18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#kroenen

10 najdziwniejszych ludzi na świecie

kroenen • 2013-02-13, 20:02
186
Emil Cioran, francuski pisarz rumuńskiego pochodzenia, napisał kiedyś: "(...) gdy uznałem, że jestem człowiekiem najnormalniejszym pod słońcem, ogarnął mnie strach i całą zimę spędziłem na czytaniu tomisk z zakresu psychiatrii."

Tego typu problemów z pewnością nie miały osoby, które są bohaterami naszego rankingu. Za magazynem People publikujemy ranking 10 osób, które z różnych powodów, można uznać za największych "dziwaków" na naszej planecie.




10. Mężczyzna, który nie zasypia



Hai Ngoc, 67-letni Wietnamczyk, który mieszka w prowincji Quang Nam. Nie spał od ponad 30 lat. Jak twierdzi - jego problemy ze snem rozpoczęły się w 1973 roku, kiedy ciężko zachorował i leżał trawiony przez gorączkę.

Jak sam przyznaje: "Nie wiem czy bezsenność ma wpływ na moje zdrowie czy nie. Wciąż jednak jestem w pełni sił i mogę pracować na roli, podobnie jak moi sąsiedzi".

Żona Wietnamczyka mówi, że kiedy poznała Ngoca nie miał on problemów tego typu. Teraz jednak, nawet "porządna gorzałka nie jest w stanie zmusić go do snu".


9. 36 lat żył ze swoim bratem bliźniakiem w brzuchu



Pochodzący z położonej w Indiach miejscowości Nagpur, Sanju Bhagat cierpiał na rzadką anomalię zwaną fetus in fetu (dosł. "płód w płodzie). Anomalia ta polega na obecności masy o kształcie płodu w obrębie ciała innej osoby. Z reguły "wychwytywana" i usuwana jest przez lekarzy na etapie noworodka lub niemowlęcia.

Inaczej było w przypadku Sanju Bhagata, który żył razem ze swoim bratem do 36 roku życia. Do szpitala trafił w czerwcu 1999 roku, kiedy zaczął mieć olbrzymie problemy z oddychaniem. Sugerując się makabrycznym wyglądem Hindusa, lekarze wstępnie zdiagnozowali u niego olbrzymich rozmiarów nowotwór. Dopiero podczas operacji, oczom zaszokowanych medyków ukazał się niesamowity widok: - okazało się, że Sanju nosił w sobie zmutowane męskie ciało swojego brata bliźniaka.


8. Ukrywał się 28 lat po zakończeniu II wojny światowej



Od 1941 roku Shoichi Yokoi był żołnierzem Cesarskiej Armii Wielkiej Japonii. Niedługo po tym, kiedy wstąpił w szeregi japońskich sił lądowych, wysłano go na Guam. Gdy w lipcu 1944 roku Amerykanie odbili wyspę z rąk okupujących ją Japończyków, Yokoi ukrył się przed wojskami Jankesów.

W ukryciu pozostał do stycznia 1972 roku, kiedy jego kryjówkę odnaleźli dwaj mieszkańcy wyspy. Yokoi przez 28 lat ukrywał się w podziemnej sieci jaskiń, obawiając się wyjścia na zewnątrz.

7. Żył i mieszkał na lotnisku przez 18 lat



Mehran Karimi Nasseri, albo też - jak przedstawia się sam zainteresowany - Sir, Alfred Mehran (z przecinkiem po słowie "sir") jest irańskim uchodźcą, który przez 18 lat mieszkał na terenie podparyskiego lotniska Charlesa de Gaulle'a. Nasseriemu odmówiono prawa do wstępu na teren Wysp Brytyjskich, gdyż nie posiadał on paszportu i certyfikatu ONZ, mówiącego o jego statusie uchodźcy. Władze francuskie tymczasem - zabroniły mu opuszczać teren lotniska.

Urodzony w 1942 roku Irańczyk żył więc na terenie portu lotniczego od 8 września 1988 roku aż do sierpnia 2006, kiedy zabrano go do szpitala. Jego autobiografia stała się inspiracją dla Stevena Spielberga, który w 2004 roku nakręcił film pt. Terminal. Za prawo do ekranizacji swoich losów, Mehran otrzymał 275 tysięcy dolarów.

