18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#bar mleczny

79
Napisałem rok temu serię past, których fabuła rozgrywała się w okół Krakowskiego baru mlecznego 'Smok'.
Poniżej macie pierwszy odcinek serii, jak się spodoba to dam więcej a jak nie to j***ć :mrgreen:


OPOWIEŚCI Z BARU MLECZNEGO #1 - Prolog (Aryjska Krew)

Odkąd pamiętam kochałem Polską kuchnię, odkąd też pamiętam zawsze byłem kurewsko biedny a bary mleczne to idealny kompromis pomiędzy jednym a drugim, a już szczególnie jeśli się jest studentem.

Cofnijmy się zatem 11 lat wstecz kiedy to miałem najzwyczajniej w świecie sp***olić z Ziemi Świętej (Piecki, Woj. Warmińsko Mazurskie, 2tys mieszkańców, 4 budki z lodami, 3 szmateksy, 2 kościółki i totolotex)
do Krakowa, w pogoni za lepszym życiem, studiować Skandynawistykę.
Tak, tak, wiem co sobie teraz myślicie, o dziwo na kasie w kyfycy nie skończyłem a rzeczami z Zimolandii interesowałem się od zawsze.
Zawsze miałem full klocków lego (no dobra, gówno z bazaru, ale w Pieckach to i tak był rarytas) Ikea od zawsze wydawała mi się robić bardzo solidne produkty a wódka Finlandia od zawsze mi się wydawała za droga.
Aczkolwiek nie uprzedzajmy faktów.

Przeszedłem w swoim życiu przez swego rodzaju niepokojący (dla innych) etap, lub jak to mawiała matka - odchył...
HVITE RASE JæVLER!
Gdy te słowa padały w środku nocy to matka budziła się z krzykiem.
Ojciec był cały oblany potem i chciał wzywać egzorcystę.
Jeżeli nadal nie rozumiecie to byłem wikingiem.
Kolekcjonowałem repliki broni wikingów, uczyłem się języka staro-nordyckiego i słuchałem jak na prawdziwego aryjczyka przystało - nazistowskiego black metalu prosto z Norweskich lasów.
W rodzinnym domu miewałem różne popie**olone odpały.
A to się farbowałem na jasny blond i zakładałem niebieskie soczewice na oczy (los niestety mnie pokarał brązowymi jak kupa oczami i brązowymi włoskami, byłem typowym słowiańskim Raciborem)
A to przyodziewałem się w swoją kolczugę wykonaną z kapsli po Harnasiu i wyprawiałem się w środku nocy na łowy do sąsiada, który miał kury, w celu zabicia dzikiej zwierzyny i ofiarowaniu jej Odynowi.
Jeszcze innym razem budowałem przez upojne miesiące wielkie kościoły z patyczków po Big Milkach w piwnicy, tylko po to żeby w końcu je spalić i patrzeć jak płonie rozżarzonym ogniem dziedzictwo chrześcijan na moich własnych oczach.
Kasy na te zaj***ne patyczki poszło w ch*j, ale przynajmniej część się zwróciła bo w big milkach można było wygrywać kolejne big milki.
Kupowałem też czarny szprej i wypisywałem na budynku psiarni rzeczy typu - "Biała dama nie dla afrykana" czy "Czarni mają takie duże pały bo ich nie myją" oraz ma się rozumieć szprejowałem też loga zespołów black metalowych z Norwegii.
Moim ulubionym był Burzum a Varg Vikernes był moim idolem.
Pamiętam, że gdy się to wszystko działo, Varg siedział jeszcze w więzieniu a ja mu przysyłałem do pierdla jego własne zdjęcia splamione moim nasieniem. Prawdziwa aryjska miłość na zawsze.

