18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#polski don corleone

153
Kiedy mieszkańcy bogatej londyńskiej dzielnicy Mayfair dowiedzieli się z gazet, że ich sąsiad to jeden z dziesięciu najważniejszych mafiosów świata, byli w szoku. Jeszcze bardziej zdziwiło ich, że jest Polakiem

Akt oskarżenia sporządzony przez prokuraturę z Brook-lynu zaczyna się od słów: "Ricardo Marian Fanchini, znany również jako...". Dalej pada 20 nazwisk i pseudonimów, którymi się w ostatnich latach posługiwał: Ioannis Temistoklis, Richard Rock, Michael Prokupecz. Albo: "Aksamitny", "Vasja", "Yura", "The Gipsy", "The Polack".

Jako mafioso jest więźniem specjalnym. Ma pomarańczowy drelich i jednoosobową celę. Wyprowadzają go z niej w kajdanach na nogach. Jego kontaktem ze światem zewnętrznym jest adwokat Gerald Shargel, który kilka tygodni temu załatwił mu ugodę z prokuratorem. Dzięki niej uniknie procesu. Wiadomość o tym obiegła serwisy informacyjne na całym świecie.

LONDYN, 2007: Przyjęcia w ogrodzie

Kiedy 3 października 2007 roku policja wyprowadziła Richarda Rotmanna z domu w bogatej dzielnicy Mayfair na londyńskim West Endzie, jego sąsiedzi byli naprawdę zaskoczeni. Ten uprzejmy przedsiębiorca o południowej urodzie mówił co prawda z dziwnym akcentem. Ale nie wyglądał na kogoś, kto może wpakować się w kłopoty. Często widywali go z młodszą o

20 lat niemiecką żoną Katriną i ich synkiem. - Wyglądał na spełnionego mężczyznę, który wie, czego chce od życia - mówili reporterom.

Znali go też na chronionym osiedlu w podlondyńskim Surrey, gdzie ma posiadłość. Często podejmował tam gości - wielobarwne, eleganckie towarzystwo. Urządzał dla nich przyjęcia w ogrodzie. Gotowali kucharze z najlepszych londyńskich knajp. Po sąsiedzku mieszka Jenson Button, kierowca Formuły 1. Rotmann i Button często gawędzili ze sobą na temat wyścigów. Rotmann jest miłośnikiem Formuły 1.

Więc kiedy dzień po jego zatrzymaniu sąsiedzi dowiedzieli się z prasy, że Richard to jeden z dziesięciu najważniejszych mafiosów świata, ma powiązania z camorrą, rosyjską mafią i kokaino-wymi kartelami, byli w szoku. Jeszcze bardziej zdziwiło ich to, że Rotmann jest Polakiem.

BERLIN, 2006: Fan Stonesów

Ludzie, którzy 18 kwietnia 2006 roku zjawili się w berlińskim hotelu Grand Hyatt przy Marlene Dietrich Platz, mieli poprzypinane znaczki z wywalonym językiem będącym symbolem Rolling Stonesów. - Gospodarz przyjęcia jest fanem Micka Jaggera - tłumaczyli dziennikarzom ochroniarze, którzy spisywali wszystkich gości, wręczając im owe znaczki.

Wśród gości biznesmena, który hucznie obchodził swoje 50. urodziny, byli przedstawiciele show-biznesu, finansjery, celebrities. Królowie życia. Na przykład Raj Kundra, producent filmowy z Bollywood. Albo Wiktor Feliksowicz Wekselberg, wpływowy moskiewski oligarcha, potentat naftowy. I belgijski milioner Frank Slaets ze swoją żoną, byłą Miss Belgii Véronique De Cock.

Większość gości zwracała się do jubilata Ricardo. Inni mówili - Richard. Nieliczni - Rysiek.

Znali go z interesów, ze słyszenia, z wyścigów, z podobnych imprez. Albo po prostu poznali jego żonę. Jednak niewiele o nim wiedzieli. Nigdy nie opowiadał o swojej przeszłości.

W hotelu byli też przedstawiciele amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA, którzy dyskretnie robili zdjęcia w ramach tajnej operacji prowadzonej przeciwko jubilatowi. Nie wiadomo tylko, jak załatwili sobie znaczki Stonesów.