6. Japończyk, który uważa, że jest Jezusem



Matayoshi Mitsuo jest ekscentrycznym japońskim politykiem, urodzonym 5 lutego 1944 roku na Okinawie. Japończyk uważa, że jest bogiem, a konkretnie reinkarnacją Jezusa Chrystusa. Według jego programu wyborczego - jego misją jest przygotowanie świata na Dni Ostateczne.

Dokonać się to ma między innymi poprzez wybór Mitsuo na premiera Japonii. Wówczas zreformuje on japońskie społeczeństwo, a w uznaniu zasług, Organizacja Narodów Zjednoczonych zaoferuje mu posadę Sekretarza Generalnego. Wówczas Mitsuo będzie sprawował władze nad całym światem - zarówno jako przywódca religijny, jak i polityczny.

Japończyk startował w wielu wyborach - na razie bez większych sukcesów. Szeroki rozgłos w Kraju Kwitnącej Wiśni przyniosły mu organizowane przez niego polityczne happeningi i różnorakie telewizyjne harce, podczas których zachęcał swoich politycznych oponentów do popełnienia seppuku.

5. Mężczyzna, który był "martwy" przez 18 lat życia



Lal Bihari Mritak jest farmerem pochodzącym z żyznego stanu Uttar Pradesh w Indiach. Urodzony w 1961 roku Bihari był od 1976 aż do 1994 roku oficjalnie uznany za zmarłego przez władze Indii.

Zorientował się, że dla władz Indii jest martwy wówczas, kiedy w 1976 roku poprosił o pożyczkę w banku. Zdezorientowany urzędnik bankowy odmówił mu udzielenia kredytu twierdząc, że wg wszelkich danych - Bihari jest martwy.

Hinduski farmer walczył z biurokracją w Indiach przez 18 lat, zanim udało mu się przekonać władze o makabrycznej pomyłce. Organizował happeningi, wiece i spotkania, próbując zainteresować jak najwięcej osób swoją sprawą. Założył nawet stowarzyszenie Mritak Sangh ("Towarzystwo Umarłych"), które odnalazło ponad 100 osób znajdujących się w podobnej do niego sytuacji. Szczęśliwie, w 1994 roku, oficjalnie "przywrócono go do życia".

4. Człowiek, który chroni świat przed Reptilianami



Urodzony 29 kwietnia 1952 w Leicester David Icke, to były profesjonalny gracz w piłkę nożną (grał m. in. w Coventry City), ale także prezenter BBC i rzecznik prasowy brytyjskiej Partii Zielonych. Od roku 1990 roku pełni - jak sam określa - funkcję "pełnoetatowego śledczego w sprawie kontrolowania Ziemi przez Reptilian (ludzi jaszczurów)".

Jego zdaniem, wiele osób zajmujących dziś bądź w przeszłości ważne stanowiska, to pochodzące z innego świata "ludzie jaszczury". Tajemnicza rasa Reptilian, zdaniem Icke'a, w pełni kontroluje bieg wydarzeń na świecie. Według brytyjskiego ekscentryka Reptilianem, bądź potomkiem Reptilian, są m. in.: były amerykański prezydent George W. Bush, Królowa Elżbieta II i popularny amerykański piosenkarz country Kris Kristofferson.

Icke wierzy także w to, że Reptilianie są wyznawcami kultu szatana. To, w jaki sposób ludzie jaszczury sprawują władzę nad naszą planetą, Brytyjczyk opisał w swoich15 książkach. Jest niezwykle popularny w krajach anglosaskich - w 1999 roku był gościem uniwersytetu w Toronto, gdzie poprowadził trwającą ponad 5 godzin konferencję "naukową". Został tam bardzo ciepło przyjęty, a po skończonej konferencji studenci zgotowali mu nawet owację na stojąco.

