18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

#breżniew

Breżniew

KiejstutPL • 2015-08-19, 16:27
119
W czasach komuny na terenie Zwiazku Radzieckiego ludność mogła sie poszczycić 3 kanałami w telewizorze. I tak odpalając pierwszy program pojawiał się przemawiający Breżniew, włączyło sie drugi i tam znowu Breżniew. Przy włączaniu 3 kanału pojawiał sie na ekranie radziecki generał grożący gułagiem -a ty czego przełączył pierwszy i drugi aa?

Kawał o Generale

WitamSerdecznie • 2014-02-01, 11:34
282
Dlaczego Jaruzelski ma tak czerwone usta?

spoiler
martinkane • 2014-02-01, 11:37  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (43 piw)
A Tusk dlaczego???? bo Merkel ma okres :D
13
Mit groźby radzieckiej inwazji w 1981 roku w opinii sowieckich prominentów

Jak wynika z sondażu CBOS przeprowadzonego w pierwszej połowie listopada 2011r. co trzeci ankietowany podziela opinię, jakoby wprowadzenie stanu wojennego miało na celu uchronienie Polski przed radziecką interwencją zbrojną. Praktycznie taki sam odsetek badanych wyrażał przekonanie, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była kierowana chęcią utrzymania władzy przez ówczesne kierownictwo partii. Jeszcze bardziej interesujący obraz sytuacji wyłania się z badań przeprowadzonych przez OBOP, niemal równolegle do badań CBOS, w których przeszło połowa respondentów wyrażała opinię, zgodnie z którą stan wojenny uchronił kraj przed napaścią radziecką.
Ktoś może powiedzieć – nic szczególnego, ot zwyczajna rozbieżność opinii wobec oceny faktu sprzed trzydziestu lat. Najpewniej wiele innych, również ważnych faktów historycznych będzie budziło najróżniejsze skojarzenia i opinie. Wydaje się jednak, że w tym przypadku mamy do czynienia z bardzo silną manipulacją dokonywaną na pamięci zbiorowej polskiego społeczeństwa, mającej na celu jej zaciemnienie i rozmycie. W rzeczywistości bowiem, nie chodzi o wydarzenie pozostające w głęboko skrywanej tajemnicy, nie chodzi o spisek tajnych służb, o zdarzenie z mozołem odkrywane przez pasjonatów zagadek historycznych, ale o wydarzenie, co do którego dysponujemy bardzo bogatym materiałem faktograficznym, który nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, co do prawdziwych motywów jego dokonania.
Naturalnie, można spierać się o oceny pewnych wydarzeń, dywagować nad tym, co by było gdyby, czy można było pokierować tym inaczej, jak zachowalibyśmy się dzisiaj. Do tego każdy ma prawo i jak najbardziej nie mam zamiaru tego zmieniać. Ale w tym wypadku nie chodzi o ocenę, o opinię, o dywagację, ale o zwyczajne stwierdzenie historycznego faktu. Jak wynika z dostępnych powszechnie danych, materiałów historycznych, archiwalnych dokumentów, wspomnień uczestników tamtych wydarzeń, równie dobrze moglibyśmy się spierać o to, czy rzeczywistym motywem wybuchu drugiej wojny światowej była rzekoma polska prowokacja w Gliwicach, czy może plany polskiej interwencji wojskowej na terenie III Rzeszy. Ktoś powie, że przesadzam, ale absolutnie nie, nie ma tu żadnej przesady, ocena motywów wprowadzenia stanu wojennego jest obecnie tak samo jednoznaczna.
Aby nie pozostać gołosłownym pozwolę sobie przytoczyć chociaż kilka argumentów, które poświadczają takie stanowisko. Pochodzą one przede wszystkim ze źródeł radzieckich i później rosyjskich, co jest o tyle ważne, o ile rzekomo to właśnie tam miały zapadać decyzje o możliwości wprowadzenia wojsk Układu Warszawskiego na tereny PRL. Dysponujemy też materiałami niedawno udostępnionymi przez NATO, które dysponując materiałami wywiadowczymi posiadało cenne informacje na temat planów militarnych strony sowieckiej.


Przewidywania i brak pewności NATO


Właśnie z dokumentów przedstawionych przez NATO, a pochodzących z tygodni bezpośrednio poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego wynika, iż sowiecka interwencja w Polsce była brana pod uwagę tylko i wyłącznie w przypadku zbrojnej interwencji NATO bądź w przypadku wybuchu faktycznej anarchii lub wojny domowej w Polsce. Pierwszy warunek można odrzucić wprost, ponieważ nie ma żadnych dokumentów, które chociażby sugerowały możliwość agresji Sojuszu Północnoatlantyckiego na tereny Polski, tym bardziej z pominięciem agresji na NRD. Także spełnienie drugiego warunku było nierealne, głównie ze względu na to, że rzekoma wojna domowa nie mogłaby dojść do skutku, w sytuacji, w której opozycja antykomunistyczna nie dysponowała dostępem do środków prowadzenia walk, na wystarczającą skalę. Można tu powiedzieć, że istniała tylko jedna strona przygotowana do prowadzenia walki, a jak wiadomo, do tanga trzeba dwojga.
NATO miało jednak świadomość tego, że lada moment w Polsce dojdzie do poważnych zmian. Na zaledwie cztery dni przed wprowadzeniem stanu wojennego, 9 grudnia Komitet Wojskowy NATO wyraźnie wskazywał, że eskalacja kryzysu politycznego dochodzi do punktu przełomowego i „szykuje się coś niezwykłego”. Z kolei, niezwykle ciekawa depesza NATO-wska pochodzi z samego 13 grudnia, ponieważ pojawiają się w niej słowa, których echo przebrzmiewa w Polsce do dzisiaj. Zauważano bowiem, że Jaruzelski, aby dokonać pacyfikacji społeczeństwa i zachować resztki autorytetu „będzie musiał przekonać społeczeństwo, iż działa w dobrej wierze i po to, aby uniknąć interwencji sowieckiej”. Już wtedy zatem zdawano sobie sprawę z tego, że sowieckie alibi prędzej czy później będzie uruchomione. Zapewne nie spodziewali się, że banda Jaruzelskiego sięgnie po nie tak późno, ale o tym może dalej.[/list]

