18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

#stanford

412
Przedstawiam wam małą kompilacje ciekawych (wg. mnie) eksperymentów :ok:

1.Konformizm – eksperyment Asha (1953)
Więcej

Solomon Ash przeprowadził serię badań, które udowodniły potęgę konformizmu. Osoby badane zostały poinformowane, że biorą udział w testach wzroku. Badanie miało polegać na oglądaniu linii i wybieraniu z drugiego zestawu odcinka o takiej samej długości. Zadanie było bardzo proste, a różnice między odcinkami wyraźne. Haczyk tkwił jednak w tym, że poza prawdziwą osobą badaną, w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka innych osób – pomocników eksperymentatora – które udawały zwykłych uczestników badania. Ich zadaniem było podawanie odpowiedzi w oczywisty sposób nieprawidłowych. Ash był ciekawy, czy przeciętny człowiek jest w stanie przeciwstawić się tłumowi, zwłaszcza jeśli decyzja tego tłumu jest wyraźnie zła. Jaki był wynik? 32% badanych osób wybierało nieprawidłową linię, gdy pozostałe trzy osoby w pomieszczeniu dawało tę właśnie złą odpowiedź. Nie miało znaczenia nawet to, że różnica długości między odcinkami sięgała prawie 10 cm. O czym to świadczy? Co trzecia osoba rezygnuje ze swojej opinii, jeśli zauważy, że jest ona niepopularna w grupie w której przebywa. Co trzecia osoba zdaje się na osąd innych i nawet jeśli ma wątpliwości co do jego prawidłowości, to i tak podąży za grupą. Nawet buntownicy szukają podobnych do siebie rebeliantów, do których doskonale pasują. 32% konformistów ukazało się w prostym eksperymencie z wybieraniem linii. Jak wielu z nas jednak poddaje się tłumowi, gdy sytuacja jest mniej czarno – biała?

2.Pomaganie – eksperyment „dobry Samarytanin” (1973)
Więcej

John Darley i C.Daniel Batson postanowili sprawdzić, czy religia ma jakikolwiek wpływ na skłonność do pomagania bliźnim w potrzebie. Wybrali grupę słuchaczy w seminarium. Połowa z nich otrzymała zadanie przygotowania krótkiego referatu o biblijnej historii o dobrym Samarytaninie. Reszta miała wystąpić z pogadanką o możliwościach pracy po seminarium. Referaty miały odbyć się w innym budynku niż przygotowania. Poza tym, część studentów otrzymała więcej czasu i nie musiała się spieszyć z referatem, podczas gdy pozostali byli pod presją czasu. Każdy z uczestników po drodze do drugiego budynku napotykał człowieka leżącego na chodniku, który wyraźnie potrzebował pomocy. Jaki był wynik? Osoby, które czytały o uczynku Samarytanina wcale nie zatrzymywały się częściej, by pomóc nieznajomemu niż ci, którzy mieli mówić o pracy! Jedynym czynnikiem, który rzeczywiście miał wpływ na skłonność do pomocy była presja czasu. Studenci, którzy się spieszyli, pomagali o wiele rzadziej, nawet jeśli mieli za chwilę wygłosić referat, jak to wspaniale pomagać innym. O czym to świadczy? Więcej mówimy, niż robimy. W mediach często pojawiają się doniesienia, o samochodach mijających ludzi leżących na poboczu. I nikt się nie zatrzymuje...

