18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#kiła

niecodzienna sytuacja

j4cek • 2015-07-31, 00:36
378
Witam, chciałbym się podzielić sytuacją, która miała miejsce jakiś czas temu.

Otóż pewnego ciepłego dnia poszedłem się naj***ć z kumplami. Miałem wtedy niecałe 18 lat. Do osiemnastki brakowało mi 2 miesiące, więc nie byłem jeszcze pełnoletni.

Wróciłem pijany na chatę, otworzyłem szeroko okno bo w moim pokoju było dość gorąco, rozebrałem się i zasnąłem.
Rano wstaję, drapię się po jajach i czuje ze coś jest nie tak.
Na worze miałem coś k***a serio dziwnego.

Schodzę na dół, mówie mamie że muszę jechać do szpitala.
Oczywiście nie chciała ze mną pojechać dopóki nie powiem jej o co chodzi. No to jej mówię, że coś mam nie teges na jajach i wole jechać z tym do lekarza. Na to przyszedł mój ojciec. Powiedział że to może nic takiego, ale byłem tak zdenerwowany, ze pokazałem mu to coś. Jak to zobaczył kazał mi jak najszybciej udać się do szpitala.

Po dwóch godzinach czekania na przyjęcie na izbie przyjęć wchodzę do lekarza. Mówię mu o co chodzi. On patrzy na mnie i się pyta czy aby na pewno nie powinienem iść na izbę dla dorosłych, ale jak już wspominałem nie miałem 18 lat, a co za tym idzie moja mama musiała wejść ze mną.

Kładę się, ściągam gacie, lekarz spogląda i pierwsze pytanie: "Czy można wykluczyć jedną najbardziej możliwą przyczynę"
Odpowiedziałem, że wolałbym nic nie wykluczać tak od razu. Dopiero wtedy pozwolili mojej mamie opuścić gabinet. Powiedzieli mi, że prawdopodobnie mam kiłę, ale jeszcze zawołają kogoś bardziej doświadczonego. Przyszedł jakiś kolejny doktor, patrzy i mówi to co oni, że kiła.

W tym momencie miałem przed oczami wizje kilku lat leczenia kiły, wyklęcie ze społeczeństwa i w ogóle szereg wydarzeń związanych z tą kiłą.
Dostałem skierowanie do urologa. Musiałem czekać kolejne dwie-trzy godziny. W tym czasie moja mama zdążyła zbluzgać mnie od k***iarzy, powiedzieć ze już nigdzie z domu nie wyjdę itd.
To były bardzo ciężkie godziny mojego życia, na prawdę nie życzę tego nikomu.

W końcu wchodzę do urologa, ściągam gacie a ten po sekundzie mówi: "coś pana ugryzło, niech pan się maścią borną posmaruje to zejdzie"

k***a mać, co?

Wracam do domu wysmarowany już tą maścią, wchodzę do pokoju, patrze na łózko, a tam na wysokości jajec leży zabity, wielki jak sk***ysyn pająk.


:idzwch*j:
asco • 2015-07-31, 01:42  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (132 piw)
Głupek miał nadzieję, że w końcu zar*chał :D

Taka prawda...

Policeman • 2015-02-19, 19:33
178
j***ć murzynów!

spoiler

Fortuna gazem sie toczy

Anonymous • 2014-12-14, 12:59
190
Prezydent Ukrainy w celu podłamania rosyjskiej gospodarki zakazał tranzytu gazu na Zachód. w nocy budzi go telefon od ministra obrony:
- Panie prezydencie, nasze nadgraniczne garnizony rozbite, duże miasta zbombardowane, wróg już pod Kijowem!
- Moskale śmieli na nas napaść?!
- Nie, Niemcy!

Darmowe MPK

rafik311 • 2013-05-27, 20:57 IGNORUJ TEMATY Z DZIAŁU "INNE CZARNOŚCI"  
318
Słowem wstępu. Tekst jest obszerny ale ma pewne przesłanie. Jednym słowem opłaca się czytać.

Któregoś wieczoru, przeszło tydzień temu kładłem się grubo po północy. Najdroższa już spała. Musiało ją obudzić zimno gdy owijałem się w kokon z kołdry.
- Oddawaj kołdrę. Czemu tak późno, gdzie byłeś?
- Telewizję oglądałem. Wiedziałaś że "Dziewczyny do wzięcia" to film obyczajowy?
- Oczywiście, a myślałeś, że jaki?
- Nieważne. A później na jakimś programie mówili, że jak oddam jeszcze dwa litry krwi to będą mógł jeździć MPK za darmo.
- Gdzie?
- W telewizji.
- Gdzie będziesz mógł jeździć za darmo?
- Gdzie będę chciał! Po oddaniu dwudziestu litrów można jeździć za darmo wszędzie.
- A do Norwegii?
- Wszędzie, gdzie jeździ MPK. Do Norwegii nie. Po co miałbym jechać do Norwegii?
- A bo śniło mi się, że jesteśmy w Norwegii - i zasnęła.
Zgasiłem światło, postanowiłem sobie, że chcę jeździć za darmo, rano pójdę oddać krew, jak co wieczór chwilę się pozastanawiałem co bym zrobił i komu gdybym gdzieś wygrał milion dolarów, po czym też zasnąłem. Jak zawsze śniły mi się jakieś bzdury.

