa metry nad ziemią wyrównał lot i pędzi między drzewami, wzdłuż leśnej przesieki. Ostrożnie podrywa maszynę i rozgląda się dokoła. Z lewej Stukas Eppensa kosi drzewa i po chwili zawisa na nich, z prawej Mueller, drugi pies z klucza, watahy – płonie.

Ze względu na złą widoczność dalsze potworności katastrofy zostają Sigelowi oszczędzone.

Cała 2 eskadra, dowodzona przez Oberleutnanta Goldmanna niczym Tu 154M wbija się w ziemię. Z 3 eskadry kilka maszyn zostaje oszczędzonych, pozostałe łapią skurcze niemocy, przeciągają i plecami walą się na las.

Leutnanta Hansa Steppa, dowódcę klucza, jako ostatniej 1 eskadry, mającej pikować nad Wehrauer Heide ( Wrzosowiska Osiecznickie), krótko po przechyleniu maszyny do lotu nurkowego, zmroził pełny zwątpienia i grozy krzyk dowódcy Grupy, wydobywający się ze słuchawek laryngofonu

– ziehen, ciągnąć, pull up, mgła przy ziemi, pull up!!

Stepp momentalnie zareagował, z całych sił szarpnął za drążek i po chwili już, był ponad chmurami.

Cała pierwsza eskadra przez długi jeszcze czas krążyła po niebie, wypatrując śladów Kameraden. Po chwili zaczęły pojawiać się, wstępujące coraz wyżej i wyżej w niebo, słupy brunatnobrązowego dymu …

Luftwaffe stracilo tego dnia, auf einem Schlag 13 Stukasów, 26 młodych lotników.Wolfram v. Richthofen, człowiek który zawsze był przeciwnikiem wyposażania Luftwaffe w Stukasy, a one miały teraz, lada dzień, w nadchodzącej wojnie przyczynić się do jego największych sukcesów, tego dnia stał się naocznym świadkiem Katastrofy pod Neuhammer.

Adolf Hitler po otrzymaniu meldunku o tragedii w Świętoszowie, przez następne 10 minut gapił się tępo przez okno. Jednakże domniemanie, że przynajmniej przez te 10 minut zawahał się, czy zaatakować Polskę, byłoby niemożliwym do udowodnienia.

Jeszcze tego samego dnia powołano, pod przewodnictwem generała Hugona Sperrle, specjalny Sąd Wojenny, celem wyjaśnienia przyczyn i osądzenia winnych katastrofy.

Wyrok skazujący nie zapadł. Ciężka mgła przyziemna musiała pojawić się w przeciągu niespełna godziny między rozpoznaniem pogodowym, a momentem nalotu, ( w momencie przybycia I StG 76 do miejsca ćwiczeń, nastąpiła zmiana warunków pogodowych, pojawiła się ciężka mgła ziemna, o czym jednak Grupa nie została poinformowana).Sąd orzekł, a były dowódca Legionu Condor – Hugo Sperrle odczytał jego orzeczenie – dowódca I/STG 76 w momencie stwierdzenia zagrożenia, uczynił wszystko, aby ostrzec swoich ludzi.



PS Parę dni później, 1 września 1939 roku, pierwsze bomby II Wojny Światowej spadły na małe polskie miasteczko Wieluń. Bezpośredni rozkaz zbombardowania Wielunia wydał generałmajor von Richthofen. Zginęło ponad 1200 mieszkańców, a miasto uległo w blisko 75% zniszczeniu. Bomby zrzucały Stukasy ze Sturzkamfgeshcwader 77, Dorniery Do 17, a cały nalot prowadził Hauptmann Walter Sigel.

Futbol bez napastników?

pheterh001 • 2013-08-21, 23:13
3
Przeglądając ostatnio historię piłki nożnej od 2002r. do teraz, zauważyłem, że nie tylko Barcelona i repr. Hiszpanii mają tendencje do gry bez klasycznych napastników, lecz także coraz więcej ofensyfwnie grających drużyn takich jak ManU czy Ajax.

Oto artykuł znaleziony gdzieś na google, potwierdzający ewolucję futbolu w stronę gry bez klasycznego snajpera:

Cytat:

Jonathan Wilson - felietonista brytyjskiego The Guardian i autor książek poświęconych taktyce w futbolu.

----------------

Futbol bez klasycznych napastników? Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale Carlos Alberto Parreira, trener Brazylii na zwycięskich dla niej Mistrzostwach Świata w USA w 1994 roku, przewiduje, że w przyszłości dominującą formacją będzie 4-6-0. Taką uwagę poczynił już siedem lat temu, podczas międzynarodowej konferencji trenerów odbywającej się w Rio de Janeiro. Tak, wtedy również wszyscy byli zaskoczeni.

