Wcale nie. Obserwujemy świat, zauważamy np. jego niesamowite dopasowanie, stad wyciągamy racjonalne wnioski, że ktoś musiał to dopasować, no i dochodzimy wtedy do Boga. Nie zakładamy jego istnienia a priori. Zresztą podobnie było np. z dowodami Tomaszowymi.
Cała matematyka to jedno wielkie twierdzenie a priori, jednak mimo to ciężko nazwać ją wiarą.
O ile nie stworzymy a później nie uwierzymy w boga/bogów itd. nigdy nie dojdziemy do boga, jako przyczyny.
Dawkins, na przykład, opierając się na doskonałej przyczynowości świata, doszedł do twierdzenia, że natura jest genialnie zorganizowana - niczego więcej.
Nie można boga wyprowadzić z doświadczenia z dokładnie tego samego powodu, z którego nie jest możliwe udowodnienie istnienia duszy: jest to zaledwie postulat filozoficzny.
Bo coś jest dowiedzione doświadczalnie dopiero wtedy, gdy jeśli zawsze po przeprowadzonym w identycznych warunkach doświadczeniu, doświadczenie to wskaże na 'to coś' jako bezpośrednią przyczynę.
Dlatego dowody Tomasza były tak szeroko krytykowane.
Matematyka to nie jest nauka sensu stricte. Można powiedzieć, że jest to zwyczajnie podstawa wszystkiego, co tylko istnieje. Tak też jest aprioryczną kategorią myślenia.