18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#pracy

WC Kings

JarQQ • 2023-08-29, 16:54
507


No to dziś już fajrant :mrgreen:
Siriuz • 2023-08-29, 17:40  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (51 piw)
Ktoś miał fantazję, żeby taki domek z kart zrobić :)
213
W Wólce Kosowskiej policja namierzyła i zlikwidowała nielegalną szwalnię, w której do pracy byli zmuszani Wietnamczycy. Polka, właścicielka szwalni, zabrała im paszporty uniemożliwiając wyjazd.



Źródło
Zadi_ • 2017-10-25, 21:12  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (73 piw)
Wólka Kosowska - podwarszawskie Chinatown :amused:

Taki tam żarcik w pracy

przeme13 • 2016-08-21, 21:11
1870
Koleś trochę nie ogarnął :D


kaelem • 2016-08-21, 21:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (47 piw)
Oooo, tak właśnie widzi wybory prezydenckie w usa każdy jego rodak.

Moment latającego znaku po wypadku.

fantastico • 2016-06-30, 13:44
82
W wypadku w Lublinie poleciał znak po uderzeniu i jak donoszą zderzyły się cztery auta. Nagranie nagrał Bartek rejestratorem umieszczonym w samochodzie, na którym wylądował znak nakazu. To się mogło zdarzyć każdemu.

KrisCFC • 2016-06-30, 14:12  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (24 piw)
Cytat:

W wypadku w Lublinie poleciał znak po uderzeniu i jak donoszą zderzyły się cztery auta.



Żeś doj***ł z tą budową zdania... :D

Zgnieciony przez prasę hydrauliczną

gibgibgibon • 2016-05-26, 17:19
143
Bardzo pechowy dzień w pracy.
Miejsce akcji: Chiny



Materiał słabej jakości i brak szerszego info ale widać to co najważniejsze.
1Jurko • 2016-05-26, 17:54  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (32 piw)
To bardziej wygląda jak udana próba samobójcza
262
Witam. Dziś chciałbym opowiedzieć Wam historię której byłem świadkiem w Urzędzie Pracy. Staram się o dofinansowanie z Unii na rozpoczęcie własnej działalności także musiałem parę dni temu skierować swoje kroki do UP.

Po długim oczekiwaniu pod drzwiami, po minięciu przerwy śniadaniowej dla tych nierobów przyszła w końcu moja kolej. k***a poczułem się jakbym wygrał los na loterii...

Siedzę w pokoiku, kobitka po drugiej stronie wklepuje dane do komputera a ja przysłuch*ję się rozmowie, która toczy się w sąsiednim pomieszczeniu (której nie powinienem być świadkiem):
- No słuchaj Mirek ty nie szukasz pracy? Mam tutaj ciekawą ofertę. Bla bla bla bla...

Tutaj najciekawsza kwestia która mnie osobiście wk***iła:
- No bo pracodawca nie chce żeby mu się przewijali ludzie tylko chce jedną zdecydowaną osobę. Nawet nie będę tej oferty wrzucała na tablicę tylko zadzwonię i powiem, że przyjdziesz na rozmowę...

Po chwili faktycznie zadzwoniła do jakiejś kobietki i umówiła chłopaczka na rozmowę.

Mieszkam w małym mieście także po rozmowie tej urzędowej mendy wiedziałem o jakiego pracodawcę chodzi.

W tym momencie postanowiłem pokazać jakim jestem wrednym ch*jem.
Po wyjściu z tego burdelu pierwsze kroki skierowałem do lokalnej gazetki aby dać ofertę pracy (pracodawca powinien mi podziękować zaoszczędziłem jego cenny czas i poświęciłem parę zł). Ogłoszenie pojawi się w poniedziałek.

Ofertę umieściłem także na kilku popularnych lokalnych stronach :) . Taki dobry wujek ze mnie.

