18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

#opowieści

Prawo jazdy

Anonymous • 2017-09-27, 16:03
137
Sadole co się odpie**ala w Wordach przy zdawaniu prawa jazdy to głowa mała, aż zazdroszcze egzaminatorom, że mają takie sytuacje codziennie, świetna praca. Już pomijając fakt, że za egzamin płaci się j***nE 140ZŁ przy czym niektórzy kończą go w niecałe 10 minut, prawdziwa żyła złota, coś niesamowitego.

Zdawał Sebiks w czapce wpie**olce, już po samej mimice twarzy było widać, że będzie grubo. Dopingowała go karyna. Sebiks mimo pewnie driftowania swoim golfem pod biedronką uj***ł na rękawie. Wysiadł, pieeeerrdolnął drzwiami aż zatrzęsła się cała buda wordu, splunął sobie pod nogi, powiedział, że pie**oli to i wyruszył przed siebie tak, że jego Latino Love musiała podciągnąć ledżinsiki co by jej nie spadly przy truchtaniu za nim.

Drugi typ to laski płaczki dla których oblanie prawka to niczym kontrakt dożywotni na jedzenie sernika z rodzynkami. Jedna dziunia nie płakała, ona dostała spazmów, ryczała tak jak Fritzl, kiedy mu zabierali córke. Ja rozumiem stres, wygórowane oczekiwania czy ch*j wie co, ale współczuje jej w życiu codziennym skoro na oblanie prawka reaguje jakby jej ktoś umarł z rodziny.

Trzeci typ to człowiek hehehe "nie zdałem allllllleeeeeeee jaja, śmiech przez łzy". Laska, która również uwaliła na rękawie. Mówi koleżance, która jeszcze nie pojechała, że jest kul luźno super bomba i cieszy się z tego, że nie zdała, bo wróci tu silniejsza i ze zdwojoną mocą i życzy temu każdemu i yolo, a zaraz za rogiem wordu w płacz.

I to wszystko jednego dnia, świetna sprawa
mygyry • 2017-09-27, 17:00  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (31 piw)
Egzaminatorzy to k***y, ja rozumiem że jak się coś zjebie to oblewa spoko, ale jak te ch*je złamane celowo upie**alali człowieka zanim kamerki w aucie mieli i za ch*ja nie było opcji się odwołać. Nie chcę mi się własnej sytuacji opisywać, ale tak mnie wk***ił za pierwszym razem, że osobiście myślałem, że mu przypie**olę, bo jak powiedziałem swoje argumenty to nawet ch*j nie umiał się odnieść tylko kazał się przesiąść.
Zdałem za 3 razem, za drugim faktycznie zj***łem no i spoko, tak bywa, ale po pierwszym razie mam o nich zajebiście negatywne zdanie.

Opowieści z Narnii

TT4 • 2017-07-07, 05:23
88
Debil i Stara Szafa.

201
Cześć.
Mogę powiedzieć, że mój pierwszy temat przyjął się, dlatego zachęcam do przeczytania drugiej części moich przemyśleń i doświadczeń związanych z pracą kelnera.

Na początku chciałbym odnieść się do bardzo ważnego wątku, który przytoczył jeden z kolegów w komentarzach, mianowicie dzieci. Latające bachory to prawdziwa katorga dla osób obsługujących. Nie chcę oczywiście wszystkich smarkaczy wrzucać do jednego wora, ale potrafią strasznie wk***ić. Oczywiście pretensje można mieć do rodziców, którzy chyba wychodzą z założenia, że kelner nie tylko ma realizować ich zamówienie, ale dodatkowo robić za niańkę dla ich pociech. Jedni pilnują, drudzy mają wyj***ne. Nie raz dochodziło do sytuacji, w której kelner wychodząc z zaplecza nokautował dzieciaka z drzwi, gdyż ten rzecz jasna nie zdając sobie sprawy, że nie można przebywać przy tym wejściu stał sobie jakby nigdy nic. Dzieciak dostawał z drzwi w łeb, zaczynał się płacz, darcie mordy rodziców i ogólny rozpie**ol z tym związany. Mi osobiście przydarzyła się jedna bardzo przykra sytuacja, do której doszło kiedy odbywałem praktyki zawodowe. Cisnę sobie z zamówionym obiadem do stolika, będąc parę kroków od gości w nogi wpie**olił mi się na pełnej szybkości brzdąc... Efekt taki, że obiad wylądował na podłodze, a sos na chłopczyku. :roll:
Pilnujcie swoich pociech w restauracji. Uwierzcie mi, że bardzo ułatwicie nam zadanie.

Kolejna sprawa jaką chciałem poruszyć to imprezy i (nie)moralne propozycje składane przez gości. Najlepszymi spotkaniami są konferencje. Do hotelu zjeżdżają ludzie z całej Polski, żeby troszkę pokonferować, a wieczorem dobrze się zabawić. Osoby te zazwyczaj poznają się dopiero na owych konferencjach, co moim zdaniem skutkuje o wiele lepszą zabawą na koniec pobytu - "przecież i tak nikt mnie nie zna". Także dochodzi już do oczekiwanej przez wszystkich zabawy, jest dobre żarło, hektolitry alkoholu i świetnie grający DJ. Ludzie się bawią, upijają do nieprzytomności i robią przy tym najróżniejsze rzeczy. Istnym rajem dla osób przebywających w tych grupach jest tzw. Open Bar, czyli możliwość zamawiania tego co się chce w takich ilościach, że bania mała. Płacąc indywidualnie skończyłoby się pewnie na kilku drinkach - płaci firma chlejmy do bólu! Whatever, dążę do tego co się potem dzieje. To, że robi się burdel party wśród gości to normalna sprawa, która już żadnego kelnera nie powinna dziwić, natomiast oferty składane właśnie obsłudze są co najmniej intrygujące. Od panów w kierunku kelnerek teksty typu: "chce pani zarobić dodatkowe 200 zł?", czy "jestem sam w pokoju, możemy dobrze się zabawić" są na poziomie dziennym. Panie (chciałbym zaznaczyć, że w większości przypadków 40+) natomiast są bardziej przyczajone. Niektóre puszczają zalotne spojrzenia, ostentacyjnie poprawiają bieliznę, czy wypinają swoje (muszę przyznać, że niekiedy naprawdę zgrabne) dupy. Jednak są i takie, które mówią wprost o tym, że "mąż został w domu, a ja chcę dobrze się zabawić." Najbardziej przykre jest to, że na te osoby gdzieś na drugim końcu kraju czeka mąż, żona, dziecko... Ale to już mnie ch*j obchodzi. Sytuacja z życia wzięta: Zbliża się koniec imprezy dla gości, którzy przyjechali do naszego obiektu na kilkudniową konferencję. Podchodzi do mnie pan w średnim wieku i zamawia dwie butelki Jasia Wędrowniczka. Widzę, że gość jest naj***ny jak messerschmitt więc proponuję zaniesienie alkoholu do pokoju. Facet się zgadza, rzuca tylko hasło, że "będziemy czekać" i udaje się do swojego lokum. Okej, idę z butelkami do pokoju gościa, pukam, facet otwiera i na wstępie oznajmia, żebym tylko nie zwracał uwagi na to co się dzieje po czym wskazuje miejsce gdzie mogę odstawić flaszki. Chcąc nie chcąc co nie co zaobserwowałem. Widziałem w tym pokoju dwie kobiety w samej bieliźnie, tańczące, macające się wzajemnie. Ich postawa wskazywała dobitnie co zaraz będzie się działo. Chciałbym tylko dodać, że to były te same dwie panie, które kilka dobrych godzin wcześniej prowadziły szkolenia dla kilkudziesięciu osób zachowując się przy tym tak, jakby przechodziły lekcję Savoir vivre u królowej Elżbiety.
Dobra zabawa to podstawa... większości wyjazdów służbowych. ;-)