WARSZAWA, 2005: Zegarki

- Kupowałem u niego zegarki - zeznał Aleksander Żagiel pytany o kontakty z Fanchinim. To było podczas przesłuchania przed orlenowską komisją śledczą wiosną 2005 roku.

Mieszkający w Austrii polscy biznesmeni Aleksander Żagiel i Andrzej Kuna uważani są za ważny element tzw. układu wiedeńskiego. Tak nazwano nigdy niewyjaśnione interesy polskich służb specjalnych, świata biznesu i gangsterów, zbiegające się w stolicy Austrii.

Kuna i Żagiel dali się poznać jako organizatorzy spotkania najbogatszego Polaka Jana Kulczyka z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem, do którego doszło latem 2004 roku w Wiedniu. Znani są również jako dobrzy znajomi demonicznego gangstera Jeremiasza Barańskiego "Baraniny" (podejrzany o zlecenie zabójstwa ministra sportu Jacka Dębskiego powiesił się w wiedeńskim areszcie). Nie wiadomo, kim naprawdę są. Wiadomo, że dobrze znają Ricarda Fanchiniego. I że on też jest z układu wiedeńskiego. Przed laty byli na jego włoskim weselu. W latach 80. Żagiel kupował od niego pierwsze zegarki elektroniczne. Na ich przerzucie do Polski zarabiało się krocie. Więcej nie chciał powiedzieć.

Kiedy posłowie z komisji śledczej w 2005 roku pytali Żagla o Fanchiniego, oficjalnie było o nim wiadomo tyle, że mieszka w Belgii, prowadzi rozległe interesy na całym świecie i ma podejrzane kontakty.

- Ale w raportach policji różnych krajów występował już wtedy jako szara eminencja przestępczego podziemia w Europie i Ameryce - mówi generał Adam Rapacki, założyciel CBŚ, dziś wiceszef MSWiA. - Człowiek, z którym liczą się bossowie największych gangów.

Moi rozmówcy, zarówno z policji, jak i z półświatka, podkreślają, że Fanchini ma dar zjednywania ludzi. Jest lubiany za pogodne usposobienie i wyjątkową gościnność. A w kuluarach przyjęć, które wydaje, omawia swoje nowe pomysły biznesowe.

BUDAPESZT, 1977: Fałszywy diament

W połowie lat 70. stolica Węgier stała się mekką dla ludzi szarej strefy PRL-u: cinkciarzy, przemytników, luksusowych prostytutek.- W Polsce było nam za ciasno - wspomina szczeciński biznesmen, nazwijmy go "Peter". - Poza tym u nas, na Wybrzeżu, sezon na frajerów był tylko latem, a tam cały rok.

Barwną częścią polskiego półświatka w Budapeszcie byli wajcharze, czyli oszuści udający cinkciarzy. Za sprawą ich sztuczek zachodni turyści zamiast banknotów kupowali np. pocięte gazety. Polacy byli w tym mistrzami. Jednym z nich był Fanchini.

- Mówiliśmy do niego Ricardo albo "Fanchol" - wspomina człowiek z Trójmiasta pracujący teraz w show-biznesie, który w 1977 roku jako wajcharz wprowadzał Fanchiniego w tajniki tego procederu. - Był bardzo pojętny. Zaskoczyło mnie, że świetnie mówi po włosku. Przedstawiał się jako Fanchini. Byłem przekonany, że kupił sobie paszport. Ale on tak się nazywał! Nigdy nie chciał mówić o swoim pochodzeniu i przeszłości.

Fanchini wyspecjalizował się w "waleniu" włoskich turystów. Siedział nawet kilka miesięcy w budapeszteńskim areszcie za sprzedaż fałszywego diamentu.

- Wtedy w Budapeszcie wszyscy go lubili. Ricardo wciąż żartował. Taki śmieszek - wspominają moi rozmówcy. Fanchini urządzał dla polskiej ferajny imprezy w rumuńskiej knajpie Bukareszt. Mówił wtedy, że Budapeszt to tylko przystanek. Chciał w świat.

Okazja nadarzyła się po trzech latach. W 1980 roku na dowód osobisty można było pojechać do Jugosławii. Wyruszył tam ze swoim przyjacielem z katowickiego podwórka Zbyszkiem Nawrotem.

Stamtąd uciekli do Austrii, a potem do Niemiec. Trafili do obozu dla azylantów w Neuss.