Opinie szefa KGB i szefa MON ZSRR


Przejdźmy jednak do dokumentów radzieckich i rosyjskich, które odsłaniają pełną prawdę o motywach zorganizowania i ogłoszenia stanu wojennego w Polsce w 1981 roku. Rosyjski historyk Rudolf Pichoja, zajmujący się w sposób szczególny tym zagadnieniem zdecydowanie podkreśla, że w momencie katastrofalnej sytuacji gospodarczej, w jakiej znajdował się Związek Radziecki, a także w momencie trwającej od dwóch lat wyniszczającej wojny w Afganie, przeprowadzenie innej zbrojnej interwencji było zwyczajnie niewykonalne. Wyraźnie wskazuje, że „w żadnym z protokołów Biura Politycznego nie znalazła się bezpośrednia wzmianka o przygotowaniach do ewentualnego wkroczenia wojsk radzieckich do Polski".
Jak wynika z zachowanych stenogramów rozmów prowadzonych na najwyższym szczeblu radzieckim, szef KGB Jurij Andropow w październiku 1981 roku mówił: „Powinniśmy twardo trzymać się swojej linii – nie wprowadzać do Polski naszych wojsk”. W podobnym zdecydowanym tonie wypowiadał się minister obrony ZSRR Dymitr Ustinow: „W ogóle należy powiedzieć, że nie powinniśmy wprowadzać do Polski naszych wojsk”.
Minęły kolejne tygodnie, aby na trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego Andropow powiedział: „Choć popieramy ideę internacjonalistycznej pomocy i jesteśmy zaniepokojeni sytuacją w Polsce, problem musi być rozwiązany własnymi siłami przez polskich towarzyszy. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski”. Należy jednoznacznie wyjaśnić jednak, że głównemu wówczas czekiście bynajmniej nie chodziło o dobro naszego kraju, jego ocena sytuacji była podyktowana troską o kondycję systemu władzy w samym ZSRR, a tym samym o własny stołek. Z resztą sam Andropow obszernie uzasadniał decyzję o nie wysyłania wojsk radzieckich do Polski: „Nie możemy ryzykować. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sprawa z Polską, ale jeśli nawet Polska będzie pod władzą "Solidarności", to będzie to tylko tyle. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie. Powinniśmy przejawiać troskę o nasz kraj, o umacnianie Związku Radzieckiego”. Z kolei Ustinow nie pozostawiał wówczas żadnych wątpliwości co do radzieckich intencji wobec Polski: „W toku prowadzonych rozmów odpowiedzieć Polakom, że (…) my nie szykujemy się do wprowadzenia wojsk na terytorium Polski”.

Opinie kierownika rezydentury KGB w Polsce

Powyższe słowa Andropowa i Ustinowa znajdują potwierdzenie także we wspomnieniach Witalija Pawłowa, kierownika rezydentury KGB w Polsce. Odnosząc się do decyzji podejmowanych w tygodniach bezpośrednio poprzedzających ogłoszenie stanu wojennego w Polsce Pawłow pisał: „Ani jedna interwencja radzieckich wojsk – ani na Węgrzech, ani w Czechosłowacji, ani w Afganistanie – nie dokonała się bez uprzedniej decyzji politycznej. A w płaszczyźnie politycznej kwestia wkroczenia wojsk radzieckich do Polski nie była omawiana (...). Na Biurze Politycznym ani razu nie stawiano pytania – wkraczać do Polski czy też nie (...). Wiem z całą pewnością, że Andropow, Ustinow i Gromyko występowali kategorycznie przeciwko. Dzisiaj sądzę, że po prostu obawiali się, że w Polsce będzie o wiele trudniej niż w Afganistanie (...). Osobiście wiedziałem, że o żadnej interwencji nie może być mowy”.
Pawłow wspomina również pewne zdarzenie z lata 1981 roku, kiedy to anonsował w centrali KGB nowego polskiego szefa MSW, gen. Czesława Kiszczaka. Epizod ten jest też ciekawym z punktu widzenia relacji zachodzących między polskimi dyspozyturami a radzieckimi mocodawcami, ponieważ jak się okazuje szef polskiego MSW zaraz po odebraniu nominacji w Warszawie musiał jechać do Moskwy, aby złożyć hołd lenny szefowi wywiadu sowieckiego. Wróćmy jednak do wspomnień Pawłowa, w kontekście potencjalnej agresji sowieckiej w Polsce. W czasie tego spotkania, mającego miejsce na pół roku przed wprowadzeniem stanu wojennego Andropow powiedział Kiszczakowi: „Drogi towarzyszu Kiszczak. Przekaż Stanisławowi [Kani] i towarzyszowi Jaruzelskiemu, że nie mamy najmniejszego zamiaru wprowadzać swoich wojsk. Nie chcemy i nie możemy tego zrobić. Mamy dość Afganistanu”. Jakim więc cudem Kiszczak może opowiadać bajki o tym, że polskie kierownictwo obawiało się radzieckiej interwencji, skoro sam szef KGB osobiście wykluczał możliwość takiej interwencji, nie mówiąc już o tym, aby takową miał straszyć?