Na koniec obiecany temat wałków robionych przez kelnerów, z którymi miałem okazję pracować. Większość z Was zapewne już o nich słyszała. Chciałbym tutaj zaznaczyć, że są to historie usłyszane przez współpracowników, ja osobiście nigdy z hajsu nikogo nie opie**alałem. Dobrą okazją do zarobienia dodatkowych kilku złotych (jak dobrze to rozegrasz to wychodzi niemała sumka) są wyżej wspomniane Open Bary. Goście podchodzą i zamawiają to na co mają ochotę. Jak wiadomo w zdecydowanej większości przypadków zamówienia opierają się na wódce bądź whisky. I tutaj kelner cygan może zwęszyć okazję do sporego dorobku. Wiedząc, że wieczorem będzie impreza opierająca się na otwartym barze kelner zaopatruje się w flaszkę bądź dwie jakiejś taniej wódy - wydaje na to łącznie 40 zł. Impreza już w trakcie, goście zamawiają alkohol, wszystko przebiega pomyślnie. Kelner cygan sprzedaje na porcję (zazwyczaj tak jest, nie często ktoś korzystając z otwartego baru zamawia z bomby całą flachę) butelkę dobrej wódki. Butelka po renomowanym trunku pusta, kelner cygan radośnie przelewa do niej swój gówniany towar po czym sprzedaje oczywiście za cenę dobrej wódki. I tak tym sposobem wydając na jedną flaszkę 20 zł jest w stanie zarobić na czysto 50 zł na butelce (sprzedając na porcje of kors). Jasne, wszystko zależy od ilości gości, kelner cygan musi dobrze przemyśleć swoją taktykę żeby nie wtopić, robić wszystko z umiarem. Podobne zabiegi stosują w przypadku whisky. Załóżmy, że na imprezie Open Bar mamy 100 osób. Whisky leje się strumieniami, kelner cygan sprzedaję drina za drinem. W przypadku sprzedanej sporej ilości litrów trunku nikt nie zorientuje się, gdy kelner cygan 3, 4 czy 5 drinków nie nabiję na kasę. Jeden drink 15 zł, mnożąc to razy 5 wychodzi fajna kwota. W połączeniu ze sprzedażą gównianej flaszki kelner cygan zarabia lekko dodatkową stówkę.
Wk***ia cię nachalny klient... siedzi przy barze, pije i pie**oli coś o żonie - ty masz to w dupie. Marzysz tylko o tym aby wrócić do domu, wziąć prysznic i jebnąć się do wyra. Przy kolejnym zamówionym drinku tabasco powinno załatwić sprawę. Kilka łyków takiej mikstury i gość ma dosyć.
Historia usłyszana od mojej koleżanki z branży. Do restauracji przychodzi dwóch panów w podeszłym wieku. Zamawiają dobrą przystawkę, zupę, danie główne, deser, do tego butelkę bardzo dobrego wina, a na wieczór kilka flaszek najlepszej wódki. Oczywiście klienci upijają się w sztok. Dobijają na rachunku kwotę blisko 900 złotych. Jeden pan "po cichu" chcę zapłacić za rachunek tak, aby jego gość o niczym nie widział. Koleżanka podaje rachunek, kasuje i wydawałoby się, że na tym sprawa się kończy. Otóż nie. Drugi jegomość wpadł na ten sam pomysł, aby sprawić koledze niespodziankę i uiścić rachunek. Koleżanka orientując się, że panowie są napie**oleni, aż miło podaje drugi raz ten sam rachunek inkasując ponownie tę kwotę. Jedno 900 zł do kasy, drugie do kieszeni. Wydawałoby się, żyć nie umierać... ;)

Podkreślam, że są to historie znajomych, nie moje. Do cygana to mi daleko.

Do przypie**alających się - nie jestem mistrzem pióra, także proszę o wyrozumiałość.
To by było na tyle, pozdrawiam. ;)
Sov3reign • 2015-05-15, 14:22  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (44 piw)
Cytat:

Jeden pan "po cichu" chcę zapłacić za rachunek tak, aby jego gość o niczym nie widział. Koleżanka podaje rachunek, kasuje i wydawałoby się, że na tym sprawa się kończy. Otóż nie. Drugi jegomość wpadł na ten sam pomysł, aby sprawić koledze niespodziankę i uiścić rachunek. Koleżanka orientując się, że panowie są napie**oleni, aż miło podaje drugi raz ten sam rachunek inkasując ponownie tę kwotę. Jedno 900 zł do kasy, drugie do kieszeni. Wydawałoby się, żyć nie umierać... ;)



Koleżanka wyleci na zbity ryj z hukiem, jak tylko jeden z panów powie drugiemu, a uwierz mi, że powie, bo faceci tacy są. Żarty żartami, ale to akurat jest najzwyklejsze złodziejstwo i kurewstwo godne pogardy.
132
Pierwsza z zakładanych czterech części rozmowy z płk. Joe Kinego, który był jednym z pilotów SR-71.

Ciekawe jakie to jest pie**olnięcie przy katapultowaniu się przy tej prędkości.

Część pierwsza



Część druga




Jak autor wrzuci pozostałe części to się tutaj doklei.

Rozmowa psiapsiułek

janniezbedny23 • 2014-10-09, 17:56
305
- Coś taka wk***iona?
- Mężowi na urodziny kołowrotek kupiłam do wędki.
- No to chyba dobrze. Twój stary co weekend z kolegami na ryby jeździ. Nie spodobał mu się?
- Gorzej. Zapytał co to jest?
PoMaluchu • 2014-10-09, 18:09  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (24 piw)
Normalny wędkarz.
Był kawał jak mąż ciągle jak wraca z ryb to pełne siaty i pełne siaty.
Pewnego razu żona do niego mówi: a Ty nie mógł byś jak inni faceci jechać na ryby , naj***ć się i nic nie przywozić, bo już mam dosyć tego skrobania.

Pamiętnik przedszkola

korskidegenerat • 2014-07-01, 18:42
128
Witam.
Czytając dzisiaj "dziennik ochroniarza Piotrka" umieszczony na sadolu przypomniałem sobie zbiór wesołych opowieści, które kiedyś kiedyś znalazłem na płycie CD Action albo w jakichś plikach od kumpla (który miał internet!SZOK!).
Wiadomo że skopiowane, nie znalazłem przy szukaniu, a ch*j - wstawię.
Może ktoś się uśmiechnie.

Cytat:

Dzień I
...dzisiaj znów mama zaprowadziła mnie do przedszkola, chociaż całą drogę musiała mnie ciągnąć. Czy ci dorośli naprawdę nie mogą zrozumieć, że człowiek czasami pragnie odpocząć od tego wrzasku i ciężkiej harówki. Na przykład wczoraj przez cały dzień robiliśmy błoto na podwórku, przez co dzisiaj czułem się wykończony. Ba, ale co to kogo obchodzi. Jak się ma prawie pięć lat to już się jest poważnym człowiekiem, a starzy traktują mnie ciągle jak dzieciaka. Jak sikam w majtki to wcale nie znaczy że jestem dziecko! Po prostu czasami nie zdążę dobiec do kibla. No ale dosyć tych narzekań. Nie było ostatecznie tak źle, najpierw z młodym Gałązką rzucaliśmy klockami w dziewczyny. Ten kto trafił w głowę dostawał premię. Wygrałbym, ale te głupie dziewuchy wogóle nie znają się na sporcie: od razu poleciały na skargę do pani. Całe szczęście że zaraz szliśmy na obiad, bo w tym kącie chybabym z nudów umarł. Po obiedzie pani pokazała nam alfabet. No kurewsko zajebista sprawa. Można sobie wszystko zapisać i potem nic nie trzeba pamiętać. W praktyce jednak okazało się że wcale nie jest to takie genialne. Pani pokazała nam literę to ją sobie zapisałem, no a skoro zapisałem to mogłem ją zapomnieć, tyle tylko że jak już zapomniałem to nie wiedziałem co zapisałem. Popieprzone to wszystko...

Dzień II
..wczoraj mama znów zawiozła mnie w wózku do przedszkola.Dobra by z niej była baba,tylko ma słabe przyspieszenie pod górke.Młody gałązka się chwali,że jego mama jak się spieszy , to wyprzedza nawet rowerowców.Co tam.Gruby Artur ma jeszcze gorzej.On już musi chodzić do przedszkola piechotą.Gruby Artur jest zresztą całkiem głupi.Przez całe dnie nic nie robi ,tylko zagląda dziewczynom pod sukienki.Naprawdę nie wiem ,co w tym ciekawego.Jak kiedyś zajrzałem cioci Basi to zobaczyłem tylko majtki.,a pod nie już nie zaglądałem.Zresztą jak kiedyś wujek Boguś próbował zajrzeć to dostał od cioci po pysku.Tata mówi że jak się ludzie biją to zawsze chodzi o pieniądze. Dziwne miejsce na przechowywanie portfela . No dobra , muszę kończyć bo idzie pani,żeby zabrać mnie z kąta......

Dzień III
...i znowu siedzę w przedszkolu jak ten palant, a za oknem śliczna pogoda. Już bym tak nie narzekał, żeby chociaż pani pozwoliła nam na 5 minut wyjść, ale NIE!Wykrzyknik Na podwórku jest błoto i się utaplamy. Mnie się do tej pory zdawało że to zaleta. Mieszać błoto mogę godzinami, chyba politykiem zostanę bo ostatnio słyszałem jak ktoś mówil że cała ta polityka to niezłe błoto. Politykiem to bym chciał zostać jeszcze z jednego powodu. Mama mówiła, że oni cały dzień nic nie robią tylko pierdzą w stołek, a mają z tego kupę forsy. Jako że ostatnio moje kieszonkowe uległo nadspodziewanemu zamrożeniu z okazji wylania do kibla mamy perfum żeby z butelki zrobić psiukawkę, postanowiłem z chłopakami trochę podreperować swój budżet. Młody Gałązka przyniósł stołek, Gruby Artur i ja objedliśmy się fasolówy i umówiliśmy się u Grzesia Klapidupy. Pierdzieliśmy w ten stołek cały dzień, a jedyne cośmy zarobili, to Gruby Artur w tyłek od swojej mamy bo tak się nadął że walnął bąka z kleksem. Forsy też żadnej nie dostaliśmy, tylko Grzesio przez tydzień musiał wietrzyć pokój bo się tam wejść nie dało. To chyba jednak tylko politycy tak potrafią. My mamy jeszcze za mało wprawy. Swoją drogą to w tym sejmie musi być niezły smród, jak tyle polityków w jednym miejscu. Zresztą co jakiś czas słychać że jest jakaś śmierdząca sprawa i że rozszedł się smród. Sie chłopaki poświęcają.... No dobra, dość tego leżakowania, trzeba się trochę pobawić...

