W liceum mieliśmy znajomego, strasznie pozytywnego gościa. Był niepełnosprawny, jeździł na wózku, nazwaliśmy go Chuck.
Nie przejmował się tym, że nie chodzi, a nawet z tego cisnął bekę. Jeżdżąc po korytarzu czesto krzyczał z daleka, żeby ludzie się odsuwali, bo będzie driftował
Kiedyś jadąc do sali z klasą, nauczycielka zaczeła ich pogadniać:
N- Szybciej, szybciej.
Chuck - No biegne już!
Często też wymyślaliśmy sucharki w stylu:
Dlaczego Chuck byłby dobrym męzem?
Bo nigdy nie odszedł by od żony.
Czemu Chuck jest smutny po seksie?
Bo nie dochodzi.
Chuck nie lubił chodzić do przedszkola, był złym dzieckiem, przez co nauczycielka często kazała mu iść do kąta.
a później chuck powiesił się na kole od wóżka - też dla beki.
dystans miał czy nie to jednak takie niewinne żarty zostają w psychice - nie wiem czy też dla beki.
Miałem podobną sytuację kiedyś w gimnazjum. Mieliśmy takiego pozytywnego Czarka, bez rączek (dłoni dokładnie), hehe. Generalnie koleś potrafił jeździć skuterem, napie**alać sms na komórce oraz jeść obiady stołówkowe z równa szybkością co ludzie z rączkami. Z racji dystansu do całej sytuacji również mieliśmy różne żarciki.
Pytania typu: Ile Czarek zrobi pompek albo ile się podciągnie na drążku.