Nawrot zakotwiczył później w Hamburgu. Fanchini, ścigany przez niemiecką policję za jakieś oszustwo, zniknął.

Zerwał większość polskich kontaktów.

W następnych latach często zmieniał nazwiska i miejsca zamieszkania.

Można go jednak znaleźć w raportach policji, relacjach z przyjęć dla milionerów i gangsterskich opowieściach.

NEW JERSEY, 1987: Bank rozbija bank

Jerzy Bank - Polaka o takim imieniu i nazwisku poszukiwała FBI pod koniec lat 80. w USA.

Chodziło o wielkie szwindle podatkowe.

Bank to jedno z nazwisk Fanchiniego.

- To był jego pierwszy interes z ruską mafią - opowiada dawny znajomy Fanchiniego z Niemiec, dziś biznesmen z Wybrzeża. - Jakiś handel paliwami, grube przewały podatkowe wymyślone przez ruskich Żydów. On podłożył się, rozbił dla nich bank.

Znajomy Fanchiniego dodaje: - Słyszałem, że Rysiek zawdzięcza układy z nimi swojej pierwszej, rosyjskiej żonie, wtedy jeszcze narzeczonej. Była modelką na Zachodzie. To ona wprowadziła go do ekstraklasy. Podobno udawał przed nimi Żyda.

W 1987 roku prokuratura w New Jersey wystawiła nakaz jego aresztowania. Wtedy Fanchini-Bank wyjechał z USA.

HAMBURG, 1991: Bomba pod ferrari

Kiedy 1 listopada 1991 roku przyjaciel Fanchiniego otwierał drzwi swojego ferrari zaparkowanego pod restauracją w hamburskiej dzielnicy rozrywki Sant Pauli, wybuchła bomba.
Zbigniew Nawrot palił się jak pochodnia. Ciężko poparzony zmarł w szpitalu.

Nawrot był numerem 1 w Schnapsgate - pierwszej aferze III RP (dzięki luce prawnej do grudnia 1992 roku do Polski legalnie wpłynęła rzeka nieobjętego akcyzą spirytusu z Zachodu). Jego firma w Hamburgu produkowała royal - tani, przemysłowy spirytus. Fanchini był wtedy jego bliskim współpracownikiem.

Według moich rozmówców z "branży" to właśnie Nawrot wprowadził Fanchiniego w świat wysokoprocentowego interesu.

Tych, którzy podłożyli bombę, złapano po kilku miesiącach w Polsce. Wskazali tego, który im zapłacił. Schwytano go dopiero w 2007 roku. Do tej pory nie wydał swojego zleceniodawcy.

Na początku lat 90. Fanchini przeniósł się do Belgii. Wiadomo, że wyprawił wtedy we Włoszech wielkie przyjęcie weselne. Byli na nim goście z Nowego Jorku mówiący po rosyjsku, którymi bardzo interesowała się FBI.

KATOWICE, 1992: Borys "Biba" Najfeld

Na początku lat 90. śląska policja zachodziła w głowę, czego szuka w Katowicach ochroniarz bossa rosyjskiej mafii w Nowym Jorku.

Po wrzuceniu w wyszukiwarkę hasła Borys "Biba" Najfeld bądź Benjamin Najfeld (to bracia) wyskakują artykuły, opracowania i książki o rosyjskiej mafii w USA.

W początkach III RP Borys Najfeld i Ricardo Fanchini mieli udziały w działającej na Śląsku firmie import-eksport M&S, która handlowała wszystkim - począwszy od papierosów, przez czekoladę, po elektronikę. Katowicka prokuratura podejrzewała, że M&S prowadzi fikcyjne transakcje i wyłudza zwrot podatku VAT. A FBI - że za jej pośrednictwem w kineskopach telewizorów z Tajlandii przemycana jest do USA heroina.

Pewne jest tylko to, że firma z dnia na dzień zamknęła działalność, a jej oficjalni właściciele wyjechali z Polski. Jeden z nich, Rachmiel Brandwein, został zastrzelony w 1998 roku w Antwerpii.

MOSKWA, 1993: Związek Weteranów Afganistanu


Półtora miesiąca zajęło funkcjonariuszom CBŚ sklejenie porwanych dokumentów, dzięki którym mogli dopaść Fanchiniego. Oto ta - wstydliwa dla polskiego wymiaru sprawiedliwości - historia.