3.Rozproszenie odpowiedzialności - znieczulica świadków (1968)
Więcej

Eksperyment został zaprojektowany po tym, jak w 1964 roku kobieta została zamordowana na ulicy, a 38 świadków przyglądało się temu, lecz nic nie zrobiło. John Darley i Bibb Latane chcieli sprawdzić, czy fakt, że ludzie ci byli w dużej grupie miał wpływ na ich apatię. Uczestnicy zostali poinformowani, że wezmą udział w dyskusji na bardzo osobiste tematy, dlatego aby uniknąć skrępowania rozmowa będzie prowadzona dzięki interkomom. Każda osoba była w osobnym pomieszczeniu, jednak słyszała i była słyszana przez pozostałych. W pewnym momencie pomocnik eksperymentatorów zaczynał udawać napad epilepsji, co słyszeli pozostali. Jakie były wyniki? Jeśli osoba badana wierzyła, że tylko ona uczestniczy w dyskusji i słyszy chorego, w 85% przypadków opuszczała swój pokój i szukała pomocy. Jeśli jednak warunki zostały zmienione i w rozmowie brało udział 5 osób (w tym jedna udająca drgawki), tylko 31% udawało się po pomoc. Reszta sądziła, że ktoś inny się tym zajmie. O czym to świadczy? Jeśli ktoś wie, że tylko on jest w stanie pomóc – robi to. Jeżeli jednak są inni ludzie w pobliżu, każdy oczekuje, że ktoś inny udzieli pomocy. Im więcej osób, tym bardziej rozproszona jest odpowiedzialność i tym mniejsza szansa, że ktokolwiek zdecyduje się udzielić pomocy. Bo każdy ma nadzieję, że ktoś inny się tym zajmie.

4.Stanfordzki eksperyment więzienny (1971)
Więcej

Philip Zimbardo chciał sprawdzić, jak sytuacja uwiezienia wpływa na umysły strażników i więźniów. W piwnicach uniwersytetu stworzył eksperymentalne wiezienie, a uczestników badania znalazł poprzez ogłoszenie w gazecie. Ochotnicy zostali przebadani pod względem zdrowia fizycznego i psychicznego. Tylko młodzi mężczyźni w doskonałej formie i stabilni emocjonalnie zostali zakwalifikowaniu do udziału. Następnie zostali oni losowo podzieleni na „strażników” i „więźniów”. Cały eksperyment miał trwać dwa tygodnie i nikt nie spodziewał się, że cokolwiek mogłoby pójść źle. Tymczasem już na drugi dzień w piwnicy uczelni rozpętało się piekło. „Strażnicy” wymierzali kolejne kary, upokarzali „więźniów”, zmuszali ich do leżenie nago na cementowej podłodze i wykonywania wyczerpujących ćwiczeń fizycznych. „Więźniowie” zaczęli się buntować. Wybuchły zamieszki. Jednak żaden z nich nie poprosił o przerwanie eksperymentu, a przecież nie byli skazańcami, żaden nie popełnił przestępstwa, brali tylko udział w odgrywaniu ról. Podporządkowywali się rozkazom „strażników”, jakie by one nie były. Eksperyment został przerwany po 6 dniach, ku wielkiemu rozczarowaniu „strażników”. O czym to świadczy? Jeśli ktoś dostanie pełnię władzy nad drugim człowiekiem i pełne przyzwolenie od zwierzchników, niemal natychmiast zmienia się w bestię. Uczestnicy eksperymentu byli normalnymi studentami, brali udział w demonstracjach antywojennych, mieli rodziny i dziewczyny. „Strażnicy” często znali „więźniów”, których dręczyli, z codziennego życia.