Moje wixy były niebezpieczne, nie tylko dla innych ale i dla mnie samego.
Przeżyłem skaryfikacje sk***ysyny zanim to było modne, pamiętam jak wziąłem nóż mamy do obierania pyr z kuchni, zakradłem się do piwnicy i zimnym jak norweski black metal pociągnięciem o brodę wydziarałem sobie bliznę, którą mam do dzisiaj. Chciałem się upodobnić do Varga.
No Remorse sk***ysyny.
Z czasem bycie białym nadczłowiekiem tak mnie pochłonęło, że przestałem nad tym panować, tak jak narkomani nie odróżniają jawy od snu tak ja nie odróżniałem czystych ludzi od brudnych.
Idąc na ulicy potrafiłem zwyzywać starą babe z laską od pie**olonych małpich dz**ek i kazać jej wypie**alać do afryki gdzie jej miejsce, innym razem na mszy zacząłem wrzeszczeć jak pojeb WHITE POWER gdy zobaczyłem księdza w CZARNEJ sutannie.
No, ale to tyle słowem wstępu, w każdym razie jak skończyłem ledwo ledwo technikum to chciałem wyrwać się z tej mazurskiej dziury i zaznać prawdziwego życia w większym mieście.
Dla starych to było tylko na rękę bo chcieli się pozbyć takiego zjeba z domu, a przypomnę, że wszyscy sąsiedzi myśleli iż mam schizofrenię i robili comiesięczne składki na mnie, by mi pomóc.
Skończyłem więc tę ch*jową szkołę i usłyszałem od mamy ''Droga wolna synu"
Ucieszyłem się, chciałem od nich sp***olić.
To było jak w tej piosence ibisza czy jakoś tak "nie rozumią mojej sztuki a niech się pie**olą" dokładnie to wtedy czułem, chciałem znaleźć kogoś kto by podzielał moją pasję, a w mniejszych miasteczkach nie było opcji nikogo takiego znaleźć.
Niczym zdesperowany homoś zacząłem przeglądać profile kuców na Sympatia.pl aż w końcu znalazłem kogoś idealnego dla siebie.
Przemysław, przemuś, przemusio - mój kochany!
Gdy tylko wyczytałem, że jest studentem na drugim roku Skandynawistyki wiedziałem, że to będzie mój przyjaciel na resztę życia.
Mieszkał w Krakowie, pasowało mi to, bo jak już wspomniałem musiałem sp***olić od starych jak najdalej żeby była wymówka czemu się nie pojawiam na świętach w rodzimym domku.
Zadzwoniłem do niego z domowego (gdyż w tych czasach komórka to jeszcze nie było dobro powszechne) i wystawiłem mu kawę na ławę, że nie jestem dziewczyną i nici z seksu, ale mam za to inną propozycję.
Wyjawiłem mu swój plan wynajęcia kawalerki w Krakowie i spłacania jej razem.
Przemuś zgodził się od razu, mieliśmy masę wspólnych zainteresowań, przez telefon polecił mi parę fajnych zespolików Black Metalowych, podał adres i powiedział żebym wpadał.
Gdy to usłyszałem była noc a ja wisiałem jak pojeb na słuchawce, wszyscy dawno już spali.
Jestem cholerykiem i nie mogłem czekać do rana, zakradłem się po raz ostatni do piwnicy, zaj***łem wszystkie konfitury, ogórasy i bigosy do plecaka i wyszedłem w mojej wikińskiej kolczudze na przystanek PKP przyszykowany na lepsze jutro jak nigdy dotąd.
Pociąg przyjechał, kupiłem bilet z ostatnich drobniaków ze składki sąsiadów na moją 'schizofrenię'.
Wsiadam.
Podróż wspominam bardzo dobrze gdyż przez całą jazdę byłem zaczytany w Mein Kampf i Kloranie, nie zorientowałem się gdy dotarłem do Krakowa, minęło 11 godzin, jest i dworzec.
Wysiadam, smród.
Tak pachnie życie w dużym mieście. Czułem swąd czarnych afrykanów unoszący się w powietrzu.
Idę z buta do Przemka, dochodzę, pukam do drzwi, Przemysław mi otwiera.
VELKOMMEN KAMERAT! - wykrzyczałem uradowany.
Przemek zaj***ł mi sztamę, na samym początku wymieniliśmy się poglądami, wypiliśmy Szwedzkie piwo i żuliśmy tytoń - jak Wikingowie.
Zaprzyjaźniliśmy się w stopniu znacznym.