Owszem, trendy w piłce nożnej zmieniają się nieustannie. Lata temu skrzydłowi mieli status półbogów. Później o nich zapomniano, aby z czasem wrócić do gry skrzydłami. Podobny proces przechodzili rozgrywający. Ale napastnicy? I to środkowi napastnicy? Czy futbol może w ogóle przeżyć bez środkowego napastnika, lub bez rozpoznawalnej linii ofensywnej?

Odpowiedź przyszła w finale Ligi Mistrzów w 2008 roku. Manchester United wygrał jeden z największych turniejów piłkarskich na świecie nie korzystając z wyraźnie wyodrębnionego napastnika. A więc jednak można.

Manchesterski radykalizm w kwestii podejścia do pozycji napastnika jest wyjątkowy i bardzo rzadko spotykany, ponieważ niezmiernie trudno jest grać efektywnie bez klasycznego napastnika. Sporo czasu potrzeba, aby w grze zespołu pojawiła się wymagana płynność i zrozumienie. Na Euro 2008 nikt nie zdecydował się na grę bez napastnika. W końcu każda reprezentacja dysponuje ograniczoną ilością sesji treningowych, nie ma więc wielu okazji, aby system dopracować. Lecz i tak dało się zauważyć trend wiodący ku zanikaniu napastników na boisku.

Z szesnastu zespołów występujących na boiskach Austrii i Szwajcarii mniej niż połowa zdecydowała się na grę dwoma napastnikami. I pomyśleć, że w pierwszym w historii meczu międzynarodowym, pomiędzy Szkocją i Anglią w 1872 roku, udział wzięło aż trzynastu napastników! Inna sprawa, że spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0. Jak widać, ilość napastników na boisku niekoniecznie musi przekładać się na ilość zdobytych bramek.

W 2006 roku AS Roma grała ustawieniem 4-1-4-1 szybko przechodzącym w 4-1-5-0. Francesco Totti, w pierwszym systemie był typowym trequartistą, operującym pomiędzy pomocą a atakiem, dogrywający piłki napastnikom. W drugim systemie, bez nominalnego napastnika, cofał się głębiej, prowadził piłkę, przytrzymywał ją, tworząc w ten sposób miejsce dla partnerów z ataku. Chociaż Manchester United pobił AS Roma 7:1 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w kwietniu 2007 roku (Romę grającą wtedy bez Tottiego), Sir Alex Ferguson wiedział, że powinien podążyć sposobem gry Rzymian w ataku - bez wyraźnie wyodrębnionego napastnika. Szkot miał już za sobą zmianę stylu gry wywołaną refleksją nad sposobem gry przeciwnika. Upokarzająca porażka z Realem Madryt w kwietniu 2000 roku spowodowała odejście od stylu 4-4-2.

Przez większość sezonu 2007/08 Ferguson ustawiał Wayne'a Rooneya jako teoretycznie najbardziej wysuniętego napastnika. Lecz Anglik bez przerwy schodził do środka boiska i grał, jak to mawiał Sir Alex, "aż zbyt niesamolubnie".

Piłkarska inteligencja Rooneya i Téveza, ich ruchliwość i dobre zrozumienie dawały Cristiano Ronaldo ogrom wolnej przestrzeni, dzięki czemu Portugalczyk zdobył aż 42 bramki w tamtym sezonie. W zasadzie system United wyglądał jak 4-2-4-0. Czasami, zwłaszcza w Europie, Ferguson wystawiał dodatkowego środkowego pomocnika. Wtedy Ronaldo grał w centrum formacji ataku w systemie 4-3-3.

Środkowy napastnik w typie Ronaldo z tamtego Manchesteru to w w futbolu żadna nowość. W pierwszej połowie lat trzydziestych wielkie sukcesy osiągał austriacki Wunderteam, którego środkowy napastnik, Mathias Sindelar, bardzo często atakował z głębi pola, zamiast czekać na piłki w polu karnym rywala. W 1945 roku zachwycał Anglię tak samo grający Wsiewołod Bobrow, podczas gościnnych występów z Dynamem Kijów. A najlepszym przykładem na wykorzystanie głęboko grającego środkowego napastnika jest gwiazdor wielkich Węgier lat pięćdziesiątych - Nándor Hidegkuti.

W 1953 roku Węgrzy zatrzęśli Anglią, bijąc ją na Wembley 6:3. "Ten mecz był dla mnie tragedią", mówi środkowy obrońca Anglików Harry Johnston. "Byłem totalnie bezsilny, nie potrafiłem zrobić czegokolwiek, by zmienić tamten stan rzeczy." Gdy Johnston wędrował za Hidegkutim w kierunku środka pola, w centrum angielskiej obrony powstała wielka luka. Gdy zostawiał go samego, Węgier biegał sobie bezkarnie. Przy okazji strzelił Anglikom trzy gole w tamtym meczu.

