18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#promieniowanie

398

Opisana w poprzednim odcinku budowla , stanowiąca grobowiec dla szczątków reaktora nr 4 w Czarnobylu, powoli chyli się ku ruinie. Jej zawalenie jest jednoznaczne z powtórnym skażeniem terenu wokół miejsca katastrofy i nie tylko. Radioaktywny pył może zawędrować w każdy zakamarek Europy. Na szczęście zamiennik właśnie jest konstruowany. Nazywa się NSC (New Safe Confinement).

To, co widzicie na zdjęciu otwierającym ten artykuł, to jedynie część wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest ostateczne pogrzebanie radioaktywnych szczątków reaktora nr 4 czarnobylskiej elektrowni atomowej. O skali projektu nie wiedziano praktycznie nic do momentu podjęcia wstępnych rozmów o nowym sarkofagu. Rozmowy zaczęły się bardzo późno,
co wynikało z dużej niechęci finansowego angażowania się w problem Ukrainy i Rosji
.

Fundacja z problemami


Czarnobyl to gorący kartofel przerzucany z ręki do ręki. Postawa taka nie powinna jednak dziwić. Po pierwsze będą to pieniądze bezpowrotnie stracone. Stracone, bo nikt nie patrzy na ów projekt jak na inwestycję, choćby w przyszłe bezpieczeństwo.

Wielu ekspertów twierdzi, że nowy sarkofag wcale nie jest potrzebny, a zgliszcza można stopniowo przykrywać betonem. Inni z kolei alarmują, że nowe zabezpieczenie musi powstać i że nie należy patrzeć na koszty. Kilka miesięcy temu okazało się, że ci drudzy mają rację. Na zdjęciu poniżej widać efekty zawalenia się dużego fragmentu dachu!

Trudna sytuacja decyzyjna nie rokowała najlepiej, więc powołano fundację CSF (Chernobyl Shelter Fund), która miała zająć się zbiórką pieniędzy oraz projektowaniem nowego rozwiązania. Wnioski z pierwszych spotkań pojawiły się dosyć szybko. Ulepszanie oraz całościowa rozbiórka starego sarkofagu nie wchodzą w grę. Struktura jest obecnie nie do ruszenia ze względów bezpieczeństwa. W 1992 r. ogłoszono budżet oraz konkurs na wykonawcę nowego sarkofagu.
Zgłoszono aż 394 projekty, do finału przeszły trzy.

Wygrał projekt łukowy, który jest konstruowany przez francuskie konsorcjum Novarka. Koszt całości przekroczył już półtora miliarda euro i prawdopodobnie jeszcze wzrośnie.

Widoczna po lewej struktura jest budowana w dużej odległości od reaktora. Po zakończeniu konstrukcji zostanie ona przetoczona po szynach nad reaktor i osadzona nad starym sarkofagiem. Decyzja o przeprowadzeniu prac z dala od miejsca katastrofy była dość oczywista. Robotnicy nie mogą pracować bezpośrednio przy reaktorze ze względu na promieniowanie. Ewentualny błąd podczas działań “na miejscu” mógłby spowodować zawalenie starej konstrukcji i kolejną tragedię.

Zadaniem nowego sarkofagu jest zapobieżenie wędrówce skażenia poza obręb reaktora i jego otaczającej infrastruktury. Pośrednim efektem jest zatrzymanie korozji obecnego sarkofagu i zmniejszenie ryzyka wynikłego
z ewentualnego zawalenia się starej konstrukcji.

Zakłada się także usunięcie starego dachu za pomocą zdalnie sterowanych maszyn w celu dalszej minimalizacji ryzyka.

Konstrukcja będzie wysoka na 92 metry i będzie mieć aż 150 metrów długości. Składać się będzie z 13 łuków tworzących 12 przedziałów. Skala przedsięwzięcia jest widoczna na zdjęciu poniżej. Ukazuje ono początkowe stadium konstrukcji, gdy zadaszenie nie było jeszcze podniesione.

Oba końce nowego sarkofagu zostaną zasłonięte ścianą zwisającą, tak aby żaden z elementów nie spoczywał na starej konstrukcji reaktora. Całość zostanie pokryta Lexanem, czyli tworzywem zapobiegającym akumulacji radioaktywnych materiałów na elementach NSC. Wszystkie komponenty są prefabrykatami dostarczanymi na miejsce z hut. Na miejscu dokonuje się jedynie montażu, co dodatkowo skraca czas przebywania pracowników na terenie niebezpiecznym.

Każdy z robotników ma ze sobą dwa dozymetry, które informują o przyjętej dawce promieniowania i alarmują
o przekroczeniu dziennej normy.

Dużym problemem było położenie fundamentów pod miejsce montażu oraz torowisko. Gleba jest silnie skażona, więc głębsze wykopy nie wchodziły w grę. Konieczne wykopy do trzech metrów przeprowadza się za pomocą koparek linowych, co pozwala oddalić operatora maszyny na znaczną odległość od urobku. Głębsze wykopy przeprowadza się za pomocą urządzeń hydraulicznych z osłoną bentonitową.

Zakończenie konstrukcji oraz przetoczenie NSC na miejsce rozpocznie się najwcześniej za dwa lata. Proces przetoczenia zajmie pełne 24 godziny (lub dłużej) i odbędzie się za pomocą stalowych lin ciągniętych przez siłowniki. Po umiejscowieniu nowego sarkofagu nad starym i opuszczeniu ścian zamykających rozpocznie się proces dekonstrukcji niestabilnych elementów starego sarkofagu, czyli przede wszystkim dachu. Tuż pod najwyższym punktem łuku nowego sarkofagu zamontowane są dwa dźwigi wędrujące po wspólnym wyciągu. To właśnie one będą kontynuować prace wewnątrz struktury.

Co dalej?

Po zdemontowaniu starych elementów sarkofagu zostaną one pocięte na mniejsze kawałki i poddane dekontaminacji. Ostateczne metody pozbycia się tych elementów nie zostały jeszcze opracowane. W pobliżu powstaje centrum składowania odpadów radioaktywnych Vektor, w którego skład wchodzi niemiecka placówka ICSRM do utylizacji odpadów. Tam prawdopodobnie spoczną najbardziej niebezpieczne elementy. Betonowe pojemniki są już gotowe i można je obejrzeć na zdjęciu poniżej.

Budowa nowego sarkofagu nie toczy się po myśli władz Ukrainy. Projekt miał być gotowy już w 2005 r. Datę zakończenia prac przesunięto początkowo na 2008 r., później zmienioną ją na 2012 r. Obecny termin oddania to lato 2015. Więcej szczegółów i ostateczny wygląd nowego sarkofagu obejrzycie na filmie poniżej. Miejmy nadzieję, że Novarka zdąży
z pracami przed ewentualną katastrofą...

Kod:
/watch?v=F9URUQvGE9g#at=113

(uploader nie chce wgrać filmiku bo już jest on na sadisticu, lecz nie ma żadnego odnośnika czy cuś by go skopiować,
za dużo "waży" by go wgrać)


Cytat:

Daję temat tu, gdyż zapaleńcy ciekawostek o Czarnobylu jak i zwykli ciekawscy częściej przeglądają "Główną" niż "Dokumentalne". Także celowy błąd z mojej strony dla dobra innych. Pozdrawiam.



Autorem jest jakiś kolo z http://gadzetomania.pl

Sarkofag reaktora nr 4 [cz. 1] - Czarnobyl(Ukraina)

buciah5n1 • 2013-07-21, 02:20
588

Betonowa, rozsypująca się klatka skrywa w sobie wciąż agresywnego potwora – 200 ton radioaktywnej lawy (Korium),
30 ton lotnego, radioaktywnego pyłu oraz 16 ton uranu i plutonu. Budowa konstrukcji kolosa trwała jedynie 5 miesięcy.
W 1996 r. stwierdzono, że naprawa jest całkowicie niemożliwa. W jakim stanie jest stary sarkofag i jak wygląda budowla nowego?

Schronienie nr 4

Powyższa nazwa sarkofagu skrywającego ruiny po czarnobylskiej katastrofie pochodzi z zapisów wojskowych. Podobnie jak katastrofa, budowa sarkofagu była wydarzeniem, którego szczegóły starano się utajnić. Stare nawyki generałów kazały zapewniać o doskonałych środkach zabezpieczających, jakie były stosowane, i nie wdawać się w dyskusje o technologii i jakości konstrukcji.

Wciąż niejasne szczegóły prawdy o początkowych etapach budowy sarkofagu mówią o koszmarze robotników zwanych “likwidatorami”. Po oczyszczeniu okolicy i dachu elektrowni do grona tych bohaterskich straceńców dołączyli górnicy. Bo choć sarkofag kojarzy się nam z wysokimi dźwigami, to prace nad jego konstrukcją zaczęły się pod ziemią, ze śmiertelnym niebezpieczeństwem wiszącym tuż nad głową.

Celem długiego na 168 metrów wykopu było dostanie się pod reaktor w celu zalania nowo powstałej przestrzeni betonem. Miał on zapobiec ucieczce materiałów radioaktywnych do gleby i skażenia wód gruntowych, które mogłyby rozprzestrzenić skażenie w sposób niekontrolowany. Prace górnicze rozpoczęto 24 czerwca 1986 r.

Prace na powierzchni prowadzono z zastosowaniem potężnych dźwigów oraz pojazdów z długimi wysięgnikami (betoniarki). Starano się ograniczyć czynnik ludzki podczas kilku stadiów konstrukcji. Pierwszym z nich było wylanie betonu naokoło pozostałości po reaktorze tak, aby przygotować fundamenty pod sarkofag. Wstępne prace betoniarek widać na zdjęciu poniżej. Zwróćcie uwagę, jak blisko musiały podjechać i jak bardzo narażeni na promieniowanie byli ich kierowcy. Jest to obszar bezpośrednio przylegający do reaktora. Elewacja widoczna po prawej stronie znalazła się pod sarkofagiem.

Następnie wzniesiono zbrojone, betonowe ściany wokół uszkodzonego reaktora. Ze względu na skalę zniszczeń konstrukcja ma charakter kaskadowy, co widoczne jest na zdjęciu poniżej, gdzie w ten sposób zakryto halę turbin.
Po skonstruowaniu systemu przyporowego (także widocznego na zdjęciu w formie dłuższych i krótszych pionowych, pochyłych wsporników będących częścią ściany) zamontowano zadaszenie oraz urządzenia wentylacyjne.







Warto wspomnieć, że zarzuty o pozostawienie sporych dziur w sarkofagu są tylko częściowo słuszne. Konstrukcja ma około 60 otworów obserwacyjnych, które służą także jako konieczna wentylacja. Na unikalnym zdjęciu poniżej
(wnętrze sarkofagu) widoczne jest światło, które przez nie wpada.

Film przedstawia z kolei wyprawę szaleńców do środka konstrukcji. W 1:17 widać grafitowe osłony prętów uranowych. Tylko ktoś niespełna rozumu mógł podejść tak blisko. Pojedynczy fragment może emitować promieniowanie o sile 1000 R,
co oznacza zgon po godzinie przebywania w pobliżu. Zamontowany system spryskiwaczy dba o utrzymanie pyłu w ryzach, co jednak wyraźnie nie wystarcza.



W sumie wylano około 400 000 m3 betonu i wykorzystano 7300 ton stali. Te dość imponujące liczby nie robią jednak wrażenia, gdy popatrzy się na obecny stan budowli. Fundamenty kruszeją, ściany mają coraz więcej nieplanowanych otworów, a wady konstrukcyjne zaczynają zagrażać budowli.

Pierwszym i naczelnym zmartwieniem są dwie potężne belki, które podtrzymują dach sarkofagu. Spoczywają one na elementach starej konstrukcji (między innymi zachodnia część widoczna w głębi na zdjęciu poniżej), które powoli kruszeją
i mogą nie utrzymać góry sarkofagu.

Widoczna na kolejnym zdjęciu instalacja z żółtymi elementami została wzniesiona kilka lat temu w celu stabilizacji sarkofagu. Jest to DSSS (Designed Stabilisation Steel Structure). Wsporniki przechodzą przez jedną ze ścian i podtrzymują strukturę także od środka. Dzięki temu udało się nieco odciążyć wspomniane wyżej wsporniki belek o całe 400 ton.

Innym zmartwieniem jest pokrywa UBS leżąca bezpośrednio na reaktorze (to ten przekrzywiony, “włochaty” element na zdjęciu przekroju elektrowni poniżej). W tej chwili jest on podtrzymywany tylko przez gruz, więc ryzyko jego zawalenia się do środka reaktora jest bardzo duże. Po wypadku płyta ta nazywana jest przez pracowników “Eleną”. Te sterczące włosy to obecnie “włosy Eleny”, czyli powyginane pręty paliwowe. To obecnie najbardziej niebezpieczny i newralgiczny element gruzowiska.



Z kolejnej części dowiecie się, w jaki sposób powstaje nowy sarkofag i jaką rolę będzie odgrywał w przyszłości.

Cytat:

Daję temat tu, gdyż zapaleńcy ciekawostek o Czarnobylu jak i zwykli ciekawscy częściej przeglądają "Główną" niż "Dokumentalne". Także celowy błąd z mojej strony dla dobra innych. Pozdrawiam.



Zapożyczone z http://gadzetomania.pl
583
Jakiś czas temu na jednym ze szkoleń usłyszałem od wykładowcy ciekawa historię dotyczącą incydentu z mocnym źródłem promieniowania. Pogrzebałem w internetach i znalazłem bardzo dobrze i szczegółowo opisany incydent więc postaram się go własnym słowami nieco skrócić aby się lepiej czytało.