Rano wieczorno-nocne postanowienie postanowiłem przekuć w czyn. Znalazłem legitymację HDK, spisałem oddaną krew, na kalkulatorze najdroższej podliczyłem, że mam oddane przeszło pięć tysięcy litrów, najdroższa pokazała mi jak przestawić radiany na liczby dziesiętne, policzyłem jeszcze raz. Wszystko się zgadza. Osiemnaście litrów. Brakuje dwóch i zacznę spędzać dnie i noce w komunikacji publicznej. Za darmo. Za moją krwawicę. Nikt mnie nie wypędzi z autobusu. Ha.
- Ale kochanie, przecież ty jeździsz samochodem - powiedziała luba wertując sfatygowaną książeczkę - po kiego ci te autobusy?
- Bo mogę! Całe życie kupowałem bilet, albo robiłem minę jakbym kupił. A teraz będę jeździł darmo. Ot co! Odbiję sobie.
- A jak tam chcesz, a czemu przestałeś oddawać? - zapytała patrząc na ostatni wpis.
- Lekarz mnie wpienił.

Tu należy się wyjaśnienie. Podczas oddawania krwi dawcę MUSI zbadać lekarz. Przepis taki. A w ślicznej wsi, w której mieszkałem szef punktu krwiodawstwa siedział jednocześnie na stuosiemdziesięciu etatach i badać jakiśtam frajerskich dawców mu się nie chciało. Zostawiał pieczątkę pielęgniarce i ona przed pobraniem wbijała w kartę "Dawca Zbadany, Zdrowy Jak Koń" lub coś podobnego. W życiu gościa na oczy nie widziałem, więc za n-tym razem upomniałem się o badanie. Pielęgniarka poszła badacza obudzić. Przyszedł, wziął kartę i zauważył, że piętnaście lat wcześniej miałem wypadek, bo miałem. Nie ma znaczenia, że każdy jeden gram krwi oddałem PO wypadku, i że on się pod tymi pobraniami podpisywał. Skoro się miotam i chcę badania to proszę, niech mnie zbada ortopeda. Wbił w kartę "Dawca Nie Halo, Niech go Zbada Ortopeda" czy coś podobnego i poszedł dalej spać.
Wtedy uznałem, że z nas dwóch to ja tutaj robię komuś łaskę, niech mnie ta całą instytucja pocałuje w dupę. I krew na kilka lat przestałem oddawać. Do momentu nocnego oświecenia programem z MPK w roli głównej.

Opowiedziałem historię ukochanej, pokiwała głową, zrobiła smutną miną w momentach, w których należało robić smutne miny, ucieszyła się nawróceniem na znowuoddawanie i poszła połazić z psem.
A ja pojechałem oddać krew. Samochodem pojechałem, ale to jeden z ostatnich razy najdroższa komunikacjo miejska. Ha.

Oddanie krwi to prosta procedura. Szatnia, do rejestracji, dowód, legitymacja HDK, tu musiałem podać nowe dane kontaktowe. Potem próbka krwi, w poczekalni poczekujemy na wynik, z nim na badanie lekarskie czyli punkt, który był omijany przez Stację Krwiodawstwa w Kamieniu Pomorskim (a tak, i kij ci w oko doktorze jakiśtam), następnie wywiad: żółtaczka? inne choroby? a co tam ostatnio? przypadkowe byzkanko hetero? a homo? a wbrew woli? jakieś narkotyki? tatuaże? coś pan sobie ostatnio uciął? wszystko u pana wporzo? Standard.
Po wywiadzie lądujemy w maszynerii, takie łóżko, coś jak żona bo wypija krew, dość wygodne, czyli nie jak żona. Na wkłucia patrzeć nie lubię, nie boli, trochę szczypie, można się odwrócić i tak zawsze robię. Telewizor leci lub nie leci, pielęgniarki miłe, można pobajerzyć, poza tym niewiele się dzieje, pobieranie też nie boli, maszyneria szumi jak popsute webasto w mercedesie, czasem zapika jak mikrofalówka, no pełen relaks.
Po skończeniu pielęgniarka odpina, dziękuje, tu palcem przytrzymać wacik, nie, lepiej nie lizać, ha, ha, tu proszę pana kwitung i z kwitungiem idziemy do poczekalni na leżankę.
Leżanka jest od tego, żeby zaraz po oddaniu krwi nie wstać i nie rąbnąć pyskiem o ziemię, straciliśmy ponad pół litra krwi, różnie organizm reaguje. Nieobowiązkowe, jednak można chwilę ochłonąć przy prasie. Prasa jest konkretna i dla facetów. Żadnych Viv, Pań Domu i Tu Wstaw Dowolną Liczbę Łap.
Odpoczęliśmy, kwitung zanosimy do stołówki, należy nam się śniadanie i czekolady. Mi się należało osiem, czadowo, bo czekoladę uwielbiam.
Zjedliśmy, idziemy po zaświadczenie do pracy jeśli potrzeba, należy nam się dzień wolny. Potem szatnia i won do domu wypoczywać i obżerać się czekoladą.
Całość trwa godzinę, może mniej.

