Nowobogacki Ruski dzwoni do jednego ze swoich ludzi: - Cześć Wasia. Słuchaj, szukam prezentu dla Koli. Tak, byłem na aukcji. Ale to nie aukcja, to jakaś szwancownia i grzybnia! Obraz chciałem kupić, okazało się, że taniocha jakaś, tandeta. Jakiś Brugel, Budrel czy coś. Wazę w ogóle odpuściłem, jakaś chińska. Co to znaczy, że nie masz pomysłu?! Jesteś u mnie kierownikiem czy cieciem?! Za co ci takie pieniądze płacę?! Do jutra masz prezent mu znaleźć, albo będziesz za yorkami żony gówna zbierał! Co? A tak, Kola od dziecka ma hopla na punkcie aparatów fotograficznych. Kup mu coś. Tylko nie jakiś koreański szajs, a porządny, amerykański. Cyfrowy ma być, z dobrą optyką, zoomem i najlepiej z możliwością zdalnego robienia zdjęć. Nie spieprz tego!
- Z ostatniej chwili: dziś rano anonimowy Rosjanin kupił teleskop Hubble'a.
W gabinecie chirurga, ze złamaną ręką siedzi nowobogacki Rosjanin: - Ma pan złamana rękę będziemy musieli założyć gips. - Koleś jaki gips? Kładź marmur ja płacę!
- A gdzie byłeś w zeszłą środę? - W teatrze. - A co dawali? - Nic nie dawali. To ja dałem za tę przyjemność trzydzieści złotych. - Nie rozumiesz. Pytam co wystawiali. - No, głównie taki duży stół i krzesła. Raz taki fotel. Aksamitny. - Ja się pytam, co grali... - Nie jestem muzykalny. - Sztuka, pytam, jak się nazywała! - Omlet. - Chyba Hamlet? - No tak, Hamlet. - ...i jak ci się podobało? - No... śmieszne.