18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#autentyk

Autentyczny wojskowy

jaskowski • 2015-09-19, 09:06
182
Historia zabawna, znalazłem na dżomonster i pomyślałem że się spodoba ;)

Tekstu nie poprawiam do ładnej formy bo chyba mi to rok zajmie.

Rzecz działa się w jednym z radzieckich garnizonów w ówczesnej Czechosłowacji. Ostatniego dnia ćwiczeń pewien młody porucznik usłyszał straszne krzyki. Nie trzeba było być Einsteinem aby zrozumieć, że towarzysz generał był z czegoś skrajnie niezadowolony. Wleźć mu przed oczy w takiej sytuacji równało się samobójstwu, a w najlepszym przypadku łbem huczącym od nadmiaru decybeli.
Aby dowiedzieć się, co się stało, porucznik zaczął się skradać w kierunku źródła dźwięku, umiejętnie wykorzystując rzeźbę terenu. Wkrótce stwierdził, że w promieniu ok. 100 metrów od namiotu generała nie było nikogo, nawet trawa kładła się na ziemi pod naporem wrzasków. Praktycznie cały stan osobowy jednostki pochował się po norach, latrynach, kuchniach i za wiszącym praniem. Jedynie obok namiotu stał ze spuszczoną głową kapitan w czołgowym hełmofonie, wiercąc nogą dziurę w ziemi, a całą swoją mową ciała zdawał się pytać:
- Ale o co chodzi? Ja nic nie zrobiłem...
Przed nim generał stał i się darł:
- Tam wyślę, gdzie szczekanie z psich dup nie dociera! Tak daleko na północ, że oś Ziemi wam się w dupę wwierci! Iluminatory na okrętach podwodnych będziecie myć! Kanalizację własnymi płucami przedmuchiwać! Czołgista, mać jego!
Młody porucznik z zainteresowaniem słuchał monologu i zapamiętywał co ciekawsze frazy. Tak...na wszelki wypadek. A oto, co zaszło.

Minister spraw zagranicznych Czechosłowacji organizował uroczyste przyjęcie. Czy poszło o urodziny, czy o jakieś święto państwowe, to nie ma znaczenia. Ważne jest, że przybyło kilkudziesięciu ambasadorów i konsuli wszelkiej maści. Przyjęcie było wystawne i zakrapiane. A po przyjęciu, rosyjskim wzorem, towarzystwo pojechało na polowanie. Ale jak ludzie, zazwyczaj w sile wieku, w stanie po spożyciu mieli brodzić po pas w błocie w poszukiwaniu potencjalnej dziczyzny? Oczywiście, zaradzono temu. Czeskie wojsko zrobiło to, do czego się nadaje najlepiej - przygotowało namioty, w namiotach byli kelnerzy z napojami i przekąskami, a na miejscu polowania wykopano bardzo wygodne okopy z widokiem na las i stanowiskami strzeleckimi. Tam też naszykowano porządne strzelby. Póki goście jechali, nagonka z psami już naganiała stadko tak ze 30-40 jeleni.

Kapitan Makarenko, dowódca kompanii czołgów, razem ze swoją jednostką wracał ze zdanych na, nomen omen, celująco, egzaminów strzeleckich do miejsca bazowania. Rozjeżdżona leśna droga nie była wyzwaniem dla czołgów i Makarenko, wysunąwszy się do pasa z wieży, wyobrażał sobie, że jest piratem na moście okrętu. Jazda przez las delikatnie kołysała jego łajbą, znaczy czołgiem, warkot silnika przypominał nadchodzącą burzę, a smagające delikatnie po twarzy młode gałązki kojarzyły się z silną, morską bryzą. Kapitan był bardzo zadowolony z dnia i ze swoich ludzi; liczył na kilka dni urlopu ekstra za udane ćwiczenia... Ach, dom... Ale moment! Co to za dźwięki?!
Makarenko momentalnie wrócił do rzeczywistości i krzyknął w mikrofon radia:
- Kolumna, stop!

Z lasu rozległ się tęten. Makarenko rozejrzał się. Wśród drzew mignął rogaty łeb, potem kolejny i kolejny. DZICZYZNA! Porucznik nagle jasno i wyraźnie pojął, czego mu brakuje do szczęścia - porządnego kawałka soczystej jeleniny. Obudziły się w nim pradawne instynkty łowieckie. Nozdrza zadrżały, już czuł smak pieczystego...