Kończąc moje wypociny. Wiem, że nie zbawię tego świata ale mam nadzieję, że przez moje działanie ten miras nie zostanie zatrudniony a pracodawca nie odpędzi się od chętnych (tym bardziej, że mamy taki okres a nie inny i bezrobocie duże).
Serdeczny ch*j im na imieniny. Taki Mireczek siedzi na dupie w domu, sami do niego zadzwonią i pod nos podsuną ciepłą posadkę a ludzie pod drzwiami czekają po kilka godzin i ch*ja dostaną :plzdie:
bloodwar • 2015-12-12, 17:28  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (160 piw)
Eee to jeszcze nic, koleżanka miała tak, że wymyśliła sobie super biznes - mało wkładu własnego, trochę cięzkiej pracy i stały zysk a więc marzenie każdego smolbyznesmena, poszła po to dofinansowanie na 40 tysi z urzedu - dokładnie tyle ile jej trzeba było na start, złożyła wszystkie papiery i... kobita jej mówi, że brakuje jakiegoś tam papierka. Ok, doniosła, czeka na konkurs ale wie że to formalność - jej pomysł to pewniak, biznes jest na tyle unikalny i nowy, że nie ma szansy żeby w morzu punkótów ksero i salonów fryzjerskich (takie biznesy przeważnie ludzie zakładają za te śmieszne 40 tysi) jej nie został zauważony przez komisję. I co? Przegrała, wygrała kobieta która... wymysliła sobie dokładnie ten sam pomysł, w tej samej lokalizacji, miała tyle samo przedmiotów do kupienia etc ale złozyła dzien wczesniej projekt - no po prostu jak ksero. I... to było ksero, poszła do urzedu, poprosiła o te papiery z komisji do wglądu i kobita miała dokładnie to samo, kropka w kropkę co ona, nawet te same błędy ortograficzne i literówki, tylko data złożenia inna (ta "autorka" złożyła w ten sam dzien co ona przyniosła po raz pierwszy swój projekt, tylko musiała donieść papierek wiec koleżance dzien później został przyjęty a decydowała kolejność zgłoszeń) i inne było nazwisko autora projektu - a nazwisko, dziwnym trafem, toższame z nazwiskiem kobity która papiery od niej przyjmowała... Po prostu j***na urzedniczka przekopiowała jej projekt, oddała córce czy kuzynce i specjalnie wysłała moją koleżankę po jakiś bzdurny świstek żeby miała date wpływu późniejsza ehh... nóż się w kieszeni otwiera! Dlatego w łasnie w Polsce nigdy nie będzie normalnie

Początki

Mercury001 • 2015-11-30, 23:45
98
Co mówi początkujący mechanik oraz początkujący wikary pierwszego dnia w pracy?

spoiler
126
Temat głęboki i szeroki jak anus gwiazd porno ale raczej warty uwagi - przynajmniej z mojego punktu widzenia. Coraz więcej osób emigruje, żeby zarobić na lepsze życie :-)

Ale nawet z bardzo dobrą znajomością języka często jesteśmy j***ni w dupę przez wszechobecne agencje pracy, które oferują pracę "od ręki", bo chyba każdy takiej szuka po przyjeździe..

Od długiego już czasu pracuję legalnie w UK i już nie przez agencję - ale tak zaczynałem. Teraz czasem z braku zajęcia aplikuję sobie na różne stanowiska "przez agencję" i chodzę na ich śmieszne "rozmowy o pracę", na których jest ponad 10 osób.

I. Zacznę od początku, czyli od tego jak aplikować, bo pewnie wielu myśli że potrzebne jest do tego spędzenie czasu na napisanie CV i listu motywacyjnego.

Na początku też tak myślałem - ale to pierwszy błąd. Jedyne na co pracownica agencji zwraca uwagę to imię, nazwisko, numer telefonu, adres oraz numer ubezpieczenia, które podajemy na samej górze. Resztę można sobie wymyślić... jak się o tym przekonałem? Jakiś czas temu wysłałem CV, w którym "doświadczenie zawodowe" wpisałem hasła typu "bondage", "anal sex".. po około 24 godzinach dostałem telefon i zostałem grzecznie zaproszony na rozmowę. :idzwch*j:

II. Jednym z "trików" stosowanych przez agencję jest przedstawienie pracownikowi pseudo-umowy pierwszego dnia, wpisujemy jedynie dane podstawowe i dostajemy zaskakujące pytania typu "sposób dostawania się do pracy?" i czy "możemy pracować więcej niż XX godzin". Oczywiście nie przyjdzie nam na myśl, że może zostać przez nich wykorzystane to później.