Odpowiedzią na głęboko grającego środkowego napastnika było krycie strefowe. Za jego prekursora uważa się Zezé Moreirę, trenera Brazylii w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Tak, trenera Brazylii. Mit mówiący o tym, że Brazylijczycy to wybitni artyści futbolu i miłośnicy taktycznej wolności jest bowiem godny pożałowania. Historia taktyki to walka o znalezienie złotego środka pomiędzy płynnością ataku i solidnością defensywy. Na zwycięskich dla Canarinhos Mistrzostwach Świata w 1958 roku Pele i Garrincha cieszyli się tak wielką ofensywną swobodą, ponieważ pozwalała im na to formacja obrony zespołu. Brazylijczycy już wtedy z powodzeniem stosowali linię defensywną złożoną z czterech piłkarzy kryjących strefowo. Reszta świata nadal grała trójką obrońców w systemie W-M.

Lata 1930 - 1950 to początki systematyzowania futbolu. Zdano sobie sprawę, że piłka nożna to nie tylko pojedynki indywidualne, a coraz mocniej kwestia jak najlepszego ustawienia zawodników. Prapoczątek tych początków? Lata trzydzieste, Szwajcaria, klub Servette FC. Jej ówczesny trener, były reprezentant Austrii Rene Kaplan, szukał sposobów, aby półamatorskie Servette nie przegrywało bezustannie z silniejszymi rywalami. Wprowadził pozycję libero - zawodnika ustawionego przed trzema obrońcami, który osłaniał ich przed atakami przeciwników. Nakazał także swemu zespołowi, aby pozwalał rozgrywać piłkę rywalom i spokojnie na nich czekać. Podobne myślenie doprowadziło później do powstania włoskiego catenaccio.

W latach sześćdziesiątych poprawiła się wiedza o sposobach odżywiania i przygotowaniu fizycznym zawodników. Wielki Moskwiczanin, trener Dynama Kijów Wiktor Masłow, wprowadził do gry pojęcie pressingu. Można powiedzieć, że wtedy właśnie rozpoczęła się era nowoczesnego futbolu. Drużyna Masłowa atakowała rywali, aby wejść w posiadanie piłki, a zarazem natychmiast wypełniała luki we własnym ustawieniu, wynikłe z wywierania pressingu na przeciwniku. Ten rodzaj futbolu rozwinął kolejny trener kijowskiego Dynama, Walery Łobanowski oraz niemniej sławny Holender, Rinus Michels w amsterdamskim Ajaksie. Tam styl gry tworzył się wraz z dorastaniem młodych piłkarzy, którzy grali ze sobą od małego. W Dynamie był efektem ciężkiej pracy. Łobanowski to pionier stosowania technologii komputerowej w zawodzie trenera. Styl narzucił piłkarzom prawie siłą. Wprawdzie różnice w ideologiach panujących w Ajaksie i w Dynamie były nader widoczne, to oba zespoły grały wręcz identycznie...

Jutro druga część artykułu, poświęcona Milanowi Sacchiego, ustawieniu 4-6-0 i kilku innych istotnych aspektach współczesnej gry w piłkę.


cz. 2

Szczytowym osiągnięciem stylu opartego na pressingu był AC Milan Arrigo Sacchiego. Tamten zespół zdobył Puchar Europy w latach 1989 i 1990. Od tego czasu nikt nie był w stanie obronić tytułu w najważniejszych rozgrywkach klubowych. Sacchi wymagał, aby w sytuacjach, gdy piłkę posiadał rywal, odległość pomiędzy dwoma napastnikami Milanu a linią obrony zespołu nigdy nie wynosiła więcej niż dwadzieścia pięć metrów. "Wszyscy moi zawodnicy mieli zawsze cztery punkty odniesienia. Pierwszy - piłka, drugi - przestrzeń na boisku, trzeci - najbliżej znajdujący się przeciwnik, czwarty - pozostali zawodnicy przeciwnej drużyny." Innymi słowy, piłkarze Milanu nie mieli ściśle ustalonych pozycji, wszystko było względne.

Filozofia gry według Sacchiego osiągnęła wielki sukces, chociaż wśród piłkarzy włoskiego klubu nie zawsze cieszyła się popularnością. Na przykład Ruud Gullit protestował przeciwko tak wielu sesjom treningowym, mającym na celu nieustanne powtarzanie ustawień na boisku, aby uzyskać odpowiedni poziom wzajemnego rozumienia się piłkarzy podczas meczu.

"Powiedziałem kiedyś Gullitowi, że pięciu dobrze zorganizowanych zawodników zawsze powstrzyma dziesięciu niezorganizowanych. I udowodniłem to. Wziąłem pięciu zawodników - bramkarza Giovanniego Galli, Tassottiego, Maldiniego, Costacurtę i Baresiego. Przeciwko mojej piątce grali Gullit, Van Basten, Rijkaard, Virdis, Evani, Ancelotti, Colombo, Donadoni, Lantignotti i Mannari. Dostali piętnaście minut na strzelenie bramki. Jedyna zasada brzmiała - jeżeli odzyskamy piłkę albo oni piłkę zgubią, zaczynają akcję od nowa, z około dziesięciu metrów za linią środkową boiska. Graliśmy tak na treningach wielokrotnie. Bramki nie zdobyli nigdy. Naprawdę nigdy", wspomina Sacchi.