Dzień IV
Życie młodego człowieka jest naprawdę ciężkie. Zawsze można dostać w tyłek, nawet jak się jest niewinnym. Inna sprawa że trochę winny byłem, ale to był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Było to tak: tata był w pracy a mama wyszła gdzieś po zakupy. Przyszedł do mnie młody Gałązka, Gruby Artur i Maniek zwany Letkim (zupełnie nie wiem dlaczego). Bawiliśmy się w kuchni w faraona, i mieliśmy zrobić mumię. Nikt nie chciał się zgłosić więc wybraliśmy na mumię Mańka. Maniek nie protestował, bo on jeszcze nie bardzo umie mówić. Owijaliśmy go taśmą samoprzylepną, aż tu nagle, gdy już byliśmy w połowie Maniek zaczął się drzeć "mamatijakupaja". Mówił to zawsze wtedy kiedy chciał kupę, no to go zaczęliśmy rozwijać. Tyle że ta taśma jakoś nie bardzo chciała go puścić. Gałązka wymyślił, że skoro nie możemy uwolnić go całego to chociaż rozkleimy mu spodnie i zaniesiemy do kibla żeby zrobił swoje. Tyle, że jak już zdjąłem Mańkowi gacie to on nagle zaczął. Nie zdążylibyśmy go donieść do kibla więc wstawiliśmy go do zlewu. Ja złapałem za szklankę i podstawiłem ją przed niego żeby nie zasikał mamie garnków a Gruby Artur łapał klocki. No i pech chciał, że jeden mu wypadł i wleciał wprost do grochówki która stała na kuchni. Próbowaliśmy go wyłowić sitkiem do herbaty, ale się nie udało, chyba sie rozpuścił. Myślałem że to będzie najgorsze, ale nie, tata zjadł i nawet się nie skrzywił. Wkurzył się o co innego: Artur po wszystkim wytarł ręce w ścierkę. Nie wiedziałem co z nią zrobić więc wrzuciłem ją do kibla i spuściłem wodę. W tym momencie sedes zamienił się w wulkan. Chciałem go trochę przetkać, najpierw ręką, potem szczoteczką do zębów mamy, ale nic nie pomogło. No to nawrzucaliśmy tam papieru żeby nie było widać ścierki i wróciliśmy do kuchni pełni nadziei że tata i mama nic nie zauważą. Niestety, cud się nie zdarzył. Następnym razem zacznę od pochowania mamie i tacie wszystkich pasków do spodni...

Dzień V
Dziś od samego rana postanowiłem być dobrym człowiekiem. Chciałem zrobić coś dla ludzkości. Jako że najbliższa ludzkość to moja mama i tata, postanowiłem im zrobić śniadanie. Kroić chleba jeszcze nie umiem, do patelni nie dosięgam, ale coś jednak zrobić trzeba. Pogrzebałem w szafkach i znalazłem kisiel malinowy. Nie bardzo wiedziałem jak się to robi więc poleciałem do młodego Gałązki, bo ten kujon już się trochę nauczył czytać i mógł przeczytać instrukcję. Okazało się że wystarczy do kubka wsypać trzy czubate łyżki cukru i to co jest w torebce, a potem zalać wrzącą wodą. Z wodą bym sobie poradził, ale przekopałem cały dom i okazało się że nigdzie nie ma ani jednej czubatej łyżki. Inna sprawa że ja nawet nie wiem jak taka czubata łyżka wygląda, więc dałem sobie spokój. Swoją dobroć przeniosłem na obiad. Chciałem trochę pomóc mamie. Mama powiedziała że na obiad będą ryby i mogę jej pomagać obtaczać te ryby w mące. Wszystko szło super dopóki nie wrócił z pracy tata. Strasznie się gdzieś spieszył i powiedział że jeść nie będzie. To po to ja się tak dla tej ludzkości męczę? Ze złości aż mi łzy napłynęły do oczu i zakręciło mnie w nosie. Tata właśnie podszedł w swoim nowym garniturze żeby pożegnać się z mamą, a ja w tym momencie kichnąłem: prosto w talerz z mąką! Chyba pobiłem rekord szybkości w zamykaniu się w łazience, bo tato ostatnio to coś nerwowy, a jak się zdenerwuje to bardzo szybko biega. No cóż, nie opłaca się poświęcać, nikt tego nie ceni...

Dzień VI
Chyba muszę zmienić swój stosunek do Grubego Artura. Okazał się bardzo mądrym człowiekiem. Zaczęło się od tego jak młodemu Gałązce zaklinowało się gówno w tyłku. Siedział w kiblu z pół godziny i gdyby mu mama nie pomogła widelcem to chyba by tam siedział do śmierci. No właśnie, teraz już wiem jak wygląda usrana śmierć o której tyle się słyszy od dorosłych. Tak mi się wydaje że to musi być straszna choroba i dużo ludzi na nią zapada. Kiedyś jak mi się udało spinaczem otworzyć taty biurko to nawet widziałem kasetę na której chyba były sfilmowane przypadki tej choroby, bo na okładce były jakieś panie z tak porozciąganymi otworami w tyłkach, że to co Gałązka zrobił to był mały pikuś w porównaniu z tym co one musiały przejść. Nawet pamiętam nazwę łacińską tej choroby, bo była nadrukowana na kasecie: Anale Perwersjum czy jakoś tak. Co jeszcze zauważyłem na tej kasecie to to, że tym paniom poodpadały siurki. Jak powiedziałem o tym Gałązce to się trochę przestraszył, ale kolektywnie sprawdziliśmy czy jemu to grozi i okazało się że jemu trzyma się dosyć mocno. W każdym razie mieliśmy go co tydzień kontrolować. To była tajemnica, ale w jakiś sposób dowiedział się o tym Gruby Artur. Zaczął się z nas śmiać świnia jedna, i powiedział że dziewczyny bez siurków się RODZĄWykrzyknik! Zaczęliśmy mu tłumaczyć że jest głupi, bo jakby miały wtedy sikać, ale potem przypomniałem sobie że i Baśka Smalec i Jolka z jednym zębem i nawet ta ruda Mariola jak sikają do piaskownicy to kucają. Kurde frans, faktycznie z nimi coś jest nie tak. Poszliśmy z młodym Gałązką do Baśki Smalec i kategorycznie zażądaliśmy żeby pokazała nam siurka. Faktycznie, zamiast niego miała tylko jakąś szparkę. No proszę, człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera...

Dzień VII
Dzis dowiedziaiłem się o sobie bardzo niemiłej rzeczy. A wszystko przez Grzesia Klapidupę, Grubego Artura i mojego tatę, ale od początku. Dziś po obiedzie przyleciał do mnie Grzesio i zaczął mi opowiadać co mu się przytrafiło. Bawił się z chłopakami w chowanego i w nagłym przypływie geniuszu schował sie do skrzynki na piasek przed klatką, wtedy zobaczył przez szparę jak do skrzynki podeszło trzech panów w dresach, wygodnie sobie na niej usiedli i zaczęli coś popijać. Grzesio przez nich przesiedział w skrzyni trzy godziny, ale nie żałuje, bo dowiedział się bardzo ciekawych rzeczy i poznał parę fajnych przekleństw. Opowiedział mi wszystko i muszę przyznać że jedna rzecz mnie bardzo zainteresowała. Podobno każda dziewczyna ma przy sobie kakao tylko nie każdemu daje. Być może Grzesio coś przekręcił, ale jak się go dopytywałem to przysięgał że tak właśnie powiedzieli. A faceci byli na pewno bardzo mądrzy bo byli całkiem łysi, a mama mówi że jak komuś wychodzą włosy to musi być bardzo mądry. Interesowało mnie to dlatego że strasznie lubię kakao, więc jakbym je od jakiejś dziewczyny wycyganił to by było fajnie. Tyle że najwyraźniej te dziewuchy to straszne sknery. Myślałem, myślałem, aż w końcu wymyśliłem, że spytam o radę Grubego Artura. On z wszystkich chłopaków najlepiej zna się na kobietach. Gruby Artur powiedział mi, że jak chcę coś od dziewczyny to muszę być kurtularny i powiedzieć jej jakiś kontplement. Nie bardzo wiedziałem co to znaczy więc Arturo wyjaśnił że po prostu trzeba je prosić i zawsze mówić że coś mają ładne. Nie bardzo mi to pasowało, ale w końcu Gruby Artur to fachowiec; to on pierwszy odkrył że dziewczyny nie mają siurków. Pamiętając o wskazówkach przystąpiłem do działania. Akurat w pobliżu nie było żadnej innej dziewczyny jak tylko siostra młodego Gałązki. Wprawdzie jest już stara bo kończy gimnazjum, ale kiedy była młoda to była z niej całkiem niezła laska, widziałem ją na zdjęciach. Ułożyłem sobie przemowę i podszedłem do niej. Pamiętając nauki Grubego Artura powiedziałem, że słyszałem że ma ładne kakao i czy mogłaby mnie poczęstować. No i klops, nie podzieliła się, franca jedna. Jeszcze mnie tak zwymyślała, że gdybym to powtórzył to do końca życia nie obejrzałbym dobranocki. No i na koniec powiedziała że jestem zboczony: to już mnie trochę ubodło! Jak poszedłem z reklamacjami do Artura, to on stwierdził że miała rację, przecież kakao jest mdłe, jest na nim korzuch no i wogóle jest do kitu. Wtedy sobie uświadomiłem że nie znam nikogo kto lubiłby kakao. No i masz. Faktycznie jestem zboczony. Słyszałem że to można leczyć, tylko nie wiem gdzie. Postanowiłem porozmawiać z tatą: w końcu jest lekarzem i powinien wiedzieć takie rzeczy. Tyle, że jak spytałem go gdzie mogę się wyleczyć ze zboczenia, to najpierw zrobił oczy wielkie jak cycki cioci Basi, a potem posadził na stole i zaczął opowiadać jakieś koszmarne bzdety o pszczółkach i kwiatkach, o tym że jak się ludzie całują to się kochają i odwrotnie i tym podobne świństwa których aż się słuchać nie dało. Doszedłem do wniosku że tata jest bardziej zboczony niż ja, a skoro on się z tego nie leczy, a wręcz przeciwnie, jeszcze leczy innych, to i ja nie muszę się martwić. Chociaż, jeśli to dziedziczne, a tata o tym nie wie to może muszę go uświadomić? Nie wiem, muszę to sobie jeszcze przemyśleć...