3. Antypapież z Kansas



Dawid Allen Bawden urodził się w 1959 roku w Oklahomie. Jest związanym z ruchem sedewakantyzmu, najbardziej znanym z dość licznej grupy współczesnych "antypapieży". Na przełomie 1977 i 1978 roku Bawden uczęszczał do seminarium duchownego Bractwa Św. Piusa w stanie Michigan. Kiedy usunięto go z seminarium, założył grupę religijną, która postanowiła wybrać "prawdziwego" namiestnika Jezusa Chrystusa.

Pozostająca pod wpływem sedewakantyzmu grupa uznała, że Kolegium Kardynalskie nie może wybierać papieża, ale powinni to robić zwykli katolicy. Na tej podstawie, w 1990 roku, grupa złożona z sześciu osób (wliczając Bowdena) wybrała Amerykanina na papieża. Dumny Jankes do dziś sprawuje z godnością tę funkcję.

2. Człowiek, który wynalazł prawie wszystko



Kolejny przedstawiciel Kraju Kwitnącej Wiśni na liście "dziwaków", to urodzony 26 czerwca 1928 roku Yoshiro Nakamatsu. Mężczyzna - znany też jako Doktor NakaMats - utrzymuje, że jest wynalazcą największej liczby rzeczy na świecie. Uważa, że wymyślił ponad 3000 rzeczy, wliczając w m.in. to stację dyskietek, zegarek cyfrowy, napędy CD i DVD, maszynę do karaoke i taksometr.

NakaMats znany jest nie tylko z tego, że jest wynalazcą. Ma też dość oryginalne hobby, które polega na fotografowaniu, od 34 już lat, każdego posiłku, który mężczyzna zjada.

Jak sam przyznaje, jest przekonany, że będzie żył co najmniej 144 lata.

1. Mężczyzna, który jadł wszystko



Pochodzący z Grenoble Monsieur Mangetout (Pan Jedzący Wszystko), a właściwie Michel Lotito, pracował w branży rozrywkowej. Myliłby się jednak ten, kto spróbowałby doszukiwać się we Francuzie odpowiednika naszego Kuby Wojewódzkiego czy Szymona Majewskiego. Nic z tych rzeczy - ścieżka, która obrał Monsieur Mangetout, jest zupełnie nietuzinkowa i oryginalna.

Podczas swoich występów Michel Lotito konsumował metal, szkło, gumę, ba! Zjadał nawet całe rowery, telewizory czy części samochodowe. Podjął się nawet próby zjedzenia samolotu Cessna 150 - co zajęło mu niemal dwa lata (1978-1980). Jak sam przyznawał, jedzeniem "dziwnych rzeczy" zajmował się od zawsze.

Co ciekawe, Francuz był wielokrotnie badany przez lekarzy, którzy nie mogli zrozumieć jego fenomenu. Rzeczy, które dla każdego normalnego człowieka były trujące, dla Monsieur Mangetout były zupełnie nieszkodliwe. Jak sam przyznawał - bardziej mu szkodziły jajka sadzone i banany, niż szprychy rowerowe. Kiedy zmarł z przyczyn naturalnych w wieku 57 lat, jeden z jego fanów napisał, że w ciągu swojego życia Michel Lotito zjadł w sumie ponad tonę metalu.
Davis93 • 2013-02-13, 21:18  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (41 piw)
bloodwar weź się jebnij w łeb