Źródło i kradzież

Dawno dawno temu, w roku 1987 dwaj brazylijscy złomiarze - Roberto i Wagner - włamali się do opuszczonego szpitala w miejscowości Goiania i znaleźli tam zajebiście ciężki (100kg+) pojemnik w kształcie walca. Zdobycz zacna ale przenieść się nie dało więc zapakowali łup na taczkę i zawieźli na melinę w slamsach.
"Puszkę" postanowili z ciekawości otworzyć lecz domowymi metodami się nie dało. Uszkodzili natomiast małe okienko w pojemniku. Nie wiedzeili o jednym małym szczególiku:
Pojemnik był częścią starego sprzętu do radioterapii i cały wypełniony był pięknym niebieskim, świecącym a do tego silnie promieniującym piaskiem zwanym chlorkiem cezu!

Pierwsze objawy
Tego samego dnia po południu panowie złomiarze zaczęli rzygać.
Do tego doszły ostre biegunki, zaczerwienienia skóry.
Po dwóch dniach rzygania i srania Wagner poszedł się zbadać.
Lekarze nie znaleźli niczego niepokojącego i kazali mu odpoczywać w domu. Nie odpoczywał za bardzo bo razem z kompanem Robertem dalej walczyli z pojemnikiem.
Otworzyć się jednak nie dało więc zawieźli go w całości na złomowiec. Pewnie dostali trochę kasy i poszli na wino :pijaki:

Sprzedaż
Właścicielem skupu złomu był pan Ferreira.
Jak zobaczył piękny niebieski metal przez okienko pojemnika kazał swoim pracownikom otworzyć puszkę natychmiast bo ma taki pomysł by z owego świecącego metalu zrobić żonie zajebisty pierścionek. Robole pana Ferreiry byli najwidoczniej trochę cwańsi od złomiarzy, raz dwa otworzyli pojemnik i się dopiero zaczęło!

Rozprzestrzenianie i trupy
Jeden z braci pana Ferreiry naniósł skażonego pyłu na podłogę pokoju swojej 6-cio letniej córki Leide. Dziewczynka wchłonęła potężną dawkę (6Gy) w wyniku czego zmarła miesiąc później. Pochowano ją w ołowianej trumnie zalanej betonem...
Drugi brat pana Ferreiry miał farmę. Wziął trochę pyłu i użył go jako farby do znaczenia zwierząt. Te zdychały jedno po drugim.
Dwóch pracowników pana Ferreiry również zmarło.
Żona właściciela złomowiska pani Maria Ferreira była pierwszą osobą,która podejrzewała iż jej , mężą jak i rodziny kłopoty ze zdrowiem mogą mieć związek z tajemniczym niebieskim pyłem.
Zapakowała więc resztki pojemnika do reklamówki i pojechała autobusem (!) do szpitala z nadzieją, że ktoś jej powie co to w ogóle jest. W szpitalu fizycy medyczni odkryli promieniowanie zawartości reklamówki. Pani Maria zmarła miesiąc później. Wielu ludzi zawdzięcza jej zdrowie i życie wskutek jej uporu w kierunku rozpoznania niebezpieczeństwa w niewinnie wyglądającym przedmiocie.

Narażeni
Ponad 100 000 osób było narażonych na skażenie radioaktywne.
U 244 osób wykryto znaczący poziom skażenia na ciele bądź wewnątrz organizmu.
46 osób, pochłonęły wysokie dawki promieniowania.
Hospitalizowano 19, z czego 4 zmarło.
6 osób przeżyło wysokie dawki promieniowania (3-7 Gy) dzięki temu że otrzymali te dawki porcjami a nie jednorazowo.

Winni
Trzech lekarzy zarządzających majątkiem likwidowanego szpitala i odpowiedzialnych za pozostawienie materiału stwarzającego zagrożenie życia bez nadzoru w opuszczonym budynku szpitala poniosło odpowiedzialność karną.

Tyle.
Mam nadzieję że zaciekawi.
Całość - z dawkami , szczegółami itd. można poczytać na wiki:
Skażenie w Goianii

Mój pierwszy blablabla
Po tagach blablabla
Jak było blablabla
itachi666 • 2013-07-18, 15:49  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (36 piw)
Chlorek cezu świecił na niebiesko przez promieniowanie czerenkowa, jakby ktoś był ciekaw
A tu obrazek, jak to wygląda w wodzie :

Skład głowic atomowych w Polsce

marszall • 2013-06-24, 23:16
17
Według planów z połowy lat 70. atak jądrowy na kraje NATO miał trwać około godziny. Polska miała użyć ok. 170 ładunków jądrowych. Jakim cudem to sie znajdowało w Polsce ? To właśnie jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic PRL, bo władze Polski Ludowej uparcie twierdziły, że broni atomowej na terenie naszego kraju nie ma.

Choć nikt się do tego nie przyznawał, w okresie zimniej wojny na ewentualność potyczek zbrojnych szykował się zarówno Zachód, jak i państwa Układu Warszawskiego. Broń atomową Sowieci postanowili składować w Polsce. Nie można było nazwać tego igraszką. Wystarczy wyobrazić sobie, że bomba zrzucona na Hiroszimę w 1945 r. miała moc 15 kt. W połowie lat 80. w polskich magazynach znajdowało się łącznie 168 ładunków jądrowych:14 głowic o mocy 500 kt, 35 o mocy 200 kt, 83 o mocy 10 kt, 2 bomby lotnicze o mocy 200 kt, 24 bomby o mocy 15 kt, 10 bomb o mocy 0,5 kt.
A to zdjęcie pozostałości ze skłądu w którym to wszystko było przechowywane

Zastanawiam się tylko, jakie tajemnice jeszcze przed nami kryją ?
Źródło

Dawka śmiertelna i skutki choroby popromiennej

Anonymous • 2013-06-23, 14:48
54
Z dedykacją dla rockface123, o dawce śmiertelnej promieniowania i skutkach choroby popromiennej. Artykuł w 99% zaj***ny z innych stron. Tej i tej.

zdjęć ludzi napromienowanych niestety nie dam, bo podobny post już jest:

http://www.sadistic.pl/hiroszima-i-nagasaki-vt44668.htm

Jak wysoką dawkę promieniowania jesteśmy w stanie przeżyć?

We wrześniu 1987 roku, dwóch mężczyzn włamało się do opuszczonej kliniki medycznej w Goiânia (Brazylia), demontując przyrządy, które ich zdaniem posiadały wartościowe części. Po paru godzinach obaj zaczęli wymiotować. Następnie wystąpiła biegunka oraz zawroty głowy. Nie wiedzieli, że skradzione fragmenty zawierały substancje o wysokiej radioaktywności używane do leczenia pacjentów z nowotworami. Części te kupił handlarz złomem - Devair Ferreira. Zdziwił się widząc w ciemności emitowaną przez nie niebieską łunę. Radioaktywny pył umieścił więc w małym kanistrze w swoim salonie, gdzie zaprosił przyjaciół, aby pochwalić się zdobyczą. Lśniąca substancja, którą później okazał się chlorek cezu, zaintrygowała ich - dotykali jej, rozmazując na swoich ciałach, a resztę zabrali do domów. W ciągu miesiąca, żona kupca, 6-letnia siostrzenica i jego dwoje pracowników, zmarło z powodu ostrego zespołu popromiennego. Całkowita liczba zatrutych osób wyniosła aż 249.



Śmiertelna niebieska poświata (Chris Shinn / Getty)


Dawki promieniowania, podawane w siwertach (Sv), mierzy się uwzględniając jego rodzaj i powierzchnię ciała poddaną ekspozycji. Siwert to wielkość fizyczna odnosząca się do działania promieniowania jonizującego na organizmy żywe. Jest względnie dużą jednostką - u człowieka już po przekroczeniu dawki skutecznej 1 Sv promieniowania gamma dla całego ciała może wystąpić ostry zespół popromienny, mogący prowadzić do zgonu. U wszystkich ofiar śmiertelnych znalezionego chlorku cezu stwierdzono natomiast 4,5- 6 Sv. To bardzo duża porcja, biorąc pod uwagę fakt, że każdego roku przyjmujemy z naturalnych źródeł promieniowania (stanowiących ok. 70% promieniowania na Ziemi) średnio 2,4 milisiwertów, a ze źródeł sztucznych – średnio 1,1 mSv.



Dla porównania, w wyniku katastrofy w Czarnobylu każdy mieszkaniec Polski został narażony średnio na dawkę niespełna 0,3 mSv. Oznacza to, że otrzymaliśmy dodatkowo ok. 1/10 dawki, jaką pochłaniamy rocznie w następstwie naturalnego promieniowania tła i bez porównania mniej niż w wyniku jednego prześwietlenia rentgenowskiego. Dawki otrzymane w efekcie katastrofy przez ludność Europy (największe w Bułgarii - 0,8 mSv) stanowiły zaledwie niewielkie części naturalnych różnic w promieniowaniu tła. Dla Polaka roczny pobyt we Francji (350 mSv w ciągu całego życia z naturalnego tła) jest teoretycznie siedmiokrotnie "groźniejszy" niż rok spędzony w kraju po Czarnobylu. Nawet w okolicach fatalnej elektrowni promieniowanie nie przekracza naturalnego, choć najwyższego w Europie promieniowania tła w Finlandii (500 mSv). Przeciętna długość życia należy w tym kraju do najwyższych na świecie. Do tej pory jedynym potwierdzonym skutkiem katastrofy jest pewien wzrost liczby nowotworów tarczycy u dzieci. Przyczyną pogorszenia się stanu zdrowia ludności (m.in. chorób układu krążenia) na dotkniętych katastrofą obszarach Ukrainy i Białorusi jest najprawdopodobniej obniżenie się poziomu życia i stresy związane z podsycanymi, między innymi przez media, obawami przed skutkami promieniowania. Zrobione swego czasu w Kijowie zdjęcia dzieci bez włosów, rzekomo cierpiących na chorobę popromienną, przedstawiały w rzeczywistości pacjentów z "grzybicą strzygącą powierzchowną", pojawiającą się u dzieci, które żyją w złych warunkach sanitarnych. Jak wynika z raportu Międzynarodowego Instytutu Badań Raka (IARC), Czarnobyl może przynieść łączny wzrost zgonów na raka o dziewięć tysięcy. Raport opracowano, zakładając, że każda, nawet najmniejsza dawka promieniowania zwiększa ryzyko choroby. Jednak według innych teorii dawki poniżej pewnego progu (ok. 1 Sv) nie pociągają za sobą żadnych niekorzystnych skutków. Więcej informacji na temat szkodliwości małych dawek promieniowania (a raczej ich niezbędnego do życia funkcjonowania) znajdziecie w tym poście.



Wartość progowa promieniowania zwiększająca ryzyko śmierci to ok. 2 Sv. Najczęściej śmierć występuje jednak dopiero przy 6 Sv. Wyjątkiem był Devair Ferreira, który przeżył mimo zaobserwowanej u niego dawki 7 siwertów. Nikt nie wie jak to się stało. Jedynym możliwym wytłumaczeniem jest to, że w odróżnieniu do jego żony, spędził on większość czasu poza domem. Dał więc najprawdopodobniej czas swoim komórkom na regenerację uszkodzeń. Zmarł dopiero w 1994 roku z powodu marskości wątroby wywołanej alkoholizmem.

Choroba popromienna



Przyjmuje się, że graniczna dawka napromieniowania, przy której mogą wystąpić objawy choroby popromiennej to ok. 1 siwerta (Sv). Jest to dużo, a naukowcy uspokajają, że nie ma możliwości, aby w wyniku awarii w Japonii, do Europy mogła dostać się ilość substancji radioaktywnych mogąca wywołać nawet setki razy mniejsze skażenie. Tego szczęścia nie mają jednak Japończycy, u których choroba popromienna już zbiera obfite żniwo.

Co to za choroba?

Napromieniowanie to nic innego jak pochłonięcie przez organizm dużej ilości energii promieniowania jonizującego, w wyniku czego dochodzi m.in. do uszkodzenia komórek. Objawy stają się widoczne, gdy uszkodzeniu ulegnie tak duża ilość z nich, że narządy wewnętrzne nie mogą prawidłowo funkcjonować. Mają one jednak różną wrażliwość na promieniowanie. Zwykle w najgorszym położeniu znajdują się komórki szpiku kostnego i przewodu pokarmowego. To one zazwyczaj ulegają uszkodzeniu w pierwszej kolejności.

Jakie są objawy?

Objawy ostrej choroby popromiennej w pierwszym jej etapie to najczęściej nudności, wymioty, bóle i zawroty głowy, dezorientacja, a przy bardzo wysokim napromieniowaniu również krwiste biegunki. Pojawiają się one w różnym czasie po ekspozycji na promieniowanie. Przy niższych dawkach mogą to być dziesiątki godzin, a nawet i dni, przy wysokich – objawy mogą wystąpić już w ciągu godziny. Określenie dawki jest bardzo istotne przy doborze właściwego leczenia choroby.

Jeśli dawka promieniowania nie była wysoka, to po wstępnej fazie objawów, następuje zwykle poprawa. Potem, w różnym czasie następuje jednak tzw. manifestacja objawów narządowych.

Co się dzieje dalej?