Dzień VIII
...jak to na wojence ładnie gdy przedszkolak w dziurę wpadnie. Tak sobie dziś śpiewałem cały dzień bo dzisiaj bawiliśmy się w wojnę. Zebrała się cała paczka: ja, młody Gałązka, Grzesiu Klapidupa, Gruby Artur, Letki Maniek i na dokładkę parę dziewczyn. Podzieliliśmy się sprawiedliwie na dwie drużyny tzn. chłopaki kontra dziewczyny plus Letki Maniek i przystąpiliśmy do działań zaczepno obronnych. Naszą kwaterę ulokowaliśmy w garażu Grubego Artura i na początek się okopaliśmy. Okop nie był głęboki, ale w kucki można było tam się nieźle bronić. Potem przygotowaliśmy amunicję: Gruby Artur proponował kamienie, ale doszedłem do wniosku że konwencje międzynarodowe nie dopuszczają tego typu amunicji do wojen podwórkowych, więc stanęło na kulkach z błota. Następnie przygotowaliśmy broń osłonową, czyli wiaderka z suchym piachem i czekaliśmy na nieprzyjaciela. Nieprzyjaciel jak to nieprzyjaciel zjawił się niespodzianie i wcale nie w przyjacielskich zamiarach: mianowicie przyleciał tata Grubego Artura i zaczął wrzeszczeć że mamy natychmiast zasypać nasz okop, bo on nie będzie mógł wyjechać z garażu. Nie zdążyliśmy mu wytłumaczyć że wojna wymaga poświęceń bo w biegu ciężko się mówi i można sobie język przyciąć. Całe szczęście że tata Artura jest trzy razy grubszy niź Artur, więc nas nie dogonił. Tym razem okopaliśmy się w piaskownicy. Na atak nieprzyjaciela nie trzeba było długo czekać, dziewczyny wyskoczyły z wrzaskiem z pobliskich krzaków i zaczęły nas obrzucać grudkami ziemi. Pierwszy atak odparliśmy bez problemów, ale okazało się że nasze kulki błota wyschły i ciężko je rzucać rękami; potrzebowaliśmy jakiejś wyrzutni. Gruby Artur wpadł na pomysł i za chwilę przybiegł z biustonoszem swojej mamy. W tym momencie nasze szanse wzrosły niepomiernie, bo mama Artura ma taki kaliber że można strzelać nawet arbuzami. Oddział Letkiego Mańka doszedł do wniosku że frontalnym atakiem nic nie wskóra i zaczął uciekać się do podstępów. Broniliśmy się dzielnie dopóki do naszych okopów nie wpadły skarpetki taty Letkiego Mańka. Wtedy wysłaliśmy lampamentariusza w osobie Grzesia Klapidupy żeby podpisać pakt o zakazie używania broni chemicznej. Przy okazji podpisał też pakt o zakazie używania broni biologicznej (dziewczyny miały cały słoik mrówek) jak i atomowej (Baśka Smalec wyciągnęła ze śmietnika pieluchy swojej młodszej siostry). Grzesio podpisałby pewnie jeszcze parę paktów bo jako jedyny z nas umie coś napisać, ale niestety wichry dziejowe w osobie mojej mamy zadecydowały inaczej tzn. zawołały mnie na obiad. Na wojnie to się ma apetyt....

Dzień IX
...kto by pomyślał że w przedszkolu można się dowiedzieć czegoś ciekawego!?! Dziś nasza pani przyprowadziła jakiegoś pana który zaczął nam opowiadać o nauce. Wprawdzie dużo nie skorzystałem, ale między jednym a drugim staniem w kącie usłyszałem że nauka ma męczenników. I to że oni są bardzo sławni i wszyscy o nich mówią z szacunkiem i za to że się tak męczą dla tej nauki to potem wszyscy są im wdzięczni. Jak tak patrzę na swojego brata to on też jest męczennik, bo tak się codziennie męczy nad lekcjami, ale niedoczekanie jego żebym zaczął o nim mówić z szacunkiem. Podzieliłem się swoimi przemyśleniami z tatą, a on mi wytłumaczył że to nie do końca tak. Męczennik to taki który cierpi za pokazywanie swojej wiedzy. No to też mam kandydata. Kiedyś Grzesiu Klapidupa chciał pokazać że już umie pisać, więc napisał mazakiem na szafie DUPA, męczennikiem okazał się chwilę potem, bo mazak okazał się niezmywalny. Niestety znowu coś źle zrozumiałem bo mama omal nie padła na zawał ze śmiechu jak usłyszała że mówię do Grzesia "proszę pana Klapidupy". Okazało się że męczennikiem można też zostać kiedy poświęca się swoje zdrowie lub życie dla eksperymentu. No to zaraz przypomniało mi się jak młody Gałązka poświęcił się dla dla sprawdzenia czy kotu jest przyjemnie na karuzeli. Jego poświęcenie się polegało na tym, że dostał od ojca pasem kiedy ten wszedł do kuchni i zobaczył kota w mikrofalówce. Ale kot był wniebowzięty bo jeszcze przez jakiś czas miałczał i skakał z radości jak głupi. W każdym razie eksperyment się powiódł. Tyle że tata mówi że to też nie wystarczyło żeby zostać męczennikiem. Kurde frans, czy wszystko co ci dorośli robią i mówią musi być takie skomplikowane. Mam nadzieję nie dorosnę zbyt szybko...

