18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#badnerowcy

Huta Stepańska

dzarul • 2014-09-12, 18:27
18
Mega ciekawy artykuł, polecam resztę na blogu tega pana http://blogbiszopa.pl/ Wiem, że długie ale warto przeczytać!!!!
Huta Stepańska, Wołyń, 16 lipca 1943 roku, godzina 20:00.
Upał nieco zelżał. Kilkanaście uzbrojonych postaci przykucniętych w płytkim okopie na skraju lasu z uwagą przysłuchiwało się odgłosom dochodzącym z gęstwiny. Kilkadziesiąt metrów za nimi zaczynały się zabudowania Huty Stepańskiej – polskiej wsi zamienionej w ciągu ostatnich kilku dni w istną fortecę. W nowy Zbaraż.
Idą, czy nie idą?
Z lasu słychać było jedynie śpiew ptaków i szum wiatru w koronach drzew.
Nagle do tych dźwięków dołączył cichy chrzęst. Jakby ktoś bardzo ostrożnie stąpał po suchych gałązkach.
Chrzęst z każdą chwilą stawał się głośniejszy i bardziej wyraźny. Ludzie w okopie spojrzeli po sobie i mocniej zacisnęli dłonie na rękojeściach pistoletów. Kilku z nich nie miało broni palnej – ci dzierżyli w dłoniach kosy przekute na sztorc. Ta często wyśmiewana broń była straszliwa w bezpośrednim starciu i o wiele skuteczniejsza, niż bagnety.
Dowódca oddziału ostrożnie wychylił się z okopu i przytknął do oczu lornetkę. Natychmiast dojrzał kilkadziesiąt sylwetek skradających się przez las ku polskim pozycjom.
- Przygotować się! – rzucił cicho do współtowarzyszy i przywarł do ściany okopu.
Ukraińcy podeszli do skraju lasu. Jeden z nich, najpewniej ich dowódca wyjął z kieszeni pistolet i wrzasnął
- Rizat Lachiw!!!
Odpowiedział mu wrzask kilkudziesięciu gardeł przerwany natychmiast przez strzały polskich obrońców.
Ci strzelali z odległości kilkunastu metrów, więc niemal żaden nie spudłował. Kilkunastu Ukraińców upadło na ziemię. Obrońcy wyskoczyli z okopów i oddali kolejną salwę. Kosynierzy wyrwali naprzód, by jak najszybciej dopaść przeciwnika. Jeden z nich podbiegł do dowódcy sotni, który dał rozkaz do szturmu na wieś.
- Riza…. – chciał wrzasnąć po raz kolejny, ale w tym momencie rozległ się straszliwy świst kosy i głowa Ukraińca potoczyła się po ziemi.

Na terenie przedwojennego województwa wołyńskiego Ukraińcy stanowili około siedemdziesięciu procent populacji. Dalsze szesnaście procent stanowili Polacy, a dziesięć procent – Żydzi. Polityka polskiego rządu na tym terenie kładła nacisk na zbliżenie polsko-ukraińskie. Realizował ją mianowany przez Piłsudskiego wojewoda Henryk Józewski, który mocno wspierał tworzenie polsko-ukraińskich organizacji społecznych, a jednocześnie ułatwiał Ukraińcom zachowanie odrębności kulturowej (za jego czasów wybudowano kilkaset szkół, w których uczono po ukraińsku). Równolegle jednak polski rząd zdecydowanie zwalczał organizacje nacjonalistyczne i na dokonywane przez nich zamachy odpowiadał brutalnymi pacyfikacjami, które przysparzały nacjonalistom zwolenników.
W 1929 roku w Wiedniu powstała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – twór skrajnie antypolski, zapowiadający walkę o wolną Ukrainę wszelkimi środkami. Mniej więcej w tym samym czasie w Europie rodził się faszyzm. Ukraińscy nacjonaliści szybko zaadaptowali nową ideologię uznając ją za cenne narzędzie w walce o swoją sprawę.