Są trzy scenariusze, w zależności od stopnia napromieniowania. Zespół hematologiczny występuje, gdy dochodzi do uszkodzenia komórek macierzystych szpiku kostnego, co dzieje się zwykle po przekroczeniu dawki ok. 1 Sv, natomiast zespół żołądkowo-jelitowy, gdy uszkodzeniu ulegają komórki w kryptach jelitowych występuje po przekroczeniu ok. 6 Sv.

Znacznie gorzej jest gdy organizm zaabsorbuje od 10 do 12 Sv i dojdzie do powstania zespołu naczyniowo-mózgowego. W pierwszym etapie dochodzi tu do uszkodzenia śródbłonka naczyniowego, obrzęku tkanki nerwowej, a przy bardzo dużych dawkach do jej trwałego uszkodzenia.

Choć według szacunków dawka śmiertelna to już 3,5 Sv, przy szybkim podjęciu leczenia udawało się uratować nawet osoby, które otrzymały 7 Sv. Dużą rolę w leczeniu odgrywają też urazy towarzyszące (np. złamania czy urazy brzucha), które pogarszają rokowanie, podobnie jak popromienne uszkodzenie skóry, często towarzyszące i wikłające ostrą chorobę popromienną.

Jak to się leczy?

W pierwszym okresie stosuje się leczenie objawowe, przeciwdziałające nudnościom, wymiotom i biegunkom. Niezbędnym elementem jest jak najszybsze wykonanie badania morfologicznego krwi z rozmazem, które wykaże m.in. wyjściowy poziom limfocytów. Po ich spadku też można szacować, na jaką dawkę promieniowania narażony był organizm i dobrać właściwe leczenie. Zespół hematologiczny leczy się zapobiegając ewentualnym zakażeniom, stosuje się też tzw. czynniki wzrostu stymulujące komórki macierzyste szpiku kostnego.

W przypadku zakażeń, podaje się antybiotyki, niekiedy również ratunkiem jest przetaczanie płytek krwi. Leczenie zespołu żołądkowo-jelitowego polega na dożylnym uzupełnianiu traconych płynów ustrojowych i elektrolitów.W przypadku pojawienia się zespołu naczyniowo-mózgowego wiele już zrobić nie można. Najczęściej opieka medyczna ogranicza się więc do zapewnienia choremu jak największego komfortu w czasie ostatnich dni życia.
10
Artykuł w 100 procentach zaj***ny, z tej strony.

Dotyczy hipotezy modelu liniowego bezprogowego (ang. LNT). To tak jak by ktoś był zaznajomiony z tematem. Jeśli nie, zapraszam do lektury. Temat pisany ciekawie i językiem nie wymagającym specjalistycznych studiów.

Wielkość dawek od tła naturalnego i medycyny

Promieniowanie jest normalnym elementem codziennego życia. W skali całego globu, radon wydzielany z ziemi w postaci gazowej powoduje około 50% średniej indywidualnej dawki rocznej, a dalsze 40% pochodzi od promieniowania kosmicznego i materiałów radioaktywnych znajdujących się w glebie i przenikających do naszego ciała. I to bynajmniej nie na skutek żadnych awarii jądrowych – promieniowanie było z nami od zarania dziejów, a gdy powstawało życie na Ziemi natężenie promieniowania było znacznie większe niż obecnie. Może dlatego promieniowanie jest niezbędne do życia - wiele doświadczeń potwierdziło, że w przypadku całkowitego odcięcia promieniowania rośliny i zwierzęta doświadczalne przestają się rozwijać i rozmnażać.

Zanim przejdziemy do dyskusji dawek wokoło EJ, przypomnijmy, że średnie tło promieniowania naturalnego na Ziemi wynosi 2,4 mSv/rok [Siwert (Sv) to jednostka stosowana w ochronie przed promieniowaniem, oznaczająca dawkę pochłoniętą w ciele człowieka z uwzględnieniem jej skuteczności biologicznej. W energetyce jądrowej jesteśmy zainteresowani dawkami tysiąc razy mniejszymi, oznaczanymi skrótem mSv], a dawka powodowana przez człowieka (głównie przez medycynę) 0,4 mSv/rok. Energetyka jądrowa zwiększa dawkę średnią o minimalną wielkość – około 0.006%. Główne składowe promieniowania naturalnego to:

Cytat:



    * promieniowanie kosmiczne, które jest tym większe, im cieńsza jest warstwa atmosfery chroniącej nas przed promieniowaniem gwiazd – a więc im wyżej się znajdujemy. Np. w Zakopanem dawka roczna od promieniowania kosmicznego jest o 50% większa niż w Gdańsku. Moc tej dawki na poziomie morza wynosi 0,28 mSv/rok

    * promieniowanie gleby, w której znajdują się pierwiastki radioaktywne, rozpadające się powoli przez miliony lat, odkąd powstała Ziemia, średnio 0,36 mSv/rok

    * promieniowanie radonu i jego produktów rozpadu, bardzo zmienne w zależności od składu gleby, średnio na Ziemi równe 1,27 mS/rok

    * promieniowanie pierwiastków radioaktywnych, które człowiek wchłania z pożywieniem i piciem, takich jak potas-40, czy rubid. Wskutek tego nasze własne ciała promieniują, a także promieniują inne osoby obok nas. Dawka z tych źródeł wewnętrznych w naszych organizmach wynosi 0,33 mSv/rok.


Wahania tła, powodowane głównie różnicami w zawartości radonu w glebie są bardzo duże, typowo od 2 do 10 mSv/rok, ale są okolice, gdzie moce dawki są znacznie większe, do kilkudziesięciu mSv rocznie. I tak np. tło promieniowania w Szwecji jest dwukrotnie większe niż w Polsce, a w Finlandii ponad 2,5 razy większe, jak widać na rys. 1.


Rys. 1 Średnie dawki otrzymywane przez 70 lat w różnych krajach Europy


W pewnych rejonach Brazylii, Indii, czy Iranu moce dawki są znacznie większe i dochodzą do 35 mSv/rok (Kerala, Indie lub Guarapari, Brazylia), a nawet do 260 mSv/rok (Ramsar, Iran). Wobec tak dużych różnic, naukowcy prowadzą od wielu lat badania starając się wykryć ujemny wpływ zwiększonych dawek promieniowania tła naturalnego na zdrowie człowieka. Bez skutku. Nawet w rejonach o najwyższych dawkach częstość zachorowań na raka nie jest większa niż przeciętna, a przeciwnie – co wydaje się na pierwszy rzut oka zaskakujące – jest ona często nieco niższa od przeciętnej. Powoduje to trudności w określeniu wielkości skutków promieniowania – przy małych dawkach są one po prostu niezauważalnie małe! Co zrobić więc, by mieć jakieś podstawy do oceny i porównań?

Hipoteza o liniowej zależności zagrożenia od dawki promieniowania

Wobec braku wykrywalnych efektów małych dawek promieniowania, a dążąc do maksymalnie ostrożnego postępowania z substancjami radioaktywnymi i starając się doprowadzić do przerwania prób broni jądrowej, w 1959 r. Międzynarodowa Komisja Ochrony Radiologicznej (ICRP) wprowadziła hipotezę, zwaną modelem liniowym bezprogowym LNT (Linear No Threshold). Wg LNT zagrożenie od małej dawki jest równe zagrożeniu od dawki dużej pomnożonemu przez stosunek dawek i odpowiednie współczynniki proporcjonalności. W uproszczeniu, hipoteza LNT twierdzi, że jezeli dawka mala jest 10-krotnie mniejsza niz duza, to zagrozenie jakie ona stwarza jest rowniez 10-krotnie mniejsze. Model ten zakłada, że zarówno efekty somatyczne (rak) jak i genetyczne małych dawek promieniowania są wynikiem mutacji powodowanych bezpośrednio przez promieniowanie jonizujące. Przy niskich dawkach brak jest bezpośrednich danych odnośnie istnienia zagrożenia. Trzeba więc stosować ekstrapolację z danych opisujących skutki dużych dawek promieniowania, a konkretnie skutki gwałtownego napromieniowania dużymi dawkami promieniowania ludności w Hiroszimie i Nagasaki.

Hipoteza LNT stała się podstawą ochrony radiologicznej. Na tej podstawie sformułowano zasadę ograniczania dawek tak bardzo, jak tylko jest to rozsądnie możliwe (as low as reasonably achievable - ALARA) i wprowadzono bardzo skuteczny, choć kosztowny system barier chroniących przed rozprzestrzenianiem promieniowania z elektrowni jądrowych.

Ale wiele nowszych obserwacji sugeruje, że ekstrapolacja wg modelu liniowego bezprogowego LNT jest przesadnie pesymistyczna. Badania procesów rakotwórczych wskazują jednoznacznie, że choroby nowotworowe są procesami wieloetapowymi, a takie procesy zwykle w przyrodzie mają charakter nie linowy, lecz krzywoliniowy z progiem.

Hipoteza LNT nie odpowiada naturalnym zjawiskom w przyrodzie, a w szczególności nie uwzględnia zjawiska hormezy, to jest faktu, że wiele substancji i zjawisk jest korzystnych dla życia przy małych dawkach, chociaż są one szkodliwe przy dużych dawkach [hormeza to dowolny efekt fizjologiczny występujący przy niskich dawkach, którego nie można przewidzieć na podstawie ekstrapolacji efektów toksycznych powodowanych przez wysokie dawki. Efekty hormetyczne są zwykle dobroczynne. Charakteryzują one procesy, w których małe dawki czynników szkodliwych w dużych dawkach powodują stymulację reakcji obronnych organizmu. (greckie słowo hormaein – pobudzać)]. Przykładów jest mnóstwo - aspiryna, dobroczynna przy spożywaniu jednej pigułki dziennie, chociaż szkodliwa przy jednorazowej dawce kilkuset pastylek, witaminy i mikroelementy niezbędne w małych ilościach a szkodliwe w dużych, światło słoneczne, a nawet temperatura, sprzyjająca człowiekowi, gdy wynosi 20-25 oC, a zabójcza, gdy przekracza 100 oC.

Podobnie promieniowanie jest niezbędne do życia i doświadczenia, w których otaczano organizmy żywe osłonami nieprzepuszczającymi promieniowania wykazały, że organizmy te chorowały i umierały, podczas gdy niewielki wzrost promieniowania pomagał ich rozwojowi.

Uczeni badający rolę hormezy zwracają uwagę, że teoria zależności liniowej bezprogowej LNT nie uwzględnia roli biologicznych mechanizmów obronnych, które są stymulowane przez promieniowanie. Życie rozwinęło się na Ziemi, gdy natężenie promieniowania ze źródeł geologicznych (uran, tor, potas) i źródeł wewnętrznych w organizmach żywych (potas K-40) było znacznie wyższe niż obecnie. Możliwe jest więc, że nasze mechanizmy obronne są przystosowane do najskuteczniejszego działania w polu promieniowania wyższym niż występujące obecne. W wielu doświadczeniach wykazano, że napromieniowanie organizmów małymi dawkami zwiększa ich odporność na raka i sprzyja szybszemu rozwojowi. Komitet Naukowy ONZ do badania skutków promieniowania UNSCEAR uznał znaczenie hormezy i wydał specjalny raport z zaleceniem dalszych badań pozytywnej roli promieniowania.

Dla zrozumienia sytuacji w zakresie obecnych przepisów ochrony radiologicznej, dobrze jest wiedzieć, jak mierzone jest promieniowanie. Radioaktywność opisuje intensywność źródła promieniowania. Jednostką miary radioaktywności był tradycyjnie kiur (Ci), nazwany tak na pamiątkę Marii Curie - Skłodowskiej, która odkryła rad. Jeden kiur jest wielkością radioaktywności 1 grama czystego radu. Zwykle jednak mamy do czynienia ze znacznie mniejszymi wielkościami, które mierzymy w jednostkach zwanych pCi (picokiur - milionowa część jednej milionowej kiura). W 1 pCi, tylko około 2 atomów na minutę ulega rozpadowi i emituje promieniowanie. W układzie SI jednostką aktywności jest 1 Bq (bekelerel) = 1 rozpad/s. Agencja Ochrony Środowiska (Environment Protection Agency - EPA) w USA zaproponowała limit radioaktywności dla wody pitnej równy 5 pCi na litr. Radioaktywność wody usuwanej z EJ jest ograniczona wg przepisów do 10 pCi na litr. Na pierwszy rzut oka wydaje się to rozsądne.

Ale litr normalnej wody morskiej, w której pływamy przy okazji pobytu na jakiejkolwiek plaży, zawiera średnio 350 pCi. Innymi słowy, normalna woda morska jest 35 razy bardziej radioaktywna od wody usuwanej z EJ. Mleko zawiera średnio 1400 pCi na litr. Oliwa do sałatek ma pełne 5000 pCi na litr, co oznacza, że oliwa sałatkowa jest 1000 razy bardziej radioaktywna niż woda z kranu wg limitu EPA. A jednak nikt nie twierdzi, że woda morska, mleko i oliwa sałatkowa stanowią obecnie zagrożenie radiacyjne dla społeczeństwa. Przepisy ograniczają dawki powodowane przez działania człowieka do wartości wielokrotnie mniejszych od naturalnie występujących w przyrodzie wahań tła promieniowania. Jest to skutek ostrożności specjalistów w zakresie ochrony przed promieniowaniem, którzy zgodnie z zasadą lekarzy "primum non nocere - po pierwsze nie szkodzić" starają się zapewnić, że człowiek nie zakłóci stanu istniejącego dotychczas w przyrodzie. Trzeba jednak zdawać sobie przy tym sprawę, że promieniowanie było, jest i będzie naturalnym elementem naszego świata i wcale nie jest pewne, czy rola jego jest negatywna, czy też może przeciwnie - pomocna i niezbędna dla życia.