Opinie i wspomnienia szefa sztabu głównego Układu Warszawskiego

Kolejnym wysoko postawionym wojskowym sowieckim, którego wspomnienia z tego okresu przekreślają wyjaśnienia składane przez Jaruzelskiego, Kiszczaka, Siwickiego oraz różnych środowisk medialnych i politycznych, które ich wspierają jest gen. armii Anatolij Gribkow, który w momencie wprowadzania stanu wojennego w Polsce pełnił funkcję szefa sztabu Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego, czyli nominalnie najwyższego dowódcy tego sojuszu. Omawiając przebieg naradę składu MON ZSRR z grudnia 1981 roku Gribkow wspomina, że szef sztabu armii czerwonej Nikołaj Ogarkow „nie proponował skrajnych rozwiązań – wykorzystania wojsk (…) państw sojuszniczych. [Wprawdzie] niektórzy uczestnicy narady przedstawiali propozycje radykalne i jednoznacznie opowiadali się za wprowadzeniem wojsk, [to] większość występujących była jednak temu przeciwna”. Także sam Gribkow obecny na tej naradzie zabrał głos ostrzegając: „Wojsko Polskie zachowuje zdolność bojową, jest nastawione patriotycznie. Do własnego narodu strzelać nie będzie. W wypadku wprowadzenia (…) wojsk sojuszniczych, kierownictwo Solidarności wezwie naród do walki. (…) Może rozpocząć się wojna domowa”. Jeszcze dalej wyjaśnia sprawę bardziej przekonująco: „w żadnym wypadku nie wolno do Polski wprowadzać sojuszniczych wojsk. Następstwa takiej akcji są nie do przewidzenia. Na całym świecie stracimy autorytet i wielu przyjaciół. Zachód nie będzie patrzył na naszą akcję przez palce. [Stąd] istniejący kryzys (…) polskie kierownictwo powinno rozwiązać własnymi siłami”. Na naradzie obecny był również wspominany już wcześniej Ustinow, który podsumował wypowiedzi swoich poprzedników następująco: „wprowadzenie wojsk to katastrofa dla Polski i dla Związku Radzieckiego”.
Opinie pracownika KC KPZR ds. państw bloku sowieckiego
Jeszcze zupełnie inne światło na stanowisko sowieckie wobec polskiego kryzysu rzucają zapiski prowadzone przez ówczesnego pracownika KC KPZR zajmującego się państwami bloku sowieckiego, Anatolija Czerniajewa. Już 19 września 1980 roku, a więc w krótkim czasie po gdańskich porozumieniach sierpniowych zanotował w swoim notesie wymowne słowa „Polacy nie Szwejki”. Było to bezpośrednim nawiązaniem do 1968 roku, do czasu „Praskiej Wiosny”, kiedy to wojska Układu Warszawskiego pod presją sowiecką najechały Czechosłowację. Czerniajew dawał zatem wyraz temu, że w Polsce taka interwencja nie będzie możliwa, że będzie groziła wybuchem otwartej wojny domowej, która może spowodować reakcję państw NATO. Chodziło głównie o to, że polskie społeczeństwo było zupełnie inne niż czeskie, powstanie „Solidarności” było sygnałem, że nie jest to zatomizowana masa, ale jest to społeczeństwo o potężnym potencjale mobilizacyjnym. Radzieccy analitycy zauważali też, że nawet polska armia może okazać się czynnikiem niepewnym, zbytnio przywiązanym do uczuć patriotycznych, przez co może nie złożyć broni przed „bratnimi sojusznikami”.
Z zapisków tego samego Czerniajewa sporządzanych rok później, jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce wynika, że nawet sam sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew wydawał się pogodzony z możliwością utraty Polski, bądź też możliwości zaistnienia tam poważnych zmian politycznych. Pisał bowiem: „Breżniew powiedział, że relacje z Polską będą się układały w zależności od tego, jaka ona będzie w przyszłości... Jeśli pozostanie socjalistyczna, stosunki będą internacjonalistyczne, jeśli zaś stanie się kapitalistyczna – będą inne relacje, zarówno na płaszczyźnie państwowej, gospodarczej, jak i politycznej". Z tych słów wynika jednoznacznie, że z pewnością Breżniew musiał brać pod uwagę możliwość przejęcia władzy w Polsce przez „Solidarność”, chociaż na pewno brał ten wariant jako ostateczność, w dodatku bardzo niekorzystna ostateczność. Na pewno jednak nie zamierzał ryzykować wojną światową w obronie bandy zebranej wokół kierownictwa PZPR.

Opinie najbliższego pretorianina Breżniewa

W sprawę kryzysu politycznego w Polsce zaangażowany był co zrozumiałe także czołowy ideolog partii radzieckiej, najwierniejszy pretorianin Breżniewa, Michaił Susłow. To on 7 grudnia 1981 roku przekazał radzieckiemu ambasadorowi w Polsce, Borysowi Aristowowi, że nikt ze ścisłego kierownictwa KPZR nie przyjedzie w najbliższym czasie do Polski, że wojska radzieckie nie zostaną wykorzystane operacyjnie na terytorium PRL, a kryzys polityczny ma zostać załatwiony siłami polskich komunistów. Podobnie jak inni radzieccy prominenci także i Susłow uzasadnia swoje stanowisko trudną sytuacją gospodarczą w jakiej znajdował się wówczas ZSRR, trwającą wojną w Afganie oraz możliwością ekonomicznej interwencji NATO skierowanej w Moskwę w przypadku otwartego wejścia zbrojnego do Polski. Mówił wówczas: „Prowadzimy na wielką skalę walkę o pokój i nie możemy obecnie zmieniać swego stanowiska. Światowa opinia publiczna nas nie zrozumie”. Wspomniał jedynie, że kwestie ewentualnej pomocy ekonomicznej zostaną bliżej przedstawione przez Nikołaja Bajbakowa, przewodniczącego rządowej komisji planowania. Z relacji samego Aristowa wynika, że komunikat Susłowa został przekazany na ręce Jaruzelskiego i ten doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie jest stanowisko radzieckich towarzyszy.
Generał prosi sowietów o zbrojną interwencję w Polsce
Wspomnienia Aristowa potwierdzają zapiski i dyspozycje samego Jaruzelskiego, który następnego dnia na naradach z własnymi towarzyszami przerażony wybąkał „Związek Radziecki dystansuje się od nas”. Nie tracił jednak nadziei na bratnią pomoc, podobną do tej, jakiej zaznała trzynaście lat wcześniej Czechosłowacja. Natychmiast wysyła gen. Floriana Siwickiego ówczesnego szefa sztabu generalnego LWP oraz wiceszefa MON do z marsz. Wiktora Kulikowa głównodowodzącego wojsk Układu Warszawskiego, aby ten jeszcze raz upewnił się, jakie jest stanowisko sowieckie w tej sprawie. Oficjalnie Siwicki miał upewnić się czy sowieci nie planują zbrojnej inwazji w przypadku pogłębienia się kryzysu w Polsce, jednak w rzeczywistości miał możliwie delikatnie naciskać na sowietów, aby ci przyszli ekipie Jaruzelskiego ze zbrojną pomocą wymierzoną przeciwko polskiemu społeczeństwu.
Kiedy misja Siwickiego spaliła na panewce i nie uzyskał on obietnicy radzieckiej pomocy militarnej sam Jaruzelski podjął jeszcze rozpaczliwą próbę interwencji u Kulikowa. Jak wnika bowiem z zapisków Wiktora Anoszkina, który był wówczas adiutantem Kulikowa Jaruzelski w następujący sposób przekonywał sowieckiego towarzysza: "Strajki są dla nas najlepszym wariantem. Robotnicy pozostaną na miejscu. Będzie gorzej, jeśli wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne itd. Gdyby to miało ogarnąć cały kraj, to wy będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady". Mamy już tu do czynienia z jawną zdradą stanu i zbrodnią przeciwko własnemu narodowi jakiej dopuszcza się Jaruzelski wysyłając swojego pomagiera do sowietów, aby prosił o to, aby ci zaatakowali Polskę.
Sam Jaruzelski od dawna doskonale wiedział, że sowieci właśnie od niego oczekują rozprawy z własnym narodem. W tym miejscu postać Jaruzelskiego jawi się niemal faktycznie tragicznie, jako osoba przed którą postawiono trudny wybór: albo dobro ojczyzny albo ochrona stanowiska. No rzeczywiście, wybór niesłychanie trudny. Sam zainteresowany jeszcze w październiku starał się ratować skórę próbując chociaż część odpowiedzialności zrzucić na sowieckich towarzyszy. W czasie telefonicznej rozmowy z Breżniewem, które miało miejsce 19 października, a zatem zaraz po tym, jak Jaruzelski zastąpił Stanisława Kanię na stanowisku pierwszego sekretarza KC PZPR miała miejsce następująca wymiana zdań:

– Dzień dobry, Wojciechu.
– Dzień dobry, wielce szanowny, drogi Leonidzie Iljiczu…
– Masz największy autorytet w partii. Natchniesz ją duchem walki. Podołasz, Wojciechu, podołasz.
– Dziękuję za zaufanie, jakie mi okazaliście, drogi towarzyszu Leonidzie Iljiczu. To bardzo ciężkie i trudne zadanie. Ale rozumiem, że to słuszne i konieczne, skoro wy sami tak uważacie. Zrobię wszystko, jako komunista i żołnierz, żeby okazanego mi przez was zaufania nie zawieść. Chciałem wam zameldować, towarzyszu Leonidzie Iljiczu, że będziemy bić przeciwnika, żeby to przynosiło rezultaty.


