18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#lwp

46
Historia mało znana ogółowi naszego społeczeństwa bo przez lata skrzętnie skrywana jak to Ludowe Wojsko Polskie broniło kobiety.
Cytaty ułożone do szybkiego czytania pochodzą z Wiki oraz Forum Historycznego

Cytat:


27 maja 1947 krawiec Feliks Lis jechał pociągiem z Poznania do Lipna Nowego na trasie kolejowej Poznań – Leszno. W przedziale razem z nim podróżowało kilku żołnierzy radzieckich oraz kobieta, Zofia Rojuk. Kobieta ta szeptem zwróciła się do Feliksa Lisa o pomoc. Powiedziała mu, że została wysiedlona z Baranowicz i że wraz z dzieckiem została sprzedana przez męża Rosjanom za butelkę wódki. Rosjanie dziecko zostawili na stacji, a ją wiozą do swojej jednostki.

Feliks Lis opowiedział o tym obsłudze pociągu i dyżurnemu ruchu na stacji Poznań Dębiec. Konduktorzy, a później funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei w Kościanie, próbowali przekonać Rosjan do uwolnienia kobiety. Ich starania nie odniosły jednak skutku. W tej sytuacji kolejarze telefonicznie zawiadomili stację w Lesznie, na którą pociąg wjechał około godz. 0.30 28 maja.

W Lesznie próbę interwencji podjął najpierw pełniący tej nocy dyżur milicjant – kapral Zygmunt Handke. Żołnierze radzieccy wycelowali jednak w niego broń, a jeden z oficerów zagroził: Uchodzi Poliaki, bo was pozastrzelam, jobane w rot[2]. W obliczu tych gróźb Handke o sytuacji zawiadomił oddział alarmowy leszczyńskiego garnizonu Wojska Polskiego.

Wkrótce potem na dworcu w Lesznie pojawili się wezwani żołnierze w sile jednego plutonu (16 żołnierzy) pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy. Podporucznik Przerwa, mimo młodego wieku (22 lata), miał już doświadczenie bojowe, brał udział w zdobywaniu Berlina, a za udział w wojnie otrzymał sześć odznaczeń. W drodze na dworzec wydał on swoim żołnierzom szczegółowe rozkazy, jak się zachować w razie starcia, a przed wejściem do hali rozkazał zarepetować broń (wprowadzić nabój do komory zamkowej). Na dworcu najpierw nakazał usunąć cywili z budynku, obsadził halę swoimi żołnierzami, a następnie udał się do wartowni Straży Ochrony Kolei na rozmowę z dowódcą jadących pociągiem Rosjan, kapitanem Sokołowem. Swoim ludziom rozkazał, aby podczas jego nieobecności nikogo nie wypuszczali z dworca.

Od tego momentu relacje świadków oraz polskich i radzieckich uczestników wydarzeń są rozbieżne. Żołnierze radzieccy twierdzili, że to Polacy otworzyli ogień, że zostali ostrzelani podczas snu i że sami w ogóle nie odpowiedzieli ogniem. Wersja ta została później oficjalnie przyjęta w śledztwie, chociaż przeczyły jej zeznania świadków oraz wyniki oględzin hali dworca zaraz po incydencie (pominięte później w śledztwie)[3]. Bezpośrednio po strzelaninie wykonano szkic sytuacyjny, na którym zaznaczono też ślady po kulach – świadczą one o tym, że na dworcu nie strzelali żołnierze tylko jednej strony, lecz doszło do wymiany strzałów. Na miejscu starcia znaleziono też 48 kul wystrzelonych z broni automatycznej, której polscy żołnierze nie użyli. Również świadkowie słyszeli strzały z pepesz, używanych przez Rosjan, a jeden ze świadków widział, jak radziecki dowódca, kapitan Sokołow, po starciu wymieniał na pełny magazynek w pepeszy zabitego radzieckiego szeregowca Michajłowa w celu zatajenia faktu, że żołnierze radzieccy użyli broni[4].

Prawdopodobny przebieg wydarzeń był następujący: podczas nieobecności obu dowódców kilku Rosjan próbowało wyjść z dworca. Kiedy polscy żołnierze zagrodzili im drogę, doszło do sprzeczki a następnie do strzelaniny. Według zeznań świadków (które również zostały pominięte w procesie) pierwsi użyli broni żołnierze radzieccy; dzięki dobremu przygotowaniu do akcji polskich żołnierzy starcie zakończyło się jednak ich zwycięstwem. W starciu na miejscu zginął szeregowy Michajłow; major Kudriawcow i kapitan Wachnij odnieśli ciężkie rany i zmarli wkrótce potem w szpitalu; pięciu innych żołnierzy radzieckich (m.in. porucznik Zażygin oraz strzelcy Izmogenow i Wieńcz) odnieśli lżejsze rany. Z żołnierzy polskich prawdopodobnie żaden nie zginął, ani nie odniósł ran.

7 czerwca 1947 w koszarach 86 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej w Lesznie odbył się proces polskich żołnierzy uczestniczących w potyczce. Przewodniczącym składu wojskowego sądu doraźnego był podpułkownik Franciszek Szeliński, kierujący Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu, a oskarżycielem major Maksymilian Lityński (obaj często uczestniczyli w procesach politycznych w okresie stalinowskim, w których doprowadzili do wydania wielu wyroków śmierci; w 1969, na skutek kampanii antysyjonistycznej po marcu 1968, Lityński na pewno, a Szeliński prawdopodobnie wyemigrował do Izraela).

Z 16 żołnierzy plutonu przed sądem postawiono tylko czterech: dowódcę, ppor. Jerzego Przerwę, oraz kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę. Rozprawa odbyła się z pogwałceniem zasad uczciwego procesu. Nie przesłuchano Zofii Rojuk; nie uwzględniono zeznań świadków mówiących, że to Rosjanie pierwsi otworzyli ogień; zignorowano też ekspertyzę rusznikarską, stwierdzającą, że dwóch z oskarżonych (Warwasiński i Stachura) w ogóle nie użyło broni. Przyjęto, że wszyscy dopuścili się "gwałtownego zamachu na żołnierzy radzieckich"[5], którzy jakoby mieli w ogóle się nie bronić.

W procesie zapadły następujące wyroki:

Dowódcę podporucznika Jerzego Przerwę oraz trzech żołnierzy z jego plutonu: kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie.
Kanonier Tadeusz Nowicki z oddziału wojska i milicjant Zygmunt Handke otrzymali wyroki 10 lat więzienia.
Feliksa Lisa, który powiadomił kolejarzy i pośrednio doprowadził do strzelaniny, skazano na 12 lat więzienia.
W odrębnym procesie na kary więzienia skazano również interweniujących funkcjonariuszy Straży Ochrony Kolei: Ignacego Dworaka i Stanisława Bresińskiego.



No i kto by powiedział że sojusznicze armie pobiją się o honor polskiej kobiety?