Mechanicy to w ogóle mają niebezpieczne życie. Mam kolegę, co raz pod koniec dnia robił obchód po warsztacie. Światła już pogaszone to oczywiście potknął się o jakieś ch*jwieco i leci pędem do przodu ledwo próbując łapać równowagę. Wtem przeszywa go przeraźliwa myśl - zostawił otwarty kanał. Kolega ile miał sił wybił się do przodu chcąc zrobić fikołka nad kanałem. Było ciemno. Metraż mu się popie**olił bo był jeszcze przed kanałem parę kroków. Skok zakończył na dnie kanału a potem długim pobytem w szpitalu. Jak on to powiadał: zrobił "chyc" do kanału. Połamane żebra i uszkodzony bark. Nie może w pełni podnieść jednej ręki.