Terror nasilił się. Od kul ukraińskich terrorystów zginęli m.in. minister spraw wewnętrznych Bolesław Pieracki oraz poseł BBWR Tadeusz Hołówko.
Na poziomie indywidualnym stosunki polsko-ukraińsko-żydowskie wyglądały bardzo dobrze, wręcz modelowo. Na rynkach wielu wołyńskich miasteczek można było zobaczyć stojące tuż obok siebie kościół katolicki, synagogę i cerkiew. Szanowano swoje obyczaje, respektowano święta i pomagano sobie wzajemnie.
Podczas gdy na części Ukrainy należącej do ZSRR szalał stalinowski terror, kolektywizacja i Wielki Głód, który kosztował życie około siedmiu milionów ludzi, w województwie wołyńskim zakładano spółdzielnie rolnicze, mleczarnie, powoli unowocześniano rolnictwo i z powodzeniem rozwijano chmielarstwo wprowadzone na tych terenach przez Czechów. W Sejmie zasiadali posłowie ukraińscy, a Konstytucja gwarantowała prawa mniejszości narodowych.
Kiedy Józef Piłsudski zmarł w 1935 roku pozycja wojewody Józewskiego znacznie osłabła. Inicjatywa w sprawach polsko-ukraińskich przeszła w ręce endecji, która chciała siłą spolonizować Wołyń. Tuż przed wybuchem II Wojny Światowej spalono około stu cerkwi, doszło także do przypadków zmuszania Ukraińców do zmiany religii prawosławnej na katolicką.
Po 17 września 1939 roku tereny województwa wołyńskiego znalazły się pod okupacją sowiecką. W październiku Sowieci przeprowadzili sfałszowane wybory do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Ukrainy, które następnie grzecznie poprosiło o włączenie Wołynia do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, co stało się faktem 1 listopada 1939 roku.
Kiedy niecałe dwa lata później hitlerowskie Niemcy uderzyły na ZSRR nacjonaliści ukraińscy zobaczyli w nowym okupancie protektora i szansę na utworzenie niezależnego bytu państwowego. Niemcy jednak nie mieli zamiaru wspierać czyichkolwiek aspiracji niepodległościowych. Dla nich Ukraina była wyłącznie zapleczem materiałowym. Na ludność nałożono ogromne kontrybucje, a wszelki opór gaszono pacyfikacjami i stale narastającym terrorem. Rozpoczęto także eksterminację ludności żydowskiej.
Policję i SS wspomagała przy tej zbrodni Ukraińska Policja Pomocnicza powołana przez Niemców. Ukraińcy brali udział w likwidacji gett żydowskich, konwojowali ofiary oraz aktywnie uczestniczyli w mordowaniu. Wytworzyła się atmosfera powszechnego przyzwolenia dla zbrodni i przemocy. Zabicie człowieka, czy nawet wymordowanie całej wioski stały się codziennymi wydarzeniami nie niosącymi ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego. Ludzie zobojętnieli wobec najgorszych okrucieństw.
Niezwykle sprawnie przeprowadzona zagłada Żydów wzbudziła podziw ukraińskich nacjonalistów. Nietrudno było się domyśleć jak wykorzystają zdobytą wiedzę i umiejętności…
W 1942 roku Niemcy nasilili terror. Nacjonaliści ukraińscy powołali do życia Ukraińską Powstańczą Armię, którą szybko zdominowała najbardziej radykalna frakcja OUN – banderowcy.
Na początku 1943 roku nastąpiła masowa dezercja członków Ukraińskiej Policji Pomocniczej. UPA zyskała w ten sposób kilka tysięcy doskonale uzbrojonych, a przede wszystkim – doświadczonych w mordowaniu bojowników.
Zaczęło dochodzić do pierwszych zbrodni na Polakach. Początkowo nie miały one charakteru masowego, jednak to miało się wkrótce zmienić. Dowództwo UPA podjęło decyzję o usunięciu Polaków z Wołynia w podobny sposób, jak Niemcy postąpili z Żydami.