Hitlerowskie UFO

kroenen • 2013-02-10, 22:12
16
Za czasów Hitlera, gdy panowała II Wojna Światowa, lądowiska na samoloty w Niemczech były doszczętnie niszczone przez przeciwników, więc zrodził się pomysł na zrobienie obiektu szybszego od samolotów, a w szczególności mającego pionowy start. Do tego celu zebrano najlepszych naukowców, aby zrodzony plan mógł zaistnieć. Projekt nosił nazwę "Dzwon" a pierwsze obiekty były podobne do tzw. dzwonu.
Niektórzy twierdzą, że to brednie. Inni - w tym uznani autorzy, dziennikarze - utrzymują, że w czasie II wojny światowej niemieckim naukowcom udało się skonstruować latające talerze, których zamierzali użyć na polu walki. Podobno latające spodki ze swastykami wzbijały się w powietrze jeszcze przed końcem wojny, a po jej zakończeniu niezwykłe statki przejęli alianci. Czy można w to wierzyć?
Ponad wszelką wątpliwość pierwszy latający spodek pojawił się w Niemczech w 1938 roku i był dziełem... modelarza. Artur Sack z Lipska zaprezentował go podczas zorganizowanych tam Pierwszych Państwowych Zawodów Modeli Latających z Silnikiem Spalinowym. Model był inspirowany konstrukcją pierwszych pionowzlotów, tzw. autożyro (połączenie samolotu i śmigłowca), miał dyskokształtne skrzydło i przypominał wentylator. Na zawodach wzbudził sensację i ciekawość nie tylko gapiów, ale też obserwatorów z Luftwaffe i inżynierów lotniczych. Wkrótce zaczęło pojawiać się więcej latających talerzy, które zainteresowały wojskowych. Niestety mimo początkowego entuzjazmu osobliwe aparaty latające z silnikami spalinowymi nie spełniły pokładanych w nich nadziei i nie wyszły nawet poza fazę prób. O latających talerzach na parę lat zapanowała głucha cisza.

Skradające się srebrzyste kule

Bomba wybuchła 14 grudnia 1944 r. za oceanem, za sprawą dziennika ''New York Times'', który w jednym z artykułów informował, że pilot Amerykańskich Sił Powietrznych doniósł, iż podczas lotu zwiadowczego zauważył srebrne, okrągłe obiekty na niemieckim niebie. Kule znajdowały się w gromadzie lub poruszały się same. Bywały momenty, kiedy stawały się półprzezroczyste. Bliskie spotkanie, przywidzenie czy zwykła fantazja? Tę ostatnią możliwość można by przyjąć, gdyby nie fakt, że podobne zdarzenie zgłosił kilka dni później inny pilot (z 415. Nocnej Eskadry USAF), który w misji zwiadowczej przelatywał nad niemieckim miastem Hagenau.

Był 22 grudnia, szósta rano. Maszyna znajdowała się na stosunkowo niewielkiej wysokości, ok. 1000 stóp. Za ogonem samolotu pilot i operator radaru zauważyli dwa tajemnicze obiekty świecące pomarańczowym światłem i zbliżające się co chwilę do maszyny. Przez dwie minuty obiekty ''skradały się'' za samolotem, zmuszając pilota do serii gwałtownych uników. Potem zniknęły równie niespodziewanie, jak się pojawiły.

Wojskowi analitycy podeszli do obu relacji jak najbardziej poważnie, jednak do dziś nie udało się znaleźć sensownego wytłumaczenia spotkań. Udało się jedynie ustalić, że nie były to ani przypadki dostrzeżenia tzw. piorunów kulistych, jakie zdarzają się niekiedy pilotom, ani żadne z urządzeń latających znanych aliantom. Tajemnicze obiekty nazwano ''Foo Fighters'' i przez następne lata, mieszając fikcję z rzeczywistością, lansowano tezę, że ich pochodzenie jest... pozaziemskie. Dzisiaj większość zajmujących się nimi badaczy twierdzi, że w rzeczywistości były to wytwory niemieckiej tajnej technologii opartej na napędzie antygrawitacyjnym.

Zbuduję wam latający talerz

Temat niemieckiego UFO powrócił w 1950 roku za sprawą Rudolpha Schrievera, który opublikował w tygodniku "Der Spiegel" sensacyjny artykuł o doświadczalnych latających spodkach, konstruowanych w tajnych pracowniach niemieckich naukowców podczas wojny. Przedstawiona w nim relacja o osobliwych doświadczeniach miała pochodzić z pierwszej ręki. Schriever stwierdził m.in., że inżynierowie z całego świata od początku lat 40. prowadzili badania nad latającymi spodkami. Prace miały być prowadzone w tajnym ośrodku pod Pragą. 40-letni naukowiec zadeklarował na łamach tygodnika, że jest gotowy zbudować taką maszynę dla Stanów Zjednoczonych, bowiem udało mu się potajemnie sporządzić kopię jej dokumentacji jeszcze przed upadkiem Niemiec. Schriever utrzymywał, że jego latający spodek może rozpędzić się do prędkości około 2600 mil na godzinę.