Stado, przeskakując przez przydrożne krzaki, przebiegło tuż przed jego czołgiem, apetycznie kusząc szyneczkami, filetami i innymi smacznymi kawałkami. Tylko upiec nad ogniskiem i jeść, odrywając zębami wielkie, gorące kęsy!
"Najważniejsze, nie stracić ich z oczu" - pomyślał Makarenko i rzucił głodne, tęskne spojrzenie za stadem.
- Kolumna! Za mną! - i kazał swojemu kierowcy jechać za stadem. Czołg skręcił i kosząc młode brzózki pojechał w ślad za mięskiem. Za moment dziesięć czołgów, wypuszczając chmury czarnych spalin, wpadło do lasu. Wkrótce rozjechały się w półokrąg, zostawiając dziesięć szlaków skoszonych drzewek. W tych warunkach usłyszeć szczekanie psów nagonki było niemożliwością...

Dyplomatów z takich krajów jak Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania czy Wielka Brytania, dobrze rozgrzanych alkoholem, szczęśliwych i rozłożonych na wygodnych stanowiskach strzeleckich, okryło się zielonymi, maskującymi kocami, żeby za wcześnie nie spłoszyć zwierzyny. Obok każdego dyplomaty był pomocnik, gotów nie tylko podpowiedzieć, w którą stronę strzelać, ale i podać wódeczkę, pot z łysiny zetrzeć czy naładować strzelbę. Jeszcze przed chwilą przez radio podano, że stado będzie za kilka minut. Potem zapadła cisza w eterze. A potem w krzakach przy lesie, jakieś 200 metrów od okopów, rozległa się zaciekła strzelanina. A potem nastąpił koszmar, Armageddon i groza.

Las zaryczał, zawył i upadł - upadały drzewa, a na polanę dosłownie wleciało dziesięć czogłów. Szły półkolem, w którego środku były jelenie. Czołgami dowodził szalony Rosjanin, z pianą na ustach przekrzykujący diesle.
- OGNIA! - zawołał i nacisnął spust pistoletu. Oczywiście, ani namiotów ani okopów nie widział. Widział tylko dziczyznę.

Pierwsi zrozumieli złożoność sytuacji względnie trzeźwi pomocnicy myśliwych; przewracali ich na ziemię, padali sami i nakrywali głowy rękami. Zaś ambasador RFN... On wiedział, co to rosyjski atak pancerny. Pamiętał znakomicie jeszcze z wojny. Jak tylko poczuł w kolanach drżenie ziemi od silników czołgowych, nie baczywszy na swój wiek i swój brzuch w try miga wyczołgał się rakiem z okopów do lasu i tam ukrył się w wąwozie. Szukano go potem kilka godzin i znaleziono żywego, choć bladego z przerażenia - widać, że człowiek swoje w życiu walczył.
Sam minister banalnie zemdlał i padł na dno okopu, więc ominęło go najlepsze. Brytyjski ambasador z pełną angielską flegmą owinął się w maskujący koc i udawał mumię. Włoch przeklinał we wszystkich znanych sobie językach. Hiszpan przytulił do siebie strzelbę i zaczął się modlić...

Kompania pancerna, wystrzelawszy wszystkie jelenie, zatrzymała się. Wyszli kierowcy i zaczęli przywiązywać jeszcze ciepłe tusze do pancerza. Całej tej operacji trwożliwie przyglądało się kilku lokatorów okopów. Kierowcy byli przeważnie z Dagestanu; ogorzałe, brodate, muzułmańskie mordy... I jeszcze mieli noże!

- Jak mogłeś się baranie nie domyśleć, że to polowanie?! To będzie międzynarodowy skandal! - darł się generał, zaś Makarenko roztropnie milczał, podziwiając swoje stopy.
- Możesz sobie wyobrazić nagłówki jutrzejszych gazet?! Wielką czcionką będzie: "ROSJANIE ROZPOCZYNAJĄ NOWĄ WOJNĘ Z EUROPĄ!" "MASOWA EGZEKUCJA DYPLOMATÓW!" "DLACZEGO AMBASADOR RFN W CZECHOSŁOWACJI ZACZĄŁ SIĘ JĄKAĆ?!". Sam cię zabiję! O-so-biś-cie! Uduszę własnymi kalesonami! Masz szczęście, że ofiar nie było! Bajkowe szczęście!