Wobec tego, że teoretyczne zależności powinny odzwierciedlać rzeczywisty stan obserwowany w naturze, zajmijmy się przeglądem istniejących wyników badawczych dla różnych grup ludzi napromieniowanych małymi dawkami, by przekonać się, czy rację mają zwolennicy hipotezy, że każda dawka jest szkodliwa – LNT – czy też propagatorzy teorii hormezy twierdzący, że promieniowanie pobudza nasze siły obronne i prowadzi do polepszenia zdrowia człowieka.

Wpływ małych dawek promieniowania na duże grupy ludności

Badania w USA

W USA badania korelacji między tłem promieniowania a umieralnością na raka prowadzono wielokrotnie. Największe zainteresowanie budziły one na początku, gdy przeciwnicy energii jądrowej oczekiwali, że zachorowania na raka będą najczęstsze w rejonach o najwyższym tle promieniowania. Spodziewano się tysięcy "dodatkowych" zgonów powodowanych przez zwiększone promieniowanie. Ale rzeczywistość zdecydowanie zaprzeczyła tym oczekiwaniom. Okazało się, że we wszystkich stanach o podwyższonym tle promieniowania umieralność na raka jest mniejsza od przeciętnej. Wyniki te otrzymywali badacze zupełnie nie związani z energetyką jądrową, ludzie o nieposzlakowanej uczciwości, tacy jak Frigerio i Stowe (kwakrzy), którzy badali umieralność na nowotwory złośliwe w 50 stanach USA w funkcji tła promieniowania. Przed przeprowadzeniem badań oczekiwano, że umieralność na raka będzie rosła o około 350 zgonów na 100 000 mieszkańców na każdy 1 mSv/rok [według pesymistycznej hipotezy LNT, że każda dawka jest szkodliwa, przy użyciu współczynnika przyjętego przez ICRP, otrzymujemy 1,0 10-3 Sv/rok x 70 lat x 0,05 zgonu/osobo-Sv x 100 000 osób= 350 dodatkowych zgonów]. Wyniki nie wykazały takich tendencji, raczej przeciwne. Autorzy studium opisują "jak zaczęliśmy od założenia, że promieniowanie tła powoduje raka i jak fakty zmusiły nas do stwierdzenia, że tak nie jest". Jak widać na rys. 2, z pośród 14 stanów o tle promieniowania powyżej 1,4 mSv/rok (140 mrem/rok) w 12 stanach umieralność na raka była bardzo wyraźnie PONIŻEJ średniej dla USA, w jednym nieco niższa, i w jednym nieco wyższa.


Rys. 2 Umieralność na raka w funkcji tła naturalnego w różnych stanach USA. Linia pozioma i puste kółko oznaczają średnią umieralność i tło promieniowania w USA.


W 1981 badania epidemiologiczne w 39 rejonach metropolitalnych i 4 standardowych rejonach gospodarczych USA wykazały, że umieralność na raka płuc i dróg oddechowych jest niższa w rejonach o wyższym poziomie promieniowania.

Badania wpływu stężenia radonu w domach na umieralność na raka płuc przeprowadzone przez prof. Cohena objęły 1730 okręgów administracyjnych USA, w których mieszka ponad 90% ludności USA. Wyniki Cohena wykazały, że wzrost stężenia radonu w domach nie powoduje wzrostu umieralności na raka płuc – przeciwnie, dane statystyczne wskazują, że umieralność na raka jest mniejsza w rejonach o wyższym promieniowaniu radonu, jak widać na rys. 3. Rozbieżność w stosunku do wyników hipotetycznych opartych na modelu LNT jest bardzo duża, tak że wyniki tych badań są zasadniczo niezgodne z modelem LNT.

Aby wyeliminować wpływ zmiennych zakłócających, B. Cohen uwzględnił w analizie czynniki, które mogą wpływać na umieralność na raka płuc, a mianowicie, palenie tytoniu, niepewność w danych o stężeniach radonu, wpływ wartości skrajnych i dalsze 50 wskaźników socjo-ekonomicznych różnego typu. Cohen uwzględnił także wpływ geografii, wysokości nad poziomem morza i pogody, ale nachylenie pozostało ujemne.



Rys. 3 Umieralność na raka płuc w funkcji średniego stężenia radonu w domach w okręgach administracyjnych USA, porównana z umieralnością obliczoną wg modelu
liniowego LNT zamieszczonego w raporcie BEIR IV.


m/mo stosunek umieralności obliczonej wg hipotezy LNT do umieralności przy stężeniu 0 lub zarejestrowanej w badaniach przy mierzonych stężeniach radonu w domach do umieralności przy średnim stężeniu radonu w domach w USA, 1.7 pCi/litr.

Badania Cohena wzbudziły żywe zainteresowanie innych naukowców i próbowano ich wyniki zakwestionować, ale Cohen z powodzeniem odparł wszystkie zarzuty. W szczególności stawiano mu zarzut, że wprowadzanie uśredniania wyników na dużą populację jest przykładem "błędu ekologicznego" [Na czym polega „błąd ekologiczny”? Załóżmy, że dopiero wzrost promieniowania 20 razy powyżej tła (r0) powoduje raka, i że w badanym okręgu natężenie promieniowania wynosi średnio 1,5 r0, ale nie ma osób o narażeniu większym niż 20 r0. Natomiast w drugim okręgu średnie natężenie promieniowania wynosi 1.0 r0. ale 1% ludności narażony jest na promieniowanie powyżej 20 r0. W tym drugim okręgu umieralność na raka byłaby wyższa, chociaż pierwszy okręg ma większą wartość narażenia średniego. Krótko mówiąc, średnie napromieniowanie nie determinuje średniego ryzyka] Cohen replikował, że badania jego miały odpowiedzieć na pytanie, czy słuszna jest hipoteza LNT, która właśnie opiera się na całkowaniu małych bądź dużych dawek na całe narażone populacje, niezależnie od tego jaki jest rozkład dawek. Zdaniem Cohena, wyniki jego studium wyraźnie pokazały, że rzeczywistość jest inna niż wynikałoby z hipotezy LNT, tak że obliczanie liczby hipotetycznych zgonów, które miałyby być powodowane w dużych populacjach przez promieniowanie jest bezzasadne.


Analizy wpływu tła promieniowania na umieralność na raka w USA przedstawił też Jagger. Do porównania wybrał on trzy stany o niskim tle promieniowania (Luizjana, Misissippi i Alabama) i trzy stany o wysokim tle promieniowania (Idaho, Colorado, Nowy Meksyk). Średnie moce dawki promieniowania wynoszą w nich odpowiednio 2,25 i 7,16 mSv/rok, a stosunek stężenia radonu wynosi 3,9 na otwartej przestrzeni a 5,2 w domach. Według hipotezy LNT można byłoby oczekiwać większych umieralności na raka i raka płuc w rejonach o wysokim tle promieniowania i stężeniu radonu, tymczasem jest przeciwnie, jak widać na rys. 4.


Rys. 4 Mniejsza umieralność na raka w stanach USA o wyższym tle promieniowania


Wg innej pracy rzeczywiste częstości zachorowania na raka płuc w stanach USA o najwyższym tle promieniowania (Connecticut, Massachusetts, Nevada, Dakota Południowa , Utah, Wyoming) wynoszą średnio 44/rok na 100 000 mieszkańców, co stanowi tylko 14 procent częstości wnioskowanej z modelu LNT. Natomiast w stanach o najniższym tle promieniowania (Indiana Oregon Waszyngton) średnia częstość zachorowania na raka płuc wynosi 73/rok na 100 000 mieszkańców, co stanowi 390 procent częstości przewidywanej przez model LNT. Rozbieżność wobec modelu LNT jest więc ogromna - wynosi 28 razy. Autorzy pracy zwracają uwagę, że "Nie tylko rzeczywistość dalece odbiega od przewidywań opartych na LNT, ale korelacja z tłem promieniowania jest wprost przeciwna niż wynika z modelu LNT!".

Tak więc, wyniki badań w USA potwierdziły, że wśród populacji narażonych na działanie małych dawek wynikających ze zwiększonego tła promieniowania nie występują żadne obserwowalne ujemne skutki zdrowotne. Przeciwnie, w rejonach o wysokim promieniowaniu występuje mała umieralność na raka. Widać to na rys. 5 zaczerpniętym z pracy, na którym przedstawiono obok siebie mapy tła promieniowania naturalnego (a) i umieralności na raka w USA (b).


Rys. 5a Narażenie na ziemskie promieniowanie gamma na wysokości 1 m nad ziemią w USA http://energy.cr.usgs.gov/radon/usagamma.gif



Rys. 5b Umieralność na raka w USA


Efekty zdrowotne w populacji narażonej na wysokie tło promieniowania w Chinach

Badania obszaru o wysokim tle promieniowania (high radiation background area – HBRA) w rejonie Yangjiang w Chinach trwają od 1972 roku. Obejmują one dwa sąsiadujące obszary, łącznie 500 km^2, gdzie zwiększone tło promieniowania powodowane jest przez piaski monazytowe o dużej zawartości toru. W sąsiedztwie znajduje się rejon o niskim tle promieniowania, który wybrano jako rejon kontrolny. W rejonie kontrolnym (control area - CA) średnia dawka roczna promieniowania gamma ze źródeł zewnętrznych wynosi 2 mSv, a dawki w rejonie HBRA od 4,8 do 6,2 mSv. Dawki skumulowane rosną z wiekiem, tak że osoby 50 letnie w HBRA otrzymały średnio efektywną dawkę skumulowaną od naturalnego promieniowania gamma wynoszącą około 274 mSv. Oba tereny są zamieszkałe przez wieśniaków (93% i 94%), a struktura ludności jest podobna. Wszystkie parametry środowiskowe są podobne (np. procent palaczy w HBRA 37,9%, w CA 37,6%). Po uwzględnieniu dawek pokarmowych otrzymano średnie dawki roczne w terenie HBRA równe 6,4 mSv, a w terenie kontrolnym 2,4 mSv. Badania objęły 100 000 mieszkańców z rejonu HBRA i podobną liczbę mieszkańców rejonu kontrolnego CA.

Umieralność powodowana przez choroby nowotworowe wyniosła:



Cytat:


    * w CA 53,5/100 000

    * w HBRA 46,3/100 000



Aby uwzględnić lepiej skutki długotrwałego przebywania w terenie o podwyższonym tle promieniowania, porównano umieralność na choroby nowotworowe (poza białaczką) wśród osób w wieku od 40 do 70 lat. Otrzymano:
Cytat:


    * w CA 168/100 000

    * w HBRA 143,8 /100 000



Tak więc, w HBRA zwiększone promieniowanie występuje ze zmniejszonym ryzykiem zgonu na raka. W obszarze o wyższym promieniowaniu zaobserwowano żadnego wzrostu zachorowań, przeciwnie, optymalnym współczynnikiem dla oceny dodatkowego ryzyka (excess relative risk - ERR) powodowanego przez promieniowanie był współczynnik ujemny (ERR = -0.11). Chociaż różnice okazały się tak małe, że nie są one znaczące statystycznie, nie ulega wątpliwości, że żaden wzrost zagrożenia chorobami nowotworowymi nie występuje.

Dalsze badania potwierdziły poprzednie wyniki umacniając wniosek, że umieralność na raka jest w HBRA niższa niż w obszarze kontrolnym. Uczeni chińscy i japońscy prowadzący badania stwierdzają, że "badania w Chinach systematycznie dają wyniki sugerujące dobroczynne działanie promieniowania jonizującego na organizm człowieka".

Badania w innych krajach

Podobne wnioski wyciągnięto z badań w rejonie Kerala w Indiach, gdzie na terenie piasków monacytowych o wysokiej zawartości toru (125 km2) mieszka około 400 000 osób, poddanych działaniu tła promieniowania dochodzącego do 13 mSv/rok. W stanie Kerala badano 98 różnych typów anomalii rozwojowych wśród 37 000 noworodków. Nie znaleziono znaczących różnic wśród 26 000 noworodków w rejonie o wysokim tle promieniowania w stosunku do noworodków z rejonu o tle normalnym, a w dalszych badaniach 50 000 noworodków z HBRA stwierdzono, niższą częstość anomalii (1.46%), niż wśród 167 000 noworodków z rejonów kontrolnych (1.6% do 1.86%). Również badania gryzoni z obszaru o wysokim tle promieniowania w Kerala nie wykazały żadnych efektów genetycznych, które można byłoby przypisać działaniu promieniowania .


Rys. 6. Standardowy wskaźnik umieralności SMR [SMR (Standardized Mortality Ratio) to stosunek zgonów zaobserwowanych w badanej grupie do oczekiwanych na podstawie danych dla grupy kontrolnej, np. dla ludności w danym kraju] na raka dla Misasa, dane z (uwaga: wartości SMR oznaczają stosunek do umieralności średniej w Japonii)


Badania prowadzono także na innych terenach, np. w Misasa w Japonii, gdzie poziom promieniowania jest podwyższony wskutek istnienia źródeł o znacznej zawartości radonu i radu. Wskaźniki umieralności na raka żołądka i na wszystkie nowotwory są tam niższe niż dla rejonu kontrolnego (przedmieścia o niskim tle promieniowania) jak widać na rys. 6.

Wyniki nie wystarczające statystycznie do obalenia hipotezy, że wszystkie dawki są szkodliwe, ale pokazujące, że umieralność jest mniejsza w rejonach o podwyższonym promieniowaniu, uzyskuje się systematycznie w różnych krajach.