5.Autorytet – eksperyment Milgrama (1961)
Więcej

Gdy po zakończeniu II wojny światowej toczyły się kolejne procesy nazistowskich żołnierzy, większość z nich tłumaczyła się tym, że tak naprawdę nie są złymi ludźmi, a jedynie „wypełniali rozkazy”. Stanley Milgram postanowił sprawdzić, do czego zdolny jest zwykły człowiek pod presją autorytetu. Uczestnicy badania zostali poinformowani, że biorą udział w eksperymencie nad pamięcią. Mieli być „nauczycielami”, których zadaniem była karanie innych osób badanych, odgrywających rolę „uczniów”. Karą za nieprawidłowe odpowiedzi były szoki elektryczne o rosnącym napięciu. W rzeczywistości „uczniowie” byli współpracownikami eksperymentatora, a wstrząsy elektryczne oczywiście nie były aplikowane. Jednak „nauczyciele” o tym nie wiedzieli, nie widzieli także swojego „ucznia”, a jedynie słyszeli jego głos. Obok osoby badanej siedział eksperymentator w białym fartuchu laboratoryjnym, którego zadaniem było upewnienie się, że „nauczyciel” wymierza wszystkie niezbędne kary. Osobie badanej udzielono instrukcji, że za każdą złą odpowiedź musi wymierzyć „uczniowi” karę, począwszy od szoku prądem o napięciu 45 voltów, co jest nieprzyjemne, ale jeszcze niespecjalnie bolesne. Wraz z kolejnymi złymi odpowiedziami napięcie będzie rosło. Pomocnik badacza odgrywający rolę „ucznia” krzyczał przy każdym wstrząsie i prosił „nauczyciela” o przestanie. Jeśli „nauczyciel” się wahał, osoba w białym fartuchu przypominała mu o obowiązkach, jakie na siebie przyjął zgadzając się na udział w eksperymencie i zachęcała do kontynuowania. Jakie były wyniki? Większość osób zaczynała w pewnym momencie czuć się niekomfortowo, jednak pod wpływem osoby w białym fartuchu wymierzała kolejne szoki, podczas gdy „uczeń” krzyczał coraz głośniej. W pewnym momencie odgłosy cichły, co sugerowało utratę przytomności lub nawet śmierć „ucznia”. Ponad 60% osób badanych dalej raziło prądem, aż do końca skali, czyli napięcia 450V! Nikt nie poprosił o przerwanie eksperymentu, zanim prąd osiągnął napięcie 300V. Tymczasem już napięcie rzędu 100V bywa śmiertelne... O czym to świadczy? Większość osób sądzi, że myśli samodzielnie i jest niepodatna na wpływy. Jeśli jednak obok znajduje się osoba obdarzona autorytetem (laboratoryjny fartuch, mundur, odznaka), ich niezależność dramatycznie spada. Krótko mówiąc, przeciętny człowiek jest w stanie sprawiać ból nieznajomej osobie, a nawet doprowadzić do jej śmierci, jeśli autorytet twierdzi, że wszystko jest w porządku.

6.Deprywacja sensoryczna - odcięcie mózgu od bodźców zewnętrznych

Więcej

W wyniku izolacji człowieka od bodźców zewnętrznych jego mózg, nie mogąc poradzić sobie z brakiem bodźców zaczyna tworzyć halucynacje, które przypominają halucynacje związane z przyjmowaniem substancji psychoaktywnych. Badania nad deprywacją sensoryczną prowadzone były chętnie w latach 60 tych, kiedy to psychologia zainteresowała się odmiennymi stanami świadomości. Ze względu jednak na to iż deprywacja sensoryczna powoduje spore spustoszenie w psychice temat ten – w badaniach na większą skalę – zarzucono.
Zawsze naukowców nurtowało jednak pytanie ile czasu potrzeba, aby mózg zaczął przy deprywacji reagować halucynacjami i czy są ludzie bardziej odporni na deprywację niż inni?
na University College w Londynie, ochotników przebadano kwestionariuszem Revised Hallucinations Scale, którego zadaniem jest określenie na ile osoba badana jest podatna na halucynacje. Z grupy badanych wybrano 9 osób o wysokiej podatności na halucynacje oraz 10 o niskiej i poddano ich deprywacji sensorycznej w komorze izolowanej akustycznie. Pokój był również całkowicie pozbawiony światła. Każdy z badanych otrzymał pilota, którym mógł przerwać doświadczenie w razie gdyby dostał ataku paniki.
Badani przebywali w izolacji 15 minut, następnie poproszono ich by wypełnili kwestionariusz określający czy mieli jakiekolwiek doświadczenia w zakresie obniżenia nastroju, halucynacji, paranoi (czy jakichkolwiek stanów psychotycznych). Zarówno ci, którzy byli podatni na halucynacje jak i ci którzy mieli być na nią odporni zgłosili pojawienie się halucynacji. Siła omamów u osób odpornych była mniejsza, ale mimo to i tak wystarczyło zaledwie 15 minut bez bodźców wzrokowych i słuchowych, by doświadczyć zmienionych stanów świadomości!

