W pewną paskudną, zimną i deszczową jesienną noc strudzony wędrowiec zauważył przydrożną karczmę o wiele obiecującej nazwie "Smok i święty Jerzy". Podszedł, zastukał - drzwi otworzyło mu wstrętne, oślizgłe babsko. Niezrażony tym widokiem grzecznie zapytał o możliwość noclegu mimo późnej pory. Babsko jednak w słowach powszechnie uważanych za niegrzeczne kazało mu wypie**alać, co tez wędrowiec niezwłocznie uczynił. Po krótkiej chwili zastanowienia postanowił jeszcze raz spróbować szczęścia. Wrócił, zapukał do drzwi, znów mu otwiera to samo paskudne babsko, a wędrowiec pyta: - A czy jest święty Jerzy?
Pewien wędrowiec od miesięcy przemierzał pustynię. Po tak długim okresie wstrzemięźliwości odezwały się w nim siły natury. Popatrzył na swoją wielbłądzice, stanął za nią, rozpiął rozporek. Był za niski. Usypał kopczyk z pisaku, wszedł na niego. Wielbłądzica zrobiła kilka kroków do przodu. Ten cierpliwie usypał następny kopczyk, ale wielbłądzica znowu odeszła. Podczas sypanie setnego kopczyka wędrowiec zobaczył zemdloną z pragnienia piękną dziewczynę. Dał jej pić. Ta szybko doszła do siebie. -Uratował mi pan życie. Jestem gotowa spełnić każde pana życzenie... -Naprawdę każde ? -Naprawdę -To niech mi pani przytrzyma na chwilę tą cholerną wielbłądzice.