Za początek rzezi wołyńskiej uznaje się zbrodnię w Parośli, która miała miejsce 9 lutego 1943 roku. Bandyci z UPA wymordowali tam 173 ludzi.
Lawina zbrodni ruszyła i nic już jej nie mogło powstrzymać. Tam, gdzie ludność ukraińska miała obiekcje wobec mordowania polskich sąsiadów, z którymi przecież żyli do tej pory w najlepszej zgodzie, UPA wysyłała agitatorów tłumaczących prostym ludziom konieczność fizycznej likwidacji „Lachów”. W odpowiedzi czerń chwytała za widły, kosy i siekiery.

Ciała pomordowanych Polaków z miejscowości Lipniki na Wołyniu. Fot. z kolekcji Henryka Słowińskiego.
Ciała pomordowanych Polaków – mieszkańców wsi Lipniki na Wołyniu. Fot. z kolekcji Henryka Słowińskiego.
Zbrodnie były dobrze zaplanowane (Ukraińcy okazali się pojętnymi uczniami Niemców). Polskie wsie otaczano zazwyczaj w niedzielne poranki, kiedy ich mieszkańcy byli na mszy. Blokowano drzwi kościołów, podkładano ogień, po czym rozbiegano się po wsi rabując dobytek i mordując każdego napotkanego Polaka bez względu na płeć i wiek.
Nie zabijano dla samego zabijania. Upajano się zbrodnią jak wódką, rozkoszowano najwymyślniejszymi torturami i napawano przerażeniem ofiar. Wyłupywano oczy, odrąbywano kończyny, nabijano na pal, obcinano języki i rozrywano końmi. Torturowano dzieci (na przykład żywcem obdzierając je ze skóry) na oczach rodziców i na odwrót. Niemowlęta przybijano gwoździami do ścian umieszczając nad nimi napis „Polskij orieł”. Przecinano ludzi piłą wpół, kobietom obcinano piersi, a ciężarnym rozpruwano brzuchy, by zaszyć im w środku np. żywego kota. Dzieci zakopywano żywcem w ziemi w ten sposób, by wystawały tylko głowy, które chwilę później Ukrainiec kosił kosą. Wypruwano jelita, którymi następnie przywiązywano konającą ofiarę do drzewa. Obcięte głowy Polaków dawano do zabawy ukraińskim dzieciom jako piłki. Rezuni organizowali często konkursy na najbardziej wymyślną i okrutną zbrodnię – stąd taka ich różnorodność.
Słynny pisarz Aleksander Sołżenicyn stworzył kiedyś listę kilkudziesięciu rodzajów tortur stosowanych przez NKWD. Przy ukraińskich rezunach sowieccy oprawcy wyglądali jak grzeczni ministranci. Lista rodzajów tortur stosowanych przez Ukraińców na Polakach jest kilkukrotnie dłuższa…
Widząc rozmiar zbrodni nawet sowieccy partyzanci często udzielali pomocy polskim cywilom.
Apogeum mordów nastąpiło w niedzielę 11 lipca 1943 roku. Tego dnia siły UPA i ukraińska czerń otoczyły ponad sto polskich osiedli i wymordowały ich mieszkańców z wielkim okrucieństwem. Dzień wcześniej przedstawiciele Okręgu Wołyńskiego AK spotkali się z jednym z dowódców UPA, by wynegocjować zaprzestanie mordów. Jeden z AK-owców znał go z czasów szkolnych i miał nadzieję, że to pomoże w rozmowach. Nie pomogło. Ukraińcy rozerwali ich końmi.
Ludność polska zaczęła organizować samoobronę, choć wobec ogromnej przewagi liczebnej UPA i ukraińskiej czerni (czyli zwykłego chłopstwa) te inicjatywy były z góry skazane na porażkę. Mimo tego polscy obrońcy zdołali zapisać kilka bohaterskich kart historii.