Czy naprawdę potrzeba czegoś więcej? Myślę, że wszelkie komentarze są zbędne. Jaruzelski był postacią ze wszech miar negatywną, o mentalności lokaja biegającego na posyłki do sowieckich towarzyszy, która nie cofnie się przed żadną zbrodnią jeśli tylko będą jej od niego wymagali. Owszem, może pomarudzi, może spróbuje się jakoś wymigać, ale koniec końców stanie na wysokości zadania, aby tylko przypodobać się radzieckim mocodawcom. Bardzo prawdopodobne jest, że podobne oczekiwania sowieci wystosowali wobec Stanisława Kani, który jednak nie zdecydował się wypowiedzieć wojny własnemu narodowi. W oczach sowietów okazał się za miękki, potrzebowali kogoś bez zahamowań, kogoś kto nie myśli tylko działa, Jaruzelski okazał się idealny. Jak widać jednak, kiedy objął stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR, dysponując już władzą premiera PRL oraz szefa MON, a zatem de facto już wówczas pełnią władzy w kraju nie tylko nie próbował ratować kraju przed widmem wojny domowej czy katastrofy gospodarczej, ale wręcz przeciwnie, szczuł jeszcze naród polski sowieckimi wojskami. Nie tylko nie obawiał się interwencji radzieckiej w Polsce, ponieważ doskonale wiedział, że sowieci nie mają najmniejszej ochoty wysyłać wojsk na ulice polskich miast i wiosek. On sam nalegał na to, aby radzieccy towarzysze uratowali jego stołek rozjeżdżając „Solidarność” gąsienicami swoich czołgów. Dopiero kiedy stało się jasne, że sowieci jednak nie wejdą, zdecydował się samemu wypowiedzieć wojnę własnemu narodowi. Z pewnością należy go jednoznacznie określić jako sowieckiego agenta na terenie PRL, jako zdrajcę narodu polskiego, tchórza i mordercę.

Fabrykowanie pamięci zbiorowej o stanie wojennym

Sprawa oceny motywów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w 1981 roku jest z punktu widzenia historycznego czymś oczywistym jak atak japoński na Pearl Harbor albo zburzenie muru berlińskiego. To jest zwyczajny fakt historyczny, bardzo dobrze udokumentowany w źródłach, dokumentach, depeszach, stenogramach, listach, co do których autentyczności nie ma cienia wątpliwości. Z drugiej strony sam fakt, że po trzydziestu latach od wprowadzenia stanu wojennego blisko połowa polskiego społeczeństwa wierzy w bajkę wymyśloną przez Jaruzelskiego i jego klikę już po porozumieniach okrągłostołowych jest czymś zdumiewającym. Jest to żywym dowodem na to, jak silne są w Polsce środowiska którym tak bardzo zależy na zakłamaniu rzeczywistości, na tym, aby prawda o tamtych wydarzeniach nie przedostała się do szerszej opinii społecznej.
Prawda o Jaruzelskim i jego bandzie nie może przedostać się do świadomości polskiego społeczeństwa, ponieważ wówczas autorytet wszystkich tych, którzy z nim się dogadywali zostałby zmieszany z błotem. Jak bowiem wyjaśnić, że kierownictwo „Solidarności” obściskiwało się i piło wódkę ze zdrajcą narodu, mordercą, tchórzem, sowieckim agentem, człowiekiem który rozjechał czołgami kształtujące się polskie społeczeństwo obywatelskie, który doprowadził ten kraj na skraj katastrofy gospodarczej i ekonomicznej. To byłoby niemożliwe, zatem konieczne było zniekształcenie zbiorowej pamięci o tamtych wydarzeniach, tak aby przedstawić Jaruzelskiego, jako polskiego patriotę, zmuszonego do podjęcia tak straszliwej decyzji i wzięcia na swe barki tak straszliwej odpowiedzialności.
To zadanie wzięła na siebie przede wszystkim Gazeta Wyborcza ale zaraz za nią inne środowiska polityczne, medialne i prawnicze, które wzięły pod ochronę dobre imię „generała”. Miesiąc w miesiąc, rok w rok sączono w mediach mniej lub bardziej wyraźne komunikaty mające na celu przekonanie Polaków, że ryzyko interwencji radzieckiej w 1981 roku było realne. Wpajano do głów i nadal się wpaja to samo kłamstwo, które z historycznego punktu widzenia można zwyczajnie obśmiać. Jak kłamstwo powtarzane setki razy istotnie uzyskuje znamiona prawdy, czego dowodzą publikowane sondaże CBOS i OBOP. Prawda jest jednak taka, że żyjemy w społeczeństwie świadomie manipulowanym i okłamywanym przez najważniejsze i najbardziej wpływowe środowiska opiniotwórcze. To przykre, ale takie społeczeństwo nigdy nie dorośnie do miana społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznego.

Źródło: wpisz temat postu w Google a znajdziesz :idea:

Posiedzenie Politbiura KC KPZR z 10 grudnia 1981r.

Anonymous • 2013-11-11, 16:38
14
Jako że spotkałem sie tu z dużą ilością dyskusji na temat że wspaniały Jaruzel uchronił nas przed radziecką nawałą wprowadzając stan wojenny, to chciałbym wam dac do przeczytania stenogram z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR z 10.12.1981, które rozwiewa wszelkie wątpliwości.




"Stempel Specjalnej Komisji do spraw Archiwów przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej. Dokument odtajniony. Protokół nr 31 z 20 sierpnia 1993 roku

Ściśle tajne

Jedyny egzemplarz

(zapis roboczy)

Posiedzenie Biura Politycznego KC KPZR dnia 10 grudnia 1981 roku

Przewodniczył tow. Breżniew L.I.

Byli obecni: Andropow Ju. W., Griszin W. W., Gromyko A. A., Kirilenko A. P., Pelsze A. Ja., Susłow M. A., Ustinow D. F., Czernienko K. U., Demiczew P. N., Ponomariew B. N., Sołomiencew M. S., Kapitonow I. W., Dołgich W. I., Rusakow K. W.