Źródełko
Kolejne źródełko

Miłego czytania :kawa:
cinoslav • 2012-12-27, 03:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (37 piw)
A ch*j, zebrałem się, poczytałem, jestem bogatszy o jakąś wiedzę + nie był to stracony czas. Piwko za ciekawy materiał.
383
(Stanford Prision Experiment - SPE). Jego celem miało być zbadanie wpływu życia więziennego na psychikę normalnych, nie mających do tej pory z więziennictwem nic wspólnego ludzi/studentów. Przedsięwzięciem kierowała grupa wykładowców tamtejszego uniwersytetu:
Curtis Banks
,
Craig Haney

oraz Philip Zimbardo (jako przewodniczący)


Informacja o poszukiwaniach 24 osób, chętnych do wzięcia udziału w eksperymencie pojawiła się lokalnej gazecie.

Za dzień uczestnictwa (całe badanie miało potrwać dwa tygodnie) oferowano 15 $. Zgłosiło się ponad 70 chętnych (w innym źródle 100), których przebadano pod kątem kryminalnej przeszłości, problemów zdrowotnych i psychicznych.Wybrano 24 studentów z Kanady i USA, nieznających się nawzajem. Byli to przeciętni, zdrowi, młodzi ludzie, uczęszczający do różnych amerykańskich college'ów. Większość pochodziła z klasy średniej. Oceniono ich jako najbardziej odpornych (emocjonalnie i fizycznie), dojrzałych, wykazujących najmniejsze skłonności do zachowań antyspołecznych. Żaden z nich nie wszedł w konflikt z prawem, nie miał zaburzeń emocjonalnych, nie był osobą niepełnosprawną, nie miał niskiego poziomu intelektualnego bądź trudnej sytuacji materialnej.
Na potrzeby eksperymentu przerobiono piwnice Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanford tak, aby upodobnić je do prawdziwego więzienia. Sugerowano się przy tym opiniami byłych więźniów, członków personelu więziennego. W trzech salach wymieniono drzwi na stalowe kraty, aby bardziej przypominały cele (1,85m x 2,75m). Jedynymi meblami w nich były prycze do spania - po trzy w każdej celi. Mała szafa wbudowana w ścianę służyła jako karcer - było to ciemne i bardzo małe pomieszczenie (61cm x 61cm x 214cm) Końce 9-metrowego korytarza, stanowiącego „główny dziedziniec” zabito deskami. Urządzono również trzy inne pomieszczenia: przebieralnię dla strażników, pokój wartownika oraz biuro dyrektora więzienia.

Przełożonym obiektu został sam Zimbardo, co jak sam później stwierdził: „było poważnym błędem w założeniach” i zaangażowało go zbyt emocjonalnie w eksperyment.
O podziale na strażników i więźniów miał zadecydować rzut monetą. Większość pytanych wyjawiała, że woleliby być więźniami.
Dzień przed eksperymentem uczestnicy wypełnili testy osobowości w celu określenia swoich dyspozycji. Wykorzystano skalę F (miara osobowości autorytarnej: Adorno, Frenkel-Brunswick, Levinson i Sanford) i Skalę Makiawelizmu (Christie i Oels). Aby wykryć ewentualne zaburzenia osobowości, posłużono się Skalą Osobowości Comreya. Jej podskale dotyczą ufności, skrupulatności, konformizmu i aktywności życiowej, równowagi psychicznej, ekstrawersji, męskości oraz empatii. W żadnej z nich nie stwierdzono różnic pomiędzy wynikami więźniów i strażników.
Pierwszy dzień eksperymentu (sierpniowa niedziela) zaczął sie nietypowo. Pod domy studentów-więźniów zajechały radiowozy współpracującej z eksperymentatorami policją z Palo Alto (stan Kalifornia). "Zaaresztowali" oni bez uprzedzenia uczestników doświadczenia.

Policjant przedstawiał każdemu z nich zarzut włamania lub napadu z bronią w ręku. Następnie zakuwano ich w kajdanki, rewidowano - często na oczach sąsiadów - i przewożono na posterunek. Tam zdejmowano im odciski palców, zakładano kartoteki. Z zawiązanymi oczyma, w stanie lekkiego szoku spowodowanego aresztowaniem przez policję, "więźniowie" zostali zawiezieni do "Więzienia Hrabstwa Stanford". Skazańcy byli wprowadzani pojedynczo, witani przez naczelnika i informowani przez niego o powadze swoich wykroczeń i swoim nowym statusie więźniów. Tam więźniowie musieli się rozebrać, poddać odwszeniu (preparat rozpylano dezodorantem w sprayu), a następnie przez chwilę stali nago na dziedzińcu więziennym (czyli w piwnicznym korytarzu).