W 1993 roku do Polski przyjechali trzej Rosjanie: Michaił Rebo oraz bracia Jurij i Igor Sulikovowie.

Jako przedstawiciele irlandzkiej firmy Border Investments Limited nawiązali kontakt z jednym z Polmosów, który na ich zlecenie podjął się produkcji przeznaczonej na eksport wódki Rossija.

W ciągu roku Rosjanie wysłali na Wschód 32 mln butelek wódki, zarabiając krocie. Nie płacili w Rosji cła, bo odbiorcą był Związek Weteranów Afganistanu korzystający z ulg celno-podatkowych (a irlandzka firma hojnie wspierała Rosyjski Fundusz Inwalidów Wojny w Afganistanie).

Interes szedł bardzo dobrze do chwili, kiedy w 1996 roku, na targach alkoholi w Rosji, pojawił się przedstawiciel belgijskiej firmy Konings Graanstokerij. Wtedy okazało się, że w Belgii produkowana jest wódka o tej samej nazwie, a polska Rossija jest jej udaną podróbką. Według ustaleń policji za wszystkim stał Fanchini.

5 sierpnia 1996 roku szczecińska prokuratura (tam zakotwiczyli Rosjanie) wszczęła śledztwo, które ciągnęło się dwa lata. Zebrano dowody, które pozwoliłyby przyszpilić Sulikovów. Jednak ludzie Fanchiniego zniknęli. 21 zarzutów, m.in. podrabiania znaku towarowego i fałszowania dokumentów, przedstawiono tylko ich polskiemu współpracownikowi Zbigniewowi S. - W jego mieszkaniu znaleźliśmy trzy reklamówki wypełnione porwanymi dokumentami irlandzkiej firmy - opowiada oficer policji zaangażowany w sprawę. - Sklejaliśmy je półtora miesiąca. W tym czasie Rosjanie zniknęli.

S. też zresztą nie stanął przed sądem, bo w 1998 roku prokuratura zawiesiła śledztwo ze względu na zniknięcie Rosjan. Sprawa się już przedawniła.

MONTE CARLO, 1996: Formuła 1


Belgijski biznesmen Ricardo Fanchini był w 1996 roku jednym ze sponsorów Grand Prix Formuły 1 w Monako.Zawody wygrał słynny Niemiec Michael Schumacher jadący ferrari.

Fanchini pokazywał się wtedy na bankietach. Wydał przyjęcie na swoim jachcie.

W tym samym roku gościł na 50. urodzinach Siemiona Mogilewicza pseudonim "Seva", założyciela tzw. mafii z Sołncewa. FBI w raporcie z 1995 roku uznało Sołncewo za największą eurazjatycką organizację kryminalną na świecie. Mogilewicz stworzył ją w latach 80. wraz z dwoma zapaśnikami - Wiaczesławem Iwankowem i Siergiejem Michajłowem. Sołncewo na początku lat 90. przejęło kontrolę nad rosyjską przestępczością w USA. Z tego samego raportu FBI wynika, że Fanchini współpracował z Sołncewem.

Według polskich i amerykańskich służb w tym samym 1996 roku na zaproszenie Fanchiniego gościli w Belgii szefowie neapolitańskiej camorry. Ponoć byli szczerze ujęci wystawnym przyjęciem, które Ricardo urządził.

SZCZECIN, 1998: Doktor No

Latem 1998 roku Konrad zadzwonił do mnie ostatni raz w życiu. Powiedział: - Chwilowo nie wracam do Polski. Byłem u Doktora No. Chyba będę bardzo bogaty.

Znałem go jeszcze z czasów studenckich. Nawet nie zauważyłem, jak ten utalentowany karateka przeszedł "na ciemną stronę mocy".

Koledzy z treningów wciągnęli go w interesy półświatka. Trafił do gangu "Oczki". Zawsze powtarzał, że jeszcze trochę, jeszcze jeden duży interes i spokojnie zjedzie do bazy. Miał w swoim świecie idola. Kiedy wymieniał jego imię, Ricardo, zawsze ściszał głos. - On jest jak Doktor No z "Bonda" - mówił. - Mało kto wie o jego istnieniu. Może wszystko. Kogo polubi, ten będzie żyć w dostatku.