Dzień X
Ale numer! W zyciu nie myślałem że w przedszkolu może być tak ciekawie! Ale po kolei. Dziś jak tylko mama przyciągnęła mnie do przedszkola, pani ogłosiła że zabiera nas na wycieczkę. I to żeby było jeszcze straszniej ta wycieczka miała być na wieś do jakiegoś gospodarstwa, żebyśmy sobie pooglądali jak wyglądają żywe zwierzęta. To już nie można było iść do zoo? Tam jest znacznie bezpieczniej bo te zwierzaki stoją w klatkach, a nie łażą po łące bez żadnego nadzoru. No ale skoro to pani decyzja to trudno. Wsiedliśmy do pociągu i po godzinie byliśmy na miejscu. No kto by się spodziewał że ta wieś jest aż tak daleko za miastem. No ale do rzeczy. My ustawiliśmy się w parach na łące a pani poleciała porozmawiać z szefem tego całego bałaganu który nazywał się pan Rolnik. Na odchodne powiedziała że możemy podejść pooglądać sobie krówki. Podeszliśmy, i zamarliśmy z przerażenia - tam nie było ani jednej krowy, same byki, a co gorsza prawie każdy z nas miał na sobie coś czerwonego. Szybko zaczęliśmy zdejmować wszystkie czerwone rzeczy: skarpetki, koszulki i tak dalej. W końcu co niektórzy nie bardzo już mieli co zdjąć, bo okazało się że Baśka Smalec wszystko ma czerwone, łącznie z majtkami. Był jeszcze jeden problem z Grubym Arturem, bo jemu było gorąco, a jak jest mu gorąco to ma całą czerwoną gębę. Na szczęście Grzesio znalazł jakiś kubełek który założyliśmy Arturowi na głowę i poczuliśmy się trochę bezpieczniej. Po chwili wróciła pani i oczywiście zaczęła wrzeszczeć że mamy się ubierać z powrotem. Po naszych gorących protestach wyszło na jaw, że nie tylko byki mają rogi, krowy też. Trochę się uspokoiliśmy, ale dla pewności puściliśmy Kaśkę przodem, a Grubego Artura nie czyściliśmy zbyt mocno (ten kubełek był po węglu). Mimo wszystko te krowy tak się dziwnie na nas spod byka patrzyły. Po tej przygodzie przeszliśmy sobie do mieszkania z krowami które nazywało się obora. Tam dowiedzieliśmy się mnóstwa pożytecznych rzeczy: po pierwsze, że krowa nie daje mleka jak się ją pompuje za ogon, po drugie że to co wtedy ta krowa daje to wcale nie jest mleko, po trzecie, że tego co ta krowa wtedy daje nie powinno się pić bo się potem strasznie nieprzyjemnie odbija, i po czwarte że jak już krowa skończy dawać to coś to trzeba się szybko odsunąć i nie zaglądać pod ogon bo się będzie, jak Gruby Artur, cały dzień śmierdziało krowią kupą. Przy okazji dowiedzieliśmy się że świnie jedzą wszystko, łącznie z moim workiem na kapcie, i że krowy na łące zostawiają miny poślizgowe (Mariolka nawet na jedną trafiła). Dowiedzielibyśmy się pewnie znacznie więcej, ale najpierw pani zabroniła nam szukać gdzie w kurze siedzą jajka, a potem przyleciała pani Rolnikowa i zaczęła krzyczeć że ją w oborze jakieś demony atakują. Na szczęście nie były to demony, tylko Letki Maniek wlazł w bańkę po mleku i krzyczał że nie może się wydostać, a że pani Rolnikowa nie zna tego narzecza to myślała że to diabeł. Trzeba było zabrać bańkę z Mańkiem do warsztatu mechanicznego, żeby ją porozcinali, a my wrociliśmy do przedszkola. Jednak na wsi nie jest tak strasznie. Nikt nie zginął.

Dzień XI
...jak ciężko człowiekowi w wieku przedszkolnym rozwijać swój talent. Wczoraj naprzykład wymyśliliśmy że założymy zespół. Jeszcze nie bardzo wiedzieliśmy kto na czym będzie grał, ale to ustali się później. Największy problem był z nazwą. Za żadne skarby świata nic nie przychodziło nam do głowy. W końcu Grzesiu Klapidupa stwierdził że pamiętał jakąś fajną nazwę, ale właśnie uciekła mu z głowy. Domyśliliśmy się że daleko uciec nie mogła, więc powiesiliśmy Grzesia za nogi na wieszaku żeby mu wróciła. Niestety natychmiast zalał go taki tłok uciekniętych wcześniej myśli, że aż poszła mu krew z nosa. Kiedy już wróciła mu przytomność powiedział że sobie przypomniał: mieliśmy się nazwać NECROCANIBALISTIC VOMITORIUM *). Nazwa była bardzo fajna, ale okazało się że Grześ przeczytał ją w jakimś komiksie, i że taki zespół już był. No to klapa, wymyślamy coś innego. Ja wymyśliłem KARTOFEL BOFEL ale chłopaki powiedzieli że to głupia nazwa. W końcu pomogła nam siostra Gałązki: od tej pory naszą oficjalną nazwą było FAT ARTURUM AND LIGHT MANIECK. Zupełnie nie wiem co to znaczy, bo to po jakiemuś murzyńsku, ale bardzo fajnie brzmi. Potem zaczęliśmy przydzielać sobie instrumenty. Gruby Artur wziął perkusję, ja cymbałki, Gałązka gitarę swojej siostry a Letkiego Mańka daliśmy na wokal, bo jak śpiewał to brzmiało to mniej więcej tak jak te zagraniczne zespoły. Natychmiast zaczęliśmy nagrywać kasetę demo i pewnie nasza piosenka pod tytułem "zjedz swojego jeża" stałaby się przebojem, ale przyleciała sąsiadka i zaczęła opierniczać mamę że u nas jest taki hałas że jej mąż nie słyszy własnej wiertarki. No to mama zabrała nam perkusję, magnetofon i jeszcze nas ochrzaniła za pogięte garnki bo Artur strasznie mocno uderzał. Ciekaw jestem co powie siostra Gałązki jak zobaczy że została jej tylko jedna struna w gitarze. I miej tu człowieku talent....
--------------------------------------------------------------------------------
*) komiks nazywał się "Wilq" - polecam

Dzień XII
Ale jaja, niech ja skonam! Gruby Artur się zakochał. I to w kim, w tej rudej Marioli! Muszę przyznać że na początku to mieliśmy z niego niezłą nabitkę, ale później zaczęliśmy chłopakowi współczuć, chodził smętny, nie bawił się, nie mieszał z nami błota, no po prostu cień człowieka (dosyć duży cień zresztą). W końcu postanowiliśmy chłopakowi pomóc! Najpierw staraliśmy się go uzdrowić: tłumaczyliśmy jak komu dobremu, że dziewczyny są głupie, nie umieją się bawić a co gorsza jak się takiej spodobasz to bedziesz się musiał z nią ożenić i całować, normalnie ohyda. A do tego jeszcze dziewczyny są takie że chcą mieć dzieci. Ale Artur powiedział że ożenić się może, całować się nie zamierza, bo to facet rządzi w domu, a do roli rodzica jest już gotowy. No trudno jego problem. No to zaczęliśmy myśleć co zrobić żeby Mariola chociaż na niego popatrzyła. A jak na złość to jej chyba okulary bardzo zmętniały bo patrzyła i rozmawiała ze wszystkimi, tylko nie z Arturem chociaż to zawsze jego najbardziej widać. Zamontowaliśmy mu nawet żarówkę na czapce, ale to nic nie pomogło, Mariola zawsze patrzyła się w inną stronę. Jak już zawiodły wszystkie sposoby, to poszliśmy po poradę do starszych. Najpierw siostra młodego Gałązki tłumaczyła nam że jak chce się poderwać dziewczynę to trzeba być Romanem Tycznym, kupować kwiatki i chodzić do kina. Do kina to Artur jeszcze by poszedł, ale kupować kwiatki? Jakby na klombach mało tego sadzili. A już zmiana nazwiska i imienia zupełnie nie wchodzi w grę. No cóż, tym razem poszliśmy do dużego Freda żeby nam coś poradził. On powiedział że po primo trza mieć gadkie, po sekundo fulkasy, a po tercjo to trza sie myć bo jak spod napleta jedzie to żadna laska pały nie wymlaska. Zupełnie nie wiedzieliśmy co to znaczy, ale na wszelki wypadek umyliśmy Artura bardzo dokładnie. Potem mieliśmy problem z gadką, bo Artur jakoś dziwnie się przy Marioli zapowietrzał, więc wymyśliliśmy że weźmiemy Grzesia, zapakujemy do torby i to on będzie mówił a Gruby Artur tylko ruszał ustami, a w tej torbie niby będą te fulkasy. Potem daliśmy mu swoje kieszonkowe żeby mógł iść do kina i pomogliśmy zanieść torbę z Grzesiem pod drzwi Marioli. Zadzwoniliśmy i szybko uciekliśmy. Potem się okazało, że Artur przeżarł całą naszą kasę na lodach i się od tego rozchorował, a Mariola nie wiedzieć czemu lata teraz cały czas za Grzesiem Klapidupą i biedny Grzesio boi się wyjść z domu. Ach ta miłość to niebezpieczna rzecz...

oglądacz • 2014-07-01, 20:58  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (41 piw)
Nie wiem o czym jest ten tekst, bo był zbyt długi. Ale, tak zgadzam się, obalmy Tuska :P

Opowieści z murzynowa [historyjki]

dnr • 2013-08-10, 15:50
404
Witam i przedstawiam kolejną porcję opowieści z planety małp. Tym razem próbuję pokazać wam, jak rodzi się niechęć do czarnych.



Cytat:

Był rok 1997. Ekipa budowlańców była w pewnym magazynie. Majster popełnił matkę wszystkich błędów - zatrudnił murzyna do pracy na wysokościach. Było tam już kilka szympansów, ale tylko ten jeden musiał się gdziekolwiek wspinać. Zasada była taka, że przed poruszaniem się, należy zahaczyć się o linkę bezpieczeństwa, i dopiero wtedy można iść. Był to zbyt trudny koncept dla Jamala. Odpiął się, zaczął poruszać, poślizgnął i złapał linkę gołymi rękoma. Ten murzyn wisi teraz kilkanaście metrów nad ziemią i wyje w niebogłosy. Inni robotnicy zbierają się, żeby go ściągnąć, ale to zajmuje trochę czasu (plus nie byli oni w WIELKIM pośpiechu).Wszyscy krzyczą, aby murzyn wpiął się z powrotem na linkę. Odpowiedz negroida? Więcej krzyku.
Jamal odbywa swoją ostatnią podróż, krzycząc jak mała suka przez całą drogę, i ląduje na czubku głowy. Ten j***ny arbuz rozj***ł się na 2 równe części, cały mózg i oczy wypadły mu z czaszki! Tego dnia, nikt się z tego nie śmiał, ale wkrótce, jeśli był jakiś murzyn którego budowlańcy chcieli się pozbyć, dawali go do pracy na wysokościach i natychmiast się zwalniał. Te murzyny boją się wysokości jak wody, przez całą budowę nawet jeden nie zbliżył się do miejsca upadku Jamala. Cośtam o śmierci będącej w tym miejscu. Lol!.