I. W kwestii sytuacji w Polsce

BREŻNIEW. Problem ten nie został zaznaczony w naszym programie dnia. Sądzę jednak, że posiedzenie Biura Politycznego należało by rozpocząć od tej kwestii, ponieważ specjalnie oddelegowaliśmy do Polski tow. tow. Bajbakowa i Kulikowa celem przedyskutowania z towarzyszami polskimi problemów nabrzmiałych i nie cierpiących zwłoki. 8 grudnia tow. Kulikow poinformował o rozmowach, jakie przeprowadził w Warszawie, a wczoraj, 9 grudnia, tow. Bajbakow doniósł z Warszawy, że rozmawiał z tow. Jaruzelskim. Z ostatnich rozmów tow. Bajbakowa widać, że towarzysze polscy mają nadzieję, iż otrzymają dodatkowo w I kwartale przyszłego roku z ZSRR i innych krajów socjalistycznych surowce i materiały w przybliżeniu o wartości 1,5 mld dolarów. W tym: rudę żelaza, metale kolorowe, nawozy, ropę naftową, szyny, zboże i inne.

Przy tym, jak widzicie, towarzysze polscy mają na myśli, że dostawy towarów z ZSRR do Polski w roku 1982 będą zachowane na poziomie roku 1981. Tow. Bajbakow poinformował swoich rozmówców, że wszystkie ich prośby zostaną przekazane do Moskwy.

Być może, powinniśmy polecić już teraz tow. tow. Tichonowowi, Kirilence, Dołgichowi, Skaczkowowi, Archipowowi, nie czekając na ostateczne porozumienie, dalsze badanie tego zagadnienia wziąwszy pod uwagę wymianę zdań.

A teraz wysłuchajmy tow. Bajbakowa.

BAJBAKOW: W zgodzie z poleceniem Biura Politycznego wyjechałem do Warszawy. Spotykałem się tam ze wszystkimi towarzyszami, z którymi koniecznie trzeba było omówić kwestie, które mi powierzono.

Przede wszystkim rozmawiałem z zastępcą przewodniczącego Rady Ministrów, tow. Obodowskim. W rozmowie tej towarzysze polscy postawili kwestię pomocy gospodarczej. O prośbie Polski poinformowałem Moskwę w szyfrówce.

Należy powiedzieć, że lista towarów, które zaliczają oni do pomocy udzielanej przez nas PRL, składa się z 350 pozycji na sumę 1,4 mld rubli. Wchodzą w to takie towary jak 2 mln ton zbóż, 25 tys. ton mięsa, 625 tys. ton rudy żelaza i wiele innych towarów. Wziąwszy pod uwagę to, co mieliśmy zamiar dać Polsce w 1982 roku, ogólna suma pomocy dla Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wyniesie przykładowo 4,4 mld rubli, jeśli wziąć pod uwagę prośby przedstawione przez towarzyszy polskich.

Obecnie nadchodzi czas, gdy Polska musi spłacać kredyty krajom zachodnioeuropejskim. Polska potrzebuje na to minimum 2,8 mln rubli transferowych. Kiedy słuchałem towarzyszy polskich o tym, o co oni proszą i na jaką sumę cała ta pomoc opiewa, to postawiłem pytanie, że powinniśmy mieć stosunki ekonomiczne na zbilansowanej podstawie. Przy tym zauważyłem, że przemysł polski nie wypełnia planu i to w dość znacznych rozmiarach. Przemysł węglowy, który stanowi główne źródło uzyskiwania dewiz, w istocie jest zdezorganizowany i nie podejmuje się koniecznych kroków, strajki trwają nadal. A teraz, kiedy nie ma strajków, wydobycie węgla również pozostaje na bardzo niskim poziomie.

Lub, na przykład, powiedzmy, chłopi dysponują produkcją, mają zboże, wyroby mięsne, warzywa itd., ale oni nie dają niczego państwu, zajmują pozycję wyczekującą. Na prywatnych rynkach handel prowadzony jest dość aktywnie i na bardzo wysokich cenach.

Powiedziałem wprost towarzyszom polskim, że trzeba podejmować bardziej zdecydowane kroki, kiedy już powstała taka sytuacja.

Być może wprowadzić coś w rodzaju dostaw przymusowych.

Jeśli mówić, na przykład, o zapasach zboża, to Polska a w tym roku ponad 2 mln ton. Naród nie głoduje. Mieszkańcy miast jeżdżą na rynki, na wsi, kupują wszystkie produkty, które są dla nich nieodzowne. I te produkty są.

Jak wiadomo, na podstawie decyzji Biura Politycznego i na prośbę towarzyszy polskich, udzielamy im pomocy w postaci dostawy 30 tys. ton mięsa. Z tych 30 tys. ton już wysłano za granicę 16 tys. ton. Należy powiedzieć, że produkcja, w naszym wypadku mięso, dostarczana jest w brudnych, nie wyczyszczonych wagonach, [poprzednio użytych do transportu rudy], w bardzo nieprzyjemnej postaci. Przy rozładowywaniu tej produkcji na polskich stacjach ma miejsce prawdziwy sabotaż.

Pod adresem Związku Sowieckiego, ludzi sowieckich, Polacy wypowiadają najbardziej nieprzystojne słowa, odmawiają czyszczenia wagonów itd. Wszystkich tych zniewag, sypiących się pod naszym adresem, po prostu nie można policzyć.

Wyczuwając taką sytuację ze stanem bilansu płatniczego, Polacy chcą wprowadzić moratorium na spłatę zadłużenia krajom zachodnim. Jeśli ogłoszą oni moratorium, to wszystkie polskie statki znajdujące się na wodach terytorialnych jakichkolwiek państw lub w ich portach i cały inny majątek w krajach, w stosunku do których Polska jest zadłużona, zostaną aresztowane. Dlatego Polacy wydali teraz rozkaz kapitanom okrętów, aby opuścili porty i znaleźli się na wodach neutralnych.

Teraz powiem kilka słów o rozmowie z tow. Jaruzelskim. On potwierdził prośbę, wypowiedzianą przez Obodowskiego w sprawie dostawy towarów. Następnie, wieczorem, razem z ambasadorem i tow. Kulikowem znów byliśmy u Jaruzelskiego. Przy tej rozmowie byli obecni rwnież Obodowski i sekretarz KC PZPR, zajmujący się tymi kwestiami.

Jaruzelski znajdował się w bardzo rozstrojonym stanie. Czuło się, że na niego silnie wpłynął list głowy polskiego Kościoła katolickiego, arcybiskupa Glempa, który, jak wiadomo, obiecał wypowiedzieć świętą wojnę władzom polskim.