Włoch nie poważa popularnego ostatnio systemu 4-2-3-1. Według niego gra dwójką cofniętych środkowych pomocników, aby dać wsparcie atakującym, wzmaga tylko i tak wielkie już ego zawodników ofensywnych. To chyba tłumaczy, dlaczego tak krótko zabawił w Realu Madryt w charakterze dyrektora sportowego. W erze galaktycznej defensywny pomocnik miał dostarczać defensywnego wsparcia dla wielkich atakujących w typie Zidane'a i Figo. A Sacchi, podobnie jak Walery Łobanowski, ceni sobie wszechstronność zawodników, gotowych podjąć się na boisku różnych zadań.

Sacchi prezentuje w tym aspekcie podejście radykalne. Popatrzmy jednak na Manchester United z 2008 roku. Skrzydłowy (Ronaldo) potrafiący grać jako środkowy napastnik i środkowi napastnicy (Rooney, Tévez) potrafiący grać jako ofensywni pomocnicy. Nawet dwaj cofnięci pomocnicy grali bardziej zróżnicowaną piłkę niż kiedyś Makélélé w Realu Madryt.

Wszechstronność piłkarzy prowadzi do większej płynności w grze, a to oznacza, że środkowy napastnik według starego wzoru, klasyczny sęp pola karnego, staje się melodią przeszłości. Twórca potęgi kijowskiego Dynama w latach sześćdziesiątych, Wiktor Masłow, wynalazca systemu 4-4-2, powiedział kiedyś: "Futbol jest jak samolot. Gdy zwiększa się jego prędkość, zwiększa się opór powietrza. Dlatego dziób samolotu musi być coraz bardziej opływowy."

A więc jednak 4-6-0? Obecny dyrektor techniczny UEFA i ceniony trener Andy Roxburg nie uważa, aby takie ustawienie było lekarstwem na wszystko. "Owszem, sześciu zawodników w środku pola może wymieniać się pozycjami, na przemian bronić i atakować. Tylko że potrzeba by do tego sześciu takich piłkarzy, jak Deco w formie. On nie tylko atakował, ale biegał po całym boisku i na całym boisku walczył o piłkę. To bardzo dobry przykład zawodnika wszechstronnego, który dysponował również świetną kondycją fizyczną".

System polegający na grze bez napastników opiera się na szybkiej i dokładnej wymianie piłek w środku pola. Wszystko wygląda dobrze, gdy drużyna ma swój dzień. Czasami jednak zdarzają się dni, gdy najzwyczajniej w świecie nie idzie. Piłka nie krąży pomiędzy zawodnikami jak powinna, a rywal atakuje z pasją, spychając Twój zespół do defensywy. Wtedy potrzeba jednak napastnika szybkiego, mobilnego i dobrze grającego tyłem do bramki, aby przeciwstawić się presji wywieranej przez przeciwnika.

Kolejny aspekt, jaki w temacie "wymierania" klasycznych napastników należy poruszyć, to poprawiające się z biegiem czasu przygotowanie fizyczne zawodników. Według Roberto Manciniego to właśnie na tym polu możemy oczekiwać rewolucyjnego skoku w futbolu. Według niego, pod względem taktycznym nie da się już wiele poprawić, ale możliwości fizyczne piłkarzy dopiero poznajemy.

Im lepsze przygotowanie fizyczne graczy, tym więcej wszechstronności będzie wymagać się od napastników. Przecież defensywa zespołu nie może się rozsypywać, ponieważ napastnicy, będący jej forpocztą, z biegiem spotkania tracą siły. Współczesny środkowy napastnik musi być coraz bardziej wszechstronny. Czas napastników jednowymiarowych minął. Drogba i Adebayor są jak walczące byki, a zarazem strzelają wiele bramek. Thierry Henry i Dimityr Berbatow, za swych najlepszych dni, potrafili cofać się głęboko lub rozciągać grę na boki, a zarazem wykańczać kluczowe piłki. Gdzieś pomiędzy tymi dwoma duetami wyznaczającymi granice zachowań dla środkowych napastników, są Zlatan Ibrahimović, Samuel Eto'o i Fernando Torres.

Tak, jak było to w przypadku skrzydłowych i środkowych pomocników na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, tak teraz czas na napastników, aby ponownie się zdefiniowali. Jacy mają być i jak mają grać.