Cytat:

Na moim pierwszym roku w Cal State Northridge, moje wykłady z angielskiego odbywały się w departamencie studiów afrykańskich. Niezaskakująco, większość studentów była czarna, włącznie z profesorem. Zamieszki w LA miały miejsce w tym roku, i wkrótce potem profesor pytał studentów o ich myśli na ten temat. Jeden po jednym, ci studenci nie tylko przyznali się do uczestnictwa w zamieszkach, ale nawet żartowali z tego i pokazywali swoje nowe skórzane kurtki i odtwarzacze CD które ukradli. A profesor (który, przy okazji mówiąc, dostał jakąś nagrodę za wybitne nauczanie kilka lat temu) uśmiechał się i kiwał głową z aprobatą. Myślałbym, że ten filar społeczeństwa próbowałby wmówić tym murzynom trochę moralności i przyzwoitości...

Po zajęciach, pogadałem z nim prywatnie. Jestem Azjatą i wspomniałem, że te zamieszki cofnęły obraz Afro-Amerykanów o dekady. On się zgodził. Zabawne, bo przed chwilą zgadzał się także ze studentami pokazującymi mu swój loot.

Pewnie Cal State to nie Harvard, ale to jednak byli studenci, nie jakieś podwórkowe obwiesie czy gangsterzy. Jeśli nawet wykształcona część waszej rasy to szumowiny, wygląda to raczej kiepsko dla reszty.



Cytat:

Wychowano mnie w duchu równości bez względu na kolor skóry. Tak samo wychowywałem swoje dziecko. murzyn to bardziej styl życia niż cokolwiek innego, ale niestety muszę powiedzieć, że rasiści mają dużo racji. Mam 11letniego chłopca w 6 klasie. Moja szkoła została pozwana przez czarnych kilak lat temu i teraz mój syn jest jedynym białym w klasie. Jego NAUCZYCIELE, czarni i biali, mówią getto slangiem w klasie! Zapytałem ich o co chodzi, i powiedzieli, że muszą być na poziomie uczniów żeby nauczać. CO k***A?? Czy nauczyciel nie ma po prostu nauczać? Tak więc mój syn mówi okropnym slangiem który muszę cały czas poprawiać. Zostałem nazwany białasem, białym diabłem itd. i muszę mu tłumaczyć że jego koledzy to ignoranci bez wartości. Mój syn nie rozumie dlaczego jest wyzywany, a kiedy oddał komuś po TYGODNIACH dokuczania, CZARNY dyrektor zawiesił go w prawach ucznia i dzieciaki dręczące go dostały od mojego syna przeprosiny i żadnej kary.
Dlatego właśnie wiem już, dlaczego ludzie nie lubią murzynów. Są to najwięksi rasiści i wyzyskiwacze w historii.



Cytat:

Byłem na spacerze. Usłyszałem za sobą jakieś czarne głosy. Postanowiłem nie odwracać się, aby ich nie prowokować.
To co było potem znam tylko z relacji świadka. Stado 4 murzynów podeszło do mnie z tyłu i przyj***ło mi w łeb gazrurką. Potem zaczęli mnie kopać po głowie i twarzy. Moja twarzy była potem kompletnie czarna i niebieska. Nie miałem nawet zadrapania poza obszarem głowy.
Te j***ne murzyny zaczęły kopać mnie po głowie bez żadnego powodu. Jedyna analogia o której potrafię pomyśleć, to zwierzęta domowe, którym czasem coś odpie**ala i zabijają niemowlaka. To zupełnie jak te murzyny, biegają w okolicy wydając dzikie dźwięki, i od czasu do czasu po prostu szaleją. Ich dziki instynkt się załączył. Jedyne rozwiązanie o jakim mogę pomyśleć, to uśpienie tych murzynów, tak samo, jak usypia się psa gryzącego ludzi.




Cytat:

Dawno temu, siedziałem koło czarnuszki edytującej dokument w Wordzie. Jeśli musiała wsadzić jakieś słowo w środku zdania, postępowała zgodnie ze swoją autorską procedurą:

1. Policz ile liter musi być wsadzone, np. 90
2. Włącz insert.
3. Naciśnij spację te 90 razy.
4. Wyłącz insert.
5. Pisz w wolnym miejscu.

Kiedy chciałem jej pomóc, zostałem zwyzywany od rasistów, w końcu ona jest inteligentna i wie co robi...

Innym razem kiedy chciała coś wsadzić w środku dokumentu, kasowała wszystko, wpisywała poprawkę, a potem przepisywała resztę na nowo. j***ne murzyny. Your tax dollars at work...



Cytat:

Pewnego razu jechałem sobie spokojnie, i ten gówniany murzynomobil wrył się przede mnie. Trąbiłem, ale byłem ignorowany. Zauważyłem i zapisałem numer telefonu na tylnej szybie.
Po powrocie do biura, zdecydowałem się zadzwonić. Kiedy koleś odebrał, krzyknąłem: Jesteś j***nym murzynem!, i rozłączyłem się.
Zanotowałem jego numer jako "głupi murzyn".
Co kilak tygodni, kiedy miałem zły dzień, powtarzałem ten numer. Zawsze poprawiało mi to humor.
Niestety potem identyfikacja numerów została wprowadzona, musiałem przestać dzwonić do murzyna. Ale miałem pewien pomysł. Zadzwoniłem, przedstawiając się jako konsultant firmy telekomunikacyjnej, pytając, czy murzyn jest zainteresowany identyfikacją numerów. On odkrzyknął nie, i rozłączył się. Zaraz potem oddzwoniłem i powiedziałem: To dlatego, że jesteś głupim j***nym murzynem!
3 miesiące później, czekałem na miejsce parkingowe, z którego wyjeżdżała jakaś babcia. Naczekałem się z 10 minut, po czym chwilę przed wjazdem odciął mnie czarny kadilak, i ukradł moje miejsce. Tak nie można! krzyknąłem. murzyn z murzynowozu zignorował mnie i poszedł na zakupy. Pomyślałem, następny j***ny murzyn, w ch*j ich dużo na tym świecie. Wtedy zauważyłem naklejkę " na sprzedaż" na aucie.
Zanotowałem numer. Kilka dni potem, dzwonie do mojego starego murzyna w zwyczajowej sprawie. Zauważam nowy numer do kadilaka. Dzwonię. Czy to facet z czarnym kadialkiem, pytam. Tak. Gdzie mogę go obejrzeć? Na ulicy West 34, to żółty dom. Jak się nazywasz, pytam. Leroy Johnson. Kiedy mogę cie zastać, Leroy? Wieczorem. Słuchaj Leroy, mogę ci coś powiedzieć? Jasne... Leroy, jesteś j***nym murzynem!!
Moje życie się poprawiło. Teraz miałem 2 murzynów do dzwonienia. Ale z biegiem czasu znudziło mi się to zajęcie. Obmyśliłem pewien plan. Dzwonie do murzyna numer 1.
Jesteś j***nym murzynem!! mówię, ale nie rozłączam się. Przestań dzwonić, słyszę. Odpowiadam, zmuś mnie!. Mówię, że nazywam się Leroy Johnson i mieszkam na West 34. Idę po ciebie, Leroy, odpowiada mój murzyn. Bardzo się boję, mała suko, odpowiadam i rozłączam się.
Czas na dupka numer 2. Dzwonię, cześć murzynu!. Jeśli cie kiedyś znajdę... grozi mi małpa. To co? To skopię ci dupę. No to masz szanse, odpowiadam, właśnie do ciebie idę.
Pozostaje mi tylko zadzwonić na policję, mówiąc, że mam zamiar zabić swojego gejowskiego kochanka na West 34. Szybki telefon do Kanału 13 z informacją o wojnie gangów na West 34.
Potem wsiadłem w auto i sam tam pojechałem. Widok 2 kopiących się murzynów na tle 6 samochodów policji i z helikopterem wiadomości nad głową- bezcenny.




Nie jestem rasistą, a murzyny to podzbiór czarnych. Opinie osób w historiach są ich własnymi, ja jestem tylko tłumaczem.


Jeśli się spodoba, wrzucę więcej w komentarzach.

Część pierwsza --->
Opowieści z murzynowa

Jak rozpoznać murzyna? Jak być murzynem: poradnik
dnr • 2013-08-27, 17:19  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (343 piw)
Powracam z kolejną porcją opowieści. Wiem, że na to czekaliście.