Pytanie o sposób dostawania się do pracy - 99% agencji zapewnia pokrycie "travel expenses" - w rezultacie dostajemy trochę mniejsze wynagrodzenie, ale zostaje zwrócone nam za bilety czy paliwo. Podejrzewam, że nikt kto przyjedzie od razu nie będzie miał samochodu czy nie będzie jeździł autobusem z prostej przyczyny - po co, jak można oszczędzić i chodzić? Zaznaczymy więc opcję "walking" i dostajemy wielkie zero, a raczej tracimy..
Należy więc zaznaczyć opcję "public transport" nawet jeśli z tego nie korzystamy. Dlaczego?
W drugiej pracy przez agencję koszt dojazdu w jedną stronę busem kosztował mnie Ł2.40, więc Ł4.80 dziennie, co daje koło 100 funtów miesięcznie - mimo że chodziłem i tak dostawałem te pieniądze. Byłem dzięki temu jakoś 50-60 funtów miesięcznie do przodu. :ok:

Pytanie nr 2: praca ponad XX godzin w tygodniu. Jeżeli zaznaczymy tę opcję, możemy zazwyczaj myśleć już o szukaniu nowej pracy. Oczywiście, dostaniemy się 13-tygodniowy okres próbny, ale niestety po wszystkim dostaniemy kopa w dupę, bo nie "zaliczyliśmy".

III. Przychodząc już na pierwszy dzień trainingu dostajemy prawdziwą umowę - a raczej dwie. Jedną, napisaną językiem urzędowym, napisaną czcionką 6 na kilka stron - z miejsca wam powiedzą że jej nie zrozumiecie i nie czytajcie! - oraz drugą, którą "macie przeczytać, po czym podpisać obie".. jest ona napisana bardzo prostym językiem, zazwyczaj jedna czy dwie strony czcionką 12, więc dużo mniej informacji. Pytanie tylko dlaczego macie podpisywać coś czego nie czytaliście? Ano dlatego, że tylko tamta umowa ma znaczenie prawne, zawiera podpis osoby z agencji itp. Drugą podpisujecie, dostajecie kopię do domu i jesteście uradowani że macie pracę, tyle że ta umowa nadaje się jedynie do wyrzucenia na śmietnik - nie ma na niej nawet podpisu przedstawiciela agencji.
Czytajcie więc dokładnie co podpisujecie, nie róbcie tego co wam mówią!

Jestem tutaj już rok - przez agencję pracowałem ponad 3 miesiące. Teraz od czasu do czasu chodzę na "trainingi" i śmieję się osobom z agencji prosto w twarz, czytając ich te śmieszne umowy. 90% obcokrajowców (jak nie więcej) nie zna na tyle języka angielskiego, żeby cokolwiek zrozumieć z tekstu pisanego stylem urzędowym - to właśnie powód dla którego jest to wykorzystywane.

Nie dajcie się wydymać :idzwch*j:
RockyWood • 2015-10-25, 14:30  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (77 piw)
Pasowałoby dodać, że dzisiaj w UK z dostaniem pracy nawet przez agencję już nie jest tak kolorowo.

Jakieś 10 lat temu, kiedy byłem tam dorobić na zasadzie "a ch*j - pojadę" - to agencje płaciły wszystkie dodatki - np za nocki czy nadgodziny (+100%) a nawet wypłacali tzw "szkodliwe" jak praca była w ciężkich warunkach np w chłodni. Zarabiałem wtedy na układaniu pudełeczek z żarciem na palety - cała moja robota - coś ok 7,5 funta na h. Na rękę wychodziło pamiętam dokładnie 6,90 za godzinę. Większość ludzi pracowała na pełny etat, niektórzy w 2 agencjach na raz - kończyli jedną robotę i szli do następnej. Nie pytajcie jak można robić na pełny zegar przez cały tydzień bez spania - domysły będą pewnie trafne ;) . Przypomnę że to było przeszło 10 lat temu.