Powiedziałem mu (a raczej 'dla niego' jak to się mawiało na mazurach hehe)
wprost - jestem pojebem i mam poj***ne schizy i mnie raczej nie przyjmą na uczelnię.
I tu po raz kolejny Przemysław udowodnił mi jak wielkim człowiekiem jest i rzekł: "Nie obawiaj się, albowiem mój stary jest profesorem na uczelni"
Odpowiedziałem: "Nie pie**ol" uradowanym głosem
na co on "Zaprawdę powiadam tobie, że tak jest"
Poczułem się jak wygryw, jak dzisiaj pamiętam całą pierwszą noc spędzoną na rozmowach z Przemusiem.
Także dom miałem zapewniony, miejsce na uczelni też, choć nikt mnie na niej nie lubił (o odpie**olach mających miejsce na uczelni innym razem)
Robotę też znalazłem szybko, nie minął tydzień a miałem zajebistą fuchę na budowie, to był akurat czas gdy budowano nowe centrum handlowe więc zapotrzebowanie na roboli było duże.
Wszystko było pięknie, gdy Przemek pewnego razu nie zabrał mnie do legendarnego już baru mlecznego 'Smok'.
Nigdy w czymś takim wcześniej nie byłem, ale nad barem widniało wielkie logo smoka a w środku atmosfera była bardziej specyficzna niż w hinduskich pornolach z 80tych.
Jeśli miałbym porównać 'Smoka' do innych barów za pomocą stron internetowych to Smok to byłby Sadistic a reszta pubów i barów to jakieś j***ne besty i demotywatory.
Gdy tylko usiedliśmy z Przemkiem to on mi powiedział
"Słuchaj, zachowuj się normalnie, będziemy tu często jadać bo jest tanio a my jesteśmy zajebiście biedni, nie patrz na nikogo więcej niż 2 sekundy, pilnuj swojego żarcia i pod żadnym pozorem nie okazuj tutaj swojej aryjskości"
Podziękowałem mu za rady, były bardzo cenne, ale zarazem pomyślałem o Przemku jak o pozerze - JAK k***A NIE POKAZYWAĆ ARYJSKOŚCI?
Już zaczęła mi lecieć piana z pyska i miałem krzyczeć WHITE POWER gdy Przemek w ostatniej chwili mnie powstrzymał uj***ną serwetką wpychając mi ją do mordy. Zatamował mój atak nadczłowieczyzmu, ale pytanie na jak długo?
Czułem się jak Han Solo siedzący w Mos Eisley Cantina, wszędzie masa pojebów, każdy jakby wyrwany z innego świata, same freaki i sk***ysyny matki natury z wyglądu.
Przemysław poszedł zamówić dla nas Pomidorówki z ryżem, podwójne porcje ruskich z zasmażanką i 4 kompoty bo byliśmy spragnieni po robocie, pod jego nieobecność nikt nie mógł mnie powstrzymać przed moim atakiem.
Rozglądałem się po Barze łamiąc zasady BBM (Bezpieczeństwo Barów Mlecznych, tak to było nazywane wśród tych 'nowych' jak ja)
Moją uwagę przykuł jakiś menel, on widząc, że na niego patrzę podszedł do mnie i zaczął nawijać.
Najpierw się dowiedziałem, że mam ładne oczy i widzi w nich odbicie siebie z młodości, później zaczął coś pie**olić o sposobie wydobywania wody ze studni w starożytnym Egipcie, a skończył mówiąc o tajemniczym planie NASA by wyj***ć Kraków w kosmos, na Marsa.
Rany Boskie co ja tutaj robię - pomyślałem sobie w duszy, zatęskniłem za domem i moim bigosem w Pieckach.
Przemek wrócił z żarciem, (menel ciągle stał przy mnie) postawił mi zupę przed nosem i powiedział 'Smakówa, tak tutaj się mawia hehe, jak odpowiesz dziękuję a nie dziękówa to dostaniesz wpie**ol, na zdrowie!'
Odpowiedziałem DZIĘKÓWA! i zacząłem jeść ze smakiem gdy ten cwe* menel zaj***ny włożył mi rękę prosto do zupy i się spytał "Będziesz to jeszcze jadł?"
Byłem w paraliżującym szoku, poczułem się zgaszony jak gówno, miałem dość, wstałem i ewakuowałem się stamtąd gdy...
...Mijając kolejne stoliki zobaczyłem murzyna.