Po aresztowaniu "Oczki" i jego współpracowników, wiosną 1998 roku, Konrad uciekł na Zachód. Pojechał do Fanchiniego. Za chlebem. Ze strzępów informacji wynika, że to miała być poważna robota. Maroko - Hiszpania. Bardzo dużo haszyszu. Żonie, która została w Polsce z dzieckiem, mówił, że po powrocie postawi dom, w którym wszystko zrobi w marmurach. Interes się nie udał.

Wiadomo, że jakiś czas potem Konrad wsiadł na prom w Niemczech, ale nie dopłynął do portu w Danii. Armator przysłał rodzinie jego ubrania i paszport, które pozostały w kajucie. Policja jest przekonana, że został zamordowany, ale śledztwo warszawskiej prokuratury okręgowej niczego nie wyjaśniło.

Z informacji, jakie polska policja miała od swoich zachodnich kolegów, wynikało, że wciąż nierozpracowany Fanchini jest gigantem na rynku narkotyków. Według FBI w 1998 roku był gospodarzem spotkania narkotykowych baronów z Ameryki Południowej. Zyskał wtedy nowych, wpływowych przyjaciół.

ANTWERPIA, 2000: Kremlowska Księżniczka


Kiedy w 2000 roku aresztowano go w Antwerpii, w Rosji dziennikarze pisali, że jego jacht "Kremlin Princess" nazwano na cześć Tatiany Diaczenko, wpływowej córki Borysa Jelcyna.

Fanchini był znany w Rosji jako potentat na rynku alkoholu, sponsor sportowców i weteranów, znajomy ustosunkowanych ludzi.

Jedni uważali go tam za Włocha, inni za Żyda, Polaka, Amerykanina bądź Belga. Dziennikarze spekulowali, że tajemniczy Fanchini ma świetne kontakty w kremlowskiej administracji. Nigdy ich jednak nie odkryto.

Fanchiniego aresztowano w Belgii za przestępstwa podatkowe i doprowadzenie do papierowego bankructwa firmy produkującej ekskluzywną wódkę Kremlovska. Dostał cztery lata więzienia i 5 mln dolarów grzywny.

Wizytówką tej wódki był jacht "Kremlowska Księżniczka". Jej dystrybucją zajmowały się firmy kontrolowane przez znanych gangsterów (sprzedaż w Polsce prowadziła firma, której prezesem była Ilona S., konkubina Marka M. "Oczki"). Na promocję charakterystycznej długiej butelki o objętości 0,7 l poszły miliony dolarów.

Z przygody z wódką Kremlovską Markowi M. "Oczce" (odsiadującemu obecnie wyrok 25 lat więzienia za zlecenie zabójstwa szefa białoruskiej mafii) pozostała osobista pamiątka - zdjęcie z Arnoldem Schwarzeneggerem i Sylvestrem Stallone. Hollywoodzcy aktorzy byli gośćmi promocyjnej imprezy zorganizowanej przez Fanchiniego w Monte Carlo.Sam "Oczko", pytany na swoim procesie o znajomość z Fanchinim, powiedział tylko: - Rysiek to mój przyjaciel i jeden z najbogatszych Polaków na świecie.

Fanchini przedterminowo wyszedł z belgijskiego więzienia - po trzech latach. Przeniósł się do Londynu, przyjmując nazwisko trzeciej żony: Rotmann (druga, polska żona Jolanta siedzi w belgijskim areszcie za pranie jego brudnych pieniędzy).Ale zanim wyszedł z więzienia, holenderska policja przejęła transport 1,8 mln tabletek ecstasy, które miały trafić do Brighton Beach, części Brooklynu zamieszkanej przez rosyjską społeczność.

NOWY JORK, 2009: Układ z prokuratorem


Trzysta milionów dolarów - tyle według prokuratury zarobił Ricardo Fanchini na przestępstwach opisanych w akcie oskarżenia.

Od kilku lat rozpracowywała go amerykańska agencja antynarkotykowa DEA w ramach śledztwa przeciwko szefom rosyjskiej mafii.

Według nowojorskich śledczych przez 17 lat przemycał heroinę z Tajlandii i kokainę z Kolumbii. Przez Polskę i Belgię do USA.

Narkotyki umieszczone w telewizorach trafiały do Brighton Beach i Staten Island w Nowym Jorku.

Zdaniem DEA we wszystkich przestępstwach Fanchini odgrywał kierowniczą rolę.

