Na poboczu drogi stoi zakonnica i próbuje złapać autostop. Deszcz pada, piździ jak cholera, więc w końcu zatrzymuje się przy niej wyj***ne, czerwone porsche. Za kierownicą siedzi piękna, odpicowana czterdziestolatka w futrze z norek i drogiej biżuterii. - Czy może mnie pani podwieźć do klasztoru, który znajduje się kilka kilometrów dalej? - pyta zakonnica. - Oczywiście, proszę wsiadać. Zakonnica wsiadła i samochód ruszył. Siedzi, rozgląda się po samochodzie, patrzy na kobietę aż w końcu pyta: - Przepraszam... Skąd pani ma taki piękny samochód? - Aaa, to prezent od mojego bogatego kochanka z Włoch. Dostałam też od niego ferrari i lamborghini, tym jeżdżę tylko na zakupy. - Aha, aha... Przejechały chwilę w ciszy. - A proszę mi powiedzieć, skąd ma pani takie piękne futro? - Aaa, to od drugiego kochanka, rosyjskiego milionera. Dostaję od niego takie futro co tydzień. - Aha, rozumiem... A proszę mi powiedzieć, skąd ma pani taki piękny naszyjnik? - Aaa, to dostałam od mojego męża, który jest właścicielem wielkiej fabryki i bardzo mnie kocha. - Aha, rozumiem... Samochód wreszcie podjechał do klasztoru. Zakonnica podziękowała i udała się do swojej celi. Siedzi, patrzy długo w ścianę, aż w końcu słyszy pukanie do drzwi. - Kto tam? - pyta zakonnica. - Ksiądz Jan. - W dupę sobie wsadź te swoje czekoladki.
Jak za suche to wp*zdu z tym, a jak było to po tagach tralalala.