Prz okazji należy pamiętać, aby nie wyciągać pochopnych wniosków z obserwacji dwóch różniących się modeli futbolu - piłki klubowej i piłki reprezentacyjnej. Zarówno Sacchi, jak i Łobanowski, wielkich sukcesów międzynarodowych nie osiągnęli (Odpowiednio wicemistrzostwo świata i wicemistrzostwo Europy). Były trener AC Milan tłumaczył to "niemożliwością wypracowania w pełni usystematyzowanego sposobu gry drużyny w tak niewielkim okresie czasu, jaki trener reprezentacji narodowej ma na pracę z kadrą". Dlatego na Mistrzostwach Świata i Europy indywidualności świecą większym blaskiem, a w Lidze Mistrzów więcej jest współpracy zespołowej. Z drugiej strony, na Mundialu czy Euro mniej jest płynności w grze, przez co zawodnicy odgrywający czołowe role w klubach, w reprezentacjach moga wyglądać na odizolowanych od reszty. (Przypadki Cristiano Ronaldo kadrze Portugalii, Messiego w Argentynie).

"Systemy umierają, teraz najwięcej zależy od tego, jak porusza się po boisku dziesięciu piłkarzy", twierdzi trener Chorwacji Slaven Bilić.

Podsumowując, nie tylko w futbolu klubowym, lecz także na szczeblu reprezentacyjnym, istnieje tendencja ku stawianiu na zawodników atakujących z głębi pola, mających wspierać napastników. Napastników, których jest coraz mniej. Zgodnie z teorią Wiktora Masłowa - im większy opór powietrza, tym bardziej opływowy dziób samolotu.

I coraz więcej wskazuje na to, że Parreira, przewidując powstanie systemu 4-6-0, będzie miał rację.

mały słodziak :P

KupaAmbra666 • 2013-08-20, 20:26
8
:noga:




Hottentotta tamulus

Występowanie: Indie, Pakistan.

Środowisko naturalne: Zamieszkuje płytkie norki, ciasne szczeliny pod kamieniami oraz inne podobne miejsca, na terenach gorących, o niewielkim stopniu wilgotności. Zdjęcia...

Wielkość: 5-9 cm.

Wygląd: Przybiera barwę żółtą, wpadającą w jasny brąz - zależnie od miejsca pochodzenia.

Jad: Bardzo silny, szczególnie jeśli chodzi o populacje Indyjską. Wśród przestudiowanych 384 przypadków ukąszeń, 27 z nich skończyły się śmiercią. Szczególnie narażone są dzieci oraz osoby starsze, lecz u w pełni zdrowych dorosłych objawy również bywają silne. Oczywiście część ukąszeń kończy się jedynie na bólu, jednak opisane są również przypadki wystąpienia: wymiotów, pocenia, ślinienia się, częstoskurczy, bradykardii, nadciśnienia, problemów z trzustką, sercem oraz płucami.

Przebieg życia: W wysokiej temperaturze rosną dość szybko, dorosłość potrafią osiągnąć nawet w 8 miesięcy, czasem trwa to jednak 10-12 miesięcy. Niższa temperatura znacznie to opóźnia.


Warunki hodowlane


Terrarium: Dla pary dorosłych skorpionów odpowiedni będzie zbiornik o rozmiarach dna 20x25 cm.

Temperatura: 28-34°C, nocą chłodniej - nawet do 24°C.

Wilgotność: 40-50%. Warto zastosować płytki zbiornik z wodą oraz niezbyt częste spryskiwanie jego okolic. W przypadku młodych kilka kropel raz na jakiś czas również nie zaszkodzi. Należy pamiętać o odpowiedniej wentylacji, aby wilgotność nie utrzymywała się zbyt długo.

Podłoże: Piasek.

Rozpoznawanie płci: Samiec posiada 30–39 ząbków na pektynach, samica 27–34. Szczypce szersze w przypadku dorosłych samców, występuje również ząbek służący do przytrzymywania samicy w trakcie tańca godowego. Więcej...

Rozmnażanie: Ciąża trwa 4-6 miesięcy, w miocie średnio jest 20-30 młodych.

info z scorpiones.p






Zamach stanu w Iranie

Vof • 2013-08-20, 10:12
12
O tym jak CIA demokratyczny rząd Iranu obaliła...

Po II wojnie światowej amerykański wywiad wyspecjalizował się w obalaniu demokratycznie wybranych władz. Efekty były jednak często odwrotne od zamierzonych.


Teheran, zwolennicy Mossadegha i komuniści z Tudeh demonstrują przeciwko Wielkiej Brytanii i USA.

Iran, Teheran 16 sierpnia 1953 r. Tuż po północy kolumna wozów opancerzonych i wypełnionych żołnierzami ciężarówek podjechała pod rezydencję premiera kraju Mohammada Mosaddegha. Żołnierze zaczęli wysypywać się z pojazdów i szykować do akcji. Ich zadaniem było przekazanie szefowi rządu firmanu (dekretu) szacha, którym irański monarcha pozbawiał go funkcji, a następnie aresztowanie polityka. Jednak premier był doskonale zorientowany w sytuacji. Błyskawicznie z ofiary zmienił się w myśliwego. Zanim spiskowcy zorientowali się co się dzieje sami zostali otoczeni i aresztowani. Wydawało się, że zamach stanu został zduszony w zarodku.