Gdy generał odreagowywał stres, na horyzoncie pojawił się łącznościowiec. Najwyraźniej miał pilną sprawę, ale bał się podejść. Nawet szedł przygarbiony i sprawiał wrażenie, że przy pierwszej okazji czmychnie w krzaczory.
- T-t-tow...t-towarzyszu generale... - pisnął w końcu łącznościowiec.
- CZEGO?!
- Proszą was pilnie do telefonu...

Z generała uszło powietrze, twarz zmieniła kolor z buraczkowego na blady. Udał się do namiotu sztabowego. Dosłownie po minucie wyszedł z niego spokojniutki i z miłym uśmiechem na twarzy.
- Makarenko, słuchajcie, a gdzie te jelenie?
- Co? - odpowiedział oszołomiony wrzaskami kapitan.
- Dziczyzna, pytam - gdzie ona?!
- Do kuchni odstawiliśmy. Teraz rozbiór tusz robią.
- Bierz ciężarówkę. Zabieraj całą dziczyznę i zawieź pod ten adres. Tam ją oddasz i będzie po sprawie. Ja ciebie, oczywiście, ukaram. Ale międzynarodowego skandalu nie będzie.
- Ale jakim cudem, towarzyszu generale?
- Zadzwonił do mnie ten czechosłowacki minister. Dyplomaci są w tym samym składzie co wczoraj, robią poprawiny na jego daczy. Nerwy uspokajają. Mówią, że chcą spróbować tej ubitej przez ciebie dziczyzny. Mówią też, że takich atrakcji nigdy i nigdzie nie widzieli, a także proszą, żeby milczeć o sprawie. Szczególnie ten Niemiec.
Verbatim369 • 2015-09-19, 14:09  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (39 piw)
Rozumiem, że niektórzy nie przeczytali w życiu więcej poza menu w McDonaldsie?

Lob

ghen • 2015-02-17, 09:07 IGNORUJ TEMATY Z DZIAŁU "INNE CZARNOŚCI"  
644
Historyjka prawdziwa, może kogoś rozbawi.
Byłem wtedy w wieku, kiedy można było kurze na stojąco do dupy zajrzeć. Nie było jeszcze internetu, a w TV były tylko dwa programy. Większość czasu spędzało się na dworze, robiąc rzeczy mniej lub bardziej bezpieczne. W pobliżu boisko, można było w piłę pograć, albo w wysokiej trawie na łące w chowanego się bawić. Była nas trójka, z czego jeden o coś się tam obraził i z już bezpiecznej w jego mniemaniu odległości zaczął coś tam pyskować. Niewiele myśląc schylam się po kamień (tamten w tym czasie w tył zwrot i szpula na chatę), ważę go chwilę w ręce i jebut bez przekonania za delikwentem wysokim lobem. Dalej jak na filmie - trasa, po której sp***alał kozak zbiegła się z miejscem lądowania kamyka. Jeb, kolana, pysk na strusia i leży. Koleś obok mnie łapie mnie za ramię i mówi:
- i KAJ MY GO TEROZ ZAKOPIYMY...??

Trochę byliśmy zesrani, ale skończyło się tylko na małym rozcięciu na dyńce i odrapanym nosie przy lądowaniu.

Pierwszy temat, hejt'em all.
blokern • 2015-02-17, 09:27  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (38 piw)
Polska bez slaska!!!

Historia kundla.

gzy • 2014-05-12, 01:25
531
Historia autentyczna, zasłyszana od znajomego. W pewnej mazurskiej wsi (okolice Bań Mazurskich - pomiędzy Mrągowem a Gołdapem) żyła sobie spokojnie rodzina, miała psa - kundla mianowicie. Dzielny to był piesek, szczekał na każdy zj***ny traktor, który orał pole 2km dalej, na ptaki, na drzewa, na przejeżdżające samochody. Typowy wioskowy kundel - histeryk. Na krańcu posiadłości przepływał sobie rów - czy tam rzeczka. Pewnego dnia w sąsiedztwo domu wprowadziły się dwa bobry, zamieniając brzegi rowu w prawdziwy tartak. Uznały, że te miejsce będzie najlepsze, najbardziej perspektywiczne w okolicy pod budowę tamy - co spowodowało, że pies szczekał jak poj***ny już cały czas. Zapewne przeczuwał zagrożenie. Minęło kilka dni - farfocel zniknął. Mija tydzień - psa nadal nie ma. Właściciele zaczęli się niepokoić. Ojciec rodziny przeczuwał, że to ma związek z pojawieniem się bobrów w sąsiedztwie. Tak też wziął widły, nałożył filcy i udał się na rekonesans. Po krótkich oględzinach tamy zauważył znaną mu dobrze mordkę poczciwego psa. Cały szkopuł w tym, że był martwy i bobry załatały nim tamę. :idzwch*j:
RapPanaJapy • 2014-05-12, 02:49  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (42 piw)
Szkoda że nie ma fotorelacji

