Ciekawy opis sytuacji, która spotkała pewną pani pracującą w kiosku:
Pani hrabina jest prawdziwą hrabiną. Mówiła mi o tym moja nieżyjąca babcia. Zresztą nietrudno poznać dobre wychowanie. Jest cudownie bezwiekowa i świetnie zakonserwowana, nienagannie umalowana, włos zawsze zrobiony, a styl ubierania gustownie wyważony. Przychodzi od zimy co niedziela po gazety dla swojej przyjaciółki, którą odwiedza w szpitalu. Tym razem nie było jednego z czasopism i szukałyśmy jakiegoś zamiennika, kiedy do kiosku weszło kilku młodych chłopaków, głośno się śmiejąc, przekrzykując i okraszając wypowiedzi soczystymi przekleństwami. Spojrzałam na klientkę, która nic sobie nie robiła z ich niewłaściwego zachowania, mimo to zareagowałam: - Można ciszej? I bez mięsa? Ucichli nieco, ale tylko na chwilę. Odezwałam się znowu: - Ale panowie, co jest? Ciszej i wyrażać się, proszę. - A co, boi się pani, że babcię brzydkich wyrazów na starość nauczymy? Wtedy hrabina obróciła się i patrząc mu prosto w oczy, z uśmiechem powiedziała: - Przed wojną papa miał koniuszych. Nie dość, że śmierdzieli, to jeszcze używali wulgarnego języka, nawet w obecności dam. Dziadek by ich szpicrutką przećwiczył, ale papa miał miękkie serce. Kiedyś zapytałam go, dlaczego ważą się tak odzywać w obecności mamy i moim, a papa powiedział: - Bo pies ich matki j****, córeczko i innego języka nie znają, jak szczekać
marynarz83 • 2015-10-23, 18:01 Najlepszy komentarz (40 piw)