Uroczystość zaślubin w kościele. Każdy czeka już na najważniejszy punkt mszy, czyli uznanie pary małżeństwem. Widać po minie księdza, że coś jest nie tak, okazało się, że zapomniał jak Pan Młody ma na imię, a więc nie może przystąpić do formułki: 'czy Ty [imię] bierzesz sobie [imię] za żonę'.
A więc ksiądz pyta:
- Jak ma Pan na imię?
A zesrany Pan młody odpowiada:
-Pan Jezus.
Spalony!!!!!!!!!!!!!!! Jak można zajebisty dowcip tak spier..... Tych autentykó coraz więcej na necie...
Oryginał:
Miejsce akcji: spora podwarszawska miejscowość, kościół
Uczestnicy akcji:
Panna Młoda - uczestnik bierny
Ksiądz - słynący z tego, że zapominał imiona tych, którym udzielał wszelkich sakramentów
Pan Młody - ponieważ był w kompletnym stresie, ktoś wpadł na pomysł, żeby go napompować hydroksyzyną, która podziałała jak najlepsze dragi z Berlina.
Tuż przed przysięgą Ksiądz zrobił to, co zwykle - zapomniał, z kim ma do czynienia. Opuścił mikrofon i zapytał:
- Jak pan ma na imię?
Długa chwila ciszy, Pan Młody nie zajarzył, a może nie usłyszał. Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu:
- Jak pan ma na imię?
Piętnaście sekund ciszy, z których każda - jak to w kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Schwycił mikrofon i bardzo poważnie przemówił:
- Pan ma na imię Jezus.