Serio? :D

Senatshi • 2014-02-06, 16:03
200
Nie było, bo moment temu zobaczyłem na facebooku :D

El_Vito • 2014-02-06, 16:26  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (30 piw)
Idąc w stronę Zdieszowic zatrzymał się samochów i się mine zapytał...

To samochód szedł i się pytał???

Sęp

łonder • 2014-01-27, 17:17 IGNORUJ TEMATY Z DZIAŁU "INNE CZARNOŚCI"  
156
Siema sadole.Opisze Wam historie,która miała miejsce,kiedy chodziłem do technikum.Wówczas panowała w szkole moda na wciąganie tabaki.Każdy ze sobą przynosił co dziennie po pudełeczku,aby wciągać ja na lekcjach,przerwach by wzbudzić kichanie.Jak to zawsze w grupie ludzi znajdzie się element,który sępi,albo jak coś ma to nie podzieli się tylko samolubnie konsumuje.
W tym przypadku była to tabaka.Któregoś dnia wpadłem na genialny pomysł jak jego oduczyć tego nawyku.Kupiłem sproszkowaną paprykę chili i zmieszałem z tabaką nie mówiąc nikomu o tym niecnym procederze. Zadowolony za maszerowałem do klasy w której miałem mieć lekcje.Zebraliśmy się przy jednym stoliku.Zapytałem się gościa:
-chcesz mocnej tabaki ?
Jak to on kozak maślak co to nie on.
-Dawaj!

Zaczęła się zabawa :)
Wciągnął w prawe nozdrze.Momentalnie cała prawa strona twarzy zrobiła się bordowa i opuchnięta lekko.W oczach łzy poprzedzone odruchem wymiotnym.
Pobiegł do łazienki i przez kolejne dwie lekcje z niej nie wychodził .
Tym o to sposobem nauczyłem go,że nie warto sępić :)
Płyta_Gnojowa • 2014-01-27, 17:19  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (154 piw)
Jeśli mu zaproponowałeś sam, to to nie było sępienie. Sam byś się lepiej wziął za naukę, a nie innych próbujesz uczyć.

Autobusowy zbir

Scareface101 • 2013-11-13, 16:50
182
Dzisiejszy autentyk. Materiał własny.

Tak więc jadąc sobie spokojnie autobusem komunikacji miejskiej, siedząc na tyle w ostatnim rzędzie sam bo ogólnie tylko jakieś 15 osób było w autobusie.
Piszę sobie namiętnie SMSy na telefonie ( Szajsung Trend )
Na przystanku wchodzi jegomość, rozgląda się biletu nie kasuje siada obok mnie.
Jakieś 170 cm wzrostu, szerokie bary, morda jak by z więźnia uciekł ( zresztą pewnie nie raz kiblował ) wiek ok. 35 lat
Wypatrzył co w ręku trzymam.
Przysuwa się do mnie i ze wzrokiem poważnym jak bym mu chomika w mikrofali ugotował mówi do mnie z pełną kulturą.
- Wyjmij kartę i dawaj telefon po dobroci, dobrze ci radzę.
W tej sytuacji nie myśląc nic schowałem telefon do kieszeni kurtki i patrząc mu w oczy z lekkim szyderczym uśmiechem na twarzy powiedziałem.
- Chyba cię poj***ło
Mina typa BEZCENNA
Koleś wstał stanął obok drzwi i tak stał patrząc na mnie, zabrakło mu argumentów.
Ja co by nie pęknąć go obserwowałem cały czas z tym uśmiechem na twarzy, myśląc ze pewnie wysiądzie tam gdzie ja i zabierze ten telefon przymusem + dostanę za cwaniakowanie.
Tak nie było wysiadł 2 przystanki później po tym zdarzeniu.
Dodam że nie po dobroci to bym pewnie jeszcze zęby stracił.