Za namową adwokata poszedł na układ z prokuratorem i przyznał się do jednego zarzutu - zorganizowania przemytu ecstasy.

- Na tej podstawie zawarto ugodę, dzięki której Fanchini dostanie wyrok dziesięciu lat więzienia - powiedział serwisowi TVP Info Robert Nardoza, rzecznik wschodnionowojorskiej prokuratury. - Ugoda nie została jeszcze zaakceptowana przez sąd, więc nie doszło do formalnego skazania. Jeśli sędzia Charles Sifton przyjmie taką formę kary dla Fanchiniego, uniknie on procesu, a wszelkie pozostałe zarzuty zostaną oddalone - tłumaczy Nardoza.

Fanchini zgodził się na konfiskatę 30 mln dolarów, z czego 2 mln będzie musiał wpłacić w dniu ogłoszenia wyroku. Funkcjonariusze DEA zajęli także na całym świecie 40 należących do niego ruchomości i nieruchomości o łącznej wartości ponad 67 mln dolarów. Wśród niech jest "Kremlowska Księżniczka".

Dwaj inni oskarżeni w tej sprawie, bracia Artur i Nikołaj Dozorcewowie, przyznali się do prania pieniędzy dla Fanchiniego.

W ramach tej samej akcji w ręce amerykańskiej sprawiedliwości wpadli też Siemion Mogilewicz "Seva" i przemytnik broni Wiktor But.

Sprawy przeciwko Fanchiniemu prowadzi teraz 11 prokuratur z różnych stron świata. Wszyscy chcieliby go przesłuchać. Także polscy śledczy próbujący od dziesięciu lat rozwikłać zagadkę zabójstwa szefa policji generała Marka Papały. Fanchini jest bliskim znajomym mieszkającego w Stanach Edwarda Mazura podejrzewanego o zlecenie tego zabójstwa.

- Nawiążemy dialog z naszymi amerykańskimi partnerami w tej sprawie - zapowiada generał Rapacki. - Każde słowo Fanchiniego jest dla nas cenne.

Dziesięcioletni wyrok dla Fanchiniego oznacza w praktyce siedem lat za kratami.

Kiedy wyjdzie, będzie po sześćdziesiątce.

KATOWICE, 1975: Pojechał bez zastanowienia

Ricardo Fanchini urodził się w 1956 roku w Katowicach jako Marian Ryszard Kozina.

Próżno jednak szukać tam jego rodziny.

Wiadomo, że jego matka była bufetową na katowickim dworcu kolejowym. Nosił jej nazwisko. Wiedział, że jego prawdziwy, włoski ojciec nazywa się inaczej.

Viliama Fanchiniego z Neapolu poznał jako nastolatek. Wtedy zaczął uczyć się języka. Załatwił sobie zmianę nazwiska na ojcowskie.

Przed kolegami strugał Włocha. Chodząc do technikum, kręci się już w towarzystwie cinkciarzy, przemytników, niebieskich ptaków. Marzył o wyjeździe na Zachód. Urządzał imprezy dla znajomych w katowickiej kawiarni Santos.

- Starał się mówić dużo i na każdy temat - wspomina jego dawny znajomy, który bywał w tej kawiarni. - Ale kiedy uwaga słuchających skupiała się na kimś innym, odchodził od stolika. Uczył wtedy kilku z nas gry w derdę. Zawsze zmieniał zasady w zależności od aktualnego rozkładu kart i sytuacji w grze. To nie ojciec wyrwał go jednak na Zachód.

- Jeden znajomy wpadł kiedyś na Ricarda na katowickim dworcu - wspomina dawny wajcharz z polskiej ferajny grasującej po Budapeszcie. - Ten zapytał: "Gdzie jedziecie?". Gdy usłyszał, że na wajchy do Budapesztu, bez zastanowienia pojechał z nimi.

Jeszcze przed aresztowaniem Ricardo Fanchini założył sobie profil na portalu Nasza Klasa.

Dodał swoje zdjęcie w eleganckiej marynarce.

W rubryce "Skąd jesteś" wpisał: Cały Świat.



Proszę o wyrozumiałość , mój pierwszy post ;-)
Miłego czytania :-)
KMD • 2013-05-28, 17:35  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (38 piw)
Nie chce mi się czytać, ale jestem dumny, że Polak jest tak zajebistym mafiozą. Piwo dla Ryśka!