Dobitnym przykładem, że podwyższone tło nie wpływa ujemnie na zdrowie ludności jest Rys. 7, pokazujący średnią oczekiwaną długość życia kobiet w różnych krajach świata w zależności od zużycia energii elektrycznej. W Finlandii, gdzie zużycie energii elektrycznej jest wysokie, ludzie żyją znacznie dłużej niż w Polsce, pomimo że w Finlandii tło promieniowania jest tam jednym z najwyższych na świecie. Jak widać nie od promieniowania zależy zdrowie człowieka.



Rys. 7. Średnia oczekiwana długość życia kobiet w różnych krajach w zależności od zużycia energii elektrycznej.


Badania pracowników narażonych zawodowo na promieniowanie

Wyniki badań 95 000 pracowników przemysłu nuklearnego USA, Kanady i W. Brytanii opracowane przez Międzynarodową Agencję Badań Raka (IARC) wskazują, że w zakresie małych dawek promieniowania zachorowalność na raka nie rośnie, lecz maleje ze wzrostem otrzymanej dawki w proporcji - 7%/Sv. Względna umieralność na raka i białaczkę w funkcji dawki skumulowanej w ciągu życia otrzymanej przez pracowników narażonych na promieniowanie jonizujące pokazana jest na rys. 8, opracowanym przez autora na podstawie danych liczbowych z pracy.

Jak widać, wzrost umieralności wśród pracowników narażonych zawodowo wystąpił tylko w przypadku bardzo dużych dawek, rzędu 400 mSv, i tylko w odniesieniu do białaczki. Jest to dobrą ilustracją różnicy jakościowej w działaniu małych i dużych dawek. Przy wysokich dawkach wzrost zachorowań jest wyraźny. Natomiast dawki takie jak od elektrowni jądrowej – a więc rzędu 1 mSv łącznie przez całe życie – nie wiążą się z żadnym zagrożeniem, a przebiegi krzywych sugerują, że w tym zakresie dawek występuje obniżona umieralność na choroby nowotworowe.



Jest wiele znamiennych statystycznie wyników epidemiologicznych wskazujących na efekt hormetyczny różnych czynników, w tym i promieniowania jonizującego. Według stanu wiedzy w 2005 roku, model hormetyczny oddziaływania dawki na reakcję organizmu jest w toksykologii bardziej rozpowszechniony niż model progowy. Choć wyniki studium nie są wystarczająco znaczące statystycznie, by udowodnić, że należy odejść od hipotezy LNT, widać, że przy otrzymywaniu małych dawek i przy małej mocy dawki – a to nas interesuje w przypadku promieniowania wokoło EJ – nie ma żadnych wykrywalnych ujemnych skutków zdrowotnych.

W innym studium zbadano wpływ promieniowania na dużą grupę 28 000 pracowników stoczni Shippingport, w której remontowano okręty o napędzie jądrowym. Stwierdzono, że umieralność na raka wśród osób napromieniowanych niskimi dawkami (powyżej 5 mSv) była o 24% mniejsza niż w grupie kontrolnej złożonej z pracowników tej samej stoczni, którzy nie byli napromieniowani (patrz rys. 9).



Umieralność SMR dla stoczniowców Shippingport


Dobór grupy kontrolnej z pracowników tej samej stoczni jest o tyle ważny, że często wyniki badań wskazujących na zmniejszoną umieralność na raka wśród osób napromieniowanych ignorowano twierdząc, że są one wynikiem "efektu zdrowego pracownika". W przypadku Shippingport takie tłumaczenie jest niemożliwe, bo nie ma powodu dla którego pracownicy tej samej stoczni mieliby być "zdrowymi pracownikami" w grupie pracującej na okrętach z napędem jądrowym , a "niezdrowymi" w grupie pozostałych stoczniowców.

Również studium wykonane w Japonii, obejmujące badania 115 tysięcy pracowników poddanych małym dawkom promieniowania wykazało, że zarówno liczba zachorowań na raka jak i ogólna śmiertelność w tej populacji są mniejsze niż przeciętne dane dla odpowiedniej grupy mężczyzn w Japonii. Przy średniej dawce skumulowanej 13,9 mSv/osobę, standaryzowany wskaźnik umieralności dla całej populacji napromieniowanej wyniósł SMR = 0,83 dla wszystkich przyczyn, SMR = 0,89 dla chorób nowotworowych. A więc i w Japonii umieralność na raka wśród pracowników napromieniowanych była mniejsza od średniej.

W Wielkiej Brytanii przeprowadzono obszerne badania umieralności na raka wśród lekarzy radiologów. Stadium to objęło okres 100 lat (1897-1997), w ciągu którego lekarze otrzymywali bardzo zróżnicowane dawki promieniowania [3]. W wyniku studium określono - SMR dla zgonów ze wszystkich powodów, zgonów na raka i wszystkich zgonów nie na raka dla tych radiologów i porównano te wielkości z wartościami SMR dla trzech grup:

(I) wszystkich mężczyzn w Anglii i Walii,
(II) wszystkich mężczyzn w klasie społecznej I (do której należą lekarze)
(III) wszystkich lekarzy płci męskiej.

Jako grupa, radiolodzy zarejestrowani po 1920 (1921-1979) nie wykazują znaczącej różnicy w SMR na raka w porównaniu z innymi lekarzami. Natomiast radiolodzy mają znacznie niższy SMR na raka niż inni mężczyźni (SMR=0.63 ) lub mężczyźni z klasy społecznej I (SMR=0.82). Ponadto radiolodzy, którzy zarejestrowali się po 1920 r., mają niższy SMR dla zgonów ze wszystkich przyczyn niż inni lekarze mężczyźni (SMR=0.91), mężczyźni z klasy społecznej I (SMR=0.91) lub wszyscy mężczyźni (SMR=0.72).

Ponadto u radiologów zarejestrowanych po 1955 r. SMR na raka był o 29% niższy (wskaźnik nie znaczący statystycznie) niż dla innych lekarzy, a wskaźnik umieralności radiologów ze wszystkich przyczyn był znacznie niższy niż dla innych lekarzy. Czemu radiolodzy mieliby być zdrowsi niż inni lekarze? Zwolennicy hormezy sugerują, że może być słuszna hipoteza, że zdrowie radiologów wynikało ze stymulacji układu immunologicznego przez promieniowanie.

Skutki napromieniowania małymi dawkami w celach medycznych

Diagnostyka medyczna wiąże się często z napromieniowaniem małymi dawkami. Obszerne studia prowadzone na pacjentach dorosłych, poddanych napromieniowaniu w celach diagnostycznych nie wykazały wzrostu zachorowań. Np. analiza danych 34 000 tysięcy osób w Szwecji, którym podawano J-131 wykazała, że przy średniej dawce łącznej 1100 mSv zachorowalność na raka tarczycy wśród dorosłych nie zmieniła się.



Porównanie skutków napromieniowania terapeutycznego małymi dawkami ze skutkami jednorazowego napromieniowania w Hiroszimie i Nagasaki - kohorta ABS


W badaniach kohorty 64172 pacjentów kanadyjskich leczonych przez wielokrotne napromieniowania małymi dawkami, które łącznie sięgały od kilkunastu mSv do kilku Sv ale były otrzymywane przy średniej mocy dawki (0,6 mSv/s) okazało się, że wg stwierdzenia autora studium "nie ma żadnego związku między ryzykiem zgonu na raka a dawką". Porównanie z umieralnością na raka Japończyków z tzw. kohorty ABS (Atomic Bomb Survival), którzy przeżyli atak na Hiroszimę i Nagasaki, a więc otrzymali dawki jednorazowo przy wysokiej mocy dawki wykazało, że ryzyko przy małych mocach dawki ma zdecydowanie inny charakter. Na rysunku 10 pokazano umieralność dla grup, które otrzymały łączne dawki promieniowania zawarte w przedziale:

Cytat:


    * grupa 1 – 0,01 -0,49 Sv
    * grupa 2 – 0,50-0,99 Sv
    * grupa 3 – 1,0 - 1,99 Sv
    * grupa 4 - 2,00- 2,99 Sv
    * grupa 5 - powyżej 3 Sv



W przypadku kohorty ABS ryzyko wyraźnie rośnie z dawką. Natomiast w przypadku kohorty poddanej radioterapii o małych mocach dawki, mimo że łączna dawka otrzymana przez pacjenta była taka jak w kohorcie ABS, przy małych dawkach widać obniżenie umieralności na raka. Dopiero przy wysokich dawkach całkowitych ryzyko wzrasta powyżej średniej dla osób nienapromieniowanych, ale i tak jest bliskie jedności, dużo niższe niż dla kohorty ABS. Podobne wyniki uzyskano w szeregu innych studiów.

Napromieniowanie rodziców małymi dawkami również nie ma wpływu na potomstwo

Dzieci z Hiroszimy i Nagasaki, które przeżyły wybuch bomb atomowych jako płody i otrzymały dawki powyżej 0,01 Sv (średnia dawka 0,309 Sv), nie wykazały wzrostu zachorowań na raka, a żadne z nich nie umarło na białaczkę.

Międzynarodowe studium epidemiologiczne, w którym badano dzieci poczęte przez rodziców leczonych w dzieciństwie na raka przy użyciu promieniowania wykazało, że choroby genetyczne występują u nich rzadziej niż w populacji kontrolnej. W łącznej populacji 5559 dzieci urodzonych w USA i w Danii przez rodziców leczonych na raka wykryto uszkodzenia genetyczne w 239 przypadkach (0,43%), a w populacji kontrolnej w 306 przypadkach na 6564 dzieci (0,466 %). Autorzy podkreślają, że chociaż wysokie dawki promieniowania jonizującego wywoływały skutki dziedziczne w muszkach Drosophila i u myszy, nie ma
dowodów na to by napromieniowanie zarodka ludzkiego mogło spowodować uszkodzenia genetyczne w potomstwie. W kohorcie ABS, w której po napromieniowaniu w Hiroszimie i Nagasaki urodziło się 70 000 dzieci, nie znaleziono żadnych skutków genetycznych. Badania przedstawione w pracy potwierdzają, że nie należy oczekiwać takich skutków w populacji ludzkiej. Autorzy stwierdzają ostrożnie "leczenie radioterapeutyczne chorób nowotworowych nie wiąże się ze znaczącym ryzykiem, jeśli w ogóle jakiekolwiek ryzyko występuje, z punktu widzenia wad genetycznych u potomstwa".

Urząd Ochrony Radiologicznej Wielkiej Brytanii (NRPB) oznajmił w listopadzie 1999 roku że: "Wyniki nowego wielkiego studium epidemiologicznego nie zgadzają się z tezą, że narażenie rodziców na promieniowanie przed poczęciem dziecka jest przyczyną białaczki (leukaemia) i chłoniaka (non-Hodgkin lymphoma) (LNHL) u dzieci".

Tezę tę wysunęła grupa Gardnera w 1990 roku. W odpowiedzi, powołany przez rząd brytyjski Komitet d/s Aspektów Medycznych Wpływu Promieniowania w Środowisku (COMARE) zaproponował przeprowadzenie studiów szczegółowych. Po zbadaniu 36 000 dzieci w ciągu 30 lat i analizie danych 120 000 pracowników narażonych na promieniowanie Komitet stwierdził, że wyniki tego studium nie zgadzają się z tezą Gardnera.

W szczególności:
"Nie znaleziono potwierdzenia by występowało zwiększone ryzyko wśród rodziców, którzy przed poczęciem dziecka otrzymali dawkę 100 mSv lub większą, lub w ciągu 6 miesięcy przed poczęciem dawkę 10 mSv lub większą." Nie wykryto też związku między napromieniowaniem przed poczęciem dziecka a innymi kategoriami nowotworów u dzieci. Raporty brytyjskiego Komitetu ds. Aspektów Medycznych Promieniowania w Środowisku COMARE, zarówno z 1994 r jak i najnowszy raport, w którym użyto najbardziej czułych metod statystycznych i matematycznych potwierdziły, że "Nic nie wskazuje na zwiększenie zachorowalności na jakiekolwiek dziecięce choroby nowotworowe w promieniu 25 km od elektrowni jądrowych."

Osiągnięcia w badaniach procesów biologicznych po napromieniowaniu ludzi.


Analizy procesów zachodzących w organizmie człowieka wykazują, że normalne procesy metaboliczne, powodują powstawanie w każdej komórce ponad 100 milionów wolnych rodników tlenowych dziennie, grożących uszkodzeniem DNA. Do tego dochodzą szkody powodowane przez normalne dzielenie komórek i powielanie DNA, a także utrata kationów purynowych wskutek rozpadu ich wiązań, powodowanego przez normalne ciepło ciała ludzkiego. Metabolizm powoduje setki milionów razy więcej mutacji komórkowych (naprawianych i nienaprawianych) niż promieniowanie naturalne.

Aby organizm przeżył, musi on posiadać bardzo skuteczne metody usuwania wolnych rodników oraz naprawy i eliminowania uszkodzeń DNA. Metody te działają obronnie również w przypadku promieniowania jonizującego.