Cytat:


To było w 1977, kiedy byłem w liceum i zależało mi tylko na najebywaniu się w każdy weekend.
Mój kolega miał farmę, wielką stodołę na zadupiu, idealne miejsce dla nieletnich do picia. Siedzimy tam wszyscy i chlejemy. Było nas 5 białych i 2 czarnych. Ten murzyn Daryn był strasznie naj***ny i napie**alał o tym ile to cipek nie miał. Złożyliśmy się wszyscy i założyliśmy się z Darynem, że nie wyr*cha krowy w pobliskiej zagrodzie. Daryn, znany z bycia ociężałym umysłowo, zaczyna stawiać bańkę na mleko za krową i staje na niej. Poj***ny murzyn wyciąga ku*asa i wsadza go w krowę! Daryn balansuje sobie na tej bańce r*chając krowią c*pkę, krowa muczy spokojnie i spogląda czasem do tyłu. W końcu krówka zesrała się, gówno spłynęło po Darynie, wpadło mu do spodni i majtek, a cała kupka utworzyła się wokół jego kostek - wszyscy tarzamy się po ziemi ze śmiechu. On wk***ia się, zatacza do auta i odjeżdża. Oczywiście następnego ranka cała szkoła znała tą historię. Tępy murzyn nie może przejść 10 metrów w szkole bez kogoś muczącego na niego. Napisałem nawet 'Ride 'em Cowboy!' w jego księdze absolwentów. Niech murzyn lepiej się cieszy, że nikt nie miał wtedy kamer.

Co najzabawniejsze, jest on teraz księdzem Baptystów koło Houston!



Cytat:


To z dawnych czasów mojego liceum. Było tam dużo kurew oddających się murzynom, lub chcącym tego, ale powstrzymującym się tak długo jak mieszkają z mamą i tatą. Ta jedna dziewczyna miała wielki talent i ambicje, dziś jest niezbyt dumną samotną matką 3 czarnuszków w wieku 9,6 i 4 lat o ile się nie mylę. Oczywiście, każdy z innego ojca, a każdy ojciec sp***olił w siną dal. Ma ona ch*jową pracę, co wskazuje na to że nigdy nie skończyła studiów przez jej chęć pieprzenia murzynów. Morał z tego taki, że jeśli nie dopadnie cię AIDS, to zrobi to twoja własna głupota.

Od redaktora:
Znałem kiedyś kogoś kogo biała córka identyfikowała się z murzynami, oglądała MTV,BET i zapraszała ciągle małpy do domu.
To wk***iało mojego kumpla ale obawiając się oskarżeń o rasizm nie nauczył nigdy córki prawdy o czarnych.
W jej ostatnim roku w szkole zaszła z, zgadliście, czarnym knurem.
Knur sp***olił do innej części kraju a głupia biała dziewczyna zdecydowała: 1) nie mieć aborcji, 2) zatrzymać czarnuszka!

Dalej jest gorzej, znacznie gorzej.
Dziewczyna wysrała tego czarnuszka, ale wciąż parzyła się z murzynami. Pewnej nocy paczka czarnych namówiła ją na przekroczenie granicy stanowej prowadząc ich murzynowóz. Oczywiście, pytający 'bracia' nie wspomnieli że wóz jest naładowany narkotykami, i oczywiście kradziony.
Złapali ją przekraczającą granicę stanową (przestępstwo federalne) i WSZYSCY jej czarni koledzy, co do jednego, przysięgli że jej nie znają. Jej czarne dziecko poszło do sierocińca a ona do paki. Minimum 6 lat , wyjdzie w wieku 26 lat. k***a! Powiedzcie swoim dzieciom że NIC dobrego nigdy nie wynika z zadawania się z murzynami. Powiedzcie im teraz i powtarzajcie często.



Cytat:


Mieliśmy wizyty szkolne w bibliotece gdzie pracuję. Oczywiście, 90% z nich to czarni, a nauczyciele to lewaki pozwalające im robić cokolwiek zechcą. Najwyraźniej pozwala im się zachowywać jak zwierzęta w szkole, ale takie coś nie przystoi w publicznej bibliotece. Kilka dzieciaków odrabiało swoje prace, ale większość po prostu się opieprzała, gadając bardzo głośno, krzycząc, śmiejąc się, jedząc i pijąc, zaplatając sobie ohydne włosy, niektórzy całowali się, gadali przez telefon itp. - jak na imprezie. Wiele razy prosiłem ich o ciche zachowanie i zostałem zwyzywany.Nauczyciele nie robili absolutnie nic aby utrzymać ich w ryzach. Musieliśmy nawet schować niektóre materiały aby nie zostały ukradzione, ale coś we mnie pękło dopiero, kiedy jeden z nich używał maszyny której nie wolno było dotykać (było wyraźnie napisane), i kiedy zapytałem go o to, powiedział , że nie wiedział o tym. Cóż, gadaliśmy o tym przez 3 dni, więc mówię - jest tu znak na maszynie - nie przeczytałeś? murzyny od razu zrywają się i biegną poskarżyć nauczycielowi, że powiedziałem im że nie potrafią czytać (rodzice musieli dobrze ich wyszkolić jak grać kartą rasową i oskarżać białych). Nauczyciel prawi mi cały lewacki wykład o tym, jak to stara się pomóc tym biednym dzieciom (jasne, poprzez nauczanie złych nawyków i pozwalanie na zezwierzęcenie) i że ja jestem nieprofesjonalny. Została na mnie złożona skarga i wyleciałem z roboty - za próbę utrzymania porządku w bibliotece, co BYŁO moją robotą. TO wszystko przez zgraję antyspołecznych czarnych śmieci i ich lewackiego nauczyciela.



Cytat:


Witam, jestem przeciętnym tępicielem murzynów z Afryki Południowej, kiedyś pięknego kraju, teraz zniszczonego przez murzyny, lub, jak my ich nazywamy, kaffirów.

Wjeżdżałem na swój podjazd po zrobieniu zakupów, kiedy brama zaczęła nawalać jak zwykle. Więc wysiadam z wozu po wyłączeniu silnika. Idę w stronę bramy, i słyszę podejrzany dźwięk za mną, coś jak biegnący człowiek. Nie muszę chyba mówić że odwróciłem się wyciągając mojego Glocka i zobaczyłem ten ciemny kształt biegnąc do mnie. Oślepiony światłami auta, nie widziałem napastnika za dobrze ale i tak wystrzeliłem, co okazało się bardzo mądre. Nie wiem nawet kiedy, ale murzyn zdążył postrzelić mnie w łydkę. Sama małpa była na ziemi, czołgająca i trzymająca się za brzuch. Zabrałem mu spluwę, krzycząc: j***ny kaffirze, leż na ziemi albo cię zajebę. On niestety przeżył i oczywiście pozwał mnie o próbę zabójstwa, co było straszną stratą czasu.




Cytat:


Historia od kolegi policjanta, przezabawna.

Policja otrzymała zawiadomienie o zakłócaniu spokoju w jakiejś gównodziurze, getcie San Jose. Gliny przyjeżdżają na miejsce by zobaczyć tą czarną górę tłuszczu- kobietę napie**alającą swojego suchego, chudego męża. Kontynuuje bicie starego murzyna nawet kiedy policjanci weszli do domu. Jeden z oficerów jest wystarczająco odważny (lub głupi, zależy jak na to spojrzeć) aby spróbować ich rozdzielić, kiedy wchodzi między nich, suka łapie nóż i dźga policjanta w klatę. Głupia suka nie wiedziała że policja nosi kamizelki kevlarowe na takie właśnie okoliczności, więc kiedy zobaczyła nóż wbity w klatkę policjanta, podczas gdy on nic sobie z tego nie robił, była w niezłym szoku.

Oczy babska dosłownie wystają z jej czaszki kiedy gapi się na nóż i na twarz gliniarza na przemian.
Wtedy z całą powagą pyta: " Jesteś Supermanem??"





Nie jestem rasistą, a murzyny to podzbiór czarnych. Opinie osób w historiach są ich własnymi, ja jestem tylko tłumaczem.

Część druga --->
Opowieści z murzynowa 2

Jak rozpoznać murzyna? Jak być murzynem: poradnik

Opowieści z murzynowa

dnr • 2013-08-09, 18:26
348
Witam, przedstawiam porcję opowieści o murzynach od kolegów zza oceanu, którzy, w przeciwieństwie do polskich rasistów, mają jakikolwiek kontakt z czarnymi :)



Cytat:

Kiedy pracowałem na kasie, pewna czarna kobieta zdała mi pytanie i nie spodobała się jej moja odpowiedź. Zaczęła się na mnie wydzierać i krzyczeć, że jej pieniądze "mówią same za siebie". Odpowiedziałem, że jej kartki żywnościowe ch*ja mi mówią. Tak, zwolnili mnie, ale było warto. murzyny myślą, że kartki żywnościowe to prawdziwa kasa, jednak zazwyczaj sprzedają je za połowę ceny, aby nabyć alkohol i narkotyki.