Potem robiono im zdjęcie policyjne, umieszczano w celach i kazano zachowywać milczenie. Później więźniowie dostali uniformy. Ich główną część stanowiła suknia lub długa koszula, które skazańcy nosili przez cały czas, nie mając nic pod spodem. Z tyłu i przodu koszuli umieszczony był więzienny numer identyfikacyjny. Na prawej kostce każdego więźnia umieszczono ciężki łańcuch, zamknięty na kłódkę i podobnie jak sukienka, noszony przez cały czas. Obuwie stanowiły gumowe sandały, a każdy więzień zobowiązany był nosić na głowie czapkę zrobioną z damskiej pończochy.




Ponadto poinformowano więźniów, że będą dostawać minimalne racje żywieniowe oraz że mogą oni mieć ograniczone prawa obywatelskie.

Cytat:

Powinno być jasne, że staraliśmy się wykreować funkcjonalną symulację więzienia, a nie dosłowne więzienie. Prawdziwi więźniowie nie noszą sukienek, ale czują się upokorzeni i niemęscy. Naszym celem było szybkie wywołanie tego efektu poprzez założenie mężczyznom sukienek na gołe ciało. Po założeniu uniformów, część więźniów faktycznie zaczęła inaczej chodzić i siadać -- bardziej jak kobiety.



Strażnikom powiedziano, że ich zadaniem jest "utrzymywanie porządku w więzieniu". Uprzedzono ich, że będą musieli radzić sobie z nieprzewidzianymi wypadkami (np. próbami ucieczki). Sądzili, że eksperymentatorzy są przede wszystkim zainteresowani badaniem zachowań aresztantów. Celowo udzielono im jedynie ogólnych wskazówek, aby ich działania odzwierciedlały autentyczne reakcje w sztucznym więzieniu. Eksperymentatorzy stanowczo zabronili jedynie wymierzania kar cielesnych i stosowania przemocy fizycznej wobec aresztantów.
Strażnicy byli ubrani w koszule i spodnie koloru khaki, mieli gwizdki i policyjne pałki oraz lustrzane okulary przeciwsłoneczne uniemożliwiające kontakt wzrokowy.


Niektóre z 16 reguł, panujących w owym więzieniu:
Cytat:

- reguła pierwsza: więźniowie muszą zachować milczenie podczas odpoczynku, a także po zgaszeniu świateł, w czasie posiłków i zawsze wtedy, gdy znajdują się poza dziedzińcem więziennym.
- reguła druga: więźniowie muszą jeść w czasie przeznaczonym na posiłki i tylko wtedy.
- reguła trzecia: więźniom nie wolno psuć, brudzić, ani uszkadzać ścian, sufitów, okien, drzwi lub innych rzeczy będących własnością więzienia.
(..)
- reguła siódma: więzień zwracający się do innego więźnia może wymienić tylko jego numer identyfikacyjny.
- reguła ósma: więźniowie zwracający się do strażników muszą tytułować ich "Panie funkcjonariuszu"
(..)
- reguła szesnasta: niepodporządkowanie się którejkolwiek z powyższych reguł może pociągnąć za sobą karę



W więzieniu było dziewięciu strażników i dziewięciu więźniów. Strażnicy pracowali w systemie trzech ośmiogodzinnych zmian, podczas gdy w każdej z cel było po trzech więźniów. Pozostali strażnicy i więźniowie z grupy 24 ochotników czekali w gotowości, na wypadek gdyby byli potrzebni.
Więźniowie musieli zwracać się do strażników formułą „Panie oficerze penitencjarny”, a do siebie jedynie po numerze identyfikacyjnym. Aby utrwalić je w ich pamięci, strażnicy organizowali kilkakrotnie w ciągu każdej zmiany „odliczania”. Początkowo więźniowie nie traktowali ich poważnie, manifestując przy tym chętnie swoją niezależność. Strażnicy nie byli jeszcze zdolni zmusić ich do posłuszeństwa.[quote]

