Połowa lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Mała parafia gdzieś na wsi. W niedzielny zimowy poranek, ksiądz mieszkający w innej wsi, idzie do drugiej aby tam odprawić mszę. Niespodziewane dolegliwości jelitowe, zmusiły go do skorzystania z osłony niewielkiego zagajnika, obok którego przechodziła droga. Po przeszukaniu kieszeni, znalazł kilka chusteczek, które jednak okazały się niewystarczające, dlatego wytarcie rąk o śnieg było zbawienne. Powąchał ręce i myśli: - Teraz wszyscy mają katar więc może nie będą czuć podczas komunii. W takim przeświadczeniu spokojnie udał się w dalszą drogę. Msza przebiegała normalnie jak zwykle. Podczas komunii bardzo liczna grupa wiernych starszych osób zbliżyła się do ołtarza. Ksiądz wraz z ministrantem zaczęli rozdzielać kolejnym wiernym opłatki wraz z formułką "Ciało Chrystusa". Wierni w skupieniu wracali do swoich ławek by tam odmówić modlitwę dziękczynną. W jednej z ławek, mocno wiekowy, siwy jegomość, zamiast w skupieniu jak pozostali modlić się, coś półgłosem zaczął mamrotać. - Przestań się wiercić stary i bądź cicho!... Syknęła żona. - Jak mam przestać kiedy wszyscy dostali normalne Ciało Chrystusa, a mi się musiał dostać kawałek dupy!