Prawdziwego murzyna, nie żadnego podrabiańca, to był pierwszy małpiszon jakiego zobaczyłem w życiu na oczy.
'O ty k***o', pomyślałem sobie, już ja cię dojadę, czekaj no.
Zrozumiałem, że w tym barze po prostu trzeba być dla innych ch*jem, tak jak w więzieniu, jesteś miękki to cię gnębią tak jak mnie ten menel.
Dobra, inni są sk***ysynami to ja też, w głowie zagrał mi DunkelHeit, poczułem przypływ Nordyckiej siły.
Podszedłem i namelałem na łysą czachę tego murzyniątka, wziąłem palec i z aryjską finezją rozsmarowałem swoją ślinę na jego dyśce niczym żółtko na patelni, następnie włożyłem swoją łapę w jego buraczkową (tak jak menel mi) i powiedziałem mu prosto w oczy ''Nie zjesz tej zupy czarny gównojadzie wysrany w biegu przez cygankę"
Na co on wstał, wraz z tym stolikiem wywalając go razem z pięcioma daniami jakie na nim miał w tamtej chwili.
Złapał mnie jedną ręką za szyję i tak trzymał przez jakiś moment w górze patrząc się mi prosto w oczy, zrozumiał, że poczułem się jak gówno i jestem głupim cwe*em. Rzucił mną o ziemię i okładał swoimi pięściami krzycząc ''WHOS NOW BLACK? BARURURURUR BAGAGAAG"
Gdy tak mnie napie**alał do nieprzytomności, zrozumiałem, że to czarni są siłą a ja jestem zwykłą p*zdą, która przebierała się pół życia w sukienki z kapsli po piwach wątpliwej jakości.
Poczułem dominację czarnego dzikusa wypuszczonego ze smyczy nad białym cywilizowanym panem, w myślach objawił mi się Varg i powiedział mi, że go zawiodłem, a ja do niego zapyskowałem: "na moim miejscu sam byś wpie**ol dostał z tymi swoimi wonsikami i pejsami a'la bon jovi."
Następnie oplułem Vargowi mordę, tak, że moja ślina spływała po jego bliźnie a wszystko to działo się w mojej głowie gdy byłem okładany.
To był definitywny koniec mojej Wikińskiej kariery.

murzyn podniósł mnie całego z rozkwaszonym ryjem po czym wyjął jakąś płytę z kieszeni i powiedział ''czek dis hat sziet men"
To był jego mixtejp jak się później okazało, zatytułowany był 'Black Warrior in Da Poland'
Przemek po tym wszystkim podszedł do mnie i się spytał czy nic mi nie jest, miałem uszkodzoną siatkówkę, połamany nos, wybite 2 zęby, rozcięte wargi i ledwo oddychałem, wróciłem z nim do naszego stoliku, nikt się na nas nie patrzał, wszyscy mieli totalnie w to wyj***ne jakby to było zupełnie normalne.
Dokończyliśmy te j***ne pierogi popijając kompotem i wyszliśmy.
To była moja pierwsza wizyta w Barze Mlecznym Smok, ale czułem, że nastąpił przełom.
Zafascynowany czarną siłą zacząłem nowy rozdział w swoim życiu.
Rozdział bycia rasowym nygasem. (Ale Burzum to dalej lubię sobie posłuchać)

xcbcfvbcvbcvbcvbc
509
A mnie jest stać i sobie idę jak ten królewicz do baru mlecznego "Bambino" na obiad. Sam nie muszę tłuc kotletów, ani szczawiu na zupę gotować. Zresztą nie umiem. Nie jestem kobietą. Po to Bóg stworzył kobiety, żeby gotowały w barach mlecznych. Mnie zaś stworzył po to, żebym się tam stołował, a swój cenny czas wolny poświęcał na szaleństwa, przygody i hodowlę śledzi na Facebooku.