Niektóre dokumenty Schrievera trafiły do mediów, budząc powszechną sensację i zrozumiałe zainteresowanie. Były wśród nich rysunki dużych latających spodków i niekompletne niestety opisy techniczne. Jednemu z badaczy Billowi Rose'owi udało się ustalić, że naukowiec rzeczywiście pracował w tajnym ośrodku pod Pragą z innymi inżynierami, m.in. Włochem Giuseppe Belluzzo i Niemcami Klausem Habermohlem i dr. Walterem Miethe, który był dyrektorem programu pojazdów grawitacyjnych w dwóch podpraskich ośrodkach badawczych. Wśród osób związanych z badaniami pojawia się też nazwisko Viktora Schaubergera, który oprócz prac nad latającym dyskiem miał prowadzić tajemnicze badania nad lewitacją obiektów materialnych.

Fabryka żywej wody

Jedna z najbardziej osobliwych głoszonych przez niego teorii mówiła, że obecną produkcję energii można zastąpić odwrotnym procesem. Krytykował np. hydroelektrownie, twierdząc, że gdy woda pod ciśnieniem przelatuje przez turbiny, rezultatem jest martwa woda, tymczasem można przeprowadzić proces jej ożywienia - naładowania energią. Schauberger opatentował nawet służące do tego urządzenie i nazwał je maszyną żywej wody. Fantastyczne teorie Schaubergera już w 1934 r. zainteresowały samego Hitlera, który miał zaprosić uczonego na spotkanie w Berlinie i zlecić mu budowę pojazdu poruszającego się na zasadzie lewitacji, bez używania efektu spalania stosowanego powszechnie w tradycyjnych silnikach lotniczych. Schauberger utrzymywał, że już wtedy odkrył możliwość lewitacji małych obiektów w odpowiednich warunkach. Podobne wyniki 70 lat później osiągnęli amerykańscy naukowcy. W laboratorium udało im się za pomocą impulsu laserowego wystrzelić niewielki dysk na wysokość kilkunastu metrów, a doświadczenia okazały się na tyle obiecujące, że grupa uczonych otzrymała państwowe dotacje na swoje eksperymenty.

Jakkolwiek fantastycznie by to nie brzmiało, poważni autorzy zajmujący się tajną historią II wojny światowej, tacy jak Carl Munich, twierdzą, że Schauberger był wynalazcą i konstruktorem nowego rodzaju napędu opartego na implozji, która używając jedynie powietrza i wody generuje światło, ciepło i energię ruchu. Wykorzystując tę technologię, uczony miał wraz ze swoimi współpracownikami stworzyć pokaźnych rozmiarów dysk zdolny do rozwinięcia prędkości 2000 km/h. Według Municha w 1945 roku naukowcy przekroczyli barierę prędkości około 2,5 tysiąca km/h, a ich latający dysk miał wznieść się 12 tysięcy metrów nad ziemię. Podobno srebrzysty obiekt świecił przy tym niebieskozielonym światłem. 19 lutego 1945 wielu mieszkańców Pragi rzeczywiście zaobserwowało na niebie tajemniczy obiekt o średnicy około 50 metrów, poruszający się w niespotykany dotąd sposób. Czy był to latający spodek ''made in Germany'', czy po prostu piorun kulisty? Do dzisiaj nie wiadomo.

Ziarno prawdy w korcu mitów

Rewelacje o latających spodkach zdaje się potwierdzać związany ze sprawą były agent CIA Virgil Armstrong, który w swoich opublikowanych po II wojnie światowej wspomnieniach wyznał, że we wczesnych latach wojny alianci nie wierzyli w tę zaawansowaną broń, dopóki informacji nie dostarczył amerykański wywiad, który po natknięciu się na szczegóły tych projektów zaczął intensywne prace w tym kierunku. Projekty zostały uznane za realne, a kilka lat później bronią grawitacyjną dysponowały już nie tylko Niemcy. Czy można mu wierzyć? Przez lata powstały setki publikacji i filmów na temat ''niemieckiego UFO'' i tajnych eksperymentów z napędem grawitacyjnym. Ich autorzy są święcie przekonani, że tajemnicze obiekty istniały.