Nie kierowca autobusu ani pasażerowie nie bili brawo.
Spajdi666 • 2013-11-13, 17:41  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (182 piw)
Oho, widzę, że świat poza kuchnią zrobił na koleżance takie wrażenie, że na rzecz buzujących emocji straciła zdolność logicznego myślenia :)

Na cmentarzu

kondi1230 • 2013-10-29, 14:00
483
Ostatnio wrzuciłem autentyk z domu dziecka i całkiem nieźle się przyjął, więc dzisiaj druga porcja:


Akcja dzieje się na cmentarzu. Mój tata (wychowawca w domu dziecka) idzie przez cmentarz z podopiecznym. Zatrzymują się przy starym grobie i Szymon (podopieczny) staje z zamyśloną miną nad tym grobem. Mój ojciec myśli tak: "Pewnie się chłopakowi smutno zrobiło,
nie będę przerywał mu tej chwili zadumy". Mija kilka chwil i Szymon mówi z kamienną miną:
- 1920.... W tym roku powstał Ruch Chorzów.
kondi1230 • 2013-10-29, 19:19  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (38 piw)
srasshole napisał/a:

pewnie tez byłeś mieszkańcem tego domu dziecka.



Dokładnie. :) A Ty schylałeś mi się po mydło :roll:

Autentyk z domu dziecka

kondi1230 • 2013-10-22, 14:11
294
Autentyk z domu dziecka:

Dzieciaki wyzywają się tekstami typu: "Twoja stara..."
a jeden chłopczyk mówi do mojego ojca (który jest wychowawcą):
"Ja bym tak o swojej mamie nigdy nie powiedział. Ja dzięki mojej mamie tu jestem!".
kruper • 2013-10-22, 14:45  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (69 piw)
O widzę że ostro musiały Ci się zakładki w przeglądarce popie**olić.

Góral i Białostoczanin

rocaa • 2013-10-19, 17:51
214
Przedstawie dzisiaj Autentyk z amerykańskiej kontraktorki
jak wszyscy wiemy Ludzie z białegostoku mówią ,, Daj Dla mnie'' ,, Ukradli dla mnie'' zamiast Daj mi, ukradli mi do sedna
na budowie pracował razem Góral i białostoczanin przedstawiam krótki dialog między nimi

B- Zaj***li dla mnie młotek
G- To bedzies miał ch*ju dwa

Reakcja szefa no chłop sie zachodził ze śmiechu zasłyszane od Córki szefa wiec nie było :P
bloodwar • 2013-10-19, 18:28  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (22 piw)
A ludzie z Sosnowca nie mówią tylko pomrukują na siebie i gestykulują :-)

Seryjny samobójca

Pan_Inżynier • 2013-10-15, 21:59
690
Zasłyszane od znajomej:
Kurs prawa jazdy. Babka z pogotowia opowiada kursantom historię. Otóż był sobie pewien miły pan, który najprawdopodobniej cierpiał na jakieś zaburzenia psychiczne, gdyż regularnie dzwonił na pogotowie, grożąc, że się zabije. Zgłoszenia nie mogli zlekceważyć, bo typ jeszcze faktycznie by sobie coś zrobił. Wysyłano karetkę, a gdy pacjent słyszał jej sygnał, skakał z taboretu z pętlą u szyi. Sanitariusze wchodzili do mieszkania, ratowali go i podjeżdżali. Jednak pewnego dnia facet skoczył i umarł. Karetka, którą akurat usłyszał nie jechała do niego.
A nauka dla kursantów była następująca: nigdy nie zaprzestawaj resuscytacji krążeniowo-oddechowej, gdy usłyszysz sygnał nadjeżdżającej karetki. :mrgreen:
606 • 2013-10-16, 00:13  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (21 piw)
"Zgłoszenia nie mogli zlekceważyć, bo typ jeszcze faktycznie by sobie coś zrobił.ę
I takie coś mnie od razu telepie... Jeśli CHCE to niech się sk***iel zabija, a nie kierowca i personel traci czas, nerwy i NASZE pieniądze, bo jakiś pieprzony idiota ma kaprys popełniać udawane samobójstwo raz w miesiącu.
Jak facet jest chory to się go zamyka.
Jak jest zdrowy to niech się zabija.

Dobrze, że mu sie w końcu udało.