Prawda, Jaruzelski, zaraz odpowiedział, że w wypadku wystąpienia "Solidarności", oni odizolują wszystkie wrogie elementy.

Co się tyczy organizacji partyjnych, to w terenie zostały one rozbite i w istocie nic nie robią. I w całości o partii Jaruzelski powiedział, że w istocie ona nie istnieje. Kraj rozpada się, teren nie otrzymuje żadnego wsparcia, dlatego że Komitet Centralny i rząd nie dają twardych i jasnych instrukcji. Sam Jaruzelski stał się człowiekiem bardzo niezrównoważonym i nie jest pewny swych sił.

RUSAKOW. Tow. Bajbakow prawidłowo przedstawił sytuację co się tyczy stanu gospodarki polskiej. Co powinniśmy byli teraz zrobić? Wydaje mi się, że trzeba dostarczyć do Polski te towary, które zostały przewidziane w porozumieniach ekonomicznych, i ta dostawa nie powinna przewyższać ilości towarów, które dostarczyliśmy w I kwartale roku ubiegłego.

BREŻNIEW. A czy możemy to dać teraz?

BAJBAKOW. Leonidzie Iliczu, to można dać tylko z rezerwy państwowej lub kosztem zmniejszenia dostaw na rynek wewnętrzny.

RUSAKOW – Przedwczoraj odbyła się u nich narada sekretarzy komitetów wojewódzkich. Jak informował tow. Aristow, sekretarze komitetów wojewódzkich zupełnie nie rozumieją przemówienia tow. Jaruzelskiego, który nie przedstawił jasnych, wyraźnych wytycznych. Nikt nie wie, co nastąpi w najbliższych dniach. Była mowa o „operacji Z”.

Początkowo mówiono, że odbędzie się ona w nocy z jedenastego na dwunasty.

A obecnie już słyszy się, że będzie to około dwudziestego. Przewiduje się, że przewodniczący Rady Państwa Jabłoński wystąpi w radiu i w telewizji i ogłosi wprowadzenie stanu wojennego. Tymczasem Jaruzelski oświadczył, że prawo o ogłoszeniu stanu wojennego będzie można wprowadzić dopiero po rozpatrzeniu go przez Sejm, a posiedzenie Sejmu wyznaczone jest na 15 grudnia. Tak więc wszystko mocno się komplikuje. Podano do wiadomości publicznej porządek obrad Sejmu. Nie ma w nim punktu o wprowadzeniu stanu wojennego. Ale w każdym razie o tym, że rząd zamierza wprowadzić stan wojenny, „Solidarność” dobrze wie i ze swej strony przedsiębierze wszystkie niezbędne środki, żeby stan wojenny został ogłoszony.

Sam Jaruzelski mówi, że wolałby wystąpić z orędziem do narodu polskiego. Ale

w swym orędziu nie będzie wspominał o partii, lecz zwróci się do narodu, licząc na jego patriotyzm.

Jaruzelski mówi o konieczności ogłoszenia dyktatury wojskowej, jak to było za Piłsudskiego, wskazując równoczesnie, że naród polski zrozumie to lepiej niż cokolwiek innego.

Jeśli chodzi o takich działaczy jak Olszowski, to ostatnio przemawia on bardziej stanowczo i trzeba powiedzieć, że na posiedzeniu Biura Politycznego decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego i zastosowaniu bardziej zdecydowanych środków przeciw ekstremistycznym działaczom „Solidarności” była przyjęta jednomyślnie, nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Równocześnie Jaruzelski nosi się z myślą porozumienia się w tej sprawie z sojusznikami. Mówi, że gdyby siły polskie nie złamały oporu „Solidarności”, to towarzysze polscy liczą na pomoc innych krajów, nawet na wprowadzenie wojsk na terytorium Polski.

Jaruzelski powołuje się w tej sprawie na wystąpienie tow. Kulikowa, który miał rzekomo powiedzieć, że pomoc zbrojna ZSRR i państw sojuszniczych zostanie Polsce udzielona. Jednak, o ile wiem, tow. Kulikow nie powiedział tego wprost, powtórzył tylko słowa, których w swoim czasie użył Leonid Breżniew, że nie opuścimy PRL w nieszczęściu.

Jeśli chodzi o to, co się dzieje w województwach, trzeba otwarcie powiedzieć, że zupełnie nie dostrzega się tam wpływu organizacji partyjnych. W pewnym stopniu działają jeszcze władze administracyjne. Prawdę mówiąc, cała władza znalazła się w rękach „Solidarności”. Wygląda na to, że słowa Jaruzelskiego to mydlenie nam oczu, ponieważ w jego wypowiedziach nie widać rzeczowej analizy. Jeżeli teraz prędko się nie zorganizują, nie zewrą szeregów i nie zadziałają przeciw naciskowi „Solidarności”, w Polsce nie nastąpi poprawa sytuacji.

ANDROPOW: Z rozmów z Jaruzelskim wynika, że na razie nie podjęli oni stanowczej decyzji i nawet pomimo jednogłośnego postanowienia Biura Politycznego KC PZPR o wprowadzeniu stanu wojennego, nie widzimy na razie konkretnych działań ze strony władz.

Ekstremiści z „Solidarności” chwycili kierownictwo PRL za gardło.

Kościół też ostatnio jasno określił swoje stanowisko; przeszedł na stronę „Solidarności”.

W tych warunkach towarzysze polscy rzeczywiście muszą szybko podjąć „operację Z”. Tymczasem Jaruzelski oświadcza, że zdecyduje się na „operację Z” wówczas, gdy „Solidarność” ich do tego zmusi. To bardzo niepokojący objaw, tym bardziej, że ostatnie posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR i powzięta na nim uchwała o wprowadzeniu stanu wojennego świadczy o tym, że Biuro jest bardziej zdecydowane. Wszyscy członkowie Biura opowiedzieli się za energicznym działaniem. Ta uchwała przyparła Jaruzelskiego do muru i teraz jest on zmuszony jakoś się z tego wykaraskać. Rozmawiałem wczoraj z Milewskim i spytałem go, jakie działania zostaną podjęte i kiedy. Odpowiedział mi, że o „operacji Z” i o konkretnym terminie jej realizacji nie wie. A więc widać z tego, że albo Jaruzelski ukrywa przed swoimi towarzyszami plan konkretnych działań, albo też po prostu uchyla się od przeprowadzenia tej akcji.

Chciałbym teraz zaznaczyć, że Jaruzelski dość uporczywie wysuwa wobec nas żądania ekonomiczne i uzależnia przeprowadzenie „operacji Z” od pomocy gospodarczej z naszej strony, a nawet, powiem więcej, chce pomocy wojskowej, choć nie mówi tego wprost.

