rano po grubym melanżu ze szwagrem budzę się, idę do kuchni, a ten siedzi z zamrożonym browcem i wyciska do szklanki po kropelce - wieczorem mieliśmy zajebisty pomysł żeby czteropak wpierdzielić w zamrażalnik to się dobrze schłodzi (i oczywiście zapomnieliśmy o tym), rano jedyny w domu lek na kaca był w formie stałej Niby tu nie zamrożone, ale mina ostro skacowanego szwagra z tą puszką była wyjątkowo podobna