Kilka godzin później zebrani w ambasadzie USA w Teheranie oficerowie CIA rwali włosy z głów. Byli przekonani, że przygotowywany tygodniami z olbrzymim trudem misterny plan przewrotu spalił na panewce. Na ulicach roiło się od wiernych Mosaddeghowi żołnierzy, radio nadawało komunikat o zduszeniu spisku, wytypowany przez Amerykanów na nowego premiera generał Fazlollah Zahedi ukrywał się, a będący dla zamachowców ostatnią deską ratunku szach Mohammad Reza Pahlawi uciekł do Bagdadu. Z centrali CIA nadszedł rozkaz: „Przerwać operację Ajax”, który nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości co kierownictwo Agencji sądzi o szansach powodzenia. Jednak obecny w Teheranie szef wydziału Bliskiego Wschodu i Afryki w CIA Kermit Roosevelt Jr. - wnuk byłego prezydenta Theodora Roosevelta miał inne zdanie. Uważał, że choć szansa na sukces jest niewielka, to należy zaczekać i spróbować odzyskać inicjatywę. Miał rację.


Premier Iranu Mohmmad Mosaddegh

Spadek po Imperium Brytyjskim

Dlaczego Amerykanie tak bardzo chcieli pozbyć się Mosaddegha? Do 1953 r. USA nie mieszało się do wewnętrznych spraw Iranu. Kraj był domeną Brytyjczyków i Amerykanie chętnie pozwalali im grać tam pierwsze skrzypce. Ale w 1953 r. Imperium Brytyjskie było już w rozsypce i gdy w Iranie zaczęły się kłopoty wezwało amerykańskich sojuszników na pomoc.
Pod koniec XIX i w I poł XX w. Iran miał dla Brytanii kolosalne znaczenie strategiczne. Leżał na przedpolu Indii – „klejnotu w koronie” Imperium, pozwalał kontrolować ważne szlaki morskie w Zatoce Perskiej, a przede wszystkim był bogaty w ropę naftową. W 1908 r. Brytyjczycy założyli w Iranie Anglo-Persian Oil Company, przemianowaną później na Anglo-Iranian Oil Company (AIOC). Firma ciągnęła z paliwowego biznesu krociowe zyski, jednak irański rząd niewiele z tego miał. Co więcej, Brytyjczycy nie wahali się interweniować w obronie naftowych interesów. Gdy w 1941 r. pojawiło się zagrożenie, że władzę w Iranie przejmą zwolennicy nazistów (w Teheranie nie brakowało stronników Hitlera, zresztą jednym z nich był generał Zahedi, ten sam, którego autorzy przewrotu postanowili zrobić premierem w miejsce Mossadegha), Wielka Brytania, wespół z wojennym sojusznikiem ZSRR, decyduje się na okupację kraju.


Pracownicy rafinerii w Abadanie należącej do AIOC

Po wojnie, choć wojsko opuściło Iran, Brytania nie ma zamiaru rezygnować z wpływów w kraju i zysków z eksploatacji ropy. Sytuacja była już jednak zupełnie inna. Niepodległość ogłaszały kolejne kolonie - w tym najważniejsza z nich czyli Indie - a strzępami dawnego Imperium targał poważny kryzys gospodarczy. W Iranie i innych krajach Bliskiego Wschodu budził się nacjonalizm. W takiej sytuacji na scenę wkroczył Mossadegh.

Nowy Iran

Urodzony w 1882 r. Mohammad Mossadegh pochodził z irańskiej arystokracji. Jak wielu przywódców krajów Trzeciego Świata kształcił się na Zachodzie – najpierw we Francji, a potem w Szwajcarii. Jako pierwszy Irańczyk w historii uzyskał doktorat zachodniej uczelni. Kiedy w początkach lat 50. stanął na czele ruchu stawiającego sobie za cel przejęcie kontroli nad irańskimi złożami ropy naftowej miał już za sobą bogatą karierę polityczną – zarówno parlamentarną jak i rządową. W marcu 1951 r. udało mu się dopiąć celu. Parlament Iranu uchwalił nacjonalizację AIOC i przejęcie zysków z pól naftowych. Sukces nacjonalizacji sprawił, że Mossadegh został bożyszczem Irańczyków i szybko powołano go na stanowisko premiera. Ten gigantyczny sukces wkrótce stał się przyczyną jego upadku. Przed sądem powie potem gorzko: „Mój grzech, mój największy grzech, to nacjonalizacja irańskiego przemysłu naftowego i pozbycie się systemu politycznej i ekonomicznej eksploatacji [narzuconego] przez największe światowe imperium.”