Ostatnie dziesięciolecie przyniosło ogromny postęp w naszym zrozumieniu procesów biologicznych, które zapewniają obronę komórek i organizmu człowieka przed zagrożeniem radiacyjnym. Okazało się, że charakter procesów obronnych jest zróżnicowany i zależny od wielkości dawki. Poprzednio obrońcy hipotezy LNT twierdzili, że zarówno małe jak i duże dawki powodują podobne uszkodzenia DNA, a procesy naprawcze mogą czasami prowadzić do błędów i zapoczątkowywać procesy rakotwórcze. Obecnie Francuska Akademia Nauk podkreśla, że chociaż uszkodzenia DNA w komórce przebiegają jednakowo niezależnie od mocy dawki, to procesy obronne istniejące na poziomie komórki, tkanki i całego organizmu są odmienne w zależności od mocy i wielkości dawki.

W szczególności przy bardzo małych dawkach (poniżej kilku mSv) aktywacja procesów obronnych przez promieniowanie powoduje zwiększenie odporności organizmu na inne zagrożenia, występujące w normalnych procesach metabolicznych. Na przykład rośnie skuteczność usuwania toksyn, takich jak aktywne utleniacze, co chroni DNA przed uszkodzeniem. Podczas gdy liczba uszkodzeń DNA wskutek procesów metabolicznych sięga miliona dziennie w każdej komórce, liczba uszkodzeń radiacyjnych w komórce przy małych mocach dawki promieniowania, np. 1 mSv/rok, wynosi około 0,005 na dzień. Podobnie jak uszkodzenia powodowane metabolizmem, uszkodzenia radiacyjne są usuwane lub naprawiane, tak że liczba mutacji pozostających po procesach naprawy biologicznej redukowana jest do około 0,000 0001 na komórkę na dzień, a więc jest miliony razy mniejsza niż z powodu procesów metabolicznych. . Uszkodzenia radiacyjne obejmują jednak większa frakcja podwójnych uszkodzeń nici DNA, powodujących niebezpieczeństwo błędnej naprawy i zainicjowania procesów kancerogennych. Pomimo to, prawdopodobieństwo uszkodzenia podwójnego z powodu promieniowania jest tysiąc razy mniejsze niż wskutek procesów metabolicznych. Tymczasem napromienienie małymi dawkami pobudza biologiczne mechanizmy obronne w naszym organizmie. Ma to skutki wielokrotnie przewyższające minimalny względny wzrost zagrożenia organizmu przez małe dawki promieniowania.

Przy bardzo małych mocach dawki nie dostrzega się żadnych ujemnych skutków napromieniowania tkanki, ponieważ uszkodzone komórki nie są naprawiane, lecz eliminowane drogą apoptozy, czyli zaprogramowanej śmierci tych komórek, w których występują nie naprawione uszkodzenia DNA. Z punktu widzenia organizmu (przy bardzo małej frakcji uszkodzonych komórek) jest to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Wg Francuskiej Akademii Nauk, "Eliminacja tych uszkodzonych komórek zabezpiecza organizm przed potencjalnymi złośliwymi nowotworami". Tak więc małe dawki promieniowania nie dają znaczącego wkładu w procesy kancerogenne.

Przy dawkach powyżej kilku mSv, ale poniżej około 100 mSv, aktywowane są mechanizmy obronne, tak że komórki uszkodzone wskutek wszystkich przyczyn są eliminowane lub naprawiane przez procesy o wysokiej efektywności. Procesy te rozwinęły się wraz z powstaniem życia na Ziemi – gdyby nie one, żaden organizm nie przetrzymałby milionów uszkodzeń komórek zachodzących w każdej sekundzie w naszych ciałach. Skuteczność pobudzania tych procesów obronnych rośnie z dawką, tak że w zakresie kilkunastu i kilkudziesięciu mSv może występować efekt hormezy – redukcja uszkodzeń komórki wywołanych procesami metabolicznymi gra znacznie większą rolę niż możliwe niedoskonałości w procesach naprawczych. Jednakże uszkodzenia powodowane przez promieniowanie mają inny charakter niż uszkodzenia powodowane przez metabolizm:

1) frakcja uszkodzeń podwójnych nici DNA jest wyższa,

2) występują skupiska uszkodzeń powodowane przez rodniki wodorotlenowe,

3) rozkład uszkodzeń komórkowych jest bardziej heterogeniczny.

Przy większych dawkach, powyżej 100 - 200 mSv, koncentracja uszkodzonych komórek rośnie i procesy naprawcze DNA mogą przebiegać z błędami, których prawdopodobieństwo rośnie z mocą dawki. Błędy w naprawie DNA mogą prowadzić do przeżycia komórek uszkodzonych i zapoczątkowania nowotworu.

Powyżej 500 mSv tempo rozmnażania komórek rośnie, by zrekompensować utratę komórek uszkodzonych przez promieniowanie. Szybkie dzielenie komórek przeszkadza w procesach naprawczych i rośnie prawdopodobieństwo błędnej naprawy i rozwoju nowotworu.

Te różnice w procesach naprawczych tłumaczą, czemu przy małych dawkach wpływ promieniowania może być pozytywny dla zdrowia, chociaż przy dużych dawkach jest on negatywny. Badania i oceny procesów naprawy biologicznej są bardzo trudne i wciąż nie znamy w pełni ich uwarunkowań. Dlatego ICRP nadal podtrzymuje hipotezę LNT i stanowi ona podstawę przepisów o ochronie przed promieniowaniem a także analiz porównawczych, chociaż według zgodnej opinii Francuskiej Akademii Nauk i Francuskiej Akademii Medycznej obecny stan wiedzy wskazuje, że bardzo małe dawki nie są groźne.

Francuska Akademia Medyczna podkreśla, że najnowsze dane biologiczne wskazują na złożoność i różnorodność procesów molekularnych i komórkowych decydujących o przeżyciu lub mutagenezie komórki w zależności od dawki i mocy dawki. Zarówno Akademia Medyczna jak i Akademia Nauk Francji, podobnie jak wielu uczonych – np. w Polsce prof. Z. Jaworowski, wieloletni przewodniczący Rady Naukowej Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej i były przewodniczący UNSCEAR - uważają, że model hormetyczny jest najwłaściwszy do opisu procesów zachodzących po napromieniowaniu ludzi małymi dawkami.

Jak pisał prof. Hrynkiewicz w książce "Człowiek i promieniowanie jonizujące" wydanej niedawno przez PWN, "powszechne uznanie hipotezy hormezy radiacyjnej będzie miało poważne konsekwencje społeczne i ekonomiczne... nakłady finansowe związane z zabezpieczaniem ludności przed najmniejszymi nawet dawkami będą mogły być użyte w innych dziedzinach zdrowia społeczeństwa ... a informacje o dawkach kolektywnych będą miały jedynie ... orientacyjne znaczenie."

Obecnie trwają w różnych krajach prace zmierzające do zastąpienia hipotezy liniowej bezprogowej modelem, który uwzględniałby zjawisko hormezy. Francuska Akademia Nauk i Francuska Akademia Medycyny przyjęły w maju 2005 roku jednogłośnie uchwałę stwierdzającą, że hipoteza liniowa bezprogowa nie ma podstaw naukowych i że w analizach porównawczych należy uwzględniać możliwy dobroczynny wpływ promieniowania. Oznacza to zdecydowane zmniejszenie szacowanych zagrożeń ze strony małych dawek działających przez wiele pokoleń.

Według Francuskiej Akademii Nauk określanie dawki kolektywnej od tak małych dawek indywidualnych nie ma sensu. Dotychczas we wszelkich analizach porównawczych stosowano model liniowy bezprogowy i uwzględniano dawki kolektywne powodowane przez bardzo małe zagrożenia. Jednakże w 2001 r. ICRP zgodziła się z twierdzeniami uczonych przedstawianymi w różnych pracach np., że liczenie dawki kolektywnej całkowanej przez wiele pokoleń jest niewłaściwe i prowadzi do mylących wniosków. Zdaniem ICRP należy tylko zapewnić, że przyszłe pokolenia będą równie bezpieczne jak pokolenie obecne, a nie obliczać wątpliwe nawet matematycznie straty zdrowia wynikające z mnożenia zaniedbywalnie małych dawek przez ogromne liczby ludności na Ziemi i ogromne przedziały czasu. Stwierdzenia Francuskiej Akademii Nauk są kolejnym krokiem na drodze do realnego szacowania wpływu małych dawek. Wobec tego, że nawet przy uwzględnianiu owych hipotetycznych ujemnych skutków promieniowania przez bardzo długie okresy czasu wyniki porównań przemawiały zdecydowanie na korzyść energii jądrowej, obecnie proponowane podejście da jeszcze wyraźniejszą przewagę energii jądrowej.

Podsumowanie


Długoletnie badania w wielu rejonach świata i wśród różnych populacji wykazały dobitnie, że działanie małych dawek promieniowania, porównywalnych z wielkością tła naturalnego, nie spowodowało żadnych negatywnych skutków zdrowotnych ani wśród populacji dorosłej, ani wśród dzieci lub potomstwa osób narażonych na promieniowanie.

Tym nie mniej, w analizach porównawczych przejmowano dotychczas, że każda dawka promieniowania wiąże się z ryzykiem proporcjonalnie do wielkości dawki. Jak dotąd, takie podejście – pesymizujące możliwe zagrożenia ze strony energii jądrowej - pozostaje nadal w mocy.

Czołowi specjaliści w dziedzinie ochrony zdrowia wzywają do dalszych badań i znalezienia modeli, które pozwoliłyby wyjaśnić procesy zachodzące po otrzymaniu małych dawek promieniowania. Badania trwają – ale wszyscy zgadzają się, że efektów małych dawek albo nie ma, albo są one niewidoczne nawet przy badaniach największych populacji. Jednocześnie wielu poważnych naukowców i instytucje cieszące się najwyższym szacunkiem twierdzą, że większość wyników sugeruje dobroczynne działanie małych dawek promieniowania. Tak więc już dziś widać, że nie ma powodu obawiać się małych dawek promieniowania. Czy dawki powodowane przez elektrownie jądrowe są naprawdę małe, przedyskutujemy w następnym artykule.

Czarnobyl

KimDzongIl • 2013-02-25, 13:37
397
Będzie trochę czytania :idea: jeżeli jesteś na tyle upośledzony że nie potrafisz przeczytać dłuższego tekstu to sobie po prostu odpuść.

Dziś będzie artykuł o wycieczce Czarnobylu, ale że sadol bawi i uczy to najpierw będzie trochę o promieniowaniu.

Dawki promieniowania

Podstawową jednostką dawki jest siwert oznaczany jako Sv. Jest to duża jednostka, dlatego najczęściej wartości dawek podaje się w milisiwertach - mSv, gdzie 1 mSv = 0,001 Sv lub w mikrosiwertach - µSv, gdzie 1 µSv = 0,000001 Sv. Najczęściej dawkę odnosi się do jednostki czasu, np. 1 godziny.

1 Sv = 1000 mSv lub 1000.000 µSv
1 mSv = 1000 µSv lub 1000.000 nSv

dla trochę ambitniejszych jest jeszcze to http://mineraly.pg.gda.pl/promieniotworczosc/dozymetria_jednostki.html


0 - 1 µSv

0 µSv - używanie telefonu komórkowego,
0.05 µSv - spanie obok innej osoby,
0.10 µSv - spożycie banana,
0.11 µSv - przebywanie przez rok w promieniu 100 km od elektrowni atomowej,
0.38 µSv - przebywanie przez rok w promieniu 100 km od elektrowni węglowej,
1 µSv - prześwietlenie ręki,
1 µSv - używanie monitora CRT przez rok,

1 - 10 µSv

10 µSv - dawka promieniowania naturalnego, jaką przyjmuje przeciętny człowiek podczas jednego dnia,

10 - 100 µSv

40 µSv - lot z Nowego Jorku do Los Angeles,
70 µSv - życie w betonowym budynku przez rok,
100 µSv - prześwietlenie klatki piersiowej,

100 - 1000 µSv

250 µSv - roczny dopuszczalny limit emisji promieniotwórczości dla elektrowni atomowej (EPA),
390 µSv - roczna dawka pochodząca z naturalnego potasu w organizmie człowieka,
1000 µSv lub 1 mSv - dopuszczalna bezpieczna roczna dawka promieniowania na jedną osobę (EPA),

1 - 10 mSv

3 mSv - mammografia,
5.8 mSv - tomografia klatki piersiowej,
6 mSv - przebywanie przez godzinę na obszarze Czarnobyla (pomiar uśredniony - dane na rok. 2010),
10 mSv - tomografia całego ciała,

10 - 100 mSv

20 mSv - dopuszczalna roczna dawka promieniowania dla pracownika mającego styczność z promieniowaniem w Polsce,
100 mSv - roczna dawka promieniowania, która wyraźnie podnosi ryzyko zachorowania na raka,
100 mSv - dawka graniczna dla pracowników radiologicznych i służb ratowniczych w sytuacjach wyjątkowych,

100 - 1000 mSv

250 mSv - dawka graniczna dla pracowników radiologicznych i służb ratowniczych podczas operacji ratowania życia w Stanach Zjednoczonych,
400 mSv - dawka wywołująca chorobę popromienną o ile została przyjęta w krótkim czasie,
500 mSv - dawka graniczna w wyjątkowych sytuacjach dla osób uczestniczących w działaniach interwencyjnych, przy ratowaniu życia ludzkiego, (dopuszczona przez Polskie prawo na mocy prawa międzynarodowego),
500 mSv - zmniejszenie liczby krwinek powodujące obniżenie zdolności obronnych organizmu, powrót do pełnego zdrowia po kilku dniach. Znaczący wzrost ryzyka zachorowania na raka,
1000 mSv lub 1 Sv - choroba popromienna, nudności, zmniejszenie lub całkowity zanik liczby krwinek powodujące obniżenie zdolności obronnych ustroju i wystąpienie w wyniku tego ciężkich zakażeń, obniżenie lub nawet zanik krzepliwości krwi, niedotlenienie tkanek, powstanie wylewów i krwawych wybroczyn w narządach i tkankach, stwarzających niebezpieczeństwo dla życia,

1 - 10 Sv

2 Sv - poważna choroba popromienna, nudności i wymioty, w niektórych przypadkach może skutkować śmiercią,
4 Sv - bardzo poważna choroba popromienna, szansa na przeżycie tylko przy odpowiednim i długotrwałym leczeniu,
5 Sv - bardzo poważna choroba popromienna, wysoka śmiertelność,
8 Sv - dawka śmiertelna bez względu na sposób leczenia,

10 - 100 Sv

30 Sv - śmierć po 2-3 tygodniach,
50 Sv - przebywanie przez 10 minut w pobliżu rdzenia reaktora w Czarnobylu po jego stopieniu,
100 Sv - nagłe wymioty, śpiączka, śmierć w ciągu kilku godzin.