To było przeszło tydzień temu.
A w zeszłym tygodniu dostałem pismo ze Stacji Krwiodawstwa w Łodzi, że w związku z moim oddaniem krwi mam się natychmiast z nimi skontaktować.
Pierwsza myśl, wiadomo. Choroba weneryczna. Może tylko kiła, ale co jeśli AIDS? Wyrok. Umieram. k***a, k***a mać.
Na piśmie jest numer telefonu, dzwonię.
- Stacja sracja, słucham.
- Nazywam się i10 i właśnie dostałem od was pismo..
- Sekunda, sprawdzę, A tak, wiem.
Co ona wie?!
- To o co chodzi?
- Nie mogę panu powiedzieć, nie udzielamy takich informacji przez telefon. Proszę koniecznie przyjechać.
Koniecznie? Cholera.
- Do której pracujecie? - nie tracę czasu na przekomarzanie się co mi przez telefon powie, a czego nie.
- Do piątej trzydzieści.
- Zaraz będę.
Wsiadłem w samochód, przeleciałem przez miasto jak wariat. Czerwone, zielone, bez znaczenia. Co mi tam, i tak już nie żyję. Która mnie zaraziła? Dwa lata, nie ogarnę, zresztą nieważne, kurczę gdyby tak cofnąć czas, zero seksu, no kompletne zero, słowo honoru, zostałbym mnichem. Mnichem onanistą. Czy można modlić się o chorobę weneryczną? Można. Boże spraw, żebym miał kiłę!
Dojechałem na miejsce, podchodzę do rejestracji.
- Nazywam się i10, przed chwilą dzwoniłem, tu jest pismo. O CO CHODZI?
- Lekarz musi z panem porozmawiać. Już mu mówiłam, że pan jedzie. Proszę usiąść i poczekać.

Usiadłem, i zrezygnowałem. Skoro lekarz wie, że jadę, wszyscy o mnie wiedzą, to o co chodzi? No AIDS. ch*j, nie ma ratunku. Będę jak Freddie i Matka Teresa. Ona miała AIDS, czy go leczyła? Nieważne.
I jeszcze jak ostatni debil z adidasem przylazłem oddawać krew, co za wielki, wielki obciach.
- Pan i10? Proszę ze mną do gabinetu - powiedział pan doktor. Zaraz przekaże mi wyrok. Szkoda, wygląda na sympatycznego.
Weszliśmy do gabinetu, usiadłem, on usiadł, rozłożył sobie papierologię.
- Musieliśmy zniszczyć pańską krew - powiedział.
No wcale się k***a nie dziwię.
- Panu nie wolno oddawać krwi.
Wiem. Aż tak głupi nie jestem. Oby się nie rozbeczeć.
- Najpierw musi pana zbadać ortopeda.
- Co?
Podniósł jakiś papier.
- Ostatnio oddawał pan krew w Kamieniu Pomorskim, ściągnęliśmy pana kartę i na niej jest wpisane, że musi pan się przebadać ortopedycznie.
Powiedziałem:
- Chrzańcie się - wstałem i wyszedłem.
Będę żył, nie mam AIDS, zniszczyli moją krew. Tak powiedział. Zniszczyli, choć wiedzieli, że nic jej nie było, tej krwi, była spoko luzik. Dar życia, mać.
No i jestem zdrów jak ryba.

Zatem nigdy już nie oddam krwi. Co prawda nie będę jeździł za darmo MPK, ale pieprzyć to. I tak nie jeżdżą do Norwegii.
Miziou • 2013-05-27, 21:14  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (54 piw)
@up

A mnie to wali - nie wchodzę na joemonstera, bo mnie nie bawi - czyli fajnie, że jak ktoś się przekopie przez tony gówna tam, znajdzie coś zabawnego i to wklei tu.

Poza tym - ctrl+c -> ctrl+v? Serio? A ile procent tu jest własnym materiałem? No bez jaj...

Tekst sprawnie napisany i, jak dla mnie, zabawny. Dzięki i piwko.

Po powrocie z USA

Centurion • 2007-10-26, 23:58
23
Trzej Polacy wrócili z Ameryki po kilku miesiącach pracy. Przed spotkaniem z żonami postanowili iść do lekarza przebadać się, bo to nigdy nie wiadomo co człowiek złapie na obczyźnie. Wszedł pierwszy. Nie ma go pół godziny, w końcu wychodzi załamamy.
- No i co lekarz powiedział? - pytają koledzy.
- AIDS!
Wchodzi drugi, znowu go długo nie ma. Wychodzi załamany.
- No i co?
- AIDS!
Wchodzi trzeci. Nie ma go jeszcze dłużej. Nagle wybiega uradowany:
- Kiła! Kiłeczka! Kiłunia!!