Póki co wydawało się, że nacjonalizacja to klęska Wielkiej Brytanii i poważny cios dla osłabionego imperium. Kraj został pozbawiony tak niezbędnych w tym trudnym okresie dochodów i odcięty od jednego z ważniejszych źródeł strategicznego surowca. Dlatego Londyn postanawia zmusić Iran do ustępstw za wszelką cenę. Anglicy wycofali swoich pracowników z irańskich rafinerii, głównie inżynierów i kadrę kierowniczą, co doprowadziło do niemal całkowitego wstrzymania produkcji paliw. Nałożyli też na Iran sankcje gospodarcze, zajęli irańskie konta w brytyjskich bankach i rozpoczęli blokadę morską portu w Abadanie całkowicie wstrzymując eksport nieprzetworzonej ropy.

Mossadegh próbował negocjować. Rozumiał, że bez brytyjskiej pomocy nie będzie w stanie wznowić produkcji w rafineriach, a jej długotrwałe wstrzymanie oznacza gospodarczą katastrofę. Zaproponował podział zysków 50 na 50, ale oferta została odrzucona. Brytyjczycy byli nieugięci. Skierowali sprawę nacjonalizacji do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, ale nie została ona rozstrzygnięta po ich myśli. Londynowi pozostała tylko jedna możliwość – wyeliminowanie niepokornego irańskiego premiera.

Truman na nie, Eisenhower na tak

W tej sprawie Brytyjczycy zwrócili się po pomoc do sojuszników zza oceanu. Winston Churchill, który w końcu 1951 r. powrócił na stanowisko premiera, od początku zabiegał o poparcie brytyjskich roszczeń przez prezydenta USA Harry'ego Trumana. Za kulisami trwały naciski na zorganizowanie wspólnej akcji wywiadowczej i siłowe usunięcie Mossadegha. Truman kategorycznie odmówił. W Korei trwał wyniszczający konflikt, który w każdej chwili groził wybuchem wojny światowej. Zdaniem amerykańskiego prezydenta dalsza destabilizacja sytuacji międzynarodowej, zwłaszcza tuż pod nosem ZSRR, nie mogła przynieść nic dobrego.

Mossadegh mógł na razie spać spokojnie. Do czasu. W 1953 r. sytuacja międzynarodowa zmieniła się diametralnie. W styczniu prezydentem USA został zaciekły antykomunista Dwight Eisenhower, w marcu umarł Józef Stalin, a politycy z ZSRR skupili się na walce o schedę po przywódcy, a wojna w Korei powoli dobiega końca.

Brytyjczycy postanowili to wykorzystać i jeszcze raz spróbowali namówić USA. By przekonać do swoich racji amerykańskiego prezydenta cynicznie zagrali komunistyczną kartą. Wykorzystując swoich irańskich agentów Londyn rozpoczął kampanię propagandową, która miała pokazać siłę lokalnej partii komunistycznej Tudeh i komunistyczne ciągoty samego Mossadegha – rzekomego promotora wpływów ZSRR w Iranie. Eisenhower połknął haczyk. Nakazał przygotowanie operacji usunięcia premiera, byle tylko kolejny kraj nie wpadł za żelazną kurtynę.

Plan pełen dziur

Szybko narodził się plan zamachu stanu. Tyle tylko, że miał sporo słabych punktów. Jednym z nich był szach Reza Pahlawi, pogardzany przez agentów CIA i brytyjskiego MI6 za bezdecyzyjność i chorobliwy brak zaufania do współpracowników. Zresztą sam Pahlawi podkreślał, że nie jest typem awanturnika i nie zamierza podejmować żadnego ryzyka. Mimo to przewidziano dla niego ważną rolę. Miał być promotorem rządu generała Zahediego i pokierować niechętnymi Mossadeghowi tłumami. W przekonanie go włożono olbrzymi wysiłek angażując w operację brytyjskich agentów wpływu na dworze i wysokich rangą amerykańskich dyplomatów. W końcu szach zgodził się pomóc spiskowcom dając im nadzieję powodzenia. Tyle tylko, że kiedy tylko w Teheranie zrobiło się gorąco Pahlawi wysiadł do samolotu i udał się do Bagdadu, a następnie do Rzymu. Wrócił dopiero, gdy było już jasne, że spiskowcy odnieśli sukces.


Prezydent USA Dwight Eisenhower z szachem Mohammadem Rezą Pahlawim

Niepewność dotyczyła też zdolności oficerów irańskiej armii zwerbowanych przez CIA do przeprowadzenia zamachu. We wspomnieniach Donalda N. Wilbera, jednego z głównych autorów przewrotu, zostali oni określeni jako „niezdolni do w pełni logicznego planowania i działania”. I rzeczywiście ich działania w trakcie przewrotu były tak chaotyczne, że o ostatecznym sukcesie całego przedsięwzięcia zdecydował czysty przypadek. To także dzięki niedyskrecji wojskowych Mossadegh dowiedział się o zamachu i był przygotowany na jego odparcie.