Skoro tak, to co się z nimi stało? Według entuzjastów teorii istnienia ziemskich latających spodków w tajemnicy przejęli je alianci i dalej prowadzili doświadczenia. Rzeczywiście, tak stało się z inną ''cudowną bronią'' - rakietami V2, których kilkadziesiąt sztuk Amerykanie potajemnie załadowali na statek i wywieźli za ocean wraz z częścią ekipy inżynierów z Peenemunde. Przez wiele lat utrzymywali ten fakt w tajemnicy. W końcu jednak pokazali światu egzemplarze różnych rodzajów Wunderwaffe (m.in. rakiet i samolotów odrzutowych), a V2 można dzisiaj oglądać w londyńskim War Museum i wielu innych muzeach na świecie. Kilka lat po wojnie alianci ujawnili i inne swoje odkrycia, których dokonali w tajnych niemieckich laboratoriach i opuszczonych fabrykach. Były wśród nich takie osobliwości jak latające skrzydła czy działa dźwiękowe (!). Dlaczego zatem Amerykanie mieliby trzymać w tajemnicy do dzisiaj, ponad 60 lat po wojnie, fakt istnienia broni grawitacyjnej?

Kolejny słaby, a nawet wywołujący uśmiech punkt teorii o nazistowskich latających talerzach to ich rzekome osiągi. Miały rozpędzać się od zera do kilku tysięcy kilometrów w ułamku sekundy. Rzeczywiście możliwe jest uzyskanie takiego przyspieszenia, jednak w żadnym wypadku nie wytrzyma go człowiek, a niektóre prototypy miały być przecież pilotowane.

Następna wątpliwość: jeżeli technologia grawitacyjna była tak obiecująca, jak chcą autorzy licznych publikacji, to dlaczego przez ponad pół wieku nie rozwinięto jej i nie wprowadzono do masowego użytku, chociażby w wojsku. Przykład skonstruowanego dużo później lasera (za datę jego narodzin uważa się 1960 rok) mówi, że tak powinno się stać. Dzisiaj laser jest używany nie tylko na polu walki, ale także powszechnie w przemyśle i w medycynie.

Jest jeszcze jedna luka w historii o latających spodkach ze swastyką. Jeżeli prawdą było funkcjonowanie dwóch ośrodków badawczych i skonstruowanie kilku prototypów, to podobnie jak np. w Peenemunde musiały w nich pracować setki, jeśli nie tysiące naukowców i techników. Dlaczego zatem tylko garstka osób wspomina po latach o ich istnieniu? Dlaczego wreszcie na podstawie dokumentacji Rudolfa Schrievera, przy dzisiejszych ogromnych możliwościach technicznych, nie udało się stworzyć choćby kopii ''ognistych kul'' czy latających talerzy?

Wątpliwości wokół istnienia grawitacyjnej Wunderwaffe można mnożyć i nie podważają ich nawet publikowane dziesiątkami zdjęcia tajemniczych obiektów. Dzisiaj nawet laik może za pomocą zwykłego komputera sfabrykować ''autentyczne'' zdjęcie UFO. Dlaczego więc legenda wciąż żyje? Może dlatego, że ludzie zawsze lubili historie owiane mgłą tajemnicy, a może dlatego, że w każdej, najbardziej wątpliwej i niesamowitej historii jest ziarno prawdy...

Irańska maszyna do odcinania palców

kroenen • 2013-02-08, 21:21
105
Nie wiem ile palców jemu odcięli, ale dostał jeszcze 99 batów i 3 lata więzienia- za kradzież.
wysokogatunkowy • 2013-02-08, 21:35  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (126 piw)

Myślę że warto by było ją kupić :D