Idę do baru "Bambino" i zamawiam barszcz ukraiński. I dostaję ten barszcz. I siadam z nim przy stoliku. I jeszcze na ceracie leży marchewka, co komuś z rosołu wypadła, to sobie ją zjadam od razu jako przystawkę. Ja się nie boję żyć. Po świętach Bożego Narodzenia zostało babci pół kilo pasztetu, miska bigosu, pół beczki śledzi w oleju, dwa pieczone łososie i dwa karpie w galarecie, w tym jeden śmierdzący. Babcia to chciała wyrzucić kotom na podwórko, a ja powiedziałem, że nie, że ja zjem. I zjadłem. I żyję. I dobrze.

Próbuję tego barszczu. Smakuje, jakby ktoś buraka zalał wrzątkiem z czajnika, napluł i zamieszał. I ja za to 4,70 zł zapłaciłem. To jest prawie pięć złotych. Idę do bufetu z reklamacją. Pytam, gdzie w moim barszczu przyprawa Maggi, gdzie pieprz, gdzie ocet, gdzie liść laurowy i ziele angielskie.
- Nie ma, przyprawy zabronione - mówi pani na kasie. - Takie rozporządzenie. Od ministra.
- Gotujecie bez przypraw?
- I bez wody. Też nie wolno. Ale sól wolno.
- Ale ja nie lubię soli.
- Może pan dostać barszcz bez soli.

Wracam do stolika z moim barszczem bez przypraw. Obok siedzi jakaś pani w berecie i płacze. Na talerzu ma dewolaja zawiniętego w gazetę. Pytam, czemu zawinęła kotleta w gazetę. Odpowiada, że dla smaku. Jest to pewien pomysł. Rozglądam się za jakąś begonią, czy też filodendronem, żeby liści narwać i do barszczu wrzucić. Patrzę, a pod oknem dziad w płaszczu stoi i do mnie mruga. Zaraz podchodzi, siada przy stoliku i mówi, że ma towar. Pytam, jaki towar.
- Ziele angielskie, kminek, Vegeta. Co pan chcesz. Mam wszystko.
- Po ile Vegeta?
- Pięć gramów - pięć złotych.
- Panie, za tyle to ja mogę pół kilo Vegety kupić.
- Ale to jest z pewnego źródła. Własna hodowla. A nie ten syf, co na mieście sprzedają.

Daję mu pod stołem pięć złotych, a on mi wciska w łapę zawiniętą w sreberko Vegetę. Wsypuję przyprawę do barszczu i mieszam. Próbuję. Jest lepiej. Diler się uśmiecha, wstaje od stolika i gwiżdże głośno na palcach. Staruszka w berecie wyjmuje z torebki karabin i celuje we mnie. Przez okno wpada granat hukowy. Padam na ziemię, dzwoni mi w uszach, ktoś wykręca mi ręce na plecach i kuje kajdankami. Bar “Bambino” wypełnia się mgłą gazu łzawiącego. Słyszę strzały, słyszę krzyki, słyszę łkanie i modlitwy rannych. Zrywam się z podłogi, biegnę przed siebie, a dokoła latają kule i granaty. Rzucam się przez okno, wypadam na ulicę razem z szybą, podnoszę się i uciekam na tramwaj. Łzy lecą mi z oczu, krew leje się po twarzy, w pysku czuję smak buraka zalanego wrzątkiem z czajnika. Ktoś do mnie podchodzi. Ktoś się zainteresował drugim człowiekiem. To kanar. Nie mam biletu.

zaj***ne gdzieś z internetów :smiechzula:
pkh • 2015-01-14, 01:49  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (24 piw)
Mam nadzieję że wiecie o co chodzi z tym rozporządzeniem ministra?
Jeśli bar dostaje dotacje to może używać do produkcji dań jedynie produktów z jakiegośtam załącznika, w który jest tylko sól.