Co to właściwie znaczy dobrze radzić sobie w szkole? Szkoła uczy złych nawyków: rób to co ci dokładnie powiemy a będziesz dobrym uczniem. Żadnych wyborów, własnej inicjatywy, kilkanaście lat spędzonych na przyswajaniu strzępków wiedzy po trochę z każdej dziedziny. Jeżeli ktoś we własnym zakresie się nie doszkala to po skończeniu szkoły ma brutalne zderzenie z rzeczywistością bo nagle okazuje się, że wzorowy uczeń gówno wie i pracodawcy patrzą na niego jak na kogoś zupełnie zielonego.
Dlatego dobre radzenie sobie nie tyle w szkole co w okresie szkolnym można zdefiniować jako korzystanie z młodości, eksperymentowanie z zainteresowaniami, poznawanie świata, podjęcie kroków do zdobcia fachu i przebrnięcie przez ten zj***ny system edukacji po jak najmniejszej linii oporu. Bo co kogoś będzie obchodziło za 20 lat, że miałeś 3 z wosu? Jedyne co się przyda to matematyka i języki.
Plecionkarz, szkoła (w domyśle podstawówka i gimbaza) nie jest od tego, żebyś był kreatywny i miał inicjatywę, tylko żebyś przyswoił podstawowe prawa i zależności, które występują na Ziemi. Mając jakąś wiedzę i pojęcie o czymkolwiek, możesz zacząć się wykazywać. Jak komuś jest za mało, może poszerzać rozwijać swoje zainteresowania w domu lub w przyszkolnych organizacjach. ZA DARMO (skrót myślowy).
Narzekające gimbazy są pie**olonymi nieukami, którzy nie słuchają swoich rodziców.
Na poznanie może i wystarczyłoby 4-5 lat, ale na nauczenie się i przyswojenie w sposób w miarę trwały trzeba jednak trochę więcej czasu. Chociaż fakt, gimnazja to poroniony pomysł, bo to jest praktycznie cały jeden rok w plecy.