W zaskakująco krótkim czasie grupa normalnych, zdrowych, amerykańskich studentów przeistoczyła się w strażników więziennych, którzy zdawali się czerpać przyjemność ze znieważania, grożenia, poniżania i traktowania w nieludzki sposób swych rówieśników, którym losowo przydzielono rolę "więźniów". Mimo wyraźnego zakazu stosowania siły fizycznej, często dochodziło do aktów agresji (w szczególności ze strony strażników). Więźniowie - choć mieli całkowitą swobodę wyboru zachowań - stali się bierni i zależni, wystąpiła u nich również depresja, poczucie bezradności oraz obniżenie poczucia własnej wartości. Popularną formą karania były pompki. Pozornie niegroźne, stały się z czasem metodą poniżania więźniów (zwłaszcza, kiedy strażnik stawiał nogę na odbywającym karę, albo kazał na nim siadać innemu więźniowi).

Drugiego dnia eksperymentu wybuchł bunt. Więźniowie zabarykadowali się w celach, zdjęli czepki i zerwali numery identyfikacyjne. Zaczęli drwić ze strażników. Ci wezwali do pomocy inną zmianę i razem potraktowali skazańców dwutlenkiem węgla z gaśnicy. Zszokowani więźniowie zostali rozebrani, ich łóżka wyprowadzono na korytarz, a inicjatorów buntu zamknięto w izolatkach. Innych zmuszono do robienia pompek, odmówiono im posiłków i poduszek.




Strażnicy wyciągnęli wnioski z minionych zdarzeń i zgodnie z sugestią jednego z nich, postanowili „podejść więźniów psychologicznie a nie fizycznie”. W tym celu stworzono specjalną „celę uprzywilejowanych”, w której znalazły się łóżka, lepsze posiłki (spożywane w obecności pozostałych, którym tymczasowo zakazano jeść) i odebrane uprzednio ubrania. Ponadto uprzywilejowani mogli myć zęby i brać kąpiele.
Po połowie dnia „uprzywilejowanych” wysłano z powrotem do zwykłych cel, a na ich miejsce wprowadzono niektórych z inicjatorów buntu. Więźniowie poczuli się zdezorientowani. Pojawiły się spekulacje o współpracy „uprzywilejowanych” ze strażnikami. Relacje w poszczególnych grupach zupełnie się zmieniły. Strażnicy zjednoczyli się w obliczu zagrożenia, solidarność więźniów uległa skruszeniu.
Strażnicy zaczęli traktować więźniów znacznie surowiej. Możliwość wyjścia do toalety zależała od ich humoru. Po godzinie 22 więźniowie korzystali z wiader pozostawionych w celach, których czasem nie pozwalano im opróżniać. Strażnicy wykazywali się szczególną bezwzględnością po zmroku, myśląc, że nie są obserwowani przez badaczy.

Po 36 godzinach eksperymentu więzień o numerze 8612 zaczął wykazywać szereg niepokojących objawów. Na zmianę zachowywał się agresywnie i wybuchał płaczem, miał „zdezorganizowany sposób myślenia”. Strażnicy i naukowcy podejrzewali go o próbę oszustwa. Badający go specjalista zaproponował mu bycie informatorem w zamian za łagodniejsze traktowanie przez strażników. 8612 miał przemyśleć tę propozycję.
Podczas następnego odliczania więzień powiedział do pozostałych: „nie możecie stąd wyjść, nie da się przerwać eksperymentu”. Później stracił nad sobą panowanie: krzyczał i przeklinał. Dopiero wtedy badacze postanowili go wypuścić. Wśród więźniów umocniło się przekonanie, że to nie eksperyment, tylko prawdziwe więzienie.



