18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Generał, który obronił Tobruk

Pan_Generał • 2013-08-26, 23:08
19
W czasie II wojny światowej gen. dyw. Stanisław Kopański stworzył w Syrii legendarną Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich. Jego żołnierze – Szczury Tobruku – wsławili się trwającą kilka miesięcy obroną tego miasta. Po wojnie gen. Kopański znalazł się na emigracji w Wielkiej Brytanii.


Pierwszy z prawej


– Kiedy w 1941 roku Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich pod wodzą gen. Stanisława Kopańskiego biła się w północnej Afryce, była jedyną polską jednostką lądową bezpośrednio walczącą z Niemcami – podkreśla Janusz Kowalczyk, badacz dziejów brygady i jej dowódcy. Jak dodaje, Polacy w Afryce byli tak dzielni, że zdobyli uznanie nawet nieskorych do pochwał Brytyjczyków.

Stanisław Kopański był absolwentem Oficerskiej Szkoły Artylerii w rodzinnym Petersburgu. Gdy wybuchła I wojna światowa, trafił na front jako rosyjski żołnierz. W 1918 roku przeszedł do polskiej armii. Walczył z Ukraińcami o Lwów. Uczestniczył też w zdobyciu Wilna. W czasie walk o miasto został ciężko ranny.

Szybko jednak wrócił na front i w podczas wojny polsko-bolszewickiej dowodził baterią artylerii konnej pod Komarowem. W tej największej bitwie kawalerii XX wieku polscy ułani rozgromili konnicę Siemiona Budionnego. Dowódca 8 Pułku Ułanów rtm. Kornel Krzeczunowicz tak charakteryzował wówczas Kopańskiego: – Przemiły kolega, łączący dystyngowane maniery wychowanka petersburskiego liceum i politechniki z dużą obowiązkowością i gruntownym wykształceniem technicznym i artyleryjskim.

Po wojnie Kopański zdobył tytuł inżyniera dróg i mostów na Politechnice Warszawskiej, studiował w Wyższej Szkole Wojennej w Paryżu i wykładał balistykę w toruńskiej Oficerskiej Szkole Artylerii. Później dowodził 1 Pułkiem Artylerii Motorowej w Stryju, jedną z najlepszych jednostek tego typu w polskiej armii. Był też zastępcą dowódcy Broni Pancernych w Ministerstwie Spraw Wojskowych.

Tuż przed wojną i w czasie kampanii wrześniowej Kopański opracowywał plany obrony państwa jako szef operacyjnego oddziału Sztabu Głównego. Po klęsce 1939 roku przedostał się do Francji. Dostał zadanie zorganizowania i objęcia dowództwa nad polską Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich, formowaną w ramach francuskiej armii w Syrii. – Podwładni generała wspominali go jako troskliwego dowódcę o niezwykłej kulturze osobistej – mówi Janusz Kowalczyk.

Po kapitulacji Francji generał ewakuował dowodzony przez niego oddział do Palestyny. Brygada weszła w skład wojsk brytyjskich walczących na Bliskim Wschodzie. Na jej czele gen. Kopański uczestniczył w kampanii północnoafrykańskiej. Najsłynniejszym epizodem kampanii była obrona pustynnej twierdzy w Tobruku. Miasto zostało zamknięte w pierścieniu wojsk niemiecko-włoskich. Polscy żołnierze objęli najtrudniejszy odcinek obrony położony naprzeciw wzgórza zajętego przez doborowe oddziały Afrika Korps pod wodzą gen. Erwina Rommla. Utrzymali go przez cztery miesiące, a potem wzięli udział w przerwaniu okrążenia. W tym czasie brygada zyskała wśród Niemców nazwę „Szczurów Tobruku”. Po tym zwycięstwie gen. Władysław Sikorski, naczelny wódz napisał do Kopańskiego: – Dziękuję Panu Generałowi i dowodzonej przez niego Brygadzie za wspaniałą, prawdziwie polską postawę żołnierską.



Niedługo po wycofaniu z twierdzy Polacy wzięli udział w batalii o miasta Ghazalę i Bardię. W 1943 roku generał opuścił swoich żołnierzy i został szefem Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Po wojnie został w Wielkiej Brytanii. Działał w środowisku kombatanckim, a po śmierci gen. Władysława Andersa objął funkcje Generalnego Inspektora Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zmarł w 1976 roku. Pochowano go na cmentarzu polskich lotników niedaleko Londynu.



Zdaniem Janusza Kowalczyka, Kopańskiego doskonale charakteryzują słowa płk Leona Mitkiewicza, zastępcy szefa sztabu Naczelnego Wodza z okresu, kiedy SBSK walczyła w Afryce: – Kopański to doskonały fachowiec wojskowy, znawca artylerii, a do tego bezwzględnie uczciwy, porządny i szczery człowiek.

źródło:
http://polska-zbrojna.pl/home/articleshow/5862?t=General-ktory-obronil-Tobruk

WETERANI 2013: O GROM-OWCU, KTÓRY WSZEDŁ NA MINĘ

Pan_Generał • 2013-08-26, 21:00
29
Tuż przed wyjściem na patrol oficer oglądał „Helikopter w ogniu”. Tam jest scena, w której trafiony amerykański żołnierz spada na ziemię i widzi, że eksplozja urwała mu ciało od pasa w dół. – Po „moim” wybuchu wszystko trwało ułamki sekund. Eksplozja miny wyrzuciła mnie w powietrze. Może trudno w to uwierzyć, ale lecąc, przypomniałem sobie scenę z filmu. Kątem oka spojrzałem, czy jestem cały, czy może – jak temu Amerykaninowi - został mi tylko korpus? – wspomina oficer. Był drugim – po saperze z Brzegu, wtedy poruczniku Leszku Stępniu – Polakiem, który na misji w Afganistanie odniósł ciężkie rany.

Do Afganistanu 34-letni kapitan poleciał na początku czerwca 2002 r. Był dowódcą sześcioosobowej sekcji, od dziesięciu lat służył w GROM-ie. Wcześniej zaliczył misje na Bałkanach. W 1997 r. brał udział m.in. zatrzymaniu, poszukiwanego za zbrodnie wojenne, Slavko Dokmanovicia - „Rzeźnika z Vukovaru”.



Po kilkunastu dniach pobytu w bazie Bagram, 25 czerwca nad ranem, patrol złożony z dwóch sekcji wyruszył na rekonesans. Komandosi mieli rozpoznać niewielką - jak na Afganistan - bo liczącą trzy tysiące metrów górę, oznaczoną na mapach jako K-6. Z jej szczytu można było kontrolować dolinę Panszir.

- W Afganistanie życie tętni w dolinach. Więc na takich szczytach talibowie montowali wyrzutnie rakietowe. Cała taka konstrukcja to zwykła rura i akumulator. Strzelało to z celnością do kilometra. Ale paraliżowało życie w dolinie. Chłopcy od nas już wcześniej znajdywali taki sprzęt – wspomina.

Noga jak galareta


Ponieważ góra była mocno ufortyfikowana, w czasie pierwszych walk w Afganistanie Amerykanie ostro ją bombardowali. Potem sklasyfikowano miejsce jako rozpoznane i nie zagrożone minami. Wszystkie powinny bowiem eksplodować w czasie bombardowań. Do tego teren był skalisty, trudny do zaminowania.

Jak się później okazało, niewielka mina przeciwpiechotna leżała między kamieniami.

Rekonesans przewidziano na jeden dzień. Żar lał się z nieba, termometr wskazywał pięćdziesiąt stopni Celsjusza. Operatorzy szli szykiem ubezpieczonym. Po drodze znaleźli sporo śladów niedawnego pobytu ludzi.

- Na szczyt dotarliśmy w południe. Stąpaliśmy po niewielkich skałach. W ugrupowaniu byłem szósty. Na ten głaz stanęło pięciu kolegów. Ale patrole to taka rosyjska ruletka... Głaz się osunął ur*chamiając zapalnik miny. Wyleciałem w powietrze, przekoziołkowałem. Gdyby odrzuciło mnie w bok, spadłbym w przepaść. Kolega miał refleks i chwycił mnie w locie – oficer pamięta każdy szczegół. Tuż przed wyjściem na patrol oglądał film „Helikopter w ogniu”. Tam jest taka scena, jak w czasie walki amerykański żołnierz spada na ziemię i widzi, że eksplozja urwała mu ciało od pasa w dół.

- W ułamku sekundy pomyślałem „stało się...”. Przypomniałem sobie scenę z filmu. Kątem oka spojrzałem, czy jestem cały, czy może – jak temu Amerykaninowi - został mi tylko korpus? Spadłem na kamienie. Krew tryskała jak z fontanny, noga wyglądała jak galareta. Dłoń miałem zmasakrowaną. W kilkudziesięciu miejscach ciało podziurawione odłamkami skały – pokazuje blizny po ranach.

Eksplozja zrzuciła mu plecak, zerwała but. Pozostali komandosi zalegli w szczelinach. Wybuch mógł być bowiem początkiem zasadzki. Rannym błyskawicznie zajęli się dwaj ratownicy medyczni.

- Jako pierwszy, błyskawicznie, zareagował „Żuku”, który kilka lat później, już jako cywil zginął w zasadzce w Bagdadzie. Udzielał pomocy nie zważając na to, że teren mógł być zaminowany, a w naszym kierunku niezidentyfikowani ludzie oddawali pojedyncze strzały... Jego zimna krew i pełny profesjonalizm zyskały uznanie nie tylko w oczach naszych żołnierzy – mówi oficer.

W czasie ćwiczeń nieraz przeklinał, gdy w pełnym oporządzeniu trzeba było wykonywać „pierwszą pomoc”. Ale po wypadku na K-6 błogosławił to szkolenie. Ani na moment nie stracił przytomności. Koledzy podali mu środki przeciwbólowe. - Za bardzo nie cierpiałem. Lekarze mi potem powiedzieli, że nogę – a przede wszystkim życie - zawdzięczam naszym ratownikom... – podkreśla ranny.

Szybko przyleciał śmigłowiec ratowniczy.

Żonie powiedzieli koledzy


Pierwszą operację w szpitalu w Bagram przeprowadziła ekipa amerykańskich chirurgów. Złamanie kości goleni prawej ustabilizowali aparatem Hoffman II, a rany skóry opracowali chirurgicznie.

Gdy oficer leżał na stole operacyjnym, do jego żony zadzwonili koledzy z sekcji: - Ona zawsze sprzeciwiała się mojej służbie. Jeszcze przed ślubem powiedziałem jej, że służę w GROM-ie. Co jakiś czas, na jakiś czas, znikałem z domu. Żona mogła się tylko modlić, żebym wrócił cały... Znajomi i rodzina nie mieli pojęcia, co robię.

Noc spędził w szpitalu w Bagram. Organizm był niestabilny. Następnego dnia, z grupą rannych Amerykanów, odesłano go do bazy w Ramstein. Ranny pamięta, że obok w samolocie leżała czarnoskóra Amerykanka z logistyki, która wbiła sobie śrubokręt w oko.

- Amerykanie mówili o mnie „Lucky Man” - „Szczęściarz”. Przychodzili poklepać mnie jak maskotkę. Mówili, ze będą mieli szczęście jak dotkną takiego gościa, co wszedł na minę i jest cały – uśmiecha się oficer.

W Ramstein już czekał polski samolot. Po kilkudziesięciu godzinach od wypadku leżał w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie.

Złamanie na złamaniu

- Cały był poraniony. A lewa noga wyglądała, jakby została wkręcona w maszynkę do mięsa – wspomina lekarz, który się wtedy zajmował rannym.

Kolejne badania nie zostawiały złudzeń: uratowanie kończyny będzie graniczyło z cudem.

Eksplozja miny spowodowała otwarte, czwartego stopnia, wielomiejscowe złamanie kości piętowej lewej z przemieszczeniem odłamów oraz dużym ubytkiem skóry, wielomiejscowe złamanie kości podudzia łącznie ze stawem skokowym. Głębokie ubytki skórno-mięśniowe podudzia i pięty. To tylko w lewej nodze. Prawa noga i ręka też zostały poszatkowane odłamkami. Do tego oficer miał liczne otarcia i rany tłuczone oraz szarpane goleni i uda prawego. Rany tłuczone i szarpane ręki i przedramienia prawego. Do tego dochodziła rana szarpana skóry okolicy czołowej prawej. Można długo wymieniać drobniejsze obrażenia…

W trakcie pobytu w Wojskowym Instytucie Medycznym chorego wyrównano krążeniowo i oddechowo. Rany skóry zaopatrzono chirurgicznie.

4 lipca przeszedł operację. Wykorzystując trzy „druty K” chirurdzy wykonali repozycję i stabilizację złamania kości piętowej. Kilkanaście dni później przeprowadzili drugą operację. Wykonali wtedy korekcję ustawienia aparatu Hoffman II. Zdjęcia rentgenowskie wykazały zadowalające ustawienie odłamów kostnych.

Równolegle z ortopedami, rannym zajęci się medycy z Kliniki Chirurgii Plastycznej WIM. Po kawałku, systematycznie, rozległe ubytki skóry uzupełniali, stosując m.in. przeszczepy skóry pobranej od oficera. Po sześciu tygodniach pacjent został wypisany do domu.

Na szczęście rany zaczęły się goić prawidłowo. Zdecydowanie gorzej było ze złamaniami kości goleni i kości piętowej. Mijały kolejne miesiące leczenia, a kości nie chciały się zrastać.

W grudniu 2002 r. – gdy autor tego materiału poznał rannego - z nogi, owiniętej bandażami, ciągle wystawała skomplikowana konstrukcja z drutów ze stali nierdzewnej. Na nodze nadal brakowało płatów skóry.

Po ponad pół roku leczenia ortopedzi zdecydowali, że konieczna będzie kolejna, skomplikowana operacja. Pod koniec stycznia 2003 r. postanowili wykonać zabieg prowadzący do pobudzenia zrostu kości. Usunęli martwe fragmenty kości i w miejsca ubytków przeszczepili „gruz kostny”.

- Dla lekarzy byłem bardzo ciekawym przypadkiem. Rzadko się zdarza, żeby mieć całego pacjenta, poddanego tak dużemu działaniu materiału wybuchowego. Wdzięczny im jestem z całego serca. Dzięki nim nie tylko mam dwie nogi, ale jestem całkiem sprawny – podkreśla oficer.

Rannego operowali m.in. prof. Wojciech Marczyński, dr Piotr Piekarczyk i dr Marcin Wojtkowski.

Niestety specjaliści systematycznie przesuwali datę zakończenia leczenia.

W sumie ranny przeszedł jedenaście operacji: trzy ortopedyczne, resztę w Klinice Chirurgii Plastycznej. Samo leczenie trwało dwa lata. Odbywało się w WIM oraz innych miejscach. Setki godzin zajęły konsultacje, tysiące - rehabilitacja.

Obecnie oficer powinien mieć jeszcze jedną operację plastyczną. – Ale to by wymagało wyłączenia się z pracy na jakieś pół roku. Operacja nie jest konieczna, więc na razie ją odkładam. Jestem pod stałą kontrolą szefa służby zdrowia naszej jednostki, który - pracując wcześniej w WIM - przeprowadził część operacji – opowiada weteran.

Wuef zaliczony na „cztery”

- Już w samolocie do Polski postanowiłem, że zadziwię lekarzy i szybko dojdę do sprawności. Nawet przez chwilę nie dopuszczałem do siebie tego, że stracę nogę. Silna wola i nadzieja bardzo pomaga w takich sytuacjach – przekonuje.

Z wielkim zapałem współpracował z lekarzami i rehabilitantami, dodatkowo sam ćwiczył w domu.

W 2005 r. formalnie wrócił do jednostki. Ponieważ jednak rehabilitacja nadal trwała, to faktyczny powrót nastąpił dopiero w 2007 r. Pierwszy egzamin z wychowania fizycznego, zdał na ocenę dobrą. A trzeba pamiętać, że to „najcięższy wuef w całej armii”, z normami dla żołnierzy jednostek specjalnych.

W 2006 r. znalazł się wśród pierwszych ośmiu żołnierzy odznaczonych Orderem Krzyża Wojskowego. Prezydent RP powołał go też w skład kapituły przyznającej to najwyższe współczesne odznaczenie bojowe.

- Po powrocie musiałem się pożegnać z zespołem bojowym, trafiłem do szkoleniówki. Przed wypadkiem byłem w wielu groźniejszych sytuacjach na ćwiczeniach. Brałem udział w operacjach o wiele bardziej skomplikowanych, niż ta w Afganistanie. Nigdy nie pomyślałem, że gdybym nie wyjechał, to oszczędziłbym sobie kilku lat cierpień, nie narażałbym życia. Jeden z moich znajomych w pierwszym dniu urlopu zginął na przejściu dla pieszych. Przechodził na zielonym świetle, a potrącił go samochód. On miał pecha, ja miałem szczęście. A rana to konsekwencja świadomego wyboru, jakim było założenie munduru – kończy.

Oficer awansował na stopień majora i nadal służy w GROM-ie.




Na zdjęciu: Po kilku latach leczenia i rekonwalescencji, ciężko ranny oficer jest dziś w pełni sprawnym żołnierzem.

Fot: z archiwum rannego.

Jarosław Rybak

http://www.wim.mil.pl/index.php?&option=com_content&id=1413&task=view&Itemid

Za zdradę Polski – komunistom śmierć!

Pan_Generał • 2013-08-26, 20:16
25
70. lat temu oddział Narodowych Sił Zbrojnych dowodzony przez ppłk Leonarda Zub-Zdanowicza zlikwidował pod Borowem groźną sowiecką grupę rabunkową – oddział GL im. Jana Kilińskiego. To symboliczny początek wojny Żołnierzy Wyklętych z komunistycznym okupantem



Wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat jakie rozegrały się pod Borowem na Lubelszczyźnie przez cały okres PRL były zakłamywane przez komunistyczną propagandę. Tuz po wojnie część żyjących żołnierzy NSZ z oddziału „Zęba”- Leonarda Zub-Zdanowicza została ujęta przez UB, i po torturach skazana na śmierć lub wieloletnie więzienia. Cała sprawa stała się też pretekstem do oskarżenia żołnierzy NSZ o rzekomy „faszyzm”. W III RP komunistyczne kłamstwo propagowane pod szyldem „Mordu pod Borowem” wciąż jest powtarzane, a żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, którzy 9 sierpnia 1943 roku likwidując oddział GL zapobiegli gwałtom,mordom i rabunkom na mieszkańcach Lubelszczyzny- nadal znieważani.

A jak wyglądała akcja pod Borowem w rzeczywistości? Oddział GL im Jana Kilińskiego zawiązał się na terenie Lubelszczyzny ( operował m.in. w okolicach Kraśnika i Borowa) na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku. Według różnych źródeł liczył od 25 do 30 gwardzistów. Część z nich wcześniej działała w grupie rabunkowej Józefa Liska, która- funkcjonując również pod szyldem „ludowego wojska” dopuściła się szeregu gwałtów i rabunków na okolicznej ludności. Dziś już wiadomo, że funkcjonująca od 1940 roku grupa Józefa Liska „Lisek” ma na sumieniu kilkanaście morderstw- również kobiet i dzieci. Lisek został zastrzelony przez kompana- „Bartosza” w czerwcu 1943 roku, a jego grupa ostatecznie włączona w skład Oddziału GL im Jaka Kilińskiego. Dowódcą został niejaki „Słowik”.- Stefan Skrzypek, również mający bandycką przeszłość np. w grudniu 1942 roku brał udział w napadzie na majątek ziemski pod Gościeradowem, obciąża go śmierć co najmniej kilkunastu osób z miejscowej ludności, którą podejrzewał o współpracę z AK lub NSZ. Oddział GL im Jana Kilińskiego nie przeprowadził żadnej akcji przeciw Niemcom.

Na początku sierpnia 1943 roku oddział GL pod dowództwem „Skrzypka” przemieścił się w okolice Borowa. Tam ponownie grożąc terrorem zmuszał miejscową ludność do oddawania żywności i majątku. Część historyków jest zdania, że „Skrzypek” dostał polecenie likwidacji oddziału NSZ i pacyfikacji majątku ziemskiego Borów, który dawał schronienie żołnierzom Podziemia Niepodległościowego.

Do spotkania „Słowika” z dowódcą NSZ wówczas rotmistrzem Leonardem Zub-Zdanowiczem doszło w nocy z 8 na 9 sierpnia 1943 roku. „Ząb” usiłował przekonać bojówkarzy by porzucili komunistów i przyłączyli się do niepodległościowego podziemia, a także postawili przed sądem wojennym winnych kradzieży i morderstw. Od „Słowika” usłyszał, że nie ma o tym mowy, a Polska niebawem zostanie podporządkowana ZSRR.

„Słowik” dostał kilka dni do namysłu. Wobec odmowy podporządkowania się, złożenia broni i wydania przestępców żołnierze NSZ zaatakowali obozowisko komunistów i rozbroili ich bez oddania nawet jednego wystrzału. GL-owcom odebrano broń i przeprowadzono nad nimi sąd polowy, który za zdradę Rzeczypospolitej, morderstwa, gwałty i rabunki skazał komunistów na śmierć. Wszyscy z wyjątkiem dwóch zostali rozstrzelani. Życie darowano tylko dwóm członkom oddziału GL – Rosjaninowi, bowiem Zub-Zdanowicz jako prawnik uznał, że osoby obcej narodowości nie można skazywać za zdradę Rzeczypospolitej i młodemu chłopakowi, który dopiero dołączył do oddziału GL, a więc nie brał udziału we wcześniejszych mordach. Część historyków twierdzi, że również dwóm innym członkom GL udało się zbiec.

Tuż po akcji pod Borowem komunistyczna propaganda zaczęła nieprawdziwie głosić, że GL-owcy zostali wymordowani podczas wspólnej kolacji, a wydarzenia ochrzciła mianem „Mordu pod Borowem”. Natychmiast zaczęto głosić tezę podtrzymywaną przez niektórych historyków do dziś o „bratobójczym mordzie” i „wojnie domowej”. Na część „bohaterów z oddziału GL Jana Kilińskiego poległych pod Borowem” pisano wiersze, nadawano ich patronat szkołom.

Po wojnie UB zaczęła tropić tych żołnierzy NSZ, którzy wraz z „Zębem” i utworzoną później Brygadą Świętokrzyską nie przedostali się na Zachód. W 1953 roku przed Sądem Rejonowym w Lublinie, po wcześniejszym aresztowaniu i torturach stanęli żołnierze NSZ- Leon Cybulski ps „Znicz”, Kazimierz Poray-Wybranowski ps „Kret” oraz Ryszard Ławruszczak „Zagłoba”. Cybulski skazany został na śmierć, pozostali dwaj na wieloletnie wyroki więzienia. Zrehabilitowano ich dopiero pod koniec lat 90-tych.

Dziś wielu historyków jest zdania, że data 9 sierpnia powinna być traktowana jako symboliczny moment rozpoczęcia wojny przez podziemie antykomunistyczne z sowieckim okupantem.

Cześć i chwała żołnierzom NSZ.

Na zdjęciu – rotmistrz (później ppłk) Leonard Zub-Zdanowicz, ps. „Ząb” dowódca oddziału NSZ swojego imienia, później szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej

http://dorzeczy.pl/za-zdrade-polski-komunistom-smierc/

Zakazana archeologia - Behemot

Varyz • 2013-08-26, 16:52
8
Na wstępnie przyznam, że nie zgadzam się ze wszystkim co facet mówi ale dla mnie materiał ciekawy. Warto mu poświecić godzinę. Wrzucam to dla tych paru osób, które lubią poznawać i konfrontować różne poglądy. Myślę, że wiele z tego co mówi jakkolwiek się klei i ma sens, chociaż momentami to tylko jego domysły ;-)
Facet nie pluje jadem na inne podejścia, a z ciekawości sam do biblii zajrzałem i rzeczywiście - tłumaczenie z Behemotem było w przypisach z gwiazdką***





No i reszta części dla zainteresowanych:

2/4. http://www.youtube.com/watch?v=W2FaQYsOdbE

3/4. http://www.youtube.com/watch?v=f0Url8TQkqE

4/4. http://www.youtube.com/watch?v=jIoax8Y-XYc


Szukałem, nie znalazłem. Jeśli ktoś wrzucił to źle otagował.

Karol Marks – Twój ulubiony obłudnik i satanista

le...........k8 • 2013-08-26, 13:37
32
Satanista, pijak, damski bokser, wyrodny ojciec - autorytet "postępowej" elity.



Marks w masońskiej pozie Ukrytej Dłoni



Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu.

-Karol Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa (1843)


Najwybitniejszy biograf Adolfa Hitlera, brytyjski historyk Alain Bullock wyraził wprost sugestię, że wódz Trzeciej Rzeszy był opętany. Podobną opinię sformułował jeszcze w 1922 roku twórca antropozofii Rudolf Steiner, który nazwał wówczas Hitlera wcieleniem Arymana. Jeśli chodzi o Marksa, to nie ma pewności, czy był opętany. Wiadomo natomiast, że należał do sekty satanistów. Jego dzieciństwo i młodość nic takiego nie zapowiadały.

Wychowany był w protestanckiej rodzinie pochodzenia żydowskiego. Jego praca maturalna nosiła tytuł Zjednoczenie wiernych w Chrystusie i zawierała credo jej autora: “Pozostawajcie w jedności z Chrystusem, w najserdeczniejszej, żywej społeczności przeniknięci miłością Chrystusa. Miejcie serca otwarte dla braci, z którymi Jezus łączy nas głęboką miłością, za których sam się ofiarował”. Archiwum historii socjalizmu i rozwoju ruchu robotniczego w Niemczech przechowuje świadectwo gimnazjalne Marksa, w którym profesorowie przy przedmiocie “wychowanie religijne” napisali: “znajomość wiary Chrystusowej i zasad moralnych – jasna i budująca”.

Światopogląd Marksa zmienił się radykalnie w 1841 roku pod wpływem spotkania z czołowym ideologiem socjalizmu, Mosesem Hesse. Ten ostatni w liście z 2 września 1841 roku do Bertolda Auerbacha pisał: “Dr Marks, to jest imię mojego bożka. Jest on jeszcze całkiem młodym człowiekiem, najwyżej 24 lat. On zada ostateczny cios średniowiecznej religii i polityce”.

Podczas studiów uniwersyteckich Marks parał się poezją, której wymowa była satanistyczna ["Poezje satanistyczne" Karola Marksa publikowane były we "Frondzie" 1 - przypis redakcji]. W “Rozpaczliwej modlitwie” pisał:

Tak więc Bóg wydarł mi moje wszystko,
w nieszczęściach, ciosach losu.
Te wszystkie jego światy
rozwiały się bez nadziei powrotu.
I nie zostaje mi nic od tej pory, jak tylko zemsta.
Chcę sobie zbudować tron na wysokościach.
Jego szczyt będzie lodowaty i gigantyczny.
Jego wałem ochronnym będzie obłąkańczy strach,
jako szczyt najczarniejszej agonii.
A kto podniesie na ów tron swój zdrowy wzrok,
odwróci się od niego blady i milczący jak śmierć.
Wpadnie w pazury ślepej, dreszczem przejmującej
śmiertelności, aby jego szczęście znalazło grób.

Motyw zemsty na Bogu pojawia się nie tylko w twórczości literackiej młodego Marksa, ale także w jego prywatnej korespondencji. Tak pisał on w jednym z listów do swego ojca Heinricha: “Chcę się mścić na Tym, Jedynym, co w niebie króluje [...] Spadła zasłona, zerwała wszystko, co dotychczas było święte, teraz muszą być ustanowieni nowi bogowie”.

Szczególne miejsce w twórczości literackiej Marksa zajmował jego poemat “Oulanem”. Tytułowy zwrot to anagram świętego słowa “Emanuel”. Emanuel – biblijne imię Jezusa – oznacza po hebrajsku “Bóg z nami”. Jego odwrócenie znaczy tyle, co “my bez Boga” (odłączeni od Niego naszą świadomą decyzją, zerwaniem). “Oulanem” jest kluczowym słowem czarnych mszy satanistycznych, w których cała liturgia i symbolika (na przykład odwrócony krzyż) jest odwróceniem, parodią i szyderstwem z liturgii i symboliki chrześcijańskiej. Poemat Marksa wskazuje wyraźnie, że satanizm rytualny nie był mu obcy, wymowa zaś utworu jest jednoznaczna:

On uderza pałeczką i daje mi znak
a ja, z coraz większą pewnością
tańczę taniec śmierci.
I oto są także Oulanem! Oulanem!
To słowo rozbrzmiewa jak śmierć,
po czym przedłuża się aż do wygaśnięcia.
Zatrzymaj się! Ja go trzymam!
I oto wznosi się wtedy z mego umysłu,
Jasne, jak powietrze, spojone, jak moje kości.
Lecz ja mam siłę gnieść was moimi ramionami
i miażdżyć was (ludzkość),
z siłą huraganu, podczas gdy nam wspólnie
otwiera się przepaść rozwarta w ciemnościach.
Zatoniecie aż do głębin,
A ja pójdę z wami śmiejąc się.


Inny z kolei utwór Marksa “Le Menestrel” zawiera poetycki opis zaprzedania duszy szatanowi:

Wyziewy piekielne pochodzą od mego mózgu
I napełniają go aż ja staję się szalony.
Aż moje serce staje się zupełnie zmienione.
Patrz na tę szpadę,
Książę ciemności sprzedał ją.

Jest rzeczą charakterystyczną, że dla wielu XIX-wiecznych postępowców szatan był wzorem do naśladowania i obiektem gloryfikacji. Rosyjski anarchista Bakunin, z którym Marks przez długi czas (do ostatniego zjazdu I Międzynarodówki) utrzymywał przyjacielskie kontakty, tak pisał o szatanie: “Diabeł jest pierwszym wolnomyślicielem i zbawicielem świata. On uwolnił Adama, wycisnął mu na czole zwycięstwo i wolność ludzkości przez uczynienie go nieposłusznym”.

Karol Marks lubił być nazywany diabłem. Jego syn Edgar w liście do ojca z 31 marca 1854 roku zwraca się do niego: “Mój kochany diable”. Natomiast żona Marksa, Jenny w korespondencji z 1844 roku pisze do niego: “Twoim ostatnim listem pasterskim, najwyższy kapłanie i biskupie dusz, napełniłeś swoje biedne owce spokojem i pokojem”.

Nieprzypadkowo francuska pisarka Françoise Giroud zatytułowała swoją biografię: Jenny Marks, czyli żona diabła. Książka ta kończy się stwierdzeniem: “Złudzenie umarło, mit się rozpadł, socjalizm naukowy pozostanie najtragiczniejszą ułudą naszego stulecia. Jenny von Westphalen, istota pełna miłości i wiary, stała się jego pierwszą i dobrowolną ofiarą”.

Karol Marks był dla swojej żony prawdziwym tyranem, ona zaś pokornie znosiła wszelkie upokorzenia. Warto dodać, że dwie córki Marksa – Eleonora i Laura – popełniły samobójstwo, zaś troje dzieci zmarło z niedożywienia. Poza tym autor Kapitału był nałogowym alkoholikiem, tonącym w długach, które spłacał za niego bogaty finansista Fryderyk Engels. Ten ostatni łożył też na utrzymanie nieślubnego syna Karola Marksa z jego służącą Lenchen.

Zenon Chocimski, Ezoteryczne zródła komunizmu

(…) Zatrzymując się na chwilę przy postaci Karola Marksa, warto podkreślić, że zarówno on , jak też jego poprzednik Weishaupt deklarowali się początkowo, przynajmniej oficjalnie, jako chrześcijanie. W swojej pierwszej pisemnej pracy Marks wyraził się między innymi takimi słowami ([2] str. 149) : “Poprzez miłość Chrystusa zwracamy nasze serca jednocześnie ku naszym braciom , którzy są wewnętrznie związani z nami i za których złożył się on w ofierze. Jedność z Chrystusem mogłaby dać wewnętrzną godność , pocieszenie w strapieniu, spokojną ufność i serce zdolne do miłości człowieka…” Jak zauważa W.T.Still ([2] str. 149-150) : “Jak mógł taki chłopiec zbłądzić ? Coś przydarzyło się młodemu Marksowi w ostatnim roku szkoły średniej i stał żarliwie antyreligijny. Marks poznał tajemniczą postać nazwiskiem Mojżesz Hess, którego Marks nazywał “komunistycznym rabinem”. Hess najwidoczniej wprowadził go bezpośrednio na zaawansowany szczebel satanizmu. Nagle Marks zaczął w swoich pismach używać słowa “zniszczyć” , do tego stopnia, że jego przyjaciele, choć zdaje się ,że było ich niewielu , nadali mu przydomek “Zniszczyć” .”

Być może całe to “chrześcijaństwo” Marksa było tylko pozorem, w każdym razie o tym, że Marks związał się z kultem satanistycznym informuje obszernie Richard Wurmbrand w swojej pracy “Was Karl Marks a Satanist ?”, z której wynika między innymi to, iż Marks był satanistą zanim został komunistą. Mówiąc inaczej “komunizm, który mu potem przypisano , był najlepszą drogą do oszukania reszty ludzi tak, by opuścili Kościół i podążyli szlakiem wytyczonym przez Weishaupta ponad sześćdziesiąt lat wcześniej” ([2] str. 152). Oczywiście Marks nie był jedynym przykładem takiego właśnie podejścia do tworzenia “nowego porządku świata” . Michaił Bakunin , mason i anarchista rosyjski, dopuszczał bezpośrednią więź między rewolucjonistami socjalistycznymi a satanizmem, uważając ,że prawdziwa droga rewolucji polega na “budzeniu Diabła w ludziach , by uruchomić najniższe namiętności . Naszym posłannictwem jest burzyć , a nie budować” ([2] str. 154). Bakunin był członkiem loży “Il Progresso sociale” we Włoszech i zorganizował tam tzw. “Bractwo Międzynarodowe”. Po założeniu w Szwajcarii “Międzynarodowego Związku Demokracji Socjalistycznej” przystąpił z nim do I Międzynarodówki, co zakończyło się współpracą z Marksem i Engelsem. Po usunięciu z tej organizacji, Bakunin utworzył w 1872 roku międzynarodówkę anarchistyczną, która osiągnęła znaczne wpływy przez skrytobójstwa w Szwajcarii, Włoszech, Hiszpanii i Francji ([15] str. 49). Jak się przypuszcza satanizm w przypadku Marksa nie pozostał bez wpływu także na jego rodzinę. Okazuje się bowiem ,że jego pierwsza córka Laura i jej mąż socjalista Lafargue , popełnili razem samobójstwo, podobnie jak druga córka – Elonora.

(…) Dwaj . autorzy Manifestu Komunistycznego Marks i Engels, mówili obaj o pierwszej wojnie światowej dwadzieścia trzy lata wcześniej. Karol Marks pisał w 1848 r „słowiańska hołota”, czyli Rosjanie, a także Czesi i Chorwaci, są “zacofanymi” rasami, których jedyną rolą w przyszłej historii świata będzie rola mięsa armatniego. Marks mówił: Przyszła wojna światowa spowoduje, że z powierzchni ziemi znikną nie tylko reakcyjne klasy i dynastie, lecz całe reakcyjne narody. I będzie to postęp. Tak samo, choć idąc jedynie za przewodem Marksa, pisał w rok później jego kolega autor, Fryderyk Engels: Następna wojna światowa spowoduje zniknięcie z powierzchni ziemi całych narodów reakcyjnych. To także będzie postęp. Oczywiście nie będzie mogło się to dokonać bez zdeptania niektórych delikatnych kwiatków narodowych. Lecz bez gwałtu i bez braku litości nie da się w historii osiągnąć niczego. Czy można to opacznie zrozumieć ? Cóż to za ‘następna wojna światowa’ , do tej pory nie było przecież żadnej ‘wojny światowej’ … .”

Źródło: http://www.kki.pl/piojar/polemiki/novus/iluminaci/dolar.html

(…)Marks przez całe świadome życie (z wyjątkiem okresu szkolnego, gdy deklarował przywiązanie do chrześcijaństwa) był satanistą deklarującym w pewnym momencie komunizm jako cel polityczny. Przyznajmy, że komunizm zaprzeczający istnieniu Boga,zastępujący moralność jej brakiem,każący niszczyć i jeszcze raz niszczyć idealnie pasuje do roli dziecięcia satanizmu. Poza tym jego głupota jest tak bezdenna, że zapewne przez Księcia Ciemności zamierzona. Nie przesądzając sprawy (w końcu nie jesteśmy marksistami i nie wiemy czy młodzi komuniści smalą cholewy do dziewczyn, czy też w zapadłym grobowcu, w blasku świec, toczą krew z ropuchy) przypomnijmy tylko, iż spokój ducha Karola zakłócają na cmentarzu Highgate w Londynie wielbiciele…szatana. Przynajmniej ci pamiętają.

Dariusz Ratajczak, żródło: http://dariuszratajczak.blogspot.com

Źródło
26
74 lata temu, w nocy z 25 na 26 sierpnia 1939 roku doszło do tzw. Incydentu jabłonkowskiego.

Adolf Hitler planował rozpoczęcie planu „Fall Weiss” 26 sierpnia 1939 roku. W początkowych planach operacji działania miały podjąć grupy dywersyjne w tym jedna z nich w liczbie około 30 osób, pod dowództwem porucznika Hansa-Albrechta Herznera miała zaatakować stację kolejową Mosty koło Jabłonkowa na granicy polsko-słowackiej i zająć tunel jabłonkowski do czasu nadejścia oddziałów Wehrmachtu. Polacy zdawali sobie sprawę jak ważnym strategicznie celem był tunel Jabłonkowski więc w czerwcu prewencyjnie go zaminowali.

Rozkaz o przesunięciu rozpoczęcia operacji „Fall Weiss” nie dotarł do wszystkich grup dywersyjnych i w nocy z 25 na 26 sierpnia dywersanci porucznika Herznera ostrzelali stację kolejową oraz stojącą obok willę kierownika polskiej szkoły, w której kwaterowali polscy saperzy, po czym opanowali dworzec. Wzięli również do niewoli polskich robotników, udających się do huty w Trzyńcu. Bojówkarzom nie udało się opanować tunelu, który został obsadzony przez zaalarmowanych wystrzałami Polaków. Ludzie porucznika Herznera daremnie czekali na nadejście regularnych wojsk niemieckich więc nawiązali łączność ze sztabem niemieckiej 7. Dywizji Piechoty w Żylinie skąd dowiedzieli się o zmianie daty ataku Niemiec na Polskę. Dywersanci zdecydowali się opuścić stację i wycofali się w góry.

Na spotkanie z generałem Kustroniem w celu wyjaśnienia tego incydentu Niemcy wysłali kapitana Kriesela, który tłumaczył, że ataku dokonały uzbrojone jednostki Grenzschutzu, a nie jednostki Wehrmachtu. Obiecał również, że przekaże polskie żądania o ukaraniu winnych. Dowódca niemieckiej 7. Dywizji Piechoty, gen. mjr Eugen Ott, oficjalnie przeprosił stronę polską za pożałowania godny „incydent, spowodowany przez niepoczytalnego osobnika”. Warto dodać, że sześć dni później 1 września 1939 roku nauczeni doświadczeniem żołnierze polscy wysadzili tunel.





źródło:HISTORYKON

Pogrom Mławski

rubbinho • 2013-08-26, 11:47
10
Trochę mnie zdziwiło, że na sadolu brak jakichkolwiek informacji na temat pięknie zapisanych kart historii miasta, w którym się urodziłem (Mławy).
Nie tylko w samej Mławie, ale i okolicach żyje wielu cyganów (tzw. romów - zapamiętajcie to słowo, bo później będzie się przewijać w miarę często), zdarzają się biedni, ale w oczy rzucają się najbardziej ci bogaci obwieszeni złotem i mieszkający w pałacach, dworkach, które bez problemu znajdziecie w internecie. Ale nie o tym...
Mława poza Grzesiem Skawińskim z Kombii, fabryką LG, Wardęgą S.A. piosenką o mławskiej policji, bitwy pod Mławą i paroma innymi rzeczami słynie z czegoś jeszcze. Jest to tzw. Pogrom Mławski.

Wydarzenia miały miejsce w przeciągu dwóch dni (26 i 27 czerwca 1991 roku). Impulsem do wybuchu kilkudniowych zamieszek był wypadek samochodowy, który nastąpił 23 czerwca około godziny 23.00 na przejściu dla pieszych przy ulicy Piłsudskiego (róg Zuzanny Morawskiej). Wypadek spowodował siedemnastoletni Roman Paćkowski, należący do mniejszości romskiej. Wbrew obiegowym opiniom sprawca posiadał prawo jazdy. Sprawca zbiegł z miejsca wypadku nie udzielając pomocy ofiarom i ukrył się. W wypadku zostało poszkodowanych dwoje Polaków: przebywający na przepustce dwudziestojednoletni żołnierz, który w wyniku obrażeń kilka dni po wypadku zmarł i towarzysząca mu siedemnastoletnia dziewczyna, u której zdarzenie spowodowało uraz psychiczny. Społeczność romska w Mławie przez dwa dni ukrywała sprawcę wypadku, odmawiając wskazania miejsca jego pobytu służbom porządkowym. W wyniku pertraktacji z wójtem społeczności romskiej 25 czerwca sprawca wypadku został przywieziony na komendę policji a w dniu następnym 26 czerwca przyprowadzono samochód, którym spowodowano wypadek. Ze względu na rosnące napięcie społeczne policja rozplakatowała informację o pojmaniu i osadzeniu w areszcie poza obrębem miasta sprawcy wypadku, jednak to nie zdołało uspokoić nastrojów. 26 czerwca (dwa dni po wypadku) tłum Polaków przez dwa kolejne dni, w różnych odstępach czasu i z różnym nasileniem, dokonywał czynnych napaści na domostwa, własność i mienie Romów zlokalizowane w różnych częściach miasta, uchodzących od lat za "cygańskie". Większość ludności romskiej w trakcie wydarzeń opuściła miasto, niewielki odsetek ukrywał się u Polaków. Nie doszło do fizycznej napaści na żadnego przedstawiciela mniejszości romskiej, a cała agresja tłumu skierowała się na niszczenie mienia. W wyniku zamieszek dokonano dużych zniszczeń w majątkach należących do Romów. W sumie zniszczono całkowicie siedemnaście domów, a częściowo (napastnicy nie zdołali się do nich wedrzeć) cztery, zdemolowano też dziewięć mieszkań. Do Mławy sprowadzono dodatkowe oddziały policji, wprowadzono godzinę policyjną. Premier Jan Krzysztof Bielecki powołał komisję specjalną, która oszacowała straty ludności romskiej poniesione w wyniku zamieszek na 4,8 mld złotych (480 000 PLN po denominacji). Wydarzenia zostały nazwane przez media pogromem mławskim. Za udział w zajściach zarzuty postawiono 21 osobom, 17 osób zostało skazanych na kary pozbawienia wolności od pół roku do 2,5 roku oraz grzywny i nawiązki, 10 osobom sąd zawiesił wykonanie kary i dał dozór kuratora.
Wypadek z dnia 23 czerwca staje się wśród mławian tematem domysłów, spekulacji i komentarzy. Mimo pojmania i osadzenia w areszcie sprawcy wypadku oraz akcji informacyjnej o tym fakcie przeprowadzonej przez policję nie udaje się uspokoić nastrojów. Romowie nie pojawiają się w miejscach publicznych świadomi napięcia i zagrożenia. Początek zamieszkom dało kilkunastu młodych mężczyzn zebranych w jednym z lokali niskiej kategorii. W czasie dwudniowych zamieszek nie zostały zaatakowane baraki biedoty romskiej, gniew został wyładowany na bogatych rezydencjach a w drugim dniu zamieszek także na mieszkaniach należących do miejscowych Romów, ten fakt jest przytaczany jako argument przeciwko nacjonalistycznemu charakterowi ataku, gdyż tłum obierał cele selektywnie, podczas gdy atak z pobudek czysto nacjonalistycznych dotknąłby wszystkich przedstawicieli Romów bez względu na status majątkowy.

W skrócie - Polacy się wk***ili i zostawili majątki cyganów w gruzach.

Jeszcze mały bonus o wydarzeniach sprzed dwóch lat:
Plotkę o otwartych trumnach w romskim grobie na cmentarzu komunalnym 1 listopada słyszało wielu, ale nikt jej nie był w stanie potwierdzić. Dopiero po kolejnej profanacji, do której według świadków doszło w zeszłym tygodniu, udało nam się zdobyć nieco więcej informacji na temat tych zdarzeń, choć są one fragmentaryczne i często sprzeczne ze sobą.

- W poniedziałek 14 listopada sam informowałem policję o kradzieży miedzianego pokrycia dachowego jednego z grobów, byłem też przy czynnościach prowadzonych przez funkcjonariuszy, wcześniej byłem na zwolnieniu lekarskim, nie wiem nic o zdarzeniach z otwieraniem grobowców - powiedział Dariusz Tadrzyński, reprezentujący firmę zarządzającą cmentarzem komunalnym i parafialnym w Mławie.

Natomiast udało nam się dotrzeć do kobiety narodowości romskiej, której rodzina od pokoleń jest związana z naszym powiatem. Według niej, grób jej rodziny został zbezczeszczony. Jednak Romom nie wolno wypowiadać się do prasy, w ich imieniu robi to Król mieszkający pod Warszawą. Król po zapoznaniu się z problemem 22 listopada zgodził się, by kobieta opowiedziała co ją dotknęło.

Wypowiedzi niestety nie znalazłem.

Jak się nie podobało to możecie mi palcem pogruz... pogrozić.

Bomba TSAR

mihkks • 2013-08-25, 02:01
36
Największa eksplozja termonuklearna w historii. Detonacja miała miejsce 30 października 1961 roku w archipelagu Nowej Ziemi (Oczywiście Rosja) Nastąpiła na wysokości 4000 m. Kula ognista miała promień około 4000 m i niemal dosięgnęła powierzchni ziemi. Pomimo zmniejszenia mocy bomby, część skalistych wysepek – w pobliżu których dokonano detonacji – wyparowała, a sam wybuch był odczuwalny nawet na Alasce. O sile wybuchu świadczy fakt, iż fala sejsmiczna wywołana nim (rejestrowana przez sejsmografy) okrążyła Ziemię trzy razy oraz to, że był on widoczny z odległości prawie 900 km. Promieniowanie cieplne było w stanie spowodować oparzenia trzeciego stopnia w odległości 100 km od miejsca eksplozji. Grzyb atomowy miał około 60 km wysokości i 30-40 km średnicy.

MAJĄ ROZMACH Sk***YSYNY :ok***a:

Kolekcja kolorowych zdjęć

Pan_Marszałek • 2013-08-25, 00:18
30
Kolejna garść kolorowych zdjęć z nazistami w roli głównej.

#1. Hitler i austryjackie dziewczęta


#2. Ambasador Watykanu, Bernardo Attolico, rozmawia z Adolfem Hitlerem.


#3. Niemiecka kawaleria( :?: ) w południowej Bułgarii, 1941 rok.


#4. Parada zwycięstwa z okazji zakończenia wojny domowej w Hiszpanii, Madryt, 1939 rok.




#5. Führerbau , oficjalna rezydencja Adolfa Hitlera w Monachium.

#6. General von Epp(po lewej) i burmistrz miasta Passau(po prawej) w czasie zajęcia Sudetów w 1938 roku.


#7. Feldmarszałek Fedor von Bock z francuskim generałem Henri Fernandem Dentzem (odwrócony plecami) podczas negocjacji zawieszenia broni w Paryżu, 14 czerwca 1940 roku.



#8. Albert Forster, zarządca Wolnego Miasta Gdańsk / Adolf Wagner, zarządca Monachium.



#9. Hitler podczas otwierania igrzysk olimpijskich w Berlinie.


#10.Berlin podczas obchodów 50-tych urodzin Hitlera.





Poprzednie tematy:

http://www.sadistic.pl/adolf-hitler-kolorowe-zdjecia-vt219713.htm

http://www.sadistic.pl/nazisci-w-kolorze-vt221074.htm

http://www.sadistic.pl/ii-wojna-swiatowa-w-kolorze-kolorowe-zdjecia-vt220193.htm
11
Tajne podziemne bazy USA

Wywiad z Thomasem Edwinem Castello - rzekomym pracownikiem ochrony w bazie Dulce

Przed Wami tłumaczenie wywiadu z rzekomym pracownikiem pewnej tajnej bazy wojskowej. Nie jest to do jednak końca aż tak Amerykańska baza, co wynika z tego wywiadu...Podziemne bazy Reptilian na naszej placecie, eksperymenty na ludziach oficjalnie zaginionych oraz prezydenci USA spotykający się potajemnie z „zielonymi” – oto zupełnie niesamowita historia będąca relacją jakoby naocznego świadka. Oczywiście tak naprawdę nie wiadomo na ile ten wywiad jest wiarygodny...Ale warto przeczytać...


Thomas Edwin Castello oficjalnie nie istnieje i nigdy nie istniał, a jednak z nieoficjalnych źródeł możemy dowiedzieć się, że człowiek ten był oficerem ochrony w tajnym kompleksie badawczym Dulce, o którym to zrobiło się głośno po tym, jak Thomas E. Castello wykradł tajne dokumenty nazwane później "Dulce Papers", a które sprawiły, że oczy prywatnych badaczy zwróciły się w stronę tej podziemnej instalacji. Thomas Edwin Castello poświęcił swoją rodzinę i sam stracił życie za ujawnienie tajnych informacji.

Poniższy wywiad stanowi zbiór pytań, które zostały zadane Thomasowi E. Castello, wraz z odpowiedziami na nie. Odpowiedzi zostały udzielone na około rok przed tajemniczym zaginięciem Thomasa. Nie istnieją żadne dowody, które potwierdzałyby prawdziwość poniższego wywiadu.

PYTANIE: Kiedy właściwie powstała instalacja Archuleta?


ODPOWIEDŹ: Słyszałem, że Dulce zapoczątkowane zostało w latach 1937-38 przez wojskowych inżynierów, powiększane przez lata do roku 1965 lub 66, kiedy większość kompleksu została ukończona, łącząc tunele z bazą w Arizona ("Page Base") jednym ze starszych podziemnych obiektów. Czworokątna podstawa bazy nazwana została PERICA. Większość rdzennych Amerykanów żyjących na tym obszarze zdaje sobie sprawę z istnienia tej bazy i może potwierdzić informacje o dziwnych spotkaniach z innymi formami życia blisko tych obiektów, Bigfoot itp...

PYTANIE: W jaki sposób powstała ta instalacja? Czy jesteś zapoznany z postępem prac prowadzonych przez korporację RAND, nad wysoko wydajną maszyną wiertniczą, zdolną roztapiać skałę przy użyciu zasilanych energią atomową wolframowo-grafitowych wierteł?

ODPOWIEDŹ: Odnosząc się do słów kilku starszych robotników, część tej maszyny została wysadzona przez bomby jądrowe w latach sześćdziesiątych. Istnieją sekcje, takie jak tunele komunikacyjne, które uformowane zostały przez zaawansowaną maszynę wiertniczą, która pozostawia ściany tunelu gładkimi. Ukończone ściany w tych podziemnych tubach przypominają szkło wypolerowane do połysku.

PYTANIE: Przez kogo zapoczątkowana została instalacja Dulce?

ODPOWIEDŹ: Natura rozpoczęła od stworzenia naturalnych jaskiń. Draco (humanoidalna rasa reptilian) używali jaskiń i tunelów przez wieki. Później, za pośrednictwem korporacji RAND i jej planów, podziemne jaskinie były powiększane. Naturalne jaskinie, włączając w to jaskinie lodowe i te ze źródłami siarki stanowiły perfekcyjne wypełnienie potrzeb obcych. Jaskinie Dulce mogą rywalizować pod względem swojej objętości z kompleksem jaskiń Carlsbad Caverns.

PYTANIE: Czy wielokrotnie obserwowane samoloty lub statki kosmiczne, widziane w momencie odlatywania lub przylatywania w okolice góry Archuleta pilotowane były przez ludzi, obcych czy ludzi i obcych?

ODPOWIEDŹ: Mesa Archuleta jest mniej istotnym obszarem, samoloty odlatują i są rozmieszczone w pięciu obszarach. Jednym z nich jest Dulce, inny znajduje się blisko Durango, inny przy Taos, a główna flota znajduje się w Los Alamos.

PYTANIE: Niektórzy sugerowali, że niektóre rasy "obcych" w Dulce nie mają pozaziemskiego pochodzenia, tzn. że w rzeczywistości wywodzą się one od gadów lub takich stworzeń jak Velociraptor, Stenonychosaurus Equallus - rasy "serpentynów" lub ras mających powiązania z tymi napomkniętymi w trzecim rozdziale księgi Rodzaju.

ODPOWIEDŹ: Tak, niektórzy Reptoidzi są rodzimymi mieszkańcami tej planety. Rasą wiodącą wśród obcych są Reptilianie. Beżowe lub białe istoty zwane są Draco. Inne odłamy Reptilian mają zielone lub brązowe zabarwienie. Stanowią oni starożytne rasy Ziemi, żyjące pod jej powierzchnią. Być może istotą, która skusiła Ewę w Edenie był Draco. Reptoidzi słusznie określają siebie "rodzimymi Ziemianami." Być może są tymi, których my określamy upadłymi aniołami. Być może nie, w każdym bądź razie, my postrzegani jesteśmy jako "dzicy lokatorzy" tej planety.

PYTANIE: Gdzie do tej całej układanki pasują Szaraki?

ODPOWIEDŹ: Pracują oni i są kontrolowani przez Draco. Istnieją ponadto inne szare istoty, które nie należą do tej samej ligi co Draco.

PYTANIE: Czy kiedykolwiek rozmawiałeś z jakimś przedstawicielem obcej rasy w bazie?

ODPOWIEDŹ: Odkąd byłem starszym oficerem ochrony musiałem porozumiewać się z nimi codziennie. Kiedy pojawiały się jakiekolwiek problemy, które wiązały się z bezpieczeństwem lub z obsługą kamer wideo, byłem wzywany. Istniała kasta robotników Reptilian, która zwykle wykonywała prace fizyczne na niższych poziomach Dulce. Decyzje, które obejmowały tę grupę, podejmowane były przez białego Draco. Kiedy ludzcy pracownicy stwarzali jakieś problemy pracującym Reptilianom, informowano w pierwszej kolejności Draco, a ten wzywał mnie. Chwilami wydawało się, że tego typu problemu nigdy się nie skończą. Największy problem jednak stanowili ludzcy pracownicy, którzy niebezpiecznie zbliżali się do stref granicznych sekcji obcych. Sądzę, że ciekawość jest ludzką cechą, przekraczanie barier także. Zbyt często jednak łamano te bariery. Kamery blisko wejść zwykle powstrzymywały ciekawskich, zanim Ci popadli w poważne kłopoty. Kilkukrotnie musiałem jednak interweniować i prosić o zwrot ludzkiego pracownika.

PYTANIE: Czy istnieją inne miejsca, połączone z podziemną siecią komunikacyjną - inne niż te, o których wspominałeś. Jeśli tak, to gdzie znajdują się wejścia?

ODPOWIEDŹ: Gdzie? Wszędzie! Krzyżują cały świat jako niekończąca się sieć podziemnych autostrad... Podziemne tunele w Ameryce są jak autostrada z tą różnicą, że znajduje się ona pod ziemią. Ruch tą autostradą wymaga silników elektrycznych i niczym nie różni się od ruchu na powierzchni. Tego typu autostrady wykorzystywane są do podróży na ograniczoną odległość. Istnieje jednak inny sposób transportu ładunku i pasażerów wykorzystywany do szybkiego podróżowania. Ta bezkresna sieć nazywa się "Sub-Global System", posiada punkty kontrolne przy przekraczaniu granic każdego kraju. Są to tuby transportowe, które "wystrzeliwują" pociągi nadając im niesamowite prędkości przy wykorzystaniu magnetycznej lewitacji i metody próżniowej. Pociągi te podróżują z prędkościami przekraczającymi prędkość dźwięku. Część Twojego pytania odnosiła się do wejść do bazy. Najłatwiej powiedzieć, że każdy stan w USA posiada wejście do sieci tunelów. Często wejścia te są kamuflowane jako piaskowe kamieniołomy lub kopalnie. Inne skomplikowane portale znajdują się w bazach wojskowych. Nowy Meksyk i Arizona mają największą liczbę wejść, zaraz za nimi pod tym względem plasują się Kalifornia, Montana, Idaho, Kolorado, Pensylwania, Kansas, Arkansas, Missouri. Najmniej wejść mają stany Florydy i Północnej Dakoty. Wyoming posiada drogę, która prowadzi bezpośrednio na podziemną autostradę. Droga obecnie nie jest wykorzystywana, ale mogłaby być reaktywowana, gdyby tylko o tym zdecydowano - przy minimalnych kosztach. Zlokalizowana jest ona blisko Brooks Lake.

PYTANIE: Czy istnieją inne bazy w stanie Utah? Czy słyszałeś cokolwiek o domniemanych podziemnych instalacjach na obszarze Gór Wasatch?

ODPOWIEDŹ: Salt Lake, Lake Powell Area, Dark Canyon, Dougway Grounds, Modena, Vernal. Wszystkie tam istnieją, inne także.

PYTANIE: Czy podziemny system transportowy Archuleta łączy się z odnogą systemu Góry Shasta w Północnej Kalifornii?

ODPOWIEDŹ: Tak, Góra Shasta jest główną siedzibą Obcych - Starszej Rasy - Rasy Reptilian - spotkań z ludźmi. Każdy prezydent w historii Stanów Zjednoczonych odwiedził miasto Telos. Truman miał okazję odwiedzić niżej położone królestwa jako "Wysoki Archon na Ziemi". Miał możliwość spotkania się z Królem Świata, dał mu "klucze do U.S.A". Truman otrzymał zapewnienie w kwestii nowej technicznej wiedzy i zwycięstwa nad wszystkimi wrogami na Ziemi. Został przedstawiony Samaza i Khoach, obcym z Bootes i Tiphon, obydwaj królowie lub ambasadorzy rasy Reptilian. Truman zaktualizował dokument "Traktat Stu" i zażądał magnetycznego postępu, kosmicznej wiedzy naukowej. Knoach zgodził się, Samaza częściowo. Wymieniono zakładników dla eksperymentów genetycznych i uzyskania praw do technologii magnetycznej. Zawetowano uzbrojenie kosmiczne i broń promieniową.

PYTANIE: Czy zauważyłeś jakiekolwiek powiązania wysoko postawionych wolnomularzy, różokrzyżowców albo jezuitów z podziemną instalacją lub z obcymi?

ODPOWIEDŹ: Tak, ale to bardzo złożone pytanie i nie chciałbym komentować go szerzej. Nie jestem masonem, ani też członkiem jakiejkolwiek tajnej organizacji. Istnieje jedna organizacja, której członkiem jestem. To grupa powszechnie znana jako "Centralna Jednostka". To zaszczyt mówić Ci, że jestem członkiem "Sub-Galaktycznej Ligi" Kostaryki.

PYTANIE: Czy istnieje ziarno prawdy w twierdzeniach, jakoby CIA i Obcy założyli bazy na Księżycu czy Marsie?

ODPOWIEDŹ: Słyszałem takie pogłoski, ale nie widziałem dowodów, które by to potwierdzały. Obcy posiadają bazy na kilku księżycach Jowisza i Saturna. CIA działa w innych krajach, ale nigdy nie słyszałem, żeby działało na innych planetach.

PYTANIE: Czy słyszałeś kiedykolwiek jakieś pogłoski na temat możliwości istnienia niższych poziomów niż poziom ULTRA-7 bazy Dulce, a także, gdzie zaprowadziłyby nas niższe poziomy i co moglibyśmy tam znaleźć?

ODPOWIEDŹ: Tak, Twoje pytania są tak samo dobre jak moje... Dużo na ten temat rozmawiano, ale to nie znaczy, że cokolwiek znajduje się poniżej poziomu 7. Jakkolwiek jednak, widziałem windy, które nie miały ograniczeń jeśli chodzi o poziom poruszania się. Dostęp do nich wymagał uprawnień UMBRA lub innego wyższego certyfikatu bezpieczeństwa. W bazie wszelkie informacje dostarczane były do mnie na zasadach "wie tylko tyle, ile potrzebne mu do pełnienia swoich obowiązków". Moje pozwolenie to ULTRA-7.

PYTANIE: Niektórzy sugerują, że rząd Stanów Zjednoczonych opracował własny dyskoidalny obiekt, oparty o ściśle tajne eksperymenty antygrawitacyjne przeprowadzane przez naukowców nazistowskich podczas drugiej wojny światowej.

ODPOWIEDŹ: Kiedy pracowałem przy bezpieczeństwie fotografii, słyszałem dużo na ten temat, ale nigdy nie widziałem dowodów. Jeden jedyny raz, w bazie powietrznej rozwinąłem rolkę filmu i zobaczyłem obiekt jak ten z filmów Adamskiego, ale ze swastyką po jednej stronie.

PYTANIE: Tom, czy miałeś dostęp do statków obcych? Czy kiedykolwiek w jakimś z nich byłeś?

ODPOWIEDŹ: Tak, często widywałem je w garażach, było ich całkiem sporo. Główna flota stacjonuje w Los Alamos. Tak, wszedłem do kilku statków. Były dwie rzeczy, które utkwiły w mojej pamięci, dziwne wrażenie gąbczastości podłóg i niezwykły różowawo fioletowy kolor oświetlenia. Załoga twierdziła, że podłoga fałduje się w czasie lotu, a fioletowy odcień oświetlenia zmienia sie do jaskrawo niebieskiego i białego. Całe wnętrze statku było zmniejszone w skali, jeśli porównalibyśmy je z proporcjami człowieka. Pomieszczenia były zakrzywione i wąskie, choć w jakiś sposób wewnątrz było więcej miejsca niż na to wyglądało z zewnątrz. Niektóre obszary - sekcje zewnętrzne - wyglądały prawie jak żywe, miało się także poczucie bytności czegoś żywego. Nigdy jednak nie znalazłem się w żadnej z tych sekcji.

PYTANIE: Czy możesz podać więcej informacji na temat rasy Reptilian, co robią oni na poziomie szóstym?

ODPOWIEDŹ: Kasta robotnicza sprawuje codzienne obowiązki - wycieranie podłóg z lateksu, czyszczenie klatek, przynoszenie pożywienia głodnym ludziom i innym gatunkom. Do zakresu ich pracy należy sporządzanie odpowiednich mieszanek dla istot typu pierwszego i drugiego, stworzonych przez rasę Draco. Robotnicy Ci pracują także w laboratoriach i bankach komputerowych. Zasadniczo ujmując, rasa Reptilian jest aktywna na wszystkich poziomach bazy Dulce. Istnieje kilka innych "ras" obcych, pracujących we wschodniej sekcji poziomu szóstego. Ta sekcja jest potocznie nazywana "Obcą sekcją". Draco są niekwestionowanymi mistrzami poziomów 5, 6 i 7. Ludzie są podrzędni jeśli chodzi o dowodzenie na tych poziomach. Sam często musiałem przystawać na polecenia jednego szefa Draco. Jego imię trudne jest do wymówienia - Khaarshfashst. Zwykle zwracałem się do niego "karsh", czego on nie znosił.

Przywódcy Draco są bardzo formalni, kiedy rozmawiają z ludzką rasą. Starożytne byty postrzegają nas jako rasę niższą. Karsh zwracał się do mnie "Przywódca Castello", ale używał tego zwrotu w bardzo sarkastyczny sposób. Jakkolwiek, kasta pracowników jest dość przyjazna, tak długo jak długo pozwalasz im mówić w pierwszej kolejności. Odpowiedzą, kiedy zwrócisz się do nich. Są to bardzo ostrożne istoty, postrzegające większość ludzi za wrogów. Zawsze wydają się zaskoczonymi, kiedy okazuje się, że wielu ludzi jest otwartych i godnych zaufania. Nie ma żadnego bratania się z obcymi "po godzinach". Zakazane jest prowadzenie rozmów z innymi rasami bez ukierunkowanego biznesowego powodu. Ludzie mogą rozmawiać z ludźmi, obcy mogą rozmawiać z obcymi i na tym się kończy. W miejscu pracy natomiast jest inaczej. Istnieje "wolność słowa" w laboratoriach. Koleżeństwo w laboratoriach dociera także do sekcji banków komputerowych, jednakże wszystko zmienia się z minutą, w której przekraczasz próg sali. Natychmiast wszystkie rozmowy stają się ściśle formalne. To trudne, ale kilka razy musiałem aresztować daną osobę tylko za to, że rozmawiała z obcym. To dziwne miejsce.

PYTANIE: Co właściwie sprawiło, że zdałeś sobie sprawę, że w Dulce dzieje się coś dziwnego? Dla mnie to miejsce wygląda strasznie i nie trzeba być Einsteinem, aby zrozumieć, że to miejsce zbrodni. Dlaczego zabrało Ci to tak dużo czasu?

ODPOWIEDŹ: Jest kilka rzeczy, o których musisz wiedzieć. Złożyłem przysięgę, pod groźbą śmierci, że cokolwiek zobaczę lub usłyszę, nigdy nie wyjawię informacji na ten temat. Ponadto, podpisałem zrzeczenie się praw obywatelskich, zgodnie z którym zgadzam się dobrowolnie poświęcić swoje życie, jeśli zostanę oskarżony o zdradę. W Dulce, zdradą jest wszystko, co ma związek z wyjawieniem informacji na temat codziennych prac prowadzonych w kompleksie. Kiedy przybyłem tam po raz pierwszy, zastosowano politykę - "wie tyle, ile jest mu potrzebne do wykonywania swojej pracy". Powiedziano nam, że "To jest zakład biomedyczny o zaawansowanej technologii, zajmujący się zaawansowaną i śmiałą metodologią w celach dobra medycznego i mentalnego", co tak naprawdę było skomplikowaną definicją tego, co robią z ludźmi tylko po to, żeby zobaczyć jaki będzie tego efekt. Jeśli pojawi się lek, zostanie wyciągnięty na powierzchnię jako cudowna nowa metoda leczenia. Powiedzą wtedy, że odkrycia dokonano po latach badań w dobrze znanym ośrodku medycznym. Prawdziwa historia tego leku nie zostanie nigdy wyjawiona. Przecież baza Dulce jest tajnym ośrodkiem! Ci ludzie są bardzo dobrzy w tym co robią. Nigdy nie powiedzą prawdy o pechowcach, którzy skończyli w "Koszmarnej sali".

Pracowałem z obcymi. Mając to na uwadze, powinieneś zdawać sobie sprawę z powagi tajemnicy i poziomu bezpieczeństwa tego miejsca. Tak wiem, to nie była zwykła szpitalna posada, ale już na początku "kupiłem" cały pakiet. Każdego dnia przypominano mi przez interkom w windach, że "to miejsce wysokiego ryzyka medycznego i testów farmakologicznych, mających na celu wyleczenie choroby psychicznej, prosimy nie rozmawiać z więźniami, ponieważ może to zniweczyć lata pracy." Jestem rozsądny, gdy lekarze mówią, że mam z nimi nie rozmawiać, dlaczego miałbym się im przeciwstawiać? Jeden człowiek przyciągnął moją uwagę. Ciągle powtarzał, że nazywa się George S, oraz, że został porwany. Mówił, że na pewno ktoś go poszukuje. Nie wiem dlaczego utkwiło mi to w pamięci, zapamiętałem jego twarz myśląc przy tym, że nie wygląda na kogoś chorego umysłowo, choć wielu więźniów to mówiło. W kolejny weekend przekonałem przyjaciela, glinę, aby sprawdził tego faceta. Powiedziałem wtedy, że spotkałem go podczas biegania i że mnie zaciekawił. Nie wspominałem niczego o bazie. To było obrzydliwe uczucie, kiedy komputer potwierdził, że George S. jest zaginiony. Co gorsza, gliniarze uważali, że to kolejny facet zmęczony codzienną harówką, rozdarty życiowo.

To był początek. Następnego dnia szukałem Georga, ale już go nie było. Nie było też żadnych zapisków, które informowałyby co się z nim stało. Był inny pracownik ochrony, który podszedł do mnie mówiąc, że on i kilku pracowników laboratorium chce się ze mną spotkać przy jednym z tunelów. Ciekawość wzięła górę i powiedziałem ok. Tej nocy, spotkałem się z dziewiątką ludzi. Powiedzieli mi, że wiedzą, że narażają mnie, ale chcą pokazać mi kilka rzeczy, a które jak sądzą, powinienem zobaczyć. Raz po razie ukazywali zapisy dowodzące, że wielu więźniów to osoby zaginione. Były tam wycinki z gazet, a nawet zdjęcia, w jakiś sposób przemycone do bazy. Mieli nadzieję na przemycenie ich z powrotem na zewnątrz. Widziałem strach na ich twarzach, gdy mówili do mnie. Jeden mężczyzna powiedział, że wolałby raczej stracić życie próbując coś zrobić, niż stracić duszę nie robiąc niczego. To była ta uwaga, która przechyliła szalę. Powiedziałem im o George'u i o rzeczach, które wiem na jego temat. Po kilku godzinach przyrzekliśmy sobie odsłonić sekrety Dulce.

PYTANIE: Nazwa "Koszmarna Sala" jest bardzo wymowna, ale na pewno istniała jakaś "oficjalna" nazwa. Jak nazywano ją w podręcznikach?

ODPOWIEDŹ: W podręcznikach nazywano ją "Wiwarium". Opisywały one Dulce jako "chroniony obiekt przeznaczony do prowadzenia opieki nad biologicznymi formami życia każdego typu" W ich raporcie w innej definicji możemy przeczytać, że to "izolowany podziemny park biologiczny, z miejscami dla zwierząt - ryb, ptactwa, gadów i ludzi." Po wizytacji tego "parku", nazwa "Koszmarna Sala" lepiej oddaje charakter tego miejsca niż definicja z podręcznika. Miejsca "mieszkaniowe" dla więźniów w Koszmarnej Sali daleko odbiegają od ładnego obrazka przedstawianego w opisach.

PYTANIE: Wspominałeś o jednym przywódcy Reptilian - Khaarshfashst, czy wiesz coś o nim, skąd pochodzi? Pochodzi z Ziemi czy z innej planety?

ODPOWIEDŹ: Jego imię znaczy "utrzymujący prawo". Oni otrzymują imiona w momencie, gdy każdy z nich osiągnie "wiek świadomości". Nie uznają oni czasu za tak ważny czynnik w "byciu świadomym", za jaki zwykli uznawać go ludzie. W momencie osiągnięcia "wieku świadomości", stają się oni świadomi swojej pozycji i zadań, jakie muszą wypełnić. W tym czasie wybierają sobie, lub pozwalają komuś innemu aby wybrał dla nich imię. Ich imiona zawierają w sobie pozycję jaką pełnią i kilka osobiście dobranych liter. Każda litera ma znaczenie osobiste, znane tylko obcemu i osobie, która (jeśli) wybierała imię. Reptilianie nie tylko zachowują prywatność, ale także są bardzo skryci jeśli chodzi o lokalizację ich rodzimego miejsca. Dla nich narodziny lub pojawienie się życia postrzegane jest jako jeden ze świętych obrzędów. Uznają oni Ziemię lub "Terra" za "planetę - dom", jednakże kilku Reptilian omawiało mapy gwiezdne. Większość z omawianych gwiazd znajdowała się w obrębie Drogi Mlecznej. Wśród nich znajdowały się gwiazdy i ich planety należące do grupy "Planet Lojalnościowych" (lub "Planet Poddanych"). Ziemia jest jedną z planet leżącą na przecięciu ich szlaków handlowych. Gdyby jakiś człowiek zapytał wprost o "Poddaństwo", obcy zwróciliby się z tym pytaniem do Draco. Draco z kolei przekazałby pytanie mnie - jako przełożonemu. Nie posiadałem informacji na temat gwiazd, ponieważ nie były mi one potrzebne do wykonywania pracy.

PYTANIE: Czy ktokolwiek z pracowników kasty włączył się do buntu? Czy mógłbyś podać jakieś imiona?

ODPOWIEDŹ: Kilku dozorców wśród Reptilian dało nam do zrozumienia, że wiedzą o naszych zamiarach sabotażu wkroczenia na poziomy szósty i siódmy. Jeden z nich, o imieniu Sshhaal w tajemnicy uformował małą grupę Reptilian, z takim samym nastawieniem jak moja grupa. Sshhaal wziął na siebie niebezpieczeństwo informowania mnie. Był tak szczery jak to tylko możliwe w tej wyjątkowej sytuacji. W dniu, w którym się o tym dowiedziałem, przeprowadzałem inspekcję kamery blisko wyjścia tunelu. Podszedł do mnie, zatrzymał się, pozornie zdrapując jakiś nieistniejący brud i cicho powiedział, "Kilku z nas przyznało, że jesteś osamotniony w swoich wysiłkach w sprawie raportów zaginionych ludzi. Jeśli to prawa oddal się, znajdę Cię. Jeśli to nie prawda, zniszcz moje życie teraz!." Moje serce niemal nie wyskoczyło z mojej klatki piersiowej, jednak spokojnie odszedłem w stronę jednej z bezkresnych sal.

Od tego czasu pamiętałem te słowa! Po raz pierwszy widziałem, że Reptilianie mają indywidualne myśli i opinie! Zasadniczo wszyscy oni formowali jednakowy front, z niewielką różnorodnością interesów, albo przynajmniej tak ich postrzegaliśmy. To było na kilka dni przed tym zanim usłyszałem go znowu, kiedy przeszedł przede mną na szóstym poziomie niesławnej sali. Usłyszałem jak mówi: "Wejdź do tunelu wyjściowego na poziomie szóstym po Twojej zmianie." Następne kilka godzin dłużyło się i wypełnione było myślami o zdradzie lub czymś gorszym, ale nie powinienem się martwić. Skontaktowałem się z jedną osobą z naszej grupy, dając mu znać co jest na rzeczy. Gordon chciał iść ze mną, ale przekonałem go, żeby poczekał kilka metrów od wyjścia i udawał, że ma problemy ze swoim wózkiem. Kiedy tam poszedłem, było ich trzech. Sshhaal, przedstawił Fahsshhaa i Huamsshha. Szybko zaciągnąłem Gordona z sali i pięcioro z nas zaczęło rozmawiać i przechadzać się ciemnymi tunelami przez około trzy godziny. Po tym dniu, zebrana grupa oporu stawała się coraz większa i śmielsza.

Ostatecznie wszystko skończyło się, kiedy przy tunelu wyjściowym doszło do wojskowej interwencji. Zginęli wszyscy, którzy byli na liście, ludzie i Reptilianie. Odpowiedzieliśmy na atak, ale nikt z pracującej kasty nie miał broni, ani nikt z ludzi - pracowników laboratorium. Tylko siły ochrony i kilku pracowników banku komputerowego miało flash gun'y. To była masakra. Każdy krzyczał i szukał schronienia. Sale i tunele zapełniły się błyskawicznie. Sądziliśmy, że to Delta Force postanowiła uderzyć w momencie zmiany pracowniczej i zabić tak wielu jak to tylko było możliwe, o ile znajdowali się na liście. Do dzisiejszego dnia nie wiemy kto nas zdradził. Gordon Ennery biegł przy mnie gdy zmierzaliśmy do tunelów wyjściowych na poziomie trzecim. Zginął, kiedy kiedy kilka kul trafiło go w plecy. Wyparowałem zabójcę i uciekałem dalej. Ciągle uciekam. Gordona nie zapomnę.

PYTANIE: Powiedz mi więcej o Flash Gun'ie. Czy trudno nim operować, czy to rodzaj broni jak w Star Treku, czy może ogłuszać i zabijać na różnych trybach pracy?

ODPOWIEDŹ: To zaawansowana broń promienna, która może działać w trzech różnych trybach. Tryb pierwszy, jak w Star Trek, może ogłuszać, ale także zabić, jeśli trafiona osoba ma słabe serce. W trybie drugim, może lewitować wszystko, bez względu na wagę. Tryb trzeci jest naprawdę mocny. Może zostać użyty do sparaliżowania wszystkiego co żyje, ludzi, zwierząt, obcych i rośliny. Przy wyższym ustawieniu w tym samym trybie, może powodować tymczasową śmierć. Zapewniam Cię, każdy doktor zaświadczyłby, że taka osoba jest martwa, jednak jej esencja życiowa pozostaje w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. W ciągu jednej do pięciu godzin, taka osoba powraca do życia, powoli, najpierw powracają funkcje życiowe, następnie świadomość.

W tym trybie, obcy naukowcy przeprogramowują ludzki mózg i zasiewają fałszywe informacje. Kiedy osoba "wraca", powraca jej spreparowana pamięć, jako ta, nabyta podczas życia. Taka osoba nie ma żadnej możliwości aby dowiedzieć się prawdy. Ludzki umysł "pamięta" i wierzy w całkowicie spreparowane dane. Nawet jeśli spróbujesz ich przekonać, że ich wspomnienia nie są prawdziwe, będą się śmiać i złościć. Nigdy Ci nie uwierzą.

Pytasz, czy Flash Gun jest trudny w obsłudze. Dwuletnie dziecko mogłoby go obsługiwać jedną ręką. Przypomina latarkę, z czarnym szkłem - stożkową odwróconą soczewką. Po jednej stronie znajdują się trzy osadzone gałki, w trzech zakrzywionych rowkach. Każda gałka ma inny rozmiar. Im dana gałka znajduje się bliżej dłoni tym większa jest siła danego trybu. To bardzo proste. Każda gałka ma trzy pozycje spoczynku. Najsilniejsza pozycja odparowuje każdą żyjącą rzecz. Ten tryb jest tak potężny, że nie zostawia śladu tego, co zostało odparowane.

PYTANIE: Czy ta broń nazywa się Flash Gun, czy ma jakąś inną podręcznikową nazwę?

ODPOWIEDŹ: Wszyscy nazywają je Flash Gun'ami, lub bardziej powszechnie "Flash" lub "mój Flash", kiedy o nim mówią. W podręcznikach broń ta została po raz pierwszy przedstawiona pod nazwą ARMORLUX, następnie używano nazwy Flash Gun.

PYTANIE: Jaki rodzaj ochrony jest używany w bazie Dulce? Co jeszcze używane jest przeciwko szpiegom lub w razie nieautoryzowanego dostępu?

ODPOWIEDŹ: Wspomnę o kilku, ale jest praktycznie niemożliwe opisać wszystko. Poza Flash Gun'em, najczęściej stosowana jest broń akustyczna. Wbudowana w każdy element oświetlenia jest urządzeniem, które może zamroczyć świadomość człowieka w ciągu sekundy przy użyciu tylko cichego tonu. W Dulce znajdują się także statyczne i ruchome kamery, skanery tęczówki oka, skanery dłoni, czujniki wagowe, lasery, sprzęt emitujący fale ELF i EM, sensory ciepła, detektory ruchu i wiele innego sprzętu. Nie ma żadnego sposobu, abyś mógł dostać się dostatecznie daleko w głąb bazy. Jeśli uda Ci się dostać na poziom drugi, zostaniesz zauważony po kilku metrach. Bardziej niż pewne jest, że stałbyś się jednym z więźniów i nigdy już nie zobaczył światła dziennego i świata na powierzchni. Gdybyś miał "szczęście", zostałbyś przeprogramowany i stałbyś się jednym z niezliczonych szpiegów kasty rządzących.

PYTANIE: Zgodnie z pewnymi raportami Dulce gości innych obcych, którzy żyją na poziomie piątym. Czy to prawda? Czy ludzie mogą swobodnie przemieszczać się pomiędzy salami, spotykać sam na sam, czy istnieje jakiś specjalny protokół w tej kwestii?

ODPOWIEDŹ: Istnieje protokół, stosowany od pierwszej chwili gdy tylko wejdziesz do bazy i należy postępować zgodnie z nim za każdym razem, kiedy widzisz obcą istotę. Począwszy od kasty pracowników, do obcych gości, aż po kastę rządzących, istnieje niekończąca się lista zasad, praw i surowych protokołów. Nie ma okazji, aby przemierzać poziom piąty. Obszar zamieszkany przez obcych na poziomie piątym - "Alien Housing Area" jest obszarem zabronionego dostępu dla ludzi. Centrum kompleksu - HUB - otoczony jest przez ochronę, arsenał, wojsko, sekcje CIA/FBI. Obszar za "ścianą ochrony" jest jednym z najbardziej strzeżonych obszarów, ponieważ znajduje się w nim wiele ściśle tajnych dokumentów. Cała wschodnia część piątego poziomu jest niedostępna dla ludzi, za wyjątkiem tych posiadających uprawnienia dostępu ULTRA-7 lub wyższe. Garaż po zachodniej stronie piątego poziomu wymaga pozwolenia ULTRA-4.

PYTANIE: Co z windami, czy schodzą one bezpośrednio od powierzchni, aż po siódmy poziom w ciągu kilku sekund? Czy wiesz coś na ich temat? Czy są podnoszone elektrycznie?

ODPOWIEDŹ: Mogę Ci powiedzieć, że nie ma żadnej windy w Dulce, która opuszcza się od powierzchni, aż po siódmy poziom. Plany obiektu pokazują, że poziomy są pokonywane stopniowo, piętro po piętrze, poziom po poziomie. Nawet centralny obszar - HUB - nie ma ekspresowej windy. Po pokonaniu trzeciego poziomu musisz nie tylko zmienić windę, ale jesteś też ważony i kolorystycznie znaczony, zanim wejdziesz do wagonika. Wszystkie windy kontrolowane są magnetycznie, nawet światła w windach, tak samo jak całe oświetlenie na wszystkich poziomach wykorzystuje indukcję magnetyczną. Żarówki nie są typowymi, jakie można kupić na powierzchni. To zupełnie inny system oświetlenia. Iluminacja tutaj jest dużo bardziej zbliżona do naturalnego światła słonecznego, niż iluminacja jakiegokolwiek sztucznego światła na powierzchni. Kształt wind jest unikalny. Przypominają misę ze ściętą podstawą. Ruch jest spokojny i cichy, niemal niezauważalny gdy winda startuje lub zatrzymuje się. Kable nie są potrzebne, ponieważ winda jest magnetyczna, nie elektryczna.

PYTANIE: Tajemniczy oficer ochrony nazywający samego siebie agentem "Yellow Fruit" (Żółty owoc) twierdzi, że pracował w Groom Lake (Strefa 51). Oficer ten twierdzy, że był w kontakcie z dobrotliwymi obcymi w Groom Lake. Czy masz jakieś informacje na temat istnienia takiej grupy (Yellow Fruit)?

ODPOWIEDŹ: "Yellow Fruit" jest jedną z nazw w potocznym języku dla "Yellow Jack" (potocznie. "Tchórzliwy Jack") lub "Yellow Flag" ("Żółta flaga"), które nawiązują do kwarantanny i konieczności zachowania ostrożności w laboratoriach. Istnieje wiele różnych slangowych nazw w laboratoriach Dulce. W Dulce "Yellow Fruit" to laboranci. "Banana" (Banan) to starsi pracownicy, "Lemon" (Cytryna) to "nowi" itd..

żródło: chomikuj.pl:D

Ciekawy temat, wydaję się za bardzo nieprawdopodobne żeby było faktem...
X