Jeśli się przyjrzeć liście towarów, o które proszą towarzysze z Polski, to, mówiąc szczerze, budzi ona poważne zastrzeżenia co do konieczności ich dostarczenia. Jaki jest na przykład związek między sukcesem „operacji Z” a dostawą nawozów sztucznych i niektórych innych towarów? W związku z tym chciałbym oświadczyć, że nasze stanowisko, które zostało sformułowane na ostatnim posiedzeniu Biura Politycznego, a wcześniej niejednokrotnie przedstawiał je Leonid Breżniew, jest absolutnie słuszne i nie powinniśmy z niego rezygnować. Inaczej mówiąc, stoimy na stanowisku pomocy internacjonalnej, jesteśmy zatroskani powstałą w Polsce sytuacją, ale jeśli chodzi o realizację „operacji Z”, to sprawa ta powinna być całkowicie i do końca zdecydowana przez polskich towarzyszy; jak oni postanowią, tak będzie. Nie będziemy ich nakłaniać ani odmawiać.

Co do pomocy ekonomicznej, to oczywiście w tej skali, o jaką oni występują, trudno byłoby nam ją zrealizować. Naturalnie to i owo trzeba dać. Ale chcę jeszcze raz powiedzieć, że ich podejście do sprawy dostawy towarów w trybie pomocy ekonomicznej jest natarczywe i wszystko to robi się po to, by później, jeżeli czegoś nie dostarczymy, móc zwalić na nas winę. Jeżeli tow. Kulikow rzeczywiście mówił o wprowadzeniu wojsk, to ja uważam, że postąpił niesłusznie. Nie możemy ryzykować.

Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski.

Jest to stanowisko słuszne i musimy trzymać się go do końca. Nie wiem, jak rozstrzygnie się sprawa, ale nawet jeżeli Polska dostanie się pod władzę „Solidarności”, to będzie to tylko tyle. Jeśli zaś przeciw ZSRR zwrócą się kraje kapitalistyczne, które już zawarły między sobą w tej sprawie porozumienie, opatrzone rozmaitymi ekonomicznymi i politycznymi sankcjami, będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy się troszczyć o nasz kraj, o wzmocnienie Związku Sowieckiego. To dla nas sprawa najważniejsza.

W ogóle zdaje mi się, że nasze stanowisko w kwestii sytuacji w Polsce zostało jasno sformułowane przez Leonida Breżniewa w jego licznych przemówieniach i decyzjach; dziś na posiedzeniu Biura Politycznego toczy się bardzo istotna wymiana zdań na ten temat. Wszystko to powinno stać się podstawą naszej polityki wobec Polski.

Jeśli chodzi o przebiegające przez Polskę szlaki komunikacyjne między ZSRR a NRD, musimy, rzecz jasna, coś zrobić i przedsięwziąć dla ich ochrony.

GROMYKO: Dziś oceniamy bardzo ostro sytuację w Polsce. Chyba dawniej nie widzieliśmy jej tak wyraźnie. Tłumaczy się to faktem, że obecnie sami nie wiemy, w jakim kierunku potoczą się sprawy w PRL.

Polskie władze same czują, że władza wymyka im się z rąk.

Jak wiadomo, Kania i Jaruzelski zamierzali się oprzeć na neutralnym odłamie społeczeństwa. A teraz właściwie taki odłam nie istnieje. Sytuacja wygląda dosyć jednoznacznie: „Solidarność” okazała się organizacją jawnie kontrrewolucyjną, dążącą do władzy i otwarcie po nią sięgającą. Kierownictwo polskie musi rozstrzygnąć kwestię: albo skapituluje, jeśli nie zastosuje stanowczych środków, albo zastosuje energiczne środki, ogłosi stan wojenny, izoluje ekstremistów z „Solidarności” i wprowadzi należyte porządki. Innej drogi nie ma.

Jaki jest nasz stosunek do wydarzeń w Polsce? Całkowicie zgadzam się z tym, co tu towarzysze mówili. Możemy Polakom powiedzieć, że odnosimy się do wydarzeń w Polsce ze zrozumieniem. To jest jasne sformułowanie i nie ma żadnych powodów do odstępowania od niego.

Równocześnie jednak będziemy zmuszeni postarać się jakoś rozwiać złudzenia Jaruzelskiego i innych polskich polityków w sprawie wysłania tam wojsk.

Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Myślę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby złożył Jaruzelskiemu wizytę i zakomunikował mu to.

Pomimo dość jednomyślnej uchwały Biura Politycznego KC PZPR o wprowadzeniu stanu wojennego, Jaruzelski znowu zajmuje teraz chwiejne stanowisko. Początkowo nabrał nieco otuchy, a teraz znowu zmiękł. Wszystko, co im przedtem powiedziano, zachowuje swoją moc. Jeżeli w walce z kontrrewolucją będą nadal okazywać chwiejność, to nic z socjalistycznej Polski nie zostanie. Wprowadzenie stanu wojennego oczywiście uświadomiłoby kontrrewolucjonistom polskim, że polskie władze nie zamierzają żartować. I jeżeli te środki, które władze mają zamiar zastosować, zostaną zrealizowane, to myślę, że można oczekiwać pozytywnych rezultatów.

Teraz w sprawie założenia nowej partii, o której mówił Jaruzelski. Myślę, że trzeba wprost powiedzieć Jaruzelskiemu, że zupełnie nie ma konieczności zakładania jakiejś nowej partii, gdyż oznaczałoby cofanie się kierownictwa polskiego, uznanie tego, że PZPR rzeczywiście nie jest bojową organizacją polityczną, lecz organizacją, która popełniła błędy, przyznaniem się do jej słabości i swojej własnej słabości i pójściem na rękę ekstremistom "Solidarności". Później również ludność Polski, która okazuje określoną sympatię do PZPR, jak też do siły kierowniczej, zupełnie by się do niej rozczarowało.

Uważam, że nie powinniśmy teraz stosować żadnych ostrych dyrektyw, które zmusiłyby ich do takich czy innych działań. Myślę, że zajmiemy słuszne stanowisko: przywrócenie w Polsce porządku to sprawa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jej Komitetu Centralnego i Biura Politycznego. Mówiliśmy polskim przyjaciołom i nadal będziemy mówić, że należy przyjąć stanowczą postawę i w żadnym razie nie wolno się demobilizować psychicznie.

Jeśli Polacy zaatakują „Solidarność”, to naturalnie Zachód nie da im najpewniej kredytów ani żadnej pomocy. Oni biorą to pod uwagę, a my oczywiście też musimy to uwzględnić. Dlatego słuszna jest propozycja tow. Breżniewa, by zlecić grupie towarzyszy zbadanie tej kwestii i udzielenie w miarę naszych możliwości określonej pomocy gospodarczej PRL.