Następnym ważnym problemem, z którym eksperymentatorzy musieli się uporać, były pogłoski o rzekomej wielkiej ucieczce. Jeden ze strażników przypadkiem podsłuchał jak więźniowie rozmawiają o ucieczce, która miałaby miejsce natychmiast po odwiedzinach. Opracowano plan, który polegał na rozebraniu więźniów po wyjściu wizytujących, przywołaniu większej ilości strażników, zakuciu wszystkich więźniów razem, nałożeniu im na głowę worków i przetransportowaniu ich do magazynu na piątym piętrze, gdzie mieliby przeczekać spodziewane włamanie. Ostatecznie rzekome włamanie do więzienia okazało się być tylko plotką. Swoją frustrację, wywołaną zmarnowaniem całego dnia na zabezpieczenie więzienia, personel wyładował na więźniach. Strażnicy ponownie bardzo wyraźnie zwiększyli natężenie prześladowań, wzmogły się upokorzenia. Więźniowie musieli wykonywać upodlające, powtarzające się prace, takie jak czyszczenie muszli toaletowych gołymi rękami. Strażnicy zmuszali więźniów do robienia pompek, pajacyków, cokolwiek tylko przyszło im do głów.
W pewnym momencie trwania eksperymentu, więzień nr 819 poprosił o natychmiastowe spotkanie z lekarzem. Odmawiał przy tym przyjmowania posiłków.
Cytat:

Gdy z nami rozmawiał, załamał się i zaczął histerycznie płakać, podobnie jak dwaj inni chłopcy, których uwolniliśmy wcześniej. Zdjąłem łańcuch z jego nóg, czapkę z jego głowy i powiedziałem, by poszedł odpocząć w pomieszczeniu przylegającym do podwórza więziennego. Powiedziałem, że przyniosę mu jedzenie, a potem odwiedzimy lekarza.


Równocześnie jeden ze strażników ustawił pozostałych więźniów w szeregu i kazał im głośno powtarzać: „więzień nr 819 jest złym więźniem. Przez to, co zrobił więzień nr 819 w mojej celi jest bałagan, Panie Władzo”. Zgromadzeni wykrzyczeli to kilkakrotnie. Gdy dotarło to do uszu więźnia nr 819, załamał się po raz kolejny. Płakał niczym chłopiec. Mimo że był chory, chciał wrócić i udowodnić, że nie jest złym więźniem.
Cytat:

Wtedy powiedziałem "Słuchaj, nie jesteś nr 819. Jesteś [jego imię], a ja nazywam się dr Zimbardo. Jestem psychologiem, nie dyrektorem więzienia, a to nie jest prawdziwe więzienie. To tylko eksperyment, a to są studenci, a nie więźniowie, tak jak ty. Chodźmy."

Momentalnie przestał płakać, popatrzył na mnie jak małe dziecko obudzone z koszmaru i odpowiedział: "Dobrze, chodźmy".




Następnego dnia część więźniów stanęła przed komisją, która miała rozważyć ich warunkowe zwolnienie. Na jej czele stanął wspomniany wcześniej eks-więzień i konsultant grupy Zimbardo. Większość więźniów gotowa byłaby zrezygnować z należnych im pieniędzy w zamian za natychmiastowe zwolnienie. Złożone przez nich wnioski o wypuszczenie miały zostać rozpatrzone w bliżej nieokreślonym terminie, na co więźniowie (nie czujący się już zupełnie jak uczestnicy eksperymentu) milcząco wyrazili zgodę.

Eksperyment zakończono już szóstego dnia z dwóch powodów. Strażnicy zaczęli dopuszczać się coraz bardziej gorszących praktyk, m.in. zmuszając więźniów do odgrywania aktów homoseksualnych. Ponadto, Christiana Maslach, młoda pani doktor ze Stanfordu i późniejsza żona Zimbardo, stanowczo sprzeciwiła się eksperymentowi, po tym jak przeanalizowała jego zgubny wpływ na psychikę więźniów. Była to pierwsza osoba, która zanegowała moralną stronę eksperymentu.