Huta Stepańska była niewielką polską wsią położoną na północ od Równego i liczącą około 200 domostw. Było to jedyne większe skupisko ludności polskiej na rozległym terenie zamieszkałym przez Ukraińców.
Mieszkańcy Huty zdawali sobie oczywiście sprawę z niebezpieczeństwa i podjęli przygotowania do obrony. Dysponowali pewną ilością broni palnej (przeważnie zakupionej od Niemców) i już w marcu zaczęli organizować zbrojne wypady do okolicznych miejscowości, gdzie przy wsparciu sowieckiej partyzantki zlikwidowali kilka mniejszych oddziałów UPA.
Po Krwawej Niedzieli 11 lipca Ukraińcy zaczęli koncentrować siły wokół Huty Stepańskiej, co nie uszło uwagi jej obrońcom. Od kilku dni mieli nowego dowódcę – do wsi przybył porucznik Władysław Kochański ps. „Bomba”.
„Bomba” był Cichociemnym. Po klęsce kampanii wrześniowej przedostał się na Węgry, a stamtąd do Francji i Wielkiej Brytanii. Wstąpił do 2 Batalionu Strzelców „Kratkowane Lwiątka”, a następnie do Samodzielnej Brygady Spadochronowej generała Sosabowskiego. Zgłosił się na ochotnika do skoku do kraju, przeszedł szkolenie dywersyjne i w nocy z 1 na 2 września 1942 roku w ramach operacji lotniczej „Chickenpox” został zrzucony na placówkę Rogi niedaleko Grójca. Po okresie aklimatyzacji w Warszawie został skierowany na Wołyń, gdzie miał odbudować siatkę konspiracyjną. 8 lipca 1943 roku zjawił się w Hucie Stepańskiej.
W miejscowości przebywało wówczas około czterech tysięcy ludzi. Cichociemny z pomocą kilku podoficerów rezerwy natychmiast przystąpił do organizowania obrony.
Jej centralnym punktem był budynek szkoły położony w centrum wsi. W tym nowowybudowanym, murowanym gmachu znalazły schronienie starcy, kobiety i dzieci. W oknach ustawiono karabiny maszynowe i zamontowano siatki chroniące przed granatami. Wokół wioski Cichociemny rozstawił gniazda oporu umieszczone w naprędce wykopanych okopach i prowizorycznych bunkrach. Dysponował około osiemdziesięcioma obrońcami posiadającymi broń palną. Reszta mężczyzn uzbrojona była w siekiery, widły i kosy przekute na sztorc. W silnych chłopskich rękach była to straszna broń. Łącznie siły samoobrony Huty Stepańskiej liczyły około pięciuset ludzi.
12 lipca do wsi przybył oddział partyzancki dowodzony przez Józefa Sobiesiaka „Maksa”. Zaczął on namawiać ludność do ucieczki na Polesie, na teren opanowany przez partyzantkę sowiecką. Rada wsi z porucznikiem Kochańskim na czele odrzuciła propozycję. „Maks” wycofał się ze wsi, zostawił jednak Cichociemnemu dwudziestu dobrze uzbrojonych ludzi.

Porucznik Władysław Kochański ps. "Bomba". Fot. z archiwum Stefana Bałuka.
Porucznik Władysław Kochański ps. „Bomba”. Fot. z archiwum Stefana Bałuka.
Ukraińcy zaatakowali 16 lipca. W ciągu dnia spalili kilkanaście pojedynczych polskich siedlisk wokół Huty i wymordowali ich mieszkańców. Na samą wieś uderzyli późnym wieczorem.