Od razu napiszę żeby nie było - o dostaniu "kontraktu" można było sobie wtedy pomarzyć (przynajmniej w tamtej fabryce) - potrzebne były kwalifikacje i skończona ANGIELSKA szkoła (polskie papiery były warte tyle co papier toaletowy chyba że szkoła była popularna w UE) a najlepiej żebyś był wtedy Anglikiem. Czasem były "przyjęcia" typu "potrzebujemy kierowcę wózka widłowego" i na drugi dzień już był zatrudniony jakiś stary angielski pryk, który mógł tylko siedzieć (bo taki był gruby) a podania jeszcze przez tydzień ludzie przynosili - podobno ponad 100 chętnych na jedno miejsce. Takie były czasy. Oczywiście paru Polaków miało to szczęście i zaszczyt dostawać kontrakt - wtedy nagle taki wcześniej dobry "koleszka" traktował tych z agencji jak pie**olone j***ne murzynowe szmaty do zapie**alania. Ot polska rzeczywistość polskiej mentalności. Mi jakoś nie zależało kompletnie - plan był taki, by odłożyć tyle kasy ile się da i wracać po 2-3 latach i iść na studia.

Wtedy wszystkie agencje w mieście były prowadzone przez Anglików. Ubrania robocze i dojazdy załatwiała agencja - płacili nawet za przejazd taksówką - TAK BYŁO przynajmniej w tej "mojej" agencji. W trakcie pracy można było wykonać telefon mówiąc np "boli mnie paluszek/główka i nie mogę pracować" i przyjeżdżali po ciebie i odwozili jeśli TWIERDZIŁEŚ że miałeś daleko do domu a potem przez prawie tydzień pytali czy już wszystko w porządku czy już nie boli czy załatwić lekarza, NA PEWNO DASZ RADĘ?? - ot taki przykład typowo angielskiej kultury. Wszystko zresztą było tam załatwiane na pełnej k***A uber-kulturze - tam było tak kulturalnie że aż wstyd było podejrzewać kogokolwiek o jakiekolwiek złe zamiary!!!
Jedyny szkopuł dla mnie wtedy to były niestety koszty mieszkania - ponad 100 funtów od łebka w warunkach jaskiniowych + tabun Litwinów-niedźwiedzi, którym nie przeszkadzało 2 stopnie C w łazience w zimie i spanie po 5 ludzi w pokoju 3x3.
Potem było już niby lepiej bo się wyprowadziłem na "swoje" wynajmowanie (tamtą jaskinie załatwiała jakaś litwinka-znajoma znajomego przez znajomego znajomego - kombinacje alpejskie) i miałem caaaaałe mieszkanie (tzw flat) do dyspozycji ale znów nie minął rok jak zaczęło się j***ć.
Fabrykę zlikwidowali ot tak nagle, potem wprowadzili jakieś dziwne prawo i wszystkie agencje zaczęły płacić minimalną (5,20 chyba brutto/h) i chyba przez to 99% agencji przejęli Litwini a będąc w takiej placówce człowiek czół się jak na jakimś pie**olonym zesłaniu na Sybir... Zero dodatków zerwo zwrotów za przejazd, minimalna za godzinę nie ważne w jakich warunkach, nadgodziny tylko w niektórych agencjach były za +50% i prawie za każdym razem trzeba było mieć potwierdzenie na j***nym piśmie z fabryki ile godzin się robiło - popie**olone w ch*j!. A tak na prawdę z tymi nadgodzinami też było cieńko bo ...Litwini z agencji mieli priorytet by to ich rodacy mieli jak najwięcej roboty - ot taka ich solidarność narodowa (coś nie do pomyślenia w przypadku Polaków za granicą).

Olałem ten syf. Zrobiło się tam już za gęsto Litwinów i innych ciapuchów ze spojrzeniem mordercy. Wróciłem.

Przez niecałe 2 lata odłożyłem i nakupiłem tam tyle "fantów" że w PL musiałbym na to zapie**alać 20 lat minimum. To były czasy... Pamiętam jak wtedy np Nokia N5 była w zasięgu już po 4 dniach pracy a w Polsce kosztowała tyle co dwie minimalne wypłaty... Laptopa kupiłem za 600 funtów i jakoś no ZA CHOLERĘ nie wydawało mi się to w UK jakoś w ch*j drogo... człowiek po prostu po jakimś czasie nie zwraca uwagi na "przelicznik" i dopiero potem okazało się że w Polsce ten sam laptop kosztował ponad 5000 zł...