USTINOW: Sytuacja w PRL jest rzeczywiście bardzo zła i pogarsza się z każdym dniem.

W kierownictwie, a konkretnie w Biurze Politycznym, brak stanowczości i jednomyślności.

Wszystko to wpływa na istniejący stan rzeczy. Dopiero na ostatnim posiedzeniu Biura została jednogłośnie uchwalona decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego. Teraz wszystko zależy od Jaruzelskiego. Jak będzie umiał zrealizować tę uchwałę. Ale na razie nikt nie może mówić otwarcie o posunięciach Jaruzelskiego. I my tego nie wiemy. Odbyłem rozmowę z Siwickim.

Powiedział mi wręcz, że nawet oni nie wiedzą, co myśli generał.

A więc człowiek pełniący dziś faktycznie obowiązki ministra obrony PRL nie wie, co nastąpi, jakie działania rozpocznie premier i minister.

Co do rzekomego oświadczenia tow. Kulikowa na temat wprowadzenia wojsk do Polski, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że Kulikow tego nie mówił. Po prostu powtórzył tylko to, co zostało zadeklarowane przez nas i przez tow. Leonida Breżniewa, że nie opuścimy Polski w nieszczęściu. I on wie dokładnie, że

Polacy sami prosili, żeby wojska nie wprowadzać.

Co do naszych garnizonów w Polsce – wzmacniamy je. Ja sam wprawdzie przychylam się do myśli, że Polacy nie rozpoczną konfrontacji i jedynie gdyby „Solidarność” chwyciła ich za gardło, być może się zdecydują.

Nieszczęście polega na tym, że polskie władze są niezdecydowane. Jak słusznie mówili tu towarzysze, nie powinniśmy im narzucać żadnych własnych decyzji, musimy realizować tę politykę, którą ustaliliśmy wcześniej. Z drugiej strony trzeba, abyśmy sami byli gotowi i nie wszczynali żadnych działań nie przewidzianych przez nasze uchwały.

SUSŁOW: Sądzę, że, jak to wynika z wypowiedzi towarzyszy, wszyscy mamy ten sam punkt widzenia na sytuację w Polsce. Przez cały okres niepokojów w Polsce okazywaliśmy powściągliwość i zimną krew. Mówił o tym na plenum Leonid Iljicz Breżniew. Ogłosiliśmy to szeroko całemu narodowi i naród nasz poparł taką politykę Partii Komunistycznej.

Wkładamy wiele wysiłku w sprawę pokoju i nie możemy obecnie zmieniać swojego stanowiska. Światowa opinia publiczna nie zrozumiałaby nas. Przeprowadziliśmy w ONZ jakże doniosłe akcje dla umocnienia pokoju. Wielce skuteczna była wizyta Leonida Breżniewa w NRF i wiele innych działań pokojowych, które zostały przez nas zrealizowane. To pozwoliło wszystkim krajom miłującym pokój zrozumieć, że Związek Sowiecki stanowczo i konsekwentnie walczy o pokój. Dlatego właśnie nie możemy wobec Polski zmieniać stanowiska, które zajęliśmy od samego początku wydarzeń w tym kraju. Niech towarzysze polscy sami rozstrzygną, jakie trzeba podjąć kroki. Nie powinniśmy ich popychać do energiczniejszego działania. Ale, jak dotychczas, będziemy powtarzać Polakom, że do ich posunięć odnosimy się ze zrozumieniem.

Jaruzelski, jak sądzę, postępuje dość sprytnie.

Chce się zabezpieczyć prośbami skierowanymi pod adresem ZSRR. My, rzecz jasna, fizycznie nie jesteśmy w stanie ich spełnić, a Jaruzelski powie potem, że przecież zwracał się do Związku Sowieckiego, prosił o pomoc, ale jej nie uzyskał.

Równocześnie Polacy otwarcie mówią, że są przeciwni wprowadzeniu wojsk. Jeżeli wojska wkroczą, nastąpi katastrofa. Sądzę, że wszyscy podzielamy pogląd, że

o żadnym wysłaniu wojsk nie może być mowy.

Jeżeli chodzi o pomoc dla Polski, to daliśmy na ten cel ponad miliard rubli. Niedawno powzięliśmy decyzję o wysłaniu do Polski 30 tys. ton mięsa, a 16 tys. zostało już dostarczone. Nie wiem, czy zdołamy w całości wykonać dostawę 30 tys. ton, ale w każdym razie jasne jest, że zgodnie z tą decyzją powinniśmy jeszcze dać określoną ilość ton mięsa w trybie pomocy gospodarczej.

Co się tyczy PZPR i stworzenia na jej miejsce nowej partii, uważam, że nie wolno iść na rozwiązanie PZPR. Tu mówiono słusznie na ten temat, że to będzie całkowicie negatywna akcja.

GRISZYN: Sytuacja w Polsce nadal się pogarsza. Postawa naszej partii wobec wydarzeń w tym kraju jest słuszna.

Co się tyczy propozycji Jaruzelskiego w sprawie rozwiązania PZPR i stworzenia nowej partii, to z tym zgodzić się nie można.

O wysłaniu wojsk nie ma nawet mowy. Sprawy gospodarcze trzeba będzie rozpatrzyć i co będzie można, dostarczyć Polakom.

SUSŁOW: Musimy demaskować w prasie intrygi „Solidarności” i innych sił kontrrewolucyjnych.

CZERNIENKO: W zupełności popieram to, co tu mówili towarzysze. Rzeczywiście linia naszej partii i Biura Politycznego KC w sprawie wydarzeń w Polsce, ustalona w przemówieniu Leonida Breżniewa i uchwałach Biura, jest najzupełniej słuszna i nie ma potrzeby jej zmieniać.

Sądzę, że dziś można by podjąć taką decyzję:

1. Przyjąć do wiadomości informację tow. Bajbakowa.

2. W naszych stosunkach z PRL w przyszłości trzymać się w tej sprawie ogólnej linii ustalonej przez KC KPZR oraz zaleceń Biura Politycznego KC KPZR z 8 grudnia 1981 r. i wniosków z dyskusji odbytej na posiedzeniu Biura Politycznego KC w dniu 10 grudnia 1981 r.

3. Zlecić towarzyszom Tichonowowi, Kirilence, Dołgichowi, Archipowowi, Bajbakowowi, by nadal zajmowali się sprawą pomocy ekonomicznej dla Polski z uwzględnieniem poglądów wypowiadanych na posiedzeniu Biura Politycznego KC.

BREŻNIEW: Co towarzysze o tym sądzą?

WSZYSCY: Tow. Czernienko sformułował nader trafnie wszystkie propozycje, trzeba je przyjąć.

Decyzja zostaje przyjęta."