Nie będę tu pisał o wybuchu w elektrowni bo już było parę takich tematów np: http://www.sadistic.pl/bitwa-o-czarnobyl-lektor-pl-film-dokumentalny-vt109978,15.htm#1055786


Coraz więcej biur podróży oferuję wycieczki do czarnobyla. Ceny takich wycieczek są relatywnie tanie można się zmieścić w 1000zł za 3 dniową wycieczkę z zwiedzaniem kijowa, noclegiem i zwiedzaniem strefy.

Wycieczki te są z przewodnikiem i jest stale wyznaczona trasa wycieczki po elektrowni i mieście Pyrpeć. Przewodnikami są często żołnierze i za drobną opłatą mogą przymknąć oko na chęć zwiedzania innych atrakcji w mieście. Skażenie w mieście i przy elektrowni nie jest ogromne jak niektórzy uważają działa ta nawet restauracja dla pracowników którzy budują nowy sarkofag(jedzenie jest jednak przywożone z poza strefy)

Są oczywiście miejsca o bardzo silnym skażeniu np: czerwony las, wraki maszyn pracujących przy gaszeniu pożaru po wybuchu, w których można zostać napromieniowanym.

Jako ciekawostkę mogę podać, że jeśli ktoś będzie nagrywał film ze strefy lub robił zdjęcia aparatami czy kamerami na kliszę może uzyskać świetny efekt ziarnistości zdjęcia lub filmu. Niestety nie uzyskamy tego używając cyfrówek.

zdjęcie zaraz po wybuchu elektrowni, niska jakość zdjęcia jest właśnie spowodowana promieniowaniem


Ja nie byłem w Czarnobylu ale zamierzam się ta wybrać we wrześniu albo na wiosnę przyszłego roku.


Zejście do piwnicy szpitala w którym są trzymane ubrania robotników którzy pracowali w elektrowni


Radioaktywny mech. W większości strefy gleba jest silnie napromieniowana


Napromieniowany hełm używana przy gaszenie rektora po wybuchu


Maszyny używane podczas ratowania elektrowni


Czerwony las, najsilniej napromieniowany obszar strefy




Mam nadzieję że jakiś sadol był w strefię i podzieli się jakimiś zdjęciami i przeżyciami.


Jeżeli się spodoba mam zamiar napisać jeszcze parę artykułów o podobnej tematyce. Liczę na konstruktywny hejt
BongMan • 2013-02-25, 15:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (71 piw)
Amerykanin i Rosjanin stają przed pisuarem. Amerykanin wyciąga dość potężnych rozmiarów penisa. Gdy Rusek się na niego spojrzał, Amerykaniec rzekł:
- Buffalo Bill!
W tym momencie Rusek wyciągnął ze spodni trzy penisy i rzecze:
- Czarnobyl!
146
W regionie Grodnensk Białorusi, niedaleko miejscowości Minojty, znajdowały się tajne bazy wojskowe w czasach radzieckich. Przez wiele lat przechowywano tam pociski nuklearne. W 1997 roku wszystkie magazyny i lokale zostały sprzedane przez wojsko i obiekt został całkowicie opuszczony przez ludzi.

Jednak miejsce nie został opuszczone na długo. Kompleks sprzedano biznesmenowi, który miał pomysł na ciekawy i dochodowy biznes.
Victor Kodik kupił dawny magazyn wojskowy dla grzybów, które tam chętnie wyrastały. Dziś jego firma dostarcza tony boczniaków do sklepów ukraińskich i rosyjskich. Na szczęście, ich nabywcy nie powinni obawiać się promieniowania grzybów. Jak wykazano jest ono w tym miejscu niższe nawet od średniej w Rosji.











http://looneyspot.com/once-nuclear-missiles-now-mushrooms/
JedzMojLagier • 2012-12-16, 22:15  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (76 piw)
swietyny artykul na sadola o produkcji boczniakow na Bialorusi :amused: takim sposobem mamy komplet, h*jnie i grzybnie :szczerbaty:
46
Arzamas-16(KB-11), obecnie Sarow.
13 kwietnia 1946 roku powstał tu Wszechzwiązkowy Instytut Badawczy Fizyki Eksperymentalnej (VNIEF w kodzie NATO). Instytut początkowo zajmował się tworzeniem oraz produkcją pierwszych radzieckich bomb atomowych(ładunek RDS-1) i wodorowych. Na początku baza otrzymywała różne nazwy np. "Baza 112", "Miejsce 550" albo po prostu "Miejsce".

Arzamas-16 początkowo kierowany był przez Pawła Zernova(dyrektor) i Yuly Khariton(projektant). Naukowcy i projektanci którzy znajdowali się w bazie przez wiele lat wspierali sowiecki system jądrowy aby wykluczyć monopol amerykanów.Udało im się to dopiero po opracowaniu RDS-1. Oprócz pierwszego ładunku jądrowego został tu także opracowany pierwszy ładunek termojądrowy RDS-6S.

Pavel Zernov:

RDS-1:

Wybuch RDS-6S:


Arzamas jest często nazywany Rosyjskim Los Alamos. Nawet niektórzy mieszkańcy nazywają to miejsce jako Los Arzamas. W grudniu 1993 roku rada Los Alamos zgodziła się podpisać dekret dzięki któremu Arzamas-16 i Los Alamos stały się miastami partnerskimi.

Instytut Fizyki Teoretycznej I Matematyki:


Budowa obiektów KB-11 rozpoczęła się w maju 1946 roku, pierwszy etap zakończono jesienią 1946 roku. Głównym zadaniem KB-11 było projektowanie i produkowanie urządzeń do przeprowadzania wybuchów jądrowych. W lecie 1947 roku siły bezpieczeństwa zaczęły budować ogrodzenie i urządzenia kontroli dostępu na całym obszarze zamkniętym. Budowa tego systemu zakończyła się w 1948. Od tamtej pory ośrodek był odizolowany od świata. Również w 1947 roku miasto zniknęło z dokumentów i map. Istnienie KB-11 zostało podane do informacji publicznej dopiero w 1994.
Łącznie w KB-11 istnieje 7 reaktorów jądrowych, z których 5 jest w pracy:
1. - "BIGR" uranowo-grafitowe
2. - "VIR-2M"
3. - "BIR-2M"
4. - "BR-1"
5. - "GIR"
6 - "VIR-2" wyłączony w 1978
7 - "VIR-1"Wyłączony w 1966

Obecnie Arzamas-16 jest domem dla dwóch obiektów jądrowych. Pierwszym jest Instytut Naukowy, a drugim jest fabryka "Avangard" zajmująca się seryjnym montażem/demontażem głowic bojowych. Ludność Arzamas-16 wynosiła 88 600 osób (2010 rok). Około 20 000 osób pracowało w instytucie, a 10 000 w zakładzie "Avangard".

KB-11 jest najstarszym rosyjskim projektem obejmującym produkcję głowic jądrowych, drugim jest Instytut Fizyki Technicznej w Czelabińsk-70(po upadku ZSRR znane jako Snieżynsk). Instytut jest odpowiedzialny za projektowanie oraz konserwację broni jądrowej.

Miasto znajduje się w sześciokątnym obszarze strzeżonym o powierzchni 232 km^2, dodatkowo ten obszar jest otoczony pierścieniem zewnętrznym o szerokości prawie 40km. Miasto znajdujące się wewnątrz tego obszaru jest otoczone podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego które to patrolowane jest przez armię rosyjską. Nie umundurowani żołnierze z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych patrolują ulice w mieście. Obszary w których są składowane obiekty jądrowe otoczone są wieloma ogrodzeniami, a ziemia pomiędzy nimi jest zaorana i monitorowana przez czujniki które mogą wykryć intruzów.

Laboratorium w Arzamas-16:


KB-11 wciąż odgrodzone od świata zewnętrznego jest prawie całkowicie zależne od rosyjskiego rządu. Sytuacja gospodarcza miasta stale się pogarsza, naukowcy ciągle walczą o wsparcie finansowe, większość dóbr konsumpcyjnych jest poza ich zasięgiem. Od kilku lat pojawiają się ostrzeżenia, że materiały jądrowe mogą być przemycane z byłego ZSRR do krajów sąsiadujących. Spadające standardy życia są doskonałą okazją do sprzedaży materiałów jądrowych. Na przykład prasa rosyjska poinformowała, że w marcu 1993 roku jedenaście kilogramów uranu 238 zostało skradzionych z ośrodka.(masa krytyczna uranu-233: 16 kg, uranu-235: 52 kg)Rzekomo lokalne organy ścigania prowadziły śledztwo w tej oraz kilkunastu innych sprawach dotyczących znikających zapasów jądrowych.

Po rozpadzie ZSRR amerykanie wyszli z propozycją współpracy dotyczącą bezpieczeństwa oraz dalszego rozwoju światowej atomistyki. Najpierw jednak musieli odwiedzić Arzamas-16. Pierwsza seria wizyt rozpoczęła się w 1991 roku. W 1992 roku został odwiedzony Czelabińsk-70. 11 grudnia 1992 roku naukowcy z Los Alamos spotkali się ze swoimi rosyjskimi kolegami z KB-11, ludzie którzy "celowali" przeciw sobie setki rakiet jądrowych stanęli twarzą w twarz. Podczas tego spotkania została podpisana umowa która umożliwiała współpracę Los Alamos z Arzamas-16 i Czelabińsk-70. Niektóre z wspólnych eksperymentów dotyczyły produkcji impulsów prądu elektrycznego, pół magnetycznych. Wyniki tych doświadczeń można stosować w fizyce plazmy, chemii wysokich ciśnień, astrofizyce i zaawansowanej elektronice której celem było osiągnięcie kontrolowanej fuzji jądrowej. Obecnie w KB-11 i Czelabińsk-70 znajduje się co najmniej pięć amerykańskich superkomputerów. Mają one służyć symulacji wybuchów jądrowych i rozpadów jąder atomowych.

Z ciekawostek mogę dodać, że ochrona w Arzamas-16 nie jest chyba aż tak szczelna ponieważ w szkołach pojawiła się trawka i heroina :-)
Jakby ktoś przeszukał dogłębnie internet to mógłby znaleźć program który był kiedyś pokazany na Discovery, dotyczył on właśnie Arzamas-16.(ja osobiście widziałem go jakieś 6 lat temu)

j-schoenen.de
wiki
google imejdż

więcej fotek w komentarzach
159
Myślę, że problem odpadów radioaktywnych to ciekawy temat dlatego zapraszam do lektury ;-)

Onkalo to po fińsku schowek. To również nazwa pierwszego podziemnego składu odpadów atomowych. Obecnie istnieje ich na świecie około 250 tysięcy ton. Kompleks zostaje zamknięty i zabezpieczony zaraz po zapełnieniu. Onkalo ma przetrwać około 100 tysięcy lat - mniej więcej tyle czasu odpady będą stanowić zagrożenie dla ludzi i środowiska. Żadna budowla wzniesiona przez człowieka nie przetrwała tak długo.






Artykuł z focus.pl
Zasoby uranu wyczerpią się za 250–300 lat. Elektrownie jądrowe przejdą do historii, ale pozostaną po nich olbrzymie ilości odpadów radioaktywnych. Zakopane w ziemi będą stanowiły śmiertelne niebezpieczeństwo przez 100 tys. lat! Jak ostrzec ludzi z tak odległej przyszłości, by nie zbliżali się do miejsc, w których je złożono?
Do dziś w podziemnych magazynach zgromadzono ok. 270 tys. ton najgroźniejszych wysokoaktywnych odpadów. Gdy podobny poziom zużycia energii jak Europa czy Ameryka osiągną Chiny i Indie, ilość ta drastycznie wzrośnie. Dzięki coraz doskonalszym technologiom przechowywania materiały radioaktywne nie stanowią zagrożenia dla ludzi żyjących obecnie i kilku następnych pokoleń. Zdaniem niektórych naukowców, zwłaszcza francuskich i japońskich, myślenie w takim horyzoncie czasowym wystarczy, gdyż w przyszłości zostaną odkryte nowe metody neutralizacji atomowych śmieci i problem się rozwiąże.

Dlatego we Francji, która już niemal 80 proc. energii elektrycznej produkuje w siłowniach jądrowych, i w Japonii, gdzie wskaźnik ten sięga 40 proc., zużyty materiał rozszczepialny częściowo przetwarza się na nowe paliwo, a pozostałości nienadające się do recyklingu składuje się w repozytoriach, gdzie mają być przechowywane przez kilkaset lat. Inne podejście prezentują Skandynawowie, którzy uważają, że zamiast rozwiązań tymczasowych należy szukać metod gwarantujących bezpieczeństwo nie tylko za setki lat, ale na zawsze.