Cytat:

Od kolegi gliniarza.
Był z młodym kolegą na zgłoszeniu zakłócenia spokoju. Wchodzi do tej rudery i w środku widzi zwyczajowe 20 murzynów, mamuśki, cioteczki, i 35-letnią praprababcię, wszyscy stłoczeni na 20 m^2 gównodziury pokrytej odchodami zwierząt.W każdym razie, czternastolatka zaczyna rodzić i wysrywa następnego przestępcę. j***ne łożysko wystrzeliwuje z jej plugawego łona na podłogę. Ja pie**olę... Ale to nie koniec. j***ny pies podchodzi do łożyska i zaczyna je wpie**alać. Czarna 35letnia praprababka widzi to i wymiotuje. Kiedy to robi, cholerna zielono-brunatna proteza zębów wypada jej z pyska wprost w kałużę wymiocin na podłodze. Młody gliniarz zemdlał na miejscu.



Cytat:

Od znajomego nauczyciela.
Uczyłem w tej "czarnej" publicznej szkole kilak lat temu. Był tam pewien 17-letni murzyn, co za dupek z niego był. Zawszy przychodził do szkoły na cracku(odmiana kokainy dla murzynów), wywracał ławki, gadał w murzynobełkocie. Pewnego ranka oznajmił całej klasie, że puści najgłośniejszego bąka na świecie. Stanął na środku, wypiął się, skupił, i brązowa plama zaczęła się formować na tyle jego bielutkich spodni. murzyn złapał się za dupę i wybiegł ze szkoły. Cała klasa tarzała się ze śmiechu, zatykając w tym samym czasie nosy. Co najlepsze, kiedy inne klasy pytały się o dziwny zapach, mówiłem im dokładnie co się stało. I wiecie co? Nigdy nie zobaczyłem już tego murzyna na oczy. Widocznie rzucił szkołę.



Cytat:

Dziadkowie jednego kolegi żyją w "czarnym" sąsiedztwie. Pewnego dnia czarny ksiądz przyszedł do nich i zaczął prawić kazania. Pozwolili mu się wygadać, po czym on zapytał ich, co sądzą o morderstwach czarnych przez czarnych. Dziadek z grobową miną mówi: "Myślę, że są świetne". Nie zobaczyli już więcej tego kolesia :)






Cytat:

Historia od brata.
Pracuje on dla wytwórcy urządzeń domowych. Sklep miał kierowcę-negroida, który codziennie przybywał w garniturze pod krawatem, po czym przebierał się w robocze ciuchy do roboty. Pod koniec dnia przebierał się z powrotem. Po pewnym czasie ktoś go zapytał o co chodzi, myśleli, że może ma drugą robotę. murzyn odparł, że chce aby jego sąsiedzi myśleli, że ma pracę wymagającą garnituru, a nie jest tylko kierowcą. Głupi murzyn robił to wszystko tylko po to, aby wydawał się być bogatszy niż w rzeczywistości! Innym razem, murzyn jeździł razem z innym kierowcą, białym. Było bardzo gorąco, więc jeździli z opuszczonymi szybami, lecz murzyn nagle je zamknął. Biały zapytał go co mu odj***ło, a murzyn na to, że przejeżdżają przez dzielnicę, gdzie mieszka kilku jego kumpli, i nie mogą oni wiedzieć, że nie ma klimy w aucie. Jeśli zamknie szyby, wydaje się, że klima jest. Biały protestował ale na darmo... Przypomina mi to zasiłkowych murzynów w markowych dresach, fałszywych złotych łańcuchach i air jordanach... muszą wyglądać DOBRZE, nawet, jeśli są w ch*j biedni.




Cytat:

Mój kolega jest gliniarzem. Jest też imprezowiczem, i odmawia bycia hipokrytą i przeszkadzania innym imprezowiczom. Pewnego razu przybywa na miejsce wypadku, gdzie murzynowóz wj***ł się na słup linii wysokiego napięcia. Bez żartów, wóz był pod kątem 90 stopni do ziemi, z murzynem wiszącym w powietrzu. Kolega pomógł wydostać się kierowcy. Zauważył, że jebie gównem. murzyn spił się jak małpa, zesrał i zeszczał pod siebie. Kolega aresztował go za jazdę pod wpływem, zgadnijcie jaka była obrona negroida? "Yooz a man...Eyezz a man...C'mon" (" Ja być facet, ty być facet, daj spokój"). Ta fraza żyje dalej na posterunku po 15 latach. Był to jedyny areszt kumpla za jazdę na gazie przez te 15 lat.



Nie jestem rasistą, a murzyny to podzbiór czarnych. Opinie osób w historiach są ich własnymi, ja jestem tylko tłumaczem.


Jeśli się spodoba, wrzucę więcej w komentarzach.
dnr • 2013-08-09, 19:24  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (118 piw)
Jako że nie mam życia poza sadisticiem, to napie**alam:

Cytat:

murzyny, nie da się ich nie nienawidzić!

Weż 5 murzynów podwórkowych gangsterów w Fordze Escorcie, 2 z przodu i 3 z tyłu, daj jednemu rewolwer a innemu popularny gangsterski 9mm z wydłużonym magazynkiem, i masz wszystkie potrzebne składniki do katastrofy. Dla kolesi w aucie, oczywiście, nie tak bardzo dla innych.
Nasza piątka gównokolorowych małp podjeżdża do bujającej się na chodniku grupy szympansów-rywali, wszystkie cele po stronie kierowcy. Tak więc strzelec z tyłu po lewej miał szerokie pole ostrzału, i natychmiast zaczął napie**alać w tamtych murzynów. Niestety, to trochę ograniczyło możliwości kolesia siedzącego po prawej, który musiał wyciągnąć się przez okno, potem przyjął klasyczną pozycję strzelecką murzynów - spluwa w wyciągniętej ręce i przekręcona o 90 stopni- i zaczął napie**alać dziury w dachu auta swojego kolesia.

Pięć strzałów później, 2 "braci" było już eks-gangsterami, włączając w to strzelca po lewej, który oberwał w sam czubek łba od swojego kolegi i upuścił rewolwer na ulicę. W sumie jeden pocisk dosięgnął celu, rykoszetując od dachu i trafiając gównoskórego w łydkę. Wtedy to kierowca uświadomił sobie, że jakimś sposobem przegrywają tą strzelaninę z kolesiami, którzy nawet raz nie strzelili, i zaczął gazować. Po ucieczce, murzyn odkrył, że dwóch jego kolesi jest martwych, w tym jego własny brat.

O, ale to nie koniec. Po porzuceniu auta, kierowca dzwoni z automatu do mamuśki, informując ją o stracie murzynów. Ta nie może uwierzyć, podjeżdża po naszego bohatera i jadą razem do rozstrzelanego auta, teraz otoczonego przez policję. Mamka pyta czy jej syn naprawdę nie żyje, a gliniarz na to: "Skąd pani wie, że to pani syn był w tym aucie?". Ona oczywiście tłumaczy, że jej drugi syn, murzyn prowadzący auto w czasie strzelaniny, jej tak powiedział. Który syn? Ten siedzący teraz w jej aucie, zaparkowanym za rogiem. Dawka kajdanków została zaaplikowana murzynowi.

"Top Gun", murzyn-strzelec, został aresztowany następnego dnia. Podsumowanie: 2 martwych, 3 w areszcie, rozj***ny Ford, wszystko zadane samemu sobie, podczas gdy przeciwna drużyna murzynów ma małe ziazi na łydce i być może obsrane spodnie. Całe przedsięwzięcie prawdopodobnie zawierało zbiorcze IQ poniżej 28.



Cytat:

Pewnego razu w supermarkecie, ta czarna kobieta czekała, aby zapłacić za zakupy, oczywiście gruba jak beczka i nosząca w ch*j wielki kapelusz. W każdym razie, nagle krew zaczyna ściekać jej po policzku, kasjerka mówi, proszę pani, pani krwawi. Czarna samica na to, pilnuj swojego interesu... ale proszę pani, jak mogę pilnować swojego interesu, kiedy pani KRWAWI na moich oczach. Ochrona została wezwana... pod kapeluszem znajdował się... j***ny kradziony krwisty stek... busted.




Cytat:

Tak, to kwalifikuje się na TZC (Typowe Zachowanie murzynów). Mój kolega gliniarz opowiadał mi raz, że wszystko co trzeba zrobić by złapać murzyna to znaleźć jego dziewczynę. Oni zawsze się tam chowają. Pewnego razu spytałem, dlaczego jest tak mało czarnych zabójców seryjnych. Spojrzał na mnie jak na półgłówka; "Cóż, powód, dla którego nazywa się ich zabójcami seryjnymi to to, że są wystarczająco inteligentni aby unikać policji przez dłuższy okres czasu. To właściwie wyklucza uliczną odmianę murzyna".

Opowieści z krypty

noesise • 2013-03-05, 22:50
200
stare czasy



part2
bydgoszcz • 2013-03-05, 23:44  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (74 piw)
a to pamiętacie ? ;-)