To takie ciekawostki z historii.

Dzisiaj wszystko jest odwrócone do góry ch*jem. Znajomi w UK mają co prawda kontrakty ale parę lat robili niezły exodus po agencjach. Teraz podobno praca na agencji w większości przypadków wygląda tak, że czekasz na telefon żeby ci powiedzieli kiedy masz przyjść ...i okazuje się że praca jest np przez 2 dni w tygodniu ...w 2 różnych fabrykach. Z tego co się też dowiedziałem niedawno, to każda agencja rządzi się własnymi prawami i "przepis na sukces" z posta nie zawsze zadziała. No i wszystkie agencje w mniejszych miastach prowadzone są przez Litwinów :D - FACE IT! więc j.angielski jest tam praktycznie zbędny.

Nie chciałbym nikogo zniechęcać - jeśli ktoś ma ambicje na pierwszą robotę za funty w jakiejś mega-ambitnej pracy typu rozkręcanie lodówek czy pakowanie żarcia (po studiach w Polsce) to problemów praktycznie brak. Jesteś obrotny to znajdziesz super pracę za super kasę ale w sumie... przecież w Polsce jest TAK SAMO. Jak ktoś nie ma ambicji to może tylko czekać na coroczną podwyżkę minimalnej i tyle w temacie.
Bolesna prawda jest taka, że na *własne mieszkanie* w UK i tak nie odłożysz szybciej niż w Polsce :amused:
I jest jeszcze parę innych "kruczków" życia za granicą, które jakoś nie rozpieszczają tego życia ;) . O "benefitach" nic nie wiem bo nigdy nie brałem ani funta z tego tytułu ale podobno jak ma się dziecko to już można myśleć o aucie z salonu :D (tak słyszałem ale to pewnie pie**olenie).

Zachęcam wszystkich by spróbowali bo nie znam nikogo bezrobotnego w UK ale z drugiej strony w Polsce też nikogo takiego nie znam ;) .

Piszę to ze swojego punktu widzenia jako 30-letni pryk. Jak miałem ok 20 lat to myślałem zupełne inaczej - tzn "jak najwięcej kasy a reszta to ch*j". Mieszkam i pracuję w Polsce - nie narzekam choć wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej ;)

Powodzenia!

Przyjemności w pracy

BoGdannnnn • 2015-05-28, 20:24
236
Przychodzi busiarz do szefa.

- Szefie dołożyłby Pan 500 zł do wypłaty.
- Lubisz jeździć busem?
- No lubię.
- A zwiedzać tą naszą Europe?
- No lubię.
- To ile mam dokładać do twoich przyjemność...

:krejzi:

Ukradzione z grupy "Busiarze" na fb.
189
30.04.15 r.
godzina: +- 11:30

Wracam sobie spokojnie z zakupów, wchodzę na ulicę, na której mieszkam i moim oczom ukazuje się widok strażnika miejskiego, który robi zdjęcia aut i wystawia mandaty.

Pomyślałem - "Przejdę obok, bo ch*j mnie to".
Ale po chwili zauważyłem, że dane auta (2) są zaparkowane poprawnie, więc postanowiłem przeprowadzić ze strażnikiem dialog.

(J) - Ja
(S) - Debil

J - Dzień dobry, czy mógłby mi pan powiedzieć, dlaczego wystawia pan mandaty poprawnie zaparkowanym pojazdom?
S - A co pana to interesuje?
J - Pan tak na poważnie? Pytam kulturalnie. Czy te auta są zaparkowane nieprawidłowo?

I teraz wypowiedź strażnika, która w przeciwieństwie do reszty tekstu nie jest sparafrazowana :v

"Panie, zapytaj policji, ja jestem tylko urzędnikiem i KOMPLETNIE się nie znam na przepisach" - normalnie k***a nie wierzę. :spermshot: