Witam,
chciałbym się z wami podzielić sytuacją z jaką miałem do czynienia dzisiaj na zajęciach. Otóż pracuję w szpitalu i dodatkowo prowadzę zajęcia dla studentów medycyny. Dodatkowo zanim przejdę do konkretów zaznaczę że obok gabinetów znajdują się ubikacje: damska większa i mniejsza męska (zasrana dyskryminacja) i w damskiej znajduje się dodatkowy zlew gdzie można wymyć naczynia jest suszarka na nie, płyn do mycia naczyń i gąbka.
Więc dzisiaj podczas ćwiczeń które mam nieprzyjemność prowadzić pewna studentka stwierdziła że skoczy do ubikacji. Po jakimś czasie wraca na zajęcia i z wejścia do całej grupy ( głownie laski i 2 typów) "ejj ta ubikacja wygląda jak kuchnia".
Na co bardzo szybko zareagowałem. "No widzi Pani bo była Pani w damskiej"
Albo nie wchodzą tutaj studenci medycyny albo tylko mi wydawało się to zabawne.
No widzisz... Dużo lasek i 2 łebków. One mają większy kibel, a 2 typków mniejszy.
Gdzie ty k***a widzisz dyskryminację? Ile łebków przypada na jeden kibel, a ile lasek?
Idąc twoim tokiem "rozumowania", gdyby na uczelni było lasek 20 razy więcej niż łebków, to powinni mieć identyczne kible???