„Nie ma pewności, że ludzkość będzie się zawsze rozwijała w jednym kierunku. Wielkie cywilizacje powstawały i upadały. Trzeba więc brać pod uwagę możliwość regresu nawet do poziomu epoki kamienia łupanego i już dziś myśleć o takim zabezpieczeniu składowisk materiałów radioaktywnych, by nie zagrażały ludziom o niższym poziomie wiedzy niż nasz” – przekonuje Mikael Jensen, analityk szwedzkiego Nadzoru Bezpieczeństwa Radiacyjnego.

MOŻNA ZAPOMNIEĆ

Pionierski projekt realizują Finowie. W roku 2020 pierwsze pojemniki zawierające radioaktywne odpady z elektrowni jądrowej w Loviisa zostaną zakopane na dnie tunelu, schodzącego spiralnie 500 metrów w głąb ziemi. Składowisko nazwane ONKALO będzie służyło przez sto lat. Po upływie tego czasu podziemne korytarze zostaną zasypane, brama prowadząca do tunelu zamknięta i zaplombowana, drogi dojazdowe zlikwidowane. Okolicę porośnie las. Trudno sobie wyobrazić, by o tak niebezpiecznym obiekcie ludzie kiedykolwiek zapomnieli. Fińscy i szwedzcy naukowcy uważają jednak, że jest to nie tylko prawdopodobne, ale wręcz nieuchronne. I to niekoniecznie z powodu wojen, katastrof czy klęsk żywiołowych. W długich okresach czasu zmienia się klimat na Ziemi. Możliwości są dwie – albo przyjdzie ocieplenie, powodujące topnienie lodowców, albo nastanie kolejna epoka lodowcowa. Większość skandynawskich uczonych skłania się ku drugiej hipotezie. Na podstawie analogii historycznych Finowie przewidują, że ich kraj ponownie znajdzie się pod lodem już za 20–30 tys. lat.

Inżynierowie z ONKALO wykonali zadanie i skonstruowali pojemniki, które wytrzymają nacisk trzykilometrowej warstwy lodu. „Prawdopodobieństwo uszkodzenia zbiornika ze zużytym paliwem jądrowym nawet przy ciśnieniu o połowę wyższym wynosi mniej niż jeden do miliona” – wyjaśnia koordynujący badania Kalle Nielson. Gdy po kolejnych tysiącach lat lodowiec się cofnie i na te tereny znów powrócą ludzie, nikt już nie będzie miał pojęcia, co kryje się pod ziemią. A tam zmieni się niewiele – czas połowicznego rozkładu plutonu-239 wynosi ponad 26 tys. lat. Inne radioaktywne izotopy rozkładają się jeszcze wolniej, cez-135 ponad dwa miliony lat. Zagrożenie będzie więc takie samo jak obecnie i coś powinno przed nim ostrzegać. Ale co? Jak zredagować komunikat zrozumiały dla ludzi, o których nie wiemy nic? Czy porozumienie z istotami z tak dalekiej przyszłości w ogóle jest możliwe?

Odpowiedzi na te pytania szuka w dokumentalnym filmie „Jądro wieczności” duński reżyser Michael Madsen. Jego rozmówcy – naukowcy związani z projektem ONKALO oraz humaniści – zgadzają się tylko w jednej kwestii. Jak mówi Juhani Vira, zastępca szefa działu badań firmy budującej składowisko: „w naturę człowieka wpisana jest ciekawość. Można zatem z góry założyć, że po odkryciu tajemniczego obiektu znajdzie się ktoś, kto będzie chciał sprawdzić, co się w nim znajduje”. Poczucie odpowiedzialności każe więc przesłać mu sygnał, by tego pod żadnym pozorem nie robił. Sygnał czytelny dla każdego, gdyż nie sposób przewidzieć, kim będzie ta osoba. Archeologia zna wiele przypadków, gdy niezwykłych znalezisk dokonywali ludzie niewykształceni i dzieci.

„Znak ostrzegawczy powinien być zrozumiały także dla nich. Osiągnięcie tego jest bardzo trudne, gdyż za tysiące lat ludzie mogą zupełnie inaczej postrzegać świat, inna może być nawet ich percepcja zmysłowa” – dodaje prof. Carl Reinhold Brakenhielm, teolog z uniwersytetu w Uppsali. W latach 90. XX wieku podobne rozważania snuli Amerykanie. Ich efektem było rozmieszczenie wokół składowiska odpadów w stanie Nowy Meksyk mnóstwa niedużych tablic z rysunkami i wypisaną w kilku językach przestrogą: „Uwaga! Niebezpieczne materiały radioaktywne. Nie dotykać, nie kopać, nie wiercić do roku 12 000”. Pomysł ten ma dwie zasadnicze wady – tablice są zbyt nietrwałe, a języki ulegają ciągłym zmianom i po jakimś czasie stają się niezrozumiałe. Już dziś z dużym trudem czytamy teksty pisarzy renesansu, które powstały zaledwie pięć wieków temu. Z wojami Bolesława Chrobrego w ogóle nie zdołalibyśmy się porozumieć, a dzieli nas od nich raptem tysiąc lat.

WYRYTE W KAMIENIU

Skandynawowie odwołują się do własnego dziedzictwa kulturowego i sugerują, że markery dla ludzi z dalekiej przyszłości mogłyby przypominać kamienie runiczne. Oznakowane głazy faktycznie przetrwały wiele tysiącleci, jednak wyryte na nich teksty potrafią odczytywać tylko nieliczni eksperci. Potwierdza to tezę o nikłej przydatności przekazu pisemnego. Podobnych argumentów dostarczają egipskie hieroglify. Gdyby zawierały ważne przesłanie, na które trafiła przypadkowa osoba, okazałyby się bezużyteczne. Jeszcze dwieście lat temu nie odczytałby ich nikt, dziś mogą to zrobić jedynie wytrawni egiptolodzy. Przekazywanie przyszłym mieszkańcom Ziemi komunikatów pisemnych nie ma zatem większego sensu. Pozostają symbole graficzne i rysunki. Ale i to nie jest proste.

„Powinniśmy znaleźć znaki wyrażające to, co wspólne dla wszystkich ludzi, niezależnie od języka, jakim mówią, i kultury, w jakiej żyją” – mówi Mikael Jensen. Antropolodzy nazywają takie uniwersalne, odczytywane często podświadomie symbole archetypami. Specjaliści od komunikacji społecznej próbują znaleźć archetypiczne odpowiedniki dla podstawowych słów. 20 lat temu pod patronatem amerykańskiego Departamentu Energii powołano zajmujący się tym zespół naukowy. Efekty jego pracy znalazły się na tablicach ostrzegawczych przy składowisku w Nowym Meksyku. To symboliczne rysunki ludzkich twarzy z grymasem strachu i wstrętu.

W roku 2007 nowy znak ostrzegawczy, całkowicie pozbawiony słów, wprowadziła również Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Na czerwonym trójkącie w czarnej obwódce znalazły się symbole promieniowania, trupiej czaszki z piszczelami i człowieka uciekającego w kierunku wskazanym przez poziomą strzałkę. „Nie jesteśmy w stanie przekazać wszystkim ludziom wiedzy o radioaktywności, ale możemy ich przed nią ostrzec” – mówiła podczas prezentacji Carolyn MacKenzie z MAEA. Czytelność symbolu sprawdzano na przedstawicielach różnych kultur, m.in. mieszkańcach Chin, Arabii Saudyjskiej, Kenii, Meksyku, USA i Polski. Test wszędzie wypadł pomyślnie. Czy to oznacza, że znak będzie równie zrozumiały za tysiące lat? Niestety nie ma takiej pewności.

JEDYNY ZROZUMIAŁY JĘZYK

Znaczenie symboli również ulega zmianie i zawsze wynika z kontekstu kulturowego. W dzisiejszym zglobalizowanym świecie czaszka i skrzyżowane piszczele są powszechnie kojarzone ze śmiercią i niebezpieczeństwem. Ale w Ameryce prekolumbijskiej ich wymowa była zupełnie inna. W Meksyku zachowały się ołtarze ofiarne Majów, których podstawę „zdobią” reliefy złożone z czaszek. Gdyby więc pięćset lat temu znak MAEA zobaczył Indianin z Jukatanu, mógłby go potraktować jak drogowskaz, pokazujący kierunek do świątyni i wręcz NAKAZUJĄCY pójście we wskazaną stronę.

„Jeśli chcemy przekazać komunikat ludziom, którzy prawdopodobnie nie będą rozumieli dzisiejszych symboli, musimy się odwołać nie do intelektu, lecz do najbardziej podstawowych uczuć i emocji. Bo tylko one są zrozumiałe dla wszystkich” – mówi w filmie „Jądro wieczności” Mikael Jensen. Te uczucia to przede wszystkim radość, smutek i strach. Nic się nie stanie, jeżeli potomni błędnie zinterpretują wiadomość o tym, co nas cieszyło. Ale gdy w grę wchodzi ostrzeżenie przed śmiertelnie niebezpiecznym spadkiem, jaki im pozostawiliśmy, ryzyko pomyłki powinno się ograniczyć do minimum. Dlatego naukowcy z ONKALO myślą o znakach, które w jednoznaczny sposób wywołają skojarzenie z zagrożeniem, przed którym trzeba uciekać.

Takiego strachu nie wzbudzi sylwetka biegnącego człowieka. Bardziej sugestywna jest twarz i malujące się na niej przerażenie. Reżyser filmu udowadnia to, przywołując słynny obraz „Krzyk” norweskiego malarza Edvarda Muncha.Do tego dzieła nawiązali zresztą Amerykanie, projektując swoje tablice ostrzegawcze na składowisku odpadów radioaktywnych. Inny pomysł to przedstawienie zdewastowanego krajobrazu, połamanych drzew i leżących wśród nich martwych ludzi. Komunikat wywołujący silne negatywne emocje mógłby zostać zrozumiany nawet w bardzo odległej przyszłości. Nie mamy przecież problemów z odczytaniem sensu odkrywanych w jaskiniach malowideł sprzed dziesięciu i więcej tysięcy lat, wiemy, kiedy myśliwi się cieszą i boją. Dlaczego inaczej miałoby być z naszym przesłaniem dla generacji, od których dzieli nas podobny okres?

STRACH I POKUSA

Zrozumienie nie oznacza jednak posłuchania. Uproszczone symbole jednych rzeczywiście odstraszają, ale innych mogą zachęcać do poigrania z ryzykiem. Profesor Brakenhielm pyta więc, czy najlepszym rozwiązaniem nie byłaby rezygnacja z wszelkich prób przerzucania mostów między cywilizacją obecną i przyszłą. „Skoro nie potrafimy zredagować odpowiedniego komunikatu, pozwólmy zapomnieć o takich miejscach jak tunele ONKALO” – sugeruje. „Jeśli nie pozostawimy żadnych znaków, nie będzie też pokusy, by sprawdzać, co się za nimi kryje”. Po chwili namysłu jednak sam sobie odpowiada, że nie wierzy, by istniały rzeczy stworzone przez ludzi, których by ludzie kiedyś ponownie nie odnaleźli. To mocny argument przemawiający za dalszymi poszukiwaniami sposobu przekazania im informacji o tym, co naprawdę odkryli.

Fińscy i szwedzcy eksperci są zgodni, że ten komunikat powinien wyglądać identycznie w każdym zakątku świata. Nie ma znaczenia, czy będzie wyryty w kamieniu, betonie czy metalu. Ważne, by o tej samej sprawie wszędzie mówiły te same znaki. Dzięki temu nawet jeśli ludzie z przyszłości nie unikną jednej pomyłki, innych już nie popełnią, gdyż ostrzeżenie stanie się zrozumiałe. Gdyby dalsze dzieje człowieka toczyły się spokojnie, problem zredagowania wiadomości czytelnej za tysiąc wieków miałby charakter czysto akademicki. Kolejne pokolenia przekazywałyby sobie po prostu wiedzę o przeszłości i nie wydarzyłoby się nic zaskakującego.

Takiej ciągłości rozwoju nie da się jednak ani przewidzieć, ani zagwarantować. Przykładem choćby cywilizacja chińska, która trwa nieprzerwanie od tysiącleci, a mimo to zapomniała o tajemnicach grobowca cesarza Shi Huangdi panującego zaledwie przed 23 wiekami. Odkrytą przypadkowo w roku 1974 armię terakotową już uznano za jeden z cudów świata, a według wszelkiego prawdopodobieństwa to tylko strażnicy ukrytych pod ziemią prawdziwych skarbów. Do utracenia pamięci o przeszłości nie trzeba więc nawet długich przerw w rozwoju wywołanych przez zlodowacenia czy potopy. Nasza cywilizacja też kiedyś stanie się prehistorią. Pozostaną po niej ślady materialne, w tym te najtrwalsze w postaci składowisk odpadów radioaktywnych i być może jakieś komunikaty, które spróbujemy przesłać w bardzo odległą przyszłość. Czy ktokolwiek zdoła je odczytać i zrozumieć ich sens? Tego się nie dowiemy.

Dla nie umiejących/nie lubiących czytać polecam film Jądro Wieczności :smiechzula:
do obejrzenia na yt
Anders Breivik • 2012-09-27, 19:35  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (20 piw)
zdjęcia z harda tam wydrukować i dać, to wszyscy skumają