Typy strażników
Wśród strażników można było wyróżnić trzy podstawowe typy zachowań. Pierwsza grupa była surowa, choć sprawiedliwa. Strażnicy z drugiej grupy starali się nie krzywdzić więźniów i udzielać im „drobne przysługi”. Pozostali natomiast znajdowali satysfakcję w znęcaniu się nad skazańcami, mimo że żaden test osobowości nie wykazywał u nich takich tendencji. Wszystkich strażników łączyło jedno: nie odmawiali wykonania żadnego rozkazu. Najbardziej znienawidzony z nich zyskał sobie miano Johna Wayne’a, ze względu na nieugiętość i bezwzględność.

Zachowanie więźniów
Więźniowie radzili sobie na różne sposoby z atmosferą podległości i poniżenia. Początkowo niektórzy z nich przeciwstawiali się i bili ze strażnikami. Czterech więźniów zareagowało załamaniem emocjonalnym, u jednego stres spowodował wysypkę psychosomatyczną. Część stała się „dobrymi więźniami”, którzy wykonywali wszystkie rozkazy strażników. Więźniowie jako grupa zostali całkowicie rozproszeni i zdominowani przez strażników.
Komentarz byłego więźnia nr 416 (2 miesiące po zakończeniu eksperymentu): "Zacząłem mieć poczucie, że tracę tożsamość. Tożsamość osoby, którą nazywałem "Clay", osoby, która kazała mi iść do tego miejsca, osoby, która dała się w tym więzieniu zamknąć – bo to było dla mnie więzienie, i nadal jest. Nie uważam, że to eksperyment ani symulacja, bo to po prostu więzienie prowadzone przez psychologów zamiast przez państwo. Zacząłem mieć poczucie, że osoba, którą byłem i która kazała mi iść do więzienia, była mi obca – obca tak bardzo, że w końcu stałem się 416. Naprawdę byłem swoim numerem"


Cele eksperymentu wg Zimbardo:
1. Skonfrontowanie tezy o radykalnej zmianie zachowania (skłonności do ogromnego okrucieństwa) zwyczajnych ludzi, kiedy stają się anonimowi i mogą traktować innych przedmiotowo.
2. Zbadanie wpływu otoczenia, autorytetu, solidarności grupowej oraz konkretnej sytuacji na działania jednostek

Wnioski Zimbardo:
Ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach wcielają się w role oprawców i ofiar. Powodów takich zachowań upatruje on nie w zaburzeniach ludzkiej psychiki, lecz we wpływie otoczenia na jednostkę. Przez następne lata uczestnicy byli obserwowani – eksperyment nie wpłynął negatywnie na ich życie. Było to spowodowane tym, że zostali poddani terapii, na której dokładnie im wytłumaczono, czego byli uczestnikami i świadkami. Jednostki wyselekcjonowane do eksperymentu były w pełni zdrowe psychicznie, a eksperyment odbył się w jednym miejscu, dzięki czemu badani po jego zakończeniu wyszli ze swoich ról, zdjęli mundury i wrócili do normalnego życia. Starania eksperymentatorów sprawiły, że nie czuli oni winy ani wstydu.
Jednym z wniosków było też spostrzeżenie, że odgrywanie ról społecznych może wpływać na kształtowanie się osobowości jednostki, w szczególności w sytuacji, gdy nie ma ona możliwości zrzucenia schematu roli, lub gdy rola społeczna nie pozwala jej na margines swobody postępowania. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment przerwany został już po sześciu dniach ze względu na brutalne zachowania osób, które przyjęły role strażników.

Źródła:
http://www.niniwa2.cba.pl/zimbardo_szesc_dni_kacetu_wiezienny_eksperyment.htm
http://problem.republika.pl/ekswiezniowie.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_wi%C4%99zienny
http://www.prisonexp.org/polski/
http://www.integratedsociopsychology.net/stanford_prison_experiment.html


PS. Przepraszam za 'nieaktywne' i przeskakujące gify ale tylko w takim formacie zdobyłem zdjęcia i nic nie mogłem z tym zrobić...To nie było celowe.
konradssc • 2011-06-20, 18:04  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (48 piw)
Stary napiłbym się z Tobą piwa w realu. Dużo pracy włożyłeś i ciekawy artykuł w twoim wykonaniu. Mało takich tematów na Sadolu, a szkoda, bo ta do tej strony własnie takie tematy pasują. Piwo