Mossadegh popełnia błąd

Po uniknięciu aresztowania i przejęciu inicjatywy w nocy 16 sierpnia Mossadegh wydawał się zwycięzcą. Utrzymał kontrolę nad większością oddziałów wojskowych w stolicy, szach uciekł, a związane z premierem gazety ogłosiły koniec dynastii Pahlawich. Przez ulice Teheranu przetaczały się prorządowe demonstracje. Premiera poparli komuniści z partii Tudeh i ZSRR. W ambasadzie USA nastroje były minorowe. Choć oficerowie CIA próbowali wesprzeć niezdarnych spiskowców, to wydawało się, że ich los jest przesądzony. Z centrali wciąż nadchodziły polecenia przerwania operacji i wycofania agentów z Iranu.

W tym momencie odzyskujący pewność siebie Mossadegh popełnił błąd. Wieczorem 18 sierpnia, przekonany, że sytuacja wraca do normy, odesłał większość wojska do koszar. Tymczasem ranek następnego dnia przyniósł zaskakujący zwrot akcji. Przeprowadzona przed zamachem operacja opłacania przez CIA niektórych gazet przyniosła wreszcie zamierzone skutki. Opublikowały one z kilkudniowym opóźnieniem dekrety szacha o pozbawieniu Mossadegha funkcji.

Na ulicach zaczęły się gromadzić tłumy zwolenników szacha i żołnierzy rozwiązanej podczas przewrotu, wiernej Pahlawiemu, Gwardii Imperialnej. Z kryjówek powychodzili też niektórzy spiskujący wojskowi. Szybko przejęli kontrolę nad demonstrantami, a także niektórymi oddziałami wojska. Około południa wrogi tłum otoczył dom Mossadegha, który musiał ratować się ucieczką. Następnego dnia oddał się w ręce generała Zahediego, nowego premiera Iranu.

Narodziny „Wielkiego Szatana”

Nowa, wspierana przez szacha, ekipa szybko przystąpiła do wprowadzania nowych porządków. Mossadegh został skazany w pokazowym procesie na trzy lata więzienia, ale po odsiedzeniu wyroku był przetrzymywany w areszcie domowym aż do śmierci w 1967 r. Jego współpracownicy skończyli jeszcze gorzej. Wielu zostało skazanych na karę śmierci albo długoletnie więzienie. Surowe represje dotknęły też komunistów z Tudeh. Szybko anulowano też nacjonalizację pól naftowych i rafinerii. Brytyjczycy nie mieli jednak powodów do zadowolenia. Dotychczasowy monopol AIOC został rozdzielony przez Amerykanów między kilka zachodnich koncernów naftowych. Oznaczało to koniec AIOC, która w 1954 przekształciła się w British Petroleum, czyli popularne BP.

Po początkowym szoku pilotujący zamach agenci CIA wpadli w euforię. „Był to dzień, który nigdy nie powinien dobiec końca, bo przyniósł ze sobą tak wielkie podniecenie, satysfakcję i tryumf, że jest bardzo wątpliwe czy jakiś inny będzie się mógł z nim równać” - pisał we wspomnieniach Wilber. Był to też dzień ważny z innego, o wiele istotniejszego powodu. 19 sierpnia 1953 r. narodził się mit, że CIA może obalić rząd w dowolnym zakątku świata. Była o tym przekonana sama Agencja, która nie wahała się angażować w tego typu eskapady. Już rok później amerykańscy szpiedzy przeprowadzili udany przewrót w Gwatemali. Potem przyszły następne głośne akcje – w Zatoce Świń na Kubie, w Południowym Wietnamie, w Nikaragui, czy na Dominikanie.

Zamach był też jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w historii nowożytnego Iranu. Obalenie popularnego Mossadegha oddało pełnię władzy w ręce szacha. Rządy Pahlawiego z czasem stały się niezwykle brutalne, a on sam coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, co plastycznie opisał w poświęconej mu książce Ryszard Kapuściński. Reżim szacha opierał się głównie na amerykańskiej pomocy, także wojskowej. Silną pozycję w Iranie do 1979 r. zachowało CIA. To jej agenci szkolili i ściśle współpracowali ze słynącą z brutalności i znienawidzoną przez Irańczyków służbą bezpieczeństwa SAVAK.

Zamach sprawił że w Iranie rozkwitła ludowa nienawiść do Stanów Zjednoczonych. Pod tym względem Irańczycy byli na Bliskim Wschodzie pionierami, ale szybko dołączyli do nich mieszkańcy innych krajów regionu. William O. Douglas, Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który odwiedził Iran przed i po zamachu wspominał potem: „Kiedy Mossadegh [...] zaczął reformy zaniepokoiliśmy się. Porozumieliśmy się z Brytyjczykami, żeby go zniszczyć i udało się. Od tej pory nasz kraj nie cieszył się już szacunkiem na Bliskim Wschodzie.” O sile tej nienawiści Amerykanie boleśnie przekonali się po islamskiej rewolucji w 1979 r. która odsunęła szacha od władzy. Nowy reżim był więcej niż niechętny USA i życzliwym okiem patrzył na ataki wymierzone w „Wielkiego Szatana”. Tak pozostało do dziś.

źródło: historia.neewsweek.pl
X