Cichociemny słusznie przewidział, że główny atak nastąpi od strony zachodniej, gdzie ściana lasu zaczynała się zaledwie kilkadziesiąt metrów od pierwszych zabudowań, dlatego bardzo silnie obsadził tamten odcinek. Ukraińcy najpierw upozorowali atak od wschodu, jednak zostali odrzuceni przez polskich obrońców. Potem główne siły UPA wspomagane przez czerń uderzyły od strony lasu. Rozgorzała zacięta walka. Walczono wręcz na śmierć i życie. Nikt nie błagał o litość i nikt jej nie okazywał. Po kilkugodzinnych zmaganiach napastnicy wycofali się.
Uderzyli znowu rankiem 17 lipca. Był to sądny dzień. Na Hutę Stepańską ruszyło kilka tysięcy Ukraińców. Obrońcy polskiej wsi – istnej fortecy, nowego Zbaraża – kilkukrotnie musieli wypierać bandytów z samego centrum osady. Porucznik Kochański też brał udział w walkach i został ranny w lewą rękę.
Walki trwały nieprzerwanie przez cały dzień i ustały dopiero pod wieczór. Poległo około stu Polaków i kilkukrotnie więcej Ukraińców.
Położenie obrońców było straszne. Wyczerpywała się amunicja, było wielu rannych. Stało się jasne, że następnego takiego szturmu bohaterska wieś nie wytrzyma. Porucznik Kochański podjął decyzję o ewakuacji na północ, do bazy polskiej samoobrony w Antonówce.
Przez całą noc z 17 na 18 lipca organizowano konwój wozów, na które ładowano rannych, chorych, kobiety, dzieci i cały dobytek.
O świcie, gdy poranna mgła zasnuła okolicę trzykilometrowa kolumna ruszyła na północ. Tuż przed wyruszeniem silne oddziały samoobrony pod dowództwem porucznika Kochańskiego uderzyły na pozycje upowców przerywając pierścień okrążenia. Następnie obrońcy przeszli na tył kolumny odpierając ataki Ukraińców, którzy rzucili się w pogoń za Polakami.
Pod wieczór tabor doszedł do kolonii Hały, gdzie zaskoczono pewną liczbę Ukraińców rabujących opuszczone budynki. Polscy obrońcy wybili ich co do jednego. Tam też przenocowano.
Konwój przeszedł około dwadzieścia kilometrów i dotarł do linii kolejowej w Rafałówce, gdzie napotkano oddziały niemieckie. Niemcy załadowali część ludności do wagonów i wywieźli na roboty (Polacy zgodzili się na to dobrowolnie). Pozostała część znalazła schronienie w okolicznych wsiach, gdzie również działały oddziały polskiej samoobrony.
Huta Stepańska została doszczętnie spalona przez Ukraińców.
Porucznik Kochański ze swoim oddziałem dołączył do samoobrony w Hucie Starej, gdzie aż do grudnia 1943 roku prowadził akcje zaczepne przeciw Ukraińcom i Niemcom, współpracując czasem z partyzantką sowiecką. Jego oddział stanowił już potężną siłę – liczył około pięciuset dobrze uzbrojonych i otrzaskanych w boju żołnierzy. Wszyscy oni złożyli przysięgę Armii Krajowej.
16 listopada oddział Cichociemnego stoczył gwałtowną walkę z silnym, ponad tysiącosobowym ugrupowaniem UPA. Przy wsparciu partyzantów sowieckich Polacy wybili Ukraińców niemal do nogi.
W grudniu 1943 roku porucznik Kochański otrzymał zaproszenie od sowieckiego generała Naumowa, jednego z partyzanckich dowódców. Pojechał na nie w towarzystwie kilku współpracowników i z silną eskortą. Sowieci zastrzelili eskortę, aresztowali Kochańskiego i przewieźli go do Moskwy. Tam został skazany na 25 lat więzienia za „szpiegostwo”. W 1948 roku został wywieziony do kopalni miedzi na Kamczatce. Wrócił do Polski w 1956 roku. Zmarł 12 grudnia 1980 roku w Krakowie.
Podczas rzezi wołyńskiej w 1943 roku zamordowano około 60 tysięcy Polaków.